Prolog
Wieczór był ciepły i bezchmurny. Wśród niemal zupełnie opustoszałych, milczących ulic peryferyjnej dzielnicy Nowego Jorku rozbrzmiewał jedynie odgłos kroków. Nie zważająca na ryzyko, jakie niosło ze sobą samotne szwendanie się po zmroku, młoda dziewczyna mająca na sobie ciepły, luźny, szary dres oraz czapkę smerfetkę szła wzdłuż drogi z rękoma schowanymi w kieszenie. Jej skóra była ciemna, a czarne włosy związane w warkocz. Spod czapki wylewała się obfita grzywka opadająca na lewą stronę.
Nie wydawała się donikąd spieszyć, idąc miarowym, powolnym tempem przed siebie, pogrążona w rozmyślaniach o tym, skąd może wziąć pieniądze. Musiała podrzucić swoje obecnie noszone ubrania do pralni, aczkolwiek ta przecież nie oferowała swoich usług za darmo. Dziewczyna zaś nie miała ani grosza przy duszy.
Skręciwszy w najbliższą alejkę, natychmiast spostrzegła dobrą okazję na zdobycie potrzebnej jej gotówki – półprzytomnego ze zmęczenia mężczyznę z portfelem na wierzchu. Cel dziewczyny nawet nie zwrócił uwagi na to, że nie był już sam. Wyczerpanie rozkojarzyło go do tego stopnia, iż nawet gdy nieznajoma, przeszedłszy obok niby zupełnym przypadkiem, zręcznym ruchem wysunęła jego portmonetkę z tylnej kieszeni spodni, to tego nie zauważył. Nieświadom sytuacji wciąż parł przed siebie na wzór właśnie powstałego z martwych Łazarza, zaś dziewczyna czym prędzej zniknęła za rogiem. Nim dostrzegł zniknięcie swoich oszczędności, po młodej złodziejce nie było już śladu.
*
Tymczasem w innej, acz nieodległej części miasta dwaj przyjaciele wyruszyli na poszukiwania wieczornych wrażeń. Trudno było im ukryć, że mieli dość siedzenia w domu – raz na jakiś czas musieli się przecież wyszaleć.
– Czemu wszędzie jest tak cicho? Chciałbym już sklepać paru złoli! – marudził czarnowłosy nastolatek z białą, hokejową maską stylizowaną na czaszkę na twarzy. Jego ubiór składał się z poplamionej oraz nieco zniszczonej już bluzy, dżinsowych spodni oraz trampek. Czoło młodzieńca zdobiła zaś czarna opaska z białymi wzorami.
– I na pewno zaraz ich sklepiemy! – odparł pewny siebie żółwi mutant, strzelając przy tym palcami. On z kolei nie nosił na sobie zbyt wiele – jedynie bojowy pas z zatkniętymi zań dwoma sztyletami sai, kilka ochraniaczy oraz czerwoną bandanę obwiązaną wokół skroni.
Dwójka nastolatków szła dalej, kontynuując rozmowę, bez świadomości, iż obrali ten sam kierunek, co tajemniczy uliczny kieszonkowiec.
Wyżej wspomniana zdołała zaś w międzyczasie zgodnie z planem oddać swoje rzeczy do pralni. Nie miała z tym większych problemów, mimo iż nie przekroczyła nawet progu budynku – kobieta mająca tam codziennie wieczorne zmiany przywykła już do tego, iż ktoś raz na jakiś czas podrzuca jej zestaw ubrań oraz zapłatę za ich oczyszczenie pod drzwi, działo się to w końcu nie od dziś. Przycupnąwszy w cieniu, aby w razie czego nikt jej nie dostrzegł, mutantka pogwizdywała cicho z lekka znudzona, kiedy usłyszała dwa nieodległe, nieznane głosy. Natychmiast ucichła, wciskając się głębiej w mroczny zakamarek. Ostatnie, czego jej było teraz trzeba, to przyłapanie na koczowaniu pod pralnią w samej bieliźnie (nie dysponowała bowiem żadnym strojem zapasowym). Co miałaby powiedzieć, gdyby ją tak nakryto? Oczywiście zakładając przy tym, iż potencjalny rozmówca nie uciekłby natychmiast z krzykiem na jej widok… Nastolatka przymknęła oczy, licząc, że nieznajomi zaraz odejdą.
– Ej, a co to? – zainteresował się mutant w czerwieni. Obiektem wzbudzającym jego ciekawość okazał się nieduży pakunek postawiony chwilę wcześniej na wycieraczce przez pracownicę pralni. Słysząc, że nieznajomi czymś się zainteresowali, z lekka speszona sytuacją brunetka zerknęła w ich kierunku. Tak jak się obawiała, obsługa przedwcześnie wydała jej rzeczy. Z chęcią odebrałaby im swoją własność i uciekła, aczkolwiek wiedziała, że wtedy z pewnością sprowadziłaby sobie na głowę pogoń.
– Zostaw to i chodź tu! – nakazał żółwiowi jego kompan będący już gdzieś sporo dalej. – Znalazłem parę tyłków do sklepania!
Mutant patrzył jeszcze przez chwilę na rzeczy dziewczyny, zanim zdecydował się dołączyć do hokeisty. Odetchnąwszy z ulgą, czarnowłosa zaczekała, aż ci się oddalą, po czym szybkim ruchem dobyła swego stroju, a następnie pospiesznie go ubrała.
Przez moment zawahała się, czy nie iść sprawdzić, dlaczego tamta para nieproszonych przechodniów tak nagle uciekła, jednak prędko doszła do wniosku, że to nie jej sprawa. Poprawiła jeszcze tylko włosy oraz czapkę i już była gotowa do odejścia, gdy nagle kątem oka dostrzegła dziwnie poruszającą się ciemną kropkę na niebie.
Nie tylko ona zwróciła na nią uwagę. Do niedawna jeszcze utrudniająca jej życie para kolegów, która przez ten czas zdążyła już wdać się w bójkę z kilkoma ulicznymi gangsterami próbującymi okraść jakiegoś przypadkowego cywila, także prędko zorientowała się, iż coś jest nie tak. Jako pierwszy z nich dwóch na niecodzienne zjawisko uwagę zwrócił Jones, w trakcie walki mimochodem spojrzawszy w górę, ponad dachy budynków.
– Eee, Raph? – zawołał do mutanta, przerywając na moment walkę. – Zamawiałeś może transport lotniczy?
– O czym ty znowu bredzisz!? – Raphael od razu zerknął tam, gdzie jego towarzysz. Faktycznie, na niebie widniał bezustannie zbliżający się, tajemniczy, czarny punkt.
Podczas gdy zaniepokojona dwójka nie spuszczała obiektu z oka, młoda złodziejka wspięła się na dach jednego z pobliskich budynków, żeby mieć lepszy widok. Dopiero wtedy dostrzegła wyraźniejszy zarys tego, co ją zainteresowało. Czarna materia na nieboskłonie najwyraźniej zbliżyła się do Ziemi, gdyż w końcu dało się rozpoznać jej kształt – pierwszym skojarzeniem dziewczyny był statek kosmiczny. Żadna tutejsza jednostka powietrzna nie mogła tak wyglądać.
W trakcie obserwacji tajemniczych obiektów przybyło, co dało brunetce jasny sygnał, iż pora się ewakuować. Teoretycznie powinna udać się do domu i zabezpieczyć swój dobytek, aczkolwiek niczego takiego nie posiadała. Dlatego też jedynym jej celem stało się znalezienie dowolnego schronienia gdzieś w mieście.
Oczywiście wciąż przetrzymywani przed chłopców chuligani oraz poszkodowany mężczyzna również szybko dostrzegli to nietypowe zjawisko. Ci pierwsi nie przejęli się zbytnio, postanowili jedynie wykorzystać daną im okazję i wyrwać się rozproszonym napastnikom, a następnie zbiec z miejsca zdarzenia. Ich niedoszła ofiara zaś nawet nie drgnęła, wciąż skamieniała w szoku.
– Ale czad! – odezwał się w końcu podekscytowany Jones, nie zważając na zbiegów.
Mutant w czerwieni skrzywił się na te słowa, ale nie oderwał wzroku od nieba. Nie rozumiał, co w tym było zabawnego, jednak znał przyjaciela na tyle dobrze, że wiedział, iż u niego tego typu reakcje to codzienność.
– Czad? Człowieku, czy ty się słyszysz?! – skarcił go ostatecznie.
– Oj no weź...
Podczas rozmowy dwójki nastolatków tajemnicza brunetka rozglądała się już za dogodnym schronieniem. Właśnie miała przeskoczyć na sąsiedni dach, kiedy powstrzymał ją znajomy już głos, łudząco podobny do tego należącego do jednego z chłopaków, którzy utrudniali jej odbiór ciuchów z pralni. Zapominając na moment o swoim celu, podeszła ostrożnie do komina zamieszczonego nieopodal krawędzi budynku, a następnie wyjrzała zza niego na jezdnię pod spodem. Słuch jej nie zawiódł – to byli oni. Tylko dlaczego wciąż się wpatrywali zamiast uciekać? Przecież ten obiekt, który okazał się być podłużnym statkiem kosmicznym o wyglądzie insekta, właśnie lądował tuż na wprost nich!
Ostatecznie chłopcy rzeczywiście nie uciekli, a jedynie wykonali kilka kroków w tył. Raphael czuł w tamtym momencie bardziej ekscytację niżeli strach, albowiem wtedy już wiedział doskonale, do kogo należał maskowany odcieniami zieleni wehikuł. Jego szanse na ponowne spotkanie z partnerką, zazwyczaj oddaloną od niego o miliardy lat świetlnych, wzrosły niemalże natychmiastowo.
Obserwującej wszystko z góry dziewczynie coś nie grało. Widziała, jak statek gwałtownie się zatrzymał, przybierając wygląd mogący się skojarzyć z zaciekawioną ważką. Zaraz potem skierował przypominającą odwłok rufę w dół, rozpylając przy tym zielonkawy gaz. Obaj śledzeni przez brunetkę młodzieńcy czym prędzej zasłonili twarze, odsunąwszy się od nienaturalnej chmury, jednakże nie zdołali się przed nią uchronić – substancji przybywało w błyskawicznym wręcz tempie. Zaskoczona brunetka obserwowała, niedowierzając własnym oczom, jak znajdujący się na dole zaczynają konwulsyjnie kasłać, otaczani coraz gęstszą, zieloną mgłą. Ostatnim, co zdążyła dostrzec, zanim gaz kompletnie zasłonił jej widok, był upadek przyduszonych nim nastolatków na asfalt.
_____
Postanowiłam przerzucić tutaj swoje opowiadanie ze strony Strefa Oc Wiki, aby mogła zobaczyć je większa część. Oczywiście tam rozdziały pojawiają się o niebo szybciej, niż tutaj, więc zapraszam i na tamtą stronę!
Jest to powieść pisana pobocznie, co oznacza, iż będę na niej skupiać się znacznie mniej, niż na innych książkach.
Pozdrawiam!
Publikacja:
Sobota
20.02.2021
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro