Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10 - Łowy

— Czy wszyscy wiedzą, co mają robić? Przysięgam wam, jeśli ktoś zawali swoją część, osobiście powyrywam nogi z dupy.

Filip próbował chociaż na chwilę skupić na sobie uwagę męskiej części domu, niestety z kiepskim efektem. Jego plan nie był najznamienitszą strategią, jaką widział świat, ale gwarantował szybkie i jak najbezpieczniejsze wykonanie zadania, dlatego chciał, żeby towarzysze się go trzymali. Jednak w oczach swoich przyjaciół zamiast koncentracji widział jedynie buzującą adrenalinę. Maél i Takara urządzali w salonie walkę MMA, nazywając to rozgrzewką. Wiktor z podekscytowania zagadywał na śmierć Kornelię i Annę, co w normalnych okolicznościach mogłoby oznaczać koniec świata, a Adam wpatrywał się w nicość szkarłatno-błękitnymi oczami, uśmiechając się jak szaleniec. Filip potarł czoło ze stresu i kiedy myślał, że nie może zrobić się bardziej chaotycznie, do salonu wszedł Gabriel wyszykowany, jak do napadu na bank. Niższy Wampir rozłożył ręce w akcie absolutnej konsternacji.

— A ty dokąd się wybierasz?

— Też chcę uratować Taejin. Pomogła mi. — Różnokolorowe oczy chłopaka dawały jasno do zrozumienia, że nie da się odciągnąć od tego pomysłu.

— Nie możemy cię wziąć, Gabriel. Nikt nie będzie miał czasu, żeby cię pilnować. Poza tym nie jesteś uwzględniony w planie!

— Do cholery, Filip! — wtrącił się Wyższy Wampir. — Daj spokój z tymi taktykami. Nie włamujemy się do Białego Domu. Nic się nie stanie, jeśli go weźmiemy. W walce przyda się każda para rąk.

— Wszyscy mają już przydzielone zadanie! — nie dawał za wygraną brunet.

— Gabi będzie moim wsparciem, a Adam pomoże Maélowi szukać dokumentów i po problemie — powiedział Wiktor i uśmiechnął się arogancko.

— Niech wam będzie... — zgodził się mężczyzna, ale przyjął nadąsaną minę, pokazując, że robi to niechętnie.

Słysząc to, rudy chłopak uśmiechnął się delikatnie i kiwnął w ramach podziękowania w stronę przyjaciół, którzy się za nim wstawili.

Słońce schodziło powoli z nieboskłonu. Grupa mężczyzn planowała wyruszyć, kiedy tylko zniknie za horyzontem. Ania siedziała w salonie, nerwowo wykręcając palce. Martwiła się nie tylko o Taejin i powodzenie misji, ale również o bezpieczeństwo domowników. Wiedziała, że są silni. Jednak myśl, że któremukolwiek z nich stanie się krzywda, przyprawiała ją o ból głowy. Lisica patrzyła ze ściągniętymi brwiami na shiftera jaguara kontrolującego po raz kolejny zawartość swojej torby.

— Takara — powiedziała cicho, podchodząc do niego.

Chłopak podniósł głowę, by na nią spojrzeć i uśmiechnął się, widząc jej zatroskaną buzię.

— Bądź ostrożny — poprosiła.

Blondyn poczuł, jak jego serce topi się z rozczulenia. Nawet z tak smutną miną ta dziewczyna przypominała prawdziwe słońce, którego promienie chronią przed jakimkolwiek zwątpieniem. Kusiło go, żeby dać się zranić podczas walki. Wizja tej ślicznej hybrydy opiekującej się nim wydawała się prawie nie do odrzucenia.

— Nie przejmuj się — odpowiedział, mierzwiąc jej włosy. — To nie mnie Filip przydzielił na pierwszą linię, a nawet jeśli będę musiał się z kimś zmierzyć, dam sobie radę.

Ania pokiwała parę razy głową, ale na jej twarzy pozostała troska.

...

Taejin leżała w swojej celi, patrząc się w sufit. Lizzie co jakiś czas przychodziła i namawiała ją, żeby coś zjadła. Jednak pantera nie była w stanie wcisnąć w siebie nawet kęsa. Nie miała na nic ochoty, a do tego czas dłużył jej się niemiłosiernie. Chciała, żeby już zapadł zmrok, wtedy będzie mogła iść spać i nie myśleć o tym, gdzie się znajdowała i co dalej się z nią stanie.

Metalowe drzwi do pomieszczenia zaskrzeczały i otworzyły się z piskiem. Jej przyjaciółka miała w zwyczaju pukać, kiedy chciała sprawdzić, czy wszystko w porządku. Hybryda podniosła gwałtownie głowę, żeby zobaczyć, kto złożył jej wizytę. Artur. Mężczyzna nigdy jej nie lubił, bo zawsze się mu stawiała. Dzisiaj zielone oczy patrzyły na nią z nienawiścią. Jego usta zdobiła nowa blizna. Dziewczyna przełknęła ciężko ślinę, kiedy to zauważyła. Coś jej podpowiadało, że miała z tym pośrednio do czynienia.

— Nie masz pojęcia, ile się ciebie naszukałem, ty mała szmato — powiedział z paskudnym uśmiechem blondyn.

Po kręgosłupie Taejin przebiegł dreszcz. Odsunęła się w najdalszy kąt łóżka. Wiedziała, że nie odważyłby się jej skrzywdzić. W końcu Albin by mu tego nie darował. Jednak nie potrafiła zapanować nad swoim instynktem, który teraz włączył w ciele tryb obronny.

— Masz pogadankę u szefa — powiedział złowrogo mężczyzna, podchodząc do niej i mocno łapiąc za nadgarstek.

Mimo że hybryda starała się wyrwać, nie przynosiło to żadnego skutku w starciu z siłą Artura. Strażnik wytargał panterę z celi, po czym bezdusznie ciągnął za sobą korytarzem. Kilka dziewczyn wychyliło głowy ze swoich pokoi, aby obserwować zamieszanie. Jednak żadna nie odważyła się nawet odezwać.

Powietrze w prywatnym salonie Albina było ciężkie od dymu tytoniowego. Alfons siedział na masywnej skórzanej kanapie, popalając papierosa. Krajewski rzucił Taejin na szorstki dywan, tak że upadła na kolana.

— Wróciła do domu, moja córka marnotrawna — odezwał się mężczyzna w białym garniturze i zarechotał paskudnie. — Napsułaś mi trochę krwi, gwiazdeczko.

Blondyn wstał z siedzenia, gasząc papierosa i podszedł do dziewczyny, po czym skinął na swojego podwładnego. Artur, rozumiejąc znak, zerwał z pantery bluzkę, pozostawiając ją w samym staniku. Taejin pisnęła i zasłoniła się rękami, ale po chwili podniosła oczy i spojrzała nieugięcie na człowieka, który odebrał jej wszystko, co kochała.

— Muszę ci przyznać — kontynuował Albin — zaimponowałaś mi swoją odwagą. Trzeba mieć jaja, żeby tak po prostu uciec mi sprzed nosa, ale równocześnie bawi mnie twoja głupota. Naprawdę sądziłaś, że cię nie znajdę? — Blondyn zaniósł się śmiechem, by po chwili chwycić hybrydę za włosy. — Ty mała kurwo! Upewnię się, że odechce ci się dalszych wybryków, a co ważniejsze przygaszę trochę te twoje oczka. Wystarczyło parę dni i już myślisz, że jesteś warta więcej od zwykłego psa? Przypomnę ci twoje miejsce.

Alfons odepchnął głowę pantery i podszedł do zabytkowej szafy. Taejin zaczęła lekko drżeć. Albin nigdy wcześniej nie podniósł na nią ręki, ale słyszała od innych dziewczyn o jego "zabawkach". Mężczyzna odwrócił się w jej stronę ze szpicrutą w rękach.

— Chyba byłem dla ciebie zbyt pobłażliwy — powiedział, chuchając jej w twarz papierosowym oddechem, po czym stanął nad nią i zmierzył wzrokiem.

Nagły cios odrzucił jej głowę w bok. Hybryda krzyknęła z bólu. Poczuła, jak w kącikach oczu zbierają się łzy, a policzek zaczyna zwilżać się krwią.

...

Adam zatrzymał małego czarnego vana na bocznej drodze jakieś 200 metrów od ich celu. Burdel Albina znajdował się na obrzeżach miasta w starym wyremontowanym hangarze. Teren otaczało wysokie ogrodzenie, co nie powinno być wyzwaniem dla żadnego z mężczyzn, a liczne kamery wypatrywały nieproszonych gości. Jednak tym problemem według planu miał zająć się Takara.

Grupa przyjaciół zmierzyła budynek wzrokiem. Wyższy Wampir wyszedł przed szereg i strzelił knykciami.

— Ja i Maél pójdziemy przodem.

Słysząc to, Francuz uśmiechnął się i zrzucił buty. Rozciągnął plecy, po czym jego ciało zaczęło się przeobrażać. Kończyny wydłużyły się, pięty przesunęły w górę łydki, wydłużając stopy, a rysy twarzy z anielskich przerodziły się w podobne do bestii z ostrymi kłami. Każdy, kto widział zmieniającego się wilkołaka, wiedział, że to jeden z najbardziej zatrważających widoków na świecie.

Dwaj mężczyźni puścili się sprintem w stronę płotu, po czym z łatwością przeskoczyli nad nim. Kilku strażników na papierosowych pogaduchach przed budynkiem nie dostało nawet szansy na zareagowanie i parę sekund później leżeli nieprzytomni na ziemi. Napastnicy utorowali drogę swoim towarzyszom i, postępując zgodnie z planem, udali się do tylnego wejścia do hangaru.

Gabriel podszedł do stalowego ogrodzenia i gołymi rękami rozerwał je, tworząc przejście dla pozostałych mężczyzn. Wiedzieli, że kamery zdążyły już ich zarejestrować, więc musieli się spieszyć. Ruszyli do głównych drzwi, z których wybiegał właśnie jakiś śmiałek, wyciągając broń z kabury. Rudy mężczyzna błyskawicznie złapał go za bluzę i, starając się kontrolować swoją siłę, cisnął nim o najbliższą ścianę. Ciało odbiło się jak kukła i upadło bezwładnie na ziemię, pozostawiając wgniecenie w tynku.

— Ej! Spokojnie! — powiedział lekko zaniepokojony Wiktor. — Nie chcemy żadnych ofiar śmiertelnych.

Skarcony chłopak sam zdziwił się na widok efektu rzutu. Zapomniał już, jak słabi i delikatni byli normalni ludzie.

— Dobra, wiecie co macie robić? — upewnił się Filip.

— Tak, tak — odmruknął telepata, dotykając nieprzytomnego mężczyzny i odpowiednio zacierając jego wspomnienia.

— Świetnie — Niższy Wampir pokiwał głową. — W takim razie zabieramy się z Takarą za naszą część.

Po paru minutach poszukiwań w labiryncie korytarzy hangaru shifter odnalazł w końcu drzwi do stróżówki. W środku jeden z ochroniarzy relacjonował kolegom przez radio poczynania włamywaczy. Niestety nie poświęcił wystarczająco dużo uwagi dwójce, która zmierzała do jego pokoju. Blondyn podbiegł do mężczyzny i w paru precyzyjnych ciosach obezwładnił go, po czym wyjął z torby laptopa i podłączył się do komputera.

Nie radził sobie najlepiej w te klocki. To Sören specjalizował się w informatyce, ale kiedy najbardziej go potrzebowali, musiał wybyć do rodzinnego domu. Na szczęście zostawił w rezydencji swój sprzęt i przekazał Takarze parę trików.

Chłopak był w trakcie pozbywania się niewygodnych nagrań z monitoringu, kiedy Filip, który go ubezpieczał, zaczął się niecierpliwić.

— Długo jeszcze?

— Co ma się przemielić, musi się przemielić, nic na to nie poradzę!

Przez chwilowe rozkojarzenie wampir nie wyczuł na czas przeciwnika, który otworzył z impetem drzwi i wycelował broń w jaguara. Brunet w mgnieniu oka chwycił ochroniarza i powalił na ziemię, jednak ten zdążył wystrzelić pocisk, trafiając shiftera w ramię.

— Kurwa! — wykrzyknął Japończyk w bólu.

Starszy z mężczyzn natychmiast znalazł się przy nim, by sprawdzić stan jego obrażeń. Bo szczupłej ręce blondyna lały się strużki krwi.

— Cholera, nie wygląda to najlepiej, ale przynajmniej kula przeszła na wylot — mruknął Filip, po czym podniósł nadgarstek do ust i rozciął ostrym kłem. — Pij!

— O nie! Na pewno nie! Naczytałem się wystarczająco dużo o waszych perwersjach!

Mężczyzna patrzył się na przyjaciela jak na szaleńca.

— Czy ci kompletnie odbiło?! Chcesz się wykrwawić?! — Przystawił dłoń do ust chłopaka.

Takara wahał się jeszcze przez chwilę, ale ból pulsujący z każdym uderzeniem serca stawał się nie do zniesienia. Niepewnie zbliżył twarz do rany i wypił parę łyków, po czym z przestrachem wytarł wargi. Przez parę sekund patrzył na Filipa okrągły oczami, jakby oczekiwał, że coś się wydarzy, ale kiedy w jego ciele nie zaszła żadna reakcja oprócz nagłego załagodzenia palenia w ramieniu, odetchnął z ulgą. Wampir zastanawiał się, czy przypadkiem przez krwawienie nie ubyło mu kilka szarych komórek.

— Teraz wszystko powinno być w porządku. Kończ kasowanie nagrań i spadajmy stąd. — zarządził brunet.

...

Adam i Maél po dostaniu się na tyły hangaru rozdzielili się, aby w jak najkrótszym czasie przeczesać jak największy teren. Wampir sprawdzał wszystkie pokoje na swojej drodze, obezwładniając napotkanych przeciwników. Trafił do części budynku przeznaczonej dla hybryd, jednak nie odnalazł wśród dziewczyn Taejin. Wznawiając poszukiwania, natrafił w końcu na pomieszczenie będące potencjalnie gabinetem Albina, czyli jeden z punktów do odhaczenia na ich liście. Mężczyzna zaczął szperać w każdej możliwej szufladzie i szafce, licząc, że natrafi na akt własności czarnej pantery.

Pomimo braku jakichkolwiek dźwięków wyczuł obecność obcej osoby przy wejściu do pokoju. W ułamku sekundy znalazł się za drzwiami i pochwycił nieproszonego gościa. Przestraszona hybryda wiewiórki patrzyła się na niego wielkimi oczami. Przełknęła ciężko ślinę i cicho wydukała:

— Sz-szukasz jej do-dokumentów, prawda? — Adam przytaknął. — M-mogę ci pomóc.

Wampir pamiętał dziewczynę z klubu Couture'a. Nie zachowywała się wtedy agresywnie, wręcz sprawiała wrażenie smutnej. Brunet postanowił zaryzykować i puścił prostytutkę. Nie stanowiła dla niego większego zagrożenia, a mogła zaoszczędzić sporo jego czasu.

— Musisz przesunąć biurko. Pod dywanem jest właz, a w środku sejf.

Lizzy wskazała w odpowiednie miejsce. Choć jej ręce wciąż drżały, nie jąkała się już i wydawała się spokojniejsza. Mężczyzna wykonał jej polecenie i, otwierając małe drzwiczki w podłodze, odsłonił skarbiec. Zaklął cicho pod nosem, gdy zobaczył kłódkę wymagającą szyfru. Chciał pozostawić sejf nienaruszony, aby sprawiał wrażenie, jakby z jego wnętrza nic nie ubyło.

— 90463 — powiedziała cicho wiewiórka.

Adam wprowadził ciąg cyfr. Zamek puścił. Brunet ściągnął brwi i spojrzał na dziewczynę.

— Skąd to wszystko wiesz?

Zapytana wzruszyła lekko ramionami jakby speszona.

— Widzimy i słyszymy więcej, niż sądzi Albin.

Wampir uśmiechnął się pod nosem, po czym zaczął przebierać papiery. W grubej skórzanej teczce znalazł akty własności wszystkich hybryd w burdelu. Kiedy w jego ręce trafiły dokumenty Taejin, chciał odłożyć pozostałą zawartość na miejsce i zamknąć sejf, ale powstrzymała go drobna dłoń na jego ramieniu.

— Proszę, weź też i moje... — powiedziała niepewnym głosem Lizzy i spojrzała błagalnie w błękitne oczy.

Mężczyzna wahał się przez chwilę. Wiedział, że jeśli by jej pomógł, jedynie ściągnąłby na siebie kłopoty. Mimo tego nie miał serca jej odmówić. Czy naprawdę mógł jej powiedzieć "nie", równocześnie dając do zrozumienia, że była mniej warta od Taejin, że ona nie zasługiwała na ratunek? Westchnął głośno. Nie potrafił sobie wyobrazić, w jakim piekle musiała żyć na co dzień. Przewertował parę kartek w dłoniach i wyciągnął te z pasującymi danymi, po czym podał je dziewczynie.

— Teraz jesteśmy kwita — powiedział z delikatnym uśmiechem.

Wiewiórka wzięła dokumenty trzęsącymi się rękami, a jej dolna warga zaczęła drżeć. Adam wstał i skierował się do wyjścia, chcąc zostawić młodą hybrydę, ta jednak chwyciła go za bluzkę.

— Poczekaj! — Policzki miała skropione łzami, jednak jej oczy błyszczały. — Wyprowadź mnie stąd, błagam! Kiedy tylko wyjdziemy na zewnątrz, zniknę. Nie będę sprawiać więcej problemów.

Wampir zacisnął wargi i wzniósł oczy do nieba. "Kiedy zrobiłem się taki miękki?", pomyślał w duchu. Po chwili odwrócił się w stronę Lizzy i skinął głową w kierunku drzwi.

— Chodźmy — powiedział.

...

Maél przeszukiwał prawe skrzydło hangaru w poszukiwaniu Taejin. Szybkim krokiem skręcił za róg, po czym stanął jak wryty. Na drugim końcu korytarza stał Artur, uśmiechając się paskudnie.

— Cześć, kochanie — powiedział prześmiewczo blondyn.

Wilkołak zmarszczył twarz, a następnie z dzikim krzykiem rzucił się na mężczyznę i przygniótł go do ściany, trzymając za gardło.

— Czemu, gdziekolwiek nie pójdę, ty też tam jesteś — wycedził przez zęby.

Krajewski stęknął cicho z bólu, ale bynajmniej nie przestał się szczerzyć.

— Ja też... się za tobą... stęskniłem — mówił z trudem ochroniarz.

— Myślisz, że to zabawa?! — We Francuzie wrzała krew. — Zmieniaj się!

Chłopak jeszcze raz uderzył przeciwnikiem o ścianę, jednak podduszany mężczyzna jedynie zarechotał ochryple w odpowiedzi.

— Widzisz... Albin nie cierpi... mutacyjnych. Nie chciałbym... stracić roboty.

Spojrzenie Maéla ociekało pogardą. Człowiek, który nauczył go wszystkiego o wilkołakach, ukrywał tym, kim naprawdę jest, aby utrzymać jakąś żenującą posadę. Co się stało z dumą, którą zawsze się szczycił. Chłopak zmniejszył siłę, z jaką ściskał gardło Artura.

— Gdzie jest Taejin? — wycedził.

— Ha, więc to dla niej tu przyszedłeś. Muszę przyznać, jestem trochę zawiedziony.

Plecy Krajewskiego ponownie boleśnie spotkały się ze ścianą. Wydał z siebie stłumiony jęk.

— Wiesz co, nawet się ucieszę, jak zabierzesz ją w cholerę. Korytarz na prawo. Jedyne drewniane drzwi w tej dziurze.

Francuz jeszcze raz szarpnął blondynem, upewniając się, że od uderzenia straci przytomność. Kiedy jego ciało upadło bezwładnie na podłogę, puścił się pędem we wskazanym kierunku.

Odnajdując właściwe drzwi, wyważył je jednym silnym kopnięciem. Alfons czekał na niego z wycelowanym pistoletem. Kula minęła ciało chłopaka o milimetry, kiedy w ostatniej chwili odchylał się w bok. Nabuzowany od adrenaliny wilkołak uśmiechnął się jak szaleniec, po czym w paru susach znalazł się przy Albinie, przyduszając go do ziemi.

Kilka mocnych uderzeń wystarczyło, aby go unieszkodliwić.

Wstał ze znokautowanego mężczyzny i odwrócił się w stronę skulonej na dywanie hybrydy. Cała drżała, zasłaniając rękoma głowę. Jej ramiona i plecy usiane były siniakami i lekko krwawiącymi ranami. Serce Maéla ścisnęło się na ten widok. Podszedł powoli do dziewczyny i delikatnie ją dotknął.

— Taejin?

Hybryda poderwała się i zaczęła odsuwać się w panice od obcego mężczyzny.

— Hej, hej! Spokojnie. Jestem tu razem z Wiktorem. Już wszystko w porządku. Jesteś bezpieczna.

W tamtej chwili nie mógł dopatrzyć się tej piękności, o której wszyscy mu opowiadali. Widział jedynie zgnębioną dziewczynę z drżącymi wargami i twarzą przeoraną kilkoma podłużnymi szramami.

— Nazywam się Maél Beaulieu. Na pewno o mnie słyszałaś.

Pantera uspokoiła się lekko na dźwięk znajomego imienia. Pokiwała parę razy głową, jednak jej oczy pozostały rozbiegane i przestraszone. Chłopak zdjął swoją czarną bluzkę i podał dziewczynie, aby mogła się zakryć. Taejin niepewnie przyjęła ubranie, ale po chwili włożyła je na siebie i podała trzęsącą się dłoń mężczyźnie.

...

Adam wraz z drepczącą za nim Lizzy szukał swoich towarzyszy. Przy paru nieprzytomnych strażnikach, których wcześniej sam powalił, natknął się na Wiktora i Gabriela.

— Hej, mam papiery. Jak wam idzie? — zapytał wampir.

— Całe lewe skrzydło mamy sprawdzone. Została nam jeszcze część prawego. — odpowiedział telepata, po czym ściągnął brwi i wskazał na wiewiórkę za plecami bruneta. — Kto to jest?

— To przyjaciółka Taejin. Gdyby nie ona, nie wiem, czy znalazłbym dokumenty. Poprosiła, żebyśmy jej pomogli.

Hybryda pokiwała entuzjastycznie głową, patrząc na Paderewskiego dużymi orzechowymi oczami.

— Więc jest i naszą przyjaciółką — odparł z uśmiechem.

Kiedy to mówił, zza rogu za jego plecami wyłonił się Maél, podtrzymując poturbowaną panterę. Lizzy wciągnęła ze świstem powietrze i zakryła usta, a oczy wampira wypełniły się wściekłą purpurą. Wiktor odwrócił się, aby zobaczyć, co wywołało taką reakcję jego towarzyszy. Widząc skrzywdzoną dziewczynę, zacisnął zęby z siłą zdolną je połamać.

Adam drgnął, aby podejść do Koreanki, ale telepata wyprzedził go, praktycznie podbiegając do niej.

— Taejin — powiedział drżącym głosem, łagodnie ujmując jej twarz w dłonie.

— Przyszliście po mnie. — Uśmiechnęła się słabo i przykryła jego ręce swoimi.

Mężczyzna patrzył na jej twarz z przerażeniem. Czuł, jakby był włos od stracenia czegoś bezcennego, czego nie dało się zastąpić.

Adam obserwował tę scenę z dziwnym ukłuciem w sercu. To on chciał pocieszać panterę, zapewniać ją, że teraz wszystko będzie w porządku. Jednak wiedział, że to nie potrwałoby długo. Nie mogła z nimi zostać.

— Musimy ruszać. Tutaj nie jest bezpiecznie — powiedział poważnie. — Taejin, jeszcze dziś musisz wyjechać do Anglii. Dzięki temu już nigdy nie wrócisz do tego piekła.

Hybryda spojrzała na niego niedowierzającymi oczami.

— Jak to?! Nie wracamy do rezydencji?!

— Nie jesteśmy w stanie dłużej zapewnić ci ochrony. Kiedy tylko Albin się obudzi, wypowie nam prawdziwą wojnę.

— Nie! Nie zgodzę się na to! — Brunetka z determinacją potrząsnęła głową. — Wiktor! Powiedz, że to nieprawda!

Jej czarne oczy spotkały jego zielone. Podczas ustalania planu, wiedział, że to najlepszy sposób, aby zagwarantować wszystkim bezpieczeństwo. Musiała wyjechać. Jednak kiedy stał przed nią, wiedząc, że najprawdopodobniej ostatni raz widzi jej twarz, poczuł, jak w środku coś odrywa się od niego i próbuje uciec do niej. Uświadomił sobie, że jeśli ona zniknie, już nigdy nie będzie w pełni szczęśliwy. Gdyby dwa tygodnie temu ktoś powiedział mu, że obca hybryda całkowicie owinie sobą jego serce, wyśmiałby go. Przekonał się, jak nieprzewidywalny był los. W tamtym momencie mógłby oddać wszystko, aby tylko ją zatrzymać. Uśmiechnął się do niej z uczuciem, którego wcześniej nie znał, i dokonał wyboru.

— Przepraszam, Adam.

— Do cholery, Wiktor! Nie!

Przyjaciel nie zdążył go powstrzymać. Jego oczy wypełniły się białą mgłą.

— Co się dzieje?! Co on robi?! — krzyczała przestraszona Taejin.

— Ryzykuje wszystko dla ciebie — powiedział ze ściśniętym gardłem wampir.

Trans, w jaki wprowadził się telepata, pozwalał mu na wykorzystanie całego swojego potencjału. Czuł umysły wszystkich obecnych w hangarze. Zaczął je rozdzielać. Potrzebował tylko ochroniarzy, prostytutek i Albina, czyli blisko trzydzieści osób. Nie wiedział do końca, czy da radę.

Zaczął nadawać wszechobecnym impulsom wspólny rytm, zgrywać je z nim samym. Kiedy poczuł, że wszyscy byli w harmonii, przeszedł do głównego zadania. Szukał każdego malutkiego wspomnienia, w którym pojawiała się Taejin. Zmieniał je, formował, usuwał. Wszystko po to, aby na nowo ukształtować rzeczywistość dla ludzi z burdelu. Lizzy okazała się niespodziewanie przydatna.

To nie oni się tu dzisiaj włamali, lecz zamaskowani napastnicy. Nie przyszli po panterę, ale po wiewiórkę. To ona zniknęła tego wieczoru, a Taejin już dawno się stamtąd wyniosła. Została sprzedana na gali u Couture'a. Komu? Jakimś sposobem nikt nie mógł sobie przypomnieć.

Najwięcej problemów sprawił Wiktorowi Albin. Jego nienawiść i upartość musiały zostać przeobrażone. Telepata wkładał do jego umysłu sztuczne wspomnienia, które w końcu ukształtowały fałszywą chęć pozbycia się hybrydy z burdelu.

Paderewski opadał z sił w zastraszającym tempie. Operowanie na tylu umysłach i to w tak precyzyjny sposób wymagało niewyobrażalnej koncentracji i energii. Kiedy zbliżał się do końca zmian, jego ciałem wstrząsnął dreszcz, po czym ogarnął go obezwładniający ból. Organizm się buntował. Znajdował się na skraju wyczerpania. Resztkami woli zakończył swoje dzieło i wrócił do świata materialnego.

Dyszał ciężko i ledwo utrzymywał się na nogach. Za rękę podtrzymywała go Taejin. Wypełniła go rozsadzająca radość, kiedy uświadomił sobie, że udało mu się zatrzymać ją przy sobie. Uśmiechnął się i wytarł łzę spod jej zmartwionych oczu. Chwilę później z nosa pociekła mu strużka krwi, a on runął na ziemię nieprzytomny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro