Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5.Trancy?

Dzisiaj z Lizzy jedziemy do Ciela od samej pobudki źle się czuje. Teraz jem śniadanie z jej rodziną zauważyłam, że brat Lizzy cały czas na mnie patrzy w pewnym momencie zapytał.

-Ma może Panienka narzeczonego?-zapytał Edward.

-Tak mam a dlaczego...

-Tak tylko zapytałem.-Odparł zawstydzony.

-A ty masz narzeczoną?

-Nie. Elizabeth mówiła mi, że jedziecie dzisiaj do jej narzeczonego.-Ostatnie słowo powiedział z odrazą.

-Tak to prawda.

Lizzy opowiadał mi, że Edward nie lubi Ciela. Twierdzi iż Ciel próbuje zabrać mu siostrę i ją rani.

-Dlaczego nie jesteś z swoim narzeczonym?-zapytał nagle chłopak a wszystkie spojrzenia padły na mnie.

-Ponieważ jestem tu w sprawach zawodowych.

-Rozumiem zostajesz na dłużej?

-To zależy ile mi to potrwa.

-Powinyście iść się już szykować.-odezwała się Markiza.

-Chodźmy już Lizzy.

Poszłyśmy do jej pokoju było tam dużo sukienek przeważnie różowych. Pomogłam jej w wyborze oczywiście musiał to być różowy. Potem ja wybrałam sobie moją białą sukienkę dziewczynka powiedziała, że wyglądam dobrze Paula przyszykowała nam dorożkę. Wsiadłyśmy do niej i odjechałyśmy Lizzy była taka szczęśliwa cały czas mówiła jak będzie fajnie ona chyba już zapomniała co powiedział. Dorożka się zatrzymała koło dużej rezydencji była tam jeszcze jedna pewnie sprawy biznesowe. Lizzy wparowała do środka bez zaproszenia oczywiście wbiegła do gabinetu ja szłam za nią spokojnie.

-Cielll!-krzyknęła zadowolona.

-Witaj Ciel witaj Sebastianie.

-Claude ona jest śliczna jak anioł.-Powiedział jakiś blondyn.

-Paniczu może najpierw się Panicz przedstawi.-Powiedział jego lokaj.

-No tak gdzie moje maniery jestem Hrabia Alois Trancy a Panienka?

-Nazywam się Luna Puretè.

-Jesteś z Francji?-Zapytał blondyn.

-Tak jakby.

-No tak to mój kamerdyner Claude Faustus.

-Miło mi was poznać. Sebastianie możemy porozmawiać?

-Oczywiście Panienko proszę za mną.-Uśmiechnął się w dziwny sposób.

Podeszłam jeszcze do Ciela i powiedziałam by pilnował Lizzy. Szłam z Sebastianem weszliśmy do jakiegoś pokoju po chwili przyglądania się pomieszczeniowi mogłam stwierdzić, że to jego pokój.

-Chciałaś ze mną rozmawiać o co chodzi?

-Co robi tu ten demon?

-Przyjechał ze swoim panem.

-Może lepiej wracajamy do nich.

-Boisz się, że im się coś stanie. Gdyby byli w niebezpieczeństwie to Ciel by mnie wezwał.

-No tak ale wole tam być.

-W takim razie chodźmy.

Weszliśmy do gabinetu Lizzy do mnie podbiegła i mnie przytuliła. Alois zrobił to samo spojrzałem na wszystkich z miną o co im chodzi? Nie przestawali mnie tulić.

-Stało się coś?

-Tak Ciel nas ograł w szachy.-Mówili smutni w tym samym czasie. Ciel się tylko uśmiechał.

-No dobrze ale możecie mnie już póścić.

-Jak go dla nas ograsz to tak.

-Nie mogę jestem...

-Oj Luna Ciel nawet szatana by ograł.-Powiedział Alois.

-To dlaczego ja bym miała go ograć?

-Bo ty jesteś jak anioł.

-Luna zagrajmy.-Powiedział Ciel.

-Dobrze.

Zaczęliśmy gre gra trwała długo  ale w końcu wygrałam. Nie cieszyłam się z tego ponieważ jestem aniołem i nie raz grałam w szachy wiem jak wygrać w każdej sytuacji. Ciel mi pogratulował Lizzy i Alois byli zadowoleni Sebastian się uśmiechał a Claude stał nienaruszony wpatrywał się we mnie i Ciela.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro