21. Rozdział, w którym antagoniści myślą.
Znów wyszło emocjonalne coś, ale mimo wszystko zapraszam do przeczytania.
21.
- Co sądzisz o kimś ze szkoły Adriena? - Zapytałam Gabriela, kiedy oboje siedzieliśmy na fotelach w jadalni, a na niewielkim stole znajdował się szklany dzban z sokiem pomarańczowym wraz z naszymi notatkami dotyczącymi tożsamości nieuchwytnej Biedronki oraz jej przyjaciela.
- Pamiętam tylko tego chłopca w czerwonej czapce, co puszczał te cholerne bańki i dziewczynę z kucykami, co wygrała mój konkurs... Ale, jeśli chodzi o kolegę Adriena, to on już był Carapace'm, więc nie może być Czarnym Kotem... - zamyślił się mężczyzna.
- To był Nino Lahiffe i Marinette Dupain-Cheng - odpowiedziałam mu, przypominając imiona dwójki nastolatków, którzy przekroczyli już próg tej posiadłości.
Projektant spojrzał na mnie zaskoczonym wzrokiem, a, wtedy również i ja połączyłam fakty.
- Marinette miała księgę! - Krzyknęliśmy oboje jednocześnie.
Czy to możliwe, że to właśnie ona mogła kryć się pod maską bohaterki? Czy przez ten cały czas szukaliśmy właśnie jej?
- Jednak, to jeszcze nic nie znaczy... Bo, gdyby była Biedronką, to dlaczego oddała mi tę książkę, wiedząc, że była dla niej przydatna? - Zaczął Gabriel, splatając palce dłoni w piramidkę i, gładząc się nimi po czole. - To nie ma sensu.
- Lecz po niedługim czasie od tych wydarzeń i ona, i Czarny Kot używali nowych mocy. Dlatego sądzę, że to ma jakiś związek - zawołałam - Za wszelką cenę musimy zbadać ten trop. Mogłabym zadać Adrienowi kilka pytań, próbując dowiedzieć się czegoś więcej o tej dziewczynie.
- Natomiast ja ponownie skontaktuję się z Lilą Rossi... - Zaczął Gabriel, lecz, kiedy zobaczył, jak moje usta wykrzywił bolesny grymas, zamilkł.
Po chwili oparłam się wygodnie plecami o fotel, dotykając własnej skroni, gdyż z niewyjaśnionych przyczyn nagle poczułam uporczywy ból głowy. Zamknęłam oczy, a, gdy je ponownie otworzyłam byłam już sama w pomieszczeniu. Jednak kilka minut później Gabriel ponownie wszedł do środka bez słowa, podając mi szklankę wody oraz aspirynę. Wzięłam je z wdzięcznością.
- Wszystko w porządku. - Odparłam, zobaczywszy strach w jego oczach. - Nie musisz się martwić.
- Masz mi mówić o wszelkich swoich objawach, zapamiętaj, Nathalie.
Westchnęłam głośno tak, aby, to usłyszał, a on w tym czasie zacisnął wargi w wąską linię, ignorując moją reakcję.
- To tylko ból głowy. - Odpowiedziałam mu. - Zaraz zniknie.
Projektant tylko przetarł twarz dłońmi, pokręcił głową i zabrał ode mnie pustą szklankę, odkładając ją na stolik.
- Jest już późno. - Spojrzał na zegar, stojący na półce. Jego wskazówki zatrzymały się właśnie na godzinie dziesiątej. - Musisz odpocząć.
- A, jeśli nie skorzystam z twojej propozycji? Przecież sama mogę decydować, kiedy opuszczę ten pokój. - Burknęłam - Nie traktuj mnie, jakbym była dzieckiem!
- Czasem trzeba cię tak traktować, bo nigdy nie przestrzegasz moich rad - oznajmił, pochylając się w moją stronę.
- Umiem o siebie zadbać.
- Nie sądzę. - Nagle poczułam, jak męskie ręce dotykają moich pleców oraz nóg, aby podnieść mnie delikatnie. Nim zdążyłam zareagować znalazłam się w ramionach Gabriela, a on mimo głośnych protestów rozpoczął wędrówkę po schodach.
- Czy ty zawsze musisz mieć ostatnie słowo? - Zapytałam, trzymając go mocno za szyję.
- Dawno temu uzgodniliśmy, że tak, więc po co zadajesz oczywiste pytanie. - Powiedział stanowczo, lecz mimo wszystko się uśmiechnął.
- Jesteś zbyt apodyktyczny. - Uderzyłam go lekko w ramię, by po sekundzie uświadomić sobie, że nawet ta wada nie zdołała przeszkodzić mi w tym, co do niego czułam.
****
Kiedy Gabriel dotarł do mojego pokoju, poczułam w sercu cholerne wątpliwości i nawet, wtedy, gdy położył mnie pod moją własną, satynową pościelą, kładąc się obok, zadrżałam. Ponownie się o mnie martwił i ponownie sprawił, że zaczęłam myśleć nad kolejnym krokiem w naszej relacji. Dłuższe ukrywanie tej sytuacji nie miało jakiegokolwiek sensu, ponieważ i Gabriel, i Adrien potrzebowali bliskości oraz miłości, a ja, owszem mogłam im, to dać; jednak moje uczucia były okupione niesamowitą stratą, skazując samotną kobietę w otchłań samodestrukcji. Dlatego nawet, gdyby Emilie powróciła albo wręcz przeciwnie, nigdy nie zobaczyłaby swoich bliskich - rodzina Agrestów w pewien sposób byłaby nieszczęśliwa w każdym momencie tych dwóch wyborów.
- Możemy porozmawiać? - Zapytałam, widząc, jak projektant właśnie miał zamiar opuścić moją sypialnię, gdyż powoli wstał z łóżka.
- Oczywiście. - Szepnął i usiadł obok.
- Czy naprawdę wierzysz, że te dwa miracula mogą być w zasięgu ręki? Czy Biedronka, to tak naprawdę Marinette? A co z Czarnym Kotem? - z moich ust wypłynął potok słów – Wiemy już, że posiadaczami poprzednich miraculi byli znajomi Adriena i córka pani Tsurugi, więc, analizując tę sytuację jestem pewna, że nasza bohaterka musi być z nimi związana w jakikolwiek sposób...
- To daleko idące wnioski, ale tak, masz rację. Biedronka prawdopodobnie uczęszcza do tej samej szkoły, co mój syn.
- Adrien ciągle opowiada o zaletach Marinette; jej altruizmie, odwadze oraz pomysłowości... Czy to nie są znajome cechy?
Gabriel zamyślił się, skupiając bezwiednie swój wzrok na gazecie, leżącej na stole. Na stronie tytułowej widniało zdjęcie Biedronki, a obok niej dumnie siedziała Nadja, zadając pytania młodej nastolatce.
- Powinniśmy sprawdzić wszystko, co ma związek z tą dziewczyną; co robi w wolnym czasie, jakich ma przyjaciół i, dlaczego Lila Rossi tak jej nienawidzi...
- Musisz ją tutaj zaprosić. – Oznajmiłam, poprawiając okulary na nosie i przerywając jego wypowiedź.
- Słucham? – zapytał zdziwiony. – Co mam zrobić?
- Zaproś ją do posiadłości. Tylko w taki sposób będziesz mógł przyjrzeć się z bliska jej zachowaniu. – Odpowiedziałam mu, jednak on cały czas wahał się nad podjęciem takiej decyzji. Widziałam to w jego oczach, więc zaproponowałam Gabrielowi jeszcze jeden element układanki w moim planie. – Kiedy już tutaj będzie, to wyślesz do mnie Akumę, a, wtedy, jeśli naprawdę jest Biedronką, to najprawdopodobniej poszuka ustronnego miejsca, by się przemienić. Pamiętasz, jak uczestniczyła w twoim pokazie mody? – Dotknęłam jego ramienia. – Już w tamtym momencie zauważyłam, że zniknęła, kiedy powstał chaos wyrządzony przez Królową Stylu.
- O nie! Nie będę kolejny raz patrzył, jak ryzykujesz swoje zdrowie oraz życie! – Krzyknął – Akuma nie jest tu potrzebna.
Prychnęłam z irytacji.
- A Bańkor, Kolekcjoner i Trio Sprawiedliwych... - uderzyłam mężczyznę własnym palcem po klatce piersiowej. - Mam wymieniać dalej?
- Wygrałaś. Zrobię, jak mówisz – westchnął głośno i rzekł bez zbędnych pytań oraz wywodów. – Mam tylko nadzieję, że wiesz, co robisz.
- To jest najlepsze rozwiązanie. – Szepnęłam, uśmiechając się smutno, ponieważ wraz z naszymi podejrzeniami istniała większa szansa na uratowanie Emilie, a to wiązało się z tym, że dla mnie nie byłoby już miejsca w tym domu. Jednak mimo tego przekonania nadal brnęłam w stronę zakłamanego szczęścia.
Gabriel przybliżył się kilka centymetrów, zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy.
- Jesteś nieoceniona, wiesz?
- Wiem – usłyszałam jego zaskakujący śmiech, po czym poczułam na swych wargach przyjemne ciepło; delikatny, aczkolwiek zachłanny dotyk, a ja zaczęłam się zastanawiać nad własną pozycją w tej zawiłej zależności. Musiałam podjąć odpowiednie środki, aby przerwać to szaleństwo, lecz, kiedy jego bliskość upajała mnie niczym silny narkotyk – nie potrafiłam racjonalnie myśleć nad niczym innym niż to, że męskie dłonie desperacko błądziły po moim ciele.
Wszelkie słowa stały się zbędne, aby opisać to, co się stało. Bo mimo rozmów, wyjaśnień oraz obietnic my dalej błąkaliśmy się we wspólnej mgle pełnej kłamstw, ale i zarazem tak bardzo niewidocznej dla innych ludzi. Mimo usilnych starań nasza relacja wykraczała poza służbową etykietę, dając do zrozumienia jedną rzecz: nie byliśmy wstanie przestać.
I paradoksalnie nigdy nie chcieliśmy.
- Przestań - szepnęłam, odsuwając się od niego, lecz nadal nie potrafiłam zignorować jego smutnego wyrazu twarzy. - Nie rób tego, co może przynieść nam obojgu cierpienie.
- Cierpienie zacznie się dopiero, gdy cię stracę. I, kiedy nasz wspólny plan zawiedzie.
Przytuliłam go; mocno oraz czule, wiedząc, że powinnam, jak najszybciej zapomnieć o tej rodzinie, a tym bardziej o nim.
- Dla ciebie jestem wyłącznie grzechem, który powinieneś z siebie zmyć. Niczym więcej.
****
Byłam pewna, że kiedyś zdołałabym przeciwstawić się tej przyjemności, ale, kiedy tylko nasza relacja zmieniała się w prawidłowe stosunki, łączące pracodawcę oraz jego pracownika, za moment wracały na te niezrozumiałe tory. I nic nie mogliśmy z tym zrobić; a wystarczyło zapomnieć. Tylko, dlaczego, to było takie trudne?
Odwróciłam się w stronę Gabriela, kiedy oboje siedzieliśmy na łóżku. Wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w śnieżnobiały sufit, nie dostrzegając mojego wzroku utkwionego w jego twarz. Miałam wrażenie, że myślał nad tym, co powiedział kilka minut temu, nad słowami, które w pewien sposób złożyły w całość wszystkie gesty, chwile i zachowanie, odznaczające go w każdym możliwym elemencie. Nie drgnął ani o milimetr, gdy dotknęłam męskiej dłoni, więc po prostu zaczęłam mówić to, co od dawna chciałam mu wyznać, nie zważając na to czy mnie słuchał, czy wręcz przeciwnie:
- Kiedy uratujesz swoją żonę, to już mnie nigdy nie zobaczysz. Chcę zniknąć z twojego życia raz na zawsze. - Powiedziałam cicho, tak jakby, bojąc się swych własnych słów. Jednak tak byłoby najlepiej; musiałam usunąć się w cień, bo świadomość, że miałabym przebywać w tym samym miejscu z mężczyzną, którego kochałam i kobietą, która kochała jego, zniszczyłabym swoją psychikę.
- Dlaczego? Nie możesz! - krzyknął Gabriel, przyswajając sobie moją wypowiedź. Nagle spojrzał na mnie błagalnie, a w jego oczach zobaczyłam strach, ale i zalążek zrozumienia. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, kiedy ściągnął z siebie wszelką maskę obojętności i zimna, a, wtedy pozostał wyłącznie bezradny człowiek pełen smutku oraz złości.
- To jest jedyne wyjście. Już i tak długo z tym zwlekałam.
Kiedyś musiał nastać ten moment. I chociaż serce mi krwawiło, musiałam odejść. Musiałam o nim zapomnieć i żyć dalej, a może, kto wie... za jakiś czas wszystko wróciłoby do normy. Nie mogłam tylko przypuszczać, że to, co uformowało się w mej głowie było istnym kłamstwem, bo ta miłość była zbyt głęboka, aby ją zniszczyć. Oplotła się wokół mnie niczym lepka sieć, utkana przez, dającego nadzieję pająka.
- I tak po prostu odejdziesz? - zapytał, trzymając moje ramiona i lekko nimi potrząsając. Kilka łez bezwiednie pojawiło się na poduszce, jednak projektant nie przejmował się nimi dalej, próbując przemówić mi do rozumu.
- Tak.
Gabriel pokręcił głową na znak, że nie zrozumiał.
- Chcesz zostawić Adriena i... mnie?
- Nie chcę, ale muszę, bo tak trzeba. - Odpowiedziałam, dotykając jego policzka. - Sam wiesz, że to najlepsze rozwiązanie. W ten sposób będziesz mógł w pełni skupić się na swojej rodzinie i na Emilie; bez zbędnych rozpraszaczy.
- Nie poradzimy sobie bez ciebie.
- Poradzicie. Wierzę w to, że, opuszczając ten dom przyniosę wyłącznie spokój i radość.
- Nie. Nie prawda. - Odparł, wpatrując się w moje oczy, aby zobaczyć tam wszystko to, co widział w nich przez te kilka miesięcy.
- Zrozum, ja już nie mogę tak dalej żyć. Nie chcę być nagrodą pocieszenia i mimo tego, że bardzo cię cenię, i... To nasze drogi muszą się wreszcie rozdzielić. - Szepnęłam - Kiedy przyjdzie ten moment, to powiedz Adrienowi, że bardzo go kocham tak, jak własnego syna. Wiele się tutaj nauczyłam, ale życie nie zawsze daje nam to, czego chcemy.
- Sama mu o tym powiesz, zostając z nami. - Nie dawał za wygraną, dotykając mojego policzka, a, wtedy ja przykryłam jego dłoń swoją.
Poczułam pod powiekami cholerną wilgoć.
- Daj mi odejść, proszę... - Przytuliłam go.
- Nie potrafię.
Milczałam, próbując ukryć smutek, który uformował się w moim ciele. I chociaż wiedziałam, że ta decyzja jest najlepszym rozwiązaniem, to w głębi duszy nie chciałam opuszczać jego ramion; tej jedynej rzeczy, mającej ogromną moc uczucia, a jednocześnie i destrukcji. Emocjonalnie okazałam się wrakiem człowieka i mimo siły na zewnątrz, w środku drżałam z rozpaczy. Ta miłość raniła, była naszą słabością, echem ciepłych słów Emilie. Bo, gdy Gabriel patrzył na mnie, widział swoją ukochaną. Swoją najdroższą żonę. Swój promyk nadziei, a ja stałam się wyłącznie wygasłą gwiazdą, która miała tylko dodać otuchy przed samotnością.
- Musisz dać radę, jeśli nie chcesz żyć w ciągłym kłamstwie.
Nie odpowiedział.
------------------------------------------------------
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro