Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Próbowali

Po jedenaste: Próbowali

Tego dnia już prawie nikt nie był w szkole. Była środa przed zakończeniem roku, więc większość sobie odpuściła. Izak nie musiał długo szukać ustronnego miejsca, gdzie mogli usiąść i porozmawiać. Nawet nie wiedział, co ma dalej powiedzieć, ale też za nic nie zostawiłby Amarylisa samego. Widział, że z jakiegoś powodu panikuje. Cóż, nawet jeśli to przez niego, to nie zamierzał go zostawić.

Dotarli w pobliże płotu otaczającego ich placówkę. Rosło tu parę drzew, a za ogrodzeniem znajdował się pas zieleni i dalej droga do mało ruchliwego osiedla. O tej porze roku dojrzewały wiśnie, więc nad ich głowami roiło się od czerwonych owoców. W wysokiej, suchej trawie brzęczały świerszcze i skakały nieraz ponad źdźbłami. Powietrze aż drżało od upału lejącego się z nieba. Czuli też w nim napięcie, bo usiedli na murku, ale żaden nie miał ochoty się odzywać i obaj unikali swojego wzroku. Starali się oddychać jak najciszej, jakby to mogło wymazać ich obecność w tej pokręconej sytuacji.

- Po co to zrobiłeś? - niemal wypluł Amaryl. Widocznie ciężko mu było przełamać ciszę.

- Co?

- Po co wyznawałeś mi uczucia? Chcesz mnie wkurzyć?!

Nigdy wcześniej nie brzmiał na tak sfrustrowanego. Głos mu się łamał, jakby obwinianie Izaka było jego ostatnią linią obrony przed swoimi uczuciami.

Izak finalnie skierował na niego ostrożny wzrok, żeby dostrzec jak bardzo spięty jest Amarylis w tym momencie. Mimo gorąca, cały się trząsł. Zaciskał szczękę tak mocno, że Izak miał wrażenie, że tamtemu zaraz popękają zęby.

- Tak. - Sam nie wiedział, dlaczego to powiedział.

Wyraz bruneta nieco złagodniał. Odwrócił się delikatnie w stronę rozmówcy.

- Chodzi o to... - Izak kontynuował, na szybko wymyślając, co dalej powie - że cię sprawdzałem.

Amarylis zmarszczył brwi, oczekując na dalsze wyjaśnienia. Najwyraźniej się jednak rozluźnił, więc Izak postanowił w to brnąć.

- Nie zamierzałem ci tego wszystkiego mówić - mówił z rosnącą pewnością siebie - sprawdzałem cię. Sprawdzałem, czy się we mnie kochasz. No bo... jak moglibyśmy się przyjaźnić, gdybyś się we mnie kochał?

Amarylis nie mógł w to uwierzyć. Naprawdę nie mógł. Izak od dawna tak bardzo kręcił i zapominał o własnej logice w swoich kłamstwach, że nie było co wierzyć w jakiekolwiek jego słowo. Ale tak samo nie potrafił wydedukować, który z jego wymysłów był bliżej prawdy. Kłamał, że go lubi? Czy kłamał, że kłamał? Szukanie prawdy nie różniło się już wiele od wierzenia Izakowi.

- Więc chcesz się ze mną przyjaźnić? - zapytał Amarylis nie ukrywając podejrzliwości. Zerknął na blondyna notując wszelkie zmiany w wyrazie twarzy. Nieco się zmieszał, unikał wzroku, zagryzł wargę.

- Mówiłem już wcześniej - podjął po głębokim wdechu - nieważne, co się między nami działo, chcę być po twojej stronie.

„Nie postawił sprawy jasno".

- Chcesz być moim... - celowo zrobił pauzę, żeby obserwować jak Izakowi zaświeciły się oczy - przyjacielem?

- Eee... No...

Och, jaki Izak był beznadziejny w udawaniu, że nie jest kompletnie zakochany w Amarylisie i wcale nie chce być jego... po prostu j e g o.

Amarylis wydawał się spokojny, mimo że serce omal nie wyskoczyło mu z klatki piersiowej. Uporczywie wpatrywał się w profil Izaka, skubiącego zębami swoją wargę. Męczył ją do tego stopnia, że zaczęła krwawić. Amaryl bezwiednie sięgnął do jego twarzy i ujmując ją przejechał kciukiem po nierównych ustach. Kropla krwi rozmazała się aż do kącika i na skórę. Ich spojrzenia spotkały się na chwilę, która trwała w nieskończoność. Amarylis uniósł lekko brwi, jakby pytając o zgodę, a wtedy Izak nachylił się lekko, przymykając powieki. Zbliżył się tak, że dzieliły ich milimetry i słyszał nerwowy oddech blondyna. Wpatrywał się w zmarszczki przy jego oczach, śledząc malutkie wgłębienia, które rozchodziły się jak pajęczyna. Musnął ustami te jego w miejscu, gdzie czerwona kropelka pęczniała i miała już niedługo spłynąć po brodzie. Poczuł metaliczny posmak i przycisnął wargi mocniej, ale nadal nie natarczywie. Rozkoszował się drżącym oddechem, który czuł na policzku i fakturą skóry pod dłonią. Przeniósł ją powoli na kark, żeby przytrzymać chłopaka przy sobie, choć ten wcale nie zamierzał się odsuwać. Zacisnął palce na koszulce Amarylisa, przyciągając całe jego ciało bliżej. To wcale nie przypominało tamtego pocałunku w deszczu i ciemności. Tutaj wszystko działo się bardziej świadomie i wolno, a przede wszystkim nie było to ani trochę gwałtowne. Lekkie, trzepoczące uczucie ogarniało całe ich ciała, począwszy od podbrzusza, aż po same czubki palców.

Oderwali od siebie usta, lecz nadal znajdowali się tak blisko, czując wzajemne ciepło. Oczy Izaka pozostawały zamknięte, z kolei Amarylis obserwował spod rzęs jego nerwowe drgania powiek i brwi. Nie zorientował się nawet, że się uśmiechnął.

- Więc chcesz być moim przyjacielem? - powtórzył i najwyraźniej go to bawiło.

Izak ocknął się z transu, mrugając intensywnie i nagle się odsunął, a oczy miał wielkie i zdumione.

- A ty? - odbił piłeczkę - Wiesz, co? Zaczynasz wszystkie te... podejrzane czynności, a potem wkręcasz mnie, że niby to ja coś czuję. Zapytaj siebie, a nie baw się mną!

Amarylis zamilkł, bo Izak trafił w punkt. Tyle pytał, sprawdzał i owijał w bawełnę, bo zwyczajnie bał się odrzucenia. I choćby chciał powiedzieć na głos, że tak, pragnie być z Izakiem i chce być dla niego wyjątkowy, nie przeszłoby mu to przez gardło. Mógł jedynie powtarzać te słowa w głowie i coraz bardziej panikować, że jeśli nic nie zrobi, ta szansa przepadnie. Ale może to i lepiej... Gdy był sam, nie narażał się na żadne niebezpieczeństwo. Mógł egzystować spokojnie w swojej bańce bez wzlotów i upadków, tak jak dotychczas. Wraz z tymi fałszywymi zapewnieniami ogarniał go żal. Może po prostu był postacią tragiczną. Może nie był w stanie sięgnąć po szczęście.

- Hej - Izak zwrócił na siebie uwagę zirytowanym mruknięciem. Kopnął też Amarylisa w piszczel.

- No co?

- Zawsze milczysz. Myślałem, że jesteś mądry i w ogóle, ale nadajesz się chyba tylko do książek.

- Chcesz dostać? - zagroził mu pięścią, a Izak zaśmiał się krótko i przybił mu żółwika. Amarylis prawie się z tego powodu zawstydził. Cofnął rękę zmieszany.

- Nie, myślę tylko, że każdy jest w czymś beznadziejny - podjął znowu. Pochylił głowę i wpatrywał się w swoje kolana. Przydługawe włosy zasłaniały całą jego twarz. - Nie musisz mi odpowiadać na tamto pytanie, bo ja też ci nie powiem. To będzie tajemnica. Ale - i tu spojrzał na Amarylisa błyszczącymi oczami, pełnymi nadziei - i tak chcę być twoim przyjacielem. Poza tym przybiliśmy sobie żółwika, więc jesteśmy teraz ziomkami - oznajmił i wstał. Skonsternowany wyraz Amarylisa był bardzo satysfakcjonujący. - I prędzej czy później odkryję twoją tajemnicę. Dowiem się, że mnie lubisz. Nie myśl sobie, że wygrasz! - wystawił mu język, po czym odbiegł.

- Co on sobie myśli...

„Dowiem się, ŻE mnie lubisz. Nie CZY", uświadomił sobie. I zrobiło mu się jeszcze goręcej niż było. Oparł łokcie na udach i chwycił prawdopodobnie zarumienioną twarz w dłonie. Naprawdę stało się to, co się stało? Mimo jego oporności, ich relacja dalej miała otwarte drzwi do rozwinięcia się. Właściwie Izak praktycznie powiedział, że na tym się to nie skończy, choć nie był w tym zbytnio bezpośredni.

- Co ja robię, do licha... - jęczał do siebie, kuląc się w sobie coraz bardziej. I po co się robił taki nieśmiały? Po co tak bardzo panikował? To on był tym bardziej obeznanym i on wiedział wszystko o świecie i on... To Amarylis miał być bardziej opanowany, więc co się działo?

Serce dalej biło mu jak szalone. Starał się uspokoić oddech. Co za intensywny dzień. Chyba już nigdy nie spojrzy Izakowi w oczy.

***

- Co ci? Znalazłeś złotówkę na chodniku, że nagle ożyłeś? - rzuciła Olka, gdy zobaczyła uśmiechniętego od ucha od ucha przyjaciela.

Próbował ukryć zadowolenie ale nie potrafił. Przeczesał nerwowo włosy i wziął wdech, żeby coś powiedzieć, ale wtedy zapomniał jak się mówi i tylko gapił się na dziewczynę z szeroko otwartymi oczami.

- O Jezu, nie mów, że chodzi o A - momentalnie weszła w swój tryb plotkary, zakładając nogę na nogę i przysłaniając usta otwartą dłonią.

- Od kiedy używamy tajnych kodów? - wtrącił się Badyl, nieco zmieszany. Nie zdołał rozszyfrować kim był ten cały A.

- Och, no... - Izak wykrztusił w końcu z siebie cokolwiek, po czym usiadł na ławce przy ścianie. Rozejrzał się, czy nie ma wokół kogoś znajomego. Rozmawianie o tym na szkolnym korytarzu może nie było najlepszym pomysłem. - Powiem wam, ale później...

- Ooo - jęknęła niezadowolona Olka. Chciała ploteczki tu i teraz!

- Ale, co nam masz powiedzieć, bo... Ee - Badyl drapał się po głowie i wykazywał swoją miną kompletne zagubienie, ale żadne z jego przyjaciół nie zwróciło na to najmniejszej uwagi.

- Możecie dziś do mnie przyjść w takim razie.

- A obejrzymy "Wredne Dziewczyny"? - dopytywała zafascynowana tym pomysłem Olka.

- Obejrzyjmy "Wredne Dziewczyny"! - nagle przyłączył się Badyl.

Izak spojrzał na nich trochę zdezorientowany, ale przytaknął.

- Niech będą "Wredne Dziewczyny"...

***

Kiedy jego mama zobaczyła, że zaprosił do domu znajomych, to nie wiedziała, czy się cieszyć, czy panikować. Nie wyglądali może groźnie, ale w końcu to wybór przyjaciół zrobiony przez Izaka, a co do niego można było mieć jednak wątpliwości. Olkę pamiętała, już raz u nich była, ale nie sądziła by obecnie to z jej przyczyny jej syn tak wariował.

- Mam dla pani prezent! - odezwał się niespodziewanie Badyl, nieśmiało podchodząc do mamy Izaka. Ta z kolei omal się nie przewróciła, kiedy chłopak wyciągnął z torby słoik ogórków kiszonych i podał jej go obiema rękami.

Zapadła cisza. Wszyscy gapili się na Badyla.

- Dziękuję? - przerwała ciszę kobieta, odbierając ogórki.

- Zrobiłem je z moim tatą - pochwalił się i wycofał, żeby stanąć na wysokości przyjaciół.

- Może już chodźmy - wciął się Izak, nie mając pojęcia co myśleć o ogórkowym podarunku. Po tym zaciągnął Olkę i Badyla do swojego pokoju.

- Więc... - zaczął Izak, gdy usiedli.

- Więc...? - powtórzyła Olka.

- Dlaczego dałeś mojej mamie ogórki? - zwrócił się poważnym tonem do Badyla, którego nieco to przestraszyło i cały się najeżył.

- Nie! Opowiadaj o A! - krzyknęła Olka.

- Ćśś - zdenerwowany zatkał jej usta, ale ona dalej nawijała, tylko że niewyraźnie i marszczyła złowieszczo brwi.

- No bo te ogórki...

- Chcecie budyń? - w drzwiach pokoju znikąd pojawiła się mama Izaka, lustrując wzrokiem całą trójkę.

- Mamo!

- Ja chętnie...

- Czy wie coś pani o A?

Kobieta stała przez moment jak wmurowana w ziemię, po czym taktycznie wycofała się z tej sytuacji.

- Powiesz nam wreszcie? - Olka wrzasnęła szeptem i brzmiało to trochę jak agresywny rap-metal.

- Ale będziemy mieli budyń...? - dopytywał nieśmiało Badyl, bo narobił sobie smaka na taki cieplutki waniliowy budyń.

- Dobra, sklejcie się - rozkazał Izak, unosząc w górę obie dłonie. - Mieliśmy małą spinę, no wiecie... Po wycieczce. Po prostu coś się stało.

- I byłeś załamany następne dwa tygodnie...

- Nie... Może trochę... Okej, ale miałem powód! - założył ramiona na piersi - W każdym razie ostatnio do mnie zagadał i chyba... No, przez przypadek mu wyznałem miłość, czy coś takiego - podrapał się po głowie. Przez chwilę trwała cisza, bo nikt za bardzo nie rozumiał znaczenia tych słów.

- Czekaj, ŻE CO.

- Odkręciłem to! - odpowiedział od razu zaaferowany - ale potem tak jakby znów zasugerowałem... Ale to nie jest najważniejsze, bo się pocałowaliśmy.

- Hmmm, jesteś pewien? - rzuciła Olka.

- Ale jak to?

- Nie ważne jak bardzo próbuję, nie mogę sobie wyobrazić Amarylisa okazującego uczucia. Co jeśli udawał? - nachyliła się nad nim i z całych sił próbowała przekazać mu swoje tragiczne myśli telepatycznie.

Izak przez moment myślał, aż w końcu ze spokojem odsunął od siebie dziewczynę i westchnął.

- Wiesz, też myślałem... Dużo myślałem, o co mu chodzi. Ale jak dziś go zobaczyłem... Wiadomo, że z czymś kręci, poza tym, kto nie kręci? Po prostu nie wierzę, że mógłby zagrać tak dobrze. Może inne rzeczy, może wcześniej, ale on naprawdę nie jest złym człowiekiem - wpatrywał się w jakiś punkt na ścianie naprzeciwko niego, a Olka ze zdumieniem obserwowała jego zaszklone oczy.

- Wow... Okej - nie miała pojęcia, jak inaczej to skomentować.

- Aaaaa... - wciął się ostrożnie Badyl. Jeden palec uniósł w górę, żeby zwrócić na siebie uwagę - o kim mówimy?

Oboje spojrzeli na niego i zgodnie uderzyli się ręką w czoło.

- O A!

- Oa?

- A!

- Aaaaa... Nie rozumiem.

Olka zaczęła udawanie szlochać, a Izak w końcu wypowiedział na głos nie wiedzieć czemu zakazane imię.

- Chodzi o Amarylisa.

- Och... - Badyl pogrążył się w swoich myślach, analizując coś intensywnie - jedliśmy z nim pizzę?

- Tylko z tego go kojarzysz?! - oburzyła się Olka. - To jest... To...! Obiekt westchnień Izaka. To jego muza! To...

- Wystarczy - znów musiał zatkać jej usta.

- To jemu wyznałeś uczucia w kiblu? - zapytał, nie bardzo się w to wczuwając. Oglądał swoje paznokcie z większą fascynacją.

- Wyznałeś mu uczucia W KIBLU?

- Tylko w jednej trzeciej...

- Czyli jesteś z nim gejem? - wtrącił się znowu Badyl.

- Żadnym gejem nie jestem! - zaoponował.

- Ale chłopak i chłopak to daje razem eee, no nie hetero, myślę.

- Izak, pora żebyś się nam przyznał. Już wiemy, że kochasz Amusia, więc... - odezwała się przymilnie Olka.

- Hej! Nie nazywaj go tak!

Dziewczyna trochę się speszyła tym nagłym wybuchem złości.

- Bo...?

- Nieważne - mruknął, gdy zdał sobie sprawę, że powiedzenie "bo tylko ja mogę", będzie co najmniej dziwne.

- Okej, bądź, kimkolwiek jesteś, ale powiedz w końcu... Jesteście razem? - wypaliła w końcu, nie mogąc się doczekać finału tej historii. Skoro Izak był tak zadowolony, to prawdopodobnie coś z tego wyszło. Może nie byli w związku, może byli w czymś pomiędzy, ale nieważne... Ich relacja nieuchronnie musiała się kierować do miłości!

- Jesteśmy ziomkami. Przybiliśmy sobie żółwika! - pochwalił się, niezwykle z tego faktu dumny. Olce opadła szczęka i po prostu wpatrywała się w Izaka ogłupiała.

- To jesteście... Przyjaciółmi z korzyściami - wtrącił luźno Badyl.

- Jesteście?!

- Jesteśmy...

- Przyniosłam budyń! - do pokoju weszła mama Izaka niosąc tackę z trzema miskami. Postawiła ją na biurku i wyszła, zerkając jeszcze podejrzliwie na trójkę nastolatków.

Badyl od razu dobrał się do przekąski, Olka wciąż próbowała wyciągnąć z Izaka ploteczki, a ten ostatni obrażony chował się pod poduszki. I tak to z tymi idiotami było... Ostatecznie Badyl zjadł kolejne dwie miski budyniu, a Olka sama oglądała "Wredne Dziewczyny", gdy Izak zajmował się czymś na telefonie. Wciąż, oczywiście, obrażony.

A jak tam miewał się Amarylis?

W tylko jedno popołudnie zdołał przejść pięć stanów.

Niedowierzanie.

Żal.

Panikę.

Załamanie.

I akceptację.

W dodatku na każdy z tych nastrojów miał piosenkę.

Rodzice nawet nie zauważyli, że coś się zmieniło u ich syna, bo od zawsze mało rozmawiał i krył się we własnym pokoju.

Co do Amarylisa, był wyczerpany samym sobą po wszystkim co się stało dziś między nim a Izakiem. Szczególnie emocjonalnie. Prawda była taka, że nie miał czym się martwić, ale nieświadomie tworzył w głowie kolejne czarne scenariusze i wyobrażał sobie, że to co się stało było nieodpowiednie, a przede wszystkim nieodwracalnie zmieni przebieg jego życia na gorsze. W którymś jednak momencie, musiał odpuścić i zasnąć, bo jego ciało nie nadążało za pędzącym po całym świecie możliwości umysłem.

A ostatecznie nic się nie zmieniło. Pozostali z Izakiem przyjaciółmi. 

///
Yo. Za tydzień może nie być rozdziału, bo mam wycieczkę szkolną. Serio, nie wiem czemu we wrześniu.
W ogóle to opko ma ponad 28 tysięcy słów z tylko jednym wątkiem. Jak wolno ta relacja się rozwija, jezu... (To wcale nie tak, że ja to piszę, nie)
Miłego tygodnia, dzieciaki. Nie dajcie się zabić!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro