Jeden moment cz. 1
Jeden moment… jedna moment wystarczyło, aby drużyna Avengers znalazła się w totalnej rozsypce, rozpaczy i przerażeniu… a wszystko przez ten jeden moment, w którym... Peter został porwany. Avengers robili wszystko co w ich mocy, ale nie mogli go znaleźć. Spędzali każdą chwilę na poszukiwania, ale nic to nie dało.
Nie wiedzieli kto mógł porwać ich pająka, ale postawili sobie za najważniejszy cel znalezienie go i zabicie.
Tymczasem on sam… przeżywał niewyobrażalne katusze...
Peter Pov.
Rok… cholerny rok ! Tyle czasu minęło odkąd ostatni raz widziałem moją rodzinę i przyjaciół.
Hydra… to ona mnie zabrała. Nie wiem gdzie i po co, ale wiem, że jestem im do czegoś potrzebny. Na pewno nie jestem przynętą na Avengers. Gdyby tak było już by tu wpadli. Jestem pewny, że chodzi o moje pajęcze DNA. Codziennie robią na mnie testy. Sprawdzają ile moje ciało jest w stanie znieść.
Już wiele razy badali moją krew. Na pewno próbują otworzyć DNA, ale z marnym skutkiem.
Teraz siedzę w pustej celi. W zasadzie oprócz znoszenia tortur nie robię nic innego. Siedzę i gapię się martwo w ścianę. Rozmyślam nad tym co robią moi bliscy. Znając ich na pewno mnie szukają. Jestem tego pewien. Tata nie spałby po nocach i szukał mnie w każdym zakątku świata. Za dobrze go znam, żeby myśleć inaczej. Reszta z pewnością mu pomaga. Możliwe, że zaangażowali w to Tarczę. Zdziwiłbym się, gdyby tak nie było.
Ciekawe jaką wymówkę mojej nieobecności wymyślili… przecież nie powiedzą w szkole, że porwała mnie Hydra…
Moje rozmyślanie przerwało nagłe otworzenie drzwi, przez które wszedł potwór, którego nienawidzę do głębi.
-Wstawaj natychmiast ! Czas na testy !- wrzeszczał żołnierz Hydry.
To on głównie mnie torturował. Powiedział, że mam go nazywać swoim panem, ale ja mam to gdzieś.
Wstałem z ziemi i ze stoickim spokojem podszedłem do mojego oprawcy. Założył mi na ręce kajdanki z vibranium i kazał iść za sobą. Po tak wielu próbach ucieczki i stawiania się, naprawdę nie chciałem już za to obrywać.
Doszliśmy do laboratorium. Dwóch goryli przykuło mnie do fotela, a naukowcy robili swoje. Czyli cieli mnie lub wstrzykiwali coś. Znosiłem to jak tylko mogłem.
Wiem, że moja rodzina mnie stąd wyciągnie i dopóki mam na to siły… nie pokażę żadnej słabości.
~~~~~~~~~~~~
Dziękuję za pomysł: Mulczi
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro