Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Sebastiano...

Nie odpuściłem...

Ktokolwiek powiedziałby mi to w twarz, rozjebałbym go z mojej czterdziestki czwórki. Nigdy nie odpuszczam, w żadnej sprawie. Niech sam fakt, że za moimi plecami mówią o mnie Invictus świadczy o tym, że nigdy się nie poddaję.

Co prawda w przypadku Alexi D'Angelo chwilami zupełnie sobie nie radzę i za chuja nie mam pojęcia dlaczego, ale dojdę do tego. Traktowanie jej, jako mojej pracownicy poszło się jebać w chwili, gdy zorientowałem się, że to dziewczyna z przyjęcia. Ja pieprzę! Każdej sekundy, gdy widziałem ją siedzącą za tą pieprzoną matową szybą miałem ochotę robić z nią dużo bardzo złych rzeczy... Rozkosznie zboczonych rzeczy... Ma szczęście, że jeszcze nie odpierdoliło mi tak, żeby wprowadzić pracujące weekendy, choć raz, czy dwa myślałem o tym. Nawet o nocnych zmianach. O wszystkich sposobach, aby mieć możliwość trzymania jej jak najdłużej w biurze, z dala od życia, do którego wtedy nie miałem dostępu, jako Sebastiano. Wlazła do mojej głowy, czasami wkurwiając mnie niemiłosiernie, bo wystarczyła jakaś duperela, a ona od razu pojawia mi się w myślach.

To, jak spojrzała na mnie na przyjęciu u Santa. Prawie przestałem wtedy oddychać, patrząc w jarzące się ogniem turkusowe tęczówki.

To, jak zobaczyłem ją pierwszy raz, a ta cholerna spódniczka opinała się na najseksowniejszym tyłku, na jaki dane mi było patrzeć. Z trudem wtedy powstrzymałem się przed przełożeniem jej przez ten cholerny stół, o który się opierała i zerżnięciem do nieprzytomności.

To, jak rzuciła mi wyzwanie i to niejeden raz... Jej nie dasz mi rady, chłopcze sprawiło, że w sekundzie, gdy te słowa opuściły te zmysłowe usta chciałem jej pokazać, że mogę dać jej więcej, niż myśli.

To, jak słodka się okazała i pełna kurewskiego ognia. Taka ciasna. Taka wilgotna. Tak cholernie idealna.

To, jak wycelowała we mnie pieprzony pistolet... Pierwsza osoba w całym moim życiu, która to zrobiła. Pierwsza, której nie potrafiłem zabić, choć powinienem.

Pierwsza...

Walczę... Mam wrażenie, że nie robię nic innego, tylko walczę. Tyle we mnie sprzecznych ze sobą emocji, tyle wątpliwości. Miałem jasno wytyczoną drogę, wiedziałem, co i kiedy powinienem zrobić i słowo daję, nie przewidziałem pojawienia się w moim życiu pyskatej cholery, którą miałem ochotę udusić i jednocześnie zerżnąć do nieprzytomności. Rozprasza mnie, dekoncentruje i podnieca tak, jak żadna przed nią.

Każda jedna decyzja, jaką podjąłem w związku z Alexią idzie się jebać. Jeszcze nigdy nie byłem tak cholernie niestabilny i rozkojarzony. Teraz okazało się, że do końca życia będzie tkwiła w moim świecie. Mamy ją chronić. Mamy się nią opiekować, bo tak nakazuje nam nasz honor. Tyle, że czuję znacznie więcej w stosunku do tej kobiety i to cholernie, kurewsko mnie przeraża. Nie chcę być słaby, a przy niej taki właśnie jestem. Działam bez planu, bez przemyślenia każdego szczegółu i wciąż stawiam ją na pierwszym miejscu.

A tak nie powinno być, do diabła!

Jedno myślałem, a drugie robiłem, tłumacząc każdą jedną decyzję troską o jej dobro i bezpieczeństwo. Przysięgam, że w chwili, gdy zorientowałem się, że zniknęła, byłaby bardziej bezpieczna w łapach pakhana, niż w moich rękach, gdybym ją w końcu dorwał. A wkurwianie mnie to chyba jej nowe hobby. To jej ignorowanie mnie i każdej mojej wiadomości doprowadzało mnie do jebanej kurwicy. Co za uparta baba! Wiedziałem, że będę przez nią przechodził przez pieprzone piekło w chwili, gdy zobaczyłem jej seksowny tyłek. Nic się w tym zakresie nie zmieniło poza tym, że podoba mi się coraz bardziej.

Nie tyłek, bo to rozumie się samo przez się i mam co do niego całkiem konkretne plany, ale mam najebane w głowie przez jej zadziorność. Jeszcze nie spotkałem w swoim życiu kobiety, która tak jak Alexia doprowadzałaby mnie do wściekłej kurwicy swoim nieposłuszeństwem i impertynencją. To dla mnie takie niespodziewane. Takie nieoczekiwane. Tak kurewsko podniecające. Kurwa! Za każdym razem, gdy zaczyna się na mnie irytować, dyskretnie rozglądam się za jakąś odpowiednią powierzchnią płaską, zastanawiając się, czy jak bym zerwał z niej majtki, dotrwałbym do chwili, gdy w nią wejdę, czy spuściłbym się od razu. Jezu! To już gorzej niż pieprzone uzależnienie, z którym naprawdę nie wiem, co mam zrobić. Jestem podniecony praktycznie przez cały czas, a to nie wróży jej niczego dobrego, gdy ją dorwę.

Byłem na nią tak wkurwiony za zniknięcie i za pieprzonego Maclarena, że musiałem wyładować gdzieś nagromadzone we mnie emocje, które wciąż się we mnie szarpały. Nagle całe moje uporządkowane życie zaczęło się pieprzyć i to dosłownie. Frustrację na Alexię wyładowywałem w klubach, pieprząc dziwki, albo pieprząc się z Melindą. Z nimi jest łatwiej. Nie muszę angażować żadnych uczuć i zastanawiać się nad tym, co faktycznie czuję. Pieprzę... Mocno... Ostro... Wpadłem w jakąś pierdoloną manię, za którą chowałem własne emocje. Jeszcze nigdy nie byłem tak cholernie wyprany ze wszelkich uczuć. A jednak za każdym razem, gdy dochodziłem, widziałem przed sobą jej twarz, gdy mierzyła we mnie z tej jebanej giwery i wściekłość w turkusowych oczach.

W tej chwili Alexia D'Angelo jest dla mnie cholernym problemem i nadciągającymi kłopotami. Jeżeli jej nie odnajdę i pozwolę, aby wpadła w łapy pakhana stracę twarz... Ale nie tylko. Coś w środku mnie zaciska się za każdym razem, gdy pomyślę o wszystkich możliwych konsekwencjach, jeżeli coś się jej stanie. Ten pieprzony instynkt każący mi bronić jej wciąż jest cholernie silny, a nawet powiedziałbym, że rośnie w zastraszającym tempie. Chronienie jej tyłka to cholernie trudna sprawa, bo za chuja nie wiem, gdzie teraz ten tyłek się znajduje.

Ja pierdolę! W najgorszym z możliwych momencie. Coraz bliżej do przyjazdu Sycylijczyków i naszych. Dzieki Bogu za Santa, który zajął się wszystkim, nawet przygotowaniem imprezy w klubie. Za każdym razem, gdy myślę o tym, co będzie się tam działo, dostaję dreszczy. Wierzcie mi, widziałem wiele rzeczy i w wielu rzeczach brałem czynny udział, ale to... Może to dobrze, że Alexia siedzi w bezpiecznym miejscu? Bratva dalej nie może jej namierzyć, a trzymanie jej z daleka od tych zboczeńców i psychopatów mogłoby być kurewsko trudne, gdyby siedziała w swoim biurze. Wieść o pojawieniu się Nietykalnej zapewne dotarła i do nich. Zlecą się jak pierdolone sępy, żeby zwietrzyć okazję i przekonać się, kim jest. Nie są głupcami, wystarczyłoby, żeby ją zobaczyli, a pierdolenie o tym, że jest tylko moją asystentką mógłbym wjebać do pieca. Jest zbyt piękna, zbyt seksowna, pieprzona pokusa... Jakbym nie był na nią wściekły, jak bardzo chciałbym ją sprać po tym słodkim tyłku i udusić za wszystkie jej odzywki, nie potrafię powstrzymać w sobie tej cholernej zaborczość i tego za chuja nie rozumiem...

Nie jestem głupcem... Dotarły do mnie wieści, że Oryginały przysłali swoich szpiegów. Zjawili się krótko po wyznaczeniu terminu przekazania władzy. Chcą wiedzieć, z kim przyjdzie im się zmierzyć. Chcą, żebym przywrócił stare porządki i pozwolił na handel dziećmi i kobietami. Mogą sobie, kurwa, pomarzyć! Póki żyję, nigdy! Dlatego tak węszą... Wyczekują tylko momentu, w którym opuszczę gardę i okażę słabość. Chcą naszych terenów, naszych wpływów i naszych dostawców. Na swoim terenie żyją we względnej zgodzie z innymi organizacjami, bo lokalnych strzelanek nie ma co brać po uwagę, gdy gra toczy się o grube miliony. Marzą im się nasze kobiety i dzieci, którymi mogliby zasilać własne burdele. Ten rynek jest jak gąbka. Chłonie wszystko i wszystkich. Na zawsze...

- Przystopuj, Sebastiano – poradził mi Sant zalewie kilka dni temu, gdy po zniknięciu Alexi, po przyjściu do klubu Silver od razu zacząłem pić. – Mamy na karku skurwieli z Sycylii. Chyba nie chcesz im pokazać, że jesteś słaby przez kobietę.

- Radzę ci zamilknąć - warknąłem zerując kolejnego drinka. - Po prostu, do kurwicy doprowadza mnie ta sytuacja.

- Wiem. Ale wiem też, że gdyby ją mieli, dowiedziałby się o tym cały nasz świat. Od lat polowali na Francescę, a ty pokazałeś wszystkim, że nic co należy do Cosa Nostry nie pozostaje bez ochrony.

Nie odpuściłem... Po prostu skupiłem się na czymś innym, bo wiedziałem, że Sant ma rację. Słabość w naszym świecie to pewna śmierć. Znalazłem równowagę. Kruchą i nie do końca stabilną. Miałem wrażenie, jakbym stał na dwóch szalach tej samej wagi i chybotał się na nich, w zależności od sytuacji.

Wszystko zaczęło się układać. Zapanował względny spokój i już z niecierpliwością wyczekiwałem tego dnia, gdy cała organizacja znajdzie się w moich rękach. Kilka razy spotkałem się w klubie z Gloomem. Jego ludzie wciąż szukali drugiej osoby, która uciekła spod apartamentu Alexi i oczywiście śmiecia, który to zlecił. Nie był to sam pakhan. Mógł wydać rozkaz, ale ja chcę mieć tych, którzy to przygotowali. Z tym sowieckim psem zmierzę się, jak oczyszczę teren z Sycylijczyków. Do tego czasu, powinniśmy dowiedzieć się o nim wszystkiego. Znaleźć słabe punkty i wyjebać na Kamczatkę, tam gdzie jego miejsce. Najlepiej w urnie, żeby mieć pewność, iż skurwiel nie zmartwychwstanie.

Była niedziela. Półtora tygodnia od zniknięcia Alexi i czas, gdy już w powietrzu unosił się ten specyficzny zapach zbliżającego się niebezpieczeństwa. Za sześć dni będzie po wszystkim. Oficjalnie przejmę organizację i wszystkie rodziny. Razem z Santino jak zwykle siedzieliśmy w jednym z naszych klubów. Dołączył do nas Gloom, tym razem bez Harda.

- Porządnie zalazł ci za skórę – zaśmiał się ochrypłym głosem Gloom, rozsiadając się wygodnie na kanapie. Jedno ramię zarzucił na oparcie, wybijając palcami sobie tylko znany rytm. Palcami drugiej ręki kołysał niską szklaneczką, wpatrując się w brązowozłoty trunek. – Jest coś, co mi cholernie nie pasuje w tej całej sprawie.

- Mianowicie? – gestem dłoni odesłałem dziwki, choć Sant jak zwykle miał nieszczęśliwą minę.

- Słuchaj... To po prostu wygląda dziwnie... Skupiliśmy się na tych, którzy wciąż się ukrywają, a nie zastanowiliśmy nad tym skurwielem, którego znaleźliśmy martwego.

- Mów dalej.

- Moi chłopcy byli tam pierwsi. Według nich, to nie wyglądało jak likwidacja niewygodnego świadka, a raczej jak...

- Egzekucja? – zapytałem przypominając sobie zdjęcia i rozpieprzone wszędzie szczątki tego sukinsyna. Nie mamy pewności, czy to on był odpowiedzialny za atak na Alexię, bo nie mamy żadnych jego zdjęć. Dlatego tak cholernie zależy mi na ujęciu wszystkich zamieszanych w to osób. – Jesteś pewien?

- Słuchaj... Niejedno widzieliśmy w naszym życiu i już praktycznie nic nas nie rusza. Ten, kto zajebał tego gnoja był wściekły. Był przepełniony furią. Odrąbał mu dłonie, odciął kutasa i połamał ręce. Wcześniej był torturowany przez kilka godzin. Powiedz mi... Jak ty ukarałbyś gwałciciela? Kogoś, kto odważyłby się skrzywdzić należącą do ciebie kobietę. Gdyby ona znaczyła coś dla ciebie...

- Poza standardowym wielogodzinnym przywitaniem w naszych specjalnych pokojach, na do widzenia odciąłbym mu kutasa i władował do dupy – odpowiedziałem bez wahania. – Poczekaj! Ten skurwiel miał fiuta w dupie... Ja pierdolę... - spojrzałem na milczącego Santa.

- Czyli co? Mamy na naszym terenie mściciela? – zapytał Sant. – W jakiś sposób dowiedział się, że skurwiel chciał zgwałcić dziewczynę i wykonał wyrok?

- Nie, to było bardziej... Osobiste, chyba tak mogę powiedzieć – odpowiedział Gloom. – On go zmasakrował. W porządku, to była egzekucja, ale wyjątkowo brutalna i krwawa. Zostawił czytelną wiadomość, że kolejna próba skończy się dokładnie tak samo.

W pierwszej chwili przyszedł mi do głowy ojciec. W końcu to za jego kadencji i z jego rozkazu Francesca D'Angelo zastrzeliła młodego Mironova i to na nim spoczęła konieczność zapewnienia jej i jej bliskim bezpieczeństwa. Jednak ojciec bez słowa wyjaśnienia wpakował mi Alexię do biura, zostawiając ją z nieliczną ochroną. Nie tak powinien się zachować wiedząc, że pakhan wie o jej istnieniu i będzie chciał dorwać dziewczynę. Nasuwa się pytanie... Od kiedy Rusek wie, że Francesca miała adoptowaną córkę i jak ja namierzył? Mamy kreta, to potwierdziłem w czasie ostatniego pobytu w Nowym Yorku, ale nie sądzę, żeby oprócz przekazywania informacji o dostawach na Wschodzie, węszył również w sprawie D'Angelo i to pod moim nosem. Zbyt duże ryzyko, że zorientowałabym się w sytuacji, a co robię ze zdrajcami wiedzą wszyscy...

- A ci, których szukamy?

- Stawiałbym raczej na to, że już ich nigdy nie odnajdziemy – mruknął gardłowo Gloom. – Nie chcę być złym prorokiem, ale ten, kto załatwił napastnika, załatwił też pozostałych. Pierwszego zostawił, jako przestrogę dla tych, którzy będą chcieli próbować.

Opadłem plecami na oparcie zakładając ręce za głowę. To ma sens. To ma cholerny sens, poza tym, że za chuja nie mam pojęcia, dlaczego ktoś miałby chronić Alexię. W dodatku przed rosyjską mafią... Ten ktoś, albo jest taki głupi, że nie zdaje sobie sprawy, komu naprawdę robi do talerza, albo ma kurewsko mocne zaplecze i nawet pakhan mu nie podskoczy. Albo jest kompletnym idiotą, wykonującym jakąś pieprzoną misję samobójczą.

- Szukamy dalej – spojrzałem na Glooma, a ten kiwnął tylko głową. – Każda jedna informacja o tym, co się stało w tym opuszczonym domu powinna być przekazana do ciebie, albo bezpośrednio do nas. To ma wyglądać, jakbyśmy nadal szukali pozostałych, ale teraz skupmy się bardziej na informatorach. Może uda nam się namierzyć naszego mściciela.

Przez resztę nocy siedziałem pijąc i patrząc jak Sant i Gloom ostro zabawiają się z dziewczynami, podczas gdy dwie nasze najlepsze dziewczyny na zmianę ssały mojego fiuta. Chyba w tygodniu zadzwonię do Melindy, bo mam ochotę na w miarę normalny seks, a nie tylko spuszczanie się w gardłach dziwek. Muszę się rozluźnić i odstresować, bo od natłoku myśli zaczyna mi odpierdalać, a do tego Melinda nadaje się idealnie. Żadnych emocji, żadnych pyskówek, bo po ostatniej akcji, gdy wystawiłem ją, a potem ignorowałem, dziwnie przysiadła na tyłku.

To co powiedział Gloom dało mi dużo do myślenia. Jeżeli prawdą jest to co podejrzewamy, to mamy na swoim terenie uzbrojonego i wściekłego wilka, który sam wymierza sprawiedliwość. Wieść, że szukam winnych napaści na Alexię została przekazana do podziemnego świata w przeciągu kilku godzin po ataku, a psy zostały spuszczone. Nie chce mi się wierzyć, że ten ktoś nie wiedział, na czyj teren wpieprzył się za swoją robotą. Albo nie bierze na poważnie Cosa Nostry, albo... Tutaj właśnie kończą się moje domysły.

Miałem więcej pytań niż odpowiedzi i powoli zaczynało mnie to wyprowadzać z równowagi. Niewiedza to pewna śmierć. Jak mam zapewnić jej bezpieczeństwo, skoro najważniejsze karty są wciąż zakryte. W tej chwili, najbezpieczniejsza jest tam, gdzie się ukryła i jestem skłonny przyznać Santino rację. Skoro my nie możemy jej namierzyć, tym bardziej nie namierzą jej ludzie starego.

Dlatego tylko ze względu na Sycylijczyków i Ruska, odrobinę odpuściłem, pozwalając Alexi siedzieć w tym jej bezpiecznym miejscu. Przez chwilę...

Był wtorek... Zostały dokładnie cztery dni... Tylko tyle. W sobotę nastąpi ostateczne przekazanie władzy. Ojciec, niech go szlag trafi, zjawi się dopiero w piątek wieczorem. Nie wiem, co odpierdala tym razem, ale pewne rzeczy muszą zostać wyjaśnione. Między innymi sprawa Alexi. Jechałem właśnie do Two Plaza. Cały tydzień miałem pieprzone pielgrzymki każdego skurwiela, który zjechał już do Los Angeles. Nie... Jeszcze nie składają dowodów lojalności, na to są zbyt chciwi i sprytni. Nie odsłonią swoich kart przed przeciwnikami, nie pokażą swoich prawdziwych twarzy. Zacząłem zastanawiać się, z kim dzisiaj przyjdzie mi się użerać. Zaledwie wczoraj pojawił się pieprzony Gotti, żywy chodzący trup. Jeszcze nie wie, że każdy krok zbliża go do ostatecznej granicy, gdzie spotka swoją przeszłość w postaci syna i koniec w postaci śmierci.

Nie zdziwiło mnie, że pojawił się, jako pierwszy. To właśnie on od lat trzyma swoją łapę na międzynarodowym handlu dziećmi i kobietami. A teraz mam powody podejrzewać, że wziął się za handel narządami. Na razie tylko uśmiecha się, ściskając mi dłoń. Takich jak on będzie więcej. Aż do dnia inauguracji, gdy przekonają się, z kim będą mieli do czynienia. Badają grunt. Szukają dojść. Chcą znaleźć słabe punkty.

Powodzenia, skurwiele! Nie mam żadnych.

Siedzący na przednim siedzeniu Ignacio odebrał telefon, po czym dał znać kierowcy, żeby zjechał na pobocze.

- Co jest? – rzuciłem odkładając na bok telefon, na którym sprawdzałem pocztę. Trochę zacząłem się martwić, ponieważ Alexia wciąż nie podłączyła się jeszcze do systemu. Dziwne o tyle, że od półtora tygodnia zaczynała pracę wyjątkowo regularnie. – Ignacio?

- Mamy problem, boss... Nasi w One Plaza zameldowali, że właśnie zjawiła się tam Alexia D'Angelo.

- Że co, kurwa, zrobiła? Zawracaj! – krzyknąłem do kierowcy. – Daj im znać, że mają ją zatrzymać w budynku do mojego przyjazdu. Niech ustawią się przy każdym wyjściu ewakuacyjnym i przy każdej pieprzonej windzie. Ma tam być – warknąłem. - Rozjebię ich, jeżeli im się wymknie!

Rozpętał się zbiorowy chaos, gdy wszystkie trzy SUV-y zawróciły w tej samej chwili, blokując cztery pasy ruchu. Zacisnąłem palce na siedzeniu, gdy zarzuciło mnie na okno. Dziękowałem Bogu, że zdecydowałem się jeździć do pracy z ochroną. Gdybym ja odebrał ten telefon, chaos to zbyt spokojne słowo, które określiłoby to, co zrobiłbym na ulicach miasta, by dotrzeć jak najszybciej do One Plaza.

Dlaczego teraz? Dlaczego tam? Dlaczego nie mogła siedzieć na tyłku jeszcze tych kilka pieprzonych dni?! To właśnie cała Alexia D'Angelo. Nigdy nie wiadomo, co odpierdoli, jednak tym razem skutki mogą być katastrofalne. Mam ludzi rozproszonych po całym Los Angeles. Wszędzie zwiększoną ochronę i to nie tylko z uwagi na zjeżdżających się capo ze swoimi żołnierzami.

Z piskiem opon auta wjechały na podziemny parking na najwyższym poziomie. Z zaciśniętą szczęką i w całkowitym milczeniu, w asyście swoich ludzi wjechałem na ostatnie piętro. Kątem oka widziałem, jak Ignacio i trzech żołnierzy zerkają na mnie z niepokojem. Kurwa! Znowu zareagowałem impulsywnie. Szala, na której stałem przechyliła się na jedną stronę, zmieniając cały mój horyzont.

Znowu! Zacisnąłem szczękę, zgrzytając zębami. Opanuj się, do chuja! Nie popełniaj wciąż tych samych błędów. Złapałem w zaciśnięte z wściekłości płuca kilka głębokich oddechów i trudem wyrównałem horyzont. Przed sobą miałem doskonale widoczny cel. Znajdę ją, powiem co mam powiedzieć i każę ochronie zabrać ją w bezpieczne miejsce. Po całej tej cholernej mafijnej wizycie rozmówię się z Alexią. Muszę określić nowe granice, a ona musi w końcu zrozumieć, że to nie jebana piaskownica, tylko pierdolona mafijna wojna, w której jej tyłek znajduje się dokładnie pośrodku.

Windą lekko szarpnęło, gdy kabina zatrzymała się na ostatnim piętrze. Drzwi rozstąpiły się, jakbym potrafił rozdzielić je samą siłą swojego wzroku. Spłoszone spojrzenia wszystkich pracowników odprowadzały mnie, gdy przemierzałem główne pomieszczenia biurowe, kierując się w stronę gabinetu ojca.

Na mój widok ciotka Berta spojrzała na mnie z uśmiechem, podrywając się z miejsca. Jest tak cholernie żałosna. Nie mam pojęcia, dlaczego wciąż kręci się koło mojego ojca. Jeżeli miała nadzieję, że zastąpi moją matkę w jego życiu, popełniła zajebisty błąd. Dwadzieścia trzy lata temu... I z uporem maniaczki popełnia go od tego czasu.

- Sebastiano, mój drogi! Nie wiedziałam, że przyjedziesz? Masz spotkanie z Franco?

Przymknąłem na chwilę powieki, modląc się o jebaną cierpliwość. Przyjdzie dzień, że będę musiał coś z nią zrobić. Jest w porządku, gdy nie muszę na nią patrzeć lub z nią rozmawiać.

- Jak się masz?

- Jak zwykle, mój drogi. Jak już cię tutaj mam, Sebastiano... Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać – rzuciła spłoszone spojrzenie za moje plecy. Wykrzywiłem usta, bo jak się okazuje, nic się nie zmieniło. Wciąż aż trzęsie się ze strachu na widok moich żołnierzy. – Na osobności.

- Nie dzisiaj – syknąłem. Podskoczyła, jakbym poraził ją prądem, opuszczając głowę. – Gdzie jest Alexia?

- Alexia? – poderwała głowę rozglądając się dookoła. – D'Angelo? Jest tutaj?

Poczułem obecność Ignacio za swoimi plecami. Berta cofnęła się, prawie uderzając plecami w ścianę. Przymknąłem powieki, zastanawiając się, dlaczego jej zachowanie jest takie dziwne. Wyglądała, jak...

- Jest w biurze w korytarzu administracji – usłyszałem cichy szept, który miał być przeznaczony tylko dla mnie. – Trzech ludzi pilnuje jej.

Odwróciłem się i bez słowa zostawiłem Bertę, wyrzucając z głowy jej dziwne zachowanie. Zawsze była dziwna... Niewiele pamiętam ze wczesnego dzieciństwa, poza kłótniami rodziców, a szczególnie tę ostatnią, po której nigdy więcej nie zobaczyłem matki. Zginęła w wypadku samochodowym. Ale Berta była obecna w naszym życiu już wcześniej... Zawsze blisko i zawsze z oczami wlepionymi w mojego ojca.

Spotkanie z Bertą obudziło we mnie wyciszoną wściekłość. Zawsze tak jest, dlatego trzymałem się od tej kobiety jak najdalej, czy raczej ona trzymała się w bezpiecznej odległości ode mnie. Idąc korytarzem, już z daleka widziałem stojących na końcu korytarza żołnierzy.

Znacie to uczucie, gdy za chwilę będziecie mieć w rękach to, czego najbardziej pragniecie? Ten słodki smak w ustach, który mówi za każdym razem, gdy poruszasz językiem, albo przełykasz, że ta słodycz, której pożądasz jest cudownie blisko. Czujesz już jej zapach...

Półtora tygodnia. Tyle jej nie widziałem, a miałem wrażenie, że to całe pieprzone lata. Wściekłem się, czując ponownie zalewające mnie dziwne uczucia, nad którymi nie miałem żadnej kontroli i chybotanie się horyzontu. Tracę przez tę kobietę zdrowe zmysły i silną wolę, a wszystko dlatego, że pozwalam jej na więcej niż jakiejkolwiek innej.

Zaciskając pięści minąłem moich ludzi i z rozmachem otworzyłem drzwi do biura. Uderzyły z impetem o ścianę, dokładnie tak, jak pierdolnęło mnie to, co zobaczyłem w środku. Czerwona mgła przesłoniła mój wzrok, zapamiętując tylko jeden pieprzony obraz, który dosłownie wżarł się w mój mózg, paląc wszystko w środku.

Zatrzymałem się, jakbym wpadł na betonową ścianę i przez chwilę przestałem oddychać. Mój otępiały wzrok przesunął się z miejsca, gdzie jakiś skurwiel śmiał dotykać jej swoimi ustami i dłońmi. Wciąż trzymał ją pod kolanem, jakby miał zamiar posunąć się dalej. Spojrzałem śmieciowi w oczy, przesyłając milczącą wiadomość, że właśnie jego marne kurewskie życie dobiega końca. Ta pieprzona zaborczość, którą czułem do Alexi wybuchła, jak pieprzony wulkan.

Przez kilka sekund nikt się nie ruszał. Przesunąłem spojrzeniem po długiej opalonej nodze, którą opierała o udo klęczącego przed nią mężczyzny. Czy ta jej biała szmatka, którą ma na sobie zasłania coś więcej niż cycki? No kurwa! Wystarczyło jedno spojrzenie, żebym się przekonał, że cycki też ma na wierzchu.

Jak ta dziewczyna ubóstwia mnie wkurwiać, testując moją cierpliwość...

Zgrzytając zębami wszedłem do środka, a za moimi plecami stanął Ignacio. Z całych sił zacisnąłem palce, z ulgą witając ból wrzynających się w skórę pierścieni. Ja pierdolę... Potrząsnąłem głową, uwalniając się z mgły, w której utkwiłem widząc Alexię z innym mężczyzną. Tym samym skurwielem, który teraz rzucając mi spokojne spojrzenie, na moich oczach wsunął jej na stopę buta, zapinając czerwone paski oplatające kostkę.

- Sądzę, że nasze spotkanie powinniśmy przełożyć na inny termin.

Zmierzyłem gościa zimnym wzrokiem, zastanawiając się, o czym pierdoli, bo po tym, co zastałem w tym pieprzonym biurze nie ma opcji, żeby Alexia spotkała się z nim kiedykolwiek. Naprawdę dochodzę do wniosku, że ten facet nie wie, z kim przyszło mu się zmierzyć, ponieważ przez cały czas zupełnie ignoruje moją obecność w pokoju. Patrzył na Alexię, uśmiechając się jak kretyn, czym wkurwiał mnie niemiłosiernie.

A Alexia? Poza jednym spojrzeniem, gdy otworzyłem drzwi, ani razu na mnie nie spojrzała. To jest właśnie to o czym wspominałem wcześniej. To jej pieprzone ignorowanie mnie, za które mam ochotę pieprzyć się z nią tak długo, aż nabierze rozumu.

Stałem z rękami wbitymi w kieszenie spodni, czekając, aż w końcu raczą dostrzec moje wkurwienie. Gdybym teraz podszedł do niej... Mógłbym się nie opanować...

- Do zobaczenia, Alexio.

Patrzyłem, jak bez słowa podnosi z podłogi czarną skórzaną torbę lekarską i posyłając jej uśmiech, odwraca się w moją stronę. Zwarliśmy się spojrzeniami, ale poza mglistym rozbawieniem nie zauważyłem w nim niczego więcej. Pierdolony żartowniś mi się trafił. Odprowadziłem gnoja wzrokiem i kiwnąłem głową Ignacio, który od razu ruszył za nim.

Trzasnąłem za nim drzwiami, w wyobraźni widząc, jak przepoławiam go nimi na pół i przez chwilę stałem tyłem do Alexi z palcami zaciśniętymi na klamce. Opuściłem głowę, starając się uspokoić i nie wybuchnąć gniewem. Odsunąć od siebie wszystkie słabości mężczyzny i zastąpić je siłą, jaką mam w sobie, jaką ma przyszły capo i Egzekutor.

Najwyższy czas, żeby Alexia D'Angelo poznała to moje wcielenie.

- Czy możesz mi łaskawie powiedzieć, co ty, do diabła, odpierdalasz, D'Angelo? – wyszeptałem przepełnione wściekłością słowa. – Siedziałaś na dupie bite półtora tygodnia. A teraz co? Postanowiłaś pokazać światu, że żyjesz? Teraz, kurwa?!

Odwróciłem się na pięcie z zamiarem wyrzucenia z siebie całej wściekłości i dosłownie język utknął mi w gardle. Zamrugałem, wciąż zastanawiając się, czy to co widzę to prawdziwy obraz, czy pieprzona wyobraźnia. Jednak mógłbym stać i gapić się na Alexię nawet sto pierdolonych lat, a obraz wciąż byłby taki sam.

Siedziała spokojnie za wielkim biurkiem, w tej pieprzonej białej szmatce, która bardziej przypominała chusteczkę do nosa, a nie sukienkę i klikała coś na klawiaturze laptopa. Jakby mnie nie widziała. Jakby mnie tam wcale nie było i jakbym nie widział na własne pieprzone oczy, jak jakiś skurwiel dobierał się do niej, a ona nie zrobiła dosłownie nic, żeby go powstrzymać. Nie krzyczała, nie wyrywała się, nie dała mu w pysk...

Wściekłe tętno prawie mnie ogłuszyło, gdy podszedłem do biurka i z hukiem uderzyłem pięściami w blat. Uniosłem głowę, patrząc na złotorude włosy pochylonej nad laptopem dziewczyny. Wciąż mnie ignorowała, do kurwy!

Nagle aż się wyprostowałem, gdy przypomniałem sobie słowa Santa. Tego dnia, gdy Alexia uciekła z mojej posiadłości, a ja zgarnąłem Santa z drogi.

- Ona nie była tylko wkurwiona. Ona była gotowa cię zajebać, ryzykując to, że nasi ludzie ją zastrzelą. Nie wiem jak długo stała, gdy rozmawiałeś z Franco, ale cholernie ją wkurwiłeś, więc podejrzewam, że usłyszała o ostatniej nocy.

Te słowa wciąż brzęczą mi w głowie wywołując zawroty głowy. Wiem, że to chujowe zagranie z mojej strony, kazać uśpić ją, podczas gdy ja z Santino zabawialiśmy się w klubie z dziwkami. Kurwa! Taki jestem i nie mam zamiaru za to przepraszać. Pieprzyłem i będę się pieprzył, i żadna cipka mi tego nie ograniczy. Gdzieś tam może i czuję wyrzuty sumienia, ale tym bardziej się wkurwiam, bo to coś, czego nigdy nie posmakowałem.

- Odpowiedz mi, D'Angelo – warknąłem zatrzaskując ekran laptopa. – Co ty, odpierdalasz?

Spokojnie uniosła głowę i znowu w jej oczach zobaczyłem ten kurewski płomień, który robił mi sieczkę z mózgu. Zacisnąłem szczękę nie dopuszczając do siebie związanych z nią emocji, bo one mnie osłabiały. Zastępując je zimnym, prawie lodowatym spokojem i wyrachowaniem.

- Wiem, co chcesz zrobić... - wyszeptałem pochylając się nad biurkiem, które nas dzieliło. Zapach jej ciała drażnił moje zmysły, na równi z irytującym nieruchomym spojrzeniem turkusowych tęczówek. – Nie uda ci się wyprowadzić mnie z równowagi.

- Nawet nie zamierzam – wzruszyła ramionami opierając się o oparcie fotela. – Jakbyś tego nie zauważył, przeszkodziłeś mi w spotkaniu.

- Tak to nazywasz? Spotkanie? Czy może przerwałem ci grę wstępną z tym wymuskanym skurwielem, który cię do ciebie dobierał? Czy gdybym zjawił się dziesięć minut później, zastałbym cię rozłożoną na tym pieprzonym biurku? Z jego fiutem między nogami?

- Chwileczkę, Riina – zaśmiała się ironicznie, a mi ciśnienie pierdyknęło, aż pod czaszkę. – To, że ty takie spotkania kończysz pieprząc się i każąc mi tego słuchać nie znaczy, że ja się zrewanżuję tym samym. Możesz być sobie jakimś tam groźnym mafiosem, przed którym trzęsie tyłkami prawie całe Los Angeles, ale jedno muszę ci powiedzieć. Na mnie to nie działa i z pewnością nie masz co liczyć na darmowe oglądanie i słuchanie tego, jak ja będę się pieprzyć. Preferuję mniejsze zaludnienie w swoim łóżku, niż ty.

Pociemniało mi w oczach... Chyba nie sugeruje, że ona i ten skurwiel...

- Tylko spróbuj czegoś z tym...

- Ja przynajmniej nie pieprzę dziwek – rzuciła wciąż z tą cholerną ironią.

- Jesteś zazdrosna? - uniosłem brwi, patrząc na dziewczynę rozbawiony.

- Ja? Niby o ciebie? – tym razem zaśmiała się. – Masz naprawdę wysokie mniemanie o sobie, Riina. To tak, jakbyś ty był zazdrosny o dziwkę, którą pieprzysz w burdelu, tylko dlatego, że robi to co lubi z innymi mężczyznami.

Wyprostowałem się patrząc na nią z góry. Za kogo ona mnie ma? Za męską dziwkę? Poważnie? Zacząłem się cicho śmiać i z rękami w kieszeniach spodni powoli okrążyłem biurko. Pochylając się chwyciłem oparcie wysokiego fotela, na którym siedziała i odwróciłem w moją stronę. Kolanami i ramionami zamknąłem ją w klatce swojego uścisku.

- Oczekujesz ode mnie przeprosin? Że kazałem cię uśpić, a sam całą noc rżnąłem dziwki? Dlatego wyszłaś ze swojej dziupli? Nie doczekasz ani przeprosin, ani wyrzutów sumienia. Nie ma we mnie takich uczuć, D'Angelo. Wiesz, kim jestem. Sebastiano, którego poznałaś w biurze kilka tygodni temu, tak naprawdę nie istnieje. Ten, którego poznałaś w klubie, to tylko ta milsza wersja mnie. Chciałem cię przelecieć już tej nocy na przyjęciu u Santa, ale jak się okazało, jesteś nie tylko wkurzająco impertynencka, ale i ciekawska. Znalazłaś się w nieodpowiednim miejscu i usłyszałaś coś, czego nie powinnaś.

- I co? Zabrałeś mi pamięć?

- Kazałem barmanowi podać ci GHB – odpowiedziałem swobodnie, jakbyśmy rozmawiali o błahostkach. – Miałem do wyboru to, albo zlikwidowanie świadka. Nie martw się, nie zerżnąłem cię tamtej nocy, choć nie brakowało mi chęci.

Przez chwilę patrzyła na mnie, ale w oczach nie widziałem żadnych emocji. Kurwa! Albo gówno ją to obchodzi, albo wiedziała wcześniej, bo nie sądzę, aby zdołała przyjąć taką wiadomość z kurewsko lodowatą obojętnością.

- To twoje hobby? Ukryty fetysz? Podajesz dziewczynom tabletki gwałtu? Powiedz, masz jakiś kompleks małego fiutka i żeby poruchać, musisz najpierw naćpać dziewczynę?

- Serio, D'Angelo? Jak cię rżnąłem pod szybą w klubie odniosłaś wrażenie, że mam małego kutasa?

Pochyliła się, a świetliste turkusowe tęczówki rozjarzyły się wewnętrznym światłem. Wilgotny język wyłonił się z tych cholernie zmysłowych ust, zwilżając dolną wargę.

- A powiedz mi, Riina... - wyszeptała prawie dotykając moich ust. – Skąd mam mieć pewność, że to ty mnie rżnąłeś, a nie ktoś inny?

Poczułem się, jakby mnie spoliczkowała. Dosłownie zatkało mnie, by po chwili pochłonąć zalewającą mnie zimną wkurwioną wściekłością. Serio? Ta mała pyskata cipka myśli, że może sobie ze mną tak pogrywać? Wciąż mnie nie docenia i próbuje sprowokować. Głupia... Może sobie igrać z mężczyzną, bo w końcu i tak wezmę co będę chciał. A chcę Alexi D'Angelo. W swoim łóżku. Na moich warunkach...

Uniosłem dłoń, zaciskając palce na miękkiej skórze policzków i przyciągnąłem do siebie, podnosząc ją z fotela. Drugą ręką zapałem za włosy na karku odchylając głowę Alexi do tyłu. Jej ciało zderzyło się z moim z siłą pozbawiającą oddechu. Gwałtowne sapnięcie wymknęło się z ust dziewczyny, a pod palcami czułem, jak gniewnie zacisnęła szczęki.

Nie z mężczyzną się w tej chwili mierzy. Ten zimny skurwiel, którym jestem, nie ma w sobie za grosz ludzkich odruchów i to jest właśnie ta chwila, żeby w końcu się zaczęła mnie bać. Żadna cipka swoimi impertynencjami nie wyprowadzi mnie z równowagi.

- Powiedzieć ci coś? Gdyby nie to, że mam umówione spotkanie, na które z twojej winy właśnie się spóźniam, z chęcią przypomniałbym ci, jak głośno krzyczałaś, gdy cię pieprzyłem. Ale spokojnie... Jeszcze mnie poczujesz, aż w gardle... - wyszeptałem ochrypłym głosem i językiem przesunąłem po uchylonych ustach Alexi. - Obiecuję, D'Angelo i to kolejna moja obietnica, a jak sama się przekonałaś, ja zawsze dotrzymuję słowa.

Odepchnąłem ją od siebie patrząc, jak z cichym jękiem upadła na fotel. Na policzkach widziałem odcisk swoich palców i wiedziałem, że w ich miejsce mogą pojawić się siniaki. Dokładnie takie ma być moje życie. Bez niepotrzebnych emocji, których dostarczyła mi w nadmiarze, zagłuszając zdrowy rozsądek i równowagę.

- A teraz, D'Angelo, wrócisz tam skąd przyszłaś i grzecznie poczekasz, aż cały ten cyrk się skończy. Nie mam ochoty wywoływać kolejnej wojny z powodu twojej głupoty. Siedź cicho i pozwól moim ludziom chronić twój tyłek. Już i tak narobiłaś mi masę kłopotów.

- Nie mów, że się o mnie martwiłeś – sapnęła wycierając gwałtownym ruchem usta, jakby chciała usunąć z nich mój dotyk.

Odsunąłem się podchodząc spokojnie do drzwi. Chyba w końcu zrozumiała, że ja się nie pierdolę, tym bardziej, gdy w grę zaangażowana jest cała Cosa Nostra, a na szali mój honor.

- Na pewno nie o ciebie, mała. Żadna cipka, nawet tak ciasna jak twoja, nie jest warta utraty honoru – odpowiedziałem trzymając dłoń na klamce.

- Riina... - zatrzymałem się i spokojnie spojrzałem przez ramię na Alexię. Jestem pod niechętnym wrażeniem, bo wyglądała, jakby zdążyła się pozbierać. Znowu w jej oczach płonął ogień i determinacja. – Powiedz mi, zanim wrócisz do swoich obowiązków... To o ten honor dbałeś pieprząc co noc dziwki, czy w przerwach, pomiędzy jedną a drugą? Bo jakoś nie zauważyłam przez te półtora tygodnia, żebyś wykazał odrobinę niepokoju. Ale spokojnie... Obiecuję, że jak stanę twarzą w twarz z pakhanem wspomnę mu o twoim wielkim... – odchrząknęła ze śmiechem, - poczuciu honoru.

- Zaczynasz mnie porządnie wkurwiać, D'Angelo – warknąłem robiąc krok w jej stronę. Chyba byłem zbyt delikatny i wciąż nie zrozumiała, że moja cierpliwość do niej jest pieprzoną mrzonką. – Jeżeli masz zamiar sama nadstawić karku i dać się złapać, to powiedz to od razu, a następnym razem, gdy jakiś kutas naszprycuje cię prochami i będzie chciał wsadzić w ciebie swojego fiuta, nawet nie ruszę pierdolonym palcem, czy to jasne? Nie myśl, że jak raz cię przeleciałem, to masz u mnie specjalne fory i będę przymykał oczy na twoje wyskoki. Do końca tygodnia siedzisz w bezpiecznym miejscu, a od poniedziałku widzę cię każdego jebanego dnia w pracy. Pracujesz dla Cosa Nostry i odpowiadasz przede mną. Nie zapominaj o tym.

Tym razem bez oglądania się za siebie wyszedłem z tego pieprzonego biura. Nie jestem przyzwyczajony do tego, że ktoś taki jak Alexia okazuje mi nieposłuszeństwo. Jest nowa w moim świecie, ale nauczę ją wszystkiego. Każdą, jedną, pierdoloną rzecz.

- Niech przejmie ją jej ochrona – warknąłem do Ignacio zmierzając w stronę windy. – Nie powinno być z nią więcej problemów.

- Rozkaz, boss.

W milczeniu zjechaliśmy na podziemny parking. Miałem w głowie istne tornado myśli i nie wiedziałem, którą z nich złapać jako pierwszą. Oparłem się ramieniem o lustrzaną ścianę w kabinie i wyjąłem z kieszeni telefon. Odnalezienie numeru zajęło mi zaledwie kilka sekund. Odetchnąłem głęboko czekając, aż skurwiel raczy odebrać połączenie. Mnie się nie lekceważy...

- Tak myślałem, że zadzwonisz – usłyszałem po drugiej stronie rozbawiony głos.

- Co ty odpierdalasz, Grayson?  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro