Rodzice Wrócili.
- Adrien...ja...
- Nie musisz nic mówić...
- Bo ja nie wiem co powiedzieć!-w jednej chwili poczułem jak trzyma mnie za obie ręce.
- To co leży ci na sercu..,lub to co uważasz za słuszne. Ja powiedziałem połowę co mi leży na sercu i uważam że to było słuszne.., ale zawsze ty możesz uważać inaczej. Prawda?
- Tak prawda, ale dlaczego połowę?
- Nie chce cię stracić..,a jeżeli teraz bym ci powiedział wszystko, wszystko co leży mi na sercu to byś mnie znienawidziła.
- Dlaczego tak uważasz?
Spojrzałem na nią. Patrzyła na mnie oczekując odpowiedzi. Na jej policzkach już nie było łez, ale w jej oczach było widać, że te łzy chcą wypłynąć, ale Mari je zatrzymuje. Wręcz blokuje.
- Dlaczego płakałaś?
- Nie zmieniaj tematu Agrest'e.
- Ej! Ja do ciebie ładnie pierrniczku, a ty do mnie po nazwisku. Mam się obrazić?
- Dlaczego pierniczku?
- Teraz ty zmieniłaś temat.
Wykręciła oczami, po czym się uśmiechła.
- To...to jedziemy do domu? To znaczy ty możesz jechać gdzie chcesz, ale odwieziesz mnie?
W tym momencie zrobiło mi się zimno. Pierwszy powód jest taki, że Marinette wzięła już swoje dłonie i odwróciła wzrok, a drugi jest taki, że zaczęło mocno padać, przez co na zewnątrz zrobiło się chłodno.
- Jasne, jedziemy do domu.
Odpaliłem silnik, włączyłem ogrzewanie i ruszyłem. Między nami była cisza, ale nie jakaś niezręczna. Była miła, czasem takiej nam potrzeba. Czułem w powietrzu spokój, a słyszałem cichy oddech ciemnowłosej. Uśmiechnąłem się. Spojrzałem na siedzącą obok mnie Marinette. ~Kocham cię~powiedziałem w myślach, po czym ruszyłem ręką, aby włączyć radio. Marinette zrobiła ten sam ruch, w tym samym czasie.
- Um wybacz... Uznałam że ta cisza jest zbyt długa, więc pomyślałam że włączę radio, ale no tak...to twoje auto, ty tu rządzisz.-zaczęła bawić się swoimi palcami.
- Możesz włączyć co chcesz pierniczku.
- Będziesz teraz tak do mnie mówił?-zapytała z wyrzutem w głosie.
- Jeśli tylko przez to mnie nie zabijesz to tak.
- Idiota.
Zaśmiałem się. Nie wiem dlaczego, ale lubię jak mnie Marinette wyzywa. Może dlatego, że wygląda wtedy uroczo? Co ja gadam...ona zawsze wygląda uroczo.
- Co się uśmiechasz?
- Lubie jak mnie wyzywasz.
- Dlaczego?
- Wtedy masz taką minę mówiącą: ,,Patrz jaka jestem groźna" i w ogóle.-zminiłem ton głosu wypowiadając ostatnie zdanie, a moja miłość się zaśmiała.
- Jasne, jasne. Nie wiesz co mówisz Agrest'e.
- I znowu po nazwisku..,a co pierniczku? Zrobisz mi coś?
- Jeśli będę musiała to tak,i nie mów do mnie pierniczku!
- Pierniczku włączysz jakąś nutkę?
- Tak, Agrest'e.
- Ej!
Mari zaśmiała się, a ja zaraz po niej. Gdy nasz wspólny śmiech się zakończył, ciemnowłosa włączyła radio. Skakała z kanału na kanał, aż zostawiła na jednym. Jak się okazało była to ESKA, na której leciał Justin Bieber...
- Naprawdę? Naprawdę on?
- To jest jedyna piosenka, która mi się podoba w jego wykonaniu.
- A okej. A co to jest?
- Justin Bieber, ,,Love Me".
Nie zadawałem więcej pytań, tylko przez ponad trzy minuty znosiłem to gówno.
- Dlaczego ci się to tak podoba?
- Po prostu... Wspomnienia też z tym mam i w ogóle.
- A okej. Ja dalej nie rozumiem jak dziewczyny mogły go kochać i słuchać jego nut. Przecież on jest okropny.
- Wy jesteście okropni. Justin śpiewa o miłości, a WY nie umiecie nawet o niej mówić i to WAS boli. BOLI WAS to że Bieber nie wstydzi się mówić i śpiewać o miłości. Boli was to że on ma więcej odwagi niż WY.-nacisnęła na kilka słów, co mnie lekko rozbawiło.
- Taa. Nie wszyscy są tacy sami.
- Tak samo nie każda dziewczyna jest taka sama.
- Co masz na myśl?
- Nic.
Właśnie pod tym "Nic" kryje się wszystko, ale nie zamierzam dopytywać. Nie chcę być nachalny, bo dlaczego miała mi by coś powiedzieć? Nie jestem w tym momencie JEJ Czarnym Kotem.
Reszta drogi została spędzona na słuchaniu radia, śpiewaniu, a co jakiś czas na krótkiej rozmowie.
Gdy znajdowaliśmy się już w garażu, a radio ucichło, nikt z nas się nie odezwał. Nikt nawet nie wyszedł z pojazdu.
- Taa jesteśmy już na miejscu hehe. To..to ja..ja pójdę już.-odezwała się po dłuższej chwili Marinette.
- No..przydało by się wrócić do realnego świata.
- A co byłeś w nierealnym świecie?-zapytała chwytając za klamke.
- Przy tobie nigdy nie jestem w realnym świecie.
- Miło, ale tak masz rację. Trzeba już funkcjonować realnie.-wyszła z samochodu.- Do zobaczenia Adrien, dzięki za przejażdżkę.-powiedziała, po czym zamknęła drzwi.
[MARINETTE P.R.W.]
Wyszłam z samochodu zostawiając tam Adriena samego. Gdy samochód staną zaczęłam czuć się niekomfortowo, ale nie wiem dlaczego. W mojej głowie wciąż krążą mi jego słowa, które powiedział mi na samym początku w aucie.
O co mu chodzi?
Nie to że myślę, że chce czegoś czy coś, ale no...dziwnie słyszy się takie rzeczy od dawnego crasha, a teraz...
No właśnie...
Jak mam go nazwać?
Przyjaciel?
Kolega?
A może po prostu człowiek u którego mieszkam?
A może wszystko na raz plus dawna miłość?
- Kurwa.-przeklnęłam pod nosem, wchodząc do wnętrza domu.
Rozejrzałam się czy nikogo nie ma, po czym udałam się jak najszybciej do mojego pokoju.
Weszłam do środka mojego pokoju i od razu ruszyłam pod prysznic, zabierając wcześniej piżamę. Jednak będąc w łazience zrezygnowałam z prysznica, i postawiłam na kąpiel.
Nalałam ciepłej wody do połowy niewielkiej wanny. Kiedy woda była już nalana włożyłam do niej jedną kulę do kąpieli, a za chwilę była już w połowie rozpuszczona.
Westchnęłam, po czym poszłam zamknąć drzwi. Nigdy nie wiadomo, czy ktoś nie wejdzie do łazienki jak do stodoły. Bez pukania.
Rozebrałam się i weszłam do wody. Fale ciepłej pary wodnej od razu poczułam na swoim nagim ciele. Zanurzyłam się cała, oczywiście z wyjątkiem głowy. ~Czas na chwilę relaksu~podpowiadały mi moje myśli, które miały rację w 100 procentach.
Przez to że kula się rozpuściła na wodzie unosiła się pjana, od której było czuć lekki zapach kwiatów każdego rodzaju. Rozmarzyłam się i dałam się ponieść marzeniom.
- Coś czuję że Kot dzisiaj nie przyjdzie.-odezwałam się szeptem sama do siebie.
Podniosłam się do siadu. Wzięłam w ręce buteleczkę z płynem do mycia ciała i wylałam trochę zawartości na dłoń. Zaczęłam się myć.
Gdy byłam już cała umyta zabrałam się za umycie moich ciemnych włosów. Do ich umycia użyłam szamponu o zapachu czekolady.
Kiedy je umyłam, zawinęłam je w "turban", po czym zajęłam się za wycieranie ciała. Gdy ciało było w miarę suche założyłam na siebie dwuczęściową piżamę. Przed wyjściem z łazienki wypuściłam wodę z wanny i wróciłam do pokoju.
Siadłam przed małą toaletką w zamiaru wysuszenia włosów, lecz moją uwagę przykuła moja komórka. Miałam już ją zabrać do ręki, gdy usłyszałam głośny trzask drzwiami i tłuczone szkło. Od razu wybiegłam z pokoju zobaczyć co się stało. Czy przypadkiem Adrien czegoś nie robi.
Dlaczego o nim pomyślałam!!? Dlaczego się o niego martwię!?
KURWA JA MAM KOTA!!
- Co się dzieje!?-krzykłam będąc na schodach na hol.
- Też bym chciał wiedzieć. Myślałem że to ty.-odezwał się Adrien, który z tym momencie stał za mną.
- A ja że to ty.
- Uuu czyżbyś się martwiła?-posłał mi cwany uśmieszek.
- Nie debilu.
- Okej.-podniósł ręce, na wysokość głowy, w geście obrony.
- A więc co to było?
- Lub kto.
Spojrzeliśmy na siebie, po czym zeszliśmy na hol, gdzie Adrien od razu zapalił światło. Było pusto, a zaraz obok drzwi było rozbita porcelana. Adrien pozapalał wszędzie światła, ale nikogo nie było.
- Dziwne. Słyszałam jakby ktoś trzasnął drzwiami, a po chwili robił to.-wskazałam na kawałki jasnej porcelany.
- Nie jesteś sama. Ja też.
- Co tu się dzieje? Czyżby nasze dzieciaki byli pod wpływem alkoholu?-ni stąd, ni owąd za nami pojawiła się Emily, a na nią Pan Gabriel.
- Mamo jesteśmy trzeźwi!
- Adrien nie krzycz. Jest 21. Wraz z twoją matką potrzebujemy odpoczynku.
- Gabriel spokojnie. Oni chcieli się zająć sobą. Nie pamiętasz jak to było za młodu?
- Mamo! My wcale nie...-Emily mu przerwała.
- Oj dzieciaki. Nie ma czego się wstydzić. Jesteście młodzi i ciekawi. Bawcie się i poznawajcie się póki jesteście młodzi!
- Ale my nic ze sobą...-teraz to mi przerwała.
- To dlaczego Adrien jest w samych bokserkach, a ty w tak wyzywającej piżamie?
Spojrzałam na siebie, a potem na Adriena. On zrobił to samo. Momentalnie poczułam jak moje policzki robią się ciepłe.
Adrien już miał coś powiedzieć, gdy nagle zza drzwiami coś spadło. Nie minęła sekunda, gdy drzwi wyjściowe się otworzyły a w nich stała...
- Mama!? Co ty tu robisz? Nie miałaś być w Polsce?
- Wróciłam!-wydarła się.
- I robisz rozpierdol w domu Państwa Agrest'ów!?
- Marinette jak ty się do matki zawracasz!? A tobie Emily oddam za ten...-zaczęła przyglądać się rozbitej porcelanie.
- Wazon i nie musisz oddawać.
- Okej. Marinette czy ty i ten chłopak coś ze sobą...
- To Adrien mamo, to Adrien!, i NIE! Nas nic nie łączy!
- To masz szczęście. Wiesz że tatuś ci już męża znalazł. Czeka tylko aż skończysz 18 lat i..-nie dałam jej skończyć.
- Wiesz gdzie ja mam tego co chce ojciec? W dupie to mam! To ja sobie będę wybierać z kim się ożenię, jego zdanie jest chuja warte, a poza tym to już kogoś kocham.-emocje dały górę.
- Jak śmiesz!-podeszła do mnie i...
Dała mi w twarz... Pierwszy raz w życiu dostałam od niej w twarz...
- Nienawidzę cię.
Rzuciłam szybko i chciałam wrócić do pokoju, ale moja matka złapała mnie za rękę.
- Wraacamu do domu.
- Co alkohol dopiero wchodzi? W ogóle takie pytanie. Od kiedy ty pijesz?
- Ja!? Ja jestem trzeźwaa, a teraz chodź! Wracamy do domu!
- Zostaw mnie!-nie chciała puścić mojej ręki.
- Angela na prawdę zostaw Marinette w spokoju..
- Emily ja dziękuję że się nią zajęłaś, ale nie wtrącaj się!
- Co ty tak długo robisz?-no świetnie.
- Tom wracaj do samochodu. Marinette idzie się spakować i wracamy do domu.
- A dlaczego ty ją trzymasz?
- Sprzeciwiła się nasza dziewczynka.
[ADRIEN P.R.W.]
Mama Marinette była pod wpływem alkoholu i chciała ją zabrać do domu. Kiedy Marinette dostała w twarz zagotowało się we mnie. Spojrzałem wtedy na ojca, a on posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. Moja mama próbowała jakoś zaaragować, ale chwilę potem przyszedł jej ojciec, od którego było czuć bardzo, ale to bardzo intensywnie alkohol.
Coś się musiało stać że obaj są w takim stanie, ale co?
- Sprzeciwiła się nasza dziewczynka.
Głos matki Mari przerwał moje krótkie rozmyślania. Spojrzałem na jej starego, który ewidentnie zrobił się cały czerwony, co nie wróży nic dobrego.
- Do samochodu! Jedziemy do domu ty mała suko!
O nie tego już za wiele. Nie będzie wyzywał mojej Księżniczki!
- Typie i Pani Chang.-zwróciłem się do rodziców ciemnowłosej- Niech Marinette zostanie tu ostatnią noc, a jutro wróci do domu. Dobrze? Jest już późno i...
- Zamilcz gówniaku bo jak ci!-podniusł rękę.
Szykowałem się już na strzała, jednak nie poczułem nic innego, jak tylko upadam, ale nie od pięści, czy z listwy, a z siły popchnięcia.
- Nie waż się podnosić ręki na mojego syna!
Nie wierzę... Po prostu kurwa nie wierzę... Ojciec staną w mojej obronie... KURWA ON STANĄ W MOJEJ OBRONIE! Tego bym się po nim nie spodziewał. Spojrzałem na moją mamę. Chyba też się tego nie spodziewała.
- Zabieramy naszą córkę z waszą zgodą czy bez niejej!-oho język ojca Marinette zaczął się plątać.
- Nigdzie jej nie zabierzecie alkusy.
Ojciec wręcz wyrwał Marinette rękę z uścisku jej matki i popchnął na mnie.
- Adrien weź ją do pokoju.-nakazała mi matula.
Kiwnąłem głową i chciałem wstać, ale Mari mi w tym nie pomagała. Westchnąłem. Chciałem już się odezwać jakimś żartem, gdy usłyszałem że płacze...
- Marinette spokojnie...-przerwała mi.
- To moja wina, nie powinnam tu być, wychodzę na potologie, nie powinnam tu być...
Powtarzała jedno i to samo pod nosem, cicho popłakując.
- Marinette jestem przy tobie.-przytuliłem ją.
- Adrien nie myśl o mnie źle...to nie moja wina...oni nigdy tacy nie byli... musiało się coś stać, albo...
- Marinette spokojnie. Wstań. Idziemy do pokoju.
Spojrzałem co dzieje się przed nami. Oczywiście mój ojciec kłócił się z ojcem mojego skarba.
[GABRIEL AGREST'E P.R.W.]
- Panienka Marinette tu zostaje.
- Nie. Jeżeli mówię że nie, to znaczy że nie, i że wraca z nami do domu.
- Nie puszczę jej z wami.
- Taak!? Dobra, ale zaraz tu będzie policja i ją weźmie, i zawiezie do domu!
- Dobrze Tom. A teraz proszę wypierdalać.
- Gabriel tu są dzieci!!-jak ja wytrzymuję z moją żoną, to ja nie wiem.
- Emily one nie raz gorzej się wyrażają.
- Ale to nie znaczy że ty też tak musisz.
- Dobra to my jedziemy do domu, a po ciebie suczko zaraz przyjdzie policja.
- Ej ale nie pokazuj palcem!-mój syn to się chyba zakochał w tej dziewczynie.
- A co zakochałeś się w tak bezwartościowej suce?
Teraz przegiął. Może wyglądam na osobę pozbawioną jakichkolwiek uczuć i emocji, ale no kurwa. Szanujmy się. Nie patrząc kto wokół nas jest, ojciec przyjaciółki mojego syna dostał w noc. Zatoczył się do tyłu, a ja wyprostowałem jak zawsze.
- Pożałujesz tego Gabriel.
- Już się boję Tom.-odpowiedziałem z sarkazmem.
- A ty!-pokazał palcem na ciemnowłosą.- Będziesz żałować tego najbardziej. Moje imię będzie dla ciebie koszmarem.
- Jasne Tom, tak, a teraz wypierdalać już z mojego domu bo ochronę wezwę grubasie!
[MARINETTE P.R.W.]
Mój ojciec przed chwilą wyszedł, a ja nadal siedzę na ziemi przytulona do Adriena analizując to co się stało.
- Dzieciaki wrócicie teraz do pokoju...-głos mamy blondyna wyrwał mnie z zamyśleń.
- Nie Emily. Musimy jeszcze z nimi porozmawiać...-dodał Pan Gabriel...
2176 słów 🤗♥️
Trochę mniej słów niż poprzednio, ale myślę że i ten rozdział dobrze się przyjmie jak poprzedni.
Jakie wrażenia po zachowaniu Gabrysia? 😛
Podoba się taki, czy ma wrócić dawniejszy, poważny Gabriel Agrest'e?
⭐=motywacja
💬=motywacja
WY=motywacja
Do następnego 😎❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro