Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Potrzebowali się

Po trzynaste: Potrzebowali się

Masz dwie wiadomości od Mistsz.

Mistsz musiał przypomnieć sobie, że posiada komórkę, co nie bardzo cieszyło Amarylisa, bo jego wiadomości były po prostu głupie.

„Kupisz mi alkohol???"

To nielegalne.

Tak, a alkoholizowanie nieletnich było legalne... Amarylis przypomniał sobie, że w gruncie rzeczy złamał niedawno prawo. Ale nie o to teraz chodziło. Czemu właściwie Izak pytał się go o kupowanie mu alkoholu? Miał znacznie większe szanse u osiedlowych pijaków, a i prowizja była mniejsza...

„We łbie masz nasrane"

Nie sprecyzował, czy było to pytanie, czy stwierdzenie. Przez wiadomości nigdy nic nie było wiadomo. No może tyle, że Izak był idiotą, ale to zawsze było wiadome.

„Wyjrzyj przez okno"

W tym momencie Amarylis zmarszczył brwi i na chwilę serce mu stanęło. Chyba nie przyszedł aż tutaj? Zresztą, na pewno nie pamiętał drogi...

Ostrożnie zbliżył się do okna wychodzącego na podwórko, z którego jednak było całkiem dobrze widać ulicę. Spojrzał, nie odsuwając firanki i ujrzał postać stojącą przed furtką, rozglądającą się wokół. A jednak. Nie docenił wariata.

Po prostu udam, że mnie nie ma, powiedział sobie w myśli, odsuwając się od okna. Nie przewidział tylko jednego. Miał ojca.

Kiedy drzwi trzasnęły na parterze i zrobiło się zamieszanie, Amarylis wiedział, że został otoczony. Słuchanie kroków osoby wspinającej się po schodach było dla niego istną torturą. Siedział na łóżku z łokciami opartymi o kolana, jakby czekał na wyrok.

Nareszcie rozległo się ciche stukanie. Amarylis milczał, ale drzwi i tak się uchyliły, żeby ukazać zaglądającą do środka głowę. Dwa zielone punkciki błyszczały od odbijającego się od nich południowego słońca, które wpadało do pokoju przez okno.

- Siemka! - przywitał się energicznie, ale wciąż stał w progu. Czyżby czekał na zaproszenie? Od kiedy on taki uprzejmy?

- O co chodzi? - starał się brzmieć naturalnie, ale jego głos robił mu w tym momencie psikusy. Nie miał zamiaru się stresować, zresztą z jakiego powodu? Przez całe życie wystarczyło, że powiedział sobie, że ma zachować spokój i był spokojny. Dlaczego z Izakiem to nie działało? 

Blondyn zagryzł wargę i rozejrzał się po pokoju. ściany pomalowano na odcienie brązu. Pokój znajdował się na poddaszu, więc część sufitu była pochylona. Nie dostrzegł tu zbyt wielu elementów wystroju. Pod ścianą naprzeciwko stał regał z imponującą kolekcją książek. Poza innymi typowymi meblami i dodatkami, zauważył, że na środku pokoju leży bardzo miękki dywan. A przynajmniej na taki wyglądał. Zapatrzył się na niego, myśląc już tylko o dopadnięciu go i pomacaniu.

- Więc? - powtórzył Amarylis, zaczynając się irytować.

- Mogę pomacać dywan? - poprosił ze słodkimi oczkami. Nawet złożył ręce jak do modlitwy.

- Okej...? - Amarylis zmarszczył brwi, nie będąc pewnym, co ta prośba właściwie oznaczała, lecz najwidoczniej oznaczała właśnie to, co zostało powiedziane. Izak od razu doskoczył do beżowego dywanu i wyłożył się na nim. Przycisnął policzek do puszystej powierzchni, nie zważywszy na to, że owy dywan został już niezliczoną ilość razy potraktowany stopami, kto wie, czy czystymi. 

Amarylis obserwował Izaka z mieszanką rozbawienia i zauroczenia. Tylko ten głupek tak zafascynowałby się czymś takim jak dywan. Skulił się teraz jak piesek i widać było tylko część jego twarzy spod rozrzuconych kosmyków włosów. Wiadome było tylko, że się uśmiechał, co wywołało uśmiech także na twarzy Amarylisa. Ale nie za duży, nie za widoczny. Delikatny, jakby nie chciał nikomu pokazać swojego szczęścia, jakby zatrzymywał tę odrobinę komfortu tylko dla siebie. 

- Mam rozumieć, że przyszedłeś pomacać dywan?

Brzmienie tych słów stanowiło duży kontrast do wyrazu jego twarzy. Nie chciał brzmieć na aż tak zakochanego, więc uczynił wypowiedź chłodną.

- Może - odparł, ale podniósł się w końcu, by usiąść w siadzie skrzyżnym i spojrzał na Amarylisa. Kiedy zapadła między nimi cisza i nic nie zakłócało ich kontaktu wzrokowego, Amarylisa przeszły ciarki. Odchrząknął, starając się ukryć zmieszanie.

- Nie mam jeszcze osiemnastki, a chciałem kupić coś na imprezę Olki - zaczął Izak. - Jako kumpel mógłbyś mi pomóc w biedzie, wiesz? Nie bądź już taki grzeczny, to i tak dla Olki, więc...

W tym momencie Amarylis pstryknął go w czoło.

- Za co? - jęknął Izak.

- Nie wciągaj mnie w to. Serio przylazłeś po to aż tutaj? Rozczaruję cię. - Rozłożył ręce z miną, jakby mówił, że wcale mu nie jest przykro.

- Oj weź... Kolego... Przyjacielu... - błagał, łapiąc za jego kolana i wykonując jakieś dramatyczne ruchy głową.

- Pff - parsknął cicho. - Jak się coś chce, to nagle jesteśmy super przyjaciółmi, co?

- To nie tak... - zagryzł wargę. Znowu.

Doprowadzało to bruneta do szału. Wyciągnął dłoń i ostrożnie uwolnił wargę spod trzymającego ją zęba. Usta Izaka lekko się rozchyliły w odpowiedzi na niespodziewany dotyk, a kciuk Amarylisa wciąż gładził zaczerwienione miejsce.

- Jeszcze raz to zrobisz, a cię zaknebluję - oznajmił szorstko i odepchnął od siebie Izaka, jednak nie mocno. Tylko, żeby mu dać znać, że to wszystko nic nie znaczyło. Mimo, że to nie była nawet prawda. 

Przez twarz Izaka przeszedł cień zawodu, ale szybko zniknął, zastąpiony sztuczną pewnością siebie.

- Zaknebluj. Zapraszam - rzucił wyzywająco i zaśmiał się, choć mało radośnie. Bardziej było to spowodowane niezręcznością.

- No. W każdym razie... odpuść sobie. Kup Olce coś innego. Dobra zabawa nie opiera się na stanie nietrzeźwości, tak już poza tym wszystkim.

- Ale wszyscy coś przyniosą i...

- Więc chcecie jej zafundować zatrucie?

- No nie... ale... - odwrócił wzrok, już mniej pewny tego planu.

- Róbcie co chcecie, ale ja bym jej kupił coś bardziej interesującego niż kolejna wóda. Ileż można?

Twarz Izaka nagle się rozpromieniła. Podniósł się na kolanach i opierając dłonie po dwóch stronach Amarylisa na łóżku nachylił się nad nim.

- Więc pójdziesz ze mną? I kupimy jej coś fajnego?

Brunet odsuwał się w tył, na ile mógł, ale w końcu natrafił na materac, więc chłopak praktycznie wisiał teraz nad nim. Czy on nie wyczuwał, jak blisko się teraz znaleźli? I jak było to niebezpieczne? Bo teraz, gdy jasna twarzyczka znajdowała się w odległości paru centymetrów i wyczuwał ciepło ciała Izaka, pragnął przyciągnąć go jeszcze bliżej, tak by nie pozostała między nimi już żadna przestrzeń, i pocałować. Nie delikatnie i ostrożnie jak wcześniej... Ani gwałtownie i chaotycznie, jak na wycieczce. Chciał zatopić się w nim, trzymać przy sobie i z pasją przesuwać wargami po szyi i...

- No to postanowione - zarządził Izak, najwyraźniej wcale nie czujący tej dziwnie seksualnej atmosfery, jaka między nimi zapanowała. - Um... Dobrze się czujesz?

Przyłożył dłoń do zaczerwienionego policzka Amarylisa, a to przeważyło szalę. Został odepchnięty i tylko dzięki szczęściu wylądował obok na materacu, a nie na podłodze.

Amarylis patrzył na niego, trochę przestraszony tym, co właśnie bezwiednie zrobił. Nawet cisnęło mu się na usta takie rzadko używane słówko, ale jakoś nie przechodziło mu przez gardło przez cały absurd tej sytuacji.

- Co z tobą? - wyrwało się Izakowi.

- Ja... - zaciął się kompletnie. Ogarnęła go panika i nawet jeśli wiedział, że to bezsensowne, to nie miał kontroli nad swoim przyspieszonym oddechem i naciskiem jaki wywierała rzeczywistość na jego głowę. Zacisnął powieki i zaczął się lekko kołysać.

- Ej... zrobiłem coś nie tak? - pytał Izak, ale Amarylis nie potrafił mu odpowiedzieć. Sam nie wiedział, dlaczego nagle świat zaczął wirować, a jego coś rozsadzało od środka. Zrobiło mu się potwornie zimno.

- Potrzebujesz czegoś?

Słyszał te słowa, ale zdawały mu się odległe, dobiegające zza ściany lub przez szum wodospadu. I nagle coś się do niego przebiło. Poczuł dotyk na swoim ramieniu i momentalnie się spiął, ale wtedy został objęty i przytulony. Przez chwilę jeszcze się opierał, ale ciepły uścisk Izaka roztopił cały lód jakim próbował się otoczyć. ściskał tak mocno, że Amarylisowi brakowało powietrza, lecz był za to wdzięczny. Zbyt dużo przestrzeni wokół sprawiało, że ogarniał go dyskomfort. Teraz skupił się tylko na dobrze słyszalnym biciu serca przyjaciela. Dłonie przesuwały się po jego plecach nieprędko, znacząc palcami szlaczki i zawijasy. Odetchnął, opierając głowę na ramieniu Izaka. Powierzył mu ciężar swojego ciała. Odpuścił całkowicie.

Izak nie śmiał się odzywać, bo miał wrażenie, że jeśli to zrobi, Amarylis zaraz sobie przypomni, że musi trzymać dystans nie wiedzieć, zresztą, po co i się odizoluje. Nienawidził, gdy tamten tak robił. Wolał zobaczyć go gdy jest słaby i zdołowany, niż nie mieć wcale z nim kontaktu. A ponad wszystko chciał mu pomóc. Nie pierwszy raz widział, że coś jest nie tak, a zawsze takie sytuacje zdarzały się, kiedy zbliżali się do siebie.

- Możesz już puścić - szepnął Amarylis, a wtedy Izak zacisnął pięści na jego koszulce. Nie zamierzał go puszczać. Nie mógł, bo wiedział, że zachowania chłopaka idą ze skrajności w skrajność, a następne w kolejce było oddalenie się. Jak mógł do tego dopuścić?

- Izak... Naprawdę. - powtórzył stanowczo.

Izak niechętnie rozluźnił uścisk i odsunął się na tyle, żeby zobaczyć twarz Amarylisa, choć ten próbował ją ukrywać.

- Lepiej już sobie idź.

Te słowa były jak sztylety. Dokładnie wiedział, że to się stanie, ale usłyszenie tego w rzeczywistości go złamało. Oczy wypełniły mu łzy. Nie miał pojęcia skąd u niego ta nagła emocjonalność. Może dlatego, że sam dobrze wiedział jak to jest być samotnym i nie chciał tego dla przyjaciela. A może ten właśnie przyjaciel po prostu zajmował specjalne miejsce w jego sercu i chciał się czuć mu potrzebny. Tymczasem Amarylis uparcie próbował mu udowodnić, że go nie potrzebuje. 

- Nie musisz tak mówić - wyrzucił z siebie zdenerwowany ocierając łzy z kącików oczu. - Wiem, że chcesz być taki super i niezależny, ale ja też mam uczucia.

Amarylis patrzył na niego zdziwiony usłyszanym wyznaniem. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Chwilę pozostał zatopiony w myślach. Objął się ramionami, tworząc między nim i Izakiem fizyczną granicę.

- Taki jestem. Jeśli ci to nie pasuje, po co tu przychodziłeś? - powiedział szorstko, nie patrząc mu w oczy.

- To nie tak. Ale z tobą nigdy nie jestem niczego pewny. Nigdy nie dałeś mi żadnej odpowiedzi. Czasem zachowujesz się, jakbyśmy byli super przyjaciółmi, a potem nagle wracasz do trybu dzielnego samotnika - w tym momencie wywrócił oczami.

Amarylis chciałby się o to wkurzyć, ale zamiast tego zaśmiał się prawie bezgłośnie. Izak to zauważył i jego zaszklone oczy zabłyszczały się radośnie. Patrzyli na siebie i ponownie pojawiło się między nimi porozumienie. Cisza była lekka i przyjemna. Słońce wyszło zza chmury i pokój rozjaśnił się jeszcze bardziej.

- Uwierz mi, wiem, że taki jesteś. Ale wciąż sobie nie poszedłem - dodał blondyn, trącając ramię towarzysza.

- A po kiego płaczesz? - zmienił temat, ścierając ostatnią zagubioną łzę na policzku tamtego. Uśmiechnęli się do siebie.

- Przez ciebie.

- Acha? Że niby moja wina?

- Mhmm...

Chwycił rękę Amarylisa i przytrzymał ją przy swojej twarzy.

- Co ty robisz?

- A co myślisz, że robię?

- Nie wiem?

- Ja też - odparł lekko, jakby cała ta sytuacja była najzwyczajniejszą w świecie. A wtedy obrócił odrobinę głowę i cmoknął nadgarstek Amarylisa. Ten ostatni szybko wyrwał rękę i przytrzymał ją przy sobie, nie przetworzywszy jeszcze, co się właściwie stało. Brwi powędrowały w górę, a na policzki wkradł się ciepły odcień.

- Jednak mnie lubisz - Izak posłał mu zadziorny uśmiech. - Mówiłem, że w końcu cię zdemaskuję.

- A spadaj - rzucił z niesmakiem i podniósł nogę, żeby go skopać z łóżka. Izak próbował się bronić, ale niewiele mógł poradzić, skoro od początku był tak blisko krawędzi. Zresztą to nie pierwszy raz w jego karierze zaliczał taką glebę. I nie pierwszy raz przez Amarylisa.

- To idziesz ze mną do Olki. Następna sobota. A wcześniej jeszcze pójdziemy jej coś kupić - postanowił Izak, podnosząc się na nogi. Amarylis rzucał mu powściągliwe spojrzenie, jednak w głębi duszy cieszył się z obrotu spraw. Impreza? Nie był wielkim fanem takich wydarzeń, ale wiedział, że po czterech kolejkach zrobi mu się wszystko jedno. Zwykle i tak chwilę tańczył do muzyki, a potem zasypiał w kącie. Nie był zbyt problematycznym alkoholizującym się nastolatkiem. Ale Izak? Kto będzie go pilnował?

„A dlaczego ktoś miałby go pilnować. To nie moja sprawa", upomniał się w myślach. Izak mógł robić co chciał, a jego nie powinno to przejmować.

- Mhm. Pójdę - zgodził się na głos. - Jeśli się nie nawalisz - dodał, sam nie wiedział po co. Miał tego nie mówić. Nie obchodziło go to. Zupełnie.

- A co? - posłał zadziorny uśmiech. Tak bardzo pasował do jego żywego spojrzenia i roztrzepanych włosów. - Masz złe wspomnienia?

Amarylis wstał i stanął tuż przed Izakiem tak, że prawie stykali się nosami. Blondyna nagle ogarnęło zakłopotanie i minimalnie się odsunął. Uśmiech blaknął wraz z wstępującym na jego twarz zdumieniem.

- A ty? Masz jakiekolwiek wspomnienia? - odpowiedział i uniósł nieznacznie brwi.

- Pamiętam, że zdjąłeś koszulkę.

- Czy to jest to, co najbardziej wyryło ci się w pamięci? - Prawie wybuchnął śmiechem. Dobrze pamiętał, jak został wtedy oskarżony o jakieś niecne plany i myślenie "tylko o jednym".

- I na ciebie narzygałem.

Amarylis zamrugał.

- Nie rób tego ponownie - zagroził.

- Uważaj lepiej na siebie. Żebyś nie zaczął tańczyć słodkiego, różowego tańca przed połową klasy - rzucił, dźgając go palcem w pierś. Tamten wygiął usta w niesmaku.

- Ja? Nigdy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro