Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sprawiali problemy

Po siódme: sprawiali problemy

Uliczki, którymi dążyli były wąskie i pełne kurzu. Długo jednak nie szli przez tereny zabudowane, bo szybko trafili na leśną ścieżkę i dopiero wtedy Izak zrobił się podejrzliwy. Mógł mieć kiepską orientację w terenie, ale zdecydowanie nie pamiętał, żeby używali wcześniej drogi przez las. Może to jakiś skrót?

Po kwadransie obecny stan rzeczy zaczął go niepokoić. Amarylis idący przed nim zdawał się prowadzić ich do jakiegoś znanego tylko sobie celu. Izak warknął pod nosem wreszcie zrównując z nim krok. 

- Co ty wyprawiasz? - zadał pytanie, jak na siebie bardzo spokojnie. Amarylis przygryzł wargę, żeby przypadkiem nie pokazać swojego rozbawienia. - Masz drgawki, czy co... - Izakowi krzywiła się twarz, kiedy z niezrozumieniem wskazywał palcem na usiłującego zachować powagę kolegę. 

- Mógłbym cię wywieźć do Azji i byś nie zauważył - w końcu oznajmił, ówcześnie chrząkając.

- Przecież zauważyłem! - wytknął zdenerwowany, a przy tym wszystkim wypadły mu z rąk jego drogocenne przekąski. Wafelki zdążył już zjeść, a co do czipsów był w połowie paczki. Wyśmienite śniadanie. Niezależnie jednak od ich wartości odżywczej, czipsy właśnie rozsypały się smutno po leśnej ścieżce, a Izak upadł do nich na kolanach zdewastowany. 

- Nieeeeee!

- Oto bohater tragiczny - rzekł Amaryl wywracając oczami.

- Zapłaciłem za nie - odgryzł się z nadętymi policzkami. 

W końcu jednak musiał wstać i pożegnać swoje ukochane czipsy, które długo jeszcze patrzyły na niego tęsknie z gruntu. Amarylis bez żadnego wyrazu wyciągnął z kieszeni kanapkę zamkniętą w plastikowym opakowaniu - musiał kupić ją w sklepie. Podstawił ją Izakowi pod nos, ale ten nic nie zrobił, tylko patrzył się z zastanowieniem.

- No weźże - ponaglił go, a blondyn niepewnie chwycił za ten dziwny twór rąk ludzkich, który wciskał mu w rzekomo dobrych intencjach Amarylis. Ale czy na pewno dobrych? Czy nie dodał tam czegoś dziwnego?

- Zjedz coś normalnego - dodał, nie poświęcając koledze ani odrobiny uwagi więcej.

Izak długo zastanawiał się, co począć z kanapką, ale ostatecznie poczuł, że naprawdę jest głodny, więc skasował myśli, które go męczyły i zjadł, co miał zjeść. Pochłonięty był tym do tego stopnia, że nie zauważył zadowolonej miny osoby idącej w odległości metra.

- Mm, to gdzie właściwie idziemy? - zapytał Izak ocierając okruszki z ust. I co ciekawe, zapytał o to z czystą ciekawością, bez żadnych pretensji. Sam się zdziwił tym, że już nawet nie był zły na Amarylisa. Mimo ich iskrzącej relacji, istniało między nimi pewne niewypowiedziane porozumienie.

- Ufasz mi?

- Nie - odpowiedział bez zastanowienia. - Co to ma do rzeczy? - drążył. Amarylis wyraźnie coś planował w tajemnicy przed nim.

I nie otrzymał na to pytanie odpowiedzi, za to został przez bruneta wyminięty i zdołał zobaczyć tylko jego chytry uśmieszek, zanim został pociągnięty za koszulkę i wtedy cały świat stanął na głowie, a on wylądował po szyję w lodowatej wodzie.

- I bardzo dobrze - odpowiedział nareszcie Amaryl szczerząc się do niego złośliwie z brzegu.

- Kurwa! Jestem cały mokry! - krzyknął i zaraz się podniósł z błotnistego dna. Przemókł do suchej nitki. Jasne włosy poprzyklejały mu się do czoła, tworząc na nim pajęczynkę. Zagarnął je wszystkie do tyłu i przetarł twarz. - Nie będę jedynym!

Amarylis stracił momentalnie z ust uśmiech i zrobił krok w tył, ale nie zdążył wymknąć się pragnącemu zemsty chłopakowi. Izak dopadł go i chwytając w pasie pociągnął za sobą, co spowodowało dość spektakularny plusk i gdyby dno pokrywały kamienie, to Izak pewno obdarłby sobie plecy, bo było tu płytko.

Amarylis odsunął się, zaczerpnął porządny haust powietrza i zmrużył powieki spoglądając na kolegę tak, jakby wypowiadał mu wojnę.

- Zacząłeś! Przecież zacząłeś! - krzyczał spanikowany Izak uciekając dalej, gdzie było głębiej, ale Amaryla mało obchodziło to, że sam zaczął. Rzucił się na Izaka, a trzeba wam wiedzieć, że w wodzie czuł się jak ryba, więc nie miał problemów w złapaniu blondyna. Tamten niezwykle się wyrywał, więc zaplątali się w sobie i obaj zanurzyli w mętnej wodzie, gdzie było już głębiej i ledwo sięgali dna. Otworzyli oczy i patrząc na siebie ocenili, że wyglądają jak te napuszone ryby. Amarylis prychnął i wtedy z jego nosa wyleciały bąbelki, co z kolei rozśmieszyło Izaka. Trzymali się za przedramiona, które pod wodą były śliskie. Nagle zainteresowali się ich fakturą, Amarylis zauważył, że skóra Izaka jest prawie pozbawiona włosków. Musiał mieć je bardzo jasne i cienkie. Przejechał dłonią wzdłuż jego ręki do ramienia, przez co blondyna przeszły dreszcze i cały się zatrząsł.

Na pewno wyobrażacie sobie do czego może dojść między ludźmi, kiedy wpadają w poczucie odrealnienia i odcięcia od świata. Izak i Amarylis jednak nie mieli szans tego doświadczyć, gdyż poczuli, że trochę się duszą i przydałby im się tlen. Zgodnie odbili się od dna i wynurzyli się, po drodze puszczając swoje ręce.

Kiedy wyrównywali oddech patrzyli się na siebie zapominając zakryć uśmiechów. W zielonkawych oczach Izaka odbijało się słońce. Wydawał się teraz taki radosny i skupiony na jednej chwili, jakby świat nie istniał poza nimi dwoma bawiącymi się razem w wodzie. Niespodziewanie Amarylis sięgnął do twarzy Izaka i musnął jego zaczerwienionego policzka. Zanim zorientował się, co robi, trzymał już między palcami listek brzozy. Przymknął na moment powieki, zastanawiając się, co on do cholery wyprawia, ale zachowując spokój pokazał zmieszanemu chłopakowi naprzeciwko liść, po czym zostawił go w wodzie.

- Zimno tu - stwierdził i popłynął do brzegu.

- Mi raczej gorąco - powiedział do siebie Izak przykładając obie dłonie do policzków. Zanurzył się jeszcze na parę sekund pod wodą, by ochłodzić swoje iskrzące uczucia. Jeden nieuważny krok, a mogłyby zapłonąć.

- Właśnie! - Myśli Izaka wreszcie wróciły na ziemię, tak jak zresztą i on sam. Siedzieli na trawiastej plaży, Amaryl bawił się listkiem.

- Co - odmruknął nawet na niego nie patrząc.

- Mój telefon! - zaczął macać się po wszystkich kieszeniach, ale nie mógł go znaleźć. Nawet gdyby go znalazł, to i tak byłby zepsuty. Zaczęła w nim rosnąć złość. Z ogniem w oczach spojrzał na towarzysza, ale tylko niewzruszony sięgnął gdzieś za ich plecami, po czym wręczył mu urządzenie. Izak szybko je wyrwał i sprawdził. Suche i działające. Natychmiast wytrzeszczył oczy na Amarylisa. Nie wierzył, że tamten o tym pomyślał, a co dopiero naprawdę zadbał o to, żeby nie zepsuć telefonu Izaka.

- Okradną cię kiedyś - powiedział tylko i wrócił do swojego niezwykle interesującego listka.

- Ufam ci.

Amarylis powoli się do niego odwrócił i uniósł brew.

- Szybko zmieniłeś zdanie.

- Sam mi to udowodniłeś - wzruszył ramionami.

- Błazen z ciebie - stwierdził, szturchając tego drugiego w ramię, choć było to raczej przyjazne szturchnięcie.

- Co znowu? - obruszył się, nie wyczuwając dobrych intencji. Och, gdyby tylko jakkolwiek rozumiał Amarylisa, byłby dopiero w szoku.

- To nie zaufanie. To tylko ocena na podstawie doświadczeń - tłumaczył - Prawdziwe zaufanie nie potrzebuje dowodów.

Izak się zamyślił.

- Zgubiłem też energola...

- Jego nie uratowałem.

- Jak to? - załamał się. - Nie... wiesz co, nie jesteś godny zaufania. - Spojrzał na bruneta, próbując zachować poważny wyraz twarzy.

- Nie płacz po nim za bardzo... - zaczął, wyciągając coś z kieszeni. Pokazał Izakowi szklaną butelkę. - Podzielę się z tobą tym trunkiem.

- Wino?

- Mhm... - Bezceremonialnie odkręcił butelkę i pociągnął z niej łyka. - Zasada jest taka, że jeśli z kimś pijesz, to łączy cię z nim braterska więź... czy coś tam. Masz - wcisnął mu butelkę i ponaglił ruchem głowy.

- Kiedy to kupiłeś?

- Dziś.

- Jesteś dorosły?

- Po co te pytania? Pijesz, czy nie? Chciałeś się pogodzić... - westchnął zmęczony i zabrał butelkę. Poczuł się trochę jakby ktoś dał mu kosza.

- Napiję się i odpowiesz mi na pytanie - zaproponował Izak. Nie czekając na zgodę napił się z gwinta. Napój nie smakował ani specjalnie dobrze, ani źle. Typowe, tanie wino. Chyba słodkie.

- Jestem dorosły - potwierdził Amarylis obserwując towarzysza. Kiedy tamten był zajęty czytaniem czegoś z etykietki butelki, on ściągnął przemoczoną koszulkę i rozłożył ją na trawie. Wszystko się do niego nieprzyjemnie lepiło. Po chwili blondyn znów zwrócił na niego uwagę.

- Hej! Czemu się rozbierasz!

- Zimno mi było - odparł, opierając przedramiona na podwiniętych kolanach - też to ściągnij - wskazał na jego tors.

- Nie ma mowy. Będziesz patrzył.

Amarylisa szczerze to rozbawiło. Prychnął pod nosem i wyprostował się.

- Oczywiście.

- To kiedy miałeś urodziny? - zadał kolejne pytanie.

- Dzień, w którym skręciłeś kostkę.

Izak przez chwilę milczał.

- Serio?

- No - potwierdził i odebrał koledze wino, żeby się napić.

- To sory...

- Za co? - Nie rozumiał.

- Zepsułem ci urodziny.

- Nie tylko je.

Izak nie odpowiedział. Nagle przypomniał sobie wszystkie te dni, w których nie dawał Amarylisowi spokoju. Głowa go od tego zaczynała boleć, bo już tyle razy próbował sobie wybaczyć, a nie mógł. Wziął butelkę i napił się porządnie, a ciecz paliła mu przełyk. Skrzywił się, gdy oddalał szyjkę od ust.

- Wyluzuj - powiedział delikatnie Amarylis odbierając mu trunek. Odstawił go dalej na trawę. Spoglądał na pogrążonego w myślach kolegę. Zacisnął palce na kolanach i gryzł zawzięcie dolną wargę. Zrobiło mu się go żal albo, co jest dość dziwną teorią, przejął się stanem uczuciowym Izaka. Nie myśląc, co robi, objął chłopaka ramieniem i pogłaskał po plecach (co niełatwe, zważając na to, że miał na sobie mokrą koszulkę).

- Jesteś na mnie zły? - zapytał Izak robiąc oczka jak szczeniaczek. Wino zaczynało uderzać mu do głowy.

- Nie... - zapewnił melancholijnie. 

Izak wyglądał na zdezorientowanego. Rozejrzał się wokół, a potem nachylił się nad Amarylisem, żeby dostać butelki.

- Już się upiłeś? - westchnął brunet, chwytając go za nadgarstek, ale tamten nie oponował, tylko usiadł normalnie i wpatrywał się milcząco w twarz kolegi.

- Mam słabą głowę - powiedział.

- Tak.

- Muszę się rozebrać - zadecydował i przez moment serce w klatce piersiowej Amaryla stanęło, ale zorientował się, co tamten ma na myśli. Zdołał ściągnąć z siebie wilgotną koszulkę, żeby wzdrygnąć się na koniec. Wypiął klatkę piersiową do słońca, w nadziei, że szybciej go to ogrzeje. Amaryl dyskretnie rozłożył na trawie ściągnięte ubranie, by także mogło się wysuszyć. Wiedział, że teraz może zapytać Izaka o wszystko, a prawdopodobnie otrzyma odpowiedź. Byli teraz nie tylko po paru (cóż, Izak chyba parunastu) porządnych łykach, ale i znajdowali się sami z dala od reszty świata i problemów. Nietrudno było o coś, czego później mogliby długo żałować. Miał wrażenie, że jego tętno przyspieszyło. Och, i po co? Drżały mu wargi, lecz może z zimna... bzdura. Słońce zdążyło go ogrzać, nawet jeśli spodnie dalej pozostawały wilgotne. Zerknął na Izaka, który szukał czegoś w trawie.

- Dlaczego byłeś z Olką? - zapytał, zanim zdołał się ugryźć w język. Nie powinno go to interesować, przecież już odmówił pomocy. A jednak, interesowało go, co działo się w głowie i sercu Izaka. Chciał go zrozumieć.

- Bo się we mnie zauroczyła - odpowiedział pogrążony w swoim świecie - ja w niej też.

- To dlaczego zerwaliście?

Otrzymał złowieszcze spojrzenie, a wyglądało ono niemal zabawnie posłane spod jaśniutkich zmarszczonych brwi. Twarz Izaka sprawiała wrażenie takiej niewinnej, jeśli nie znało się chłopaka naprawdę.

- Wiesz, czemu zerwaliśmy.

- Tak, ale... - spuścił wzrok na swoje buty. Też powinien je ściągnąć. Zaczął rozwiązywać sznurówki. - Kochałeś ją?

- Kochałem. Nie wiem, czy na poważnie. Chciałem dla niej dobrze. Ale ona miała inne... no, wyobrażenie.

Amarylis odłożył swoje buty i zaczął rozplątywanie sznurówek Izaka, który wcale się nie opierał, tylko bacznie obserwował zwinne ruchy smukłych palców przy jego stopach.

- Chciałeś z nią randkować, czy się przyjaźnić? - Przenikliwe oczy Amarylisa uniosły się na te izakowe, nieco przyćmione.

- Chciałem, żeby była moją dziewczyną - odparł już nieco poirytowany. Odepchnął od siebie chłopaka zadającego wścibskie pytania. - Próbujesz mi powiedzieć, że jestem gejem? Spadaj, nie jestem. - Po tych słowach wymacał w trawie swoją koszulkę i wciągnął ją na siebie, a następnie wstał, trochę tracąc w trakcie tego równowagę.

- Chciałeś mnie upić i przelecieć! - Oskarżał Amarylisa, cofając się w tył.

- Przecież cię nawet nie dotknąłem - odpowiedział spokojnie. - I sam postanowiłeś tyle wypić.

- Jesteś obrzydliwym...! Wrednym...! B r z y d k i m...! Auu! - Zmuszony był przerwać wyliczankę, gdyż potknął się o wystający korzeń i zaliczył glebę. - Jesteś gejem! - wykrzyknął na koniec.

- Mało to odkrywcze - skomentował, podnosząc się z ziemi. Uznał, że lepiej będzie jak już zaczną wracać. Wychowawczyni pisała do niego SMSa, jak sobie radzą i napisał, poniekąd szczerze, że wyszli na spacer niedaleko. Podobno klasa miała wrócić za godzinę, a lepiej było, żeby wtedy byli już w ośrodku. No i trzeba było zatrzeć ślady po wstawionym Izaku, najlepiej kładąc go do łóżka. Mógłby spać i udawać schorowanego.

Tak też wciągnął na siebie koszulkę, wziął obie pary butów i ruszył ku ścieżce, prowadzącej do cywilizacji.

- Złodziej butów! - wołał Izak, biegnąc za nim.

Na boso spacerowali obok głównej ścieżki, żeby stąpać po miękkiej trawie. Czasem jakiś patyk lub kamień przeszkadzał im w marszu, lecz poza tym było to przyjemne doświadczenie. Nie odzywali się do siebie, tylko Amarylis zerkał co jakiś czas za siebie, sprawdzając czy odgłosy nierównych kroków na pewno należą do Izaka. Jego zmysły były wyostrzone i nie musiał używać wzroku, żeby ocenić, że to akurat ta osoba za nim idzie, ale coś zmuszało go do ciągłego spoglądania w tamtą stronę, może nawet nie w celu sprawdzenia, ale zwyczajnie z o b a c z e n i a Izaka.

Dotarli na miejsce bez problemów, jedynie Izak narzekał na brudne stopy. Przez to został od razu wepchnięty do łazienki i otrzymał rozkaz umycia się. Zrobił to i nawet udało mu się nie zabić. Po tym usiadł na swoim łóżku i wpatrywał się we współlokatora, który zajmował się obecnie szukaniem czegoś w walizce. Nareszcie zostawił owe zajęcie i zwrócił uwagę na oczekującego kolegę.

- Co? Połóż się lepiej - powiedział mu, ale ten ani drgnął. Z tego powodu musiał pofatygować się do niego i usiąść obok. - Nie musisz spać, ale się połóż. Jak ktoś przyjdzie to się zorientują, że jesteś nie teges. - Spróbował go popchnąć na materac, lecz wtedy został objęty ramionami i pociągnięty wraz z ich właścicielem. Spoczął na miękkiej klatce piersiowej i zdał sobie sprawę, że pozostanie tu mu pasuje.

- Jesteś pijany? - Zapytał, starając się odzyskać własne trzeźwe myślenie, mimo że wcale wiele nie wypił. Był odurzony czymś innym... Ramiona przytuliły go mocniej.

- Nieee - wymruczał w sposób co najmniej nietrzeźwy. Wtedy Amarylis zmrużył podejrzliwie oczy.

- Co się stało z resztą wina? - Nie pamiętał, żeby brał je ze sobą znad rzeki. Na pewno w obu rękach niósł buty, więc...

Izak zaśmiał się niegłośno.

- Izak...

- Hej! - Izak nagle się ożywił i odsunął Amarylisa tak, żeby mogli na siebie spojrzeć. - Powiedziałeś... moje imię!? Powiedz! Powiedz znów! - I zaśmiał się serdecznie.

- Nie, bo byś zemdlał... choć może to dobry plan - uznał ironicznie. Stała się rzecz zupełnie nieplanowana i nie miał pojęcia jak teraz wytłumaczy nauczycielom stan Izaka. Chłop był zwyczajnie napruty. Kiedy on to wypił? Po drodze jakoś bardzo się nie zataczał...

- Amuś... - westchnął jakoś smutno, układając się wygodnie, dzięki czemu leżeli teraz obok siebie i mieli świetny widok na swoje zarumienione twarze.

- Ogarnij się. - Szturchnął go, ale zabrakło mu stanowczości. Jego dłoń została chwycona i mógł tylko patrzeć, jak Izak waży ją w tej swojej. Chciałby się wyrwać i odsunąć, ale jednocześnie ciągnęło go bliżej. Nie miał wystarczającej siły woli.

- Chcę cię pocałować... - mamrotał Izak - daj się pocałować... - Stracił zainteresowanie dłonią i teraz ujął twarz Amarylisa. Zbliżył się na niebezpieczną odległość, a umysł Amarylisa wypełniła pustka. Powinien to zatrzymać.

- Żaaartowałem - stwierdził Izak ściskając policzki bruneta. - Nie będę z tobą gejował - zarzekł się, zanim przyłożył wnętrze dłoni do ust Amarylisa i pocałował swoje kostki. Przy tym oczy miał zamknięte, ale drugi chłopak wpatrywał się w jego powieki zdezorientowany. Izak w końcu przestał i wyszczerzył się w uśmiechu. Popchnął Amaryla dalej od siebie, jakby próbował zrobić sobie więcej miejsca na spanie, ale tamtemu zabrakło już materaca i huknął o ziemię. Nawet nie był o to zły.

Desperacko potrzebował właśnie dostać czymś w łeb i się opanować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro