{Zakończenie}
🌵🏜️🔥
Przeniesione z Oleandra którego cofam, bo porządkuję profil. Oryginalny opis:
Stwierdziłam, że umieszczę te dwa dzieła we wspólnym projekcie. Oneshoty oscylują wokoło jednej historii, nie są hronologiczne. Mogą zawierać śladowe ilości spojlerów co do paru wątków Ukrytego Królestwa i Najjaśniejszej Nocy. Śladowe, ale jak ktoś się martwi, warto sobie to odpuścić, szczególnie, iż nie wiem, czy potem nie zawrę ich tu więcej.
W sumie, to jak się o to troszczysz, to dalsza część opisu będzie ich miała więcej niż treść książki, so,,,
* * *
Zawsze fascynowała mnie historia powstania Smoczyńców. Kanonicznie jest dość wyraźnie ukazane, że zanim Cierń została ich przywódczynią stanowili raczej bandycką organizację. Więc oto jest moja wersja ich początków.
Seria książek Skrzydła Ognia należy do Tui T Shuterland. Oc są moje, nie sądzę, by w najbliższym czasie pojawił się tu ktoś kanoniczny, bo akcja dzieje się kilkadzisiąt lat przed objęciem tronu przez Oazę. Parę wątków także może być niezgodnych z treścią książki.
🌸Oleander
🌸Suchorośl
🌸Ryjkonos
🌸Barykada
🌸Ił
Spojlery: chyba brak? Jak już, to niewielkie do Najjaśniejszej Nocy.
Au: Oleandryczne
Postacie: oc
Ship: brak
Słowa: 543
Rysunek w mediach autorstwa Smoczy_Chaos
🌵🏜️🔥
Ryjkonos był sam. Tak. Na pewno.
Nie było powodu do strachu i doskonale o tym wiedział. Znał swój dom, przecież nikt nie mógł się w nim ukryć, albo chociaż wejść do środka niezauważony. Jednak nadal miał wrażenie, że ktoś go obserwuje i denerwował się.
Za wąskim oknem spacerowały smoki, zwykły, powszedni harmider zajmował miasto, ale nikt nie zapukał do drzwi jego sklepiku, skrzętnie wciśniętego miedzy budynki. Było tak odkąd wywiesił informację o tymczasowej przerwie, przegnał z wrzaskiem żebrzące smoczęta, grożąc potencjalnym złodziejom i zaryglował wejście. Z resztą, smocząt i tak nie musiał się już obawiać, bo odkąd ostatnie, które spróbowało go okraść skończyło w rynsztoku z połamanym skrzydłem, nareszcie miał spokój od tej zarazy.
Jednakże nadal coś go męczyło. Rano wstał wcześnie, zrobił obchód po magazynie i sprawdził podziemny sejf. Wszystkie zapasy leżały równo ułożone na swoich miejscach. Butelki z kaktusowym sokiem połyskiwały lekko w bladym świetle pochodni. Jego złoto też wydawało się nietknięte, choć dla pewności przeliczył wszystkie sztabki zanim stwierdził, że żadnej nie brakuje. Potem zjadł coś, wypił resztkę wczorajszej wody, notując w pamięci, że znów musi się po nią udać na rynek i chwycił za miotłę. Dochodziła jedenasta, kiedy skończył sprzątać, w akompaniamencie własnego narzekania na władzę, ekonomię, młodzież i żebrzące robactwo, oczywiście. Pałętało się po ulicach, kradło i napadało na porządne smoki w ciemnych zaułkach. Choć szczerze mówiąc, czasem trudno było odróżnić jedne od drugich. Bywały chwile, gdy miał ochotę zostawić gdzieś jakąś zatrutą padlinę i patrzeć, jak ta brudna, obmierzła masa żre ją i zdycha w jakimś rowie. Może wtedy byłoby spokojnie na ulicach. Bezpiecznie i czysto, smoczęta z dobrych rodzin mogłyby same chodzić do szkoły, niezależnie od dzielnicy. Korzyści dla każdego.
Odstawił miotłę w kąt i ruszył znów do części mieszkalnej, z zamiarem zabrania beczki na wodę i udania się do oazy. Był już znacznie spokojniejszy, dziwne uczucie zniknęło, zdławione monotonną pracą. Cieszył się z tego dnia odpoczynku od obsługi klientów. Nikt nie przeszkadzał i udało mu się też wybić trochę z codziennej rutyny która męczyła go już od jakiegoś czasu.
Zdjął z wieszaka szelki, ubrał je i już chciał zaczepić do nich beczkę, kiedy się zatrzymał. Zdało mu się nagle, że widzi jakiś ruch w otwartym wejściu do piwnicy z sejfem. Odstawił naczynie i zniecierpliwiony poczłapał do zejścia na dół. Ze środka jak zwykle zionęła czerń. Jednak kiedy cofnął się po pochodnię, usłyszał za sobą dźwięk. W kolejnej sekundzie wrzasnął, gdy ostry jak igła ogon dźgnął go w tylną łapę. Lecz gdy spróbował się odwrócić, napastnik pchnął go w dół i już w następnej chwili rozległ się dźwięk ryglowanych drzwi.
* * *
Oleander stał jeszcze chwilę, głęboko oddychając, jakby dopiero dochodziło do niego, co właśnie zrobił. Z dołu dobiegały wściekłe skowyty starego sklepikarza. Smok wiedział, że ten nie da rady wyważyć wejścia, szczególnie zatruty i uśmiechnął się sam do własnego pomysłu. Potem poprawił torbę i skierował kroki do magazynu. Lekarstwa przecież nie mogą iść na zmarnowanie, a Smoczyńcom na pewno się przydadzą. Barykada zapewne będzie wściekła, że nie zabrał złota, ale był gotowy przeżyć awanturę, jeżeli stanowiła cenę zemsty.
Przeszło mu przez myśl, że jego siostra byłaby z niego dumna i znów się wyszczerzył, w pośpiechu pakując do torby butelki.
Ryjkonos popełnił zbyt wiele krzywd. I nikt już od dawna nie miał wątpliwości, jak to wszystko się skończy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro