16
Sebastiano...
Poprzednio widziałem zdjęcia, więc wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Przynajmniej w teorii. Po rozmowie z Ignacio zdecydowałem, że osobiście chcę zobaczyć ten magazyn. Sprawa dziwki i dragów na razie została zawieszona, aż ogarnę ten jebany burdel. W tym czasie nasi sprawdzą kiedy i z kim rozmawiała. Uruchomiłem też moich ludzi w Dallas, mają dyskretnie powęszyć i zorientować się w sytuacji. Z całą pewnością nie była to sama Natalia. Na to jest zbyt głupia i zbyt cwana. Pojawienie się w naszym klubie i rozmowa z dziwką wzbudziłaby zdecydowanie zainteresowanie ochrony. To musiał być jakiś facet. Stawiam na jej wuja.
Rodzina Adamo to jedna z tych, które najwięcej straciły na zakazie handlu i prostytucji nieletnich. Znalezienie innych, równie intratnych źródeł dochodu nie jest takie proste. Z tego co wiedziałem, wciąż mieli problemy finansowe, ale jak się żyje ponad stan, urządzając przyjęcia dla bogatych Teksańczyków, nie ma w tym nic dziwnego. Natalia, jako siostrzenica aktualnego capo z Dallas, według naszych standardów idealnie nadaje się na żonę bossa. Urodzona i wychowana w mafijnej rodzinie, doskonale zna nasz świat i rządzące w nim prawa. Ciekawe, czy jej stary wuj wie, że siostrzenica puszcza się na prawo i lewo, i to niekoniecznie ze mną. Jeszcze jakieś dwadzieścia lat temu, za coś takiego, co teraz wyprawiają te dwie wywłoki, Melinda i Natalia, zostałyby zabite przez swoich ojców, braci, wujów. Wartość kobiety wyceniano na podstawie tego, czy zachowała swoją czystość dla męża. Słowo, ale na Sycylii dalej obowiązuje zasada pokazywania zakrwawionego dziewiczą krwią prześcieradła po nocy poślubnej.
Natalia pewnie już nawet nie pamięta, z kim straciła swoje cenne dziewictwo, a pracując w świecie mody imprezuje na całego. Czasy się zmieniły, nasze kobiety mają więcej swobody niż kiedyś, więc jej wuj przymyka oko na jej wyskoki, tym bardziej, że jakby nie było, pieprzę ją już od kilku lat. Wie, że po ewentualnym ślubie rodzina Adamo wywindowałaby w hierarchii na sam szczyt. Spotkaliśmy się przy jakiejś idiotycznej okazji i nie minęła godzina, a wylądowała na moim fiucie. Na początku układ był podobny do tych, jakie miałem z innymi. Dawała mi znać, że jest w Los Angeles, a ja jak miałem na nią ochotę, to po nią dzwoniłem.
Na początku myślała chyba, że jest jedyną, z którą się pieprzę. Pamiętam, jaką mi urządziła scenę, gdy dowiedziała się o Melindzie i innych. Kurwa! Myślę, że gdyby nie obawa przed zemstą Cesare, już dawno zleciłaby zabicie swojej rywalki. Teraz w tym cholernym wyścigu pojawiła się przeszkoda w postaci Alexi i byłem przekonany, że obydwie są gotowe posunąć się do ostateczności, aby tylko ją wyeliminować.
- Co zrobisz z tą małą suką?
Zerknąłem na MacKennę, który jechał z nami do dzielnicy bezdomnych. Każdy z nas chciał na własne oczy zobaczyć, z kim będziemy mieli do czynienia. Sant prowadził, bo ja jeszcze nie chciałem ryzykować, że rozpierdolę się gdzieś na zakręcie. Nie po tych wszystkich rewelacjach, jakie usłyszałem.
- Chcę mieć dowody, że Adamo z nią rozmawiał. Nie tylko nagrania, ale i jej zeznanie. Potem albo ją zabiję, albo oddam w prezencie La Eme. Skoro źle jej było z Cosa Nostrą, pewnie polubi klimaty meksykańskich gangów i gwałty. Tak, czy tak, jest martwa.
Wjeżdżając w Skid Row człowiek czuje się, jakby przekraczał niewidzialną granicę. Na ulicy normalny ruch. Wszędzie autobusy, samochody, nawet jeden czy dwa radiowozy, które zazwyczaj znikały, nie zatrzymując się. Wzdłuż ulic, na chodnikach setki, tysiące namiotów, w których mieszkają bezdomni.
- Ja pierdolę... Nie spodziewałem się zobaczyć czegoś takiego w Los Angeles – mruknął MacKenna.
- Są wszędzie, mam na myśli bezdomnych. To, że Los Angeles kojarzy się z cholerną Aleją Hollywood nie znaczy, że jesteśmy w pieprzonym Niebie – odpowiedział Sant. – Nie każdy chce żyć jak normalni ludzie. Nie mówię, że wszyscy, ale dla niektórych bezdomność oznacza wolność.
Mijając główną ulicę, skręciliśmy w stronę byłych już magazynów. Kiedyś była tu jakaś duża firma spedycyjna, ale jak widać nie przetrwała, a na jej miejsce pojawili się bezdomni. W te strony nawet policja nie zapuszcza się po zmroku.
Podjechaliśmy pod jeden z murowanych budynków, pod którym stały już cztery nasze wozy, przy których stało ośmiu żołnierzy, obserwując zbiegowisko gapiów, które zebrało się po drugiej stronie ulicy. Wysiadłem, gdy tylko Sant podjechał pod wejście. Zapach, który dotarł do mnie z wnętrza magazynu powaliłby na kolana mniej odpornych. Zacisnąłem szczękę i wkroczyłem w środek tego syfu.
Porażający smród fekaliów, starych szmat i alkoholu zaatakował mój nos, wrzynając się w każdy fragment ciała. Jak cuchnący klej, osiadł na skórze i ubraniach. Ignacio czekał na nas i wskazując drogę wprowadził do jednego z ostatnich pomieszczeń. Im bliżej, tym zapach rozkładających się ciał i krwi był coraz silniejszy.
W zupełniej ciszy wszedłem do dość dużego pokoju. Nie było tu okien, a jedynie zabite jakimiś deskami otwory okienne, przez które nie docierało do środka światło słoneczne.
- Kurwa! – syknąłem przez zęby, gdy w świetle rzucanym przez trzymaną przeze mnie latarkę zobaczyłem salę tortur rodem z najgorszego koszmaru. – Ten facet jest jakimś chorym skurwielem.
Jestem pieprzonym Egzekutorem. Zabijam i torturuję od lat, ale jeszcze nigdy nie widziałem czegoś takiego. Przesunąłem snop światła po podłodze i aż mną wstrząsnęło na widok leżących gdzieniegdzie fragmentów palców. Kucnąłem przyglądając się małej rozlazłej kupce zdeptanych organów. Oczy? Sukinsyn...
- Trzeba przyznać, że facet zna się na rzeczy – mruknął gardłowo Gloom. Tak jak i reszta trzymał latarkę, którą przesuwał po pomieszczeniu. – O proszę, spójrz.
Szarpnąłem głową patrząc w ślad za tym, co mi pokazywał. Ktoś napisał na ścianie krwią: Sarai la prossima, cagna. Ty będziesz następna, suko...
Nie było tutaj nic poza tym cholernym napisem i rozszarpanymi szczątkami. Żadnych ciał, ani nic, co pomogłoby nam zidentyfikować tych sukinsynów. Nie potrafiłem myśleć w tym smrodzie... Odwróciłem się i wyszedłem z powrotem na zewnątrz, z ulgą witając choć odrobinę świeżego powietrza. Ten zapach przykleił się do mnie i wciąż go czułem. Zaraz po mnie wyszli pozostali mężczyźni, a Gloom od razu odpalił fajkę. Kurwa, w tej chwili żałowałem, że nie palę. Przynajmniej mógłbym w jakiś sposób usunąć ten zapach z gardła i z ust.
- Rozumiecie coś z tego? – zapytał Sant. – Skąd w ogóle wiemy, że to oni? Może uliczny gang zlikwidował dłużników?
- Szefie... Przesłuchaliśmy chłopaka. Widział, jak w ubiegły piątek podjechały tutaj dwa auta terenowe. Samochody zniknęły, ale opis pasuje do tych z autostrady. Gówniarz powiedział, że jeszcze tego samego dnia wieczorem, pojawiły się cztery wozy. Odjechały dopiero dzisiaj. Nikt nie zbliżał się do tego miejsca. Było obstawione uzbrojonymi po zęby ludźmi.
- Gdzie jest ten szczeniak? – zapytałem.
- Tam, chłopaki dali mu coś do żarcia.
Już z daleka widać było, że jest bezdomny, a do tego cholernie głodny, pomyślałem widząc jak pochłania cheeseburgera. Był taki chudy i drobny, że dałbym mu nie więcej niż sześć, może osiem lat. Siedział na masce SUV-a, patrząc na nas tym dzikim wzrokiem przerażonego zwierzęcia. Na mój widok chciał zwiać, ale potężny uścisk jednego z moich ludzi osadził szczurka na miejscu.
- Powtórz młody to, co mi powiedziałeś – odezwał się Ignacio. – Nie bój się, nic ci nie zrobimy.
- To... - przełknął z widocznym trudem unikając patrzenie mi w oczy. – Widziałem jak podjechały te dwa auta. Mam swój namiot po drugiej stronie ulicy – wskazał na kawałek brezentu rozciągniętego na płocie i stertę szmat, i kartonów pod nim. – Wozy były zniszczone, ale tylko z jednej strony, jakby przejechały bokiem po murze. Zaraz jak przyjechali ukryli je tam, za tamtym magazynem – wskazał sąsiedni budynek.
- Sprawdziliśmy, nic tam już nie ma – dorzucił Ignacio. – Ale zostały ślady opon.
- Co było dalej? – zapytałem wkładając ręce do kieszeni, na co chłopak podskoczył do góry. – Spokojnie, nic ci nie zrobimy.
- Ukryli się tutaj – wskazał brodą. – Po jakimś czasie pojawili się tamci. Najpierw dwa wozy, ale stanęły trochę dalej. Podeszli do budynku. Słyszałem ten dziwny odgłos, jakby... Stuk, stuk, stuk...
- Tłumiki? – podpowiedziałem.
- Tak, tłumiki. Zaraz za nimi przyjechali pozostali. Obstawili budynek, a potem, gdy ten jeden wysiadł, jego ludzie przyszli tutaj i kazali nam się wynosić. To dzielnica, gdzie nie lubimy kapusiów, glin i Ruskich. Ale ich się bałem, więc trzymałem się z daleka, ale to mój dom. Musiałem pilnować, żeby nikt mnie nie okradł – tłumaczył roztrzęsiony.
- Słyszałeś coś? – zapytałem.
- Krzyki. W nocy – powiedział przerażony. – Od czasu do czasu dźwięk jakichś maszyn. Coś jak piły, czy wiertarki...
To by wyjaśniało znalezione przeze mnie kawałki palców i oczy walające się po podłodze. Pieprzona kalifornijska masakra piłą mechaniczną...
- Powiedziałeś, że jeden wysiadł – wtrącił się Sant. – Kogo miałeś na myśli?
Chłopak jeszcze bardziej zbladł, o ile to możliwe, na widok demonicznych oczu mojego consigliore. Gdy Sant był wkurwiony, wyglądały jak dwa śmiercionośne błękitne pociski.
- Nie widziałem twarzy. Ale wyglądał na dużego faceta. Młody, chyba. Chodził, trochę jak wy. Chyba był szefem, bo tylko kiwnął ręką, a wszyscy jego ludzie latali jak porąbani. W dzień nie dało rady podejść bliżej, ale w nocy, gdy mnie nikt nie widział, wróciłem. Tylko tamtej nocy, bo przez te krzyki nie mogłem spać i musiałem znaleźć inne miejsce.
- Jak się nazywasz, chłopcze? – zapytałem.
- Dany, sir. Mówią do mnie Dany.
Chciało mi się śmiać z jego miny. Był nieziemsko brudny i waliło od niego na kilometr. Jednak, gdy tak patrzyłem na jego dziecięcą twarz, widziałem w oczach, że życie już nie jeden raz skopało go po dupie. Może warto? Choć jeden jebany dobry uczynek w życiu?
- Masz rodzinę? Przyjaciół? Znajomych?
- Nie, jestem sam.
- Bierzesz narkotyki?
- Nie, sir! Nie tykam tego gówna – zaprzeczył gwałtownie.
- Dlaczego mieszkasz na ulicy?
- Od kiedy pamiętam jestem tutaj – wzruszył ramionami. – Chyba matka mnie porzuciła, nie pamiętam.
- Ile masz lat?
Odpowiedział mi pustym spojrzeniem i wzruszeniem ramion. Spojrzałem na Santa, który wciąż obserwował chłopaka. Wyczuwając, że się na niego patrzę, skinął jedynie głową. Co dziwne, Gloom zrobił dokładnie to samo, tak jak i MacKenna. Ja pierdolę! Ojcowie mafii ratują bezdomnego chłopaka...
- Słuchaj, Dany. Dam ci szansę. Jedną, jedyną. Jeżeli z niej nie skorzystasz, jeżeli mnie zawiedziesz, skończysz jak tamci – wskazałem na magazyn. – Dostaniesz dach nad głową, czyste ubranie i co najmniej trzy posiłki dziennie.
- Z całym szacunkiem... Ja się nie sprzedaję – szepnął ze strachem w oczach próbując ześlizgnąć się z maski samochodu.
Sant parsknął śmiechem i kręcąc głową podszedł do chłopaka.
- Już cię lubię, młody. Wierz mi, że jak skorzystasz z szansy, którą ci dajemy, będziesz czasami żałował, że jednak nie chciałeś dać swojego tyłka. Ale zaręczam ci, że będzie warto. Będziesz jak rodzina, a my chronimy i dbamy o swoich. To jak? Jedziesz z nami, czy zostajesz na ulicy?
Chłopak spojrzał na brezent i miejsce, które do tej pory było jego jedynym domem. Widziałem, jaka gonitwa myśli przetacza się teraz przez niego. Nie dziwię się, że się waha. Nie zna innego życia, poza tym, które miał na ulicy i nie wie, jakie życie będzie miał, gdy z nami odejdzie. Nie mam pojęcia co mi odpierdoliło, ale chcę dać chłopakowi szansę. Nie dlatego, że dostarczył nam informacji, nie o to w tym chodzi. Sam nie wiem, dlaczego zaproponowałem mu to. Mogłem dać mu kasę i zapomnieć o sprawie. Ale wiem, że równie dobrze te pieniądze mogą pozbawić go życia, gdyby ktoś się dowiedział, że je ma. Za kilka dolarów możesz skończyć z poderżniętym gardłem. A ja coś zobaczyłem w tym chłopaku, dlatego chcę, żeby zmienił swoje życie i przeżył.
- Pojadę, sir.
- Ignacio! - Dokładnie tego po młodym oczekiwałem. – Powiedz chłopakom, żeby zabrali Danego i zawieźli do Aidy. Ona będzie wiedziała, co z nim zrobić. Masz się jej słuchać, chłopcze, rozumiesz? – spojrzałem mu w twarz. - Od tej chwili będziesz mieszkał w moim domu. Moi ludzie zadbają o ciebie. Zobaczymy co umiesz i pójdziesz do szkoły.
Chyba nie w smak mu była edukacja, bo zrobił taką minę, jakbym kazał mu posprzątać tę rzeźnię w magazynie. Jak się okaże, że chłopak ma poukładane w głowie, to nawet na studia go poślę. Jestem świadomy tego, że żyjąc na ulicy nie chodził do szkoły i ma kolosalne braki w wykształceniu.
- Co tu się właśnie odjebało? – zapytał MacKenna odprowadzając wzrokiem małego obdartusa, który wsiadał do samochodu. Choć śmierdział jak cholera, żaden z moich ludzi nie zrobił i nie powiedział niczego, co sprawiłoby chłopakowi przykrość. – Od teraz ratujemy bezdomnych?
Zanim odpowiedziałem, zauważyłem małe zamieszanie. Chłopak zatrzymał się w pół kroku praktycznie siedząc już w samochodzie, po czym wyskoczył z niego biegnąc w naszą stronę. Co jest, do cholery?
- Młody? - zapytałem, gdy zatrzymał się przede mną unosząc w górę brudną twarz.
- Oni mówili jak tamci – ruchem ręki wskazał za siebie, na stojących za nim moich żołnierzy.
- Jacy oni?
- Ci pierwsi. Słyszałem, jak jeden krzyczał coś w tym języku, a potem powiedział stupido*.
- Jesteś tego pewien? – zapytałem pochylając się.
- Tak - zaczął gwałtownie kiwać głową.
- Zabierzcie go do mnie – poleciłem prostując się.
W mojej głowie trwała jebana Formuła 1. Myśli przelatywały jedna za drugą, z tak potężnym świstem, że zaczynało kręcić mi się w głowie. Stałem w miejscu, próbując ze wszystkich sił zrozumieć cały ten cholerny bałagan. Sant wydawał rozkaz uprzątnięcia magazynu. Gdyby nie te cholerne namioty rozstawione po obydwu stronach ulicy, kazałbym spalić cały budynek.
Wróciliśmy do mnie. Zarówno Gloom, jak i MacKenna zadzwonili do swoich ludzi, żeby ci przywieźli im jakieś ubrania na zmianę bo cuchnęliśmy nie gorzej jak Dany. Dałem im dostęp do apartamentu piętro niżej, żeby się tam ogarnęli. Żaden z nas przez całą drogę nie odezwał się, jakby myśli, które w nas utkwiły były zbyt nieprawdopodobne, aby je zaakceptować.
Wyszedłem z sypialni ubrany w świeże ciuchy. Cała trójka czekała już na mnie, racząc się drinkami. Chwyciłem jednego i wychyliłem na raz, starając się usunąć z gardła ten dziwny metaliczny smak krwi.
- Sant, mamy już meldunek, gdzie jest Alexia? – zapytałem dolewając sobie odrobinę rudej. Nie chciałem odjechać tak jak ostatnio. To był pierwszy i ostatni raz, gdy wypiłem alkohol podany przez kogoś obcego.
- Pracowała w One California, potem była na zakupach, a teraz jest u swojej przyjaciółki, tej całej Holly.
Brunetka o niebieskich oczach, przypomniałem sobie. Pracuje w moim wydawnictwie, bo w międzyczasie zdążyłem wykupić cały ten biznes. Dziwne, że nie wróciła do swojego apartamentu. Miałbym na nią oko, a nawet więcej niż jedno. Chłopcy Ignacio dobrze się sprawili. W holu jest całodobowa recepcja, wszędzie kamery, wliczając w to jej mieszkanie. Dlaczego nie wróciła? Może boi się mieszkać sama? Po tym, co się stało na klatce schodowej, wcale się jej nie dziwię. Dlatego wolałbym, żeby mieszkała w jakimś naprawdę bezpiecznym miejscu, a jedyne takie jest w tym budynku.
Jasne... Już widzę jej minę i słyszę ten wrzask, który by się podniósł, gdybym zaproponował jej zamieszkanie tutaj. Ten apartament jest najbezpieczniejszym w całym budynku. Dwa dojścia na górę, przy czym jedno jest pod czujnikami ruchu i każde otwarcie drzwi ewakuacyjnych uruchomi cichy alarm.
- Dobra, to teraz kolejna sprawa... Co, do chuja jasnego, się dzieje?
- Mówiąc szczerze, Riina... Nie mam jebanego pojęcia – odpowiedział MacKenna.
- Uporządkujmy to, co wiemy – zaproponował Gloom. – Mamy na terenie jakiegoś psychopatę, który rozwala ludzi. Nie przypadkowych, ale tych, którzy chcą skrzywdzić twoją kobietę, Sebastiano. Nie zostawia śladów, poza szczątkami. Nie wiemy kim jest, gdzie się ukrywa i dlaczego to robi. Człowiek widmo.
- Mamy też nieznajomą kobietę, która już raz zaatakowała Alexię – dołączył Sant, wyjaśniając pokrótce w czym rzecz. – Mamy pewność, że obserwowała obydwa budynki. Tam, gdzie pracuje teraz Alexia i ten apartamentowiec. Może jestem jebnięty, ale wydaje mi się, że jej chodzi o nią, nie o ciebie, Sebastiano.
- Jesteście pewni, że to nie żadna z tych twoich... - MacKenna odchrząknął nie wiedząc jak nazwać Melindę i Natalię. Rozumiałem jego dylemat, w końcu pieprzył je kilka razy.
- Wywłok i nie są moje – odpowiedziałem zgrzytając zębami. – Nie pierdol się i mów szczerze.
- W porządku. Masz pewność, że to nie żadna z tych wywłok?
Sant podał im swój telefon, gdzie miał zdjęcie nieznajomej, które przesłał nam Grayson. Może powinienem z nim pogadać? Wkurwia mnie, bo kręci się koło mojej Alexi. Nie mam nad nim kontroli, choć w strukturach mafijnych stoi niżej ode mnie, ale nie ode mnie przyjmuje rozkazy. Skurwiel ma układy i większe możliwości, czego wynikiem może być to, iż nie znalazł tej baby w ich bazie danych. Zaczynam podejrzewać, że pracuje dla kogoś ważnego. Do tej pory siedział cicho i się nie wychylał. Obserwował co się dzieje i nigdy wcześniej nie interweniował. Nigdy, dopóki na scenę nie wkroczyła Alexia D'Angelo.
Ja pieprzę! O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego Grayson zaczął działać? Dlaczego te wszystkie jego działania mają związek z moją Alexią? A może...
- To Włoszka.
Szarpnąłem głową patrząc zaskoczony na Glooma, który trzymając telefon przyglądał się zdjęciu na ekranie. Podszedłem do niego, a ten podał mi aparat, rozsiadając się wygodniej. Sant pojawił się obok mnie zerkając przez ramię na ekran.
- Myślisz?
- Ja pierdolę, stary... Jak mówię, że ta baba jest Włoszką, to wiem to na pewno. Zdecydowanie nie jest Hiszpanką, ani Meksykanką. Wychowałem się wśród Włoskich kobiet i wiem co mówię, a mówię, że ta kobieta jest stuprocentową Włoszką.
- Sycylijka? – zainteresował się MacKenna.
- Nie wiem – Gloom wzruszył potężnymi ramionami. – Ale Włoszka.
- Chwila... - zacząłem, gdy nagle zaczęło mi coś klarować się w głowie. – Dany powiedział, że ci z magazynu mówili po włosku. Napis na ścianie też jest w naszym języku i ten, kto go zostawił, zdecydowanie miał na myśli kobietę.
- Ostrzeżenie.
- Dokładnie, Sant... - czułem jak gwałtowne emocje odbierają mi oddech. – Według mnie, to ostrzeżenie dla niej – uniosłem w górę telefon.
- Obserwuje laleczkę. Zaatakowała ją, a teraz wynajęła zbirów, żeby ją zabili? Tylko skąd wiedziała, że Alexia będzie akurat tego dnia w szpitalu? Poczekaj, Sebastiano... Ignacio powiedział, że Grayson Miller był w szpitalu. Rozmawiał z Alexią chwilę przed tym, jak opuścili budynek.
- Myślisz, że to jego sprawka? – zapytał MacKenna.
- Nie wiem, ale to wszystko jest w chuj dziwne. Nikt poza twoją ochroną nie wiedział, że ona jedzie do szpitala, a jednak zostali zaatakowani. Tak jak pierwszy atak w windzie miał ją tylko przestraszyć, to tym razem miała zginąć. Chyba się nie spodziewali, że auto jest kuloodporne.
- Cokolwiek się dzieje, wyłącz z kręgu podejrzanych Millera – powiedziałem zdecydowanym głosem. – Tak jak chuja nie trawię, tak jestem pewien, że to nie on stoi za ostrzelaniem samochodów. On ją, kurwa, chroni, ale nie mam jebanego pojęcia dlaczego.
- Kim jest ten cały Miller? – zainteresował się MacKenna.
- Trudno powiedzieć. Działa na pograniczu wszystkich organizacji, poruszając się w nich bez problemu i jest nie do ruszenia. Ma układy i cholernie duże możliwości, ale nie podlega pod żadnego z bossów.
- Myślisz, że może współpracować z Ruskimi?
- Nie mam pojęcia, Gloom. Moim zdaniem jest neutralny i nie trzyma się tylko jednej strony.
Wykluczyłem z całej układanki Millera, ale nie tak całkowicie. Coś planuje, to pewne. Sprawą tej małej dziwki i jej kontaktów z Adamo zajmę się trochę później. Na razie będzie siedziała pod kluczem. Zobaczymy, jak bardzo jej zniknięcie zaniepokoi samą Natalię i jej wuja. Gdybym wierzył w jebane jednorożce, mógłbym powiedzieć, że wywłoka nie miała pojęcia, co za jej plecami knuje wuj. Ale dajcie spokój, jednorożce zapierdalają po tęczy w bajkach, a to jest prawdzie życie. Jak dla mnie, w pierwszej kolejności chciała wyeliminować nieznane zagrożenie, czyli Alexię. Z Melindą znają się od lat, ale moja Alexia jest dla nich jedną wielką niewiadomą. Pewnie nie spodziewała się, że dziwka dosypie mi prochów w tym samym czasie, gdy razem z Melindą starały się dobrać do mojego fiuta. Dam rękę sobie uciąć, że liczyła na to, że po prochach będę odcięty od wszystkiego. Chciała, żebym ją zerżnął bez gumki, licząc na to, że zajdzie w ciążę.
Melinda widziała D'Angelo w biurze, a ja swoim zachowaniem mogłem zdradzić, że ta dziewczyna jest dla mnie kimś ważnym. Moja wina, bo gdy w grę wchodzi Alexia, całkowicie tracę wyczucie. Każdy wie, że po ataku na Alexię przyznałem jej status. Pewnie pojawienie się Nietykalnej pod moją ochroną cholernie zaniepokoiło rodziny Cesare i Adamo. Dodatkowo, od tamtego czasu olewałem Melindę, a na imprezie z Sycylijczykami była Natalia.
Ja pieprzę, ile problemów przez jedną kobietę! W piekle pewnie czekać na mnie będzie specjalny krąg z nimi wszystkimi. Nie mam jebanego pojęcia jak myślą kobiety, ale dla mnie to zupełnie inna liga. Domyślam się, że te ich ochy i achy też coś znaczą w ich babskim języku. Poza tym, widzą problemy tam, gdzie ich nie ma, a lekceważą te, które widać. Jednym słowem, jeżeli chcesz przetrwać i nie zwariować w świecie, gdzie twoim życiem rządzi kobieta, to albo musisz być gejem albo mieć jebaną anielską cierpliwość. Nie jestem ani gejem, ani Aniołem. Zdecydowanie nie!
- Niall, jak twój człowiek u Ruskich? - zapytałem.
- Po ostatniej akcji jeszcze się nie odzywał. Uzgodniliśmy, że będzie się ze mną kontaktował tylko w wyjątkowych sytuacjach. Jest za blisko starego, a ten ma pierdolca na punkcie ochrony i zdrajców.
- Wiecie co mnie zastanawia? - zaczął Gloom tym swoim dudniącym głosem. – Zaraz po strzelaninie wypuściliśmy naszych ludzi. Każdy nasz informator wiedział, że szukamy tych wozów i ludzi. Przez tydzień ukrywali się w dzielnicy, gdzie za dwa dolary możesz kupić ludzkie życie, a jednak nikt nie dał cynka, że oni tam są.
- Co insynuujesz?
- Pomyśl, Riina. Jesteś na swoim terenie. Masz za sobą nas i Irlandczyków. Ja pierdolę, stary. Takiej potęgi nie było nigdy w żadnym mieście, a jednak jest ktoś, kto leci sobie z nami w chuja. Ktoś, kto bez problemu pojawia się, robi swoje, a potem, kurwa, znika jak kamfora. Bez świadków, bez śladów, za to z odpowiednim sprzętem i małą armią na jego rozkazy. Przypomina ci kogoś?
- Egzekutor – warknąłem zwijając palce w pięść. – Kurwa, mamy na terenie Egzekutora mafii.
- Dokładnie. Pytanie, na czyje zlecenie działa. Z pewnością nie pracuje dla Sycylijczyków, ani tym bardziej dla tej babki, skoro właśnie rozjebał jej ziomków – wskazał brodą na telefon Santa. – Stary pakhan raczej wolałby mieć twoją kobietę żywą niż w kawałkach, więc zleciłby porwanie swoim bolevikom, a nie wysyłał Egzekutora.
- Kurwa! Mam taki pierdolnik w głowie... - warknąłem. – Tutaj nic nie trzyma się kupy, panowie.
W tym samym momencie telefon Santa zaczął wibrować. Przypomniało mi się, że muszę dać telefon do sprawdzenia. Dopóki nasi komputerowcy nie sprawdzą starego, nie będę go nawet ładował. Skoro ta dziwka nie bała się mnie naćpać, to równie dobrze mogła coś kombinować przy telefonie. Mogę mieć w nim pieprzony podsłuch. Nie wiem jak długo miała mój telefon w zasięgu ręki, ale biorę pod uwagę nawet to, że mogła na szybko zrobić przekierowanie rozmów i wiadomości na inny telefon. Nie będę ryzykował.
- Sebastiano? – przekręciłem głowę, zbyt zmęczony na coś więcej i uniosłem brwi, czekając aż skończy rozmawiać. – Twoja laleczka pojechała z koleżankami do klubu.
- Jakiego, kurwa mać, klubu? – warknąłem odzyskując energię. – Co ty pierdolisz?
- Ignacio właśnie zameldował, że są w tej chwili w CN19-89.
- Gdzie jest pieprzony Guido, do cholery? – podszedłem do Santa. – Puścił je?
- Jest razem z nimi. Mają lożę.
- Ja pierdolę, ta kobieta mnie wykończy...
Zignorowałem parsknięcie Santa i mijając go wparowałem do sypialni. Dobrze chociaż, że są w moim klubie, a nie szlajają się po jakichś spelunkach. Od razu przypomniałem sobie klub Silver i to, co się tam stało. Erekcja na zawołanie i cholerny namiot w kroku. Stek przekleństw wysyczanych przez zaciśnięte z wściekłości zęby wypełnił ciszę w garderobie, z której wyciągnąłem broń, wkładając ją jak zwykle za pasek spodni na plecach. Jakoś się nie mogłem przekonać do kabur. Lubiłem czuć chłodny metal blisko ciała. Potrząsnąłem głową i zakładając letnią marynarkę wróciłem do salonu.
- My się zbieramy – powiedział MacKenna, gdy tylko mnie zobaczył. – Skontaktuję się z wami, jak tylko uda się moim ludziom coś ustalić, albo odezwie się mój kontakt. Tylko nie zrób kolejnej rozpierduchy w mieście, Riina. Pamiętaj, że z kobietami trzeba postępować delikatnie. Zjebałeś, to nie zachowuj się jak neandertalczyk.
Zaśmiał się wchodząc do windy. Nie było już Alexi, więc nie było powodu, aby moi ludzie pilnowali apartamentu. Tak w zasadzie, to tych dwóch, którzy pozwolili jej wyjść, powinienem porządnie obić. Mają szczęście, że stanął za nimi Ignacio. Poza tym, po tym co odjebałem to i tak niewiele. Ta szalona kobieta mogła z zemsty puścić z dymem cały penthouse. Po D'Angelo mogę się spodziewać wszystkiego, a ona się tylko wyprowadziła.
Tylko?! Wolne, kurwa, żarty!
- Ja jej, kurwa, dam – syknąłem wciąż mając przed oczami jak w Silver kręciła tyłkiem na parkiecie. – Ostatnio musiałem skasować chujka, który chciał ją naćpać.
Na parkingu czekały jak zwykle przygotowane samochody łącznie z obstawą. MacKenna zabrał ze sobą Glooma, a ja razem z Santino władowaliśmy się do auta. Z przodu usiadł już Ignacio, zerkając na mnie zaniepokojony we wstecznym lusterku. Nie ma co... Już nawet moja osobista ochrona boi się tego, co mogę zrobić. A tak między nami, dzisiejszy dzień jest najgorszym z możliwych na konfrontację ze wściekłą kobietą. Za dużo tego wszystkiego jak na jeden cholerny piątek.
- Szefie, czterech naszych obserwuje dziewczyny. Mają obstawę przy loży, a barmani dostali polecenie, żeby zadbać o nie ze szczególną uwagą.
Czyli jednym słowem, zamawiając drinki przy barze będą miały w nich znikomą ilość alkoholu, żeby się nie urżnęły. Dobre i to. Tym bardziej, że za całą tą imprezę płacę ja. Nie żałuję jej alkoholu,. Choć wolę, jak nie pije, gdy nie ma mnie przy niej.
Dzień jak widać nie ma zamiaru się skończyć, pomyślałem widząc już z daleka nasz klub i długą kolejkę chętnych do wejścia w ten cholernie zaczarowany świat celebrytów. Minęliśmy główne wejście i podjeżdżając od tyłu, samochody zatrzymały się przed wejściem, z którego zawsze korzystałem. Wysiadłem nie czekając, aż Ignacio z chłopakami sprawdzi teren i ignorując sapnięcie Santa, ruszyłem w stronę tylnych drzwi.
Na mój widok pilnujący wejścia żołnierze wyprostowali się. Jeden rzut oka w ich stronę wystarczył, abym wiedział, że nie opierdalają się jak Ruscy pod ich kasynem. Kiwnęli mi głowami, odprowadzając wzrokiem. Rzadko bywałem w tym klubie, od kiedy otworzyliśmy Silver. Jak dla mnie zbyt sztywna atmosfera, szczególnie, gdy odwiedzają nas pieprzeni pseudo celebryci, którzy przychodzą do takich klubów, aby być widzianymi. Przed głównym wejściem zawsze czatują paparazzi, więc od razu zauważą i zrobią fotkę. W tym świecie zdecydowanie lepiej odnajduje się Sant i to on trzyma rękę na pulsie oraz przydatne kontakty. Dla mnie to jedno wielkie pierdolenie.
- Ty naprawdę chcesz, żeby cię ktoś odstrzelił – mruknął idąc obok mnie długim korytarzem. Byliśmy poziom niżej niż sam klub, ale nawet tutaj słychać było grzmiącą muzykę i drżącą podłogę pod stopami. – Mamy Ruskich na karku, więc nie odpierdalaj takich numerów.
- Racja – przyznałem, ale w gruncie rzeczy mało mnie obeszły jego słowa.
W tej chwili liczyła się tylko Alexia. Odetchnąłem głęboko, gdy po wejściu schodami na górę, znalazłem się w części biurowej. Nie miałem zamiaru szukać jej po całym klubie, w dodatku w piątkową noc. Wszedłem do pokoju, w którym siedzieli chłopaki, przyglądając się temu, co działo się na parkiecie.
- Boss – poderwali się z zajmowanych miejsc.
- Zlokalizujcie mi Guido – rzuciłem stając za nimi.
Na wielkich ekranach telewizyjnych podzielony na małe okienka mieli podgląd na cały klub, korytarze, schody prowadzące do VIP-owskich loży. Jak oni w tym wszystkim są w stanie coś zobaczyć, nie mam pojęcia. Ja już po chwili miałem mroczki przed oczami i wszystko zlewało mi się w jedną, wkurwiającą plamę. Mogłem iść od razu do samego klubu i odszukać go osobiście, ale nie chciałem tracić czasu na przepychanie się wśród tego motłochu. Jeszcze zacząłbym strzelać, a taka reklama nam teraz niepotrzebna.
- Jest tutaj – jeden z mężczyzn wskazał mi palcem na mały kwadrat prawie na środku ekranu jednego z wielkich telewizorów.
Pochyliłem się bliżej i faktycznie, to ten sukinsyn. Razem z jeszcze jednym mięśniakiem ojca, stał na samym skraju parkietu, wpatrując się w tańczący tłum.
- W porządku. Macie nie spuszczać go z oka. Jeżeli zmieni lokalizację dzwonicie do Ignacio.
- Rozkaz, szefie.
Wyszedłem z pokoju i z zaciśniętymi szczękami przeszedłem przez korytarz dla personelu do samego klubu. Już na wejściu hałas wkurwił mnie niemiłosiernie. Mimo klimatyzacji było cholernie duszno, a te pieprzone światła stroboskopowe doprowadzały mnie do szaleństwa.
- Gdzie ma lożę? – rzuciłem pytanie kierując się od razu w stronę schodów na piętro.
- Trzecia – krzyknął za mną Ignacio.
Przeciskając się przez nawalone towarzystwo stojące na schodach, w myślach odmierzałem już ilość cholernych klapsów, na które zasłużyła swoim wyjściem. Nie to, że jej zabraniam, ale na Boga! Mamy na ulicach jebaną wojnę z pakhanem. Wiem, że zjebałem i nie mam na to wytłumaczenia, a przynajmniej nie takiego, po którym nie będę się obawiał, że jak dorwie się do broni, to nie odstrzeli mi fiuta. Za jej celność mogę ręczyć. Że też Francesca akurat tego musiała ją nauczyć, pomyślałem idąc szerokim podestem. Dlaczego nawet nie wspomniała swojej upartej córeczce o tym, jak ma się zachowywać kobieta w pieprzonej mafii? Małe, wściekłe Rambo w spódnicy.
Przed lożą stało kolejnych dwóch z ochroniarzy. Prawie zeszli na zawał, gdy zobaczyli mnie idącego w ich stronę. Minąłem ich i wszedłem do środka. Oczywiście, tak jak się mogłem tego spodziewać, loża była pusta. Kurwa jebana mać! Podszedłem do barierki szukając w tłumie Alexi. Na parkiecie i dookoła trzech barów były tłumy. Tak samo wzdłuż dwóch ścian, gdzie znajdowały się małe loże. Pieprzeni imprezowicze! Pijane dziewczyny, z których część obudzi się jutro w nie swoich łóżkach z pytaniem, jakim cudem dały się przelecieć bandzie pijanych facetów. Wśród tego tłumu znajduje się teraz moja Alexia...
- Tam jest Guido – krzyknął Sant pokazując mi mężczyznę, który właśnie przeciskał się w stronę baru.
Obserwowałem jak zaraz za nim ruszyli moi ludzie. Nie trzymali się na uboczu, więc Alexia z pewnością ich zauważy, a tym bardziej ten sukinsyn, Guido. Pytanie, gdzie jest teraz ta cholerna...
- Ja pierdolę – warknąłem zamykając na chwilę oczy.
- O kurwa, stary – wyjęczał obok Sant.
To się, kurwa, nie dzieje naprawdę, pomyślałem zgrzytając zębami. Dosłownie czysta wściekła furia popłynęła moimi żyłami na widok Alexi ubranej w to... To cholerne coś, wywijającej tyłkiem na parkiecie w pobliżu baru. Pieprzony strzępek firanki ledwo zasłaniającej jej tyłek i cycki. Niebieskie gówno, którego żywot zakończy się w śmieciach. Nie... Już szybciej spalę to cholerstwo bo ze śmieci gotowa wyjąć i na złość paradować w tym po cholernym Los Angeles.
Dlaczego ona? Dlaczego ta uparta, wkurzająca, zmysłowa istota?
Pewnie zaraz usłyszę, że w swoim życiu napatrzyłem się na więcej kompletnie nagich kobiet, niż przypada to statystycznemu obywatelowi, a Alexia, jakby nie było, ma na sobie to coś imitujące sukienkę. Racja. Tylko, że to były dziwki i ich ciała były dla wszystkich. Moja Alexia nie jest dziwką i zdecydowanie nie zgadzam się, żeby gapili się na nią mężczyźni. Tak jak tych dwóch, którzy teraz oderwali się od kurewskiego baru podchodząc do niej.
No, kurwa, nie sądzę, skurwiele!
- Sebastiano, tylko, kurwa, nie szalej – warknął za mną Sant, gdy wypadłem z loży na schody. – Po chuj wziąłeś giwerę?
Zignorowałem go, tak jak i ochronę, która ruszyła za mną. Przedzierałem się w stronę tego cholernego baru, nie mogąc pozbyć się obrazu Alexi z tymi facetami. Kątem oka widziałem, jak moi ludzie zaczynają się przemieszczać w stronę dziewczyny. Tyle, że gdy w końcu stanąłem w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą widziałem Alexię, jej już nie było. Z uczuciem narastającej w piersi paniki i coraz większego wkurwienia, zacząłem rozglądać się za dziewczyną. Tłum ludzi bujający się na parkiecie po mojej prawej stronie przesunął się w bok, a moje spojrzenie spoczęło na pieprzonej perfekcji...
Ruchem ręki powstrzymałem Santa przed podejściem do mnie i jak ciągnięty na sznurku zbliżyłem się do tańczącej dziewczyny. Jej szczupłe łydki były oplecione złotymi paskami sandałków, podkreślając ich kształt i długość. Kiecka, ten cholerny strzęp błękitnego materiału, którego zabrakło na plecy więcej odsłaniała, niż ukrywała. Widząc jak faceci ślinią się na widok Alexi, miałem ochotę wyciągnąć gnata zza pleców i odjebać ich jak kaczki.
Stanąłem za nią i objąłem delikatnie ramieniem w talii, przysuwając się bliżej. Drgnęła nieznacznie, ale zaraz potem wtuliła w moją pierś, kołysząc się w rytmie muzyki. Pochyliłem głowę, przesuwając nosem wzdłuż jej szyi i składając mokre pocałunki, przycisnąłem usta do szczególnie wrażliwego miejsca, wciągając delikatną skórę do ust. Zacisnąłem palce na szczupłych biodrach i dociskając własne, wbiłem twardego fiuta w plecy Alexi dociskając jej ciało coraz mocniej do siebie. Pociemniało mi w oczach.
- Moja Alexia – wyszeptałem w jej szyję. – Moja... Tylko moja...
Nie zwolniłem uścisku nawet, gdy zaczęła odwracać się w moich ramionach. Uniosłem głowę, patrząc z uśmiechem na moją kobietę. Przesunąłem kciukiem po wilgotnych ustach, czując jak cholernie mokro robi się w moich bokserkach na widok jej rozmarzonego spojrzenia. Zdecydowanie wolę ją bez tego makijażu, ale naprawdę wygląda cholernie seksownie. Ciemny cień do powiek podkreślił jedynie jej piękny kolor oczu i długie rzęsy. Alexia ma taki typ urody, że nie potrzebuje każdego ranka spędzać całych godzin przed lustrem.
Najbardziej podoba mi się, gdy budzi się z tymi włosami roztrzepanymi we wszystkie strony i opuchniętymi ustami. Mam wtedy takie marzenia, że lepiej iż nie potrafi zajrzeć do mojej głowy. Powiedziałaby, że jestem zboczeńcem. Jestem, ale tylko przy niej, bo te wszystkie brudne myśli, jakie mam od kiedy ją poznałem, wyniosły mnie na jakąś inną orbitę.
Patrząc na Alexię wyczułem moment, w którym z oszołomienia muzyką, alkoholem i naszym zmysłowym tańcem, zaczęła dostrzegać co się dookoła niej dzieje. Najpierw rozejrzała się na tyle, na ile pozwoliły jej na to moje ramiona, którymi oplotłem ją w biodrach. Potrząsnęła głową, jakby z niedowierzaniem i dopiero wtedy spojrzała na mnie.
O. Kurwa!
Ten wzrok przepełniony furią zmroził mnie w ułamku sekundy. Zanim zdążyłem zareagować, wyrwała się z moich ramion i robiąc zamach, z całej siły przyjebała mi pięścią w szczękę. Pisnęła łapiąc się za dłoń, a ja zatoczyłem się do tyłu, wpadając na kogoś stojącego za mną.
- Kurwa mać! - pisnęła.
Minęła mnie przyciskając dłoń do siebie i lawirując pomiędzy moją ochroną, która stanęła za nami, zaczęła przedzierać się w stronę swojej loży. Poruszyłem szczęką, czując pulsowanie i kurwa, miałem ochotę przetrzepać jej za to pośladki. Ruch za plecami Ignacio zwrócił moją uwagę na mężczyznę obserwującego całe zdarzenie, z tym cholernie ironicznym grymasem, który już niejednokrotnie chciałem zetrzeć z jego gęby.
Grayson Miller... Dlaczego wiecznie się, kurwa, kręci koło Alexi? Obok niego stał kolejny kutas, Roth, pieprzony architekt z Nowego Yorku. Ja pierdolę! To tych dwóch skurwieli sapało nad Alexią, a ten drugi miał czelność jej dotknąć!
Nie wiedziałem, czy Jackson wie, z kim chcą wejść w interes z budową swojego hotelu, ale teraz gówno mnie to obchodziło. Jest na moim terenie i złamał moje jebane prawa, kładąc swoje łapska na mojej kobiecie.
Wyprostowałem się i uśmiechając się podszedłem do tych fiutów. Mój uśmiech musiał już zdziałać swoje, bo Roth poruszył się niespokojnie, zerkając na Graysona. Przysięgam, jestem w takim stanie, że bez wahania rozpierdolę obojgu te ich parszywe łby.
- Znasz zasady, Miller – warknąłem. Moi ludzie otoczyli nas ciasnym kręgiem. Nie musiałem krzyczeć, a jedynie podnieść głos, żeby dobrze mnie zrozumiał. – Nic się nie zmieniło. Ta kobieta i jej tyłek należą do mnie. Trzymaj się z daleka i dopilnuj, żeby twój kolega zrobił to samo.
Odwróciłem się i ruszyłem za Alexią, która właśnie mignęła mi na schodach. Chyba coś zrobiła sobie w rękę, bo wciąż trzymała ją blisko siebie. Ludzie widząc jak w otoczeniu ochrony idę przez tłum jak lodołamacz, odsuwali się byle nie wejść mi w drogę. Wpadłem za nią do loży, czując jak jebana furia rozsadza moje żyły. Przy tej kobiecie coś takiego jak opanowanie to pieprzona mrzonka. Poruszyłem szczęką, czując dotkliwe pulsowanie. Kurwa! Te jej małe rączki nie tylko robią wodę z mózgu, gdy trzymają fiuta, ale i potrafią nieźle przypierdolić. Jak dostałem, to prawie mnie zamroczyło.
- Jeżeli po twojej całotygodniowej libacji mało ci kurew, to radzę ci wrócić tam, gdzie byłeś razem ze swoim kumplem – wskazała brodą na Santa. - Twoje panienki zajmą się tobą bo tutaj jak widzisz, żadnej kurwy nie ma.
Zaraz... O czym właściwie teraz mówimy? No jasne! Cholerne zdjęcia, które wysłała do niej ta mała dziwka. Z każdą mijającą sekundą mam kurewsko wielką ochotę wrócić i skręcić suce kark. A potem naprawdę porządnie przetrzepać pośladki D'Angelo. Jezu Chryste, ile w tej kobiecie jest pieprzonego gniewu! Stoi to taka kruszyna, z dłonią zanurzoną w kuble z lodem i dosłownie zabija mnie wzrokiem. Ona nigdy się mnie nie bała. Nigdy, kurwa, ani przez chwilę. Nawet, gdy dowiedziała się, kim jestem. Ba! Nawet rozjebała mi wtedy wóz!
- Alexia, do cholery!
- Mam dość – powiedziała osuszając dłoń. Pochyliła się zabierając torebkę z sofy. – Dość tego, że traktujesz mnie jak swoją dziwkę. Nie jestem nią.
- Przestań, do cholery! – warknąłem łapiąc ją za łokieć, gdy zrobiła krok w stronę wyjścia z loży.
W progu stały już jej koleżanki, a nawet ten sukinsyn Grayson z tym pętakiem z Nowego Yorku. Za to, że położył swoje łapska na mojej kobiecie powinienem skurwiela odstrzelić. To, że Alexi nie podoba się status Nietykalnej nie oznacza, że przestała należeć do mnie i o tym powinien wiedzieć każdy fiut, a tym bardziej Grayson.
- Posłuchaj mnie, panie boss... Nie jestem twoją własnością, cokolwiek uroiło się w twojej głowie, rozumiesz?
- Pozwól mi wyjaśnić... – zacząłem.
- Ale co? To, że zamknąłeś mnie w swoim cholernym apartamencie, czy to, że przez ten cały czas świetnie się bawiłeś? Już ci powiedziałam...
- To nie było tak... - wydusiłem stając tyłem do tego całego towarzystwa. - Proszę, pozwól mi wyjaśnić.
- Wiesz co? Nie chcę.
Cholerna kobieta, warknąłem w myślach zupełnie bezsilny. Gdybym teraz przerzucił jej tyłek przez ramię i zabrał do swojego apartamentu, popełniłbym kolosalny błąd. Alexia jest na mnie tak cholernie wściekła, że gdzieś musi wyładować tę wściekłość i zapewne byłbym to ja. Znając siebie i to jak działa na mnie jej bliskość, rzuciłbym ją na łóżko i najpierw porządnie zerżnął, aż nabrałaby rozumu, a dopiero potem wszystko wyjaśnił.
Muszę dać jej kilka dni na uspokojenie. Tak chyba będzie najlepiej. Poza tym klub nocny i obecność tych wszystkich ludzi, jakoś nie sprzyja takim rozmowom.
Wyprostowałem się i wkładając ręce do kieszeni spodni spojrzałem z góry na dziewczynę. Próbowałem nie patrzeć na tę cholernie krótką kieckę, którą miała na sobie i przez którą wcześniej dostałem takiego pierdolca, a potem strzała z pięści. Ludzie, to istny cud, że faceci nie padają jak muchy, gdy przechodzi obok nich. Na widok jej długich nóg w tych pieprzonych szpilkach mam ochotę zębami ściągnąć z niej każdą jedną nitkę odzienia. Mała petarda, D'Angelo...
Odjebało mi na punkcie tej kobiety. Wychodzi na to, że pijany, czy naćpany jak stodoła, mam w dupie wszystkie inne bo dla mnie liczy się tylko ta mała, pyskata cholera.
Jeszcze nigdy nie ustąpiłem. To moje słowo było prawem i nie uznawałem sprzeciwu. Prędzej zastrzeliłbym frajera, niż cofnął się o krok lub zawahał. W tym jednym jedynym przypadku, kładąc na szali to, kim jestem i kim mogę się stać bez tej kobiety, chwilowo odpuszczę. Dla tej małej kobietki zrobię wszystko. Nawet ustąpię, ale się nie poddam. Należy do mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro