Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 - Czarna Pantera


Życie jako hybryda nie należy do najprzyjemniejszych. Większość ludzi lepiej traktuje swoje psy. Nie masz żadnych praw. Najczęściej jesteś słodkim prezentem na urodziny jakiegoś gówniarza lub dodatkiem do nowego mieszkania młodej pary. Mimo że intelektualnie niczym nie różnisz się od ludzi, jesteś ich własnością, tylko dlatego, że masz w sobie zwierzęce DNA. Życie daje się jeszcze bardziej we znaki, kiedy do tego wszystkiego jesteś prostytutką. Taki los wszechświat zaplanował dla Taejin, młodej hybrydy czarnej pantery. Piękna i rzadka mieszanka. Czysta żyła złota dla jej alfonsa. Z tego powodu nie była byle dziwką, a jedną z najbardziej ekskluzywnych i najlepiej opłacanych. Cały zysk trafiał oczywiście do Albina, ale dzięki temu mogła liczyć na chociaż namiastkę godnego życia. Zawsze chodziła czysta i najedzona, a do tego dostała swój własny mały pokój, a raczej celę. Nic więcej nie potrzeba do szczęścia, prawda? Tylko że nie.

Taejin miała dość tego życia. Miała dość zmuszania jej do seksu, miała dość bycia jedynie przedmiotem, miała dość żalu i złości, które wypełniały ją każdego dnia. Wiele jej przyjaciółek już targnęło się na swoje życie. Niektórym z nich się nawet udało. Ale ona nie zamierzała zrezygnować ze swojego tylko dlatego, że ktoś postanowił zrobić z niego piekło. Chciała zacząć nowe. Takie, które ona wybierze. Takie, w którym będzie wolna. Długo planowała ucieczkę z burdelu i wreszcie nadarzyła się ku temu okazja.

Jakiś mafioza robił dużą imprezę w okolicach Sulejówka, a do towarzystwa zamówił cały orszak od Albina. Taejin jechała na miejsce z jedenastoma innymi dziewczynami w dwóch czarnych vanach. Za oknem samochodu już dawno zapadł mrok. Ciasna sukienka wbijała się irytująco w każde zaokrąglenie jej ciała. Była zdenerwowana, ale zdeterminowana do działania. Bezwiednie bawiła się ze stresu swoimi długimi hebanowymi włosami i kołysała co chwilę ogonem. Samochód zatrzymał się przed rezydencją, a ona głęboko odetchnęła. "Już czas", pomyślała.

 — No, dziewczyny, wysiadka! Czas wziąć się do roboty! — rzucił kierowca, opuszczając samochód.

Chwilę później tylne drzwi vana otworzyły się, a młode hybrydy zaczęły zbierać się w grupce na podjeździe, w tym także Taejin. Kiedy wszystkie znalazły się już na zewnątrz, przed wejście do budynku zajechało czarne BMW, z którego wygramolił się Albin, uśmiechając się promiennie, i kolejny ciemny van, ten jednak wypełniony był ochroniarzami i psami alfonsa.

— Ach, moje panie, jak miło was widzieć!

Taejin mało się nie porzygała na słowa człowieka, który spowodował jej całe życiowe nieszczęście. Odrzuciła pomysł rozszarpania jego gardła i schyliła się do kostek, nie próbując nawet słuchać jego typowego przemówienia przed robotą, w którym bredził, jak to ma nadzieję, że go nie zawiodą i zadowolą klientów. Odpięła paski przy swoich absurdalnie wysokich szpilkach, po czym zsunęła buty z nóg. Żaden z ochroniarzy, którzy mieli je pilnować, nie zwrócił na to uwagi. Rozglądali się po lesie, który otaczał rezydencję, jakby eskortowali samego prezydenta, na którego ktoś planuje przeprowadzić zamach. Nie wpadło im do głowy, żeby obserwować dziewczyny. W końcu żadna nie próbowała nigdy uciec. Aż dotąd.

Taejin wzięła głęboki wdech dla odwagi i rozciągnęła palce u stóp. Bieg przez las na bosaka będzie boleć, ale na pewno nie bardziej niż tkwienie w tej żałosnej egzystencji. Jej koleżanki zerkały na nią pytającym i lekko przerażonym spojrzeniem. Nie zwracała na to uwagi. Nie było już odwrotu. "Jeśli nie chcecie nic zmienić to nie. Wasz wybór." powiedziała w myślach. "Ja nie mam zamiaru godzić się na ten los."

— Dziewczęta, jak zwykle liczę na wasz profesjonalizm i...

Albin przerwał w połowie swoją dygresję, gdy jedna z jego własności przemknęła mu tuż przed nosem, a po chwili zniknęła w mroku lasu za murem. Wszyscy zgromadzeni stanęli na chwilę w bezruchu.

— Co jest, kurwa? — wykrztusił. — Czy to była Taejin? Co jest, kurwa mać?!

...

Młoda hybryda dosłownie słyszała adrenalinę w swoich żyłach. Biegła najszybciej, jak się dało. Nieważne gdzie, byle jak najdalej od tego koszmaru. Dzięki jej zwierzęcym genom idealnie widziała teren wokół siebie, a jej stopy nie bolały aż tak bardzo, gdy przy każdym kroku wbijały się w nie kamienie i patyki. Nigdy nie czuła się tak wolna, ale i równocześnie przerażona. Nie myślała, że może biec szybciej, dopóki nie usłyszała psów tropiących gdzieś w lesie za nią.

Nie miała zamiaru dać się złapać, już wolałaby, żeby te kundle zagryzły ją na śmierć. Nową nadzieję przyniosły jej pierwsze krople deszczu na twarzy i cichy odgłos grzmotu w oddali. "Deszcz! Dzięki Bogu!", pomyślała szczęśliwa. "Musi się udać."

Po paru minutach burza szalała wokół niej na dobre, a ona sama oddaliła się już spory kawałek od miejsca, z którego uciekła. Jej sprint coraz bardziej zmieniał się w szybki trucht. Mimo że posiadała zwierzęce geny, była już powoli na wyczerpaniu sił. Jednak za plecami wciąż słyszała ujadanie psów. Nie spodziewała się, że ochroniarze dadzą radę za nią nadążyć. Zdecydowanie ich nie doceniła. Krew cieknąca z jej poranionych stóp na pewno nie pomagała w zamazaniu tropu, ale obecnie nie mogła nic z tym zrobić. Jeśli się zatrzyma, złapią ją.

Po kolejnych dziesięciu minutach ledwo utrzymywała tempo truchtu. Szybki bieg na początku zużył za dużo jej energii. Od pewnego czasu zaczęła rozglądać się za miejscem, w którym mogłaby się schronić. Niestety jak na razie otaczały ją jedynie pola lub lasy. Żadnego samotnego domku, świateł miasteczka czy wioski. Nic. Kiedy panika zaczynała powoli wkradać się do jej myśli, dostrzegła przez ścianę deszczu słabe światło gdzieś pół kilometra przed nią. Resztkami sił zaczęła biec szybciej w kierunku jedynego możliwego schronienia. Nie myślała o tym, co może tam zastać. Nie miała innego wyboru. "Musi się udać!", powtarzała w myślach jak mantrę.

Jej jedyny ratunek okazał się wielką rezydencją, którą otaczał wysoki mur. Kiedy tylko Taejin do niego dobiegła, zaczęła się po nim wspinać. Nie obchodziło jej, co może spotkać po drugiej stronie. Strażnicy, psy, mogą być nawet, kurwa, krokodyle. Wszystko lepsze od powrotu do Albina. Na szczęście po drugiej stronie powitał ją jedynie ogród. Skręciła w lewo i zaczęła iść wzdłuż ściany domu. Nie chciała wybijać okna od strony, z której przyszła. To byłoby równoznaczne z zostawieniem oczywistego kierunkowskazu dla jej pościgu. Skręciła za róg budynku i wybrała miejsce, które w dużej części przysłaniał młody dąb. Będzie musiała się podciągnąć, aby dostać się do środka, ale to nic. W końcu przed chwilą z łatwością pokonała co najmniej trzymetrowy mur. Sprawdziła, czy w pobliskich pomieszczeniach nie paliło się światło, po czym znalazła duży kamień wśród krzewów i rzuciła nim z impetem w szybę. Szalejąca burza skutecznie zagłuszyła odgłos uderzenia. Dziewczyna podskoczyła i chwyciła się framugi, po czym zaczęła wspinać się do środka pokoju, kompletnie ignorując kawałki szkła wbijające się głęboko w jej ręce.

Taejin upadła ciężko na drewnianą podłogę, głośno sapiąc. Była wykończona. Nie dałaby rady już dłużej uciekać. Dźwignęła się na nogi i wyciągnęła resztki szyby z dłoni. Spojrzała w lewo i o mało nie zaczęła wrzeszczeć. Jej odbicie w dużym stojącym lustrze patrzyło na nią okrągłymi pełnymi przerażenia oczami. Hybryda westchnęła ciężko i pomasowała skronie, schylając głowę. Z jej oczu popłynęło parę ciężkich łez.

Podniosła wzrok już odrobinę spokojniejsza i przypatrzyła się sobie w lustrze. Jej stan prezentował się naprawdę żałośnie. Długie włosy, które wcześniej spadały lśniącym wodospadem na plecy, przylegały mokre i skołtunione płasko do twarzy i ramion. Makijaż rozmył się w maskę niczym z horroru. Postrzępiona sukienka zakrywała o wiele mniej niż poprzednio, a nogi i ręce zostały pokryte błotem zmieszanym z krwią. Wisienką na torcie były jej uszy położone na głowie w akcie rezygnacji i podkulony ogon.

Odwróciła się od lustra, nie mogąc dłużej w nie patrzeć. Zaczęła rozglądać się po pokoju, w którym się znalazła, by zdobyć jakieś wskazówki, w czyim domu stała się nieproszonym gościem. Jasne było, że znajdowała się w gabinecie. Otaczały ją zabytkowe meble, w tym duże drewniane biurko i przytłaczająca liczba regałów z jeszcze bardziej przytłaczającą liczbą książek. Podeszła do jednego z nich i zaczęła czytać tytuły. "Wpływ fal telepatycznych na zdrowie psychiczne", "Sekrety psychologii", "Telepatia jako forma leczenia traum i zaburzeń osobowości ". Wszystkie pozycje dotyczyły telepatii, psychologii lub psychiatrii. "Jest. Bardzo. Źle.", pomyślała w panice Taejin. Taki ogrom literatury o tej tematyce mógł wskazywać tylko na jedną oczywistą rzecz. To rezydencja jakiegoś cholernego telepaty. Dlaczego to oznaczało kłopoty? Z jednego prostego powodu. Taejin mogła wciąż zebrać wystarczająco sił, by obronić się przed jakimś bogatym dupkiem i jego ochroniarzami, gdyby wykorzystała element zaskoczenia, ale w starciu z telepatą nie miała szans. Znalazła się w pułapce. Wyjście na zewnątrz i dalsza ucieczka nie wchodziły w grę, ale pozostanie w środku, również narażało ją na niebezpieczeństwo. "Okej. Okej. Dobra.", uspokajała się w myślach hybryda. "Może mnie nie znajdzie. Może się nie zorientuje, że tu jestem. Przeczekam do rana i wtedy ucieknę. Jeśli mi się poszczęści, chłopcy Albina nie trafią na mój trop. Znajdę najbliższe miasto i tam już się wszystko jakoś ułoży". Tak, to był piękny i optymistyczny plan. Zbyt optymistyczny.

...

Wiktor relaksował się późnym wieczorem w swojej sypialni. "Struktury budowy kory mózgowej jednostek telepatycznych" całkowicie go pochłonęły, przez co leżał na łóżku co najmniej od dwóch godzin, z fascynacją wertując kolejne kartki książki. Dawno nie miał takiej chwili dla siebie. Sprawy biznesowe i naukowe wymagały dużo jego czasu, a rezydencja i jej mieszkańcy jeszcze więcej. Bardzo potrzebował tego wieczoru i był pewien, że nic go nie popsuje, do czasu aż pukanie do drzwi zburzyło ściany jego wyimaginowanego azylu. Najwidoczniej ten dom nie potrafił przetrwać nawet paru godzin bez jego atencji. Wiktor westchnął i zagarnął swoje płowe włosy z czoła, po czym wymamrotał od niechcenia:

— Proszsz...

W drzwiach stanął jego przyjaciel i mieszkaniec posiadłości, Adam. Sądząc po dresach, T-shircie i jego czarnych lokach opadających niedbale na oczy, jeszcze przed chwilą drzemał smacznie w swoim łóżku. Mężczyzna opierał się o framugę wyraźnie zirytowany tym, że w ogóle musiał utrzymywać się na nogach, a do tego jeszcze przyjść do pokojów Wiktora, które znajdowały się w kompletnie innej części domu niż jego sypialnia. To, że pofatygował się aż tutaj, oznaczało, że sprawa jest poważna i nagła. Pan domu odłożył książkę i skupił całą uwagę na przyjacielu, czekając, aż ten zacznie mówić.

— Ktoś biegnie prosto w stronę rezydencji i za jakieś dwie minuty będzie przy murze. Przez burze ciężko określić kto to, ale jestem przekonany, że bardzo chce się dostać do środka. Do tego za tym kimś podąża większa grupa innych ktosiów — powiedział chłodno, ale z lekką kąśliwością Adam.

Wiktor wzniósł oczy do nieba, pytając się sił wyższych, czemu to zdarza się akurat dzisiaj, ale po tym od razu wyskoczył z wygodnego łóżka i, wsuwając klapki na nogi, ruszył w stronę drzwi.

— Od której strony się zbliżają? — spytał.

— Od wschodu, blisko twoich gabinetów — odpowiedział mu Adam i obaj mężczyźni zaczęli iść we wspomnianą część domu.

Po drodze nie odezwali się do siebie słowem. Próbowali wychwycić jak najwięcej informacji z dworu, ale mocny deszcz i grzmoty skutecznie im to utrudniały. Gdy schodzili z drugiego piętra na pierwsze, zaskoczył ich hałas tłuczonego szkła, a po chwili dźwięki burzy zyskały na sile. Wiktor i Adam spojrzeli po sobie i, zwiększając swoją ostrożność jeszcze bardziej, ruszyli nieznacznie szybciej w stronę gabinetu, w którym pojawił się intruz.

...

Taejin usatysfakcjonowana ze swojego planu chciała ułożyć się na kanapie, by tam przeczekać noc. Niestety przez odgłosy kroków za drzwiami jakoś odechciało jej się siedzenia. "No i po planie", pomyślała przerażona. Miała jedynie parę sekund, aby zdecydować, co zrobi. Zasadzka i liczenie na łut szczęścia wydawały się jedynym sensownym pomysłem. Wdrapała się szybko na wysoki, zabytkowy kredens, który stał tuż przy drzwiach. Dzięki temu będzie wyraźnie widziała, kto wchodzi do pokoju, samemu pozostając niezauważoną. Jej ręce trzęsły się niekontrolowanie, a ona sama ledwo powstrzymywała łzy. Kroki rozbrzmiewały coraz bliżej. Parę sekund później drzwi otworzyły się, a do środka wszedł wysoki mężczyzna. Stał tyłem do młodej hybrydy. Przeleciała szybko wzrokiem po jego sylwetce, od płowych włosów, przez piżamę, do klapek na nogach. Wydawał się niegroźny, ale Taejin wystarczyło, by wciągnęła do nosa odrobinę jego zapachu, aby krew w jej żyłach stanęła w miejscu. Pachniał jak ten pokój. To jego gabinet. To on był telepatą. Dziewczyna z przerażenia przestawała trzeźwo myśleć. Tętno już dawno przekroczyło wszelkie normy, gardło zaciskało się, a usta sprawiały wrażenie Sahary. Napięła mięśnie do skoku. Została zapędzona w kozi róg. Jej wewnętrzne zwierzę znało tylko jedną odpowiedź na taką sytuację. Atak.

— Nie rób tego — powiedział spokojnie mężczyzna.

Jego słowa nie miały szans przynieść żadnego skutku. Na kredensie nie siedziała już hybryda tylko pantera, a te nie rozumieją ludzkiej mowy. Taejin rzuciła się do przodu z intencją rozszarpania gardła telepaty. Nigdy jednak nie udało jej się do niego dolecieć. Zanim się zorientowała stała w stalowym uścisku innej osoby. Strach ją otumanił, przez co nie zauważyła wcześniej jego obecności. Szarpanie się, wrzaski i próby gryzienia nic nie dały. Mężczyzna za jej plecami nie ruszył się nawet o milimetr.

— Uspokój się. Nic ci nie grozi — wyszeptał delikatnie przytrzymujący ją.

Telepata odwrócił się w jej stronę i spojrzał głęboko w oczy dziewczyny. Zmarszczył brwi, jakby się czymś zmartwił. Umysł Taejin ogarnął absolutny chaos. Całe jej ciało krzyczało do niej, żeby uciekała, ale nie mogła się ruszyć. Ta bezsilność zabijała ją od środka. Łzy płynęły niczym rzeki po policzkach, a oczy szaleńczo obiegały pokój i mężczyznę, który stał przed nią. Ten powoli podszedł bliżej i położył delikatnie opuszki palców na jej czole, co sprowokowało ją do jeszcze mocniejszego szarpania się i wycia. Po chwili poczuła coś w głębi swojego umysłu. Jakby mała czarna dziura wciągała całe jej przerażenie. Powoli wypełniał ją spokój. Spojrzała na delikatne rysy telepaty. Jego twarz wydawała się w tamtej chwili łagodna. Dawała poczucie bezpieczeństwa, mimo że nie wyrażała żadnych emocji, ale młoda dziewczyna była przekonana, że widzi w zielonych oczach ciekawość. Co go zainteresowało? Czemu się tu znalazła? To, że jest hybrydą? Czy może sama Taejin? Te pytania krążyły po jej głowie, ale czarna dziura robiła się coraz większa, powoli wciągając ją samą. Jej powieki stawały się coraz cięższe, aż w końcu straciła przytomność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro