Rozdział 3
Rachet POV.
Wziąłem istotkę z rąk Optimusa i zaniosłem do laboratorium. Przeskanowałem ją myśląc, jak ta mała uratowała Prime? O co w tym wszystkim chodzi?! Wszystkie paramet... To znaczy się funkcje życiowe były w normie. Po prostu jakby się nagle zmęczyła... Nie stopniowo, jak to formy organiczne mają w zwyczaju, tylko natychmiastowo. W jednym momencie. Położyłem ją na łużku polowym i usiadłem na krześle. Tylko od niej zależy kiedy się obudzi. Nam pozostaje tylko czekać...
Jazz POV.
-Bumblebee, Sideswaip/nwm jak się pisze/ chodźcie do mnie szybko!-zawołałem.
Po chwili mechy weszły do pokoju Jazza
-Mam dla was informacje... Pojawił się człowiek i...
-Brawo geniuszu, na tej planecie jest ich osiem miliardów!-powiedział kpiąco Sides.
-Dajcie mi skończyć! Ta dziewczyna ocaliła Optimusa od Magsa!
-To niemożliwe!-wrzasnął Bee
-Co jest nie możliwe?-do pokoju wszedł Sunny. Bliźniacy Terroru spojrzeli na siebie.
-A nic ważnego...-powiedziałem zestresowany...
-Gdyby nie było ważne to Bee nie darł by ryja na pół bazy.
-No dobrze. Jakiś węglowiec ocalił Primowi tyłek!
-Coo!!!-wrzasnął Sunny-To niemożliwe!! Bliźniak terroru uśmiechnął się kpiąco- już wiem. Wy mnie wkręcacie!
-Zamknij się Sunny!-Krzyknąłem jeszcze głośniej- widziałem na własne oczy!! A teraz sio i nikomu o tym o tym ani słowa bo mi się oberwie od Obtimusa.
-Noo dobrze..-odpowiedziała reszta botów krzyżując palce za plecami.
-Dzięki, a teraz won mi z tąd!
Mechy wyszły i rozeszły się do swoich pokoi No może nie wszyscy...
Sideswaip POV.
Nie wieżyłem w słowa Jazza i poszedłem do laboratorium upewnić się, że jest tam jakiś człowiek. Nie myliłem się. Na łóżku polowym leżała jakaś kobieta, była ładna. Ubrana w mundur wyglądała jak śpiąca. Co więcej nie znalazłem na niej żadnej krwi... No dobra wierzę ci Jazz.
Po drodze do swojego pokoju spotkałem IronHidea i przekazałem mu wieść. Ten mi nie uwierzył i poszedł sprawdzić. Gdy już się napatrzył postanowiliśmy wracać, lecz natknęliśmy się na Bulkcheda. Sytuacja się powtórzyła. To samo było z WeelJackiem, Arcee, Smogescreenem, Hot Rodem i Skidsem. Przy ostatniej wizycie, gdy pochylaliśmy się w ósemkę pochylaliśmy się nad łużkiem dziewczyny ona ogworzyła oczy i pisnęła przestraszona.
Floy POV.
Wreszcie odzyskałam świadomość. Ostatnie co pamiętam, to tego niebieskoczerwonego robota. Otworzyłam oczy. W pierwszej chwili oślepiło mnie światło, ale gdy się przyzwyczaiłam zobaczyłam, że nad moim łóżkiem pochyla się z osiem ogromnych robotów! Pisnęłam przestraszona. Zrobiłam to tak głośno, że pewnie pół budynku to słyszało. Natychmiast poderwałam się, chwyciłam w dłoń miecz i przemknęłam pomiędzy nogami jakiegoś bota. Byłam lekko otumaniona, więc nie zdążyłam zwiać, bo jeden z nich mnie złapał. Zauwarzyłam na jego piersi znak identyczny do tego co widziałam na moim niebieskookim olbrzymie. Wysłałam impuls elektryczny przez który poleży sobie z dwie godzinki. Mech mnie wypóścił, a sam runął na glebę. Odwróciłam się do reszty i stanęłam w pozycji obronnej. Czekałam na ich ruch. Moją stuprocentową koncentrację przerwało wejście mojego czerwono niebieskiego bota.
Automatycznie schowałam się za jego nogą, a ten zdziwionym wzrokiem przejeżdżał po pomieszczeniu. Jego wzrok stanoł na leżącym na podłodze bocie.
-Co tu się stało?-zapytał
Bumblebee POV.
-To przez nią.-pokazałem na dziewczynę i wróciłem do gapienia się na omdlałego Jazza.
O co tu chodzi?!
***
Hejo! Dziś szaleje! Macie drugi rozdział! Troszkę krótszy, ale to nic. Mam nadzieję, że się podoba.
Do następnego! Pa!
Magda:D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro