Rozdział 5
Floy POV.
Obudziłam się z małym bólem głowy. No dobra, nie małym delikatnie rzecz ujmójąc głowa mi pękała. Mam kaca, czy co? Pomyślałam zagubiona patrząc się w biały sufit, po chwili wspomnienia wróciły. Achh... roboty i ten cały Jazz. Muszę go przprosić. Wstałam z łużka i sięgnęłam do kieszonki w moim pasie. Były tam bandarze, gazy i różne tabletki. Przezorny zawsze ubezpieczony. Zarzyłam coś na ból głowy i usiadłam na moim łużku. Nie pamiętam jak się tam znalazłam. Pewnie Optimus mnie zaniusł. To by wyjaśniało sprawę. Po kilkunastu minutach tabletka zaczęła działać. Nie czując już bólu wstałam i zauważyłam drzwi otwierane na kod. Teraz dziękowałam za swoje lekcje chakowania. Zauwarzyłam, że jedne przyciski są bardziej wysłużone niż inne. Nacisnęłam je i drzwi stanęły otworem. ~Ha!~ucieszyłam się. Porucznik Arek byłby ze mnie dumny... Wyszłam z pomieszczenia i ruszyłam ogroomnym korytarzem. Był tak wielki, że mogłyby tu mieszkać ogroomne roboty, a fakt. Już mieszkają.
Widziałam drzwi, jeszcze większe, niż te z których wyszłam. Pewnie prowadziły do głównego changaru. Pewnie zapytacie: Skąd ja to wiem?! To proste dla osoby, która pół swojego życia spędziła w wojsku. Tak, pół. W wieku ośmiu lat zostałam oddana do szkoły wojskowej z internatem. Moi rozdzice się mnie wyparli. Pewnie mi nie wieżycie, ale to prawda... Zła i gorzka, ale prawda. No trudno się mówi. Wchodzę.
Zblirzyłam się do drzwi, które samoczynnie się otworzyły. Miałam racje. Znajdował się tam główny changar. Tylko zamiast samolotów i tym podobnych było tam pełno robotów! Moje wejście zaskoczyło wszystkich. Skierowali na mnie swoje optyki, ale ja jak gdyby nigdy nic podeszłam do Jazza i powiedziałam.
-Proszę, wybacz mi. Nie chciałam cię ogłuszyć. To był odruch, a żadko mogę potrenować. Wybaczysz mi kiedyś?
-Spokojnie Floy. Nawet nie kiedyś, tylko teraz.-Na jego słowa automatycznie się rozpromieniłam.
Ten wyciągną rękę, na której niepewnie stanęłam. Posadził mnie na ramie i zapytał.
-Co byś powiedziała na małą przejażdżkę seniorita? Wytłumaczę ci wszystko...
-Możemy Optimusie?-mech wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na boty które na mnie patrzyły. Jedne z zaciekawieniem inne z pogardą? Ciekawe o co im chodzi. W końcu Prime się odezwał.
-Dobrze, ale wrócie szybko.
Jazz przetransformował się w swojgo alt-moda (zdążyłam się tego dowiedzieć), wsiadłam do niego i pojechaliśmy. Dowiedziałam się w między czasie, że podczas mojego snu przenieśli się do bazy głównej.
*Kto zna chistorię Cybertronu itp. omija, bo nudne*
Po chwili Jazz zaczął opowiadać:
-Jak wiesz, to pochodzimy z Cybertronu. Dawno, dawno temu żyło sobie dwóch braci. Jeden uosobieniem dobra-Primus, oraz drugi uosobieniem zła-Unicorn. Cały czas walczyli, ale szala naprzemian zdobywając przewagę w niekończącej się bitwie, do czasu. Primus stworzył pierwszych siedmiu primów. Z czasem doszło jeszcze sześciu, ale nie w tym rzecz. Oni pomogli mu przezwyciężyć Unicorna i wygrać bitwę. Teraz Unicron dryfuje sobie gdzieś tam knując zemstę. Po tym czynie Primus stworzył planetę o nazwie Cybertron, a sam zamieszkał w niej jako jądro. To on był jej siłą życiową. No właśnie. Był. Po pewnym czasie primowie odeszli i na ich miejsce zostali wybrani kolejni.
-Jaki to ma związek z waszą obecnością na Ziemi?
-Właśnie do tego zmierzam. Na dość spokojnym Cybertronie pewnego dnia został stwożony bot o imieniu Megatronus. Dostał imię po jednym z primeów. Postanowił, że z postanie najsłynniejszym gladiatorem Cybertronu. Razem z jego najlepszym przyjacielem, Orionem Paxiem, młodym archwistą w diakońskich archiwach(masło maślane, wiem), którego traktował jak młodszego brata zdobył sławę i wiele fanek. Niedługo po tym jak osiągną szczyt popularności zszedł na drogę polityczną. Stanął przed dwunastoma primami (jeden połączył się z wszechiskrą, czyli umarł) i zarządał aby uczyniono go jednym z nich. Przedstawił także swoją wizję przyszłości. Wtedy ukazało się jego prawdziwe oblicze. Chciał wprowadzić dyktaturę i całkowicie stłamsić prawa i obowiązki. Primowie widząc to odmówili Megatronusowi. Już mieli odchodzić, gdy Orion Pax poprosił o głos. Wygłosił przemowę, która poruszyła iskry Primów, postanowili dać mu szansę. Młody archwista stanął przed samym primusem w jądrze planety, ten widząc czyste i szlachetne serce młodzika nadał mu tytuł i obdarował bardzo cenną rzeczą. Matrycą Dowodzenia. Gdy Megatronus usłyszał o tym wszystkim zazdrość, złość i rządza władzy przyćmiły inne uczucia. Zebrał sprzymieżeńców i odwrócił się od cybertronu wszczynając rebelię, oraz zakładając frakcję deceptikonów. Swoje imię zmienił i nazywał się...-tu mu przerwałam, to było trochę niegrzeczne, ale ja to wszystko wiem. To dziwne, ale jest o nich film. Ciekawe czy wiedzą. Nie rozpoznałam Optimusa, ale gdy mi ich wszystkich przedstawił wspomnienia sprzed ponad ośmiu lat wróciły...
-Megatron. Tak, tak wiem. Zniszczył waszą planetę i zaczął się wyścig o energon. Wyczuliście tu jego sygnał, a jesteście na ziemi, bo wasz statek się rozpierniczył. Racja?
-Tak?-powiedział zdumiony i zdziwiony Jazz.-Skąd ty to wiesz?
*Koniec nudów*
-Wiesz, że jest o was pięć filmów, i ponad trzy kreskówki?
-Coo?!?!-zapytał zdziwiony.
-Dziwne... naprawdę nie wiedziałeś?
-Nie... Mniejsza o to. Musimy już wracać, bo inaczej Rachet walnie mnie kuczem francuzkim i nawet nie pytaj o co chodzi...
-Dobrze wracajmy-powiedziałam spokojnie.
Pojevhaliśmy w stronę bazy...
***
Hej! Rozdział dziś trochę nudny, ale obiecuję, że za niedługo akcja będzie się rozkręcać. Na główny plan wkroczy Dino i Sides, a to oznacza kłopoty...
Na dziś tyle... PA!
Magda:D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro