To co o której kończysz?
Nawet nie przebierając się ruszylam do pokoju Milika. Miałam pilną sprawę. Szlam przez prawie cały korytarz w Pidżamie. Uslyszalam głos Roberta, gadal pewnie z kims z personelu. Wyłaniajac się zza zakrętu ujrzalam mojego brata z
.. Ronaldo. Przystanelam, muszę ich minąć. Wyprostowalam się i przeszła dumnie pomiędzy nimi, rzucając szybkie " cześć" do Lewego. Skrecilam szybko w lewo i weszlam do pokoju Arka. Zamknelam drzwi i oparlam się o nie. - Powiedz, ze to cholerny, zły dzień - mruknelam odbijając się od drzwi. - Co się stało? - spytał piłkarz zasuwajac " firmową", czerwoną bluze. - Czemu ja go wszędzie spotykam? - westchnelam rzucając się na łóżko. - Powiedzialbym ze to złośliwość rzeczy martwych ale... - zaczął. - On nie jest martwy, a mógłby być... - dokonczylam za niego, dodając swoją końcówkę. - Wiesz co? Ciesze się, ze utarlam mu ten zarozumiały nos- usmiechnelam sie. - " Olałas takiego piłkarza" - zacytował jeden z komentarzy glupim głosem i oboje parsknelismy śmiechem. - Niewypuszczaj mnie stąd dopuki on nie wyjedzie- mruknelam. - To chyba niemożliwe- odpowiedział Milik. - Chodź, zbieramy się na trening. Dzisiaj grasz chyba ze znowu chcesz dostać- uśmiechnął się i założył torbę na ramie. - Tylko się przebiore- i z głośnym jekiem podnioslam się z łóżka. Kiedy wyszlam z pokoju, na korytarzu było cicho. Ruszylam truchtem na paluszkach. Niczym ninja. - Ładna pidżama- uslyszalam ten jego dnerwujacy glos. - Wiem, jest świetna- wyprostowalam się i szlam dalej nawet się nie odwracając. Cristiano chyba miał dość kompromitacji, bo nie odezwał się słowem.
*****
Czasem nienawidzę tego, ze traktują mnie jak jedną z nich. Za karę, ze nie biegalam na zakończenie treningu kółek, musialam po nich sprzatac... Sama! Krycha tylko poczochral moje włosy i zniknął usmiechajac się pod nosem. Przeklinalam tych dekli zbierając piłki. Przynajmniej nasza ekipa odrazu zbierała jakieś pudełka, papierki itp. Ja musiałam postrzatać rzeczy "trengowe ". Przeklinałam ich w duchu, gdy uslyszalam nagle śmiech. Byłby całkiem przyjemny, gdyby nie nasmiewal się ze mnie i byl jakoś dziwnie znajomy. Wyprostowalam się gwałtownie i uderzylam plecami o cos twardego. Odwrocilam się i stalam twarzą w twarz, albo raczej twarzą w klatkę piersiową z Ronaldo. Zadarlam głowę do gory. - Tyleczek to ty masz zgrabny- pochwalił. - Odwal sie- warknelam i odwrocilam. Odeszlam kawałek po kolejną piłkę i schylilam się po nią, mając na uwadze, ze Portugalczyk patrzy. - To co o której kończysz?- zapytał opierając się o słupek z glupim usmieszkiem - Chyba ktoś tu chce poprawić wizerunek przystoiniaka i niezawodnego podrywacza. Chyba ci nie wyjdzie- prychnełam. - Czyżby? Zagrajmy- powiedział zabierając mi z rąk piłkę. - Jeden na jeden, trzy szanse. Jesli wygram idziesz gdzies ze mną, przegrywam daje ci spokój. Wchodzisz?- zapytał podrzucając piłkę pomiędzy rękami. Nie chciałam mówić ze nie mam z nim szans. Rownowazyloby to z porażką i poddaniem się. To nie bylabym ja.
*****
Skończyło się na 3:2 dla niego. Widać było, ze dawał mi fory i był fatalnym bramkarzem. W sumie to nieźle się bawilam. Ronaldo był nawet zabawny. - Więc bądź gotowa, dzisiaj o 19- powiedział i podrzucił mi piłkę, która łatwo złapałam. Po chwili wyszedł z boiska. W co ja się tak naprawdę wplatalam? To nie moze się dobrze skończyć. Przecież to Cristiano Ronaldo.
Dam dam dam, coraz lepiej :D
Bayo <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro