Fałszywy Kot.
- Nie Emily. Musimy jeszcze z nimi porozmawiać...- dodał Pan Gabriel...
- Nie dziś kochanie. Zakochani są zmęczeni.
Nastała cisza. Nadal byłam wtulona w jasnowłosego. Po krótkiej chwili usłyszałam że jego oddech przyśpieszył. Spojrzałam kątem oka. Adrien patrzył gdzieś w podłogę i lekko mnie przytulał.Miałam wrażenie, że zaraz mnie przestanie tulić.
Aby dodać mu otuchy, i zrozumienie że nie musi się niczego obawiać, bardziej wtuliłam się w niego, dając głowę na jego klatkę piersiową.
Uśmiechnęłam się, a Adrien nadal trzymał lekki uścisk. Zaczęłam robić mu paznokciami wzorki na plecach. Właśnie wtedy jego serce zaczęło szybciej bić, a ja przypomniałam sobie że on jest w samych bokserkach, jest przed 22, i że siedzimy na zimnej podłodze.
- Wybacz.-odsunęłam się od niego i wstałam na nogi.
Dość niekomfortowa sytułacja...
- Em...to...to ja już pójdę.
Wolnym krokiem ruszyłam przed siebie.
- Zaczekaj.
Odwróciłam się. Adrien znikł za jakimiś drzwiami, a gdy wrócił miał na sobie szeroką bluzę.
Byłam w połowie schodów, a on na samym dole. Kiedy ruszył w moją stronę, ja ruszyłam w jego.
Każdy z nas szedł wolno i niepewnie. Gdy dzieliły nas dwa schody zatrzymaliśmy się w miejscu.~To wygląda jak komedia albo film romantyczny, który nie będzie miał szczęśliwego zakończenia~racja. Mój rozum po raz kolejny ma rację.
Przeleciałam wzrokiem po wszystkim co się dało. Oczywiście mój wzrok zatrzymał się na dłużej w trzech miejscach. Na oczach Adriena, na jego ustach, oraz na podłodze.
- Możemy pogadać?-odezwał się nagle.
- Jasne.-zamiast normalnie zejść ze schodów, zeskoczyłam omijając dwa stopnie.
- Jesteś zmęczona?-zapytał.
- Nie bardzo, a ty?
- Też nie pierniczku. Pewnie będę myślał co tu się stało przez jakiś czas.-ale mi wstyd.
- Przepraszam cię za nich...
- Nie masz za co przepraszać.
- Mam, za zachowanie rodziców. Przysięgam że oni nigdy tacy nie byli, a to że się tak zachowali to nie znaczy że ja też taka jestem.
- Marinette wiem. Nie jesteś i nie byłaś nigdy taka jak oni.
- Ej, przypomniałeś mi teraz o Viven.
- Tej twojej ,,siostrze"?-pokazał cudzysłów palcami.
- Tak. Nadal nie wiem jak to jest możliwe. W papierach jest tylko kilka badań genetycznych i takie tam, ale nie ma nic mowy czy to jest stu procentowa prawda. Tak samo nie ma nic o naszych rodzicach.
- Sądzisz że Viven kłamała? Ale po co by to robiła?
- Nie wiem. Viven wspomniała mi że połowa papierów znajduje się u mnie, ale ja nigdy ich nie widziałam. Czy to możliwe że...
- Twoi rodzice ukrywali to przed tobą, mają papiery i nadal chcą to ukrywać? Otóż tak.
- To wszystko jest pojebane.
Adrien podniósł brew, dając mi znak, abym rozwinęła swoją wypowiedź. Przewróciłam oczami i ruszyłam do kuchni. Będąc w niej nalałam sobie szklankę wody i usiadłam na blacie.
- To wszystko jest tak chore, pojebane i nie wiadomo jak to jeszcze nazwać. Najpierw była ta akuma, potem przejażdżka z tobą, później ta akcja z rodzicami, a teraz siedzimy w kuchni, z czego ty jesteś w samych, przepraszam, byłeś w samych bokserkach, a ja w cienkiej piżamie. Dobrze że chociaż sobie stanik założyłam!-powiedziałam z podniesionym tonem głosu,a moje ręce znalazły się w powietrzu.
- Dla mnie mogła byś siedzieć tu naga.-Adrien puścił mi oczko.
- Nie wygłupiaj się. Mam kogoś.
- Okej. Przyjaciółko.-aż się wygiął na słowo "Przyjaciółko", a ja się zaśmiałam.
Z uśmiechem na twarzy patrzyłam na Adriena, który robi kanapki i znów widziałam osobę, która kiedyś zakręciła mi w głowie.
No ale hello! To jest Adrien Agrest'e, zmienił się, a chodzą plotki że on zmienia panienki, jak skarpetki. Tak wiem że plotki nie zawsze są prawdziwe, ale gdzieś zawsze znajdzie się zareńko prawdy.
- Kto to jest?
- W sensie?-nie wiedziałam o co mu chodzi.
- No ten szczęściarz.
- Aa no ee nie wiem czy do końca szczęściarz.
- Co masz na myśl?
Spojrzałam na Adriena, który z nie widomych powodów spiął mięśnie.
- No to że...eh ja przynoszę pecha.
- O czym ty do mnie teraz gadasz?
- No że przynoszę pecha.
- Marinette wcale tak nie jest. Ta osoba z którą jesteś, na pewno jest najszczęśliwszą osobą na świecie. Dobrze wiesz że masz branie.-poruszył dwuznacznie brwiami.
- Może i tak ale ja wiem swoje. Czuję że niektórzy będą cierpieć...i to przeze mnie.
- Wcale tak nie będzie.-Adrien nadal miał napięte mięśnie.
- Skąd możesz to wiedzieć? Dobrze wiesz, że lubię się pakować w kłopoty.
Adrien zaśmiał się, przy okazji kończąc kanapki.
- Z czego się śmiejesz? Mówię prawdę.
- Niech ci będzie.
- Nie wierzysz mi prawda?
- No trochę ciężko mi jest w to uwierzyć, że lubisz pakować się w kłopoty.
- No widzisz. Nie znasz mnie.
- To daj się poznać.-wziął kęs jedzenia.
- Jasne.
- Mamy całą noc.
- Taa. Jutro ostatni dzień szkoły i weekend. W zasadzie za 7 godzin trzeba wstać i szykować się do tej budy.
- Ja nie idę do szkoły.-oznajmił.
- Rób jak uważasz.
- Właśnie tak zrobię. Idziemy do mojego pokoju.
- Po co?
- Ogądniemy jakiś film, a przy okazji zjemy kolację.
- Nie jestem głodna.
- Ja sam tego całego nie zjem! No pierniczku nie daj się prosić.
Westchnęłam, bo co innego mi zostało?
- Dobra. Jeden film i wracam do swojego pokoju.
- Okej.
Ruszyliśmy, a gdy byliśmy już w pokoju blondyna, on natychmiast podszedł do swojego wielkiego telewizora, i załączył Netflix'a.
- Co oglądamy?
- A co chcesz pierniczku?
- Żebyś tak do mnie nie mówił!
- Nie ma takiego filmu.
- Jesteś nieznośny.
- A przyszłaś tu ze mną z własnej woli. Ciekawe.
- Ahh zamknij się.
Chłopak położył "nasz" posiłek na stół, a mi kazał usiąść na dużej, białej kanapie. Tak też zrobiłam. Czekałam chwilę, a po chwili Adrien przyszedł z dwoma kubkami i je również położył na stół.
- Co tam nalałeś?
- Spróbuj, a się przekonasz.
- A co jeśli dałeś mi tam pigułkę gwałtu?
- Ej aż takim sukinsynem to ja nie jestem.
- Aż? Czyli przyznajesz że w jakimś tam stopniu jesteś tak?
- Tak.
Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Myślałam że zacznie się tłumaczyć, czy coś, a tu taka odpowiedź.
- Oglądamy ,,Sex Story".
- Tobie tylko jedno w głowie.-stwierdziłam.
- Nie prawda. Kim mi polecił ten film, podobno zajebista komedia.
- O czym jest?
- W skrócie to o "przyjaciołach na sex".-zrobił cudzysłów palcami, a do tego dziwną minę.
- Nie wnikam, ale dobra, oglądamy.
Adrien załączył film i przyniósł koc. Spojrzałam na niego podejrzliwie, na co on się zaśmiał.
Czy jego musi wszystko bawić?
- Będzie nam cieplej.
- Pamiętasz że mam kogoś?
- Przecież to tylko siedzenie pod jednym kocem. Nic się nie stanie.
- Okej, ale łapska przy sobie Agrest'e.
- Tak jest proszę Pani.-zrobił teatralny ukłon.
Pokiwałam głową na boki. Adrien próbował mnie naśladować, ale jakoś nie szło mu to najlepiej.
- Ja siedzę z brzegu.-dodał, po czym usiadł obok mnie.
Film, jak zawsze, zaczyna się nudno. Widzę że Adrien też ma takie zdanie, ponieważ siedzi na telefonie. ~Właśnie dlaczego ja telefonu przy sobie nie mam?~zapytałam sama siebie.
- Dobra, to ja zamykam do siebie.
Wyszłam spod koca, na co Adrien od razu zaaragował.
- Co? Dlaczego? Pierniczku..
- Chciałeś oglądać film, a siedzisz na telefonie. Ja już wystarczająco czuję się jakbym zdradzała moją drugą połówkę...
- Mariś..-wstał.- Wcale tak nie jest. Przecież nie robisz nic złego. Dlaczego czujesz się jakbyś zdradzała ko...kogoś kogo kochasz?-zaciął się.
Czy to możliwe, żeby Adrien wiedział z kim jestem w związku?
- Po prostu tak mam.
- Chodź. Już wyłączyłem ten telefon.-wyciągnął do mnie rękę.
Zawahałam się, ale wróciłam z pod koc. Gdy byliśmy już "wygodnie" usadzeni, skupiliśmy się na filmie. Wszystko było by spoko, gdyby nie fakt, że Adrien przyciągnął mnie do siebie i przytulił, po czym wyprostował nogi, a mnie ułożył na jego klatce piersiowej.
- Może tak być? Tak wygodniej. Oczywiście jeżeli nie chcesz to...-przerwałam mu.
- Jest okej.
Sama nie wiem czy jest. Można powiedzieć że leżę na nim, przez co czuję niekomfort i wyrzuty że w jakimś stopniu zdradzam Kota, ale on jest taki miękki. Z pewnością dlatego, że nie ma koszulki, co jeszcze bardziej sprawia taką myśl jak powyżej.
~Dobrze chociaż że dolny dres ubrał.~śmiały się moje myśli.
[ADRIEN P.R.W.]
Jak ja kocham tą dziewczynę, która właśnie leży na mnie i od czasu do czasu przechodzi ją dreszcz.
Tak samo urocze jest to, że uważa leżenie i oglądanie filmu z innym jest zdradą. Jeśli był by to inny facet, to możliwe, że byłbym zazdrosny. Co ja mówię, ja byłbym zazdrosny.
Oglądamy tą komedię, i muszę przyznać że jest spoko i było kilka momentów gdzie się zaśmiałem w duchu.
Kiedy na telewizorze pojawiły się napisy końcowe, myślałem że mój pierniczek wstanie, ale tak nie było. Zamiast tego usłyszałem spokojny oddech. Moja kruszynka zasnęła.
Wstałem do pozycji siedzącej. Marinette nie obudziła się. Jak widać ma ciężki sen.
Jakoś dałem rady wyciągnąć nogi, spod śpiącej dziewczyny. Teraz miała głowę na moich udach.
- Dlaczego jesteś taki delikatny?
- Nie chce jej obudzić Plagg, a teraz lepiej się schowaj.
- I tak się dowie że jesteś Czarnym Kotem.
- Ale nie chcę, aby to nastąpiło teraz.
- A kiedy? Za kilka lat? Dzieciaku za jakiś czas ona będzie miała dość i sama będzie ci zawracać głowę, abyś pokazał jej kim jesteś. I co wtedy zrobisz?
- Jakoś to ogarnę, a teraz chowaj się no.
Kwami wykonało polecenie, a ja ostrożnie wstałem. Teraz Marinette leżała cała na kanapie, przykryta kocem.
Uśmiechłem się. Nie możliwe jest to, jak jedna osoba może znaczyć dla ciebie więcej niż wszystko.
Odkryłem Mari, z chęcią wzięcia ją na ręce jak pannę młodą. Kiedy była już odkryta, wymamrotała coś pod nosem, ale nie zrozumiałem co.
- Mój cały skarb.-powiedziałem trzymając już ciemnowłosą na rękach.
- A..Adrien?
- Shh...zaniosę cię do twojego pokoju.
Nie odpowiedziała, ale poczułem jak kiwa głową na "ok", przez co na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Kiedy wyszedłem z pokoju na korytarz, uderzyła w nas fala chłodu. Poczułem jak po moim skarbku przeszedł wyraźny dreszcz.
- Shh..wiem że zrobiło się chłodniej, ale za chwilę będzie ci ciepło.
Marinette bardziej wtuliła się w mój tors, jeżeli się w ogóle da, ponieważ jest u mnie na rękach.
Chciałem otworzyć jej drzwi.
Zamknięte...
Kiedy ona je zdążyła zamknąć? Czemu ona je w ogóle zamyka na klucz?
- Mariś bo drzwi zamknęłaś.-poruszyłem jej głowę swoją.
- Klucze są w kieszeni.-wyszeptała.
- Gdzie? W której?
- Na tyle spodnii prawaa.-ziewnęła.
Przęknąłem głośno ślinę. Nie chcę wsadzać rąk do jej kieszeń, bo może się to dziwnie skończyć...
- Kuruszynko wyciągniesz?
- To wyciągnij. Mi się nie chce.-oplątnęła ręce wokół mojej talii.
- Ale...
- I nie mów do mnie kruszynko.-chciała krzyknąć, ale jest zbyt zmęczona.
Westchnąłem i ruszyłem ręką do jej kieszeni. Nie dałem rady wyciągnąć tego zasranego klucza, więc postawiłem Mari na nogi, cały czas ją trzymając.
- Adrien...
- Możesz teraz dać mi klucz?-na prawdę wolał bym, aby ona sama mi te klucze dała.
- Weź je.-wymamrotała, po czym poleciała na mój tors.
Jak ona może spać na stojąco? Czy tak się da? Nie wiem, ale jedno jest pewne. Ta dziewczyna nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
Chwyciłem Marinette jedną ręką, aby nie poleciała. Natomiast drugą wyjąłem już klucz. Tak. Udało się.
Nie powiem, bo najchętniej to bym ją teraz pocałował i mocno przytulił.
Otworzyłem drzwi, znów wziąłem Mari na ręce i wszedłem do ciemnego pokoju. Zapaliłem, za pomocą głowy, światło i zaniosłem śpiącą dziewczynę do łóżka.
Położyłem ją, a ta zaraz zaczęła się wiercić, jakby chciała się ułożyć do wygodnej pozycji. Nie myśląc długo postanowiłem położyć się obok niej i ją przytulić. Uspokoiła się,ale coś jeszcze mruczała pod nosem. Niestety bardzo cicho i niezrozumiale.
Kiedy usłyszałem lekkie pochrapywanie Mari, przykryłem nas szczelnie kołdrą, po czym sam udałem się w ręce Morfeusza.
*RANO*
[MARINETTE P.R.W.]
Obudziłam się, gdy mój telefon wydał dźwięk alarmu. Przetarłam oczy, a chcąc wstać uniemożliwiło mi trzymanie mnie przez Adriena.
Co on w ogóle tu robi!?
Blondyn miał rękę położoną na moim brzuchu, więc nie patrząc czy go obudzę z całej siły wzięłam jego rękę i rzuciłam nią na jego twarz.
No cóż. Los tak chciał, aby akurat jego ręka poleciała na jego twarz.
Nie obudził się, a przynajmniej tak mi się zdawało, ponieważ gdy chciałam wstać i iść odbyć szybką poranną rutynę, on zwinnie złapał mnie za biodra, przez co wylądowałam na jego torsie. ~Kiedyś to byś dała dużo, aby na nim leżeć, a co dopiero obok niego spać~zaśmiałam się. No ale co? Taka prawda.
- Ładnie to tak kogoś budzić pierniczku?
Dlaczego on ma tak zajebisty głos gdy ma poranną chrypkę?
- A dlaczego ja leżę na twoim torsie?
- Sama przyleciałaś.-zaśmiał się.
- Z tego co wiem to ty mnie pociągnąłeś.
- Najwyraźniej miałem powód.-przekręcił nas tak, że teraz to on wisiał nade mną.
- Adrien przestań.
- Marinette!?
Wystraszyłam się, po czym napotkałam tą blond czuprynę mojego dachowca.
- Kocie!-zerwałam się spod Adriena.- To nie tak jak myślisz.
[ADRIEN P.R.W.]
Właśnie miałem się zapytać mojej księżniczki czy ma jakieś plany na dziś, kiedy ona zerwała się spode mnie.
- Kocie!-właśnie w tym momencie spadłem z łóżka.- To nie tak jak myślisz.
Spojrzałem przed siebie, a tam stałem ja. To znaczy nie ja, tylko fałszywy Czarny Kot.
- A jak? Ja tęsknię za tobą, chce z tobą spędzić dzień, przychodzę do ciebie i zastaję ciebie pod tym dupkiem.
- To nie tak...-Marinette była już bliska płaczu. Zauważyłem to...
[MARINETTE P.R.W.]
- To nie tak...-poczułam mocne ukłucie w sobie.
- Nie tak? To jak? Znów poczułaś coś do tego pajaca?
- Niee! Co ty w ogóle mówisz? Adrien to historia zakończona już dawno! Co w ciebie wstąpiło Kocie?
- Jak możesz go nazywać Kotem? Przecież widać że to nie on, tylko jakaś zwykła podróbka.-wtrącił ze śmiechem Adrien.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Czarny Kot nie robił by awantury, jak już to by udawał że nic nie wie, a później z tobą porozmawiał.
- Nie wiesz tego.
- Wiem pierniczku.
- Skończ!-oburzyłam się.- Kociee...-teraz zwróciłam się do Kota.
- Nic nie mów Marinette... Myślałem że twoje uczucia do mnie są szczere...-odwrócił się do mnie plecami.
- Bo są! One są szczere! Kocie kocham cię, naprawdę!
Podbiegłam do niego i przytuliłam od tyłu. Jego mięśnie zamiast rozluźnić się, to się spięły.
Dziwne...
- Coś się stało Kocie? Strasznie się spiąłeś.
- Muszę iść.-wyrwał się z mojego uścisku.
On nigdy tak nie robił,ani taki nie był!
- Kocie czekaj. Pogadajmy.-chwyciłam go za rękę.
- Nie mamy o czym. Puść mnie.
Powtarzam. On NIGDY taki nie był!
A co jeśli... A co jeśli Adrien ma rację i to jest fałszywy Kot, którego można nazwać akumą?
Nie...to mało możliwe, chociaż jego zachowanie i ruchy daje wiele do myślenia...
- Kocie spójrz mi w oczy.
- Nie mogę. Już nie umiem.
- Przecież nic nie zrobiłam!-coraz większe mam przeczucie że to nie jest MÓJ Czarny Kot.
- Wybacz, ale muszę już iść.
- Adrie...-chciałam krzyknąć, aby coś powiedział, ale go już nie było.
A to chuj.
- Co? Uciekł ci ten frajer hahaha.
- Ahh zamknij się!
- Co tu się dzieje księżniczko?
Spojrzałam na okno, a tam stał Czarny Kot. Drugi Czarny Kot. Ja oszaleję zaraz.
- Kim jest ten fałszywiec?
- Ja jestem ten prawdziwy Czarny Kot! To ty jesteś tym fałszywym!
- Ja tam nie czuję chińskiego plastiku ode mnie. Za to od ciebie czuć na kilometr.
- Co tu się kurwa dzieje!?-wtrąciłam.
- Nadeszła mała pomyłka, ale już jestem księżniczko.
Podszedł do mnie i chciał się przytulić, ale cofnęłam się.
- Księżniczko coś nie tak?
- Który z was to ten prawdziwy!?-wkurwiłam się.
- Ja!-krzyknęli równo.
- Jest jeden sposób, aby to sprawdzić.
- Jaki?-znów równo zabrzmieli.
- Czarny Kocie powiedz mi w jakim miejscu zostaliśmy parą.
- To było w domku na drzewie.
Spojrzałam na niego pustym wzrokiem, a przynajmniej tak się starałam spojrzeć.
- No weź. Teraz widzisz kto jest fałszywym Czarnym Kotem.
- Chcę usłyszeć twoją odpowiedź.
- To było przed tym jak wyjechałaś.
Wolnym krokiem szłam w kierunku fałszywego Czarnego Kota, a prawdziwemu puśćiłam szybko oczko. Mój kiciuś się uśmiechną.
- Przed tym zanim wyjechałam tak?-zarzuciłam fałszywemu rękę na szyję.
- No tak kochanie.
- Na pewno nie twoje!
- Co..-nie zdążył nic innego dodać, ponieważ jebłam go w nos.
- Nigdy więcej nie podrabiaj mojego Kiciusia!
Podeszłam do PRAWDZIWEGO Kota i się przytuliłam.
- Jeszcze nie wiesz z kim zadzierasz Marinette.-powiedział fałszywy Kot, po czym wyskoczył przez okno.
Przekręciłam oczami oraz zaśmiałam się w duchu. Jeszcze mocniej wtuliłam się w Kota, lecz on wziął mój podbródek zmuszając mnie do spojrzenia na niego.
- Ty naprawdę myślałaś że to ja?-zapytał trochę smutnym głosem.
- Na początku tak, ale później już mi przestało coś grać... Proszę nie bądź zły...-spojrzałam na swoje nogi.
- Księżniczko nie jestem zły. W sumie ja też bym pewnie na początku tak pomyślał.-przytulił się mocno i zaśmiał.
- A skąd wiedziałeś że ,,odwiedził" mnie fałszywy Czarny Kot?-pozakazałam cudzysłów palcami.
- No wiesz...ja..
2713 słów ♥️🤷
Osobiście rozdział uważam za nudny i nie udany. W głowie wszystko wygląda inaczej, i trochę trudniej jest przenieść to na pismo. Chyba się wypalam...
W następnym rozdziale postaram się zrobić wiele emocji.
⭐=motywacja
💬=motywacja
WY=motywacja
Do następnego 😎❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro