Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szczeromówca.

- Masz już jakiś plan?
- Jeszcze nie,daj pomyśleć.-rozkazałam.
- MARINETTE!!!-krzykła nagle osoba pod wpływem akumy.

Kurwa nie wiem co robić, nawet nie wiem jak ona korzysta z mocy, którą dał jej władca ciem.

- Biedronko! To jest Chloe! Szuka mojej przyjaciółki Marinette.-wyłoniła się zza krzaków Alya, z telefonem w ręce.
- Dziękuję Alya, ale proszę schowaj się gdzieś.
- MARINETTE NIE CHOWAJ SIĘ, I TAK CIĘ ZNAJDĘ!
- Biedronko ona chce znaleźć Marinette! Muszę to zrobić przed nią.-kot chciał ruszyć, ale złapałam go za ogon.
- Marinette jest bezpieczna.-zapewniłam, no bo hello to ja jestem Marinette.

Kot się zawahał, ale przytaknął na znak że mi ufa. Nic mi nie przychodziło do głowy, a czas mijał.

- Nie! Zostaw mnie ty szpetna idiotko!-spojrzałam kto tak krzyczy.

To Lila.

- Szybko trzeba ją ratować.-rzucił do mnie nagle kot.
- Nie czekaj!
- Ratujmy ją, to nasz obowiązek. Biedronko!
- Tak,tak wiem, ale chcę zobaczyć jaka jest jej moc.
- Dlaczego akurat na Lili?
- A co czujesz coś do tej dziewczyny?
- Nie, tylko po prostu ją znam i...
- Ahh zamknij się.-przerwałam mu.

Może zabrzmiało to jakbym była zazdrosna, ale to nie moja wina że mi na nim zależy. Fakt ratowanie to nasz obowiązek, ale Lile...

Lila to jedyna osoba, na której życiu mi nie zależy, jeśli mam być szczera.

Lila krzyczała, a po chwili zamilkła. Razem z Czarnym Kotem spojrzeliśmy na nią. Była jak zahipnozowana. Pokazałam gestem ręki, że musimy podejść bliżej.

- Lilo Rossi powiedz mi, często kłamiesz?-zapytała Chloe pod wpływem akumy.
- Codziennie.
- Czy kiedykolwiek mówiłaś prawdę?
- Raz, albo dwa razy.

Przyglądałam się całej rozmowie, i próbowałam dostrzec gdzie może być akuma. Jej moc już znam. Jest to prawdomówność.

- Myślę że jej akuma jest w okularach.-zarzucił nagle Chat.
- Tak myślisz?
- Spójrz. Jak chce, aby Lila mówiła jej prawdę, to musi patrzeć jej w oczy, a wtedy zarzuca okulary.
- Możliwe że tak jest Kotku.
- To masz już jakiś plan?

Rozejrzałam się. Wzrokiem napotkałam Aly'ę, która nadal była z telefonem w ręce.

- Musimy ją czymś zająć,aby nie zwracała na nas uwagi.
- Ale czym?

Spojrzałam jeszcze raz na Aly'ę. Wpadłam na pewien pomysł...

- Ja zaraz wrócę.-rzuciłam szybko do kota, po czym zniknęłam z jego punktu widzenia.

Jak najszybciej umiałam udałam się do Mistrza Fu. Dwie uliczki wcześniej znów stałam się Marinette. Dla bezpieczeństwa.

- Witaj Marinette.
- Mistrzu Fu potrzebuję..
- Wybierz Miraculum dla swojego sojusznika.-przerwał.

Znów to uczucie co zawsze... lekki stres pomieszany z niepewnością. Pomyślałam czego mi potrzeba,aby pokonać złoczyńcę i zaraz wzięłam do ręki Miraculum lisa i węża.

- Jesteś pewna Marinette?-zawsze, ale to zawsze to samo pytanie.
- Tak.
- Pamiętaj że..
- Tak, tak mam zwrócić Miracula.

Strażnik kiwnął głową i życzliwie się uśmiechną. Natomiast ja wyszłam i pokierowałam się w niewidoczne miejsce, aby zamienić się w biedronkę.

Pierwsze udałam się zanieść miraculum węża.

- Jest tu kto!?-krzykłam, gdy byłam już na statku.

Nikt nie odpowiedział, więc weszłam głębiej pokładu, a mianowicie do knajpy Luki.

Nie było go.

Ruszyłam dalej, aż w końcu  obeszłam cały statek. Nikogo nie było. Luki, Juleki,nawet ich mamy. Nikogo.

Zrezygnowana stanęłam i spojrzałam na walący się budynek.

ZARAZ CO!!?

Od razu zarzuciłam swoje jojo na pierwszą lepszą gałąź drzewa. Miałam już się odepchnąć...no właśnie. Miałam.

Moje nogi już były w powietrzu, gdy ktoś je złapał, przez co wylądowałam na ziemi robiąc przy tym obrót o 180°.

- Biedronko co cię do mnie sprowadza?

Otrząsłam się. Leżę na Luce.

ej..JA LEŻĘ NA LUCE!

Wstałam z niego jak poparzona. JA MAM KOTA. Luka spojrzał na mnie dziwnie, po czym sam wstał.

- Biedronko co cię do mnie sprowadza?-powtórzył pytanie.
- Jesteś nam potrzebny. Tu znajduje się miraculum węża, który...
- Tak, tak wiem, ale muszę cię zmartwić. Już się w to nie bawię.
- Luka musisz. Ostatni raz. Proszę, potrzebujemy cię.

Luka westchnął, a ja pożałowałam że nie poszłam pierwsze do Aly'i dać jej miraculum lisa.

- To ma być szybka akcja.

Kiwnęłam głową i podarowałam Luce pudełeczko z miraculum,a
gdy tylko Luka się przemienił, ruszyliśmy pomóc mojemu Kotku.

[CZARNY KOT P.R.W.]

Biedronki nie ma już dłuższy czas. Zaczynam się martwić i obawiać że nie wróci... Co ja gadam. Biedronka nigdy by mi tego nie zrobiła.

Chloe zdążyła już rozwalić kilka domów i zamknąć w samochodach swoje ofiary, których cały czas nabywa.

- Biedronko proszę cię pośpiesz się...-powiedziałem pod nosem.
- Już jestem.-usłyszałem za sobą.
- W ko...ńcu?-zaciąłem się w połowie wyrazu.
- Coś się stało kocie?
- Tak długo zajęło ci pójście po 1 bohatera,i to w dodatku jego?
- O co ci chodzi?
- Dobra, macie jakiś plan?
- Zaraz wrócę.

Rzuciła i znów gdzieś zniknęła, a ja zostałem z tym idiotą. Dlaczego go tak nie trawie? Bo wiem kim jest, i wiem że żywi uczucie do MOJEJ Marinette.

- Mi też się tu nie chce stać.-odezwał się po chwili.
- To co tu robisz? A poza tym to ja w przeciwieństwie do ciebie chcę tu stać.-nie zdążyłem nic dodać, ponieważ on się odezwał.
- I nic nie robić? Śmieszne.
- Ahh zamknij się już.
- Bez Biedronki jesteś nikim.
- Gówno wiesz!
- To widać.-zaśmiał się. Oczywiście na siłę.

Miałem rzucić mu jakimś argumentem że się myli, ale akurat wróciła Biedronka.

- Już jestem, wybaczcie że tak długo.
- Jasne.

Viperion spojrzał na mnie, a po chwili na Biedronkę. Dostrzegłem w jego oczach iskrę nienawiści, która była skierowana w moją stronę.

- Biedronko tak mi przykro...
- O co chodzi?-nagle pojawiła się Ruda Kitka.
- Witaj.-Viperion podszedł do Rudej Kitki i ucałował w rękę.
- Chodzi o to że mamy pecha.
- O co ci chodzi?
- Czarne koty przynoszą pecha. Czyż nie kotku?-zwrócił się do mnie, a ja starałem się nie wybuchnąć.
- Nie rozumiem.
- Ahh to takie łatwe... Możemy pokonać złoczyńcę bez niego-wskazał na mnie.- Czy nie mam racji?

Zbliżył się blisko, ale to bardzo blisko jej twarzy. Poczułem złość. Złość na niego, za to że próbuje manipulować Biedronką.

- Masz rację. Mamy pecha w drużynie.

Poczułem się, jakbym dostał w twarz, albo w serce czymś bardzo ostrym. Jak Biedronka mogła tak powiedzieć? Przecież jesteśmy drużyną...

Odwróciłem się z zamiarem odejścia od nich, lecz gdy usłyszałem to piękne zdanie, od razu poczułem się jak nowo narodzony.

- Ale tym pechem jesteś ty Viperion.
- Taa...zaraz co?
- Ostatni raz masz miraculum na sobie.

Nic nie odpowiedział tylko mruknął coś pod nosem.

- Dobra kurde ma ktoś plan?-prawie zapomniałem że jest tu Ruda Kitka.
- Tak.
- Zamieniamy się w słuch.-stwierdziłem za wszystkich.
- Już wiemy że moc Chloe to mówienie prawdy, więc proszę was nie dajcie się złapać. Chociaż gdyby tak się stało to mamy ciebie.-spojrzała znacząco na Viperiona.
- Dobra Biedronko dalej. Jest coraz mniej czasu.-rzekła z niecierpliwością Kita.
- Ty Ruda Kitko wyczarujesz iluzje wszystkich bohaterów, oraz siebie, która robi tą samą iluzje.
- A my?-zapytałem.
- My robimy to co umiemy najbardziej.-uśmiechła się.
- Działać na spontanie, ale razem.-kwnęła głową, i się zaczęło.

Ruda Kitka stworzyła iluzje wszystkich bohaterów, których każdy kojarzy, lub zna. Viperion stanął w bezpiecznym miejscu, aby w razie potrzeby był gotowy do użycia swojej mocy.

- Hahahah myślicie że kilka słabych superbohaterów pokona mnie? Chloe Bourgeois, która jest teraz waszym Szczeromówcą?
Hahaha nikt i nic mnie już nie okłamie.-zaśmiałem się.

Czy Władca Ciem nie mógł jej dać bardziej normalnego imienia?

Gdy Szczeromówca była zajęta iluzjami, ja z Biedronką wkroczyliśmy do akcji.

Biedronka czym prędzej związała jej nogi, ale to był błąd. Zapomniała że Szczeromówca ma też skrzydła.

- Hahahahaha nigdy mnie nie pokonacie!
- To się okaże. Szczęśliwy Traf!-krzykła a w jej ręce wpadł sznur.
- Hahaha idziesz popełnić samobójstwo? Hahaha najwyższa pora.
- Muszę cię rozczarować, ale mam ochotę pożyć jeszcze na tym świecie!

Biedronka jak najszybciej złapała jojem za jedno z skrzydeł złoczyńcy, a już chwilę po tym zaczęła je związywać.

- Biedronko spójrz w moje piękne oczy.-zanuciła Szczeromówca.
- Wal się.

Biedronka zamknęła oczy, po czym zeskoczyła prawie obok mnie.

- Kocie ja teraz zwiąże jej nogi i popchnę, a ty podłóż jej swój kici kij ,aby upadła na ziemię. Ja szybko wezmę jej okulary, a ty je zniszczysz Kotaklizmem.

Kiwnąłem moją blond czupryną, a dziewczyna w lateksowym stroju ruszyła rozpocząć swój plan.

Ciemnowłosa zwinnie zaplątała naszemu przeciwnikowi nogi, a ja podłożyłem za nie swój kici kij. Biedronka nie czekając na żaden znak, popchnęła z całej siły Szczeromówcę, aż upadła. Taki był plan.

Nie zdążyłem nic powiedzieć, kiedy Biedronka krzynęła "JUŻ"!

- Kotaklizm!

I po chwili z okularów został czarny pył, z którego wyleciał ciemny motyl.

Biedronka złapała go do swojego jojo, a zaraz wypuściła już białego jak śnieg motyla.

- Pa pa miły motylku.
- Zaliczone!-krzyknęli wszyscy.
- Co..co się stało? Co ja tu robię? Biedronka? Czarny Kot?
- Już wszystko dobrze Chloe.-podeszliśmy wszyscy do niej.

Blondynka ze łzami w oczach wtuliła się w Biedronkę.

- Jak za dawnych lat...-rozmarzyła się Ruda Kitka.
- Jasne.-mruknął zażenowanie Viperion.
- Biedronko to nie moja wina. Ja nie widziałam że Władca Ciem wrócił, a poza tym to nie moja wina to...-Biedrąsia wtrąciła jej się w słowo.
- Rozumiem Chloe.
- To wszystko wina tej pyskatej Marinette Cheng.-przekręciła oczami.
- A co ona ci takiego zrobiła?-zapytałem równo z...
- Odwal się od Marinette Viperion.-nakazałem.
- Ona nie jest twoją własnością.

[BIEDRONKA P.R.W.]

- Ona nie jest twoją własnością.
- Ale tym bardziej nie twoją!
- Wystarczy!-zwróciłam im uwagę.
- Jasne.
- Viperion co cię ugryzło?
- Nie twój interes. Kropeczko.

Uśmiechnął się, jakby chciał zacząć flirt. Yhh...JA MAM KOTA!

- Ruda Kitko, Viperion czas na nas. Czarny Kocie zajmiesz się naszą Chloe?-nie wiem dlaczego tak powiedziałam.
- Waszą Chloe!? Oo Biedronko to było urocze.-blondynka podbiegła do mnie i się przytuliła.

Dobrze wiem że Chloe to miła dziewczyna, po prostu jest zagubiona. Zdaje mi się, że gdyby jej matka nie zostawiła jej, kiedy była jeszcze dzieckiem była by inna.

- Tak Chloe. Jesteś naszą Chloe, tylko po prostu zagubioną i pragnącą uwagi...ale porozmawiamy kiedy indziej. Teraz muszę zająć się innymi sprawami. Do zobaczenia Kocie.

Odsunęłam się od jasnowłosej, po czym ruszyłam w bezpieczne miejsce, a Viperion i Ruda Kitka za mną.

Będąc w uliczce, która znajduje się między blokami, kazałam Viperionowi wracać tam gdzie dostał miraculum, mówiąc mu że przyjdę go odebrać.

Będąc w cztery oczy z Rudą Kitką, przeszła przemianę i znów była Aly'ą.

- Proszę. Oddaję.-powiedziała oddając mi miraculum lisa.
- Dziękuję za pomoc.
- Zawsze do usług Biedronko.
- Muszę lecieć do Viperiona, a mam coraz mniej czasu. Do zobaczenia Alya.

Mulatka pomachała mi ręką na pożegnanie, a ja udałam się po jeszcze jedno miraculum.

Będąc na miejscu zastałam ciszę.

- Viperion? Hej jesteś tu?
- Tak. Oddaje to co twoje Kropeczko.
- Yy okej? Tak, to znaczy ee... dziękuję za pomoc.
- Nie masz za co dziękować, i tak się nie przydałem.
- Ale zgodziłeś się zostać na parę chwil Viperionem.
- Taa. Wiesz Kropeczko...nie proś mnie więcej o to.
- Dlaczego? A poza tym to nie mów do mnie kropeczko!

Zaśmiał się i poszedł sobie usiąść. Poszłam za nim. Muszę się dowiedzieć dlaczego nie chce być już superbohaterem.

- Więc? Dlaczego nie chcesz być super bohaterem?
- Nie zrozumiesz, albo uznasz mnie za idiotę.
- Wcale że nie. Możesz mi zaufać.
- Eh...boję się... Boję się że znów zacznę przywiązywać się do Sassa.., że znów będzie mi na nim zależało...

Nie zrozumiałam do końca, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. Luka widząc że przez dłuższą chwilę się nie odzywam, wiązał swoją gitarę i zaczął grać.

- Kiedyś jak miałem okazję mieć miraculum i Sassa przez ponad dwa tygodnie zacząłem się do niego przywiązywać... Zaczęło mi zależeć na Sassie.
- Rozumiem...
- Taa jasne. Wyobraź sobie jakbyś miała oddać na zawsze swoje kwami...
- Nie zgodziła bym się! Ja kocham moje kwami.
- No widzisz... Możesz już iść, masz minutę do..
- Faktycznie pa!-rzuciłam szybko przerywając mu jednocześnie wypowiedź.

Miałam minutę. Nie zdążyła bym pojawić się w domu, więc weszłam do publicznego TOI TOI'A. Cuchnie tu jak nie powiem co, ale tożsamość Biedronki jest ważniejsza niż to co teraz przeżywam.

- Marinette proszę cię,nigdy więcej TOI TOII.-Tikki wychyliła się z kieszeni.
- Nigdy. Przyrzekam...

Kwami zaśmiało się, po czym szybko się schowało.

Jestem wyczerpana. Jak fizycznie, tak i psychicznie. Dlaczego psychicznie? Przez słowa Chloe że najwyższy czas się powiesić, albo zazdrość Kota. Tak ja wiem że Chloe była pod wpływem akumy, ale jednak coś mnie w jej wypowiedzi zbyt mocno zabolało.

- Hej Marinette.-z moich myśli wyrwał mnie czyjś głos.
- Hej Juleka.
- Stało się coś?
- E niee, to tylko zmęczenie.
- Wracasz od Luki?
- Nie.-nie, wcale.
- Okej, to do zobaczenia.
- No, pa.

Nie mam już sił. Dzwonię po taksówkę.

[ADRIEN P.R.W.]

Odprowadziłem, jako Czarny Kot, Chloe do domu, po czym sam wróciłem do swojego.

Czas mijał niemiłosiernie, a mi się nudziło. Na pokonaniu tej akumy spędziliśmy pół dnia...

Jutro ostatni dzień szkoły i weekend. Najlepsze co może być w tych zjebanych czasach.

- Plagg kurde nudzi mi się.
- No i co?
- Nuuudy.
- O nie tylko nie to!
- Nudzi mi się.
- Przestań mi tu marudzić!
- Nudzi mi się Plagg.
- To kurwa się ożeń.

Spojrzałem na niego jak na debila, po czym się zaśmiałem.

- Nie.
- Ożeń się z Maaariii!
- Za młodzi jesteśmy. Nawet nie mamy 18 lat człowieku.
- Nie jestem człowiekiem.
- No weź. Nudzi mi się i zaraz będę odpierdalał coś.
- Tylko proszę... Nie karaoke disco polo!
- Dzięki za pomysł.
- NIEEEE!-krzyknął że chyba słyszał go cały mój dom.

Szczerze to nie przepadam za disco polo..,ale niektóre piosenki po prostu bujają.

Podszedłem do laptopa i włączyłem pierwszy utwór, który mi się wyświetlił. Wypadło na ,,Wciąż na Ciebie czekam", od zespołu After Party. Tak disco polo...ale to akurat jest spoko. Ogólnie to ten zespół ma spoko piosenki.

- Plagg i tak mi się nudzi.
- To jedź na przejażdżkę.
- Kurde dobry pomysł!

Podgłośniłem urządzenie, poszedłem się przebrać i zrobić coś z moimi włosami. One są koszmarne.

Przebrany zacząłem układać moje włosy. Niestety...one żyją własnym życiem...

- Adrien dzieciaku wyłącz to! Tego się nie da słuchać!-podleciał do mnie Plagg.
- Ah tak? To patrz.
- Nie Adrien!
- Ja czekam, wciąż na Ciebie czekaaam!-zaśpiewałem.
- Adrien nie katuj mnie!!
- Haha dobra chodź jedziemy się przejechać.

Przed wyjściem z pokoju wszystko wyłączyłem. Będąc przed wyborem jakie auto wybrać, spojrzałem w okno Marinette.

- Nie ma jej.
- Skąd wiesz.
- Po prostu.

Postanowiłem mu zaufać, a po wyborze pojazdu, którym pojadę, wsiadłem i zapiąłem pas.

Jechałem przed siebie, aż w końcu skręciłem w ulicę, gdzie walczyliśmy dziś z Chloe. Uśmiechnąłem się na myśl, że znów się na coś przydamy. Właśnie miałem skręcać na rondo, gdy zauważyłem moją kruszynkę...

Ah nie.

CZARNEGO KOTA KRUSZYNKĘ.

Stała i rozmawiała przez telefon. Podjechałem do niej.

- Twój książę już jest.-powiedziałem otwierając okno.
- Gdzie?
- Tutaj.
- Nie widzę.
- Może dlatego,-zgasiłem ślinik i wyszedłem z samochodu.- że jesteś zapatrzona w ten głupi telefon?
- Ta. Możliwe.
- Na co czekasz?
- Na księcia z bajki wiesz?
- No to właśnie tu stoi.
- Yhh jaki ty jesteś głupi.-założyła ręce na piersi.
- Zawsze nim byłem.
- Dobra. Czego chcesz?
- Uu kocica pokazuje pazurki?
- Co? Ja nic nie pokazuje! Czego chcesz?-powtórzyła pytanie.
- Dowiedzieć się na co czekasz.
- Na taxi okej? No, a teraz spadaj.
- Mogę cię podwieść.
- Nie dzięki. Nie wiadomo ile lasek zaliczyłeś w tym aucie.

Co ją do cholery ugryzło? Znowu ma focha? O co?

- Jeśli chcesz, to ty możesz być tą pierwszą.

Właśnie zdałem sobie sprawę co powiedziałem. Zamknąłem oczy czekając aż Marinette mi da w twarz, lecz nic nie poczułem. Otworzyłem je spowrotem, a Mari była już kilka kroków przede mną.

Jaki ze mnie debil. Coraz większy mur robię między nami, i coraz bardziej się obawiam jej powiedzieć prawdę o tym że jestem Czarnym Kotem...

-Mari czekaj!-rzuciłem się za nią biegiem.
- Odwal się!

Ona szła, a ja biegłem, przez co dość łatwo ją dogoniłem.

- Mari to nie tak miało zabrzmieć.

Nie odpowiedziała.

- Mari no proszę odezwij się no.

Znów nic. Żadnej reakcji.

Wiedziałem że nie pójdę z nią na sojusz, więc zabrałem ją szybko na ręce i zacząłem szybkim krokiem iść do samochodu.

- Zostaw mnie ty dupku,idioto, psie, pajacu! Zostaw mnie!!-krzyczała i wyrywała się.
- Nie zapomnij dodać że jestem egoistą i debilem bez uczuć.

Zażartowałem, ale ona to chyba wzięła na serio, ponieważ wyrywała się nie tak mocno jak kilka chwil wcześniej.

- Zostaw mnie.
- Błędne hasło.
- Co?
- Podaj hasło.
- Adrien nie ma czasu na zabawy. Zaraz będzie moja taksówka.

Właśnie w tym momencie podjechała. Podszedłem do niej z Marinette na rękach.

- Już nie potrzeba.
- A kto zapłaci za kilometry?-zapytał taksówkarz.
- Adrien puść mnie!
- Niech Pan poczeka.
- Adrien idioto puść!!
- Ta dziewczyna nie chce iść z Panem.
- To moja dziewczyna, jest zła, ponieważ obraziłem jakąś modelkę z Norwegii.
- Nie prawda! Nie kłam!-Mari zaczęła się rzucać jeszcze bardziej.
- Zaraz wrócę.

Szybko udałem się do mojego samochodu, usiadając tam Marinette. Zapiąłem jej pas, niestety na siłę, wziąłem portfel i zamknąłem samochód.

- Ile Pan chce?
- Za kilometry plus stanie tu to wynosi...
- Proszę tu ma Pan połowę swojej wypłaty. Niech Pan wraca do pracy.
- Młody człowieku, tu jest prawie cała moja wypłata.
- To jeszcze lepiej. Dowiezienia. Życzę miłego dnia.

Wróciłem do Mari, otwierając tylko drzwi od strony kierowcy. Wszedłem do środka i poczułem zamulającą atfosmerę. Spojrzałem na Mari, była zagłębiona w myślach.

Miałem już otworzyć usta, aby coś powiedzieć, gdy nagle z jej oka wypłynęła łza.

- Mari dlaczego płaczesz!?

Zero odpowiedzi, nawet okiem nie mrugęła.

- Ej.-tyrpłem ją w ramię.

Spojrzała na mnie z pustym wzrokiem.

- Cco?
- Dlaczego płaczesz?
- To nic takiego...zaraz mi przejdzie...myślałam że będziesz dłużej z nim gadał.
- Mari...-złapałem ją za rękę, lecz ona od razu ją wzięła.
- Wybacz Adrien...nie mogę.-spojrzała na mnie, a jej oczy zaczynały puchnąć od łez.
- Mari...-znów spróbowałem złapać ją za rękę, tym razem nie jedną,a dwoma rękami.

Znowu próbowała ją wziąć, ale jej na to nie pozwoliłem. Szarpnęła dłonią jeszcze trzy razy, aż zignorowała to i dalej patrzyła przez szybę, na której było można zobaczyć pierwsze krople deszczu.

- Marinette powiedz mi dlaczego płaczesz. Proszę.

Nie odpowiedziała. Zamknęła tylko oczy.

- Mari błagam cię!

Deszcz zaczął padać, a ja czułem się źle z tym, że moja Księżniczka płacze, a ja nie wiem dlaczego.

- Wiem...może nie byłem i nie jestem najlepszym przyjacielem na świecie... Wiem...zraniłem cię, czego bardzo żałuję, bo zraniłem cię nie raz, a ty mimo tego nadal jako tako ze mną rozmawiasz...
Wiem że zachowuje się jak dupek, egoista i tym podobne, ale możesz wierzyć lub nie...dla ważnych osób mógł bym nawet zabić...a ty jesteś osobą z tych najważniejszych...nawet nie wiem czy nie jesteś na samej górze... Możesz pomyśleć że teraz mówię tak, abyś się do mnie odezwała, ale tak nie jest... Chciałbym ci tyle rzeczy powiedzieć...ale po prostu się boję... boję się że cię stracę. Za dużo dla mnie znaczysz pierniczku...

Rozluźniłem uścisk, biorąc przy tym jedną moją rękę. Chcąc wsiąść drugą coś, a raczej ktoś, mi przeszkodził...

- Adrien...ja...



3070 słów ♥️✌️

Ta da da da.
I jest kolejny rozdział!

Możecie dać ocenkę? Mam
wrażenie że się wypalam/wypaliłam...

Nie wiem kiedy będzie next...
Możecie wierzyć, albo nie, ale na prawdę staram się jak tylko mogę pisać te rozdziały. Piszę je mając nadzieję że się nie wypalam/wypaliłam.

Pamiętajcie:
⭐=motywacja
💬=motywacja
WY=motywacja

Do następnego 😎

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro