Rozdział 50
Speedspark POV.
Walczyliśmy dzielnie. Każdy z nas tak jak umiał. Ja moją kataną, miecza nie wyciągałam. Tak samo Sideswipe i Sunstreaker. Ironhide miał nie małe działko, a Jazz ukazywał swoje umiejętności snajperskie. W większości przypadków ogłuszaliśmy wrogów, jednak czasem czyjaś iskra zgasła. Po raz enty przeklinałam wielkość Nemezis, bo w każdym korytaży stały wciąż to kolejne zastępy predaconów i dinobotów. Autoboty i Decepty walczyły ramię w ramię, odnosili także czasem poważne rany. Ja sama oberwałam od niefortunnej kuli, w prawe ramię. Kula przeszła na wylot sprawiając mi ogromny ból. Uleczyłam się częściowo, po chwili jedynie dość spore wgniecenie i stróżka energonu symbolizowały, że kiedyś była tu poważna rana. Zajmowałam się także poważnymi uszkodzeniami innych. Muszę przyznać. Każdy dawał z siebie 110%. Choćby taki Rachet. Na codzień zamknięty w pokoju medycznym, z mieczem w ręku okazał się prawdziwym demonem. Knockout raził prądem przeklinając rzewnie, bo jego lakier nie wyglądał obłędnie.
Walka trwała, ale każdy z nas się męczył. Coraz to trudniej szło przebijanie się przez wrogów szeregi. Było nas mało, nie dawaliśmy rady. Co chwila ktoś pytał o Optimusa, a ja milczałam. Gdy wszyscy już bardzo zmęczeni, No oprócz mnie, ale co to zmieni. Krzyknęłam na cały głos:
-Upadły! Nie baw się ze mną! Wyzywam cię! Chodź tu zmierzymy się! No chyba, że już popłakałeś się jak mała dziewczynka, albo nie chcesz pokazywać swojej obrzydliwej mordy. Chodź na plażę. Tam gdzie było nasze ostatnie spotkanie! To będzie walka na śmierć i życie. No chyba, że tchórzysz! Oj, biedny upaduś wyjebał się na zaduś! Co ci tak długo schodzi? Stchurzyłeś?! Tak się nie godzi!!!
Zaśmiałem się gromko, a moi przyjaciele ze mną. O ile Primusa mogę nazwać przyjacielem... Zaraz... Coś mi się tu nie zgadza... PRIMUS!!?!?!?!?!! Co ten stary dziad wyrabia?
-Pusek!!!-krzyknęłam i podbiegłam do niego.-Chyba nie chcę wiedzieć o co ci chodzi i po co tu przyszedłeś, albo raczej przyszłaś...-zerknęłam na niego sugestywnie...😏😏😏 No co poradzę, jest rozkapryszony jak panienka, tajemniczy jak panienka...
Uciekłam śmiejąc się, zanim ten skapnął się o co chodzi. Przeteleportowałam siebie i resztę na plażę. Będą fajną widownią... Zaraz, zaraz... Od kiedy ja umiem telportować KOGOŚ? Już widzę tepnięcie Knockouta pięć metrów nad zbiornikiem z różową farbą... He. He. Hehe.
Jestem ZUA.
Dobra, o czym ja teraz myślę? Mam przecież walczyć z Umarlakiem, a nie, upadlakiem. Ciągle mi się myli. Ze świecącego portalu wyszedł Optimus... O nie. Mam przejebane...
-DLACZEGO UCIEKŁAŚ OD PRIMÓW!!!!! -wydarł się na mnie... Zaraz, od kiedy on krzyczy?!?!-Siadaj tu i TERAZ odblokuj czakrę. Ja i Megatron pokonamy Upadłego.-Dodał trochę spokojniej, a mi zrobiło się smutno. Ja tu ratuję innych z opresji, a jeszcze na mnie krzyczą... Primus rozeźlony przez mój żart z niego usiadł na chmurce z nieba... Bosz... Ale to prostacko brzmi... Mój ojciec patrzy na mnie z góry...
Dosłownie...
Upadły wreszcie raczył się pojawić, a Primiątko i Meguś wyszli przed szereg. Upadły patrzył na mnie wyczekująco, a ja skinęłam głową na szykujących się do PWS i PWW (PWS-pan wiecznego spokoju, PWW-pan wiecznego wkórwinia). Ten zrobił minę, jakby się czymś brzydził i rzekł.
-Wysyłasz na mnie swoich pachołków, miałaś walczyć ty!
-Sorry Upi... Upi... Idealnie!!!! Tak więc... Upi sami się wyrwali. Rozgrzej się, ja poczekam.
Mech „poczerwieniał" na twarzy ze złości... Ups. Chyba mu się ksywka nie spodobała... A ja się tak starałam... *pociąga nosem* No trudno. Czas na shoow! Szkoda, że nie wzięłam energonowego popcornu... Smuteczek. A przydał by się.
Dwóch kiedyś niegdyś największych wrogów walczyło. Nawet nie przeciw sobie. Rzucili się na Upadłego, dając mistrzowski pokaz szermierki. I wszystko byłoby dobrze, lecz... Pękły im bronie... Gwiezdne ostrze i Mroczne gwiezdne ostrze... Ludzie... Naprawdę to jest za długie! Ok. A więc GO i MGO się rozpękły, a Upadły się śmieje, ja się śmieje... Wszyscy szczęśliwi, ale... Śmiech zamiera mi w ustach. Walić czakry! W sumie i tak nigdy mnie one nie obchodziły, bo delikatnie rzecz ujmując miałam je w dupie i ignorowałam Keliego gdy o nich mówił. W sumie zawsze go ignorowałam... No sorcia nie lubię gościa. On jest ogromnym nudziarzem. Wracając. Upi powalił PWW i PWS. Teraz śmieje się szyderczo i chce wbić miecz w ich iskry. No dobra Speeds. Rusz tyłek i ocal ich- mówi moja podświadomość
Ale mi się nieechce...
Kogo będziesz wkurzać jak ich zabraknie?-argumentowała dalej
Dobra, podświadomość wygrałaś, ale wisisz mi budyń.
Ok, a terasz ruszaj ten swój tłusty bagażnik!
Wstałam, wyciągnęłam mój "silniejszy" miecz. Miałam jeszcze trochę za złe Optimusowi, że na mnie nakrzyczał, ale oboje to moi przyjaciele. Nie pozwolę im zginąć.
Zauważyłam, że gdy włączam chloroformę miecz się zmniejsza i mi zostaje. Spoko. Tak jak przy pierwszym spotkaniu moim i Optimusa wskoczyłam na jego klatkę piersiową i odparowałam zadany w iskrę cios.
Zeszłam z lekko zdezorientowanego Prima i przemieniłem się w botkę krzycząc.
-Chodź tu Upi! No pokarz tę swoją mordkę!- próbowałam wytrącić go z równowagi-No co, masz focha? Biedne Upadląrko się zdenerwowało... Weź swój wyciągnij mieczyk, No, śmiało!!!
Stanęliśmy naprzeciw siebie. Oboje w obronnej postawie. O nie. Tym razem nie zaatakuję pierwsza... On widocznie też... No to zapowiada się dłuugi pojedynek...
Z Upiego promieniowała złość. Ups... Chyba się wkurzył... Nie... O nie... On się wkurwił..! Houston we have a problem. Ściskał swój miecz, natomiast ja usiłowałam się skupić. Rozproszony przeciwnik, to łatwiejszy przeciwnik... Dasz radę Speeds... Musisz...
Narrator POV.
Mech i femme okrążali się stąpając po plaży. Nikt nie wiedział co się zaraz wydaży. Dziewczyna. Skupiona mierzyła wroga wzrokiem, a on rozjuszony gromił spojrzeniem. Ręce obie na klindze zaciskał, złość malowała się na jego twarzy, a na licu femme nie znajdziesz strachu, lub żenady. Skupiony wyraz twarzy, determinacja, kpiący uśmiech, to cechy, które cechowały ową młodą postać. Niebezpieczny błysk niczym ognik pałętał się w oku. W końcu walka się zaczyna. Mech z gracją unosi szablę i zaczyna się taniec.
Przeciwnicy, tancerze, oddzielani kling ostrzami,
Wirują, parują, biją się uderzeniami.
Siła, zwinność, szybkość, uniki,
Walka, honor, nadzieja, oraz triki,
Pokaz umiejętności, szaleńczy bój.
Walczą o spokój, jak szarańczy rój.
Jeden władzy żądny jest,
A druga tylko pokoju chce.
Tacy różni, lecz w duchu tacy sami,
Są po prostu zdeterminowani.
Mierząc się drwiącym spojrzeniem,
Walcząc choćby ostatnim tchnieniem.
Oboje równi, oboje,
Brak im szans.
Nie wygra żaden,
To nie na tym polega gra.
Lecz zła ucieleśnienie, daje zdradzieckie skinienie,
Jeden z sług zła, wymierza i strzela.
Pocisk, szybki jest jak błyskawica,
Pędzi, biegnie, zawiść i niesie.
Trafia, wojowniczki krzyk się niesie,
Biegnie, dźwięczy w całym lesie.
Pancerz na klatce energon roni,
A niebieska plama zwiększa się, rzuca na nogi.
Upadły chorym zanosi się chichotem,
W brzuch femme wbija z łoskotem,
Swą klingę, nieczystą pogłębiając ranę,
I patrząc w jej gasnące, pełne bólu optyki,
Ona zamyka je, pojedynek kończy się...
***
Komentarz uważam za zbędny...
No i został tylko epilog...
Na dziś tyle...
Pa Pa!
Magda:D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro