Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Powrót Bohaterów.

- To przez co?-kot otarł moje łzy.
- Boję się..
- Czego Marinette? Powiedz nam.-odezwała się Alya.
- Boję się, że stracę ważne dla mnie osoby...
- Nie stracisz... Na pewno nie mnie.-odezwał się po chwili ciszy kot.
- Mnie też nie. Jestem twoją przyjaciółką. Dlaczego miałabyś mnie stracić? Przez co?
- Nie wiem..-otarłam łzę- Może przez to co wam teraz powiedziałam?
- Właśnie dobrze że nam powiedziałaś. Teraz będzie ci lżej.-kot mocniej się we mnie wtulił.

[CZARNY KOT P.R.W]

Wtuliłem się w moją księżniczkę i zamknąłem oczy, aby po jakiejś chwili je otworzyć. ~Jaki ze mnie idiota. Zraniłem ją tym incydentem w szatni szkolnej od WF-u. Przecież jak się do wie że ja jestem Adrienem to mnie zostawi, znienawidzi i nie będzie chciała mnie znać... KURWA. Jak bym tylko wiedział...to miał być żart,a teraz...~

- Kocie wszystko ok?-wyrwał mnie z zamyśleń głos Mari.
- Tak,a coś się stało?
- Kurwa płaczesz.-coo!?
- To nic takiego..-właśnie że dużo.
- Okej,nie chcesz to nie mów.
- No księżniczko nie obrażaj się. Kiedyś sama zrozumiesz...
- Gadasz jak moja matka.
- Słuchajcie.-przerwała nam Alya.- Ja lecę do siebie, bo Nino czeka. Wy sobie to porozmawiajcie i w ogóle, a i pamiętajcie że nie chce być jeszcze ciocią.-puściła nam oczko.
- Alya!!-Marinette aż się zarumieniła. Urocza.

Mulatka wyszła z uśmiechem na twarzy, jak nie z śmiechem. Marinette westchnęła, spojrzała na mnie i sobie poszła. Y AHA?

[MARINETTE P.R.W.]

Zostawiłam Chata, a sama ruszyłam do swojego pokoju. Kot może ma rację, że czuję się lepiej kiedy się wygadałam, ale teraz mam dziwne uczucie, że będą mieli dystans do mnie...

Weszłam do łazienki,pochyliłam się nad umywalką, opierając się o nią rękami, i spojrzałam na siebie. Miałam ochotę rozbić lustro...

- Marinette Chang.-usłyszałam cicho, gdy miałam wracać do pokoju.
- Wayzz? Co ty tu robisz?-zapytałam cicho latającego żółwia.
- Mistrz Fu chce się z tobą widzieć.
- Dlaczego?-zapytałam i pozwoliłam, aby Wayzz usiadł mi na dłoniach.
- Musi z tobą poważnie porozmawiać.
- Stało się coś?
- Wszystkiego dowiesz się na miejscu.
- Dobrze. Przekaż mu że będę u niego jutro.

Wayzz kiwną głową, po czym wyleciał przez zamknięte okno. ~No tak, kwami mogą przechodzić przez ściany i tym podobne~przypomniałam sobie.

Wyszłam w końcu z łazienki, po czym do niej wróciłam, ale z ciuchami odpowiednimi do snu. Odbyłam wieczorną rutynę, polegającą na umyciu ciała, zębów i lekkiego makijażu z twarzy. To wszystko zajęło mi około 40 minut.

Gotowa wyszłam z łazienki, i udałam się zobaczyć czy kot jeszcze jest. Był. Był i spał na kanapie. Uśmiecham się i podeszłam do niego.

- Nie mam serca go budzić, ale muszę, bo w przeciwnym razie się nie wyśpi.-powiedziałam bardzo cicho do Tikki.

Kwami kiwnęła głową, zgadzając się z moim zdaniem. Podeszłam bliżej Chata, a Tikki pokazałam gestem ręki, aby wróciła do pokoju. Oczywiście to zrobiła.

- Kotku-pogładziłam go po policzku.- Kocie wstań.-poruszyłam jego ramię.
- Jeszcze chwilkę.-wymruczał ledwo słyszalnie i zrozumiale.

Westchnęłam. Postawiłam że pójdę zrobić kilka kanapek, jakby Kot w nocy zgłodniał. Będąc w kuchni pierwsze nastawiłam wodę na herbatę, a dopiero po tym wzięłam się za robienie kanapek.

- Co robisz?-usłyszałam zaspany głos kota.
- Już nie śpisz?
- Nie.-ziewnął- Usłyszałem jak coś spadło.
- Przepraszam że cię obudziłam... Spadł mi kubek, ale się nie rozbił.
- Nie obudziłaś mnie, to ten kubek, a poza tym to czy ty mnie wcześniej chciałaś obudzić?-znów ziewnął.
- Chciałam, ponieważ jakbyś spał całą noc na tej kanapie, jeszcze w połowie siedząc, to byś nie był wyspany.
- Kochana jesteś.-podszedł do mnie i ucałował w szyję.
- Kocie daj mi zrobić nam kolację.-zarządałam.
- Przecież jest już gotowa.-nadal całował moją szyję.
- Herbata.
- Czemu mi to robisz?-odsunął się lekko.
- Co?
- Nie pozwalasz mi pieścić twojej szyi.
- Robię nam kolację!-oburzyłam się lekko.
- A co jeśli ja nie mam smaku na kanapki, tylko na ciebie?
- To pójdziesz głodny spać.-wzięłam talerz z kanapkami, i go wyminęłam, kierując się do mojego pokoju.- Weź herbaty!-krzykłam zanim weszłam do środka.

[CZARNY KOT P.R.W.]

- A co jeśli ja nie mam smaku na kanapki, tylko na ciebie?-zapytałem, patrząc na jej reakcje.
- To pójdziesz głodny spać.-Mari wzięła talerz z kanapkami, wyminęła mnie, i skierowała się w stronę swojego pokoju.- Weź herbaty!-krzykła jeszcze, a po chwili znikła za drzwiami.

Zaśmiałem się, wziąłem nasze herbaty, i udałem się za Marinette. Będąc w pokoju położyłem herbaty na szafce nocnej. Marinette siedziała na łóżku z laptopem. Dołączyłem do niej.

- Czyżbyś chciała oglądnąć jakiś film?
- Nie wiem, na razie patrzę na e-dziennik.
- Okej.-sięgnąłem ręką po jedną z kanapek.
- Smacznego Kocie.-rzuciła moja księżniczka nieodrywacając wzroku od ekranu laptopa.
- Dziękuję.-wziąłem się za jedzenie.

Kiedy Marinette wreszcie oderwała się od laptopa zabrała się za jedzenie kanapek.

Gdy już byliśmy najedzeni, Mari poszła leżeć,a ja sprawdzić która godzina. Jest 22.

- Księżniczko ja już będę wracał do domu.
- Okej kotku.-wstała i przyszła się przytulić.
- Dziękuję za pyszne kanapki.-ucałowałem ją teatralnie w rękę.
- Drobiazg.-śmiechła.

Pocałowałem ją jeszcze w usta i przytuliłem, a po chwili wróciłem do swojego pokoju, wychodząc przez Mari okno.

[MARINETTE P.R.W.]

Kiedy Chat wyszedł poszłam jeszcze odnieść talerz i kubki do kuchni. To był męczący dzień...
Jutro muszę się udać do Mistrza Fu. Ciekawe co się stało...

Wracając do pokoju pogasiłam wszędzie światła, a będąc w pokoju podłączyłam telefon do ładowarki, i położyłam się spać.

*RANO*

Wstałam równo z budzikiem, czyli 5:40. Szybko wykonałam poranną rutynę, zrobiłam makijaż, a ubrana byłam w to:

Nie myślałam nad tym co ubieram. Chciałam jak najszybciej udać się do Mistrza Fu. Jest kilka minut przed 7, już czas.

Ubrałam na siebie jeszcze bluzę, aby pasowała do spodni, wzięłam torbę z zeszytami i książkami, oraz telefon i ładowarkę. Tikki jak zwykle była już gotowa do wyjścia.

Kiedy wychodziłam, słyszałam że Adrien bierze kąpiel. Jaki leń, ja już przed 6 na nogach byłam. Nie myśląc już o niczym innym udałam się do garażu, a tam przemieniłam się w biedronkę.

Przed budynkiem, gdzie mieszka mistrz, znów stałam się zwykłą dziewczyną.

- No dawaj Mari. Idź tam.-pogadniała mnie z kieszeni Tikki.

Nie powiem bo mam objawy. Mam że stało się coś złego. Westchnęłam i zaczęłam iść w stronę klatki, a po chwili już byłam na schodach.

- Naprawdę mistrz musi mieszkać na 5 piętrze?-zapytałam sama siebie, będąc na 2 piętrze.

Tikki się tylko zaśmiała, a gdy dotarłam przed drzwi opiekuna miracululi nie musiałam nawet pukać, ponieważ jak na zawołanie drzwi się same otworzyły. Weszłam do środka.

- Witaj biedronko.

Mistrz siedział po turecku,na samym środku pokoju, gdzie znajdował się czarowny dywan.

- Witaj mistrzu. Wayzz poinformował mnie wczoraj, że chciał się mistrz ze mną widzieć.
- Tak. Herbaty?

On se jaja robi? Ja mam stresa,bo nie wiem co jest grane, a ten wylatuje z tekstem czy chce herbatę.

- Nie, dziękuję.-odmówiłam- Chce się dowiedzieć, dlaczego chciał się mistrz ze mną widzieć.

Mistrz westchnął i postawił czajnik na kuchenkę. Spojrzał na mnie zmarnowany i zrezygnowany. Dobrze wiem że to nie wróży niczego dobrego...

- Biedronko obawiam się że ataki akum powrócą...-powiedział smutno.
- Ale jak? Przecież Władca Ciem oddał swoje miraculum. Fakt jako anonim, ale jednak oddał.
- Napijmy się herbaty. Wszystko ci opowiem...
- No dobrze.

Zgodziłam się, bo co innego mogła bym zrobić? Powiedzieć "nie"? Przecież on mógłby mi zabrać Tikki.

Opiekun miracululi uśmiechnął się do mnie lekko, i zaczął zaparzać herbatę, która się bardzo szybko zrobiła.

- Proszę.-podał mi filiżankę.
- Dziękuję, a czy teraz mistrz mi opowie co się stało? Dlaczego niby władca ciem ma wrócić?-upiłam łyk herbaty.
- Aż wstyd mi się do tego przyznać...-zaczął.
- Mistrzu proszę powiedz mi, ja mam za 40 minut zaczynam lekcje.
- Obiecaj że nie spojrzysz na mnie źle...-chwycił moją rękę, i zatrzasną ją między swoimi.
- Nigdy.
- Okej, więc siedziałem sobie wczoraj i medytowałem.., gdy nagle dostałem telefon. Oczywiście okazało się, że to był głuchy telefon... Wróciłem do pokoju, a tam wszystko porozwalane!-aż krzykną i poniósł ręce w górę.
- Spokojnie. Co było dalej?
- Pobiegłem szybko do pudełeczka z miraculami i...eh i była tam jakaś osoba w kominiarce i cała ubrana na czarno. Trzymała w ręce wszystkie miracula. Szybko jednak je straciła, ponieważ miałem, i nadal mam, na sobie miraculum żółwia, więc przemieniłem się i tej osobie to po prostu wyrwałem...ale...eh trzy miracula wypadły. Lisa, bawoła i właśnie ćmy...-zamilkł.
- I tylko udało się tej postaci wsiąść miraculum ćmy...-dokończyłam.
- Tak... właśnie tak było... Marinette proszę nie myśl o mnie źle, ja też już jestem stary i coraz mniej odpowiedzialny.-rzekł.
- To nie prawda. Nie jesteś stary, tylko zmęczony. Nie jesteś nieodpowiedzialny, tylko możliwe że ostatnio bardziej rozkojarzony. Nigdy nie pomyślała bym o tobie źle mistrzu.-wstałam, podeszłam do niego i go przytuliłam.
- Jesteś wspaniałą dziewczyną Marinette.-oddał uścisk.
- Mistrz przesada. Każdy by tak zrobił na moim miejscu, a poza tym jestem biedronką i moim obowiązkiem jest pomaganie innym.-uśmiechłam się odsuwając się od mistrza.
- Nie ważne czy nosisz maskę czy nie, wciąż jesteś tą samą osobą moja droga, i mam nadzieję że kiedyś to zrozumiesz.-puścił mi oczko, na co śmiechłam.
- A co z Czarnym Kotem?
- Wayzz przekaże mu dzisiaj, i też mu powiem to co tobie.
- Dobrze. Ja już muszę..-przerwał mi głos mistrza Fu.
- Zostaniesz nową opiekunką miraculi. Dobrze?
- Nie nadaje się na to.
- Ja sądzę inaczej.-uśmiechnął się miło do mnie.- No dobra, a teraz pędź do szkoły.

Kiwnęłam głową, pożegnałam się i wyszłam. Jest 7:37, mam nadzieję że zdążę.

- Tikki Kropkuj!-krzykłam,gdy byłam w miejscu, gdzie nie było ludzi.

[ADRIEN P.R.W.]

Wstałem rano, szybko się ogarnąłem i ruszyłem do szkoły, w której byłem o 7:30. Nino dziś pierwszy wyszedł mi na spotkanie, i razem udaliśmy się przed szkołę na ławkę. Gadaliśmy o zapisach do klubu w naszej szkole z piłki nożnej, gdy nagle uszy prawie mi pękły...

- Adrieński!!!-Chloe biegła w moją stronę.
- Nie, proszę. Tylko nie ona! Nino pomóż.-przyjaciel nie zdążył nawet zaaragować, gdy blondynka siedziała mi już na kolanach.
- Adrieński!-krzykła mi do ucha.
- Cześć Chloe. Możesz ze mnie zejść?-chciałem wstać, na nic.
- Złaź z niego suko!-spojrzaliśmy wszyscy przed siebie, a tam szła cała zaczerwieniona ze złości Ashley...
- Spadaj stąd zdziro.
- Jak ty mnie nazwałaś!?
- Dziewczyny nie kłócicie się. Przecież dobrze wiecie że Adrien kocha tylko mnie.-help!
- No chyba cię pojebało Lila. Takiego fałszywca jak ty nikt nie pokocha.

W tym momencie Chloe chciała mnie pocałować, na szczęście odchyliłem głowę do tyłu. JA MAM MARI!

- Chloe zjedź!-wstałem z całych sił, przez co blondynka spadła pośladkami na ziemię.
- Widzisz. On woli mnie.-na mojej szyi nagle pojawiła się Ashley.
- No chyba śnisz!-Chloe podniosła się i zaczęła szarpać Ashley.

Dziewczyny zaczęły się szarpać, co wyglądało komicznie haha. Miałem już odchodzić, kiedy poczułem na szyi aż 6 rąk. Stanąłem w miejscu. Chloe trzymała mnie od tyłu, Ashley po prawej, a Lila po lewej.

- Adrien powiedz nam kogo wybierasz.
- Na pewno nie ciebie Ashley! Możecie mnie puścić!?
- Widzisz szmato? Wypierdalaj pić kwas.
- Lila ty też wypierdalaj.-puściłem jej chamskie oczko.
- Czyli wybierasz mnie! Tak!-Chloe nie wiadomo jak znalazła się na moich rękach.
- Chloe ja ciebie nie kocham.
- Kłamiesz! Musisz kochać którąś z nas!-Ashley udawała że wyciera łzę. BLEEE.
- Dziewczyny kocham kogoś innego.
- Kogo!!?-krzykły hurem.
- Mnie.-obok mnie pojawiła się...

[MARINETTE P.R.W.]

Stałam przed szkołą i oglądałam "teatrzyk" Chloe i tych dwóch suk. Wraz z Aly'ą śmialiśmy się pod nosem.

- Biedny Adrien haha.-powiedziała moja przyjaciółka zaczynając się śmiać.
- Idę mu pomóc.
- Jak chcesz to zrobić?
- Patrz.

Ruszyłam w ich stronę powolnym krokiem. Stanęłam nie daleko, aby słyszeć co mówią, abym mogła wejść w odpowiednim momencie.

- Dziewczyny kocham kogoś innego.-tak to ten moment.
- Kogo!!?-krzykły hurem.
- Mnie.-stanęłam obok Agrest'a, opierając się o jego rękę.
- Cooooo!
- Gówno suki. Adrien kochanie chodź, bo zaraz są lekcje.-szarpnęłam go za rękę.
- Ej zaraz! Ja go dopiero puszczę, kiedy potwierdzi że jesteście razem.
- Ashley jak masz chuja w ryju to też tak pyskujesz?

Zapytałam, a wokół nas usłyszałam tylko "Uuu" i tym podobne. Ashley aż drżała ze złości, oraz zrobiła się cała czerwona jak burak.

- To jak kochanie idziesz czy zostajesz z tymi PLASTIKAMI?-nacisnęłam na ostatnie słowo.
- Oczywiście że idę. Pa suki, pa Chloe.-Adrien wziął mnie za rękę i zaczęliśmy odchodzić.
- Ha i co? Adrien mnie najbardziej lubi z was!-usłyszałam za nami podjarany głos jasnowłosej.

Udaliśmy się do szkoły za rękę, a gdy już byliśmy w środku ja od razu puśćiłam jego rękę. JA MAM KOTA!

- Co to było?-odezwał się Adrien tępy Agrest'e.
- Uratowałam cię, jeśli chcesz mogę powiedzieć że to był challenge, i że nie jesteśmy razem. Haha i dodam jeszcze że przyznałeś mi się że kochasz Ashley.
- Nie! Proszę tylko nie ta dziwka.
- Aż taka zła w łóżku?

Ja się zaśmiałam, a policzki Adriena zmieniły kolor na różowy.

- Dobra, nie wnikam.
- Mari to nie tak!-chwycił mnie kiedy chciałam odejść.
- Ale mnie to nie obchodzi. Adrien rób co chcesz to twoje życie.
- No nie wytrzymam z tobą.
- Co masz na..

Nie dokończyłam, ponieważ Adrien wziął mnie na ręce jak Pan młody, Pannę młodą i zaczął biec.

- Adrien idioto puść!
- Ok.

Myślałam że spotkam się z twardą podłogą, ale złapał mnie. W co on chce się bawić!?

- Adrien!!-zaśmiał się.
- Chodź idziemy pogadać.
- Nie ma o czym.
- Pójdziesz sama czy mam użyć siły?
- Nie cwaniakuj.
- To jak będzie?
- Eh...no dobra, masz chwilę.-odparłam zrezygnowana.

Adrien ruszył ciągnąc mnie przy tym za rękę. Zabić go to mało. W końcu się zatrzymał, a ja szybko zorientowałam się, że jesteśmy na sali gimnastycznej.

- Po co mnie tu..
- Marinette weź nie zadawaj pytań.-przerwał mi.
- Ale za 7 minut zaczynamy lekcje!
- Robimy sobie dziś wolne?
- Jebnięty jesteś. Nie.
- No okej.-usiadł na ławce.
- Więc po co nas tu przyprowadziłeś?

[ADRIEN P.R.W.]

- Więc po co nas tu przyprowadziłeś?-zapytała nieśmiało moja księżniczka.

Mam tak cholerną ochotę ją przytulić, pocałować, ponosić na rękach, że chyba zaraz oszaleję.

- Tu jest cisza i nie ma tłumów. Można spokojnie pogadać.-rzekłem wstając z ławki.
- Taa, a wiesz że zaraz są lekcje?
- Wiem.

Podszedłem do niej i chwyciłem za ręce, ale ona od razu je wzięła.
Przekręciłem oczami, po czym znów chwyciłem jej miękkie dłonie.

- Aadrien? Co ty robisz?
- Zająkałaś się tak jak kiedyś. Uroczo..
- Nie prawda, i nie jestem urocza, i mów czego chcesz.

Nie odpowiedziałem tylko zacząłem ruszać jej rękami, a po chwili całym moim ciałem.

- Adrien zaraz lekcje.

Obkręciłem ją wokół jej osi, a na jej twarzy malowało się zdziwienie.

- Adrien to nie jest zabawne.
- Dlaczego ze mną nie zatańczysz?
- Mamy zaraz lekcje, a poza tym nie ma muzyki.
- Nie musi być muzyki. Wystarczy że nasze ciała złapią ten sam rytm.
- Adrien...
- Shh Mari daj się porwać chwili.

Kiwnęła głową,a ja wziąłem się za przejęcie kontroli nad naszymi ciałami. Po chwili już tańczyliśmy jednym rytmem, i to bez muzyki. Zauważyłem że co jakiś czas Marinette uśmiecha się, przez co sam to robiłem.

- Adrien zaraz będzie dzwonek.
- Odpuszczamy sobie Historię?
- Nie można tak.
- Dziś można wszystko.
- Ah tak? A to dlaczego?
- Bo ty jesteś obok mnie.

Marinette wyszła z rytmu zatrzymując się.

- Dobra Adrien o co ci chodzi?

A no wiesz Mari kocham cię, jestem Czarnym Kotem i jesteś ze mną w związku.

- Dziękuję.-przytuliłem się do niej.
- Okej?-bardziej zapytała, niż odpowiedziała.
- Za to że uratowałaś mnie przed tymi szmatami i Chloe.
- To Chloe nie traktujesz jak szmatę?
- Chloe jest dla mnie jak siostra, która zagubiła się przez pieniądze i rozpieszczanie, przez jej ojca. Od małego się znamy. Tylko ją znałem jak przyszedłem pierwszy raz do szkoły. Pamiętasz sytuację z gumą?
- Taa.

Odwróciła wzrok, a przy tym głowę. Uśmiechłem się. Ręką  podniosłem i obróciłem jej śliczną główkę, trzymając za podbródek. Spojrzałem jej w oczy, w których zaczynałem się topić. Gdy chciała oderwać ode mnie wzrok, przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem.

A przynajmniej chciałem, ponieważ ona wygięła się do tyłu, po czym mnie odepchnęła i uderzyła w twarz.

- Co ty sobie wyobrażasz!?
- Mari...
- Wiedziałam że coś kombinujesz.

Zaczęła biec, aż w końcu wybiegła z sali. Upadłem na kolana. Dlaczego to jest tak trudne utrzymać się zdaleka od niej, kiedy jestem w normalniej postaci a nie w Kociej?

- Marinette...ja cię kocham...-powiedziałem już sam do siebie.

Poczułem łzy, chociaż nie wiem dlaczego. Przecież ona jest MOJĄ DZIEWCZYNĄ. Kota dziewczyną, a kot to ja...no ale jednak...emocje dały górą. Już nie pierwszy raz...

Miałem już opuszczać salę gimnastyczną, gdy nagle jej sufit zaczął spadać. Czym prędzej wybiegłem z dużego pomieszczenia i znalazłem się na holu szkolnym, gdzie byli wszyscy.

- No już już wychodzimy ze szkoły. Szybko!-poganiała każdego nasza pani wychowawczyni.

Nigdzie nie widziałem Marinette. Zacząłem czuć stres i panikę. Patrzyłem jak każdy wychodzi na zewnątrz, ale po chwili już biegłem do najbliższej łazienki.

Już miałem przemienić się w superbohatera, kiedy drzwi do mojej kabiny otworzyła...

- Biedronka!? Co ty tu robisz?
- Budynek się wali, nie widzisz?
- Szukam pewnej osoby. Ona nadal może się tu znajdywać.
- Chodzi ci o Marinette?
- No. Jest zła na mnie i pobiegła gdzieś, nie wiem gdzie.
- Spokojnie.-Biedronka wzięła mnie na ręce- Jest bezpieczna.

Biedronka wyniosła mnie z budynku szkoły, i zaniosła przed hotel, w którym mieszka Chloe.

- Schowaj się!
- Dobrze Biedronko.

Uśmiechnęła się, zarzuciła swoim jojo i znikła. Natomiast ja udałem się do środka szukając miejsca gdzie mogę się przemienić. Postawiłem na windę. Wszedłem do niej, przemieniłem się, i kliknąłem przycisk, aby winda ruszyła na dach.

[BIEDRONKA P.R.W.]

Odstawiłam Adriena do hotelu Pana burmistrza, a sama wróciłam przed budynek szkoły. Mistrz Fu miał rację, że akumy znów będą atakować...

Ofiara władcy ciem to na pewno była kobieta, ponieważ miała bardzo piskliwy głos. A jej wygląd przypominał roszpunkę pomieszaną z wróżką. Miała długie gęste jasne włosy, którymi chwytała swoje ofiary, duże jasne skrzydła, dzięki którym mogła latać, a na twarzy miała czarne okulary, a jej stylizacja była mieszaniną 5 kolorów: czerń, srebro, złoto, biały i żółty, a co niegdzie jakiś czerwień.

Szukałam z ukrycia miejsca, w którym może być akuma, gdy ktoś mi to przerwał.

- Witaj M'Lady.
- Hej Chat.
- Widzę że stare życie wraca.
- Tak samo jak i bohaterowie.-uśmiechłam się.
- Masz już jakiś plan?

2971 słów! 🐞♥️

Jak wam się rozdział podoba?

Znów się przyznam że w mojej głowie to wyglądało inaczej, o wiele lepiej, ale no cóż...

Rozdział był gotowy wczoraj, ale nie chciał się dodać, więc macie dzisiaj. Mam nadzieję że mi wybaczycie, że tak długo z nim zwlekałam, ale miałam w poprzednim tygodniu egzaminy próbne...
Liczę na zrozumienie 😘🐒

⭐=motywacja
💬=motywacja

Do następnego 😎

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro