Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ranny podczas patrolu

Peter Pov.

Jak zwykle huśtałem się nad Nowym Jorkiem, rozglądając się za przestępstwem. Jednak ten dzień był bardzo spokojny, więc usiadłem na najbliższym wieżowcu przez następną godzinę. Kiedy już miałem wracać do wieży, Karen się odezwała.

-Peter, doszło do napadu w pobliskim banku.

-Dzięki Karen.

Jak najszybciej po huśtałem się na miejsce. Zobaczyłem 4 zamaskowanych przestępców z workami pieniędzy. Bez problemu ich obezwładniłem i okleiłem sieciami. Kiedy już miałem wychodzić moje zmysły zaczęły wariować. Nagle poczułem ogromny ból w brzuchu. Nie zauważyłem innego przestępcy, który dźgnął mnie nożem. Nie wiem jak, ale udało mi się go okleić siecią. Jak najszybciej wyskoczyłem z banku i wskoczyłem na dach najbliższego budynku. Ściągnąłem maskę, zaczynałem tracić przytomność. Oparłem się o komin. Wtedy usłyszałem głos Karen.

-Wykryto poważną ranę kłutą. Dzwonię do Pana Starka.

Nie minęła sekunda, a usłyszałem głos mojego taty.

-Hej młody, co się dzieje ?

-Tato… ratuj…

Wtedy zemdlałem.

Tony Pov.

Jak zwykle siedziałem u siebie w laboratorium i pracowałem przy mojej zbroi. Cała drużyna była u siebie w pokojach, a Peter był na patrolu. W pewnej chwili odezwała się Friday.

-Szefie, Karen przesyła połączenie od Petera.

-Połącz Friday.

Kiedy moja AI połączyła mnie z moim synem wydawało mi się, że coś jest nie tak.

-Hej młody, co się dzieje ?

-Tato… ratuj…

-Peter ! Co się stało ?! Gdzie jesteś ?!

Nie usłyszałem odpowiedzi.

-Friday natychmiast zlokalizuj strój Petera.

Od razu wskoczyłem w zbroję i poleciałem na miejsce wskazane przez moją AI. Zatrzymałem się na dachu budynku i zobaczyłem moje dziecko w kałuży krwi i sporą ranę na brzuchu. Podbiegłem do niego.

-Halo ! Peter mów do mnie ! Peter !

Jednak nie dostałem odpowiedzi. Nie czekając ani chwili dłużej wziąłem go na ręce i kazałem Friday poinformować Bruce o wszystkim i przygotować ambulatorium. Kiedy tam dotarłem Bruce zabrał moje dziecko do sali. Ja zostałem na zewnątrz. Nawet nie minęła chwila, a Avengers już stali obok mnie. Byli totalnie przerażeni.

-Co jest z Peterem ?- pytał zaniepokojony Steve.

-Powiedz, że wszystko będzie dobrze !- krzyknęła przestraszona Nat.

-Nie wiem nic, Bruce zabrał go do sali szpitalnej- powiedziałem zdenerwowany.

Moje słowa ich uspokoiły. Z niepokojem czekaliśmy na jakiekolwiek wiadomości na temat zdrowia mojego syna.

Jakieś 2 godziny później Bruce opuścił salę. Drużyna zasypała go pytaniami. A Bruce odpowiedział na nie krótko.

-Peter będzie żył.

Żadne słowa mnie nie ucieszyły jak te.

-Jak on się czuję ?- spytałem.

-Nie najlepiej. Nóż poważnie uszkodził wątrobę co poniosło za sobą potężny krwotok wewnętrzny. Gdyby nie jego super leczenie… wykrwawiłby się od razu. Jednak przetoczyłem krew i zszyłem rany. Jest przytomny, ale bardzo słaby- wytłumaczył Banner.

Dosłownie słyszałem jak Avengers odetchnęli z ulgą.

-Mogę go zobaczyć ?- zapytałem.

-Jasne, ale tylko na chwilę. Musi odpocząć- odpowiedział Bruce i wpuścił mnie do sali.

Gdy tylko zobaczyłem moje dziecko strasznie blade, owinięte w bandaże… to był najgorszy widok w moim życiu. Podszedłem do jego łóżka, a on patrzył na mnie z lekko zamkniętymi oczami.

-Cześć tato- powiedział strasznie słabym głosem.

-Hej dzieciaku… porządnie nas przestraszyłeś.

W moim oczach pojawiły się lekkie łzy.

-Przepraszam…- szepnął z ewidentnym poczuciem winy.

Odrobinę się w wkurzyłem.

-Pete… o czym rozmawialiśmy ?- zapytałem wiedząc, że doskonale zna odpowiedź.

-Nigdy nie przepraszaj za coś czego nie jesteś winien, bo cię wydziedziczę- odpowiedział z lekkim uśmiechem.

-Nie stosujesz się do tego- powiedziałem z rozbawieniem.

Zaśmiał się słabo. Pogłaskałem go po głowie.

-Ale tak na serio. To nie była twoja wina i nie próbuj myśleć, że jest inaczej.

Pokiwał głową ze zrozumieniem.

-I pamiętaj jedno. Nie ważne ile razy zostaniesz ranny, zawsze przylecę, aby cię uratować. Zawsze. Kocham cię synku.

Uśmiechnął się tak szeroko jak mógł.

-Ja też cię kocham tato.

~~~~~~~~~~
Dosyć dawno tego nie było prawda ?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro