Rozdział 7
Sebastiano...
Lexi? Alexandra? Alexia? Smakowałem jej imię na języku jak najlepszą kokainę. Przesuwałem językiem po podniebieniu, liżąc w myślach każda jedną literkę, tak jak będę lizał jej zmysłowe ciało. Lexi...
Z Santino po mojej prawej stronie, stałem w obszernym pomieszczeniu znajdującym się w piwnicach pod jego domem. Wbiłem ręce w kieszenie szytych na miarę spodni i zaciskając szczęki patrzyłem w jeden punkt na ścianie. W wielką brunatną plamę na kamiennej powierzchni. Byłem w takim stanie, że jak mnie ktoś wkurwi, jego mózg rozpryśnie się barwiąc brąz na krwistą czerwień.
Nad nami wciąż rozbrzmiewała głośna muzyka, choć impreza skończyła się jakieś dwie godziny temu. W tej chwili ochrona sprawdza teren, wyłapując wszystkich maruderów, których nadmiar alkoholu lub cipka unieruchomiły gdzieś na zewnątrz, bądź w jednym z kilku dostępnych dla gości pomieszczeń na parterze.
Małe ruchanko, które planowaliśmy z Santino poszło się jebać... Miałem ochotę rozjebać Ignacio i tych skurwieli, którzy spierdolili robotę. Ci ludzie to nie pierwsi lepsi bramkarze w jakimś pieprzonym klubie, którym sterydy siadły na mózgownice.
Sam osobiście wybrałem i przeszkoliłem tych ludzi do swojej ochrony. Nie mają lekko, ale jeżeli myśleli o bezstresowej pracy, powinni ochraniać prezydenta tego kraju, a nie głowę Cosa Nostry. U mnie nie ma pomyłek... Skurwiel, który nie dopilnował dziewczyny jest już jebanym trupem!
- Ignacio...
- Szefie, zgodnie z rozkazami, trzymaliśmy się w odpowiedniej odległości. Nie było polecenia zatrzymania jej, więc gdy wyszła na taras, chłopcy ruszyli za nią.
- I co? Teleportowała się tam, gdzie jej nie powinno być? – warknąłem odwracając się do stojących w rzędzie mężczyzn. – Który za nią odpowiadał?
Razem z Ignacio było ich ośmiu. Do tej pory myślałem, że są najlepsi, ale widocznie chronienie mojego tyłka, to dla nich bułka z masłem, a upilnowanie jednej, kurwa, dziewczyny przewyższa ich umiejętności. Z szeregu wystąpiło dwóch mężczyzn.
- My, szefie – rzucił starszy z nich, Dario, patrząc mi w oczy. – Tak jak powiedział Ignacio, gdy dziewczyna wyszła na taras, ruszyliśmy za nią z zachowaniem odpowiedniego dystansu.
- Skoro tak, to jakim, kurwa, cudem znalazła się po drugiej stronie domu, stając się świadkiem prywatnej rozmowy?!- ryknąłem wbijając w nich wściekłe spojrzenie. - Ubrała jebaną czapkę niewidkę? A może, kurwa mać, zajebała Harremu Potterowi czarodziejską różdżkę?!
Przyznam szczerze, że trochę mi zaimponował. Razem z Arturo, swoim młodszym bratem, spierdolił rozkaz. Powinienem ich rozpierdolić i sprawa załatwiona, a kolejni nie popełnią tego samego błędu. Wymagam jebanej lojalności, sam dając dokładnie to samo. Chronię swoich ludzi, ich rodziny i majątki. Chronimy siebie nawzajem, nasze tajemnice, a omerta to więcej niż przysięga podpisana krwią. To wyrok, który każdy z nas podpisuje na siebie i całą swoją rodzinę. Zdradzisz, zginą wszyscy, bez względu na wiek i płeć. W mafii nie ma jebanych drugich szans i przebaczania. Kto raz zdradził, zdradzi i drugi raz.
Jako egzekutor, eliminując przez lata słabe jednostki, zbudowałem potężną organizację. Każdy jeden z tych mężczyzn, w każdej chwili może mnie zastąpić na tym stanowisku. Znają rzemiosło i wiedzą jak zabić, żeby wydobyć informacje i zatrzeć ślady.
- Przyprowadźcie dwóch z cel – rzuciłem rozkaz.
Nie mam pojęcia, kogo Santino wjebał do piwnicy, ale gówno mnie to teraz obchodziło. Gdzieś musiałem rozładować wkurwienie i każdy sposób jest dobry. Pod skórą czułem palący mnie ogień, ale ignorowałem to. Nie miałem czasu zastanawiać się nad tym, co teraz czuję, albo wydaje mi się, że czuję. Rodzina zawsze będzie na pierwszym miejscu. Nigdy nic innego nie będzie ważniejsze od niej. Nawet, kurwa, najlepsza cipka.
Po chwili na środek pomieszczenia rzucono dwóch mężczyzn. Sądząc z ich wyglądu, Santino musiał mieć ich już od co najmniej kilku dni. Zerknąłem na gnoja, który oparty plecami o kamienną ścianę, z rękami w kieszeniach, obserwował wszystko z krzywym uśmiechem na przystojnej jadaczce.
Kurwa! Czasami tak mnie wkurwiał, że miałem ochotę rozpierdolić mu gębę. To, że doszło do tego całego syfu, to w równej mierze jego jebana wina. Powinien ustawić na tarasie ludzi, a nie pierdolone doniczki. Jezu, kurwa, Chryste! Każdy mógł dostać się na tyły. Mało tego, mógł wejść na górne piętro i czekać na nas w gabinecie, po czym rozpierdolić i rozpłynąć w ciemnościach.
- Santino? – zwróciłem się do niego patrząc na leżących i zakrwawionych mężczyzn.
Minął mnie, podchodząc do nich i kopniakiem w potylicę wskazał jednego z nich.
- Temu czarodziejowi zginęło czterysta tysięcy z jednego z naszych kasyn. Ten drugi, wisi nam sto tysięcy i miał ochotę wybrać się w jebaną podróż dookoła świata.
Nie dość, że złodzieje to jeszcze kompletni kretyni. Nawet jeżeli nie uda nam się od nich odzyskać pieniędzy, za każdego centa zapłaci ich rodzina. Jeżeli nie mają dzieci, rodzice, jeżeli nie ma starych, kuzyni, dziadkowie... Bez znaczenia. Kasa i tak do mnie wróci. Nie jesteśmy instytucją dobroczynną. Żaden ze mnie Robin Hood, żeby dawać biednym. Płacę wystarczająco dużo kasy na jakieś akcje charytatywne i nie mam zamiaru puścić w niepamięć takiego szmalu.
- Arturo, Dario... Macie godzinę. Chcę odzyskać moją kasę. Z finezją, panowie.
Oparłem się placami o ścianę i obserwowałem, jak zaczynają bawić się ze swoimi ofiarami. Napędzała ich adrenalina i pierdolony strach, bo za to co zrobili, a właściwie, czego nie zrobili, powinienem już na wstępie ich rozjebać. Nic straconego, pomyślałem zerkając na Santino.
- Pozbawiłeś nas niedzielnej rozrywki – mruknął
- Lepiej mnie nie wkurwiaj, Sant – warknąłem. – Gdybyś zabezpieczył wszystko, nie byłoby teraz takiego problemu.
- Jaki problem? Zastrzel sukę i po sprawie. Nie wiadomo co słyszała i czy komuś nie zdążyła przekazać informacji.
- Nie zdążyła – syknąłem zaciskając pięść w kieszeni i powstrzymując się przed rozpierdoleniem mu twarzy. To nie do niego należy decyzja, do chuja! – Widziałem jak weszła do środka. Z nikim nie rozmawiała i przejęliśmy ją przy barze.
- Co z nią zrobisz?
Dobre, kurwa, pytanie... Powinna zginąć. Takie jest prawo. Nie jest członkiem rodziny i jako taka nie podlega naszej ochronie. Znalazła się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiedniej porze i usłyszała coś, co na dobrą sprawę już pozbawiło ją życia.
Tylko, gdzie jest kurwa, napisane, że musi zginąć od razu? Nigdzie! A to oznacza, że tak długo jak mój kutas reaguje na nią, tak długo dziewczyna będzie moja. Jeżeli będzie trzeba, rozpierdolę pieprzonego Rogersa, trochę motywacji do bycia potulną jej się przyda.
- To co trzeba - powiedziałem wypranym z emocji tonem.
Pieprzona Lexi!
***
Niespełna godzinę później, miałem pewność, że dostanę swoje pieniądze z powrotem. Amator zwiedzania świata chciał spierdolić nie tylko przed nami. Ma porachunki z La Eme*, a Meksykanie nie pierdolą się z odzyskiwaniem długów. Nie mam całej kasy, ale mam całkiem sporo kokainy, którą skurwiel zajebał Meksykanom. Jakoś się z nimi dogadam. Zawsze może być gorzej, prawda? Mogę zatrzymać kokainę i gówno im dać.
Natomiast ten drugi... Wciąż w uszach słyszę jego kwiczenie, gdy Dario przybił mu ramię do ściany. Sukinsyn ma dwie córki w Reno. Chłopcy jeszcze dziś po nie pojadą i zobaczymy, do którego burdelu je wyślę. Odrobią każdego dolara, jakiego ich tatuś mi zajebał.
Odepchnąłem się od ściany i wyciągając zza paska swoją giwerę podszedłem do leżących na podłodze zmasakrowanych mężczyzn. Tak kończą ci, co lekceważą nasze prawa. Stanąłem nad nimi i oddając po dwa strzały w ich głowy, patrzyłem jak podłoga zalewa się krwią i fragmentami mózgów. Odwracając się do Dario i Arturo, uniosłem broń i strzeliłem.
Zwalili się na brudną podłogę jak ścięte drzewa.
- Ignacio. Niech się opatrzą – wydałem rozkaz. Mogłem rozwalić im łby, ale tym razem postanowiłem dać braciom szansę. Lepiej dla nich, żebym nie musiał tego żałować. – Daj im auto z automatyczną skrzynią i mają jechać do Reno po te dwie dziwki. Od jutra przejmują obserwację dziewczyny.
- Rozkaz, szefie.
Nie musiałem mówić, że następny błąd będzie ich ostatnim. Kiwając głową w stronę Santino wyszedłem z piwnicy. Mogłem sam rozwalić tych idiotów. Przynajmniej spuściłbym trochę pary, skoro nie zerżnąłem nikogo. Miałem ochotę na tę małą intruzkę. Kurwa! Na samo wspomnienie jej kurewskich oczu, ściskało mnie w gardle... Dam jej góra dwa dni. Tyle powinno mi wystarczyć, żeby chłopcy ściągnęli ją do mnie. Będzie moją, kurwa, nagrodą! Za dwa dni chcę mieć ją na swoim fiucie, jęczącą z przyjemności.
- Chcę wiedzieć, kim jest i co łączy ją z Rogersem – rzuciłem do Santino, gdy tylko znaleźliśmy się w gabinecie. – Masz dwa dni.
Santino spojrzał na mnie wykrzywiając usta w nikłym uśmiechu. Już ja wiem, co się wykluwa w tym jego zjebanym mózgu! I powiem, kurwa, jedno.
- Zapomnij, kurwa – warknąłem uderzając szklanką, aż pękła rozpryskując się na drewnianym blacie biurka. Zapach whisky wypełnił powietrze, jak odświeżacz powietrza. – Wyznacz kogoś. I następnym razem, dopilnuj, żeby nikt nieupoważniony nie pętał się po posiadłości.
- Przeoczenie – mruknął obserwując mnie uważnie. – Co jest stary? Nigdy nie byłeś taki zaborczy w stosunku do żadnej dziwki. Może lubi takie klimaty?
Sugerowanie, że dziewczyna lubi się pieprzyć w trójkącie, a ten sukinsyn jest bardziej niż zainteresowany wsadzeniem w nią swojego fiuta, rozpierdoliło mnie dokumentnie. Z rykiem zmiotłem wszystko z biurka i dysząc oparłem się ramionami o drewnianą powierzchnię.
Co się ze mną, kurwa, dzieje?
- Powiedziałem, zapomnij – syknąłem przez zęby. – Możesz wziąć te dwie suki z Reno. Sprawdź co potrafią i wyślij do pracy. Im szybciej zaczną, tym szybciej będą mogły wrócić do normalnego życia.
Naciągane... Jeżeli dziewczyny są z rodziny, bez problemu po odpracowaniu długu mogą wrócić do domu. Natomiast, jeżeli są spoza naszego świata... No cóż, nie muszę chyba mówić, że dostaną do wyboru pozostanie w burdelu, albo kulka w łeb. Dziewczyny są jeszcze młode, dziewiętnaście i dwadzieścia dwa lata, gówno użyły życia, ale to już nie mój problem, tylko ich. Nie zostawiam świadków, tym bardziej takich, którzy muszą odpracować długi.
- Ogarnij się, po południu będę cię potrzebował.
- Jedziesz do starego? – zapytał, jakbym przed chwilą nie rozpierdolił mu laptopa.
- Nie mam wyjścia – mruknąłem siadając. – Za tydzień przylatuje MacKenna. Zorganizujemy spotkanie. Ktoś musi, kurwa, wiedzieć coś o wnuku Mironova. Ten facet ma przejąć jedną z największych w Europie organizacji przestępczych. To nie jebany stragan z gaciami na rynku.
Zerknąłem na zegarek. Dochodziła ósma rano. Byłem tak nawalony energią, że nie było mowy o spaniu. Przez moją piękną i wścibską intruzkę nie miałem czasu zabawić się w nocy. Teraz żałowałem, że pozwoliłem jej wyjść z domu Santino. Kurwa! Powinienem zaciągnąć ją na górę, porządnie zerżnąć, a pytania o to, co robiła na tarasie, zachować na kiedy indziej.
- Zadzwoń do Mony – rzuciłem wstając. – Niech przyśle nam jakieś dziewczyny. Jak nie porucham, to chyba rozpierdolę starego.
- A może chcesz posłać po nią? – zaśmiał się wyciągając z kieszeni telefon.
- Jeszcze jedno słowo, Sant, a przysięgam, minie wiele tygodni zanim bez bólu będziesz mógł wsadzić swojego kutasa w jakąś dziwkę – ostrzegłem.
- Dobra, spoko – uniósł dłoń, drugą przykładając do ucha. – Jakieś specjalne życzenia?
Wiem, do czego kutas teraz pije. Jak mnie podkurwi, to naprawdę zrobię mu krzywdę. Odetchnąłem głęboko, wyrzucając z głowy te kurewskie oczy...
- Żadnych blondynek. Tylko brunetki i szatynki.
- Dwie wystarczą?
- Weź cztery. Mamy od cholery czasu. Niech chłopcy jadą po nie. Jak bracia wrócą z Reno, chcę mieć raport o tych nowych.
- W porządku. Poczekam na dziewczyny i dołączymy do ciebie.
Wie sukinsyn co lubię, pomyślałem wychodząc z gabinetu. Po wczorajszej imprezie praktycznie nie pozostał żaden ślad. Najwyższym wysiłkiem woli powstrzymałem się przed spojrzeniem za siebie. Tam, gdzie ostatni raz ją widziałem, zanim zabrał ją kurewski Rogers.
Jeżeli Sant i on uważają, że podzielę się dziewczyną, to radzę im zmienić kurewskie plany.
Lepiej dla Rogersa, żebym nie dowiedział się, że ją właśnie pieprzy.
Jest moja. Tak długo jak żyje...
O czwartej po południu odprawiliśmy dziwki. Podziwiam Santino, że posuwa je w każdą możliwą dziurę. Oczywiście używa zabezpieczenia, dokładnie tak jak ja, ale dziwka to dziwka. Nie chciałbym trafić na wadliwą gumę i zapłodnić jakąś kurewkę, tylko dlatego, że nie chciało mi się wyjąć na czas kutasa. Kurwa! Nawet Melindę pieprzę w prezerwatywie, mimo że bierze pigułki. Jaką mam pewność, że nie będzie chciała mnie złapać na dzieciaka? Nawet w niej nie dochodzę i nie zrobię tego, dopóki będzie się pieprzyć z innymi.
Głupi nie jestem i doskonale wiem, z kim sypia. Wie dobrze, że jeżeli zdecyduję się na ślub, każdy z jej byłych kochanków zginie. Taka jebana tradycja. Niech się cieszy, że rozważam jej kandydaturę, mimo że nie jest jebaną dziewicą. Mówiąc szczerze, teraz, gdy znalazłem rozwiązanie problemu małżeństwa, jestem cholernie zadowolony. Słowo, ta kobieta nie nadaje się na żonę, a tym bardziej na moją żonę. Zabiłbym ją przy pierwszej kłótni, bo nigdy nie wie, kiedy powinna zamknąć przeklętą jadaczkę, a jej ujadanie cholernie mnie wkurwia.
Wziąłem prysznic, zmywając z siebie zapach dziwek i zastanawiając się, jak będzie pachniała moja mała nagroda. Pieprzona Lexi... Jeszcze dwa dni... Czułem się cholernie podekscytowany. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek wcześniej tak bardzo myślał o tym, jak będę pieprzył jakąś kobietę. A o niej myślę, kurwa, bez przerwy...
Pieprzenie przez kilka godzin jak widać nie przyniosło spodziewanego spokoju, skoro na samą myśl o tej kobiecie i o tym, co zrobię z jej seksownym ciałem, musiałem własnoręcznie się zaspokoić i to dwa razy, zanim byłem w stanie ujarzmić własnego kutasa. Ubrałem się w czarne spodnie i czarną koszulę, zostawiając rozpięte trzy górne guziki. Wkurwianie ojca sprawiało mi cholerną satysfakcję. Nie znosił, gdy lekceważyłem swoją pozycję, nosząc tak mało formalny strój.
Santino, jak przystało na spotkanie z aktualnym jeszcze capo di tutti capi, założył garnitur. Okazywanie szacunku jest wymagane, jeżeli chcesz jeszcze pożyć. Mimo że jest moim consigliore, to nadal nie mamy całkowitej władzy. To właśnie chcę zmienić.
Danielo Rivas - Riina, szef wszystkich szefów Cosa Nostry w Stanach, mieszkał wciąż w tym samym domu, w którym przyszedłem na świat. Tu się też wychowałem i w tym domu ostatni raz widziałem matkę. Wyprowadziłem się zaraz po osiągnięciu pełnoletności i tylko wyjątkowe sytuacje zmuszały mnie do przyjazdu do tego domu.
Dokładnie tak jak dzisiaj.
Wjeżdżając przez bramę zwróciłem uwagę na zwiększoną ochronę przed domem. Wymieniłem spojrzenia z Santino patrząc na cztery SUV-y stojące na szerokim podjeździe. Czyżby ojciec miał gości? Ze względów bezpieczeństwa, nigdy nie uprzedzałem o swoich wizytach. Podsłuchiwanie telefonów komórkowych nawet na znaczną odległość to w dzisiejszych czasach nic trudnego. W każdym domu mieliśmy specjalne pokoje, wyposażone w każde możliwe urządzenie zagłuszające i przeznaczone na poufne spotkania, skąd żadne słowo nie wypływało na zewnątrz.
- Wygląda, jakby miał gości – rzucił Santino wysiadając za mną.
- To jego ochrona – odezwał się Ignacio.
Dziwne... Po cholerę ojcu aż tyle ochrony? Nigdy, nawet w bardziej niespokojnych czasach, nie poruszał się z taką obstawą. Nie to, że nie miał ich w nadmiarze, ale cztery opancerzone wozy to trochę za dużo. Przyjrzałem się ośmiu mężczyznom stojącym na zewnątrz i zauważyłem, jak zerkają na siebie niepewnie.
- Chyba, że na starość ma paranoję – mruknąłem mijając obserwujących mnie mężczyzn.
Ciekawiło mnie, kto w bezpośrednim starciu byłby wygranym...
- Myślisz o tym samym, co ja? – rzucił Sant, krocząc obok mnie. – Postawię swoją posiadłość, że nasi są lepsi – prychnął.
- Czytasz mi w myślach – parsknąłem śmiechem, mijając dwóch ludzi przy drzwiach wejściowych. – Dlatego to ty, a nie kto inny, jest moim consigliore.
- A nie dlatego, że mamy taki sam gust do kobiet?
- To też – mruknąłem powstrzymując śmiech. Niecałe dwie godziny temu pieprzył dziwki i już myśli o kolejnym bzykaniu. – Skup się, kurwa – syknąłem wchodząc do jasnego hallu. – Nie mam zamiaru spędzić w tym domu więcej czasu, niż potrzebuję.
Ojciec czekał na mnie w salonie. Nawet w niedzielne popołudnie miał na sobie pieprzony garnitur i obowiązkowy krawat. Czasami zastanawiałem się, czy on kładzie się w nim spać. Nigdy nie widziałem go w czymś innym. Jebany gajerek, jak pieprzony prezydent tego kraju. Całe życie na pokaz. Doskonały przedsiębiorca. Hojny milioner. Uroczy wdowiec. Pieprzony król podziemia, którego przerósł jedyny syn i to wielokrotnie.
- Sebastiano...
Spojrzenie, jakim zmierzył moje spodnie i koszulę było tak, kurwa, wymowne, że włożyłem ręce do kieszeni, obserwując jak starego strzela kurwica. Granie mu na nerwach było moją jebaną przyjemnością i nie pozbawię się tego za żadne skarby świata. Uniosłem brew, czekając na jakiś komentarz. Ojciec jednak zacisnął usta, jak zawsze zresztą.
Skomentowanie mojego zachowania świadczyłoby o jego słabości. Chciał wychować swoją kopię, doskonałego gangstera, który podążałby śladami pieprzonych przodków. Przerosłem ich oczekiwania. Żaden z nich nigdy nie osiągnął tego, co ja już mam, a jeszcze nawet nie przejąłem władzy.
- Santino, dobrze cię widzieć – zwrócił się do niego.
- Don Riina...
- Musimy pogadać – odezwałem się przerywając jebaną szopkę z wymianą grzecznościowych formułek.
Ojciec spojrzał na mnie, marszcząc czoło. Chyba nie spodziewał się po nie tych słów. Może i szefem był niezłym, ale jako ojciec, spierdolił sprawy dokumentnie.
- Siadajcie – wskazał długą skórzaną kanapę stojącą przed otwartymi na ogród drzwiami. – Co się dzieje?
Nie skorzystałem z zaproszenia, tak jak i Santino. Stanąłem naprzeciwko ojca, patrząc mu prosto w oczy.
- Chcę, żebyś przekazał mi władzę.
- Tak się stanie. Za pół roku, gdy...
- Nie za pół roku. Nawet nie za dwa miesiące. Teraz.
- Po co ten pośpiech? – zdziwiony spojrzał najpierw na mnie, a następnie na milczącego Santino. – Dzieje się coś, o czym mi nie powiedziałeś?
- Masz dwa wyjścia – zacząłem, nie mając zamiaru tłumaczyć mu wszystkiego. –Przekażesz mi władzę i możesz robić co chcesz. Wali mnie to, z kim i gdzie. Nie wpierdalam się w twoje życie, tak jak i ty nie będziesz wpierdalał się w moje.
- Albo?
- Albo zapomnij o pieprzonej emeryturze i pieprzeniu swoich dziwek, bo będziesz musiał zająć się pierdoloną Bratvą.
Wiedział, że nie zjawiłbym się u niego, gdyby sytuacja z Ruskimi nie była kurewsko poważna. Nie mieliśmy dobrych stosunków i poza okazyjnymi spotkaniami związanymi z rodziną, unikaliśmy się, jak tylko można.
- Wiesz, że w takim układzie powinienem wstrzymać przekazanie władzy. Bratva może uznać, że to doskonała okazja do pokazania siły. Nie wiedzą, że praktycznie kierujesz całą organizacją.
- To zawsze możesz zrobić – wzruszyłem ramionami. – Wówczas wesprę cię, tak jak powinienem, ale na cuda nie licz. Mam kontakty, o których ty tylko możesz pomarzyć i sojuszników, którzy będą tylko ze mną.
Spojrzał na mnie wyraźnie wkurwiony i przez chwilę trwaliśmy w niemym pojedynku. Dawałem mu czas na przemyślenie moich słów. Znał mnie. Wiedział, że przez lata pracy dla niego, jako egzekutor zyskałem opinię zimnego skurwiela. Ludzie szanowali mnie, bo moje słowo było święte. W naszym świecie honor był świętością.
Zauważyłem moment, w którym zdał sobie sprawę ze swojego położenia.
- Sebastiano, chcę z tobą porozmawiać – zwrócił się do mnie zerkając na Santino. – W cztery oczy.
- Nie mamy o czym. Przedstawiłem ci dwie opcje. Twój wybór, ojcze. Znasz mnie i wiesz, że drugi raz nie zaproponuję.
Przyjrzałem mu się uważniej. Może i nie mamy dobrych stosunków i nie gościmy się co niedzielę na obiadkach, ale wiedziałem co robi. Wiedziałem o każdej jednej dziwce, którą pieprzył i muszę przyznać, że od dłuższego czasu, jakoś dziwnie przystopował w tym temacie. Widząc zmarszczki, których ostatnio nie zauważyłem i bladą, prawie żółtą twarz doszedłem do wniosku, że pewnie starym zwyczajem pieprzy w naszych burdelach. Zapewne zabrakło chętnych sekretarek w jego firmach.
- W porządku. Masz miesiąc na przygotowanie i zawiadomienie rodzin. Ale chcę mieć twoje słowo, że zajmiesz się Konsorcjum tak, jak należy.
Serio, kurwa? Stawia mi jakieś pieprzone warunki? Miałem dość naszej telefonicznej kłótni, gdy zawiadomiłem go o wywaleniu kolejnej gwiazdy, która miała być moją asystentką.
- Czy ty jesteś, kurwa, poważny? – parsknąłem śmiechem i kręcąc głową obserwowałem, jak zmienia się na twarzy.
Od wkurzenia, przeszedł przez wszystkie stadia, aż do jebanej furii. Rzadko miałem okazję widzieć ten jego słynny wyraz twarzy, którym przed laty zyskał miano jednego z najgroźniejszych bossów Cosa Nostry. Czasy się zmieniły i nowe pokolenie przerosło starych wyjadaczy. Życie jest czasem kurewsko wspaniałe!
- Chcesz, żebym zajął się twoimi firmami, gdy mam na karku wojnę z ruskimi psami? Niby jak mam to, kurwa, zrobić?
- Przekaż obowiązki.
- Komu? Nocnemu stróżowi?
- Nowej asystentce. Po twoim telefonie zająłem się tą sprawą osobiście. Gwarantuję, że tym razem masz naprawdę odpowiednią osobę.
***
Niechętnie, ale dałem swoje słowo. Gdyby nie konieczność uzyskania zwierzchnictwa nad Cosa Nostrą, miałbym wyjebane w firmę, nową asystentkę i ogólnie we wszystko. Wkurwił mnie tym, że ośmielił się stawiać mi warunki! Kurwa!
- Co masz zamiar zrobić? – zapytał Santino podając mi drinka.
Droga do klubu zajęła nam prawie czterdzieści minut jazdy w pieprzonych korkach. Zakręciłem alkoholem, patrząc na bursztynowy wir w środku. Zapach whisky przyjemnie podrażnił moje nozdrza. Odetchnąłem głęboko biorąc pierwszy łyk i czując, jak alkohol pali mnie w przełyku.
- Dotrzymam słowa. W tym czasie ty zajmiesz się spotkaniem wszystkich rodzin. Przekazanie ma pozostać tajemnicą tak długo, jak to będzie konieczne. Nie chcę tu żadnych niespodzianek.
- Co ze spotkaniem z Irlandczykami?
- Bez zmian. MacKenna może zdobędzie potrzebne nam informacje. Do tego czasu, uruchom wszystkie nasze kontakty. Jak będzie trzeba, to wyznaczymy nagrodę dla informatora. Chcę, kurwa, wiedzieć, gdzie ten sukinsyn się ukrywa i kim jest.
- A dziewczyna?
Ona... Alexia... Czy miałem czas zająć się nią? Teraz, gdy wszystko stawało na głowie i musiałem uważać na każdy swój krok? Niepotrzebne było mi rozproszenie jakąś cipką, a wiedziałem, że przy niej tak będzie. Wciąż mam ją przed oczami. Wciąż czuję jej kurewski zapach i wciąż mój kutas jest twardy!
Nie, zdecydowałem. Ta dziewczyna to tylko jebane komplikacje... Czeka mnie rozmowa z Melindą. Jeżeli zgodzi się na moje warunki trzeba będzie spisać kontrakt i uzgodnić wszystko. Jako capo di tutti capi powinienem chyba mieć jak najszybciej spadkobiercę. Urodzi mi dziecko i może robić co chce. Tak długo jak będę oczekiwać na urodzenie się spadkobiercy, tak długo będę wierny Melindzie. Potem wrócę do normalnego życia.
Nie ma sensu zaczynać czegoś, co za chwilę będę usiał zakończyć ostatecznie.
- Niech chłopcy tylko ją sprawdzą. Praca, rodzina, znajomi. Dobrze by było, gdyby udało się założyć podsłuch.
- Z tym nie powinno być problemu. Nie uwierzysz, gdzie ona mieszka – parsknął Santino. – W apartamentowcu należącym do ciebie.
- Którym?
- 7249 Franklin Avenue. Mieszkanie na ostatnim piętrze. Mieszka tam od kilku lat.
- Sama? – to pytanie dosłownie wyskoczyło z moich ust i w tym samym momencie wkurwiłem się na siebie, że je zadałem. Machnąłem dłonią, gdy Sant otworzył usta. – Nieważne, nie było pytania. Zajmij się tą sprawą. Wszystko zostawiam w twoich rękach. Jeżeli zaczniesz podejrzewać, że wyklepie komuś to co usłyszała, wiesz co masz zrobić.
- Sebastiano, kurwa mać...
- Przestań mnie wkurwiać – warknąłem. – Powinienem zakończyć to ostatniej nocy. Masz rację. Jest zagrożeniem dla całej organizacji. Powinienem wydać rozkaz, a nie pierdolić się w sentymenty. Nie popełnię więcej tego błędu. Będę się zbierał – wstałem z miejsca dopijając drinka. – Mam kilka spraw w tym tygodniu, więc skup się na tym, o czym rozmawialiśmy i zorganizuj wszystko na przyjazd naszych. Zapewne przez następne dwa czy trzy tygodnie utknę w mieście, z tą nową gwiazdą. Ja pierdolę! Już sobie to wyobrażam...
- Przestań panikować – zaśmiał się klepiąc mnie w ramię. Ktoś inny za coś takiego dostałby kulkę w łeb, albo upierdoliłbym mu łapy przy samej dupie. – Może będzie w porządku.
- Czy ty się słyszysz? – parsknąłem. – Założę się, że oddał mi jedną ze swoich sekretarek, z którą się pieprzył, a teraz nie może znieść jej widoku. Będę miał na głowie rozstrojoną emocjonalnie babę, ryczącą po kątach.
- Co zrobisz, jeżeli faktycznie tak będzie?
- Zastrzelę i każę chłopakom wjebać do betonu – syknąłem.
- Zawsze możesz rozważyć zatrudnienie faceta na to stanowisko.
- Jasne, przy moim zajebistym szczęściu okaże się, że jest wielbicielem kutasów w tyłku. Wyobrażasz sobie krzyk, jaki podniosłyby organizacje gejowskie, gdybym wyrwał mu fiuta? Dobra, idę, bo zaczynasz mnie coraz bardziej wkurwiać. Zadzwoń, jakby co.
Mogłem jechać do domu oddalonego o niespełna czterdzieści minut jazdy samochodem od klubu. Odpocząć, odespać jebany Hongkong i Londyn, ostatnią noc i przynajmniej spróbować zapomnieć o cholernych nieoczekiwanych problemach.
Zaplanować najbliższe tygodnie, wizytę wszystkich capo i związane z nią środki bezpieczeństwa, ale to działka Santa i Ignacio. Zastanowić się nad tym co zrobię z Bratvą i jak znaleźć jebanego Ruska, który ukrywa się w Stanach. Jednak ostatecznie zdecydowałem się wrócić do apartamentu w centrum. Dostawa od MacKenny będzie w tym tygodniu. Większość z dziewczyn będzie tu dobrowolnie. Do prostytucji zmusiły je trudne warunki, długi, albo po prostu lubią się pieprzyć i chcą to robić dla organizacji, która będzie dbała o nie. Lepszego alfonsa niż mafia nie znajdą.
Ten nocy, kładąc się spać w swoim wielkim łóżku w penthousie na ostatnim piętrze Roosevelt Lofts, ze wszystkich sił starałem się przekonać samego siebie, że podjąłem dobrą decyzję. Każdą jedną, nie tylko tę dotyczącą małej intruzki. Dałem jej szansę. Jeżeli skorzysta z niej, będzie żyć.
Będzie bezpieczna pod warunkiem, że nasze ścieżki nigdy więcej się nie przetną.
***
Mówiąc szczerze, nie miałem zamiaru pokazywać się w biurze, aż do końca tygodnia. Swoje zrobiłem, nawet bez tej beznadziejnej suki, którą ten nieudacznik, Petersen, znalazł na stanowisko mojej asystentki. Szkoda pieniędzy na rozwydrzoną dziwkę, której wydawało się, że na widok jej wystawionego tyłka będę chciał ją przelecieć. Teraz przynajmniej przekona się, że jej dupa jest rzeczywiście pożądaną rzeczą i to nawet bardzo. Z tego co zameldował mi Ignacio, z Hongkongu trafiła prosto do Bostonu i jednego z naszych najgorszych burdeli. Najgorszych, bo żeby spłacić dług, będzie musiała dawać dupy prawie za darmo. Boston to nie Nowy Jork, czy Los Angeles, gdzie za jeden numerek mogłaby utrzymać siebie przez tydzień. Tam się naprawdę napoci i najęczy. Jaki dług? Opłaciliśmy jej wszystko, łącznie z wynajęciem na rok mieszkania. Już mówiłem, żaden ze mnie Robin Hood.
Kurwa mać! Jak długo jeszcze będę musiał użerać się z tym całym kurestwem?! Za chuja nie chciałem przejąć firm po ojcu. Mam je w dupie, tak jak i jego. W tej chwili za późno jest na pojednania i naprawianie stosunków ojciec-syn.
Gdyby stary miał większe jaja, pozbawiłby mnie wszystkiego. Czy by mnie to obeszło? Może tak, a może nie. A może siłą wziąłbym to, co należy mi się z racji urodzenia, topiąc ulice Los Angeles w morzu krwi i setek trupów?
Nie miał wyjścia... W obliczu zbliżającej się wojny z Bratvą usiał przekazać mi wszystko. Nie jest taki stary i zgodnie z naszymi realiami i tradycjami, mógłby jeszcze przez wiele lat przewodzić organizacji. Szczerze? Wbiło mnie w fotel, gdy pierwszy raz wspomniał o przekazaniu mi władzy. Myślałem że nastąpi to za wiele lat, po tym jak ustatkuję się, doczekam się spadkobiercy, potwierdzając swoje prawo do kierowania Cosa Nostrą.
Ojciec wpadł do mojego biura, bez uprzedzenia i od progu właściwie oznajmił, że w przeciągu półtora roku przejmę wszystko. Firmy, których nie potrzebowałem i organizację, którą miałem we krwi i dla której oddałbym życie.
Od tego czasu, z jakimś masochistycznym zaparciem, zjawiałem się w tym pieprzonym biurowcu tak często jak mogłem, udając, że cokolwiek z tego co się dzieje w konsorcjum mnie obchodzi. Na dzień dobry, poleciało całe piętro, gdzie stary ulokował swoich szpiegów i donosicieli. Wywaliłem wszystkich, zarządziłem generalny remont, żeby nawet jeden pierdolony obrazek na ścianie nie przypominał mi, kto tutaj jeszcze nie tak dawno urzędował.
Przy okazji chłopcy sprawdzili, czy nie został założony podsłuch i ukryte kamery. O dziwo, było czysto, a więc stary liczył bardziej na ludzki element, a nie technologię. Tym bardziej kazałem prześwietlić każdą jedną osobę pracującą w budynku, łącznie ze sprzątaczkami i windziarzami.
Ze swoich firm ściągnąłem zaufanych ludzi, powierzając im nowe obowiązki. Żaden z nich nie wie, że ich praca to tylko mydlenie staremu oczu przed tym, jak doprowadzę to wszystko do ruiny.
I tak jak mówiłem, nie miałem zamiaru pojawiać się w biurze, ale wystarczyło, że rzucił mi w twarz swój warunek i informację, że tym razem on zajął się sprawą asystentki, a trafiła mnie kurwica. Pewnie myśli, że jestem już tak zblazowany kobietami i powodzeniem, że traktuję wszystkie kobiety, jak chodzące cipki, w które mogę włożyć fiuta. Żeby się, kurwa, nie zdziwił.
Mam tylko jedną zasadę i tej, kurwa, nie złamię. Nie jestem moim starym!
Przez całą drogę na ostatnie piętro, gdzie mieściło się moje pierdolone biuro, przeklinałem ojca na czym świat stoi. Dopiero wróciłem, wciąż mam na głowie inne sprawy, którymi powinienem się zająć, a nie tracić czas na kolejną gwiazdę.
Tak jak mówiłem wczoraj Santino. Nawet nie muszę się zastanawiać, kim ona jest.
Sama świadomość, że w moim otoczeniu znajdzie się prawdopodobnie już była jego kochanka, wywoływała moją bezgraniczną wściekłość. Jak chuj będę się musiał z nią użerać, dopóki w jej móżdżku nie pojawi się zajebisty pomysł, że może się wziąć za młodszego. Wtedy będę mógł w końcu ją wyjebać na zbity pysk, udowadniając ojcu, że moje zasady są święte, a mój kutas, w odróżnieniu od jego, nie pieprzy firmowych cipek.
Pojawiłem się w biurze, wściekły jak sam skurwysyn, z żelaznym zamiarem ignorowania nowej asystentki. Nie wiem, o czym stary myśli, ale przekazanie tak wielkiej odpowiedzialności za jebane konsorcjum w ręce zupełnie obcej osoby, nie jest tak prostą, kurwa, sprawą! Zanim zaufają jej kontrahenci, będzie musiała mi towarzyszyć w spotkaniach i wyjazdach. Po moim, kurwa, trupie! Najpierw muszę uzmysłowić jej, że jest dla mnie nikim i lepiej dla niej, jeżeli skupi się na moim ojcu, a nie na mnie.
Jestem skurwysynem, ale o tym wiem już od dawna. Teraz nadszedł czas, żeby dowiedziała się o tym ta 'osoba'. Nie wiedziałem nawet, jak się nazywa, tak niewiele mnie interesowała. Jak dobrze pójdzie, wytrzyma krócej niż jej poprzedniczki. Może nawet skorzystam z sugestii Santa i zatrudnię faceta, sprawdziwszy oczywiście uprzednio, że zdecydowanie woli cipki, a nie innego kutasa w tyłku.
Idąc do swojego gabinetu, musiałem niestety przejść przez biuro asystentki. Nie patrząc w jej stronę, ze wzrokiem wbitym w telefon rzuciłem tylko, że ma przynieść mi kawę. Trzasnąłem drzwiami, dając jej do zrozumienia, że za chuja nie mam humoru, więc lepiej, żeby mnie nie wkurwiała. Jak poskarży się ojcu to ją wypierdolę z biura i tyle.
Słysząc delikatne pukanie do drzwi, rzuciłem grobowe wejść, odwracając się przodem do panoramy miasta, a tyłem do niej.
- Na firmowej poczcie jest umowa z firmą z Hongkongu. Niech ją pani wydrukuje w trzech egzemplarzach i po lunchu zostawi mi do podpisu, wraz ze zeskanowanymi wszystkimi pozwoleniami na budowę hotelu w Japonii i ośrodka wypoczynkowego na Seszelach. W tej sprawie musi się pani skontaktować z tamtejszym developerem, uzgodnić z nim termin spotkania i uwzględnić je w moim terminarzu, po czym zająć się rezerwacją hotelu. Planuję spędzić tam kilka dni, więc w tym czasie zajmie się pani innymi rzeczami. Wyjeżdżając zostawię szczegółowe instrukcje. Jeżeli chodzi o pani obowiązki. Nie lubię, gdy mi się przeszkadza. Jeżeli pani nie zapytam, proszę zachować swoje opinie dla siebie. Nie łączyć mnie z nikim, gdy jestem w gabinecie i nie przeszkadzać mi dzwoniąc na komórkę, gdy jestem poza biurem. Wolałbym, żeby kontaktowała się pani ze mną drogą elektroniczną niż korzystała z telefonu, czyli ograniczyła wszelkie werbalne środki komunikacji do zera. Na razie to wszystko. Czekam na dokumenty do podpisu. Może pani wyjść...
Odetchnąłem z ulgą, gdy po chwili usłyszałem cichy trzask zamykanych drzwi. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że praktycznie nie oddychałem, gdy była w moim gabinecie. Wzruszyłem ramionami, nie starając się nawet zastanowić nad przyczyną.
Nachylając się nad laptopem, poczułem delikatny aromat perfum. Zmarszczyłem brwi, gdy przywołał we mnie jakieś dziwne skojarzenie, ale nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie i kiedy czułem ten zapach. Próbowałem skupić się na pracy, ale złapałem się na tym, że co chwilę szukałem dookoła siebie tej dziwnej mieszanki aromatów. Jak cholerny pies! Będę musiał zwrócić jej uwagę, żeby się, kurwa, nie kąpała w perfumach!
Wyciągnąłem rękę po kawę, która przyniosła i moje palce zacisnęły się na... Zdziwiony spojrzałem na własne palce i pustkę, którą właśnie próbowały uchwycić. Co jest, kurwa?!
Czy to jakiś żart? Gdzie, do cholery, jest moja kawa? Nie dość, że muszę użerać się z byłą kochanką ojca, to jeszcze trafiła mi się kompletna idiotka! Jeżeli ona myśli, że trafiła jej się słodka posadka i będzie traktowana ulgowo, to się, kurwa, grubo myli.
'Gdzie moja kawa?' – kliknąłem wyślij i oparłem się w fotelu, zerkając raz na ekran laptopa, raz na drzwi.
Byłem pewien, że za chwilę wbiegnie tutaj cała roztrzęsiona, błagając o wybaczenie. Pewnie zabrała moją filiżankę przez przypadek, a teraz wypłakuje sobie oczy, bojąc się mojej reakcji. Uśmiechnąłem się wyobrażając sobie tę scenę.
Kurwa! Uwielbiam, gdy ludzie się mnie boją. Gdyby jeszcze zdawali sobie sprawę z tego, jak bardzo powinni się bać...
'Tam, gdzie powinna'.
Z niedowierzaniem spojrzałem na wiadomość. Czy ona sobie, kurwa, żartuje?
'Gdyby była tam, gdzie powinna, nie musiałbym do pani pisać. Za dwie minuty chcę mieć moją kawę na biurku!'
Cholerne kobiety! Trafi ci się jakaś i musisz się z nią użerać. Ta akurat była jak kukułcze jajko, wyrzucone z łóżka mojego ojca. Dlaczego, do cholery, nie zaoferował jej stanowiska gdzieś na drugim końcu kraju, skoro jej wdzięki już mu się przejadły? I co? Mam od teraz niańczyć wszystkie jego byłe latawice i znosić ich załamania nerwowe? Jeszcze, kurwa, czego! Ta jedna mi wystarczy, dziękuję bardzo. Poza tym, tak mnie wkurwiła tą pieprzoną kawą, że nie przewidywałem, żeby wytrzymała dłużej niż jeden tydzień.
Laptop wydał dźwięk. Pochyliłem się patrząc z niedowierzaniem na to co pojawiło się na ekranie. Zamrugałem, ale obraz ekspresu do kawy, który wypełniał cały ekran laptopa wciąż tam był. Zerwałem się zaciskając ze złości zęby. Pieprzona idiotka! Czy ona nie ma kompletnie żadnego instynktu samozachowawczego? Nie zdaje sobie sprawy, że właśnie ściągnęła na swoją głowę mój gniew? A może robi to specjalnie? Może to jest jej jakiś chory sposób, żeby zwrócić na siebie moją uwagę?.
Przemierzyłem gabinet zaciskając palce w pięści. Kim, do cholery, wydaje jej się, że ona jest? Nawet, jeżeli mój ojciec ją pieprzy lub pieprzył, teraz ma się, kurwa, słuchać mnie. Jeżeli chcę pierdolonej kawy, to ma mi ją przynieść i to bez dwóch zdań!
Nie było jej tam, gdzie powinna, czyli za biurkiem. Idąc przed siebie wszedłem do głównej sali. Większość znajdujących się tutaj biurek świeciło pustkami. Kilka głów podniosło się na mój widok i równie szybko schowało, nawet na mnie nie patrząc.
Czułem jak rozsadza mnie wściekłość i miałem ochotę zacisnąć palce na czyimś gardle. Na konkretnym gardle, jednej konkretnej osoby. Szkopuł w tym, że nie wiedziałem jak wygląda, gdy docierając długim korytarzem do pomieszczenia socjalnego, zastałem tam co najmniej kilkunastu pracowników.
Każda z tych kobiet mogła być tą, której szukałem. Stanąłem w progu, opierając się ramieniem o futrynę drzwi i zerknąłem na zegarek. Przerwa zaczyna się za ponad godzinę, więc co oni tutaj, kurwa, robią?!
Pierwszy zobaczył mnie młody chłopak, chyba pracował w IT, zresztą miał wygląd mózgowca ślęczącego przed ekranem komputera. Wyprostował się, jakby przez jego ciało przeszedł impuls elektryczny i z przerażeniem na bladej twarzy, rzucił się do wyjścia potrącając chichoczące kobiety.
No ja pierdolę! Te kobiety chichotały! Niektóre z nich zarabiały lepiej niż niejeden manager w dużych firmach, stać je było na ciuchy u najlepszych projektantów, latały na wakacje do drogich kurortów, a teraz właśnie, stały w pokoju socjalnym i zachowywały się, jak młode rozbrykane kozy! Czy to jakaś epidemia?
Śmiech zamierał jeden po drugim, gdy odwracając się zobaczyły mnie w progu. W przeciągu dziesięciu sekund pokój zupełnie opustoszał. Prawie, bo poza mną i stojącą do mnie tyłem kobietą, nie było w nim nikogo. Zerknąłem przez ramię, a widząc wlepione zaciekawione spojrzenia, zatrzasnąłem za sobą drzwi.
Biorąc głęboki oddech odwróciłem się w jej kierunku. Ta była ona. Ten sam zapach, który zostawiła za sobą w moim gabinecie, teraz zaatakował wszystkie moje zmysły. Zerknąłem w dół i z trudem udało mi się stłumić jęk, na widok jej szczupłych kostek oplecionych paskami sandałków na wysokim obcasie. Przycisnąłem język do podniebienia, śledząc długie i seksowne nogi. Były lekko opalone i wyglądały na kurewsko gładkie.
Mój kutas szarpnął się jak pies na łańcuchu, gdy dotarłem spojrzeniem do krótkiej spódnicy opinającej zajebiście seksowne pośladki. Kurwa! Chyba naprawdę muszę znowu porządnie poruchać, skoro na widok nóg i tyłka jestem w takim stanie! Z trudem oderwałem wzrok od tych zgrabnych pośladków i spojrzałem na szczupłe plecy. Szlag! Nawet z tej odległości widziałem, że nie założyła stanika. Co to, kurwa, jest? Jakiś nowy dress code obowiązujący w firmie? W takim stroju, to ta kobieta powinna pracować w jakimś barze, a nie w międzynarodowym konsorcjum.
Spojrzałem w górę i nagle całe powietrze, jakie miałem w płucach zostało wyssane. To, kurwa, niemożliwe! To nie mogła być ona! A jednak... Rozpoznałem ten złotorudy połysk włosów. Czy już całkiem mi odpierdoliło, że zaczynam wszędzie widzieć dziewczynę z przyjęcia? Małego intruza?
Czując jak telefon zawibrował mi w kieszeni, odruchowo wyciągnąłem go zerkając na wyświetlacz.
'Chusteczki stoją obok ekspresu do kawy'.
Przeczytałem wiadomość, wysłaną z konta bezpośrednio połączonego z moim mailem. Do cholery! Czy to jakiś żart?
Ponownie spojrzałem na plecy stojącej przede mną kobiety. Zachowywała się, jakby nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności. Oparta biodrem o kant szerokiej wyspy, wpatrywała się w okno. Jakim cudem mój ojciec pozwolił odejść takiej kobiecie? Nie był ani głupcem, ani impotentem, a tylko te dwie rzeczy przychodziły mi na myśl, gdy stałem, wdychając jej urzekający zapach. Takiej kobiety nie wypuszcza się z rąk i z łóżka, a przynajmniej ja bym tego nie zrobił. Wszystkie moje zmysły nastawiły się na odbiór jej ciepła, jakim emanowało jej ciało i zapachu jej perfum.
- Kim pani jest?
Szelest materiału ocierającego się o ciało wywołał drżenie wszystkich moich mięśni. Ja pierdolę! Reagowałem na nią jak nastolatek! Spojrzałem na jej biodra, na napinające się mięśnie nóg i pośladków, gdy obracając się na obcasie stanęła twarzą do mnie. Czy to moja wina, że mój wzrok jak przyciągany magnesem skupił się na miejscu, gdzie pod materiałem tej skąpej spódniczki łączyły się jej długie nogi?
Ponownie poczułem wibrowanie telefonu i zmarszczyłem brwi czytając idiotyczną wiadomość.
'Napatrzył już się pan?'
Szarpnąłem w górę głową, patrząc z niedowierzaniem na bezczelny uśmiech na twarzy kobiety. TEJ kobiety. Teraz, widząc ją stojącą przede mną nie miałem już żadnych wątpliwości.
Kobieta, która stała przede mną, była tą samą, której w sobotnią noc kazałem doprawić drinka tabletką gwałtu...
Mała intruzka, której życie należało do mnie...
La Eme - jeden z najstarszych i największych gangów więziennych w Stanach Zjednoczonych. Mafia prowadzi także działalność poza murami więzień – ma udział w handlu narkotykami, prostytucji, płatnych zabójstwach i napadach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro