Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Rozdział, w którym powstają interesujące rozmowy.

14.

Od lat posłusznie podążałam przy jego boku; jak wierna pracownica, która nie dostrzegała nic innego tylko swojego szefa, która nigdy nie była świadoma, że istniała również inna droga. Która ślepo wypełniała wszystkie jego polecenia, a, gdy nastała ta chwila, że to właśnie on, zaczął dostrzegać lojalną asystentkę, zamiast wyczuć w tym podstęp, to paradoksalnie popłynęła za tym uczuciem.

I dlatego, kiedy wreszcie mogłam skonfrontować własne marzenia z rzeczywistością, zderzyłam się z bólem, cierpieniem oraz kłamstwem, codziennie przypominających mi o obietnicy, złożonej dawno temu. To właśnie ta obietnica skazywała mnie na wieczną, życiową udrękę, bo ku mojemu ogólnemu zaskoczeniu w samym środku tych wydarzeń zawsze była rodzina Agrestów; z kochającą Emilie, pogodnym Adrienem oraz skomplikowanym Gabrielem. Dlatego, robiąc jeden krok w stronę rodzinnego szczęścia, kroczyłam o dwa do tyłu, próbując za wszelką cenę utrzymać swój sekret w tajemnicy. Z każdym dniem było mi coraz trudniej, gdyż nie tylko ja zmagałam się z tymi myślami, czując, że tak naprawdę mijałam się z etyką ludzkiego zachowania. Próbowałam uciszyć szepty w swej głowie ciągłą i bezustanną pracą, mając nadzieję na odrobinę spokoju od natrętnych insynuacji, szukając wybawienia z własnych pobudek.

Dlaczego Gabriel nie mógł zakończyć swojego planu? Dlaczego, kiedy Królowa Stylu zawiodła pół roku temu, to już, wtedy wahał się pomiędzy pożegnaniem Emilie, a szczęściem syna? I dlaczego mimo wszystko - skazując mnie na porażkę - nadal pragnął zdobyć moc absolutną?

Musiałam zaakceptować myśl, że byłam tylko narzędziem w jego rękach, a moje uczucia oraz potrzeby nigdy się nie liczyły.

- Naprawiłem miraculum pawia. Jest jak nowe. - Usłyszałam męski głos, jednak nie odwróciłam się na dźwięk tych słów, dalej skupiając się na wykonywanej pracy, jaką było pisanie raportu. Musiałam nadrobić wiele zaległości wywołane moją dwutygodniową niedyspozycją, kiedy bezczynnie leżałam w łóżku, czekając, aż mężczyzna wreszcie użyje rozumu i zacznie w końcu studiować bezcenną księgę Strażnika. Liczył się czas, a on się tym nie przejmował.

- Wspaniale. - Odpowiedziałam mu, skupiając własny wzrok na klawiaturze komputera, gdzie widniała przede mną bardzo skomplikowana umowa dotycząca najnowszego pokazu mody oraz sponsorów tego projektu.

- Teraz już nie będziesz chorować, przynajmniej mam taką nadzieję. - Ciągnął dalej. - Więc znowu muszę poprosić cię o pomoc.

Było do przewidzenia, że, przychodząc tutaj, miał w tym jakiś konkretny cel...

- Oczywiście. - Moje palce zwinnie lawirowały na przyciskach urządzenia, próbując wymazać ze świadomości obraz Gabriela, stojącego obok. Niestety na moje nieszczęście nie chciał dać mi spokoju, czekając na dalszy ciąg mojej wypowiedzi, więc, nie odwracając głowy w jego kierunku, westchnęłam - Mayura będzie gotowa na każde twoje wezwanie.

- Ale ja nie chcę pomocy Mayury, lecz twojej. - Zapewnił mnie projektant, a ja na chwilę przerwałam wstukiwanie danych do pliku, tym razem, spoglądając z zaciekawieniem na jego twarz, na której tego dnia widniało zmęczenie, lecz skrzętnie zamaskowane pod maską wyuczonego profesjonalizmu, mającego zniwelować wszelkie skutki nieprzespanych nocy w towarzystwie tajemnych mocy oraz zawiłych magicznych formuł.

- W jakim celu? Co miałabym zrobić, bo, jak widzisz, Gabrielu pracy mam na kilka tygodni?

Mężczyzna tajemniczo się do mnie uśmiechnął i usiadł obok biurka przy, którym pracowałam.

- Jedziesz ze mną do Tybetu.

W tamtym momencie nie potrafiłam racjonalnie myśleć, bo nie mogłam się zdecydować czy lepiej zaakceptować jego pomysł, czy pochwalić za śmieszny żart? Jednak pomimo moich obaw jego oczy i zacięty wyraz twarzy sugerowały, że mówił, jak najbardziej poważnie. Planował wycieczkę do mroźnego regionu, a ja mogłam tylko cicho przeklnąć, bo przecież beze mnie nigdzie by nie pojechał...

- Kiedy? - Zdołałam wydusić tylko jedno słowo.

- Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to jutro rano, więc zacznij się pakować. - Odpowiedział szybko, nadal, wpatrując się we mnie z uśmiechem triumfu, bo kolejny raz zaskoczył moją osobę, co nie zdarzało się zbyt często, mając na uwadze własną osobowość introwertyka.

Jego rozkaz brzmiał tak samo, jakby rozmawiał o pogodzie lub innych błahostkach, a on tymczasem chciał wyjechać do Tybetu.

Świetnie, po prostu świetnie.

****

- Nathalie, a, kiedy wrócicie? - Zapytał Adrien, który niespodziewanie pojawił się w moim pokoju, gdy ja pakowałam się do wyjazdu, szukając potrzebnych rzeczy do niewielkiej walizki. Uwielbiałam minimalizm, a poza tym nie byłam typem człowieka, który zabierał ze sobą swój cały dobytek; wystarczyło mi wyłącznie tylko kilka najbardziej użytecznych przedmiotów, aby przetrwać czas spędzony w nieprzyjemnym klimacie.

- Twój ojciec ma nadzieję, że nasz pobyt zajmie tydzień - rzekłam, nie przerywając swojej wędrówki po sypialni, tym razem, próbując zlokalizować tablet. Znalazłam go po chwili, leżącego na szafce nocnej, więc czym prędzej włączyłam go, aby odnaleźć harmonogram dzisiejszego dnia oraz listę zadań.

Stanęłam na środku pokoju z wiernym urządzeniem w dłoni, jednak, kiedy ponownie spojrzałam w kierunku młodego Agreste - mając nadzieję, że już sobie poszedł, on dalej wpatrywał się we mnie zielonymi oczami. I właśnie, wtedy uświadomiłam sobie, że przecież uzgodniłam z Gabrielem jego tymczasowe miejsce zamieszkania, gdy nas nie będzie w posiadłości.

- Na czas naszej nieobecności zatrzymasz się u państwa Dupain-Cheng. Poinformowałam ich o twojej wizycie, więc będą na ciebie czekać jutro z samego rana. Bardzo się ucieszyli, że mogą pomóc rodzinie Agrestów, przynajmniej pod taką postacią. - Rzekłam do Adriena, a on tymczasem zdezorientowany zamrugał powiekami kilka razy.

- U Marinette? Przez tydzień?

- Tak, przecież to twoja koleżanka z klasy, więc nie widzę problemu, byś przez pewien czas zamieszkał w domu jej rodziców. To decyzja twojego ojca. - Zapewniłam go.

- Jeśli mój tata uważa, że to dobry pomysł... - nagle Adrien rozchmurzył się, spoglądając w moją stronę z uśmiechem, a ja odetchnęłam z ulgą, bo wyglądało na to, że chłopiec nie próbował robić problemów. - Nie będę musiał samotnie spędzać czasu w domu - Jego oczy wręcz emanowały radością, kiedy po chwilowym zaskoczeniu, zaakceptował prośbę Gabriela. - Nathalie?

- Tak? - podeszłam do niego bliżej, mając nadzieję, że jego pytanie, które prawdopodobnie chciał zadać nie będzie dotyczyło ani mnie, ani tym bardziej projektanta, gdyż nie potrafiłam za każdym razem okłamywać Adriena lub wymyślać coraz to ambitniejsze wymówki, by odpędzić od siebie wszelkie podejrzenia. Nie miałam już siły.

- Chciałbym zadać ci pewne pytanie, ale czy obiecasz, że odpowiesz na nie szczerze? - Zapytał nieśmiało, a uśmiech znikł z jego twarzy. Zacisnął delikatnie zęby i spuścił głowę, wpatrując się we własne buty. - Czy... - Zaczął, nie czekając na moje pozwolenie kontynuowania tego, co pragnął mi przekazać. - Czy ty i mój tata... To znaczy, widziałem, jak się do siebie zbliżyliście i, jeśli o mnie chodzi, to nie mam z tym problemu. A wręcz przeciwnie - chciałbym, abyście byli razem szczęśliwi.

Słuchałam jego deklaracji z zakłopotaniem, ale nie przerwałam mu, wiedząc, że tylko w taki sposób mogłam zakończyć te kłopotliwe pytania. No cóż, nie miałam wyjścia, jak powiedzieć mu całą prawdę o mojej relacji z Gabrielem, ale czy prawda była w tym wypadku najlepszym rozwiązaniem? Był jego synem, a to oznaczało, że ukrywanie swoich uczuć w posiadłości Agrestów mijało się z celem, bo mimo wszystko tego chłopca cechowała ogromna opiekuńczość oraz zmysł obserwacji.

Stanęłam pod metaforyczną ścianą, nie mając drogi ucieczki, więc próbowałam nie okazywać emocji, które nagle wytworzyły się w mojej głowie. Wyprostowałam się, chowając drżące dłonie za plecami i przywdziałam najbardziej profesjonalny wyraz twarzy na, jaki mnie było stać; zacisnęłam usta w cienką linię, modląc się, aby Adrien nie zauważył mojego wahania w głosie.

Zaprzeczenie tej sytuacji wiązało się z tym, że, jak najbardziej nie uwierzyłby w moją wersję wydarzeń.

- Jesteś na tyle inteligentny, że na pewno już znasz odpowiedź na te pytanie, Adrienie. - Odpowiedziałam mu, a po chwili poczułam, że z serca spadł mi ogromny ciężar, który dźwigałam przez wszystkie lata.

Jednak w tej sytuacji znalazło się coś, co sprawiło na mych ustach niewielki, szczery uśmiech.

****

Następnego dnia rano, kiedy próbowałam spakować najpotrzebniejsze rzeczy do bagażnika samochodu, poczułam nieprzyjemne uczucie, że byłam przez kogoś obserwowana. Niestety, mając tę świadomość nic nie mogłam zrobić, ponieważ na zewnątrz słońce dopiero leniwie ukazywało swoje promienie, więc, jak na razie musiałam zadowolić się półmrokiem latarni. Próbowałam rozejrzeć się dookoła, lecz w ciemnościach nie dostrzegłam żadnej sylwetki, jednak w tym samym momencie, gdy ponownie odwróciłam się w stronę bagaży, usłyszałam ciche kroki, kierujące się w moim kierunku.

- Co tu robisz tak wcześnie? - Męska postać pojawiła się nagle znikąd, przyglądając się pracy, którą wykonywałam, a jego dłoń powędrowała na moje ramię.

- Mogłabym zadać ci to samo pytanie, Gabrielu. - Odpowiedziałam delikatnie, odsuwając się od niego, co sprawiło, że mężczyzna zinterpretował to jako chęć utrzymania przyzwoitego kontaktu między nami. Westchnął, a potem pomógł mi z pakowaniem walizek do bagażnika, wprawiając mnie w zaskoczenie, ale i przyjemny stan satysfakcji. - Chciałam teraz się z tym uporać, zanim Adrien wstanie z łózka, bo nie chcę kolejny raz go okłamywać.

- Rozumiem - rzekł, a cisza, która nastała zaraz po tym, sprawiła, że oboje zanurzyliśmy się we własnych myślach; tych dobrych i, tych złych.

Tak naprawdę, to nie chciałam wyjeżdżać z nim do nieznanego Tybetu, bo właśnie tam po raz pierwszy wraz z Emilie zderzyli się z przeznaczeniem, które zmieniło ich życie. Czułam się źle z myślą, że miałabym kroczyć po tej samej ścieżce, mając na uwadze wszystko to, co zdarzyło się do tej pory; naszą skomplikowaną relację podszytą całym bólem oraz wyrzutami sumienia. Nie potrafiłam posłusznie patrzeć na jego tęsknotę i, na moją nadzieję, które codziennie kroczyły za nami krok w krok, w każdym geście, słowie czy spojrzeniu. Widziałam, jak Gabriel z całych sił próbował zamaskować własne potrzeby, jak nieustannie odganiał od siebie widmo porażki.

Bo nawet, gdyby ostatecznie uratował Emilie, to i tak byłby nieszczęśliwy, wiedząc, że tym sposobem coś stracił; coś, co nigdy nie powinno rozkwitnąć.

Dlatego tak bardzo obawiałam się tego wyjazdu, gdyż w otoczeniu znanych miejsc, wspomnieniu o żonie i w obliczu wielu pytań, projektant znów mógłby posunąć się do niezrozumiałego zachowania, insynuując wokół nas echo niespodziewanego uczucia. Posiadłość Agrestów była kompletnie innym katalizatorem w porównaniu z tygodniem spędzonym w odosobnieniu, szukając tajemnej świątyni.

- Przepraszam, ale nie mogę pojechać tam z tobą. - Szepnęłam, przerywając namacalną ciszę, by po chwili zobaczyć, że na twarzy Gabriela zawitało zdezorientowanie moją wypowiedzią, więc zacisnęłam mocniej własne dłonie, aby zdusić w środku emocje.

- Dlaczego? - Warknął, lecz za moment, kiedy spojrzał w moją stronę, uspokoił się. - Dlaczego odmawiasz tego wyjazdu, przecież wiesz, jakie to jest dla nas ważne? Samolot będzie czekał, bilety są już kupione, więc nie rozumiem twojego wahania... Czy coś się stało?

Jak miałam mu powiedzieć, że po tych wszystkich wspólnie spędzonych chwilach, ja bałam się jego obecności?

- Nie. - Zaczęłam - Po prostu uważam, że nasza podróż wywoła niechciane plotki, co do naszej relacji. - Zaśmiałam się w duchu, bo jeszcze nigdy nie wymyśliłam tak beznadziejnej wymówki.

- I tylko to cię martwi? - Zapytał, podchodząc bliżej, wywołując na moim ciele chwilowe drżenie, więc spojrzał na mnie podejrzliwie. - Powiedz mi, jaki jest prawdziwy powód twojej decyzji.

Milczałam, wpatrując się w swoje buty, a Gabriel dotknął mój podbródek, zmuszając do spojrzenia w jego oczy.

- Chyba sam wiesz...

- Nie możesz mnie teraz zostawić, gdy jesteśmy już tak blisko wygranej. - Przez moment tym razem to on wahał się nad odpowiedzią, próbując zrozumieć własne postępowanie, które tego dnia diametralnie go zmieniło. Jednak mimo jego zaskoczenia, poczułam dłoń, gładzącą mój policzek. - Jeśli spróbujemy zapomnieć o tym, co się wydarzyło, to, czy, wtedy zgodzisz się na wyjazd?

Zdziwiłam się, słysząc te słowa, ponieważ Gabriel nie żądał ode mnie zaakceptowania tej decyzji - zasłaniając się swoją pozycją pracodawcy - lecz po prostu pragnął zrozumieć cel moich rozterek. Początkowe zdenerwowanie minęło, dając wyłącznie upust zrozumieniu.

- Nie potrafię o tym zapomnieć. - Szepnęłam.

- Więc, co mam zrobić, abyś zmieniła zdanie?

- Po prostu traktuj mnie jak swoją asystentkę, którą jestem; bez żadnych sprzecznych gestów i spojrzeń. Jak osobę, której nic nie jesteś dłużny... - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą i chociaż próbowałam podejść do tej sprawy profesjonalnie, czułam zimno w sercu.

Mężczyzna uśmiechnął się w moim kierunku, odgarniając mi kosmyk włosów z twarzy, lustrując dokładnie głębię moich oczu, dopóki nie usłyszałam cichego zdania:

- Jesteś tylko moją przyjaciółką. I nikim więcej.

****

Półmrok pomieszczenia sprawił, że zadrżałam, czując na ciele niewyobrażalny chłód, który wdarł się prosto do mojego serca. Dlatego, kiedy spostrzegłam zgarbioną sylwetkę Władcy Ciem, odetchnęłam z ulgą, widząc znajomą twarz na tle tego koszmaru: byliśmy otoczeni, gdyż, gdzieś w ciemności kryła się dwójka nastoletnich bohaterów, czekając na nasz kolejny ruch. Błądziliśmy samotnie po paryskich kanałach, aby znaleźć kryjówkę na zregenerowanie utraconych mocy, bo Biedronka oraz Czarny Kot okazali się sprytniejsi niż mogliśmy przypuszczać; wzywając na pomoc innych obrońców, a my mimo tego, że posiadaliśmy ogromną przewagę, nie potrafiliśmy ich pokonać.

Trzymałam z całej siły dłoń Gabriela, nie puszczając jej ani na chwilę, bo, gdybym to zrobiła, straciłabym całą desperację, jaką nadal miałam. Biegliśmy przed siebie, czując wyłącznie echo nadchodzących kroków, lecz wśród mroku nie potrafiliśmy dostrzec niebezpieczeństwa. Okazało się, że było to najgorszym błędem, bo nagle usłyszeliśmy desperacki krzyk, a po chwili zielone oczy Czarnego Kota spojrzały w naszym kierunku, emanując gniewem. Jego dłoń jaśniała ciemną energią Kotaklizmu, próbując za wszelką cenę zakończyć walkę.

- Teraz nam nie uciekniecie! - Krzyknął nastoletni bohater.

- Bez swojej Biedronki jesteś nikim, kociaku! - Niski głos mojego towarzysza zabrzmiał mi w uszach, gdyż jeszcze nigdy nie dostrzegłam takiej mocy w jego słowach.

- To koniec, Władco Ciem - powiedział spokojnie Czarny Kot, po czym bez ostrzeżenia natarł na nas z wyciągniętą dłonią, szykując się do użycia własnej potęgi magicznego pierścienia. Krzyknęłam, widząc, że nie miał zamiaru ustąpić, więc w ułamku sekundy podbiegłam do Gabriela, zasłaniając go własnym ciałem.

Nie miałam wyboru.

Dlatego ostatnią rzeczą, którą zobaczyłam było przerażenie na twarzy mężczyzny, dla którego mogłam oddać własne życie.

****

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro