Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie rozumieli się

Po drugie: Nie rozumieli się

Izak musiał przyznać, że tak jak książki które czytał, sam Amarylis był mocno popieprzony.
Po powrocie do domu nawet nie zajął się swoim krwawiącym nosem - przetarł wierzchem dłoni strużkę krwi, gdy jeszcze wracał. Później oszołomiony usiadł na dywanie, oparł się o deskę łóżka i otworzył "Mistrza i Małgorzatę". Z każdą stroną rozumiał coraz mniej, wydarzenia plątały mu się w głowie a wszystkie małe, absurdalne fakciki tworzyły wielokolorowy gulasz bzdur. To zupełnie jak Amarylis, pomyślał. Im bardziej próbował go poznać, tym mniej rozumiał i w rezultacie pozostawał z jednym wielkim znakiem zapytania w głowie. W końcu warknął z irytacją, a książka przeleciała na drugi koniec sypialni i huknęła o ścianę.

- On jest niemożliwy! - burzył się, jakby to wszystko była wina książki i miała być ona instrukcją obsługi niesfornego nerda, wyjaśnieniem przyczyn jego przemian i reakcji, a nie spełniła swojego celu w najmniejszym stopniu.

Najtrudniej było zrozumieć Izakowi nagłą zmianę podejścia Amarylisa. Wcześniej uparcie ignorował zaczepki, nawet gdy był bezpośrednio krzywdzony i lżony, a teraz ni stąd ni zowąd przywalił komuś droczącemu się prawie po koleżeńsku. To nie miało absolutnego sensu, a na pewno nie na podłożu natężenia dokuczliwości. Czyżby Amarylis hamował się tylko w szkole, a poza nią nie wahał się walczyć o swoje? Tylko dlaczego akurat tak? Przecież w szkole także nie zgrywał ofiary, zdawał się raczej rzucać oprawcom spojrzenia, jakie otrzymuje dzieciak wsypujący na plaży piasek do butów. Nic nie znaczyli, więc nie należało się nimi przejmować. Dopiero ostatnio trochę spoważniał, ale również nie zamierzał się odzywać.

Izak w zamyśleniu zdrapywał zaschnięta krew spod nosa. Dziwiło go, że wcale nie był zły o ten cios, a chyba jeszcze bardziej to, że odruchowo chłopakowi nie oddał. Za to poza pulsującym bólem, wypełniała go ciekawość, nieprzemożone zainteresowanie nieprzewidywalnym osobnikiem, który ze znudzonego intelektualisty przemienił się we wściekłego drania. Pamiętał dobrze to spojrzenie, które otrzymał na moment przed uderzeniem. Oczy Amarylisa iskrzyły i nie pozostał już w nich ślad po typowym oderwanym od rzeczywistości wyrazie. Chłopak zmaterializował się, wybuchnął emocją tak silną, że sparzył Izaka i wyparował.

Izak nie ukrywał nawet przed sobą, że jest cholernie zafascynowany.

***

W szkole zamiast zaczepiać Amarylisa, zaczął się na niego bezwstydnie gapić. Badyl pytał wciąż i wciąż okropnie nachalnie, "dlaczego tylko patrzymy, a nic mu nie zrobimy?". Izak zbywał go zirytowanym "zamknij dziub" i gapił się dalej, do tego stopnia nieustępliwie, że pod koniec dnia cała klasa była święcie przekonana, że łobuz coś planuje. A ten tylko patrzył.

Amarylis z kolei nie wydawał się być tym szczególnie zainteresowany. To, co siedziało mu w głowie, to jedno, ale na zewnątrz nie okazywał żadnej oznaki zauważenia świdrującego wzroku chłopaka, którego mianować być może powinien już wrogiem.

- Nie zamierzamy go stłuc? - rzucił Ukasz, gdy minęli go wychodząc ze szkoły. Izak milczał, ale przystanął, jakby się namyślając.

- Właśnie - wciął się Badyl - to już jest podejrzane. Nagle zamilkłeś. A może się go boisz? Napadł cię po szkole?

Izak gwałtownie przekręcił głowę w stronę kolegi i złapał go za fraki.

- Skąd to wiesz, skurwysynu?!

- Aach - jego głos zrobił się wyższy - jedna dziewczyna cię widziała...

Izak miał zamiar go uderzyć, ale nagle zmienił zdanie, odepchnął go i pobiegł do biblioteki. Wiedział, że tam kierował się Amaryl, kiedy zamiast do wyjścia, szedł w głąb szkoły po lekcjach.
Wpadł do pomieszczenia z furią w oczach, bibliotekarka spojrzała się na niego podejrzliwie, ale się nie odezwała.

- Gdzie ten głupi nerd? - wysyczał, najwyraźniej kierując te słowa do kobiety za biurkiem. Zmarszczyła brwi i już miała go wyprosić, ale skłonił lekko głowę i dodał - szukam kolegi. Ma zgoloną głowę i często tu przychodzi.

- Przy komputerze - odparła nieco zdezorientowana.

Izak zacisnął zęby, a jego usta rozszerzył złowieszczy uśmiech. Coś go paliło od środka i kazało biec, lecz zbliżał się powolnie do stanowisk z komputerami. Dostrzegł w odległości paru metrów szczupłą sylwetkę podpartą na dłoni i przewijającą bloki tekstu na ekranie. Cholerny, jebany sukinsyn. Co w nim takiego było? Przyciągało go jak magnes, odczuł to już wcześniej. Teraz wyglądał przez niego na słabego. A on nie mógł być słaby. I to wszystko wina Amarylisa, jego iskrzących oczu i głupiego ciosu palącego skórę. I nagle zdał sobie sprawę, że chciałby zapłonąć jeszcze raz, chciałby jeszcze raz się sparzyć.

- Znów solo - odezwał się niskim głosem chłopak odwrócony tyłem.

Izak zawahał się tylko na moment. Złapał za oparcie krzesła i pociągnął je tak, by spojrzeć w twarz Amarylisowi. Wyraz miał mdły, wręcz znudzony.

- Solo, a bo co? Potrzebuję tych przydupasów? - powiedział bardzo jak na niego cicho, bynajmniej nie przez fakt, że znajdował się w bibliotece.

- Myślałem, że tak.

Izak zacisnął palce na oparciu po obu stronach swojej ofiary i nachylił się do momentu, aż zetknęli się nosami. Amarylis nawet nie mrugnął.

- Znów ta maska? Znów udajesz. Chciałbyś mnie może uderzyć, bo mnie nienawidzisz. Cholernie mnie nie cierpisz... - zniżał głos z każdym kolejnym słowem opuszczającym jego usta, nie spuszczając wzroku. Wyraźnie zaznaczał dominację, jednak Amarylis nawet się nie skrzywił.

- Jak bardzo zależy ci na tym, bym znów cię uderzył? Jesteś masochistą? Ignorowałem cię, bo szkoda mi było na ciebie zachodu, ale ty się prosisz.

Izak ze zdumienia zrobił krok w tył. Amarylis się do niego odezwał, odpowiedział na zaczepkę. Dlaczego tak go to cieszyło? Nie miał pojęcia i nie było to teraz ważne.

- Wpuść nas, pani, my do kolegi! - usłyszeli jęczenie Badyla.

- Cała hałastra mi tu nie będzie się panoszyć, sio! - wyganiała ich bibliotekarka.

- Ale tam będą się bić, będą się bić! - krzyczał ktoś.

- Niemożliwe!? - wykrzyknęła kobieta, jakby zaraz miała zemdleć. Usłyszeli jej kroki, zmierzające w ich stronę. Izak dyskretnie się wycofał, a Amarylis podniósł się z siedzenia, zerkając przelotnie na tego drugiego.

- Bijecie się?

- Ależ nie, proszę pani - uśmiechnął się Izak z udawaną życzliwością.

- Ty - wskazała na Izaka - wiem, że zawsze stwarzasz problemy. Pozwoliłam ci tylko porozmawiać z przyjacielem. Nie będę tolerować żadnych wybryków.

- Rozmawiamy - odrzekł słodko, obejmując Amarylisa ramieniem. - Proszę powiedzieć tamtym, że chcę pomówić z Amarylem na osobności.

Bibliotekarka rzuciła im podejrzliwe spojrzenie, ale odeszła, zbierając po drodze grupkę chłopców, którzy zdążyli wedrzeć się do środka szkolnej biblioteki.

Amarylis strząsnął rękę ze swoich barków i łypnął na Izaka spode łba. Położył mu zimną dłoń na karku, wywołując dreszcze. Patrzyli sobie w oczy.

- Nie zostawiłeś mnie, gdy cię ignorowałem. Nie zostawiłeś, gdy ci oddałem... - przysunął twarz i niemal dotknął ustami jego ust, lecz w ostatniej chwili przekrzywił głowę i szepnął mu do ucha: - może zacznę być miły?

Izaka owionął strach i jednocześnie poczuł pociągający zapach kwiatów. To musiały być kosmetyki Amarylisa. Zastygł z lekko uchylonymi ustami wdychając szybko powietrze, zupełnie jakby jego organizm nagle zapomniał, jak rozprowadzać tlen po ciele.
I dalej nie mógł się poruszyć, gdy Amarylis odsunął się, posłał mu tajemnicze spojrzenie i zostawił go, rytmicznie stukając podeszwami o podłogę.

Jakim cudem pomyślał, że wcale nie przeszkadzało mu bycie zdominowanym przez tego chłopaka?

***

Rambo nie rozumiał swojego właściciela, za to wiedział jak go pocieszyć - niezależnie od problemu. Polizał zamyślonego Izaka po policzku, wspinając mu się na ramiona.

Po wyjściu z biblioteki, swoją drogą z wielkim zażenowaniem, chłopaki rzuciły się na niego jak sępy. Chcieli koniecznie wiedzieć, co tam wcześniej zaszło i jakim cudem na twarzy głupiego nerda Amaryla widniał wyraz wygranej, gdy mijał ich w drzwiach. Podobno chcieli go nawet zatrzymać i mu dołożyć, ale akurat bibliotekarka miała ich na oku. Puścili go wolno obrzucając złośliwymi spojrzeniami. A Izak, pierwszy raz tak wobec przeciwnika a nawet sprzymierzeńców bezradny, mógł tylko zagryźć wargę i wymyślić prostą wymówkę, coś w stylu „Dałem mu się ucieszyć, by poczuł następnym razem bardziej gorzki smak porażki", co jednocześnie sugerowało, że będzie jakiś następny raz. Jak miał to przeprowadzić? Musiał upewnić się, że ma widownię i raz na zawsze pokazać, kto rządził w ich szkole. Przez Amaryla i jego dziwne spojrzenia tracił twarz za każdym razem, gdy się na niego natykał. Nawet wtedy, w szkolnych łazienkach, gdy robili mu spłukiwanie, coś uderzyło Izaka i nie chciało puścić. Nie było żadnej widocznej ujmy na honorze, a jednak miał wrażenie, że jest w jakiś sposób gorszy od przemoczonego, wyzutego z sił chłopaka rozłożonego na brudnych kafelkach toalety. Coś musiało być porządnie z Izakiem nie tak, skoro taki żałosny śmieć wjeżdżał mu na ambicję. Nie zdzierży takiego zachowania! Uczucie, które paliło mu płuca za każdym razem, gdy patrzył na Amarylisa, musiało być nienawiścią. Jeszcze kilka tygodni wstecz nie przejmował się nim tak bardzo, był zwykłą ofiarą nękaną dla zasady. Teraz jednak naprawdę, n a p r a w d ę  się na niego wściekł.

- Dołóż mu przy wszystkich, po prostu. - Oczywiste rozwiązania oczywistego Badyla miały swoje dobre strony. Miały jednak też złe.

- I mnie zawieszą - warknął coraz bardziej sfrustrowany Izak. Wściekle rozrywał zębami burgera, którego przyniósł mu rano Ukasz, nie wiadomo skąd i wolał zresztą nie wiedzieć.

- Przy wszystkich, ale na boku - rozumował dalej Badyl, wykorzystując wszystkie możliwości swoich ostatnich komórek mózgowych.

- To nie ma sensu - zauważył błyskotliwie Ukasz.

- A wiecie, że ma? - ożywił się nagle Izak, unosząc wzrok znad wymiętoszonego burgera. Chłopcy patrzyli na niego wyczekująco. - Zrobię to w szatni, przed wuefem!

- Mądre! - przyznali mu zgodnie.

W niewielkim dusznym pomieszczeniu przebierało się siedemnastu młodych mężczyzn. W powietrzu niemal czuć było testosteron. I trochę śmierdziało. Gdy Izak dostrzegł, że jego cel ściągnął koszulkę, od razu do niego ruszył. Nagość jeszcze bardziej go upokorzy. Czy istniały jakieś minusy tego planu?

- Jak się masz? - zapytał z jadem w głosie i głupim uśmieszkiem wymalowanym na twarzy. 

Zbliżał się do Amarylisa tanecznym krokiem z rękami w kieszeniach. Tamten rzucił mu zdezorientowane spojrzenie, ale się nie wycofał. Stał tam i czekał, aż Izak popchnie go własnym ciałem na ścianę. Oparł się o nią niemal wyluzowany, założył ręce na piersi.

- Jeśli skończył ci się towar, nie musisz od razu mnie atakować. Szepnij słówko na przerwie, to ci przyniosę - powiedział płynnie i z lekkim uśmiechem wyczekiwał reakcji klasy.

- Izek? - wyrwało się skonsternowanemu Badylowi. Wszyscy w ciszy patrzyli na Izaka oczekując wyjaśnień. Chłopak zagryzł wargę i przywalił pięścią w ścianę tuż obok głowy Amarylisa.

- Coś powiedział?! - wrzasnął.

- Że niepotrzebnie robisz zamieszanie. Wystarczy poprosić. - Odparł niewzruszony.

Wszystkie myśli z głowy Izaka wyparowały. Chciał się wybronić i coś powiedzieć, ale jedyne, co cisnęło mu się na usta, to wyzwiska. Tym nie poprawi swojej sytuacji, ale milczenie tak samo go pogrąży. Musiał go uderzyć.

- Co tak długo, chłopaki, nauczyciel was woła! - krzyknęły dziewczyny przez uchylone drzwi. Wszyscy odwrócili się w tamtą stronę.

- Sprawdzam obecność! - usłyszeli z oddali wuefistę. Spojrzeli się po sobie i zerknęli po raz ostatni na Izaka przybijającego Amarylisa do ściany i nieśpiesznie opuścili szatnię. Tamci zostali tylko we dwójkę.

- Myślisz, że co ty robisz, co? Myślisz, że cię nie uderzę? - Izak był wyraźnie na granicy wybuchu. Opartą ówcześnie o ścianę dłonią chwycił ucho Amarylisa i pociągnął ze złością. Wyrwałby mu włosy, gdyby mógł za nie złapać, lecz niestety niedawno się ich pozbył. Teraz przyznawał, że może by były jednak przydatne do dokuczania.

Chłopak przy ścianie nieznacznie się skrzywił na ból, ale po chwili na jego twarz powrócił obojętny wyraz. Uniósł brwi wyzywająco.

- Szczerze? Nie odważyłbyś się mi przywalić. - Zmrużył oczy, podczas gdy Izak ze świstem wypuścił powietrze i ręką, którą trzymał jego ucho popchnął jego głowę w bok. Amaryl wyprostował się po chwili i powstrzymywał rozbawiony uśmiech. - Nie jesteś złym chłopcem, prawda? Nie potrafisz się znęcać bez ranienia siebie. - Położył ostrożnie dłoń na jego piersi, a pod jego palcami zdumione serce zadrżało.

- Odpierdol się! - wyrwał się od przeszywającego go na wskroś dotyku, choć były to tylko trzy palce ułożone delikatnie na jego koszulce. To zbyt dziwne. Przeszły go dreszcze od stóp do głów i miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje zjedzonym wcześniej burgerem i to bynajmniej nie dlatego, że był zepsuty. Amarylis przyprawiał go o mdłości. 

Uderzył go i uciekł.

A Amarylis po kilku desperackich wdechach osunął się po ścianie i usiadł wyczerpany na podłodze. Otarł wilgoć w kąciku oka zanim zdążyła zamienić się w łzę. Schował twarz między kolanami i wyszeptał do siebie parę przekleństw. 

***

Rambo wydawał się dziś bardziej niespokojny niż zwykle i zdawało się to mieć przyczynę w ponurym nastroju jego właściciela. Izak wyszedł z kundlem na spacer, oczywiście ignorując zakładanie mu szelek lub smyczy. Bez sensu. Jeśli Rambo kogoś pogryzie, to bardzo dobrze.

Mijali domki jednorodzinne, którym przydałoby się już odnowienie i choć minimalne zadbanie o ogród. Trawa w większości miejsc rosła bujnie, a mieszkańcy nie fatygowali się wcale do jej skoszenia. Sąsiedztwo było tu raczej mało zainteresowane życiem i trochę patologiczne. Izak słyszał z niektórych domów krzyki, ale cóż mógł poradzić? Życie takie było. Każdy dostawał po dupie i każdy musiał radzić sobie sam. Dlatego ze wzrokiem wbitym w nierówny chodnik szedł przed siebie, a Rambo przebierał łapkami tuż za nim, ciekawsko unosząc łebek na zamyślonego Izaka.

Swoją długą jasną grzywkę spiął w małego koczka na czubku głowy, odsłaniając wygolone boki i tył. Widać było teraz też jego kolczyki w małżowinie usznej, wszystkie bez wyjątku srebrne. Marszczył cienkie brwi tak, że na czole powstała mu wyraźna zmarszczka niszcząca obraz idealnie gładkiej twarzy, nie naznaczonej nawet pieprzykiem, czy śladami trądziku. Tylko brzoskwiniowe usta miał spękane od ciągłego ich przygryzania i zaciskania w nerwowych sytuacjach. Mógłby wydawać się delikatnym, niewinnym chłopcem gdyby nie jego ubiór, na który zwykle składały się czarne bezrękawniki, potargane spodnie i flanele (rzadko noszone zgodnie z ich zastosowaniem - lubił przewiązywać sobie je przez ramię lub biodra), a także strupy na kostkach dłoni, choć ich przyczyną nie były walki, a raczej wyładowywanie frustracji na ścianach i słupach wszelkiego rodzaju. Dla własnego ciała nie miał litości. 

Chciałby dalej wściekać się na Amarylisa, ale teraz zamiast ognia miał w sobie lód. Zimne uczucie trzymało go za gardło i nie rozumiał, dlaczego nie może go po prostu odepchnąć lub wyładować. Ogień był prosty do poskromienia, wystarczyło, że się wypalił. Lecz co do diaska miał zrobić z lodem?

Nie żałuję, że mu przywaliłem, mówił sobie, zasłużył skurwysyn. Jeszcze chciał mnie wkopać w jakąś narkomanię. Jebany... Myśli, że moi chłopcy mu uwierzą?

Wtedy właśnie ścisnęło go w żołądku. Dlaczego się tym martwił? Amarylis nic nie znaczył. Może był inteligentny i wiedział jak sobie radzić, ale w ich klasie nie posiadał żadnych przywilejów ani atencji. Był tylko bystrym dziwakiem zajętym swoimi sprawami. Uderzył go wtedy w szatni i wciąż czuł na pięści ciężar jego szczęki, a mimo to Izak czuł się przez niego pokonany. Wkurzało go to niemiłosiernie, bo nie ważne co zrobił, zawsze czuł ten okropny ciężar, ciągnący go w dół, podczas gdy Amarylis zdawał się śmiać się z niego gdzieś wysoko ponad nim. Poniżanie go nie działało, a wręcz przynosiło odwrotny skutek. Amaryl był za sprytny i to musiało być przyczyną wiecznych niepowodzeń Izaka. Z bólem to przyznawał. On sam nie był geniuszem zbrodni, ale jeśli chciał pokonać tego nerda potrzebował użyć mózgu. Zdawać się to mogło płotkiem nie do przeskoczenia dla polegającego na reputacji zabijaki, jednak z odpowiednim planem podstępu miał szansę na powodzenie. Po jego stronie już na pewno stał fakt, że Amarylis się po nim tego nie będzie spodziewać.

Te wszystkie rozmyślania, nieco co prawda nadwyrężające jego nieprzyzwyczajony umysł, doprowadziły go do konkluzji, że musi zbliżyć się do Amarylisa, by poznać jego słabość, jak to już właściwie kiedyś powiedział, choć trochę przez przypadek. Gdzieś zresztą już słyszał, że wrogów trzeba trzymać bliżej niż przyjaciół. Należało tedy udać, że szuka u Amarylisa wybaczenia, zdobyć jego zaufanie, a potem wyciągnąć jego brudy na wierzch. Izak to miał łeb.

///
Robię szybki update, bo wyjeżdżam, więc następny rozdział 11 lipca. Od tego czasu będę publikować w poniedziałki (i really hope so). Przy okazji wam polecę serialik BL "I told sunset about you", bo jestem w tym tak zakochany. Także, jeśli by wam się nudziło, to zobaczcie. Adios towarzysze!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro