Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Rozdział, w którym kończy się ostatnia noc.


Tak wiem, że ten rozdział miał  być dużo wcześniej, ale wiele czynników sprawiło, że jest dopiero teraz. Nie jestem z niego dumna, bo myślę, że stać mnie na coś lepszego, ale cóż :)

Powiem Wam w tajemnicy, że do końca został jeden rozdział i epilog, więc historia niestety się kończy.

I już tak na koniec: z uwagi na szerzącą się wszędzie pandemię, zostańcie w domach i myjcie ręce, a wszystko będzie dobrze.

------------------------------------------------------


24.

Nie mogłam w to uwierzyć. Dlaczego on? Dlaczego Gabriel? Dlaczego przybył tutaj, wiedząc, że tym sposobem ujawnił swoją tożsamość? Co chciał zyskać takim zachowaniem?

Nagle wszelka determinacja oraz odwaga uleciały z mojego ciała, a zmęczony umysł zaczął analizować krok po kroku jego decyzję. Przecież umyślnie albo wręcz przeciwnie - z wielką precyzją zniszczył plan, którym się kierowałam przez ostatnią godzinę, mając nadzieję na odebranie paryskim nastolatkom dwóch miraculi, jednak, kiedy miałam je w zasięgu ręki, niestety pojawił się nieproszony gość. Dlatego zaprzeczanie tej sytuacji mijało się z celem, ponieważ Biedronka i Czarny Kot odkryli naszą tajemnicę, a przynajmniej tajemnicę Gabriela, który nie raczył zapytać mnie o zdanie. Ten jeden jedyny raz mógł mnie nie ratować, mógł dać mi wolną rękę w działaniu, a ja przyniosłabym mu upragnioną nagrodę; ten nieosiągalny, pełen obietnic przedmiot. Lecz nawet własne uczucia okazały się dla nas najgorszą pułapką.

Przyszedł po mnie, wierząc, że nie miał wyboru... Jednak ta reakcja okazała się zbyt druzgocąca dla wszystkich tych, którzy w tym czasie przebywali na tej cholernej wieży Eiffla.

Po kilku sekundach Gabriel stanął obok, pomagając mi wstać z ziemi. Widziałam, jak próbował nie wpatrywać się w zdezorientowane twarze nastolatków, skupiwszy się dostatecznie na wypełnianym zadaniu. Jego ruchy były stanowcze, lecz mimo wszystko zauważyłam w nich lęk i wściekłość, malująca w męskich oczach ogniki zemsty. Nadal wyczuwałam od niego lekką woń alkoholu, ponieważ, kiedy niezauważona wymknęłam się z posiadłości, zostawiłam go samego, pijącego wino ze szklanki. Widocznie siłą impulsu i nadal odczuwając skutki upojenia, postanowił czym prędzej wyperswadować mi z własnego umysłu cel, który chciałam zrealizować.

- Wracamy do domu. - Zarządził, biorąc mnie w ramiona, a ja zszokowana i obolała po walce z Czarnym Kotem i fuzją, nie potrafiłam zaoponować. Mogłam tylko poddać się jego decyzji, zostawiając za sobą echo porażki oraz niebezpieczeństwa. Lecz byłam zła; rozgoryczona zachowaniem, lekkomyślnością i konsekwencjami, widniejącymi, jak fatum nad naszymi głowami.

Nie poczekaliśmy nawet na odzew ze strony nastolatków, ponieważ bez żadnych krzyków, a nawet chęci zlikwidowania bohaterów, opuściliśmy miejsce ówczesnej walki, mając w świadomości to, że właśnie szansa na uratowanie Emilie pękła niczym bańka mydlana. Dlatego, odchodząc zawiedzeni oraz bezsilni udaliśmy się w stronę bezpiecznej kryjówki, słysząc tylko w oddali jedno pytanie:

- Czy to był Gabriel Agreste?

****

- Jak mogłaś być taka nierozsądna? Przecież wiesz, że sama nie dałabyś sobie z nimi rady! I dlaczego użyłaś mojego miraculum? Co chciałaś tym osiągnąć?! - Zobaczyłam, jak wściekłość zasnuła twarz Gabriela, a jego usta drgnęły. Próbował przemówić mi do rozumu, krzycząc i przeklinając, lecz mimo wszystko oczy go zdradziły; kryjąc w nich wszelki ból, smutek oraz ulgę, że nic mi się nie stało. Był w emocjonalnej rozsypce, nerwowo, zerkając w przeciwną stronę, ponieważ z obawą wyczekiwał na pojawienie się Biedronki i Czarnego Kota, lecz ku naszemu szczęściu nie mieli w planach, aby od razu rozpocząć pościg za dwójką antagonistów.

Zacisnęłam własne wargi w cienką linię, zagryzając je zębami, kiedy mężczyzna delikatnie, aczkolwiek nadal z trzęsącymi się dłońmi wycierał mi chusteczką zaschniętą krew z nosa. Oboje siedzieliśmy w czarnej limuzynie, którą przyjechał pod wieżę Eiffla, ratując moją osobę. Chociaż tak naprawdę mój plan zbierał swe żniwa, dopóki to właśnie on nie postanowił się wtrącić do walki, dekoncentrując wszystkich obecnych oraz ujawniając tożsamość, czego nie umiałam zrozumieć.

- Kiedyś powiedziałam ci, że zdobędę dla ciebie te cholerne miracula... a ja dotrzymuję danych obietnic. - Odpowiedziałam, patrząc w jego stronę wyzywająco. - Co ty byś zrobił na moim miejscu, co?

Gabriel w akcie gniewu pogroził mi pięścią przed oczami, ale nie poczułam uderzenia, wiedząc, że nigdy nie zrobiłby mi krzywdy.

- Nie igrałbym z mocami, a zwłaszcza z takimi, które nie zostały jeszcze sprawdzone! Czy ty w ogóle myślałaś nad konsekwencjami? - Potrząsnął moimi ramionami. - A, CO GDYBYM NIE ZDĄŻYŁ? - krzyknął.

Duusu oraz Nooroo schowali się za przednim siedzeniem samochodu w tym samym momencie, gdy projektant nie potrafił już zapanować nad emocjami. Współczułam przestraszonym kwami, bo mimo tego, że chwilę wcześniej użyłam przemiany zwrotnej one znów były świadkami druzgoczącej sceny kłótni.

- NIE PROSIŁAM CIĘ, ABYŚ INTERWENIOWAŁ, KIEDY WALCZYŁAM! - Zwróciłam swoją dłoń w kierunku miejsca, gdzie jeszcze kilka minut temu zostawiliśmy obrońców Paryża. - JA TYLKO CHCIAŁAM ODZYSKAĆ TO, CO OD DAWNA POWINNO NALEŻEĆ DO NAS! A TO TY ZACHOWAŁEŚ SIĘ LEKKOMYŚLNIE, UKAZUJĄC IM SWOJĄ TOŻSAMOŚĆ!

- NIE MIAŁEM WYBORU! NIE ROZUMIESZ TEGO! - Ponownie podniósł głos, próbując się uspokoić, jednak dopiero wraz z dostrzeżeniem na mojej twarzy bólu, zabrał własną rękę z ramion.

W pewien sposób rozumiałam jego zachowanie, które podyktowane było wyłącznie tą sytuacją oraz uczuciami; potrafiącymi zmieszać z błotem racjonalne myślenie.

- Nie, nie rozumiem - oznajmiłam głośno, ale z wyczuwalną rezygnacją w głosie. - Przez ciebie minęła wszelka szansa na odebranie im mocy absolutnej.

Gabriel zaśmiał się nerwowo.

- I teraz to moja wina, tak?

- Przecież nie kazałam ci znowu mnie ratować... - zaczęłam, ale zostałam uciszona gestem dłoni, ponieważ projektant właśnie dostrzegł moje zadrapania na twarzy wywołane walką z Czarnym Kotem i po chwili ze zrezygnowaniem pokręcił głową.

- DLACZEGO JESTEŚ TAKA UPARTA? - Zapytał, wzdychając i zaciskając ponownie pięści, a ja poczułam na swoim nadgarstku mocny ucisk.

- Czy mógłbyś wreszcie na mnie nie krzyczeć?

Usłyszałam wyłącznie niezrozumiały pomruk niezadowolenia albowiem projektant ukrył głowę w dłoniach, lecz, kiedy ponownie na mnie spojrzał jego wzrok złagodniał.

- Jak się czujesz? - oznajmił, próbując ochłonąć, dlatego ujął moją dłoń.

Spojrzałam na niego z irytacją, nie rozumiejąc jego pytania, które w tamtym czasie zabrzmiało, jak absurdalny żart. Dlatego moje oczy wpatrywały się w zmęczoną, męską twarz, aby odszukać tę niewielką iskrę zrozumienia podjętej decyzji.

Jednak mimo, to westchnęłam i po kilku minutach ciszy po prostu dotknęłam czoło Gabriela, a, wtedy poczułam desperacki pocałunek w policzek.

- Jak mam się czuć, skoro bohaterowie poznali naszą tajemnicę?

****

Kiedy bezpiecznie, ale ze smutnym wyrazem twarzy dotarliśmy do posiadłości uderzyła nas głucha cisza, która wdarła się do naszych serc. Niestety oboje byliśmy współwinni obecnej sytuacji, ale żadne z nas nie potrafiło tego przyznać na głos. Straciliśmy dosłownie wszystko, to do czego dążyliśmy przez te kilka lat, aby przez niezrozumiałą decyzję znowu wszystko zaprzepaścić, jak marzenie; te nigdy nie mające racji bytu.

Stanęłam przed schodami, wiodącymi na piętro w tym samym momencie, kiedy bolesny ucisk w czaszce sprawił, że zobaczyłam ciemną mgłę przed własnymi oczami. Skutki fuzji nadal nie chciały opuścić mojego ciała, a ja wreszcie uświadomiłam sobie naturę konsekwencji, prowadzących do tej tragedii. Ale tak naprawdę to, co miałam zrobić? Jak się zachować, kiedy Gabriel nie dawał mi wyboru?

Zostawiliśmy za sobą walecznego Czarnego Kota i oszołomioną Biedronkę, ponieważ tego dnia nie chcieliśmy się używać zemsty, ale po prostu odejść. I mimo tego, że mogłam ich pokonać, to ważniejsza rzecz była priorytetem.

- Chodź - zawołał cicho, podnosząc mnie ku górze. Nie protestowałam, gdyż sama musiałam zanalizować każdą decyzję i rozwiązanie. Nie miałam siły.

Dlatego, gdy oboje wolno zmierzaliśmy w stronę mojego pokoju; ja w jego ramionach, a on z rozczarowaniem w źrenicach, poczuliśmy, jak nasz plan właśnie stracił swój sens.

- Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać?

Musiałam go o to zapytać, chociaż znałam już odpowiedź.

- Wieża Eiffla była miejscem, gdzie po raz pierwszy się spotkaliśmy. Przyszłaś, wtedy na rozmowę o pracę... - Szepnął, lecz spod zamglonych powiek nie odnalazłam żadnej pozytywnej reakcji z jego strony. Nawet nie drgnął, wspominając te wydarzenia.

- Odkąd stałam się taka przewidywalna? - Próbowałam się uśmiechnąć, lecz widmo, czychającego niebezpieczeństwa nie pozwalała nam racjonalnie myśleć. A przecież w takiej sytuacji nie mogliśmy się poddać, zwłaszcza teraz, gdy byliśmy tak blisko, a zarazem dość daleko.
To wszystko było tak nieosiągalne, że decyzje, które podejmowaliśmy na przestrzeni tylu lat stawały się wyłącznie ciemną i skomplikowaną marą, wyżerającą pragnienia, i emocje, które w pewien sposób miały pomóc w rozwikłaniu apogeum wspólnych uczuć.

Gabriel nie odpowiedział tylko z rezygnacją otworzył drzwi do mojego pokoju, wpuszczając do środka wiązkę światła. Ciemność nagle zniknęła, uzyskawszy miejsce dla jasnego błysku, dochodzącego z salonu. Dlatego, kiedy weszliśmy do środka pomieszczenia, a projektant postawił mnie na ziemi, oboje usiedliśmy na łóżku. Podałam mu swoją dłoń, którą ścisnął mocno.

- Niedługo wszyscy dowiedzą się o naszej tajemnicy i, o Emilie... Nie wiem, co mam zrobić.

Nastała między nami cisza zagłuszana tylko wspólnymi oddechami oraz kroplami deszczu uderzającymi o parapet na zewnątrz domu.

- Nie uważasz, że przez te dwa przedmioty straciliśmy zbyt wiele? - Ciągnął dalej swój dialog, a tak naprawdę monolog, gdyż nie potrafiłam odpowiedzieć na jego pytania. W drugiej dłoni trzymał miracula, wpatrując się w nie z nienawiścią, aż wreszcie rzucił nimi o ścianę, a Duusu i Nooroo pośpiesznie podnieśli je z ziemi, by po chwili zostawić nas samych - Chciałem cię tylko obronić...

Poczułam pod powiekami wilgoć, widząc, jak każdego dnia te zakazane uczucie niszczyło rozum, którym powinniśmy się kierować. Niestety, teraz było już za późno na zlekceważenie odpowiedzialności.

- Wiem. I to mnie przeraziło.

- Mnie też - westchnął.

Miłość stała się przekleństwem; trudnym i zaskakującym. Tym czymś, co zhańbiło rodzinę Agrestów raz na zawsze.

- Musisz powiedzieć mu prawdę. - Zmieniłam nagle temat, a on doskonale wiedział, o kim mówiłam - Zanim dowie się tego z telewizji.

Gabriel spojrzał mi w oczy, prosząc niewerbalnie, abym wstała i zrobiła to, czego on nie umiał zrobić przez ostatnie dwa lata. I mimo łez na policzkach mieliśmy zamiar wejść do pokoju Adriena, aby wszystko mu wyjaśnić. Dlatego desperacko dotykałam palców mężczyzny, aby dać mu wsparcie. Bo czy nie tego oczekiwaliśmy od siebie, że będziemy sobie pomagać w każdej życiowej sytuacji?

Mężczyzna delikatnie przytrzymał klamkę od pokoju własnego syna, aby po chwili przekroczyć próg. Głośny grzmot przeciął głuchą ciszę i ciemną noc, sprawiając, że z naszych ust wydobył się stłumiony okrzyk zdumienia, kiedy uświadomiliśmy sobie dwie rzeczy.

Na podłodze znajdowała się kałuża wody, ponieważ deszcz dostał się tam przez otwarte okno, natomiast w pomieszczeniu nie było osoby, której szukaliśmy.

Adrien zniknął.

------------------------------------------------------

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro