Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 50

Tak na ostatek... 🏁🏁🏁🏁🏁

Jesteśmy prawie na mecie. Cholernie zżyłam się z moimi bohaterami. Przez długie tygodnie i miesiące żyłam każdą jedną chwilą razem z nimi i ich historią. Mafia to coś zupełnie nowego dla mnie, jako autorki. Uwierzcie, znaleźć coś, czego jeszcze nikt nie napisał w taki sposób jest bardzo ciężko. Może zauważyłyście. Kocham dobre zakończenia. Uwielbiam złych chłopców, grzeszników, którzy dla tej jednej jedynej są w stanie zrobić dosłownie wszystko. Uwielbiam silne dziewczyny, które nawet, gdy upadną, mają siłę wstać, poprawić koronę i skopać tyłki facetom.

Może kiedyś dojrzeję do takiej historii, gdzie happy end nie bedzie dla moich bohaterów. Ale jeszcze chyba nie teraz... Chcę dać wam poznać i przeczytać o różnych kolorach miłości. Tej pełnej skrzydlatych motylków, czerwonych serduszek i czułych gestów. Tej kolczastej, raniącej, krzywdzącej. Pokazać, że życie nie zawsze jest kolorową tęczą, z rozbrykanymi jednorożcami, ale nawet wtedy możemy się podnieść i jesteśmy jeszcze silniejsze niż byłyśmy.

***

Lexi...

Miałam sen... Chyba raczej koszmar, z którego ocknęłam się, słysząc co najmniej dziwną wymianę zdań pomiędzy Gabrielem, a Sebastiano. Jeszcze chwilę temu miałam wrażenie, że to wszystko mi się po prostu śni. Wiecie, ostatnio żyję raczej w stresie, więc omamy słuchowe, a nawet wzrokowe nie są oznaką szaleństwa, a raczej symptomem zbliżającego się Armagedonu, w postaci bardzo wkurwionej dziewczyny, czyli mnie.

Zacisnęłam szczękę, starając się nie bluznąć stekiem przekleństw. Jestem damą... Jestem cholerną damą i nikt, nawet taki facet jak Sebastiano nie sprowokuje mnie. Nie da rady. Za cholerę... Trzy słowa i stanęłam w płomieniach!

– Mój przyszły szwagier jest raczej zazdrosnym facetem i założę się, że wcale mu się nie podoba, jak macasz moją siostrę, a jego kobietę – oznajmił gdzieś z bliska Gabriel.

Rozumiecie to? Mój brat, własny, osobisty brat, Gabriel Alexandrow, właśnie wypowiedział trzy zaklęte słowa. Mój. Przyszły. Szwagier.

- Przyszły szwagier, co? A chciałeś mnie ujebać.

Ujeb go, ujeb, Gabrielu, poganiałam go w myślach. Jestem przekonana, że Gabriel tylko się tak drażni z Sebastiano, a te trzy wyrazy, których nie wolno wymawiać, to takie drażnienie lwa w klatce. Siedzi wyleniały kocur w zamknięciu i tak w zasadzie, gówno może ci zrobić. Cholera, czy to nie powinno być tak, że starszy brat nienawidzi każdego faceta, który kręci się koło jego siostry? Mam rację, prawda? Tak przynajmniej jest w książkach i filmach. Poczekam, aż da mu popalić.

- Doszedłem do wniosku, że nie jesteś taki najgorszy, Riina. Ale jak nie chcesz, mogę poszukać lepszego kandydata. Nawet Roth się nadaje, no i podoba mu się moja siostra. W sumie niegłupi pomysł. Miałbym ją w Nowym Yorku.

No cholera jasna! To chyba jakieś czary! Podmienili mi brata? Czy to tak już z nimi jest? On mnie swata, na Boga! Jak nie ty, to może tamten, albo jeszcze inny, ewentualnie gazeciarz... Nie, moi mili. Cokolwiek sobie tam uroili w swoich głowach, nie mam zamiaru się na to zgadzać. Może zaraz się jeszcze okazać, że jestem taką kontraktową żoną. Przecież to nie są normalni faceci, tylko bossowie cholernych organizacji mafijnych. Dodam, że takich, które od dziesiątek lat się nienawidzą. Odrobiłam zadania domowe i wiem, że czasami ślub jest gwarantem pokoju. Jak chcą to niech sami się ochajtają, a mnie do tego niech nie mieszają! Związki partnerskie są na czasie, czyż nie?

No i jeszcze Roth? Zaśmiałam się cicho. Mężczyźni, jak Boga kocham!

- A może ktoś się mnie zapyta o zdanie? – odezwałam się w końcu, zanim doszłoby do przekazania stada krów i naplucia na rękę, aby przybić biznes życia. Lexi zmieniłaby właściciela, z błogosławieństwem dopiero co odzyskanego brata. A kysz!

Otworzyłam oczy, mrużąc je pod wpływem światła. Chwilę wcześniej czułam na ustach dotyk opuszków i zapach Sebastiano, który otaczał mnie z każdej strony. Nic w tym dziwnego, skoro mężczyzna, o którym myślę, prawie wisiał nade mną, wbijając we mnie swoje szatańskie ślepia.

- Jeszcze jeden taki numer, a tak cię spiorę, że przez rok nie usiądziesz na tyłku, D'Angelo!

Cofnęłam głowę słysząc słowa Sebastiano. Chwila moment... Czy on znowu grozi mi laniem? No chyba sobie, kurwa, żartuje! Matko jedyna... Ten facet naprawdę ma na mnie fatalny wpływ. Wystarczyło kilka minut w jego obecności, a znowu zaczynam przeklinać. No co zrobić, cholera, skoro miłe słowa nie są w stanie wyrazić tego co czuję?

- Riina, myślę, że nieco zbyt gwałtownie do tego podszedłeś – wypalił nagle mój brat.

O proszę... Obrońca się znalazł. Najpierw mnie sprzedaje, a teraz broni? Dziękuję bardzo, poradzę sobie sama. Przekręciłam się na bok, zaciskając ramię dookoła klatki piersiowej, ale i tak jęknęłam cicho. Chyba żebra nie są załamane ani pęknięte. Mogę oddychać, może nie aż tak swobodnie jakbym chciała, ale ból pojawia się tylko, gdy się ruszam. Raczej ktoś mnie kopnął i porządnie posiniaczył. Niestety oznacza to, że nakopanie do tyłka tego niemożliwego faceta musi niestety poczekać. Jakby nie było, mam jeszcze jedną broń w zanadrzu. Własny cięty język.

Przytrzymując się stolika nocnego wyprostowałam się i ignorując mężczyzn stojących po drugiej stronie wielkiego łóżka, podniosłam w górę koszulkę. Skrzywiłam się na widok długich krwawych szram i podrapanego brzucha. To pamiętam. Ten wielki facet wyciągnął mnie z mojej kryjówki ciągnąc za nogę.

- Ja pierdolę – warknął Sebastiano. – Czy możesz z łaski swojej nie obnażać się przed innymi mężczyznami?

Zastygłam w pół gestu, nie bardzo wiedząc jak mam zareagować. Ostatni raz, gdy go widziałam... Nie, lepiej żebym teraz nie myślała o tym jak mnie wtedy potraktował. Mam towarzystwo, w tym mojego brata. Uniosłam wzrok...

No ja pieprzę! Więcej ich nie było?

- A wy co tutaj robicie? Macie jakieś zebranie? Czy to przejściowy oddział urazowy?

- D'Angelo, mówię do ciebie!

Kolejny raz zignorowałam Sebastiano. Za chwilę się porządnie rozpędzę do kłótni, ale na razie zbieram siły. Przyjrzałam się uważnie zbieraninie testosteronu... Jednego mężczyzny nie znałam. Stał opierając się o ścianę, obok uśmiechniętego Rotha i równie rozbawionego Santino. Ten facet czasami naprawdę powinien ugryźć się w język, zanim coś chlapnie. Mimo to cholernie go lubię, słowo. Gdyby przynajmniej nie bujał się z tym całym Riiną.

Z zaskoczeniem zauważyłam obserwującego mnie Danielo i Graysona. Chryste! Kto zwołał taką armię? Mój wzrok ponownie spoczął na nieznajomym mężczyźnie. Przystojny. W taki zupełnie inny sposób. Zdecydowanie starszy od pozostałych, powiedziałabym, że po czterdziestce. Podoba mi się jego zarost i...

- D'Angelo, do jasnej cholery!

Niech mi ktoś powie, a najlepiej wytłumaczy, co właściwie się dzieje? Ale tak używając prostych słów, jak dla blondynki, nie obrażając żadnej z nich. Czy mi się wydaje, czy Sebastiano Riina przeleciał mnie, myśląc że jestem kochanką jego ojca? Mylę się? Nie sądzę. Czy mi się wydaje, czy w tym samym czasie pieprzył się z innymi, wliczając w to swoje modelki? Mylę się? Raczej nie. Czy mi się wydaje, że powinien dać sobie ze mną spokój, przestać mnie napastować, śledzić, rozkazywać, obsikiwać z każdej strony, bo nie ma do tego żadnego cholernego prawa? Zdecydowanie!

Co w takim razie on tutaj robi i dlaczego, do licha, Gabriel nie reaguje?

- Riina, przypominam ci, że rozmawiasz z moją siostrą – o proszę, o wilku mowa. Nareszcie się ocknął, najwyższy czas, że tak powiem. – Jeszcze nie jest twoją żoną.

- Jaką, kurwa, żoną?! – wybuchnęłam.

Gabriel minął wściekłego Sebastiano, który, gdyby posiadał taką cudowną umiejętność, z pewnością przybiłby mnie już swoimi szatańskimi ślepiami do najbliższej ściany. Na wszelki wypadek, żebym mu nie spieprzyła. Tymczasem Gabriel podszedł do mnie, kładąc dłonie na moich ramionach.

- Olenka, nie powinnaś się tak denerwować – zaczął przemawiać do mnie jak do dziecka. Zamrugałam powiekami, niepewna tego co się dzieje. O cholera! – Przeszłaś ciężkie chwile, ale na szczęście przybyliśmy na czas. Mój lekarz zbadał cię i opatrzył rany. Odpocznij trochę, za kilka godzin wracamy do Stanów.

- Dobrze – odpowiedziałam odruchowo.

Właśnie w tym momencie Gabriel Alexandrow popełnił poważny błąd. Rzekłabym nawet, brzemienny w skutkach. Spojrzał na sapiącego Sebastiano, posyłając mu uśmiech.

- Tak się traktuje kobiety, Riina – parsknął obejmując mnie ramieniem i podprowadził do najbliższego fotela pomagając usiąść. – Moja siostra to dama i radzę ci o tym pamiętać. Jak będzie się na ciebie skarżyła, to wiesz co zrobię, prawda?

- Straszysz mnie, Alexandrow? – warknął Sebastiano podchodząc bliżej i zakładając ramiona na piersi. – To moja kobieta i żaden facet, nawet jej cholerny brat, nie będzie mi mówił, jak mam ją traktować.

- Jaka kobieta? – parsknęłam zrywając się z miejsca, ale ręka Gabriela wystrzeliła do mnie, siłą popychając mnie na miejsce.

- Jeszcze jej nie dostałeś, Riina – odwarknął Gabriel. – Jeszcze nie ma na placu twojej obrączki.

- Kurwa! Jest moja! – ryknął Sebastiano.

- Dobra, panowie... Chyba trochę was ponosi...

Jak na ringu, do mężczyzn doskoczyli Santino i Roth. Nie wiem, co widzą śmiesznego w tej sytuacji, ale to może być wynik jakiegoś trwałego uszczerbku na zdrowiu. Dobry Boże! Dlaczego skazałeś mnie na towarzystwo tych cholernych facetów? Usiadłam wygodniej, zakładając nogę na nogę i spojrzałam z uśmiechem na Graysona. Tylko on, Danielo i ten nieznajomy zachowują spokój. Mało tego, wygląda na to, że zaczyna ich bawić ta sytuacja. Seksowny profesorek pochwycił mój wzrok i unosząc brwi ruchem brody wskazał na kłócących się mężczyzn. Wzruszyłam tylko ramionami, kręcąc głową. Nie wmówi mi, że to moja wina! Najlepiej... Wszystko zwalić na nas, słabe kobiety!

***

Sebastiano...

Miałem zachować spokój. Miałem być jak ta cholerna oaza spokoju, nie dać wyprowadzić się z równowagi i zachować jak gentelman. Przeprosić, nawet na kolanach i błagać o wybaczenie. No i wszystko szło w miarę dobrze, dopóki nie włączył się cholerny Alexandrow. Po chuj się wtrąca? W porządku, może i nie błysnąłem romantyzmem wypalając z tym laniem, ale puściły mi nerwy.

A teraz? Ta niemożliwa kobieta doprowadziła mnie do jebanego szaleństwa obnażając się przed innymi. Chryste Panie! Czy ona nie zdaje sobie sprawy z tego, do jakiego stanu mnie doprowadza takim zachowaniem? Jak niewiele brakuje, żebym każdemu z obecnych w pokoju facetów, wydłubał przeklęte ślepia?

Ponownie cholerny Alexandrow wjebał się pomiędzy nas. On mi będzie mówił, jak mam traktować własną kobietę? Dodam, że kobietę, którą mam zamiar poślubić, czy się na to zgodzi czy nie? Oczywiście nie ona, ponieważ jestem pewien jej zgody, ale ten jej cholerny brat. Z tą zgodą Alexi, to też nie jest tak, jakbym chciał. Nie łudzę się, że po jednym słowie wszystko mi wybaczy. Nie ona, ta mała, wściekła petarda. Co chwila zerkałem na nią kątem oka, upewniając się, że wszystko z nią w porządku i wcale nie podobało mi się to, gdzie patrzy.

Warknąłem na Millera i MacKennę. Kurwa! On mógł być zakochany w matce mojej kobiety, a Alexia jest do niej podobna! Nie łączą ich więzy krwi, więc na dobrą sprawę, poza cholerną różnicą wieku... Za chuja nigdy! A przeklęty Miller? No nawet nie mogę chuja ujebać, rozumiecie to? A brzęczenie plującego z wściekłości Alexandrowa coraz bardziej zaczyna mnie wkurwiać.

- Zamknij się, kurwa! - ryknąłem do niego. – To sprawa pomiędzy mną, a Alexią.

- Olenka to moja siostra.

- Alexia – warknąłem. – Ona ma na imię Alexia, do cholery!

- Czy w końcu ktoś dopuści mnie do głosu?!

Skrzywiłem się, słysząc wściekły głos Alexi. Dosłownie masakrował moje bębenki, wwiercając się aż do mózgu. Chryste, jaki ta kobieta ma głos! Nic dziwnego, że usłyszałem ją tam w lesie. Rzuciłem ostatnie ostrzegające spojrzenie i z uśmiechem odwróciłem się w stronę Alexi. Dopiero teraz zorientowałem się, że ma na sobie jakiś cholerny dres, a raczej tylko spodnie. Czyje to gówno jest, bo z pewnością nie jej. Wyglądały, jakby były za duże o kilka rozmiarów. Ten zaborczy dupek we mnie zaczął warczeć. Kurwa! Na dobrą sprawę to nie miałem nawet w co ją ubrać, pomyślałem zamykając na chwilę oczy. Dam radę, a jak wsiądziemy do samolotu od razu każę się jej przebrać.

- Jak widzę, już zostałam sprzedana – oznajmiła stojąc z założonymi na piersi rękami.

Kolejny raz ten dziki facet we mnie szarpnął się na widok jej piersi widocznych w dekolcie. Dodam, że piersi bez cholernego stanika! Tak jak mogłem starać się ignorować te przeklęte spodnie, to za chuja nie dam rady z tym widokiem. Warcząc pod nosem przekleństwa, zdjąłem z siebie koszulę i ignorując szarpiącą się dziewczynę założyłem jej zapinając pod samą szyję.

- Jeżeli chcesz być świadkiem, jak zabijam każdego kto na ciebie teraz patrzy, to śmiało, zdejmij koszulę – wyszeptałem ostrzeżenie muskając ustami ciepłą skórę policzka. – Są moje. Tak jak ty.

Cofnąłem się przyglądając z samczym zadowoleniem, jak Alexia stoi całkowicie zaskoczona i oszołomiona moją bliskością. Uwielbiam ją w takim stanie. Ja pierdolę! Mogłem wyjebać ich z pokoju, a potem zająć się moją kobietą w odpowiedni sposób. Założę się, że jest już mokra. Ten wyraz jej cudownych oczu... Ogień, który w nich zapłonął. Czy już wie, że nie jesteśmy rodzeństwem? Ja pierdolę! Przecież może jeszcze nie wiedzieć, a ja wyjeżdżam z takimi tekstami...

- Alexia, kochanie... - zacząłem.

Zastanawiałem się, jak mam wyjebać to towarzystwo z sypialni. Jakoś, kurwa, nie bardzo kumają sytuację, że powinni spierdalać i zostawić mnie samego z moją kobietą. Rozumiecie to? Faceci, którzy są w stanie przewidzieć zagrożenie, którzy bez zawahania zastrzelą każdego, kto im zagraża, stoją teraz jak baby na targu, czekając na rozwój sytuacji.

- Ile za mnie dałeś, co Sebastiano?

Pytanie Alexi całkowicie wbiło mnie w podłogę. O czym ona mówi, do licha ciężkiego? Zerknąłem na zdezorientowanego Gabe.

- A ty, Gabrielu? Na ile mnie wyceniłeś? Mam być gwarantem pokoju? A może nie jestem aż tyle warta? Może dostawa? Jakiś wspólny interes? No powiedz, ile jestem warta?

- Olenka, to nie tak...

- Alexia! Jestem Alexia, a nie Olena – krzyknęła, aż Gabe cofnął się zaskoczony. - Całe życie nią byłam. Życie, które ktoś przewrócił do góry nogami. Chcecie zmienić w nim wszystko. Moje nazwisko, imię, całą mnie. Nie zgadzam się!

- Słońce, to nie tak...

- A jak, Gabrielu? Wiesz jak ja się czuję? Polują na mnie, strzelają, faszerują narkotykami, zamykają pod kluczem – skrzywiłem się słysząc ostatnie słowa. – Raz jestem w Los Angeles, a zaraz potem w Nowym Yorku. Już pogubiłam się w tym, kto mnie porwał i dlaczego.

- Jakie porwał? - zapytałem wbijając wzrok w dziewczynę, a następnie w milczącego Gabe. – Chcesz powiedzieć, że nie poleciałaś z własnej woli do Nowego Yorku? Alexandrow, kurwa! Porwałeś ją z mojego terenu? Pojebało cię, kurwa?!

Ja pierdolę! W tej chwili bez znaczenia było, że to jest brat Alexi. Za chuja nie miał prawa jej porwać. Co innego, gdyby wyraziła zgodę, ale i tak miałbym wiele w tym temacie do powiedzenia. Ona wciąż ma status Nietykalnej. Nawet dla niego!

- No, kurwa, nie wierzę – jęknęła Alexia. – Teraz będziecie sobie skakać do oczu? Żartujecie sobie ze mnie? Przypominam, że właśnie mnie sprzedaliście. Jeden sprzedał, drugi kupił. Nie chcę z wami gadać. Wynocha! Wszyscy!

Nie ruszyłem się z miejsca, dopóki wszyscy, łącznie z Alexandrowem nie wyszli z sypialni. Nie dam się tak łatwo wygonić. Alexia jest zraniona. Staram się postawić w jej sytuacji, ale ciężko mi to idzie. Może dlatego, że jestem facetem? Że gdyby sytuacja była odwrotna i to ona mnie zamknęła w swoim apartamencie, to tylko bym się z tego, kurwa, cieszył? Zaraz jednak przypomniało mi się, co robiłem w tym czasie, gdy ona siedziała w zamknięciu i od razu chuj mnie strzelił.

Miała rację... Ma prawo czuć się w taki sposób. Mówiąc szczerze, myślę, że i tak dzielnie się trzyma. Inna kobieta na jej miejscu już po pierwszej próbie porwania wpadłaby w jebaną panikę, ujadając jak ranny pies. Moja Alexia jest dzielna. Nawet teraz, stojąc tyłem do pokoju wyglądała jak pieprzona królowa. Tylko te sztywne plecy i wzrok wbity w okno świadczyły o tym jak jej ciężko. Tyle już zniosła. Ma rację, że czuje się zagubiona.

- To wszyscy dotyczyło też ciebie, boss – zakpiła.

- Powinnaś już wiedzieć, że mnie nie tak łatwo wykopać – odpowiedziałem podchodząc bliżej. – Powinnaś też wiedzieć, że jestem cholernie zaborczy i zazdrosny, jeżeli chodzi o ciebie. Nie znoszę, gdy inny mężczyźni się na ciebie patrzą, gdy cię dotykają. Popełniłem od cholery błędów w naszym związku, Alexia. Nie jestem święty. Nigdy nie będę nawet udawał, że jest inaczej. Kiedy zobaczyłem cię w ramionach ojca... - odetchnąłem głęboko, bo wciąż to we mnie było. Ta piekielna zazdrość i ból, który poczułem widząc ich razem. – Powiedziałem i zrobiłem rzeczy, których nie chciałem. Skrzywdziłem cię, zresztą nie pierwszy raz, prawda? Nie chciałem... Kurwa, skarbie... Zabiłbym dla ciebie. Bez wahania, bez zastanowienia. Należę do ciebie, czy tego chcesz czy nie.

- Nie, Sebastiano... To tak nie działa – prychnęła wciąż na mnie nie patrząc. – Myślisz, że po tym wszystkim co się stało, po tym jak mnie traktowałeś, powiesz przepraszam i co? Mam zapomnieć? Przebaczyć? Może przymknąć oczy, gdy za jakiś czas znowu zaczniesz pieprzyć wszystko co się rusza?

- Kurwa, Alexia – warknąłem przeczesując włosy. – To wszystko było ustawione, już ci wyjaśniałem. Rodzina Adamo zapłaci za to, możesz być pewna.

Alexia odwróciła się w moją stronę. Widząc jej posiniaczoną twarz miałem ochotę wrócić do tego przeklętego lasu i odnaleźć zakopane w nim ścierwo skurwiela, który podniósł na nią rękę. Odkopać, zabić dziesięć razy i to tak, żeby wiedział za co umiera, a potem znowu zakopać, o ile coś by z niego zostało. Każdą rana, każdy siniak czułem, jakby to mnie tak potraktował. Nawet wolałbym, żebym to był ja, a nie tak krucha kobietka. Nienawidzę, gdy coś ją boli in gdy jest smutna, tak jak teraz. Gdy w tych jej cholernych oczach błyszczą te przeklęte łzy.

- To nie tylko chodzi o tamten tydzień, Sebastiano.

- Jezu, Alexia... - mruknąłem doskonale wiedząc do czego właśnie zmierza. Potrząsnąłem głową. – Nie będę kłamał... Były inne. Przez ten cały czas próbowałem o tobie zapomnieć. Przestać szukać cię w każdej jednej kobiecie, ale mi się nie udało.

- To może ja też spróbuję twojego cudownego sposobu? Prześpię się z kilkoma facetami, dam się zerżnąć kilka razy i może też zapomnę?

Rzuciłem się do niej i chwytając w ramiona przycisnąłem do piersi. Pieprzona furia, która rozpętała się we mnie po słowach Alexi odebrała mi kurewski oddech i bicie serca.

- Nawet nie próbuj, D'Angelo, bo przysięgam! Pogrążę pieprzony świat w chaosie!

- Czy ty się słyszysz? – warknęła próbując się wyrwać z moich ramion. – Tobie wolno pieprzyć inne, a ja mam przymykać na to oczy? Po moim trupie, Riina!

- Jesteś zazdrosna? – zapytałem pochylając się i ustami muskając pokaleczoną twarz. Ja pierdolę, jest zazdrosna, wiem to. Nie przyzna się, przynajmniej nie od razu, ale daje mi to pieprzoną nadzieję, że czuje do mnie coś innego niż nienawiść. – Jesteś tylko ty, kochanie.

- Ciekawe od kiedy – prychnęła wciąż ze mną walcząc.

- Od tamtej nocy w Nowym Yorku – odpowiedziałem. – Skarbie, przestań się, do licha, szarpać. Nie puszczę cię. Już nigdy więcej cię nie wypuszczę z moich ramion. Kocham cię, Alexia i ożenię się z tobą.

Dosłownie czułem jak każdy mięsień dziewczyny zastyga. Zacisnąłem mocniej ramiona, przeklinając przeklętego fiuta, który wbijał się w miękki brzuch Alexi. Myślenie o naprawdę poważnych sprawach, gdy twój fiut ma zdecydowanie inne spojrzenie na problem poważnych spraw, było wkurwiające. Każdy ruch, każdy oddech powodował, że ciemniało mi w oczach.

- Ty chyba sobie żartujesz...

Tak gwałtownie szarpnęła ciałem, że nie zdążyłem jej powstrzymać. Wyślizgnęła się z moich ramion chowając za fotelem. Jak dziecko, słowo daję. Nawet pieprzone bramy piekieł mnie nie powstrzymają. Ta kobieta należy do mnie. Musi mnie kochać, choć teraz jest na mnie wściekła. Gdyby mnie nie kochała, już dawno by mnie zastrzeliła. Tak sobie powtarzam od chwili, gdy zrozumiałem własne uczucia do tej kobiety.

- Ty też mnie kochasz – powiedziałem obserwując gamę gwałtownych uczuć przesuwającą się przez jej twarz. – Jestem tego pewien.

- To był cios poniżej pasa, Riina – warknęła. – Myślisz, że jak dogadałeś się z moim bratem za moimi plecami i rzucisz takim tekstem, to...

- Kochasz mnie, Alexia.

- Śnij dalej!

- Kochasz... Przyznaj, że zakochałaś się we mnie.

- Nie będę kłamała – warknęła coraz bardziej wkurzona.

Może i właśnie kręcę na siebie długi bat, ale zaryzykuję. Alexia jest na mnie zła. Może wkurwiona bardziej odzwierciedla jej prawdziwe uczucia. A więc, jest na mnie wkurwiona i tak długo jak będzie trwała w tym wkurwieniu, tak długo będzie się wypierała swoich uczuć do mnie. A ja wiem, że mnie kocha!

Uśmiechnąłem się widząc zaciętą minę tego uparciucha. Kurwa, mówię wam. Życie z tą kobietą to będzie czysta rozkosz i pieprzone piekło jednocześnie. Uwielbia wyprowadzać mnie z równowagi i uwielbia się ze mną kłócić. Tak jak to ostatnie pasuje mi, bo ponoć seks na zgodę jest zajebisty, tak wyprowadzanie z równowagi może być kurewsko niebezpieczne. Biorąc pod uwagę jak bardzo jest uparta i jakie ma pomysły, wolę jednak kłótnie. Dla dobra ludzkości i moich przyszłych potomków. Ja pierdolę... Odpowiednia kobieta, a ani obrączka na palcu, która jeszcze nie tak dawno temu kojarzyła mi się raczej z pętlą na szyi i jazgoczącą kobietą, ani wizja posiadania dziecka, nie wywołują we mnie uczucia paniki. Mało tego, najchętniej już zacząłbym działać w sprawie tych wnuków, których zażyczył sobie ojciec. Takie właśnie mam marzenia... Mnóstwo dzieci, jeszcze więcej zajebistego seksu i ta kobieta, nosząca moje nazwisko i moje dziecko pod sercem.

Uśmiechając się, cofnąłem się w stronę drzwi. Wiem, kiedy powinienem dokonać taktycznego odwrotu. Ten moment właśnie nadszedł. Z uśmiechem patrzyłem na miotającą wściekłe błyskawice z oczu śliczną niebieskooką blondynkę, myśląc sobie, że nie ma piękniejszej kobiety na świecie. Właśnie ta piękność chwyciła za dość sporych rozmiarów wazon. Pies jebał, że ten fajans wyglądał na jakiś antyk z dynastii Ing, Chan, czy innego gówna. Jest dość ciężki, pomyślałem. Nie da rady dorzucić.

Udało mi się wymacać ręką klamkę. Tak na wszelki wypadek otworzyłem drzwi i patrząc na moją kobietę postanowiłem, że ostatnie słowo będzie należało do mnie.

- Kochasz mnie, D'Angelo, jestem tego pewien – po czym wymknąłem się na korytarz przy wtórze całkiem barwnych przekleństw.

Oparłem się o drzwi wciąż z szerokim uśmiechem i potrząsnąłem głową. Kątem oka zauważyłem opartych o przeciwległą ścianę sześciu mężczyzn. Patrzyli na mnie jak na idiotę. Wzruszyłem ramionami.

- Kocha mnie – stwierdziłem.

Dokładnie w tej samej chwili rozległ się huk, po którym aż oderwało mnie od drzwi. Zdaje się, że fajansowe chińskie gówno właśnie zakończyło swój żywot na drzwiach.

- Nienawidzę cię, Riina! - moja widownia parsknęła, słysząc szalejącą w sypialni Alexię.

- Do szaleństwa kocha – dodałem.

***

Nie jestem miękką fają, ale nauczyłem się, że nie wchodzisz w peryskop wściekłej kobiety. W dupie mam ten fajans, który rozbiła, ale na wszelki wypadek każę służbie usunąć takie gadżety z naszego domu. No po co mam się stresować, że kiedyś dojdzie to pieprzonej perfekcji i jej pocisk dosięgnie celu? Nabawię się jeszcze jakiejś nerwicy, a służba będzie pierdolić po kątach, że żona się nade mną znęca. Zapasy możemy mieć w sypialni i to tyle razy, ile będzie chciała.

- Myślisz synu, że mogę do niej wejść?

Uniosłem brwi spoglądając na ojca. Cała szóstka, to jest ojciec, Sant, Alexandrow, Roth, MacKenna i przeklęty Miller rozsiadła się w salonie. Czy on się mnie pyta? To na mnie jest wściekła, a nie na niego, do licha. Widzicie to? Jedna mała kobietka, a nasze życie przypomina jebane pole minowe. Przemykamy jak cienie, gdy mają te swoje dni, modląc się o jebaną cierpliwość. Ja chyba znalazłem sposób na to całe PMS, czy jak to mówią o tym całym przedmiesiączkowym szaleństwie. Zdecydowanie zamierzam mieć dużą rodzinę.

Kiwnąłem jedynie głową. Widziałem jak od przylotu do Nowego Yorku zrobił się szary na twarzy. Będę musiał z nim porozmawiać. Namówić go do operacji. Skoro jest szansa... Albo niech to zrobi Alexia. Dla niej zrobi wszystko, tak jak ja. To chyba rodzinna cecha, pomyślałem widząc z jaką werwą zerwał się z miejsca.

- Gdzie jest ten skurwiel? – warknąłem patrząc na Alexandrowa.

- Chcesz go załatwić teraz?

- A mam poczekać? Chcę wracać do domu, Alexandrow.

Ten cholerny dom mnie przytłaczał. Kto do cholery może mieszkać w miejscu, w którym nawet klamki w oknach są ze złota? Kurwa! Skurwiel handlował dziećmi, zbił kasę na twardej prostytucji, katował ludzi i mieszkał jak jebany car.

Mam nadzieję, że ojciec dostatecznie długo zajmie Alexię i będę mógł zabawić się z don Vito. Byłem ciekawy, czy wiedzą, w czyich są rękach. Ja pieprzę, powinienem sobie to nagrać, a potem odtwarzać każdemu, kto się napatoczy.

Ten moment, gdy weszliśmy do gabinetu... Gdy stanąłem obok Alexandrowa patrząc na dwóch największych skurwieli, jakich wydała mafia. Siedzieli związani jak prosiaki na podłodze, z poobijanymi mordami. Unieśli wzrok, zupełnie zdezorientowani. Chyba do tej chwili nawet nie wiedzieli, kto ich pokonał. Chcieli polowania? Mają dokładnie to samo, z tym, że ich ucieczka właśnie dobiegła końca. Jeden i drugi zdechnie. Trochę zaczynałem żałować, że nie mam więcej czasu. Dwie, może trzy godziny, zanim będziemy się zbierać. Nienawidzę Rosji i chcę zabrać moją kobietę do Los Angeles.

- Sebastiano?

- Don Sebastiano – poprawiłem wypowiadając powoli każde słowo. – Jestem don Sebastiano Rivas-Riina. Żądam od ciebie szacunku, starcze. Posadźcie go – wydałem rozkaz ludziom Alexandrowa.

W tej walce nie było różnic. Gdyby przyszło ginąć naszym ludziom, za każdą śmierć nasi wrogowie zapłaciliby jak za śmierć brata. Pewnie jeszcze nie raz i nie tysiąc razy będę darł koty z bratem Alexi, pewnie nigdy się nie polubimy, ale nie jesteśmy wrogami. Nigdy nie byliśmy. Moim wrogiem okazał się członek bliźniaczej organizacji. Facet, który w dniu, gdy przejmowałem władzę obdarował mnie gestem przyjaźni, wiedząc, że jestem jego synem. Planując rozbić całą naszą rodzinę, przejmując wszystko na co pracowały całe pokolenia amerykańskiej Cosa Nostry.

- Wiem jak to może wyglądać... - zaczął się pośpiesznie tłumaczyć, strzelając ślepiami w poszukiwaniu zrozumienia. – Przyleciałem do Mironova negocjować. To nie tak, że z nim współpracuję, przysięgam!

- Sobaka! – warknął związany Rusek.

- Negocjować? Niby co? Twój udział w handlu i prostytucji dzieci? Czy w handlu organami?

- Nic nam nie udowodnicie – zarechotał Mironov nie odrywając spojrzenia od Gabe. – Nie doceniłem cię, chłopcze. Nie spodziewałem się, że za moimi plecami dogadasz się z tymi włoskimi śmieciami. Zabili mi syna. Powinni zdechnąć. Zaczynając od przeklętego Danielo.

- Mój ojciec z pewnością doceni to, że go wspominasz – odpowiedziałem.

- Twój ojciec? – parsknął śmiechem, na co jego wspólnik wyraźnie się spiął.

- Zamilcz, głupcze – wysyczał don Vito.

- Dlaczego go uciszasz? – zapytałem udając zaskoczonego. – Może powie mi coś więcej niż ta suka, która mnie urodziła.

- Twoja matka?

- Nie. Twoja kochanka, starcze. Jeżeli myślałeś, że wyprę się tego kim jestem, to jesteś głupcem, don Vito. Już ci powiedziałem. Mnie nie można do niczego zmusić. Tego nauczył mnie mój ojciec, Danielo.

- Nawet, kurwa, nie był twoim ojcem – ryknął Mironov. – Jesteś przeklętym bękartem, Riina. Twoja pozycja to mrzonka. Mamy was w garści. Nic i nikt nam nie przeszkodzi.

- Bękartem, mówisz? – wyszeptałem podchodząc do związanego ruskiego psa.

W oczach miał czyste szaleństwo. Ktoś taki miał w garści tak potężną organizację jak Bratva. Kurwa! Ten pojeb zniszczył tysiące ludzkich istnień. Śmiał położyć swoje plugawe łapska na mojej kobiecie.

- Ja nazwałby się skurwysynem, bo kobieta, która mnie urodziła była kurwą – stwierdziłem. – Wiesz, Alexandrow. Zmieniłem zdanie. Zabieram jednego ze sobą. Nie mam czasu, żeby z nim zatańczyć, a nie będę narażał mojej kobiety na pobyt w tym przeklętym miejscu.

Gabe wciąż milczał. Kurwa mać! Jeżeli znowu się sukinsyn zawiesił, jak w Nowym Yorku po porwaniu Alexi, to mu przypierdolę, słowo! Jednak tym razem, gdy spojrzałem w jego oczy zamiast tej przeklętej pustki, która tam zawsze jest, zobaczyłem żywy, pulsując ogień. Otchłań piekła, w której tkwi Alexandrow.

- Upomną się o mnie – warknął Sycylijczyk szarpiąc się z czterema żołnierzami Gabe. – Nie masz prawa zabić równego ci pozycją bossa, bez przedstawienia Radzie dowodów jego zbrodni. Zapłacisz za to głową, Riina.

- Mówisz o tej samej Radzie, którą od lat sabotujecie, zabijając niewinne dzieci? – warknąłem i moja pięść jak wielkim młot wylądowała na zarozumiałej gębie don Vito. – Dostałbym od nich kurewski medal, skurwielu. Miller? Jak myślisz? Mogę go odjebać, czy muszę napisać podanie?

Miller, który do tej pory trzymał się z tyłu, podszedł do nas tym swoim powolnym krokiem. Jakby był na pieprzonym spacerku w Central Parku. Stanął tak, aby zarówno Mironov, jak i Genovese dobrze go widzieli i przez chwilę tylko na nich patrzył. Po chwili, gdy napięcie w pokoju zaczynało robić się zdecydowanie ciężkie, zaczął podwijać rękawy koszuli. Ja pierdolę, ten to ma pomysły. Już chciałem mu przypomnieć, że raczej powinien się spinać z czasem, gdy przypomniałem sobie o jego tatuażach.

Uśmiechnąłem się i stanąłem obok Alexandrowa, wkładając ręce do kieszeni spodni.

- Myślę, Riina, że w tym wypadku Rada uznałaby to za konieczne – oznajmił ze spokojem. – Powiem więcej. Ucieszą się.

- Kim ty, kurwa, jeste...

Mironov zamilkł wpatrując się w symbole na przedramieniu Millera. Zrobił się biały jak pieprzony śnieg, gdy zrozumiał, że ma przed sobą Emisariusza Rady.

- W imieniu Rady, obydwaj zostajecie pozbawieni swoich funkcji. Zostaniecie przewiezieni do miejsca, gdzie odbędą się przesłuchania, a następnie zapadnie wyrok.

- Pierdolę waszą Radę – zaśmiał się don Vito. – Nie mają władzy. Musi być przynajmniej dwóch żywych członków, żeby jej wyroki były uznane za zgodne z prawem.

- Jest co najmniej trzech – odpowiedział Miller. – Ostatni starzec i dwie Gwiazdy.

Spojrzałem zaskoczony na Millera. Kurwa, coś tam wspominał o dwóch z czterech kobiet. Poza tym, doskonale zna moje zdanie na ten temat. Nie pozwolę, aby moja Alexia miała do czynienia z takimi skurwielami ja ci dwaj. A druga? Kim jest? Gdzie jest?

***

Zebranie całego towarzystwa potrwało kolejne dwie, czy trzy godziny. Miller postanowił zostać z więźniami, czekając na transport i swoich ludzi. Cholernie nie w smak było to bratu Alexi. Gabe chodził wkurwiony, klnąc na czym świat stoi zarówno samą Radę, jak i Millera. Rozumiałem go... Nie znam szczegółów, ale jemu marzyła się krwawa zemsta za matkę i ojca. Za wszystkie te rzeczy, które sprawiły, że jest tym, kim jest teraz. Szanuję go za to, że chcąc oszczędzić Alexię, nie powiedział jej o tym, co starzec robił ich matce. Za to będę mu wdzięczny, bo nic tak mnie nie niszczy, jak smutek i łzy mojej kobiety.

Mam wrażenie, że dogadała się z Danielo. To w głównej mierze na nich czekaliśmy tak długo. Nie chciałem im przerywać, choć nosiło mnie, że nie mogę jej zobaczyć.

Wszystko było już gotowe do wyjazdu. Sprowadziliśmy więcej wozów, żeby zabrać wszystkich ludzi. Część swojej ekipy Gabe zastawi do zabezpieczenia pałacu. Mają zająć się ludźmi, których znaleźli w tych pieprzonych kazamatach. Nie byłem tam, ale słyszałem od Santa, że warunki, w których byli przetrzymywani były nieludzkie. Na szczęście nie było ich tam aż tak wielu. Zaledwie dziesięć kobiet, które były tam w wiadomym celu. Posiniaczone, z dzikim i przerażonym wzrokiem, wciąż rozglądały się lękliwie, podskakując za każdym razem, gdy któryś z żołnierzy podszedł zbyt blisko.

Oparłem się o bok auta czekając, aż Alexia w końcu się pojawi. Ojciec zszedł już kilka minut temu, ale powiedział, że ona potrzebuje jeszcze chwili dla siebie. Wiem dlaczego. Płakała... Powinienem pójść na górę i pocieszyć ją. Wytrzeć te cholerne łzy i zapewnić, że teraz będzie tylko, kurwa, lepiej. Nie poszedłem... To Paloma Riina była odpowiedzialna za śmierć jej matki. Cholernie ciężko jest mi z tym, że moja matka dopuściła się takiej zbrodni.

Odetchnąłem z ulgą widząc ją na szczycie schodów. Stała rozmawiając z bratem. Uśmiechnąłem się, widząc jak z zapałem gestykuluje. Pewnie właśnie miesza go z błotem, że zgodził się mi ją oddać. Wiem, zabrzmiało to cholernie niefajnie, ale jestem facetem, który raczej mówi prosto z mostu, a nie pierdoli się w miłe słówka. Czeka mnie jeszcze długa przeprawa, zanim mi wybaczy...

Obydwoje zeszli po schodach. Alexia cały czas się rozglądała, aż jej wzrok spoczął na grupce kobiet. Podeszła do nich, coś zaczęła tłumaczyć. Zauważyłem jej zdenerwowanie. Odepchnąłem się od samochodu i ze wzrokiem wbitym w dziewczynę ruszyłem w stronę Gabe, który stanął obok kolejnego wozu.

- Co się dzieje? – zapytałem.

- Nie wiem... Kogoś szuka.

Spojrzałem za siebie. W jednym z samochodów siedziała kobieta z dzieckiem, których szukał Gabe. Na szczęście, nie zdążyli małej sprzedać, a to co stało się z jej matką... Pewnie będzie potrzebowała czasu, żeby dojść do siebie. Przeszła piekło, straciła męża, ale ma córkę, która będzie ją potrzebować.

- Gdzie ona, kurwa, idzie? – sapnąłem, widząc jak Alexia zawraca na pięcie i wbiega po schodach.

- Pewnie do łazienki – stwierdził Gabe, ale ja już go nie słuchałem tylko pobiegłem za dziewczyną.

Wpadłem do lobby zaraz za nią. Stała pośrodku, rozglądając się gorączkowo, jakby czegoś szukała.

- Kochanie?

- Gabinet? – sapnęła zdenerwowana. – Gdzie jest gabinet?

Nie pytałem co się dzieje. Złapałem ją za dłoń, czując jak drży w mojej i delikatnie ścisnąłem palce. Poprowadziłem ją na piętro, po tych przeklętych schodach i dalej długim korytarzem do otwartego w tej chwili pokoju. Zatrzymała się gwałtownie i biorąc oddech zamknęła oczy.

Miller wyszedł z pokoju i uniósł brwi obserwując poczynania Alexi. Kurwa! Czyżby doznała jakiegoś urazu, który zlekceważyliśmy? Nie, na pewno nie...

Powoli ruszyła w głąb korytarza. Podążyłem za nią, jak cień pilnując każdego jej kroku. Zaraz za mną szedł Miller. Przeszliśmy praktycznie cały korytarz, aż na drugą stronę domu, kierując się do bocznego skrzydła pałacu. Alexia wyglądała jak w transie. Szła powoli, oddychając coraz szybciej, aż doszliśmy do drzwi, za którymi znajdowała się wąska klatka schodowa. Zeszliśmy w dół, czując jak temperatura nagle zaczęła spadać. Kolejne drzwi i kolejne schody. Tym razem ściany były zbudowane z kamieni. W powietrzu czuć było wilgoć i zapach mokrych kamieni zmieszany z zapachem krwi. Zdrętwiałem wymieniając spojrzenia z Millerem. Bez zastanowienia wyjąłem zza pleców swoją broń i przeładowałem. Nie mam pojęcia, gdzie teraz jesteśmy i czy to miejsce zostało sprawdzone przez naszych.

Na samym dole znajdowały się wąskie drzwi i małe okienko prawie pod sufitem. Założę się, że cokolwiek znajduje się za tymi drzwiami, jest już poniżej poziomu piwnicy.

- Alexia, kochanie?

- Ona tam jest – wyszeptała otwierając drzwi. – Była ze mną w jednej celi. Wciąż tam jest...

Zeszliśmy na dół. Miller włączył latarkę w swoim telefonie oświetlając nam drogę. Wyglądało to, jakby Alexia odmierzała kroki. W pewnej chwili zatrzymała się i odwracając przesunęła dłonią po ścianie. Tutaj wszystko było pieprzoną ciemnością, pomyślałem. Zgrzytnęły zawiasy, a ja złapałem Alexię za dłoń, gdy chciała wejść pierwsza. Schowałem ją za plecy i korzystając ze swojego telefonu, oświetliłem podłogę.

Kurwa! Jeżeli faktycznie ktoś tutaj jest, to po pobycie w takich ciemnościach może nawet oślepnąć od światła, dlatego spokojnie sprawdzałem każdy metr podłogi. Coś zaszurało w głębi pomieszczenia. Alexia wyrwała do przodu i rzuciła się na kolana pełznąc w stronę dźwięku.

- To ja... Pamiętasz mnie? Nikt nie zrobi ci krzywdy...

Ja pierdolę, kurwa mać! Z mroku wysunęła się dłoń. Tak kurwa, chuda, że wyglądała jak dłoń dziecka.

- Amerykanka?

Jezu! To jest kobieta! Miller przesunął światłem oświetlając klęczącą na kolanach Alexię. Niewiele widzieliśmy, bo zasłaniała swoim ciałem kobietę. Widziałem, jak obejmuje ją przytulając do siebie. Cały czas coś szeptała jej cicho, przesuwając dłonią po chudych ramionach. Zdjąłem z siebie koszulkę i powoli podszedłem do Alexi i tej kobiety. Jeżeli jest tutaj tak jak tamte kobiety z dziedzińca, to z pewnością widok mężczyzny może wywołać w niej przerażenie.

- Kochanie? Zawiń jej głowę moją koszulką. Nie wiemy jak długo tutaj jest i światło może sprawić jej ból.

- Tak, masz rację... - wychlipała wycierając ramieniem łzy. – Zabieram cię z tego miejsca, dobrze? Zawinę ci teraz głowę koszulką. Na zewnątrz jest słońce, nie chcemy, żebyś straciła wzrok.

- Na zewnątrz? Wyjdę stąd?

Jestem twardym skurwielem. Zabijałem, torturowałem... Przysięgam... Nigdy nic tak mnie nie złamało, poza utratą Alexi, jak głos tej nieszczęśliwej istoty. Ten pełen nadziei ton, to jak zaczęła płakać zaciskając brudne dłonie na kawałku materiału. Odchrząknąłem, bo coś utknęło w moim gardle. Wiedząc, że nie zrobię jej krzywdy, uniosłem telefon. Spojrzałem na zapłakaną Alexię... Czy mógłbym kochać ją mocniej?

- Powiedz, że wezmę ją na ręce – wyszeptałem dziwiąc się, że mój głos drży, a w gardle czuję łzy. – Nie chcę jej wystraszyć.

- Nie boję się – usłyszałem i wiecie co zrobiła? Jak dziecko z ufnością wyciągnęła swoje chude i brudne ramiona w ciemność.

Podszedłem i delikatnie wsunąłem ręce pod kolana unosząc ją w górę. Objęła mnie ramionami, a ja przysunąłem jej wiotkie ciało do piersi. Taka, kurwa, leciutka... Jak dziecko! Była przeraźliwie zimna i brudna. Nie zwracałem uwagi na zapach, to było takie nic nieznaczące... Jak długo była w tym miejscu? W tych pierdolonych ciemnościach? Kim jest ta kobieta, że ten skurwiel trzymał ją w takich warunkach? Z dala od innych?

Alexia truchtała obok mnie, gdy schodziliśmy schodami do lobby. Wszędzie kręcili się nasi ludzie, którzy na nasz widok zatrzymali się w miejscu. Z zaciśniętą szczęką szedłem przed siebie, czując jak kobieta w moich ramionach zaczyna drżeć. Płakała cichutko, mocząc mi pierś i coraz bardzie drżała.

Któryś z żołnierzy podbiegł do drzwi otwierając je z rozmachem. Zacisnąłem delikatnie palce i pochylając głowę wcisnąłem kobietę w swoje ciało, chroniąc przed słońcem.

Tego co się następnie stało, nie zapomnę nigdy w życiu.

Spojrzałem w dół, a mój wzrok od razu odnalazł Gabe. Zamarł w miejscu, widząc mnie na szczycie schodów. Zrobił jeden, dwa niepewne kroki i wbił wzrok w kobietę, którą trzymałem w ramionach. Jego spojrzenie pobiegło w bok, na stojącą obok mnie Alexię, która delikatnie poprawiała kobiecie koszulkę, upewniając się, że słońce nie razi jej oczu.

Wtedy Gabe ruszył. Krok za krokiem zbliżał się do nas. Jego puste spojrzenie z każdym krokiem zaczynało wypełniać się ogniem. Wchodził po schodach, gdy ja usiadłem na najwyższym stopniu, sadzając kobietę na swoich kolanach. Wciąż drżała i ten jej płacz... Kurwa, łamał mi serce! Przesunąłem dłonią po chudych placach. Jezu Chryste! Pod palcami czułem kręgosłup i wszystkie żebra. Ktoś podał mi butelkę wody, ktoś inny zasłonił rażące ją słońce, trzymając nad moją głową wielki parasol.

- Spokojnie... Jesteś już na zewnątrz... Jesteś bezpieczna...

Wsunąłem w jej drżące dłonie butelkę wody i pomału zacząłem odsłaniać jej oczy. Pochyliłem się niżej, własnym ciałem zasłaniając jej twarz. Ukazała się mała broda, jak u dziecka. Chude, zapadnięte policzki. Popękane blade usta, takie... Nie wiedziałem dlaczego na widok ust tej kobiety mój wzrok odnalazł Alexię. Klęczała obok mnie, głaszcząc kobietę po dłoni, po policzkach łzy leciały jej strumieniami, a usta drżały. Kurwa, chyba zwariowałem...

Spojrzałem na kobietę odsuwając ostatni kawałek materiału, na tyle, żeby nie wystawić jej wrażliwych oczu na ostre światło. Zaciskała mocno powieki, kuląc całe ciało, jakby mimo to cholernie ją bolało.

- Jak będziesz gotowa, spróbuj otworzyć oczy – poprosiłem. – Osłoniliśmy cię od słońca. Powolutku... - mruknąłem widząc jak powieki zaczynają się unosić. – Powolut... O Chryste Panie!

Zamarłem. Jezu! Zamrugałem, ale widok wciąż był tak cholernie znajomy. Jak to jest, kurwa, możliwe?

- Co się dzieje?

Nie byłem w stanie odpowiedzieć Gabrielowi. Nie byłem w stanie oderwać wzroku od twarzy kobiety. Słyszałem dudnienie mojego serca, czułem jak kurewskie łzy płyną z moich oczu. Kobieta uśmiechnęła się. Z wdzięcznością, którą poczułem głęboko w duszy.

- Sebastiano, kurwa, co się dzieje?

Tym razem odwróciłem głowę i spojrzałem na mężczyznę. Klęknął obok Alexi. Ja pierdolę, jacy oni są do siebie podobni, pomyślałem. Najbardziej zadziwiający był kolor ich tęczówek. Pieprzona perfekcja turkusu. Przesunąłem kobietę na swoich kolanach tak, aby widzieli jej twarz. Spojrzałem na Alexię. Na Gabe.

- Wydaje mi się, że twoja siostra odnalazła waszą matkę, Gabrielu Alexandrow. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro