Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kochali się

Po dwudzieste pierwsze: Kochali się.

Amarylis miał mętlik w głowie. To, co zobaczył dzisiejszego dnia, uderzyło go tak mocno, że do teraz nie mógł się po tym pozbierać. Siedział w swoim pokoju z słuchawkami na uszach i gapił się w ścianę żywiąc wielką nadzieję, że to jedynie nieporozumienie. Jednak na własne oczy widział, jak Izak bił się z innym chłopakiem. I wcale nie był w tym bierny. Nie było tak, że próbował zakończyć bójkę lub jedynie się bronił. Wręcz przeciwnie, chciał rozszarpać tamtego na strzępy.

Westchnął ciężko, chowając twarz w dłonie. Nie zdążył nawet przetrawić ich poprzedniego problemu, a już mieli nowy. W tym momencie cała znajomość z Izakiem wydała mu się niezwykle niewygodna. Kiedy było między nimi dobrze, to nie musiał się starać, wszystko przychodziło mu z łatwością. Teraz najchętniej odciąłby się od tego całego bałaganu, bo go przerastał. A najgorsze było to, że z miejsca, w którym się znajdował, nie było już powrotu. Bo kochał Izaka i nie zmusiłby się do przestania, a raczej nie był w mocy, by to zrobić. Tylko dlaczego kochanie go musiało być takie trudne?

Pogrążony w myślach nawet nie zauważył, że ktoś wszedł do jego pokoju. Ściągnął gwałtownie słuchawki i wyprostował się.

- Nie uczysz się? - rzucił tata, uśmiechając się lekko.

- A powinienem? - odparł wymijająco rozluźniając w końcu ramiona. No tak. To tylko tata.

- Skąd. Aleś był zestresowany. Myślałem, że macie jakiś trudny test. - Podążył w głąb pokoju, zbliżając się do swojego syna. Stanął blisko, ale nie usiadł obok niego.

- Tato, na świecie jest mnóstwo innych powodów do stresu - odpowiedział przez zmęczony śmiech. Zagryzł wargę, oczekując na dalsze słowa taty i zdał sobie sprawę, że jest to coś, co Izak zawsze robił. Zagryzanie wargi było jego nawykiem.

- To czym się stresujesz?

- Zadajesz niewygodne pytania. - Rzucił mu krótkie spojrzenie.

- Ależ to niezwykle proste pytanie! Nie wiem, jak ty radzisz sobie w szkole, skoro nawet tego nie umiesz. - Zaśmiał się w głos, ignorując fakt, że jego syn wywraca oczami.

- Przyjaciel zrobił coś głupiego. Nic interesującego - oznajmił w końcu.

- I tu cię mam. - Szturchnął go palcem wskazującym prosto w nos. - Ty nie masz przyjaciół.

- No ej!

- Więc? Kto to jest? Nie stresowałbyś się tak zwykłym znajomym. - Przysiadł obok niego na łóżku i nachylił się, niby uważnie słuchając. Oczy miał jak małe dziecko mające zaraz usłyszeć sekret.

- Po pierwsze to mam przyjaciół. Jakbyś chciał wiedzieć - orzekł nieco nadąsany, na co pozwalał sobie tylko w niezwykłych sytuacjach.

- Imiona? Rozmiar buta? Nie wierzę ci.

- A pamiętasz jak wychodziłem na imprezę? Byli przed domem. Olka i Badyl.

- No dobrze. Ale to nie nimi się stresujesz.

- Ach... oczywiście, że nie. - Oparł głowę na dłoni i milczał przez dłuższą chwilę. - Pamiętasz Izaka?

- Ojej.

- Ojej?

Tatuś wydawał się odrobinę przerażony.

- To energiczny dzieciak - zaczął powoli.

- Taa... żebyś wiedział. I dlatego też zrobił coś głupiego. Och, on jest tak głupi! - Pochylił się do przodu, a tata poklepał go pocieszająco po ramieniu.

- No cóż, głupotę przeżyję, ale nie mogłeś... cóż, nie mogłeś znaleźć sobie kogoś przystojniejszego?

- Przepraszam?

- Ja rozumiem, że każdy ma swój gust, ale Izak jest naprawdę kompletnie... nijaki. Bez urazy. Bez urazy - powtórzył, powoli odsuwając się od swojego syna, bo odczuł już emanującą od niego złowrogą aurę.

- Jakie masz prawo hejtować mojego chłopaka?! - wykrzyknął, może trochę za głośno, lecz nie grało to dla niego teraz roli. Zanim się zorientował, już stał i był gotów się bić.

- A więc już jesteście razem - podsumował nieśmiało tatuś, uśmiechając się uroczo.

- Tak. I debil się z kimś pobił. Zatłukę go za to - denerwował się Amarylis, nawet nie zwracając uwagi na własną hipokryzję.

- Kiedy już się pogodzicie, zaproś go do nas na obiad.

- Tylko nie na obiad.

- To na kolację.

- Wiesz, że to nie zmienia wcale sytuacji?

- Chcę poznać twojego chłopaka - marudził tata niemal słodkim głosem.

- Już go znasz.

- Ale nie jako twojego chłopaka!

- Daj mi spokój. - Westchnął. - Zaraz z tego wszystkiego się zacznę uczyć.

***

W środę padało. Nierówny asfalt pokryły kałuże, na niebie tłoczyły się szarawe chmury. Idąc chodnikiem czuło się na twarzy wiele małych kropelek, których nie sposób było zauważyć. Amarylis zobaczył Izaka jeszcze przed wejściem na teren szkoły. Obaj przystanęli wpatrując się w siebie pustym wzrokiem. Nie mieli w głowach żadnych myśli, poza tą jedną: „To on!".

Nic sobie nie powiedzieli. Zaraz nadeszli kolejni uczniowie, wepchnęli się między nich i popchnęli dalej. Stracili się z oczu.

Przez trzy lekcje zerkali na siebie z daleka, ale nawet jeśli chcieli do siebie podejść, to nie było sposobności. Do Amarylisa przyczepił się jakiś chłopak, który prosił o pomoc z matematyką i zajmował większość jego uwagi na przerwach. Izak patrząc na to, nie mógł usiedzieć w miejscu. Dlaczego ktoś inny był teraz przy Amarylu, a nie on? Z drugiej zaś strony bał się im przeszkadzać, bo co jeśli Amarylis wybierze tego nowego chłopaka? Izak by tego nie przeżył. Dlatego niecierpliwie czekał na okazję.

Na długiej przerwie zobaczył, że tamten wychodzi na korytarz. Podążył za nim od razu i szedł dalej po schodach, i kolejnym korytarzem. W końcu skręcił i zniknął za drzwiami biblioteki. Izak odczekał kilkanaście sekund i zrobił to samo. Ostrożnie się rozglądając mijał kolejne regały wypełnione książkami, ale wyglądało na to, że znów zgubił Amarylisa. Wtedy usłyszał jakieś zamieszanie rozgrywające się za drzwiami na korytarzu. Przystanął i wsłuchał się w słowa.

- Widziałem, jak tu wchodził. Musi dostać za swoje.

To musiała być banda Pawełka. Chcieli się zemścić za to, że ich lider został poniżony.

- Cholera - syknął Izak, rozglądając się wokół. Nie miał, gdzie się skryć, a drzwi już skrzypiały i wiedział, że się otwierają.

Nagle jakaś dłoń chwyciła go za kaptur bluzy i pociągnęła gwałtownie w bok. Zrobił jeszcze kilka kroków na oślep i został praktycznie wrzucony w dziurę za regałem. Poczuł na karku pajęczynę i prawie pisnął, gdy coś przebiegło po jego szyi, ale ktoś zdołał przycisnąć mu dłoń do ust.

- Nie ruszaj się - szepnął mu do ucha Amarylis i sprawnym ruchem pozbył się pająka, muskając przy tym skórę, czym wywołał tylko kolejne wzdrygnięcie.

Słyszeli za sobą głosy chłopaków, którzy szukali Izaka. Na razie jednak zajmowali się bardziej rozmową o lidze legend zamiast swoim faktycznym zadaniem, więc tylko snuli się po bibliotece, zapomniawszy o celu.

Izak wpatrywał się wielkimi oczami w swojego wybawcę. Obserwował jego grube, ściągnięte brwi i ciemne oczy zwrócone gdzieś w bok, bacznie obserwujące grupkę chłopaków. W końcu zwrócił się znów do Izaka, a ten omal nie podskoczył. Byli tak blisko.

- Czemu masz kłopoty? - zapytał prawie bezgłośnie brunet i odsunął rękę od ust tamtego.

- Paweł został zawieszony, a ja nie.

- Ej, to gdzie on? - Jeden z tamtych nagle odezwał się głośniej i zbyt niedaleko. Zastygli z głośno bijącymi sercami, czując na szyi swoje oddechy.

- A tu patrzeliście? Schował się, czy co... - Znajdował się zaledwie metr od nich, ale dzielił ich regał.

- Czego wy chłopcy szukacie? Jak nie wypożyczacie książek, to nie róbcie zamieszania! - zdenerwowała się bibliotekarka.

- Kolega się zgubił, pszepani, widziała pani takiego...

- A chodźmy! Pomyliło ci się pewnie.

- Mówię, że nie!

- A ja mówię, że tak.

Jeszcze trochę ponarzekali, ale opuścili pomieszczenie niechlujnie trzaskając drzwiami tak, że znów się otworzyły. Po paru sekundach ktoś zamknął je porządniej, głosy z korytarza ucichły, a chowający się chłopcy odetchnęli z ulgą. 

Cisza między nimi przedłużała się i żaden nie miał odwagi się odezwać lub choćby poruszyć. W końcu Izak powoli wyszeptał:

- Zejdziesz mi ze stopy?

- Ach! - Amarylis spojrzał w dół i zdał sobie sprawę, że cały czas deptał po stopie Izaka. Odsunął się, wydostał z dziury, w której do tej pory się cisnęli i poczekał aż ten drugi zrobi to samo.

- Dlaczego? - zapytał ostro Amarylis i Izak doskonal wiedział, o co chodziło. Spuścił głowę, zbierając myśli. Może to jedyna szansa, jaką dostanie na wyjaśnienie, co się naprawdę zdarzyło.

- Bo oni wczoraj dręczyli takiego chłopaka - zaczął niepewnie. Czy to nie tak, że tylko wymyślał wymówki? - Chciałem mu pomóc, ale... doszło do tego, że się pobiliśmy. Paweł dostał gorszą karę i teraz chce się zemścić na mnie. Właściwie rozumiem... Mnie nigdy nie zawieszono, mimo że robiłem praktycznie to samo. - Westchnął głęboko, gdyż czuł, że się tylko pogrąża. To prawda, że był taki sam jak Paweł. I nigdy nie wymierzono mu za to tak poważnej kary.

- Gdy cię zobaczyłem, myślałem, że go zabijesz. Albo on ciebie. Wiesz, że nie zwalczysz przemocy przemocą? - Do tej pory starał się brzmieć chłodno, ale w ostatnich słowach można było usłyszeć skrytą emocję. - Martwiłem się! - wyrwało mu się w końcu z drżących ust. Szybko rozejrzał się wokół, jakby bał się, że ktoś to usłyszał, ale jedyne osoby, które znajdowały się w bibliotece, były zajęte swoimi zadaniami lub miały w uszach słuchawki. Tylko bibliotekarka wysunęła się na swoim obrotowym krześle, ale w końcu zignorowała sprawę i powróciła do krzyżówki. 

- Nie wiem, jak to się stało. Nie chciałem, ale... ale... Przepraszam - powiedział w końcu, ledwo powstrzymując się od płaczu. Czy Amarylis przestanie mu ufać? Czy w ogóle mógł mu jakoś udowodnić, że nad sobą panuje, kiedy wczoraj zachował się w ten sposób? Och, ale co on powiedział? Że się martwił? Patrzył na niego i próbował wyczytać coś z jego twarzy, ale była cała ponura z nieodgadnionym wyrazem.

- Wiesz, jak cię nie cierpię... - odezwał się w końcu Amarylis, a na jego twarzy w miejsce złości pojawił się smutek. Wyciągnął ramiona i przyciągnął Izaka do siebie, żeby zamknąć go w uścisku. Najbezpieczniejszym i najcieplejszym, jaki mógł mu dać. Chciał powiedzieć „Jestem tu. I zawsze będę.", ale zdołał tylko zacisnąć palce na jego koszulce i zamknąć oczy.

Zdezorientowany Izak przez chwilę tylko stał. Dopiero po kilku dobrych sekundach objął Amarylisa i ostrożnie ułożył brodę na jego ramieniu. Usta rozciągnęły się delikatnie w uśmiechu ulgi. Boże, jak on go kochał. 

Nikt nie mógł zobaczyć jak przytulają się przy ścianie między regałami, a potem powoli odsuwają się od siebie, lecz jedna dłoń znajduje drugą i splatają się razem, jakby od początku było im to przeznaczone. Nikt nie widział, jak obaj osuwają się po ścianie na podłogę i jeden opiera głowę o drugiego, pozwalając sobie na pokazanie zmęczenia. Nikt też nie wiedział jak długo tam tak razem siedzieli wśród książek i kurzu. Być może ominęli lekcję lub dwie, lecz nie wyglądali, jakby robiło im to wielką różnicę.

***

- Twojej mamy nie ma? - Amarylis rozglądał się po przedpokoju, kopiąc pod ścianę dopiero co ściągnięte buty.

- Dyrka chciała z nią rozmawiać...

- Ach, no tak. Same problemy sprawiasz.

Izak rzucił mu obrażone spojrzenie, więc uśmiechnął się uroczo, jakby nigdy niczego w życiu nie zrobił źle. Ostatecznie zadziałało, bo Izak kazał mu usiąść w salonie, a sam poszedł szukać gofrów z pudełka.

- Chcesz masło orzechowe? Dżem? Cukier?

- Wszystko jedno - rzucił Amarylis, choć niewystarczająco głośno, by ten drugi go usłyszał. Położył się na kanapie, nie zostawiając Izakowi ani odrobiny miejsca. Miał wielką ochotę się z nim podroczyć.

- A ja to co? - Szturchnął go stopą, kiedy już przyszedł. - Mam siedzieć na ziemi? Okej...

Zanim skończył, Amarylis chwycił go niezdarnie za rękę i pociągnął. Znaleźli się nagle bardzo blisko siebie, Izak czuł ciepły oddech na swojej szyi i ramiona oplatające go w pasie. Nie przeszkadzało mu to, jednak bardzo szybko pomyślał sobie, czego może chcieć w tym momencie Amaryl, a czego on z kolei nie chciał. Nie obawiał się, że stanie się coś wbrew niemj. Raczej dręczyła go myśl, że zawiedzie swojego chłopaka.

Z głośno bijącym sercem odwrócił głowę tak, że mogli patrzeć sobie w oczy z odległości zaledwie kilku centymetrów. Amarylis wodził wzrokiem po jego ustach, zupełnie pochłonięty tym zajęciem. Izak nareszcie się zdecydował i delikatnie odepchnął go od siebie.

- Pamiętasz noc po moich urodzinach? - zaczął ostrożnie.

- W twoim pokoju? - Poczekał na potwierdzenie, po czym sam przytaknął.

- Mówiłem na serio. Nie wiem, jak ci to powiedzieć. Po prostu... - Zrobił pauzę. - Chyba jestem aseksualny. Przepraszam.

- Nie przepraszaj. Nie masz za co - odpowiedział od razu, niepewnie kładąc dłoń na jego ramieniu. W tym momencie już nie wiedział, czy może się do niego zbliżyć, skoro przed chwilą został odepchnięty. - Przemyślałeś to już?

- Tak. Nie wierzysz mi? - W jego głosie pobrzmiewała nerwowość. Strzepnął rękę Amarylisa i założył ręce na piersi.

- Wierzę. I chcę zapytać jeszcze o jedno...

- No? - Bał się tego pytania, więc zabrzmiał bardziej napastliwie niż by chciał.

- To nie tak, że jednak ci się podobają dziewczyny?

Zapadła ciężka cisza. Izak miał wrażenie, że ktoś załadował mu do żołądka kamienie.

- Przecież cię lubię. Nie widzisz, że cię lubię? - wypalił, patrząc mu niespodziewanie prosto w oczy. - A jebać. Kocham cię!

Oczy Amarylisa zrobiły się większe niż kiedykolwiek. Po chwili nie mógł już powstrzymać uśmiechu.

- Naprawdę to powiedziałeś... - Pokiwał głową z uznaniem. Izak gapił się na niego co najmniej zdezorientowany. Przez chwilę nawet przeszło mu przez myśl, że cała ich relacja była dla niego żartem.

- A ty co? Nic nie odpowiesz? - ponaglił go skrępowany.

- A muszę? Nie wiesz tego?

- Czego?

- Że cię kocham?

- Nie wiem, bo mi nie mówisz. - Wystawił mu język jak mały dzieciak i dopiero po chwili zorientował się, co właśnie usłyszał. - Więc nie zrywamy?

Amarylis roześmiał się szczerze i głośno. W końcu nawet małe kropelki pojawiły się w kącikach jego oczu.

- Nie da się dziś z tobą rozmawiać - podsumował Izak. Oparł się w końcu na kanapie i odetchnął. 

Całe napięcie z niego zeszło. Nie miał pojęcia, co tak niesamowicie bawiło jego chłopaka, ale ostatecznie wychodziło na to, że między nimi się poukłada.

- Nie zrywamy - odpowiedział, kiedy się uspokoił, choć wciąż oddychał gwałtownie po tym wybuchu śmiechu. - I wiesz... Poradzę sobie - oznajmił opierając brodę na ramieniu Izaka. Ten zerknął na niego zdziwiony.

- Z czym?

- Ze swoimi potrzebami. Mogę robić to sam. Zależało mi na tym głównie dlatego, że widziałem to jako sposób wyrażenia uczuć... - Niespodziewanie się zawstydził, ale kontynuował. - Ale skoro dla ciebie to nie jest okej, to znajdziemy inny sposób i proszę, już nigdy więcej nie oczekuj ode mnie, że powiem coś tak żenującego - dokończył na jednym wdechu, błagając niebiosa o ratunek. Albo piekło o wciągnięcie go pod ziemię.

- Ten jeden raz mi wystarczy - stwierdził Izak, próbując się nie roześmiać. Amarylis mówiący o uczuciach zawsze go zaskakiwał.

- I wspaniale, bo kolejnych razów się raczej nie doczekasz - oznajmił kąśliwie, sięgając nareszcie po przyniesione gofry. Z wielką uwagą nakładał masło orzechowe na przekąskę.

Izak przyglądał się z boku, jak podczas tej czynności jego chłopak brudzi sobie palce i próbuje je wytrzeć w chusteczkę, ale przypadkowo masło ląduje na spodniach. I ściera to rękawem, ale orientuje się, że teraz i on jest brudny. W końcu bierze głęboki wdech, żeby w irytacji nie wywrócić stołu i ignoruje cały świat, skupiając się jedynie na gofrze z masłem orzechowym.

- O boże - odzywa się załamany, z pełnymi ustami. - To jest jakieś gówno bez laktozy. 

koniec


///
Też jestem zaskoczony. Najpierw myślałem, że będzie mniej rozdziałów, potem, że więcej, a jest tyle, ile jest. Dwadzieścia jeden. Jak pilotów.
Pisałem to przez pół roku i trochę improwizowałem, ale opowiadanie spełniło swoją rolę, to znaczy, wciągnęło mnie z powrotem w pisanie.
Jestem wdzięczny wszystkim, którzy komentowali i gwiazdkowali. Mam nadzieję, że się podobało i to nie ostatni raz, gdy się "widzimy".
Trzymajcie się ~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro