Rozdział 9
Emily's POV
Niepewnym krokiem wyszłam spod cienia namiotu cyrkowego. W jednej dłoni nadal ściskałam cztery bilety, w drugiej natomiast rączkę od zniszczonego plecaka.
Co ja teraz z tym zrobię? - zapytałam sama siebie, patrząc na cztery kawałki papieru.
Westchnęłam cicho, po czym wyszłam poza prowizoryczne ogrodzenie.
Nie tym powinnaś się teraz martwić - przemknęło mi przez głowę. - Nie masz gdzie spać. Pieniędzmi też nie śmierdzisz.
Zastanawiałam się nad odsprzedaniem biletów. Zyskałabym chociaż trochę więcej pieniędzy i dłużej mogłabym być samowystarczalna. Musiałam wyjechać z tego miasta. Jakakolwiek byłaby tego cena.
Jednak strona mojego wewnętrznego dziecka też dała o sobie znać. Poprzedni spektakl był świetny, ale niewiele widziałam. Chciałam jeszcze raz zobaczyć akrobatów i choć na chwilę poczuć się jak normalna osoba.
Mogłam pogodzić te dwie sprawy. Po prostu odsprzedam trzy bilety, a jeden zostawię dla siebie.
Z takim postanowieniem usiadłam na ławce. Na którejś z witryn sklepowych widniał zegarek. Została jeszcze godzina do następnego spektaklu, ale już widziałam zbierających się ludzi.
Niepewnie podeszłam do jakiegoś małżeństwa z małą córeczką. Walczyłam ze sobą, aby tylko nie uciec. Wzięłam głęboki wdech.
- Przepraszam - zaczęłam niepewnie, zwracając na siebie uwagę rodziny. - Mam trzy bilety na spektakl w tym cyrku. Moim... znajomym coś wypadło i nie mogli przyjść. Czy zechcieliby państwo je ode mnie odkupić? - wyrzuciłam z siebie to wszystko na jednym wydechu. Zdezorientowany mężczyzna spojrzał na swoją żonę, która kiwnęła głową.
- Jasne. Czemu nie. Za ile możemy je kupić? - zapytał uprzejmie.
- Za trzy czwarte ceny - mruknęłam niepewnie.
Mężczyzna pokiwał głową. Wyjął z kieszeni portfel, szukając odpowiedniej kwoty. Moje oczy aż się rozszerzyły na widok takiej ilości pieniędzy w jednym miejscu.
Przez głowę przemknęła mi zdradziecka myśl. A gdyby tak korzystając z nieuwagi mężczyzny w odpowiednim momencie...
Szybko zamrugałam oczami, odganiając natrętne myśli. Zacisnęłam dłoń na ukochanej bransoletce, ostatkiem woli odsuwając pokusę. Mama z pewnością nie byłaby zadowolona, gdyby wiedziała, co byłam zdecydowana zrobić.
Moment, w którym mężczyzna wyjmował banknot, zdawał się być wiecznością. Zupełnie jakby chciał wystawić mnie na jakąś idiotyczną próbę.
Gdy wyciągał już dłoń w moją stronę, niemal się na niego rzuciłam. Mężczyzna spojrzał się na mnie z niejakim zdziwieniem. Odchrząknęłam.
- Dziękuję, do widzenia - mruknęłam z zażenowaniem.
Odwróciłam się gwałtownie, aby jak najszybciej stamtąd uciec. Czułam się głupio. Zachowałam się prawie jak bezmózgie zwierzę, które zobaczyło łatwą zdobycz. Albo jeszcze gorzej. Jak mój ojciec.
~◇~
W ciemności rozjarzyły się lampy. Przedstawienie się zaczęło.
Z zapartym tchem obserwowałam każdy ruch cyrkowców. Oglądałam to już po raz drugi, a mimo to nie czułam nudy. Chłonęłam każdą sekundę widowiska z zapartym tchem. Nagle zapach siana i waty cukrowej wydał mi się swojski i miły.
Gdy wychodziłam z namiotu, było już ciemno. Okolica pustoszała, nawet odgłosy miasta zdawały się cichnąć pod osłoną nocy.
Całą harmonię, jaka mnie ogarnęła, zakłócał jeden problem. Nie miałam gdzie nocować.
Rozglądnęłam się w poszukiwaniu miejsca na spędzenie nocy. Mój wzrok padł na wagon z toaletami.
A gdyby tak tam przeczekać zmrok? Owszem, zapachy nie będą należeć do przyjemnych. Ale z drugiej strony nie będę zmuszona do spania pod gołym niebem, które, nawiasem mówiąc, nie wyglądało obecnie zbyt pogodnie.
Podjęłam decyzję. Nocuję w toaletach. Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało.
Na moje szczęście nikt nie pilnował wagonów. Mimo to z bijącym sercem przekradłam się do wejścia. Cichutko weszłam do środka i zamknęłam się w jednej z kabin. Zarzuciłam koc na ramiona i skuliłam się w kącie.
Podłoga była twarda, ale przynajmniej nie wiało. W blaszany dach zastukały krople deszczu, czego można się było spodziewać.
Zamknęłam oczy, czekając na sen. Starałam się nie martwić o jutro. Bo przecież nic niespodziewanego mnie nie spotka, prawda?
~◇~
Szarpnęło. Z cichym krzykiem uderzyłam głową w ścianę.
Przyciągnęłam plecak do siebie, przeklinając mocny wiatr.
Szarpnęło po raz kolejny. A potem wagon ruszył.
Zerwałam się na równe nogi, a siniaki na brzuchu nagle dały o sobie znać.
Drżącymi rękami otworzyłam drzwi od kabiny, które walnęły z trzaskiem o ścianę. Podskoczyłam, słysząc ten nagły dźwięk.
Doskoczyłam do małego okna pod sufitem. Wspięłam się na palce, bo mój niski wzrost nie pozwalał na zobaczenie czegokolwiek.
Z rosnącym zdziwieniem widziałam przesuwające się drzewa. Mój umysł był ospały po śnie, dlatego dość długo zajęło mi odnalezienie się w sytuacji.
- O cholera - wyszeptałam po prostu z niedowierzaniem. A potem zaczęłam panikować.
Co jeśli ktoś mnie tu znajdzie? Będę miała przerąbane. Zabiorą mnie na policję, policja znajdzie mnie w danych. Po czym odwiezie mnie do domu.
- Nie, nie, nie. Nie pozwolę na to, SŁYSZYCIE!? - krzyknęłam w pustym wagonie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, jak bardzo było to głupie.
Zasłoniłam usta drżącymi rękami. Nasłuchiwałam chwilę, ale pojazd się nie zatrzymał, więc raczej nikt mnie nie słyszał.
Gdy emocje opadły, podeszłam do tego na spokojnie. Chciałam wyjechać z tego okropnego miasta, z dala od ojca? Chciałam. A tak udało mi się to zrobić bez wydawania pieniędzy. Teraz wystarczyło tylko wyniknąć się stąd niezauważalnie w odpowiednim momencie.
Z takim postanowieniem wróciłam do "mojej" kabiny. Przed taką akcją warto się przespać.
~◇~
Gdzieś na granicy jawy i snu zorientowałam się, że stanęliśmy. Powoli otworzyłam oczy. A ktoś otworzył drzwi od mojej kabiny.
- Matko boska! - rozległ się krzyk kobiety, który na dobre mnie rozbudził.
~◇~
Rozdział nie dość, że krótki, to chyba nieco spóźniony...
Ale teraz nie o tym. Zauważył ktoś, że "Iskra" ma nową, śliczną okładkę? Ślijmy więc wielkie podziękowania do neverwinternight (która, mam nadzieję, wybaczy mi oznaczenie jej tutaj).
A LailenBlack niech się cieszy, bo coraz bliżej do jej triumfu.
Pozdrawiam wszystkich ^^
Silea
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro