Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kim on jest?

- Możesz mi powiedzieć gdzie się tak stroisz?- uslyszalam głos mojego brata. Chwile po tym zauwazylam jego odbicie w lusterku. - Twoja ulubiona sukienka, idelany makijaż i perfekcyjną fryzura... Kim on jest? - zapytał opierając się o framuge drzwi. Westchnelam, odwróciłam sie i podparlam dłonie o umywalke. - Cristiano Ronaldo - wyznalam i wrocilam do tuszowania rzęs. - Zartujesz jeszcze wczoraj dalas mu kosza przy wszystkich- powiedział Lewy. - Przegralam z nim zakład- wyjawnilam. - No tak, ty nie potrafisz w takich rzeczach odmówić- jeknal. - Och już nie przesadzaj, posiedze z nim chwile i wrócę. Będzie fajnie.- mruknelam. - Sama nie wierzysz w to co mówisz- zauważył. - Dobra masz racje... Cholernie nie chce tam iść, ale muszę- westchnelam. - Nawet jak na ciebie to dziwne... Wiesz dobrze, ze zaraz będzie pełno waszych zdjęć na portalach... - stwierdził. - Dlatego chce wyglądać jak najlepiej. - Usmiechnelam się. - Jestem Klara Lewandowska i przyćmie samego Cristiano Ronaldo. - zakończyłam obracając się wokół własnej osi. - I z tym się zgodzie- potwiedzil Robert z uśmiechem.

*****

Stalam juz ponad pięć minut w czerwonej, rozkloszowanej sukience na raczkach, która siegala nad kolano. Opatuliłam się rękami i zaczylam trzec ramiona. Zrobiło się zaskakująco zimno. Wreszcie nadjechalo białe Lamborghini. Nim Ronaldo zdążył chodzby wysiąść ja znajdowałam się juz w ciepłym wnętrzu samochodu. - Wiesz nie wypada, żeby człowiek twojego pokroju kazał damie czekać- mruknelam zapinajac pasy. - Wynagrodze ci to - uśmiechnął się i ruszył. - No ja myślę, ale nie masz za dużo czasu- powiedziała zakładając ramiona na piersi. Uslyszalam jego ciepły śmiech, jak zwykle się śmiał ze mnie. Patrzylam przez szybę, podziwiając piękną okolicę. Kto by pomyślał. Właśnie jestem na... "Randce"? Z Cristanem Ronaldo w kraju miłości i tych różnych bzdetow. Pięknie. - Jutro gracie mecz... Jak tam...- zaczął konwersację. - Serio? Nie masz innych tematów?- burknelam przerywając mu. - A tak poza tym to Oni grają, a nie jak to okresliles " My" - dodałam. Portugalczyk parsknal. - Jesteś naprawdę nieokrzesana- stwierdził patrząc ma mnie. - Wzrok na ulicę! Nie chce jeszcze umierać. A przynajmniej nie w takim towarzystwie- nakazałam.- A ja chciałbym w towarzystwie pięknej kobiety- uśmiechnął się pod nosem znów na mnie zerkając. Zrobiło mi się... Milo? Tak, chyba tak to można ująć ale nie wykazalam żadnej reakcji. - Jednak nie ma tutaj żadnej więc masz rację- dodał i popatrzył wprost na drogę. Walnelam go w ramie. - Przecież nie chcesz umierać- przypomniał mi. - Ale ty chyba tak- odparlam. Dojechalismy do jakiejś luksusowej restauracji. Kto by się spodziewał? Na pewno nie ja... Taaa, wyczuj ten sarkazm. Odpielam pasy i chwycilam za klamkę, kiedy Ronaldo złapał moja dłoń. Była gorąca, spojrzalam na nasze dłonie i zmarszczylam brwi. - Poczekaj- poprosił i wyszedł. Obkrazyl samochód i otworzył mi drzwi. - Serio? Ale z ciebie dżentelmen! Potrafię sobie sama otworzyć drzwi- powiedziałam. - Ale dzięki- dodalam. - Juz myślałem, ze nie podziekujesz- uśmiechnął się pod nosem. - Nauczono mnie savuar - vivre... - zaczęłam. - Ale nie zawsze z nich kozystasz- zakończył za mnie. Podał mi ramię. - Serio?- parsklam. - Naduzywasz słowa " Serio" zauważyłaś?- oznajmił. Wywrocilam oczami i bez słowa zlapalam jego przedramię. Wyszczerzyl, jak zwykle, swoje białe zęby i ruszył do środka. - Na nazwisko dos Santos Aveiro- podał w recepcji. Zostaliśmy po kierowani w przestronne miejsce z widokiem na wierze Eiffla. - Ładnie tu- przyznalam siadając do stołu. - Taaa- nabaknal tylko i przejechał wzrokiem po karcie dań. Dziekowalam Bogu, że Grzesiek pokazał mi kilka potraf i jak się one nazywają. No i oczywiście Wiktoria też. Zlozylismy zamówienia. Popatrzylam na Cristiano. - O czym tak myślisz? - spytał pochylajac się w moja stronę. - Wiesz ciągle cie widzę albo w stroju, albo w koszuli. Zastanawiam się jak wygladasz w zwykłej bluzce, bluzie i dzinsach- wyznalam. Portugalczyk zaczął się śmiać. - Wiesz, często chodzie w dzinsach- zasmial się. - Ale nigdy cie na żywo nie widziałam w nich - odbilam piłecze. - Myślę, ze może niedługo mnie tak zobaczysz- odparł pewnie się usmiechajac. - Tak? To chce cie zobaczyć tez w rozczochranych włosach i bez tego cwaniackiego uśmiechu- odparlam. - Zgoda- zatwierdził. - Wiesz, ze tym skazalas się na moje towarzystwo?- zapytał po chwili. - Myślę, ze to nie jest twój największy problem. - odpowiedzialam. - A jaki on jest?- spytał. - Ja- powiedziałam z uśmiechem.


Cos z tego będzie?
Bayo <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro