Rozdział XXII - Ogień i woda
Wyładowawszy nadmiar frustracji na losowych kosmitach okupujących Ziemię, Discord wrócił wreszcie do domu, by skonfrontować się z liderem mutantów w odrobinę mniej bojowym nastroju. Wciąż był wprawdzie dość podminowany, ale więcej już czekać nie zamierzał, ileż można się szwendać bez celu. Zeke chciał, to ma – przeszedł się trochę, mniej-więcej ochłonął, obietnica wypełniona. Pora więc wracać do obowiązków.
Demon, nie chcąc tracić więcej czasu, otworzył sobie portal prowadzący od razu na piętro rezydencji. Dzięki temu zaś po przekroczeniu go wystarczyło mu zaledwie kilka kroków, by znaleźć się pod drzwiami sypialni Lea i Nysy. Ciemnowłosy zapukał w nie ogonem, po czym skrzyżował łapy na piersi. Chwilę minęło, zanim ktokolwiek mu otworzył, aczkolwiek kiedy wreszcie to nastąpiło, mina niebieskookiego żółwia jasno dała do zrozumienia, iż ten raczej wie, o co chodzi.
– Myślę, że powinniśmy sobie coś wyjaśnić – oznajmił bez zbędnych ceregieli Hamada, na co mutant skrzywił się lekko.
– W czym problem? – spytał w odpowiedzi, chociaż i tak był praktycznie pewien, iż sprawa tyczy się jego kłótni z Raphem. Na następny raz musi pamiętać o większej dyskrecji, prowokowanie brata do wydzierania się na cały regulator na środku korytarza to rzeczywiście dość ryzykowna taktyka.
– Oczekuję, że przestaniesz się wtrącać w relacje mojej córki.
Leo zamilkł na chwilę, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie chciał tak po prostu mu ulegać, nie po to odstawiał cały ten cyrk. Wiedział, do czego zdolne są demony i nie zamierzał tolerować żadnego z nich w bezpośrednim pobliżu swojej rodziny, a już na pewno nie wewnątrz niej. A zwłaszcza nie po tym, jak Lilac zaatakowała jego partnerkę oraz groziła zamordowaniem jego syna, bo ośmielili się nie działać zgodnie z jej widzi-mi-się. Nawet jeśli wtedy nie wyrządziła zbyt poważnych szkód, wciąż istniało duże ryzyko, iż za którymś razem wreszcie za bardzo ją poniesie i naprawdę źle się to skończy. Lepiej więc dmuchać na zimne.
– Przykro mi, ale nie mogę się na to zgodzić – powiedział wreszcie, pilnując, by brzmieć i wyglądać jak najpewniej. Nie da się tak po prostu terroryzować, też ma tu coś do gadania. Liderem jest przecież. – Lilac jest niebezpieczna dla otoczenia i nie pozwolę, żeby w losowym napadzie złości zrobiła komuś z nas krzywdę.
Sprzeciw wyraźnie nie spodobał się jego rozmówcy, aczkolwiek demon wciąż starał się zachować opanowanie. Jeszcze.
– Lilac to nie żadne zwierzę z wścieklizną, nie atakuje losowych celów bez powodu. Wystarczy jej nie prowokować, to naprawdę nie aż takie skomplikowane.
– Nie będę ulegał jej w każdym konflikcie tylko dlatego, że w innym wypadku może spróbować poderżnąć gardło mnie albo komuś z moich najbliższych.
– Moja córka nie zabija osób, które mają z nią jakiekolwiek nie-negatywne powiązania. Empatię niestety odziedziczyła po matce. Od ustawiania do pionu niewygodnych elementów jestem ja.
Subtelna nuta groźby w głosie czerwonookiego od razu aktywowała czujność słuchającej ich z wnętrza pokoju Nysy. Usadziwszy syna w bezpiecznym miejscu na podłodze, by znikąd nie spadł, hybryda podeszła bliżej dyskutujących i lekko szturchnęła ogonem partnera. Po cichu liczyła, iż ten zrozumie, o co biega, ale niestety się przeliczyła; żółw ani myślał się wycofywać mimo jej zdaniem dość jasnego ostrzeżenia ze strony bruneta. I, co gorsza, chyba zaczynał się rozkręcać.
– Nawet jeśli teraz tego nie robi, to nikt nie może mi zagwarantować, że za tydzień, miesiąc czy rok jednak nie zacznie. Raz już jasno pokazała, że ma do tego predyspozycje. Zresztą, przecież demony mają taką, a nie inną renomę nie bez powodu. Jest niebezpieczna, nieprzewidywalna i niekontrolowalna, więc jeśli mimo zakazu dalej będzie się kleić do mojego brata, to…
W tym momencie cierpliwość Discorda się skończyła. Czerwonooki warknął krótko, po czym chwycił mutanta za szyję i podniósł tak, by mieli oczy na tym samym poziomie. Leo od podłoża dzieliło w tej pozycji prawie pół metra.
– To co? – spytał niskim, gardłowym warkotem, znanym już mutantom z poprzedniej ich konfliktowej sytuacji. Widząc, co się dzieje, hybryda natychmiast zainterweniowała.
– P-przepraszamy! – jęknęła, zauważalnie przestraszona. – Ma Pan rację, Raph jest dorosły i może sam za siebie decydować, Leo nie będzie mu nic narzucał ani dyktował zakazów Casey. I wyjaśnię mu to, tylko proszę, niech Pan go puści…
Hamada obdarzył ją krótkim spojrzeniem, po czym zerknął jeszcze nad jej ramieniem na Logana; młody, dotychczas bawiący się jakimś klockiem na kocyku, obserwował ich teraz czujnie, zainteresowany przez nadnormalne poruszenie. Słysząc zaś, iż ojcu dzieciaka chyba zaczyna brakować tlenu, ostatecznie go puścił, choć nie bez oznak niezadowolenia. Nysa od razu przechwyciła partnera i pomogła mu utrzymać równowagę, rzuciwszy wpierw krótkim podziękowaniem. Oj, zdecydowanie czekała ich poważna rozmowa, kiedy tylko zostaną sami.
– W takim razie trzymam za słowo – skwitował brunet, obserwując przez chwilę jej poczynania. Kobieta posłusznie pokiwała głową, a gdy dostrzegła, iż jej narzeczony odzyskał dech w piersiach i znów próbuje wejść z demonem w polemikę, zatkała mu usta dłonią.
– Dopilnuję, żeby nie sprawiał więcej problemów – zapewniła, a następnie wycofała się nieco w głąb sypialni i pociągnęła partnera za sobą. Discord skinął tylko głową w milczeniu w ramach odpowiedzi, po czym ruszył w stronę schodów, dając szatynce do zrozumienia, iż sprawę uważa za zakończoną. Kanzaki mogła odetchnąć z ulgą.
Zamknąwszy drzwi, kobieta spojrzała surowo na żółwia w niebieskim i zakołysała nerwowo ogonem.
– Dzięki – odezwał się mutant, choć wcale nie brzmiał, jakby naprawdę był wdzięczny. Jego mowa ciała zresztą również wskazywała na co innego; lider grupy nie patrzył na rozmówczynię, a jedynie rozmasowywał obolałą szyję, oglądając sufit nad sobą.
– Co ty najlepszego wyprawiasz, Leo? – spytała Nysa pretensjonalnie, zauważalnie zirytowana.
– Jak to co? Próbuję zapewnić bezpieczeństwo swojej rodzinie. Jednej osoby już nie upilnowałem, nie dopuszczę do kolejnych takich sytuacji.
– Z Casey’m to nie była twoja wina, rozmawialiśmy o tym już co najmniej kilka razy – przypomniała mu narzeczona, zaś widząc nadchodzący sprzeciw, uciszyła go gestem dłoni. – A poza tym jak niby chcesz nas chronić, jeśli sam zaraz skończysz martwy jak tak dalej pójdzie?
– Nie zabiłby mnie – powiedział niebieskooki po kilku sekundach przesyconego zaskoczeniem milczenia. – Straszy mnie tylko, żebym przestał się stawiać.
– Tak? A mnie się wydaje, że jednak by zabił. – Kanzaki skrzyżowała ręce na piersi. – I wolałabym nie sprawdzać, które z nas ma rację. Dlatego jeśli nie przestaniesz mu się wreszcie podkładać, to osobiście przywiążę cię do łóżka i nie wypuszczę z pokoju już do końca naszego pobytu tutaj. Sama musiałam dorastać bez ojca, więc nie pozwolę, by Logan przechodził przez to samo.
– Nie możemy tak po prostu dawać im się ustawiać po kątach! – zaoponował żółw, acz jego partnerka pozostała niewzruszona.
– Wolę wykonywać polecenia od demona niż z powrotem wylądować w środku kosmicznej inwazji. Pomyślałeś w ogóle, co się stanie, kiedy wreszcie skończy im się do nas cierpliwość? Nie obchodzi cię to, że ryzykujesz własnym życiem? Dobrze. Ale co ze mną, Loganem, twoimi braćmi? Co jeśli przez twoje pyskowanie wszystkich nas stąd wyrzucą? Po zaledwie dwóch godzinach na Ziemi już ponieśliśmy gigantyczne straty, nie ma mowy, że przetrwamy tam bez porządnej broni, schronienia, zapasów i z małym dzieckiem. To jak zbiorowe samobójstwo. Tego właśnie chcesz?
Lider ponownie na moment zamilkł, szukając w głowie pomysłu na samoobronę. Bezskutecznie.
– Nie – odparł w końcu, choć nie bez trudu. Naprawdę nie leżało mu to, jak dał się partnerce porobić, ale niestety musiał uznać jej zwycięstwo. Jego postępowanie czysto w teorii rzeczywiście mogło się tak skończyć. I faktycznie nie myślał o tym wcześniej.
– W takim razie przestań działać temu demonowi na nerwy – poleciła kobieta, po czym westchnęła z rezygnacją, a następnie przysiadła na kocyku obok syna i dołożyła klocek do konstruowanej przez niego wieży. Żółw powiódł za nią wzrokiem.
– Naprawdę uważasz, że powinienem dać tej demonicy dalej łasić się do Rapha? – spytał już nieco bardziej opanowany, chociaż nadal nie do końca.
– Uważam, że powinieneś przestać traktować go jak małego, niezdolnego do samodzielnych decyzji chłopca i wykazać się chociaż odrobiną zaufania do niego.
Mutant pokręcił lekko głową z rezygnacją, aczkolwiek odpuścił temat. Wciąż nie czuł się przekonany do tej koncepcji, ale wiedział też, iż zaczął balansować na granicy poważnego konfliktu i dla wszystkich będzie lepiej, jeśli, przynajmniej póki co, ugryzie się w język.
Podczas gdy niebieskooki żółw oraz hybryda praktykowali kłótnie przedmałżeńskie, Discord wrócił na parter, żeby zobaczyć, jak Zeke poradził sobie z ich małym kryzysem. Bałagan po napadzie gniewu Lilac został już posprzątany; demon zastał partnera oraz córkę oglądających jakiś film z płyty i skubiących wspólnie popcorn na z deka zdewastowanej kanapie. Dziewczyna wciąż wyglądała na przybitą, ale na pewno już nie aż tak podłamaną jak na samym początku. Jest jakiś progres.
– Sprawa wyjaśniona – oznajmił Hamada na powitanie, po czym dosiadł się do dwójki i podkradł im nieco prażonej kukurydzy. Dostrzegłszy zaś spojrzenie swojego partnera, przewrócił oczami. – Nie, nikt przy tym nie zginął. Przynajmniej na razie.
Diablik teatralnie odetchnął z ulgą.
– Czyli… na czym w końcu stanęło? – spytała niepewnie Casey.
– Na tym, że możesz się kolegować, przyjaźnić czy romansować z kim chcesz, tak długo, jak ta druga strona też jest zainteresowana. A niebieskiemu nic do tego. Także nie przejmuj się tym. – Z tymi słowy mężczyzna poczochrał lekko jej włosy. Mimo że chyba nie chciała tego okazywać, czerwonooki i tak zauważył, iż mutantka się nieco rozchmurzyła.
– Dzięki – odrzekła z ledwo widocznym uśmiechem, a następnie, po chwili wahania, przytuliła się delikatnie do ramienia rodzica. Zadowolony z tego gestu demon od razu przyciągnął ją do siebie, po czym posadził sobie na kolanach oraz objął. Co prawda jego samego też nieszczególnie cieszyła wizja związku jego potomkini z jakimś losowym śmiertelnikiem, ale jeśli ona była w takim układzie szczęśliwa, to nie zamierzał jej tego odbierać – ani pozwalać na to nikomu innemu. Jakoś przeboleje, mówi się trudno.
Chociaż na początku czuła się nieco niezręcznie, Casey ostatecznie wtuliła się w demona, po czym wróciła do oglądania filmu. Wstyd jej było, iż tak się wygłupiła po podsłuchaniu kłótni Rapha oraz Leo, ale ostatecznie w sumie skończyło się lepiej dla niej – jej ojciec rzeczywiście stanął w jej obronie i się tym dla niej zajął. Szczerze mówiąc, nie spodziewała się po nim takiej reakcji. Gdyby to matce powiedziała o takim zajściu, w najlepszym wypadku mogłaby zostać wyśmiana, a w najbardziej prawdopodobnym – olana lub zjechana z góry na dół. Ta w miarę „normalna” rodzina zaczynała jej się coraz bardziej podobać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro