Kim on jest?
- Możesz mi powiedzieć gdzie się tak stroisz?- uslyszalam głos mojego brata. Chwile po tym zauwazylam jego odbicie w lusterku. - Twoja ulubiona sukienka, idelany makijaż i perfekcyjną fryzura... Kim on jest? - zapytał opierając się o framuge drzwi. Westchnelam, odwróciłam sie i podparlam dłonie o umywalke. - Cristiano Ronaldo - wyznalam i wrocilam do tuszowania rzęs. - Zartujesz jeszcze wczoraj dalas mu kosza przy wszystkich- powiedział Lewy. - Przegralam z nim zakład- wyjawnilam. - No tak, ty nie potrafisz w takich rzeczach odmówić- jeknal. - Och już nie przesadzaj, posiedze z nim chwile i wrócę. Będzie fajnie.- mruknelam. - Sama nie wierzysz w to co mówisz- zauważył. - Dobra masz racje... Cholernie nie chce tam iść, ale muszę- westchnelam. - Nawet jak na ciebie to dziwne... Wiesz dobrze, ze zaraz będzie pełno waszych zdjęć na portalach... - stwierdził. - Dlatego chce wyglądać jak najlepiej. - Usmiechnelam się. - Jestem Klara Lewandowska i przyćmie samego Cristiano Ronaldo. - zakończyłam obracając się wokół własnej osi. - I z tym się zgodzie- potwiedzil Robert z uśmiechem.
*****
Stalam juz ponad pięć minut w czerwonej, rozkloszowanej sukience na raczkach, która siegala nad kolano. Opatuliłam się rękami i zaczylam trzec ramiona. Zrobiło się zaskakująco zimno. Wreszcie nadjechalo białe Lamborghini. Nim Ronaldo zdążył chodzby wysiąść ja znajdowałam się juz w ciepłym wnętrzu samochodu. - Wiesz nie wypada, żeby człowiek twojego pokroju kazał damie czekać- mruknelam zapinajac pasy. - Wynagrodze ci to - uśmiechnął się i ruszył. - No ja myślę, ale nie masz za dużo czasu- powiedziała zakładając ramiona na piersi. Uslyszalam jego ciepły śmiech, jak zwykle się śmiał ze mnie. Patrzylam przez szybę, podziwiając piękną okolicę. Kto by pomyślał. Właśnie jestem na... "Randce"? Z Cristanem Ronaldo w kraju miłości i tych różnych bzdetow. Pięknie. - Jutro gracie mecz... Jak tam...- zaczął konwersację. - Serio? Nie masz innych tematów?- burknelam przerywając mu. - A tak poza tym to Oni grają, a nie jak to okresliles " My" - dodałam. Portugalczyk parsknal. - Jesteś naprawdę nieokrzesana- stwierdził patrząc ma mnie. - Wzrok na ulicę! Nie chce jeszcze umierać. A przynajmniej nie w takim towarzystwie- nakazałam.- A ja chciałbym w towarzystwie pięknej kobiety- uśmiechnął się pod nosem znów na mnie zerkając. Zrobiło mi się... Milo? Tak, chyba tak to można ująć ale nie wykazalam żadnej reakcji. - Jednak nie ma tutaj żadnej więc masz rację- dodał i popatrzył wprost na drogę. Walnelam go w ramie. - Przecież nie chcesz umierać- przypomniał mi. - Ale ty chyba tak- odparlam. Dojechalismy do jakiejś luksusowej restauracji. Kto by się spodziewał? Na pewno nie ja... Taaa, wyczuj ten sarkazm. Odpielam pasy i chwycilam za klamkę, kiedy Ronaldo złapał moja dłoń. Była gorąca, spojrzalam na nasze dłonie i zmarszczylam brwi. - Poczekaj- poprosił i wyszedł. Obkrazyl samochód i otworzył mi drzwi. - Serio? Ale z ciebie dżentelmen! Potrafię sobie sama otworzyć drzwi- powiedziałam. - Ale dzięki- dodalam. - Juz myślałem, ze nie podziekujesz- uśmiechnął się pod nosem. - Nauczono mnie savuar - vivre... - zaczęłam. - Ale nie zawsze z nich kozystasz- zakończył za mnie. Podał mi ramię. - Serio?- parsklam. - Naduzywasz słowa " Serio" zauważyłaś?- oznajmił. Wywrocilam oczami i bez słowa zlapalam jego przedramię. Wyszczerzyl, jak zwykle, swoje białe zęby i ruszył do środka. - Na nazwisko dos Santos Aveiro- podał w recepcji. Zostaliśmy po kierowani w przestronne miejsce z widokiem na wierze Eiffla. - Ładnie tu- przyznalam siadając do stołu. - Taaa- nabaknal tylko i przejechał wzrokiem po karcie dań. Dziekowalam Bogu, że Grzesiek pokazał mi kilka potraf i jak się one nazywają. No i oczywiście Wiktoria też. Zlozylismy zamówienia. Popatrzylam na Cristiano. - O czym tak myślisz? - spytał pochylajac się w moja stronę. - Wiesz ciągle cie widzę albo w stroju, albo w koszuli. Zastanawiam się jak wygladasz w zwykłej bluzce, bluzie i dzinsach- wyznalam. Portugalczyk zaczął się śmiać. - Wiesz, często chodzie w dzinsach- zasmial się. - Ale nigdy cie na żywo nie widziałam w nich - odbilam piłecze. - Myślę, ze może niedługo mnie tak zobaczysz- odparł pewnie się usmiechajac. - Tak? To chce cie zobaczyć tez w rozczochranych włosach i bez tego cwaniackiego uśmiechu- odparlam. - Zgoda- zatwierdził. - Wiesz, ze tym skazalas się na moje towarzystwo?- zapytał po chwili. - Myślę, ze to nie jest twój największy problem. - odpowiedzialam. - A jaki on jest?- spytał. - Ja- powiedziałam z uśmiechem.
Cos z tego będzie?
Bayo <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro