Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Gniewomir, nawet nie próbuj!


Po późnym śniadaniu wracamy na poddasze. Gniewomir zakłada starą koszulkę, która wygląda, jakby przeżyła kilka wojen, i zaczyna naklejać taśmę na krawędzie ścian, zabezpiecza też meble, chociaż jak twierdzi, powinniśmy wszystko najpierw wynieść i dopiero malować. Udało mi się jednak przeforsować swoje racje i po prostu malujemy "rynek".

Biorę się za mieszanie farby - delikatny błękit, który wybraliśmy na główną ścianę, wygląda idealnie.

- Aż mnie ciekawi, czy ty to rozlejesz po całej podłodze? - żartuje, kiedy podchodzę trzymając w jednej ręce wałek, a w drugiej, dość niezdarnie, wiadro z farbą.

- Patrz i podziwiaj, mistrzu - odpowiadam, kładąc rzeczy na drabince.

Po pierwszym przeciągnięciu farby po ścianie widzę, że to nie będzie łatwa robota - stara farba odchodzi i przykleja się do wałka.

- Powiesisz tam moje zdjęcie. - Błyska zębami, gdy dostrzega odpadający fragment.

Śmiech szybko zamienia się w chaos, gdy Gniewomir nagle rzuca pędzlem, który ląduje obok mnie z cichym „plask".

- O nie, nawet nie próbuj! - ostrzegam go i podnoszę pędzel.

- Powiedzmy, że zapraszam cię na pole bitwy - odpowiada z iskrą w oku.

W wirze śmiechu i błękitu farba ląduje na ścianach, ubraniach i twarzach. Poddasze na chwilę zamienia się w świat z dziecięcych lat.

Kiedy zmęczeni siadamy na podłodze, Gniewomir spogląda na mnie i nagle mówi:

- Aha zapomniałem ci powiedzieć, że ten wiatrak na dole działa. Wystarczyło wymienić bezpiecznik.

- Serio? Jak to zrobiłeś?

- Tak samo jak z komodą. Odpowiednia metoda, miastowa laleczko - rzuca, a jego uśmiech poszerza się.

Parskam śmiechem.

- Miastowa laleczka? To chyba lepsze niż „księżniczka", aczkolwiek wolałabym, po prostu Sara, ale to zbyt oczywiste...

Gniewomir wstaje, przeciąga się i spogląda na ściany, które faktycznie wyglądają już całkiem... nieźle.

- Jeszcze jedna warstwa farby i będzie ładnie - mówi, po czym wychodzi, zostawiając mnie z dziwnym uczuciem.

- Gdzie ty znowu...? - zaczynam, ale on już znika za drzwiami, zanim zdążę dokończyć pytanie.

Siedzę przez chwilę na łóżku, zastanawiając się, co mu strzeliło do głowy. Może po prostu miał już dość i stwierdził, że pora mnie zostawić samą z tym moim bałaganem? W sumie drugą warstwę mogę już pomalować sama Albo... może poszedł po wodę?

Mija kilka minut kiedy Gniewomir wraca, trzymając coś w rękach. Zanim zdążam cokolwiek powiedzieć, podchodzi do parapetu i stawia tam... doniczkę. Filodendron. Zielony, bujny, z liśćmi rozwijającymi się jak miniaturowe parasole.

Patrzę na roślinę, potem na niego, a on tylko prostuje się i ociera ręce o spodnie, jakby właśnie zakończył coś ważnego.

- Czegoś tutaj brakowało - mówi z lekkim uśmiechem i mruga do mnie.

Milknę na moment. Doniczka z filodendronem rzeczywiście wygląda na parapecie idealnie. Zieleń liści ożywia pomieszczenie, dodaje mu jakiegoś ciepła, życia. W pokoju, który jeszcze chwilę temu był chaotycznym magazynem, nagle pojawia się coś przyjemnie domowego.

- Ty naprawdę nie możesz usiedzieć na miejscu, co? - pytam w końcu, uśmiechając się pod nosem.

- Może. Ale nie mogłem patrzeć na ten parapet - rzuca od niechcenia, jakby to było zupełnie oczywiste.

Spoglądam na błękitne ściany, liście filodendrona na parapecie i wiatrak, który teraz cicho szumi. Może to poddasze naprawdę stanie się moim tymczasowym azylem.

- Nie tak prędko, księżniczko - odpowiada, śmiejąc się i z łatwością obracając mnie w powietrzu.

Nagle chwyta mnie mocniej i schyla niczym w tańcu, a jego twarz zbliża się tak blisko, że widzę iskrę w jego oczach.

- Może wolisz niebieską buzię? - pyta z uśmiechem, zbliżając pędzel do mojego policzka.

- Gniewomir, nawet nie próbuj! - wrzeszczę, choć sama ledwo powstrzymuję śmiech, czując, jak farba niemal dotyka mojej skóry.

W tym momencie drzwi na poddasze otwierają się gwałtownie, a w progu staje Tymon. Jego wyraz twarzy mówi wszystko - zaskoczenie, dezorientacja, a może nawet coś więcej.

- Przeszkadzam? - pyta, krzyżując ramiona na piersi i mierząc nas spojrzeniem, które zdaje się wbijać w ziemię.

Gniewomir prostuje się, wciąż trzymając mnie za rękę, i rzuca mu krótki, luźny uśmiech.

- Cześć, Tymon. Wpadłeś posprzątać, czy po prostu popatrzeć?

Tymon nie odpowiada od razu, a jego spojrzenie przesuwa się na mnie. Czuję, jak czerwienieje mi twarz - czy to od farby, czy od zawstydzenia, trudno powiedzieć.

- Wpadłem zobaczyć, czy wszystko w porządku, bo od furtki słychać było wrzaski. Ale wygląda na to, że zabawa trwa w najlepsze - mówi w końcu, choć w jego głosie słychać nutę chłodu.

Gniewomir, jakby całkowicie niewzruszony napięciem w powietrzu, podnosi wałek i rzuca go w moją stronę.

- Oj jojo, Tymon chyba nie jest w nastroju na farbowe wojny...

Próbuję rozładować atmosferę i śmieję się, choć nie brzmi to tak swobodnie, jak bym chciała. Tymon nie odrywa ode mnie wzroku.

- Saro, mogę cię na chwilę? - mówi w końcu, wskazując głową na korytarz, a w jego głosie jest coś, co każe mi się wyprostować.

Gniewomir spogląda na niego z lekkim uśmiechem, który zdaje się mówić „proszę bardzo", ale jego ręce krzyżują się na piersi, jakby nie zamierzał odpuszczać pola.

- Jasne - odpowiadam szybko, odstawiając wałek.

Idę za Tymonem, czując, jak coś w powietrzu między nami robi się coraz gęstsze.

- Wszystko w porządku? - pytam, gdy zatrzymujemy się w kuchni.

- Naprawdę? Z nim? - rzuca Tymon, nawet nie próbując ukryć irytacji.

- Co „z nim"? Malujemy pokój. Trochę farby, trochę śmiechu, i tyle, to chyba nie jest jakaś zbrodnia - odpowiadam, ale jego wyraz twarzy zdradza, że nie jest przekonany.

- Naprawdę? Bo z boku sprawia wrażenie czegoś więcej, niż tylko wspólne malowanie - mówi, a w jego oczach widzę coś, co trudno nazwać - smutek, może zazdrość.

Nie wiem, co odpowiedzieć, bo sama czuję się rozdarta. Tymon jest tym, przy którym czuję się bezpieczna i mile widziana, ale Gniewomir... Gniewomir wprowadza coś, czego nie potrafię nazwać - chaos, energię, którą trudno ignorować.

- Czy to coś niedozwolonego... - zaczynam, ale on unosi rękę, przerywając mi. - Gniewomir zaproponował mi swoją pomoc, to chyba fajnie z jego strony?

- Nieważne, nie było tematu - rzuca, po czym odwraca się i idzie do swojego pokoju, zostawiając mnie samą z myślami i niepokojem, który nagle ciężko mi zignorować.

Stoję na korytarzu, wpatrując się w drzwi, które Tymon właśnie za sobą zamknął. Czuję, jak coś w środku mnie zaciska się boleśnie. Jego słowa ciągle dźwięczą mi w uszach.

„Naprawdę? Z nim?"

Próbuję uporządkować myśli, ale na próżno. Wrócić na poddasze i znowu rzucić się w wir farb, śmiechu i Gniewomira wydaje się teraz... trudne. Wszystko wydaje się inne.

W końcu, biorąc głęboki oddech, wracam na poddasze. Gniewomir, jakby nic się nie stało, siedzi na parapecie z wałkiem w dłoni, spoglądając przez okno. Na widok mojej twarzy jego uśmiech odrobinę blednie.

- Coś się stało? - pyta, choć jego ton brzmi jakby wiedział, co mogło być przyczyną.

- Nie, wszystko w porządku - odpowiadam, podchodząc do ściany, by zająć się farbą.

Czuję jego spojrzenie, ale nie odwracam się. Nie chcę, by widział, jak bardzo ta sytuacja wytrąciła mnie z równowagi.

- Tymon ma jakiś problem, co? - rzuca w końcu, odstawiając wałek i podchodząc bliżej.

Nie odpowiadam od razu.

- Nie wiem - mówię cicho, nie patrząc na niego. - To nie jest istotne.

Gniewomir chichocze, jakby odpowiedź była dla niego zabawna.

- Serio? Saro, to widać na kilometr. Gość jest o ciebie cholernie zazdrosny, jakbyś była jego, no wiesz... - mówi, a jego głos jest równie lekki, co pewny siebie.

Odwracam się gwałtownie.

- Co ty gadasz? Tymon po prostu... może martwi się o mnie. Ostatnio raczej nie pałałeś do mnie sympatią...

- Jasne - odpowiada Gniewomir, podchodząc bliżej i opierając się o ścianę. - Martwi się, bo nie chce, żebyś zbliżała się do kogoś innego. To klasyk, księżniczko. On myśli, że pierwszy sobie ciebie "zaklepał", jakkolwiek to brzmi.

Patrzę na niego z niedowierzaniem, a jego pewność siebie zaczyna mnie drażnić.

- Może nie powinieneś mówić o rzeczach, których nie rozumiesz, i co to ma być, "sobie zaklepał"?!- rzucam oburzona, a moje słowa brzmią ostrzej, niż zamierzałam.

Gniewomir tylko unosi brwi i uśmiecha się kpiąco.

- Jak chcesz - odpowiada, odwracając się z powrotem do farby. - Ale widzę, co widzę. Tymon po prostu... a zresztą nie ważne.

Gniewomir odstawia wałek na bok i wyciąga rękę w stronę wiadra z farbą. Zanim zdążę zrozumieć, co zamierza, w jego dłoni pojawia się nieco błękitnej farby. Jego oczy błyszczą z rozbawieniem.

- No dobrze, skoro atmosfera jest taka napięta, może czas ją trochę rozładować - mówi, a zanim zdążę zareagować, Gniewosz delikatnie dotyka palcami mojego policzka, zostawiając na nim błękitną smugę.

- Gniewomir! - wykrzykuję, odsuwając się gwałtownie. Czuję, jak w środku miesza mi się złość z rozbawieniem. - Naprawdę? To twoje „rozładowanie atmosfery"?

On unosi ręce w geście niewinności, choć jego uśmiech zdradza wszystko.

- Przepraszam, księżniczko, to było silniejsze ode mnie - rzuca, ale nie wydaje się ani trochę skruszony.

Chwytam za pędzel, na którym wciąż jest trochę farby, i celuję w niego.

- Jeszcze raz nazwiesz mnie księżniczką, a przekonasz się, co naprawdę znaczy chaos - ostrzegam, choć mój głos drży od śmiechu, który próbuję powstrzymać.

- Nie śmiałbym wątpić w twoją potęgę - mówi z udawaną powagą, kłaniając się teatralnie. Ale gdy widzi, że naprawdę szykuję się do „odwetu", rzuca się za stary fotel, kryjąc się przed moim pędzlem.

Przez chwilę oboje znów jesteśmy dziećmi - śmiech wypełnia poddasze, farba ląduje na podłodze, a Gniewomir, próbując uniknąć kolejnego „ciosu", poślizguje się na folii malarskiej i ląduje na podłodze z głośnym „łup".

- Wszystko w porządku? - pytam, zerkając zza fotela. Staram się wyglądać na poważną, ale kąciki moich ust drżą.

Gniewomir unosi głowę i patrzy na mnie z udawanym cierpieniem.

- Nie, zostałem pokonany przez królową chaosu - stwierdza, trzymając się za bok. - Ale warto było...

Wyciąga rękę, jakby chciał, żebym mu pomogła wstać. Wbrew sobie podchodzę bliżej, ale kiedy chwytam jego dłoń, on nagle pociąga mnie na podłogę obok siebie.

- Gniewomir! - krzyczę, próbując się wyrwać, ale śmieję się tak mocno, że nie mam siły walczyć.

Leżymy oboje na podłodze, otoczeni plamami błękitu, a nasze śmiechy powoli cichną. Przez chwilę patrzymy na siebie w ciszy. Jego uśmiech łagodnieje, a w oczach pojawia się coś innego - ciepło, którego nie widziałam wcześniej.

- Wiesz - zaczyna, a jego głos jest cichy, niemal poważny. - Z tobą nawet remont staje się najlepszą przygodą i to bez wychodzenia z domu.

Nie wiem, co odpowiedzieć. Czuję, jak ciepło rozlewa się po mojej twarzy, i szybko wstaję, sięgając po wałek, by przerwać ten moment.

- Chodź, zanim całkiem zmarnujemy dzień - mówię, udając, że nie zauważyłam, co powiedział.

Gniewomir wstaje powoli, otrzepując spodnie z resztek farby. Kiedy znowu się uśmiecha, jest w tym coś delikatnego, ale już nie tak zaczepnego jak wcześniej.

- Jak sobie życzysz, królowo chaosu - odpowiada, wracając do pracy. Tym razem jednak między nami jest coś innego - jakby farba i śmiech zatarły granice, których wcześniej nie potrafiliśmy przekroczyć.

***
Kompletnie wykończona, po szybkim prysznicu, wreszcie kładę się na łóżku, które w końcu stoi tam, gdzie chciałam. Miękka pościel pachnie świeżością, a filodendron na parapecie rzuca subtelny cień na ścianę. Pokój powoli nabiera kształtu mojego wymarzonego azylu, a ja w końcu czuję, że mogę odetchnąć. Sięgam po książkę leżącą na nocnym stoliku. Okładka przedstawia parę splecioną w namiętnym uścisku, tytuł połyskuje złotymi literami - "Cienie i płomienie".

Otwieram na zaznaczonej stronie i zaczynam czytać. To ten moment, na który czekałam przez cały dzień. Szalony romans pełen intryg i napięcia. Już na pierwszych zdaniach czuję, jak coś we mnie drga.

"Jego dłonie były szorstkie, ale to właśnie ten dotyk sprawiał, że jej ciało płonęło. Słowa między nimi były jak ciche wyzwania, obietnice, które równie szybko mogły się spełnić, co zostać złamane. Jego spojrzenie pochłaniało każdy jej ruch, każdy nerwowy oddech. Nie mogła się ukryć, nie chciała. - Dlaczego się mną bawisz? - szepnęła, a on tylko uśmiechnął się w odpowiedzi. To był uśmiech, który obiecywał wszystko i nic jednocześnie."

Zatrzymuję się na chwilę, czując, jak serce bije mi mocniej. Gniewomir wraca do moich myśli, choć próbuję tego uniknąć. Wspomnienie jego dłoni, które tak nonszalancko przesuwały ciężką komodę, jego wzroku, gdy bacznie skanował moją twarz. Czuję, jak ciepło znów rozlewa się po mojej twarzy.

Przewracam kolejną stronę, choć moje myśli są teraz bardziej tutaj, w pokoju, niż w książce.

"Podszedł bliżej, a powietrze między nimi wydawało się gęstsze, niemal elektryczne. - Nie bawię się tobą, tylko czekam, aż odważysz się przyznać, czego naprawdę chcesz - jego głos był cichy, ale wibrujący, wypełniony pewnością siebie, która jednocześnie drażniła ją i przyciągała. - Nie rozumiesz - odpowiedziała, ale zanim zdążyła dokończyć, jego dłonie spoczęły na jej ramionach, unieruchamiając ją. - Rozumiem wszystko. I widzę więcej, niż myślisz."

Przygryzam wargę, czując, jak moje ciało reaguje na opisywaną scenę. Coś w tym, jak bohater patrzył na bohaterkę, przypomina mi sposób, w jaki Gniewomir potrafi na mnie spojrzeć - intensywnie, jakby próbował coś odczytać, jakby widział więcej, niż bym chciała.

Odkładam książkę na moment i biorę głęboki oddech, próbując pozbyć się tego irracjonalnego porównania. Gniewomir to tylko Gniewomir, który pomógł mi z meblami. Nic więcej.

Ale kiedy zerkam na filodendron na parapecie, nie mogę się powstrzymać od uśmiechu.

Sięgam znów po książkę, gotowa na kolejną dawkę emocji - tych fikcyjnych, które bezpiecznie mogę trzymać na dystans. A jednak, gdzieś w głębi, myśli o Gniewomirze nie chcą mnie opuścić.

Kiedy zasypiam nad książką, cicho skrzypią drzwi. Podnoszę wzrok i widzę Gniewomira w progu. Opiera się o framugę, ramiona ma założone na piersi, a w jego spojrzeniu jest coś, co od razu sprawia, że napięcie w powietrzu gęstnieje.

- Wchodzisz tak bez pukania? - pytam, próbując brzmieć swobodnie, choć serce przyspiesza.

- Pukałem, ale chyba byłaś zbyt zajęta - mówi, wskazując brodą na książkę, którą trzymam w rękach.

- Może... a może po prostu nie usłyszałam, bo siedziałam w swoim azylu - rzucam z przekornym uśmiechem.

Gniewomir kręci głową i wchodzi do pokoju. Siada na brzegu łóżka, nie pytając o pozwolenie. Jego obecność wypełnia przestrzeń, jakby był tutaj od zawsze.

- Co czytasz? - pyta, wyciągając rękę po książkę.

Zanim zdążam zaprotestować, wyrywa mi ją z rąk i przegląda strony.

- "Jego dłonie były szorstkie, ale to właśnie ten dotyk sprawiał, że jej ciało płonęło" - czyta na głos, a jego usta wyginają się w drwiącym uśmiechu. - No, no, księżniczko, całkiem pikantna literatura. Szczerze? Nie spodziewałem się, że kręcą cię takie romansidła.

- Oddaj to! - rzucam, próbując wyrwać książkę z jego rąk, ale Gniewomir unosi ją wysoko, zbyt wysoko, żebym mogła dosięgnąć.

- Spokojnie, tylko sprawdzam, co tak przykuwa twoją uwagę, że nie zauważasz ludzi. Może powinienem zacząć pisać - mówi, odkładając książkę na stolik. - Ale wiesz, w rzeczywistości takie rzeczy wychodzą lepiej niż na papierze. Dużo lepiej.

- Tak? Ciekawe, skąd niby miałbyś o tym wiedzieć? - pytam, patrząc na niego wyzywająco. Moje serce wciąż bije szybciej, niż powinno, a gniew miesza się z jakimś dziwnym podekscytowaniem.

Gniewomir pochyla się lekko w moją stronę, a jego spojrzenie przybiera inny ton - mniej żartobliwy, bardziej poważny.

- Są rzeczy, których nie trzeba czytać, żeby wiedzieć, jak działają - mówi cicho, a jego głos brzmi prawie intymnie.

Przez chwilę w pokoju panuje cisza, a ja mam wrażenie, że powietrze staje się gęstsze. Czuję, jak policzki zaczynają mi płonąć, ale zanim cokolwiek zdążę powiedzieć, Gniewomir odsuwa się i wstaje.

- Dobra, już nie przeszkadzam. Jutro dokończymy malowanie - rzuca luźno, jakby nic się nie stało, i kieruje się w stronę drzwi.

- Gniewomir... - zaczynam, ale urywam, nie wiedząc, co właściwie chciałabym powiedzieć.

On tylko odwraca się na chwilę, spogląda na mnie z tym swoim rozbrajającym uśmiechem i rzuca:

- Nie czytaj za dług. - Mruga, a potem wychodzi, zamykając za sobą drzwi.

Zostaję sama, patrząc na zamknięte drzwi, z książką leżącą na stoliku obok. Myśli krążą mi w głowie jak szalone, a ja czuję, że tego dnia granice między fikcją a rzeczywistością zatarły się bardziej, niż bym chciała.

Kiedy w końcu gaszę światło, nie mogę zasnąć, choć czuję zmęczenie. Wsłuchując się w delikatne szumy wiatraka, w myślach wciąż przewija się ten błysk w jego oczach i sposób, w jaki jego obecność wypełnia pokój.

Nagle, drzwi otwierają się raz jeszcze, aż podskakuję.

- Aha, bo w sumie po to tutaj przyszedłem, jak coś to nasze mamy wróciły wreszcie z zakupów - teatralnie wywraca oczami - i twoja prosiła, żebyś zeszła na dół. Dobranoc, Saro. Miłych snów... - kłania się nisko, jak na dworze królewskim - jeśli w ogóle zaśniesz po tak ekscytującej lekturze.

Drzwi zamykają się za nim, a ja zostaję sama. Z książką, która już nie wydaje się taka niewinna, i z myślami, które wirują w mojej głowie jak szalone, w te zakazane rejony imperium namiętności...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro