Rozdział 48
📣📣📣📣🥳🥳🥳🥳🥳💖💖💖💖💖
Tak to szybko poszło z poprzednim rozdziałem, że zapomniałam o czymś ważnym...
INVICTUS i historia Lexi i Sebastiano przekroczyła już teraz 41 tysięcy wyświetleń! WOW! Jeszcze tydzień temu cieszyłam się z 36 tysięcy, a teraz? Dziękuję! Nawet nie macie pojęcia co to dla mnie znaczy. Wciąż jesteście tutaj ze mną, wciąż chcecie więcej... Chwilami przecieram oczy ze zdumienia i trudno mi w to uwierzyć.
Zostawiajcie po sobie ślad 👍🏻 💬. Dla mnie to ważne, móc przeczytać, że to co robię komuś się podoba. To działa również w drugą stronę. Jeżeli coś jest nie tak, to nie wahajcie się mi tego napisać. Tyle godzin spędzam przed laptopem, że pewne rzeczy mi umykają. Każdy komentarz to wielki zastrzyk energii do dalszej pracy i możliwość poprawienia błędów (za literówki i wszelkie błędy przepraszam, zostaną poprawione w trakcie korekty całości.)
***
Sebastiano...
Wkurwiało nie to czekanie... To pieprzone uczucie zawieszenia w próżni. Czas w niej płynął tak niezauważalnie, że każda mijająca minuta była jak godzina. Od ściany do ściany. Od okna do okna. Musiałem być w ciągłym ruchu, bo jedynie to trzymało mnie przy zdrowych zmysłach. Chciałem od razu ruszyć za tym starym skurwielem i odbić moją Alexię. Z jednej strony rozumiałem, dlaczego musimy poczekać, aż wylądują w Rosji, ale z drugiej strony, uważałem, że nie powinniśmy tracić czasu.
- Riina, kurwa, uspokój się, bo twoje pedałowanie doprowadza mnie do kurwicy – warknął zirytowany Gabe.
Zatrzymałem się spoglądając na pogrążonego w myślach mężczyznę. Dziwne... Facet sprawia wrażenie zupełnie pozbawionego uczuć. Typowy Egzekutor. Byłem dokładnie taki sam. Jedyny uśmiech na mojej twarzy pojawiał się w trakcie torturowania i gdy pieprzyłem dziwki. Moje życie było pozbawione radości, której zasmakowałem, gdy pojawiła się w nim moja Alexia. Uśmiechu, gdy widziałem w jej roziskrzonych wściekłością oczach, że najchętniej przypieprzyłaby mi w ryj, tego duszącego w piersi uczucia, gdy dotknąłem jej pierwszy raz. Obezwładniającego uczucia zaborczości w stosunku do tej kobiety. Za każdym razem, gdy ją widziałem, chciałem warczeć na wszystkich. Wykrzyczeć, że jest moja!
Jakim głupcem się okazałem... Musiałem ją naprawdę stracić, żebym w końcu przyznał się przed samym sobą, że ta kobieta to moja pieprzona przyszłość. Moja siła, moja nadzieja, moja miłość. Też kochamy. Czym się różnimy od innych mężczyzn? Niczym. W tym samym miejscu mamy mięsień zwany sercem, który tylko u nielicznych bije dla jednej kobiety. Jak głupcy wolimy wypierać się uczuć, bojąc się prawdy. Nie jestem głupi. Ja wiem, czego potrzebuję od życia i w życiu. A to, czego potrzebuję właśnie mi odebrano!
Wracając do Gabriela Alexandrow. Ten facet wciąż był dla mnie zagadką. Nie wiem, dlaczego tak nienawidzi starego, ale przeczuwam, że ma to związek z jego matką. Nie poruszaliśmy tego tematu. Wiem, że ojciec powiedział mu wszystko, gdy jechaliśmy do tego domu. To dobrze, że już wie. Niestabilny emocjonalnie Egzekutor to wielka beczka prochu, która w każdej chwili może wybuchnąć.
Zdecydowanie nie podobało mu się to, że jestem z jego siostrą. Wciąż mówię o nas w czasie teraźniejszym, w przeciwnym wypadku, mielibyśmy dwie jebane beczki prochu. Wolę ma razie nie pamiętać tego, co wydarzyło się w Los Angeles. Ta sprawa dotyczy mnie i mojej Alexi, a Gabriel z tym swoim wkurwiającym spokojem, może się jebać. Nie będzie się wpierdalał pomiędzy moją kobietę i mnie.
Przesunąłem dłonią po twarzy. Jestem zmęczony. Zresztą jak każdy z nas. Przynajmniej jeżeli chodzi o Włochów. Latamy jak popierdoleni od tylu godzin, że szkoda gadać. Jak się chłopaki nie zdrzemną, to padną zanim dotrzemy za ścierwem pakhana do Rosji. Co chwila zerkałem z niepokojem na ojca, żałując, że przyleciał z nami. Powinien zostać na miejscu i zająć się interesami pod moją nieobecność. W tamtej chwili nie myślałem o niczym innym niż o jak najszybszym dostaniu się do Nowego Yorku i rozmowie z Alexią. Umknęło mi, że w jego stanie nie powinien latać, a tym bardziej być narażony na taki stres. Tylko kto, do cholery, mógł przypuszczać, że podczas nieobecności Gabriela, jego cholerny dziadek zdecyduje się zaatakować dom, wyrżnąć w pień żołnierz, gwałcąc, a na koniec mordując pracujące w nim kobiety? Jedyną osobą, która przeżyła jest Alexia. Widzieliśmy na nagraniach z monitoringu, jak wielki jak niedźwiedź Rusek wynosił ją przewieszoną przez ramię. Ta krew w jej sypialni... Nie powinno być jej tak dużo nawet po wycięciu nadajnika. Właśnie to mnie tak przeraża... Wiedzieliśmy, że żyje, ale nie mamy pojęcia, gdzie teraz leci i czy nic się jej nie stało.
Drgnąłem czując wibrowanie telefonu w kieszeni spodni. Spojrzałem na ekran, a widząc na wyświetlaczu nazwisko Irlandczyka bez wahania odebrałem. Z tego co pamiętam może być jeszcze w Stanach, ale ma swoich ludzi w Europie, a przede wszystkim kogoś blisko pakhana. Gdy zorientowaliśmy się, że Alexia została porwana od razu próbowałem się z nim skontaktować, ale chyba leciał wtedy samolotem.
- MacKenna – mruknąłem czując jak wszyscy obecni w salonie wbijają we mnie spojrzenia.
- Dostałem twoją wiadomość. Co się dzieje?
- Rozumiem, że jesteś jeszcze w Stanach?
- Dokładnie w Waszyngtonie. Jutro wracam do Irlandii.
- Potrzebujemy twojej pomocy, Niall. Stary ma moją kobietę.
- Co ty pierdolisz, Riina?! Jak ją ma? Pozwoliłeś, żeby ją dorwał? – wydarł się, aż musiałem odsunąć telefon od ucha.
- Długa historia, za długa, żeby teraz o tym mówić. Jestem w Nowym Yorku. Razem z Gabrielem Alexandrowem, – przerwałem, żeby wziąć oddech, - wnukiem Mironova.
- Kurwa! – syknął przez zęby. – Jak? Nie, poczekaj... Zaraz przylecę do Nowego Yorku, to pogadamy. Co mam zrobić?
- Stary leci do Rosji. Nie wiemy, gdzie będzie lądował, a z tego co powiedział Gabe, ma gdzie się zamelinować przed nami. Uruchom swoich ludzi. Tylu ilu możesz. Musimy wiedzieć dokładnie, co zamierza zrobić i gdzie.
- Nie ma sprawy. Spróbujemy obstawić każde możliwe lotnisko. Wyślij mi teraz adres, pod którym was znajdę i uprzedź tego całego Alexandrowa, że przylecę. Nie znam typa, ale nie potrzebuję teraz wdawać się w zatargi z przyszłym pakhanem.
- O to się nie martw – zapewniłam go. – Dzięki, MacKenna. Jestem twoim dłużnikiem.
- Masz szansę odzyskać swoją kobietę, Riina. Ja nie miałem takiej możliwości. Zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Widzimy się najdalej za dwie godziny?
Trwało to nieco dłużej, ponieważ dopiero po blisko trzech godzinach zjawił się w domu Gabe. W tym czasie my nie próżnowaliśmy. Z nagrań dowiedzieliśmy się, kto i kiedy wpuścił ludzi starego na teren posesji. Jako, że meżczyznę tego znaleziono w garażu z poderżniętym gardłem, doszliśmy do wniosku, że został w jakiś sposób zmuszony do współpracy. Ludzie, którzy pojechali do jego domu znaleźli tylko zdemolowane mieszkanie. Ani śladu żony i córki...
- Dlaczego skurwiel nie przyszedł z tym do mnie? – Gabe warczał już od jakiegoś czasu i teraz to on, a nie ja, pedałował po salonie wzdłuż i wszerz. – Roth, ustal co się stało z jego rodziną. Jeżeli stary wciąż ma dziecko, z pewnością będzie chciał ją w burdelu, albo sprzeda na licytacji. Daj znać naszym w Europie, prześlij zdjęcia małej.
- Ile ma lat? – zapytał mój ojciec.
- Dziewięć...
Widziałem po ojcu, jak bardzo się wściekł. Właśnie to wiele lat temu stało się kością niezgody pomiędzy nami, a Oryginałami. Dziecięca prostytucja i handel żywym towarem. Tego nie pozwolę nigdy zmienić i zrobię wszystko, żeby utrzymać ich z dala od naszych kobiet i dzieci. Szkoda, że nie mam wpływu na to, co robią organizacje w Europie. Może gdyby ta cała Rada zajęła się problemem, udałoby się wymóc jakieś zmiany? Przecież na rany Chrystusa, nie jesteśmy zwierzętami!
Jeżeli chodzi o matkę dziewczynki... Prawdopodobnie zabrali ją ze sobą i zrobią z niej swoją dziwkę, albo stary każe jej pracować w burdelu. Żadna różnica. Tu i tu będzie zmuszana do seksu, nie wiedząc, co się stało z jej mężem i córką. Może lepiej, aby nie wiedziała? Czasami prawda jest zbyt straszna...
Od dobrej godziny nigdzie natomiast nie widziałem Millera. Zaraz po tym, jak zastaliśmy pustą posiadłość i trupy w garażu, wisiał na telefonie. Chyba powinienem mu podziękować, że dzięki niemu możemy namierzyć Alexię. Nie podoba mi się, że zrobił to bez pozwolenia, niemniej w zaistniałej sytuacji, jestem w stanie przymknąć na to oko. Powinienem się też zainteresować, dlaczego w ogóle Alexia miała wszczepiony nadajnik.
Do pierwszego, który został jej usunięty i to raczej niedelikatnie, sądząc po ilości krwi na łóżku, przyznał się Gabe. Zrobił to, aby chronić Alexię przed starym. Miller zrobił to na jego prośbę. Nie rozumiałem jednak, skąd i dlaczego wziął się drugi. To wszystko zaczynało mnie coraz bardziej wkurwiać, a wnioski do jakich dochodziłem wcale mi się nie podobają. Nie... To niemożliwe! Nie moja Alexia!
Czekając na MacKennę, razem z resztą mężczyzn wyszliśmy na zewnątrz. Przesiadywanie w czterech ścianach, gdy wewnątrz ciebie szalał niepokój było katorgą. Poza tym, ileż można łazić obijając się o ściany? Jak ja przestawałem, zaczynał Gabe i tak w kółko.
MacKenna zjawił się z Evansem. Mówiąc szczerze, poza kilkoma imprezami, w których uczestniczył, strasznie małomówny z niego facet. Podobny jest w tym do Rotha, który od naszego przybycia do posiadłości prawie wcale się nie odzywał, a przynajmniej nie do nas. Zabezpieczył dom, ściągnął małą armię ludzi, którzy przetrzepali teren, szukając nadajników i podsłuchu. Kurwa, szukali nawet ładunków wybuchowych, bo ze starym nigdy nic nie wiadomo. Mógł uznać, że nie potrzebuje aż tak bardzo wnuka i postanowił podrzucić jego tyłek do piekła. Z nim nigdy nic nie wiadomo.
Razem z Irlandczykami, zjawiło się kolejnych kilkunastu mężczyzn. Zaczyna być ciekawie, pomyślałem. Ludzie Alexandrowa to mieszanina Rosjan, Amerykanów i o dziwo, również Włochów. Nie mam nic do takich mieszanych teamów, ale trochę to dziwnie wyglądało. Widać było, że pracują ze sobą od dawna, tak jak widać to po moich, czy MacKenny ludziach. Teraz przyjdzie im nauczyć się i to w trybie ekspresowym walczyć u boku ludzi, o których nic nie wiedzą, a od których w pewnej chwili może zależeć ich życie.
Obserwowałem jak wysypują się z samochodów, bez tej swojej żartobliwej żywiołowości, z jaką podchodzili zawsze do wszystkich spraw. Niall podszedł do mnie, zostawiając w tyle swojego zastępcę i przywitał zamykając mnie w niedźwiedzim uścisku. Zanim się odezwałem, od strony garażu nadszedł Gabe z Millerem. Widząc ich, MacKenna zesztywniał i rzucił mi zaskoczone spojrzenie.
- Ten czarny to wysłannik Rady – wyszeptał. – Ja pieprzę, stary, o co tutaj chodzi?
- Gdyby ja to wiedział – odpowiedziałem, po czym skinąłem w ich stronę. Poczekałem, aż podejdą bliżej. – To Niall MacKenna, nasz irlandzki sprzymierzeniec, o którym wam mówiłem.
Przypomniało mi się, jak przywitał się, gdy pierwszy raz spotkał motocyklistów. Kurwa! Mam nadzieję, że teraz nie wypali z piciem i ruchaniem, bo za chuja brat Alexi nie wyglądał na takiego, co to posiada poczucie humoru. Jesteśmy na jego terenie i to on tutaj rozdawał karty.
Miller przywitał się uściskiem ręki, obserwując uważnie MacKennę. Pewnie już nieraz słyszał krążące o nim plotki. Nasz świat w gruncie rzeczy jest cholernie hermetyczny. Rzadko przyjmujemy do swojego grona obcych, a tym bardziej wchodzimy w takie sojusze. Dlatego zarówno Irlandczycy, jak i motocyklowa brać tak bardzo zaskoczyła wszystkich. Ja nie patrzę na takie rzeczy, jak miejsce urodzenia, i pochodzenie twoich przodków. Jeżeli jesteś, kurwa, dobrym sojusznikiem i możesz wnieść coś od siebie, nie licząc tylko na ochronę, to czemu nie. A jeżeli ktoś zachowuje się jak nasze dziwki, dając się dymać każdemu i wszędzie, licząc na nas, to pożegnamy się szybciej niż myślą.
MacKenna zastygł wpatrzony w Alexandrowa. Na szczęście starszy z mężczyzn oszczędził sobie żartów, za co byłem mu wdzięczny. Liczyłem na jego rozwagę. Alexandrow to nie motocykliści. Facet jest z innej półki, a jak wiadomo, Ruscy raczej nie znają się na żartach. Ten jest nim tylko w połowie, więc może być tylko gorzej.
- Niall MacKenna – wyciągnął rękę.
- Gabe Alexandrow.
Muszę przywyknąć do jego głosu. Ale póki co, wciąż wywołuje ciarki. Tak, jakby z pełną świadomością facet ciągle używał tego samego tonu Egzekutora. Tchnącego lodowatym podmuchem śmierci. Niewiele wiem o tym, jak Ruscy przygotowują i szkolą swoich ludzi, ale z zasłyszanych opowieści mogę się tylko domyślić, że nie polegało to na strzelaniu do glinianych kaczek i oglądaniu starożytnych narzędzi tortur. Chcesz wiedzieć jak czuje się człowiek, który tonie? Zacznij tonąć... Na własnej skórze doświadczysz każdego jednego skrawka umierania i paraliżującego zmysły strachu pomieszanego z bólem.
- Coś się dzieje...
Spojrzałem na stojącego obok mnie Santa, który wpatrywał się w Irlandczyka. Dyskretnie rozejrzałem się po terenie, ale nie zauważyłem żadnych niepokojących ruchów ze strony jego ludzi. Kurwa! Zupełnie zapomniałem, że MacKenna nienawidzi pakhana i wszystkiego co z nim związane. Nie miałem jeszcze okazji porozmawiać z nim i powiedzieć, kim jest Gabe i kim jest moja Alexia. Jak się wkurwi, gotowy rozpieprzyć go nie bacząc na konsekwencje.
- Ja pierdolę, jeszcze tego mi brakuje – mruknąłem i ruszyłem za Irlandczykiem.
Dopadłem go, gdy wszedł do hallu, wciąż wpatrzony w plecy Gabe.
- Niall, tylko nie odjeb niczego – syknąłem zatrzymując się obok niego. – Pojawiły się nowe sprawy, o których musisz wiedzieć, ale ten facet nie jest zagrożeniem.
Irlandczyk wyglądał, jakby się najebał porządną whisky. Miał nieprzytomne spojrzenie, które starał się skupić na jednym punkcie, ale nie bardzo mu to wychodziło.
- Co jest? – zapytałem.
- Nie wiem... Ten facet... Jest w nim coś...
- Idziecie?
Odwróciłem się, gdy za moimi plecami zabrzmiał głos Rotha. Stojąc w hoallu mieliśmy doskonały widok na salon i znajdujących się w nim pozostałych mężczyzn. Jednak moją uwagę pochłonął stojący w milczeniu i obserwujący nas Gabe. Doskonale uzupełniał się z Rothem, dokładnie tak jak ja z Santem. Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić Gabe pieprzącego się z dziwkami na jednym z naszych spotkań. Jest tak cholernie poukładany. Zimny, całkowicie opanowany...
- Jak ktoś jest głodny, to tam mamy żarcie – Roth wskazał ręką na stół, zastawiony pudłami z pizzą. Nie zdziwiłem się widząc tam Santa, ale z zadowoleniem zauważyłem ojca. – Riina? Gabe chce z tobą pogadać na osobności – mruknął, gdy tylko MacKenna dołączył do pozostałych.
Ok... To czeka mnie spotkanie ze starszym bratem mojej kobiety. Kurwa mać! Gdybym chociaż wiedział, co dokładnie ma na mnie, byłoby mi łatwiej przewidzieć jego zachowanie. Skoro od dawna obserwował Alexię, musi być świadomy przynajmniej części moich wyskoków. Wolałbym, żeby akurat ten ostatni raz z klubu motocyklistów, nie ujrzał jeszcze światła dziennego. Gdybym ja miał siostrę... No kurwa! Nawet nie chcecie wiedzieć, co zrobiłbym kutasowi, który odjebałby jej taki numer. Czy to znaczy, że dokładnie to samo czeka mnie?
Podszedłem do Gabe, który tylko czekał na mnie i ruszając za nim, przeszliśmy do innej części domu. Muszę przyznać, że nawet mi się tutaj podoba. Trochę za dużo tych mebli i tego całego gówna jak dla mnie, ale całość robi dobre wrażenie.
- To ty projektowałeś dom? – zapytałem podążając za nim korytarzem. Chyba nie miał zamiaru ujebać mnie w jakimś ciemnym pokoju, pomyślałem.
- Można tak powiedzieć – odpowiedział otwierając drzwi. – Przerobiłem całą posiadłość.
Weszliśmy do biblioteki. W swoi domu też mam taką, ale służy mi bardziej jako miejsce spotkań, niż pracy, a z tego co zauważyłem na pierwszy rzut oka, widząc stół z makietą i deski kreślarskie ustawione w pomieszczeniu, Gabe tutaj spędza wolny czas. Ciekawe, czy po tym jak rozwali kogoś, czy raczej przed?
Zaciekawiła mnie makieta. Podszedłem do stołu, ignorując ciche prychnięcie mężczyzny.
- Olenka też się tym od razu zainteresowała.
Uniosłem wzrok znad makiety blokując spojrzenia z Alexandrowem. Czy to odpowiedni moment, żebym rozpoczął dyskusję na temat imienia, jakiego używa? Nie powiem, to nowe imię brzmi bardzo miło. Kobieco i tak miękko. Tylko czy pasuje do kobiety, która nigdy nie okazała strachu, która rzucała mi wyzwania, rozpieprzyła mi samochód za milion dolarów i porwała mojego consigliore, grożąc mu bronią? Mało tego, przypierdoliła mi w zęby, przy moich ludziach i w moim kurewskim lokalu? Czy kobieta, która nie boi się nikogo i niczego, wliczając w to pieprzonego bossa Cosa Nostry, może mieć na imię Olenka? Raczej nie. To tak, jakby nazywać Kubę Rozpruwacza, Kubusiem... To pojebane!
Zostawiłem za sobą makietę i podszedłem do biurka. Nie miałem zamiaru siadać jak pieprzony petent. Jesteśmy na tej samej pozycji. Obydwaj kierujemy potężnymi organizacjami przestępczymi, obydwaj jesteśmy Egzekutorami, mam prawo przypuszczać, że mamy tych samych wrogów. Może połączyć nas solidny sojusz. Zupełnie niespodziewany, ale na takich silnych zasadach, że nic i nikt nie mógłby ich zniszczyć.
Kocham jego siostrę. Ożenię się z nią. Czy to się jemu podoba czy też nie. Nie zależało mi na sojuszu, jeżeli ten się uprze, że nie będzie wchodził z nami w żadne układy. Zobaczymy się na ślubie, a potem może zniknąć. Nie będę również ograniczał kontaktów Alexi z bratem, ale jak się zorientuję, że zaczyna się wpierdalać w nasz związek, inaczej sobie z nim pogadam.
Na razie nie biorę sobie do bani tego, że mam przejebane u swojej kobiety i raczej czeka mnie przemarsz na kolanach z Nowego Yorku do Los Angeles bez gwarancji, że po dotarciu na miejsce, serce mojej kobiety zmięknie nieco na mój widok. Coś wymyślę. Uparty ze mnie skurwiel.
- Chciałeś pogadać – rzuciłem, gdy uparcie milczał.
Stanąłem z rękami założonymi na piersi, czekając aż odwiesi się i zacznie gadać. Zauważyłem, że ma takie momenty, gdy wydaje się oderwany od rzeczywistości. Tam w sypialni, gdy zobaczyliśmy w jakim stanie jest pokój, w którym była Alexia, a potem jeszcze kilka razy.
- Rozmawiałem z twoim ojcem – oznajmił, przyjmując taką samą pozycję. – Jeszcze nie wiem, co mam o tym sądzić, ale zdecydowanie nie podoba mi się to, że uganiasz się za moją siostrą.
- Dlaczego?
- Mówiłem, wiem, kim jesteś i wiem, jak traktujesz kobiety. Już ci powiedziałem, że Olena zasługuje na mężczyznę, dla którego będzie wyjątkowa i jedyna. Nie dasz jej tego.
- I mówisz to na podstawie czego, Alexandrow? – odparłem atak, powstrzymując się przed rozpieprzeniem mu gęby. – Masz przewagę nade mną. Ja się nie ukrywałem. Każdy w naszym świecie wiedział, kim jestem, czego nie mogę powiedzieć o tobie. Dowiedziałem się o tym, że stary ma wnuka kilka tygodni temu. Dobrze się ukryłeś. Nawet podczas pierwszego spotkania nie zorientowałem się, kim jesteś.
- Wtedy byłeś zbyt zajęty warczeniem na mnie – odpowiedział. – Jesteś zaborczym facetem.
- To chyba dobrze, prawda? Posłuchaj... Będę z nią, czy ci się to podoba, czy nie. Nie zabierzesz mi jej, a nawet gdybyś próbował, rozpętam jebaną wojnę, ale ją odzyskam.
- Gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla twoich kochanek?
O kurwa mać! Zmieliłem w ustach to przekleństwo. Najpierw mój ojciec zagroził mi kastracją, a teraz cholerny brat mojej kobiety zaczyna swoje dochodzenie. Ja pieprzę! Było minęło, po chuj wywlekać stare sprawy?
- Co mam ci powiedzieć? – wzruszyłem ramionami. - Mam teraz zaprzeczyć, że nigdy ich nie było? Były, Alexandrow. Więcej niż bym chciał, ale były. Nic z tym już nie zrobię. Narobiłem w chuj błędów, ale jestem tylko człowiekiem. Nie planowałem spotkać takiej kobiety jak Alexia. Byłem wolnym facetem, bez zobowiązań, więc nie mów mi, że robiłem coś, czego nikt przede mną nie robił.
Chyba go pojebało, słowo! Mam teraz spowiadać się z każdej cipki, którą przeleciałem? Z każdej dziwki i jednorazowej laski wyrwanej na obciąganie? Nie ma chuja! Nie będę skurwysynem i nie zacznę wytykać mu jego wyskoków. Po pierwsze, nie mam jebanego pojęcia, czy preferuje raczej swobodne życie seksualne i laski na jedną noc, czy może ma już swoją kobietę, czy nawet dzieci. Poza tym, równie dobrze może się zaraz okazać, że jest gejem, a wytykanie innych kutasów kutasowi nie wróży dobrze tej rozmowie.
- Masz rację. Byłeś wolny i mogłeś robić co chciałeś. Chcę wiedzieć, jakie masz plany w związku z moją siostrą i co zrobisz z tymi kobietami, z którymi pieprzyłeś się razem ze swoim przyjacielem.
Noż kurwa! O tym też wie? Czy te dwie wywłoki ogłosiły to na Twitterze?
- Ożenię się z nią. A sprawą Melindy i Natalii nie musisz zawracać sobie głowy. To tylko przeszłość, z którą robię porządki.
Alexandrow milczał przyglądając mi się uważnie. Odwzajemniłem spojrzenie. Nie zależało mi na jego zgodzie. Oczywiście ze względu na Alexię, wolałbym żebyśmy nie musieli skakać sobie do oczu za każdym razem, gdy się spotkany, ale nie jest to coś niezbędnego w naszym życiu. Postaram się oddzielić sprawy z Gabrielem od moich z Alexią.
- Jeżeli ją skrzywdzisz, Riina, albo choćby pomyślisz o zdradzie... Wykastruję cię.
- Przyjąłem ostrzeżenie.
- Zobaczymy, Riina – pokręcił tylko głową. – Dalej mi się to nie podoba. Znalazłbym dla siostry co najmniej stu, lepszych kandydatów na męża. Wcale nie musi poślubić takiego upartego Włocha jak ty. Twoja przeszłość...
- To tylko przeszłość – warknąłem przerywając kolejną litanię moich przewinień.
Ja pierdolę! Nie byłem w jebanym zakonie, do cholerny! Miałem naście lat, gdy przeleciałem pierwszą kobietę i od tamtego czasu było ich setki, a nawet tysiące. Ja pieprzę, po chuj mi teraz wyjeżdża z takim gównem?
- Chcesz mnie sprowokować? – zapytałem przechylając głowę. Te pieprzone puste tęczówki doprowadzały mnie do szaleństwa. – Możemy nie zgadzać się w wielu kwestiach, Alexandrow. Możemy działać na swoją niekorzyść, podpieprzać sobie towar, tereny, dostawców... To będzie tylko biznes. Cios za cios, bo ja nie czekam, aż nazbiera się więcej. Oddaję od razu. Ale nie mieszaj w nasze sprawy Alexi. To jej nie dotyczy. Nie pozwolę na to, żeby nasze zatargi ją smuciły i tobie też na to nie pozwalam.
- Grozisz mi? – mruknął tym wypranym z emocji tonem głosu Egzekutora.
- Ja nie grożę – odpowiedziałem dokładnie tym samym tonem. – Ostrzegam cię.
Kolejne minuty, gdy starał się złamać mnie swoim spojrzeniem. Nie rusza mnie to. Mam tylko coraz większą ochotę przypieprzyć mu w ryj. Wciąganie w nasz spór Alexi to cios poniżej pasa. Tak naprawdę, to nic jeszcze do niego nie mam. Oczywiście poza tym, że był bratem mojej kobiety i chce mi ją zabrać. Jeszcze nie wiem na co go stać. Nie mam pojęcia, jaką siłą dysponuje, jak daleko sięgają jego koneksje, z kim współpracuje. Widziałem na własne oczy do czego jest zdolny, ale co z jego ludźmi?
Jak tylko dowiemy się, gdzie stary ukrył się z moją Alexią, od razu ruszamy. Moje dwa odrzutowce z ludźmi są w drodze do Nowego Yorku. Mógłbym sam odbić Alexię, ale wiem, kiedy powinienem poprosić o pomoc. Nie mam z tym problemu, gdy w grę wchodzi życie mojej kobiety. Kurwa! Poprosiłbym samego Szatana, gdyby tego było trzeba.
- Potrzebuję twojej pomocy, Gabe – odezwałem się pierwszy, przerywając tę wkurwiającą ciszę. – Chcę odzyskać Alexię. Pomóż mi.
Wchodzenie w układy z tym facetem może okazać się czymś cholernie zyskownym, jak i największym błędem, jaki mogę popełnić. Będę miał czas, aby się nad tym zastanowić. Na razie, skupieni na odzyskaniu kobiety, która dla nas obydwu znaczy wszystko, postanowiliśmy nie skakać sobie do oczu. Przynajmniej nie tak, aby utoczyć krwi przeciwnika.
Możecie mi wierzyć, powstrzymanie się przed tym było cholernie trudne. Alexandrow jest ciężkim w obyciu facetem. Częściej milczał, wprowadzając od razu cholernie ciężką atmosferę, niż udzielał się towarzysko, nawet w trakcie rozmowy. Jego ludzie najwidoczniej byli przyzwyczajeni do humorków swojego szefa, ale nie my i Irlandczycy. Jesteśmy głośnym narodem i wszędzie nas pełno. To, że sytuacja zmusiła nas do dzielenia przestrzeni z potencjalnym wrogiem, nie wpływa na nas pozytywnie. Wydałem Ignacio rozkaz przypilnowania krewkich żołnierzy, którzy wciąż jak żywo pamiętali, kto był odpowiedzialny za śmierć naszych dwóch braci.
O dziwo, Miller tylko obserwował wszystko z tym wkuwający spokojem. Tych dwóch chyba pobierało nauki w jednej szkole, na tym samym kierunku. Nie wiedziałem jak bardzo silna jest Rada, skoro nie ma kto jej przewodzić. Miller, jako Emisariusz działał i widać, że miał odpowiednie zaplecze i możliwości. Jak wielkie? Możemy liczyć na jakieś wsparcie?
Kurwa! Zaczynam planować jakąś pieprzoną krwawą wojnę, ale nie mam cholernego pojęcia, jak walczyć z takim przeciwnikiem jak Mironov. Gdy w grę wchodziła walka o wpływy sytuacja była klarowna. Nie działaliśmy na oślep, ale mieliśmy dokładnie zaplanowany każdy krok. W sytuacji, gdy w grę wchodzi życie Alexi, żaden plan, choćby najlepszy nie jest w stanie dać mi pieprzonej gwarancji, że nic jej się nie stanie. To nie przeszkolony żołnierz. Nie wie, jak ma zachować się w razie strzelaniny, gdzie się ukryć. Co prawda Ignacio coś jej tam tłumaczył, ale nie na tyle, żebym teraz był spokojny. Nie... Nawet, gdyby przeszła pierdolone wojskowe przeszkolenie, nie przestałbym się martwić o jej tyłek. Dlaczego? Ta kobieta jest niemożliwa! Sama nadstawi kark, jeżeli uzna, że dokładnie to powinna zrobić.
Wszystko co wiedziałem o starym to informacje, jakie przekazał nam MacKenna. Dlatego zapewnienie Alexandrowa, że jego pojebany dziadek nie chce zabić Alexi, raczej mnie nie uspokajało. Zadawałem sobie pytanie, skoro nie chce jej zabić, to po chuj mu ona? Gabe coś wspominał na temat obsesji, jaką stary miał na punkcie ich matki. Jakiego rodzaju obsesji? Czy bicie i gwałcenie ma coś z tym wspólnego?
Po raz pierwszy dopuściłem do siebie te myśli... Chryste! Nie wiem co zrobię, jeżeli ten chory psychopata dotknie w taki sposób mojej kobiety. Za każdym razem, gdy taka myśl pojawiała się w mojej głowie, czułem jebany wulkan zamiast serca i lawę wypełniającą moje żyły. Nie... Nie dopuszczałem tych kurewskich myśli, żeby nie postradać rozumu.
- Trzymasz się?
Spojrzałem w bok, na poważną twarz Santa. Nawet nie mamy kiedy pogadać na spokojnie, tyle się ostatnio dzieje. Intrygi, tajemnice, kłamstwa... Świat, który w jednej chwili zawalił mi się na głowę, gdy myślałem, że Alexia jest moją przyrodnią siostrą, to jak ją potraktowałem... Chryste! Im dłużej czekamy, aż skurwiel raczy posadzić swoje starcze dupsko na ziemi, co da nam sygnał do działania, tym bardziej pogrążam się w jakiejś destrukcji. Katowałem się wspomnieniami, tym jak potraktowałem Alexię, tym co jej mówiłem. Wmawiałem sobie, że bez trudu ją odzyskam. Zdobędę jej przebaczenie i nauczę, że mimo wszystko można pokochać takiego faceta jak ja. Kurwa! A jeżeli ona mnie już nie chce? W końcu ile można znosić takiego traktowania? Nie... Jezu, nie wiem co zrobię! Nie mogę pozwolić jej odejść, na Boga!
- Jestem wykończony tym czekaniem – przyznałem przecierając po raz tysięczny twarz, jakbym chciał jednym ruchem usunąć trawiące mnie zmęczenie i niepewność, nie pozwalające mi odpocząć. Jestem tak skołowany, jakbym wciąż był naćpany tym gównem, które podała mi ta mała dziwka. – Co z naszymi?
- Wciąż się integrują – parsknął cicho. – Na szczęście to tak mieszane narodowościowo towarzystwo, że powinni bez większych zgrzytów się dogadać.
Może zabrzmi to w chuj śmiesznie i niepoważnie, ale Ignacio zarządził mecz koszykówki. Z tyłu, zaraz za basenem, Alexandrow na pełnowymiarowe boisko do kosza. Czekanie dziesięciu godzin, aż złapiemy ponownie sygnał z nadajnika Alexi dawało im w kość. Wystarczyło kilka meczy w mieszanych drużynach, a przestali na siebie warczeć, a zaczęli współpracować.
- Martwię się MacKenną – zacząłem wskazując brodą siedzącego z boku Irlandczyka. Od przyjazdu zachowywał się w chuj dziwnie. – Coś jest z nim nie tak.
- Mam z nim pogadać?
- Nie, Sant. Na razie zostaw to tak jak jest.
Sant tylko potrząsnął głową. Ma swoje problemy, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć, gdy odzyskamy Alexię. W Los Angeles zostawiłem Umberto i jego chłopaków. Gdyby swołocz zaczęła szaleć, mają wsparcie w motocyklistach. Gloom z Hardem ogarną sytuację, choć nie przeczę, że chcieli do nas dołączyć. Każda rozpierducha, w której mogą wziąć udział jest dla nich szansą na dokopanie Bratvie i jej szefowi.
Im bliżej było chwili, gdy oczekiwaliśmy na ponowny sygnał z lokalizatora, tym bardziej wyczuwało się atmosferę nerwowości. Nie wiem, co myśli Alexandrow, ale czasami udawało mi się pochwycić jego puste spojrzenie. Tak jakby wciąż zastanawiał się, czy mnie nie ujebać. Ja pieprzę, ze zmęczenia zaczynam już pieprzyć takie głupoty, że aż żal...
Miller siedział wpatrzony w ekran laptopa, na którym zaznaczone było miejsce, gdy ostatni raz sygnał został namierzony. Kurwa! Równie dobrze, stary może być w drodze na jebaną Kamczatkę. Nie mieliśmy pewności i to nas tak wkurwiało. Planowanie jakiejkolwiek akcji mijało się z celem. W głowach zapewne każdy z nas miał już co najmniej z dziesięć odpowiednich planów, ale to tylko w głowie. Musimy znać dokładnie miejsce. Przesunąć tam naszych ludzi w Europie. Obserwować każdy ruch przeciwnika. Gdy znajdziemy się już w odrzutowcach, nie będziemy mogli tak swobodnie planować, mając tylko telefon satelitarny.
- Jest...
Drgnąłem słysząc głos Millera. Odepchnąłem się od ściany, o którą opierałem się już jakiś czas i podszedłem do stołu. Na ekranie, w miejscu, gdzie teoretycznie znajdowała się pieprzona Rosja pulsowała mała czerwona kropka. Tylko to widziałem. Małą, czerwoną kropkę. Odetchnąłem głęboko, pierwszy raz od chwili, gdy stanąłem w pustej sypialni Alexi, widząc tylko krew na pościeli. Kompletnie nie znałem się na tych wszystkich migających światełkach i liczbach pojawiających się na ekranie. Dla mnie to czarna magia. Chciałem znać dokładnie miejsce, gdzie teraz jest.
- Gabe? Nie uwierzysz, ale sukinsyn wylądował w Moskwie. Wygląda na to, że zamelinuje się w Krasnogorsku.
- Czeka na mnie – mruknął śledząc wzrokiem ekran. – Dlatego się nie ukrył. Liczy na to, że skontaktuję się z nim i przystanę na jego żądania.
- Czego chce? – zapytał Sant.
- Sojuszu z Albańczykami – odpowiedział krótko. Milczał przez chwilę, jakby bił się z własnymi myślami, po czym podniósł głowę, patrząc na nas nieruchomym wzrokiem. – Coś wam pokażę.
Przeszliśmy do biblioteki. Gabe stanął obok makiety, na którą zwróciłem wcześniej uwagę. Nie wiem co się dzieje, ale już na pierwszy rzut oka widać, że aż się gotuje z wściekłości. Zacisnął palce na ramie makiety pochylając głowę i ciężko oddychał. Poza mną i Brassim, w pomieszczeniu znajdował się tylko Roth i MacKenna. Miller wciąż siedział przed laptopem w salonie.
- Stary mieszka w pałacu – zaczął wypranym z emocji głosem. – Dostaniecie ode mnie plany całego budynku. Nie sądzę, aby cokolwiek zmieniał, ale i na to powinniśmy się przygotować. Ma czterech osobistych ochroniarzy. Skurwiele nadstawią własny kark za jego ścierwo. Wyszkolił ich jak psy obronne. Chcemy dostać się do niego, to najpierw musimy zlikwidować ochronę. Bez nich zacznie panikować.
- A makieta? – zapytałem.
- To podziemia. A raczej pieprzone więzienie, gdzie przetrzymuje swoje zabawki – w końcu podniósł głowę i kiwnięciem głowy wskazał na obiekt. Podeszliśmy bliżej. – Część została przerobiona na kwatery dla jego żołdaków – wskazał, gdzie znajdują się te pomieszczenia, a potem każde kolejne. – To sale, gdzie zazwyczaj zabawiają się ze swoimi dziwkami. One też mieszkają w podziemiach. Zajmują jedną, może dwie duże cele, w tym korytarzu. Nie wychodzą na zewnątrz. Nie dobrowolnie.
- Co masz na myśli? – zapytałem.
- Słyszałeś zapewne o polowaniach? - kiwnąłem głową. - To jedyna droga ucieczki z tego piekła. Jeżeli nudzą się jakąś dziwką, albo już nie nadaje się do niczego, urządzają siebie polowanie na terenie posiadłości. Mają pozwolenie starego, ale i on sam często urządza takie imprezy. Sprasza wtedy swoich sprzymierzeńców, polityków, bogatych biznesmenów. Nie ma schematu. Czasami polują, żeby zabić, czasami tylko po to, żeby zagonić ofiarę i doprowadzić do utraty zmysłów ze strachu. Psy, których często używają, robią potem porządek z ofiarami.
- Co wiemy o tym terenie? – zapytał Sant.
Alexandrow wyprostował się i łapiąc za ramę makiety, przesunął ją odsłaniając znajdujący się pod spodem szczegółowy plan dużego obszaru leśnego. Przyglądając się temu, zauważyłem każdy najdrobniejszy szczegół, jak mały potok, który zmieniał się w coraz szerszą rzekę, każdy mostek i kładkę nad wodą i każdą leśną ścieżkę, łącznie z głównymi drogami i miejscami, gdzie znajdowały się szałasy dla myśliwych.
- Teren jest ogrodzony i pod napięciem w trakcie polowań. Tędy wjeżdżają z zamku, a potem rozpraszają się po terenie. Mają samochody, ale często tropią pieszo, przy użyciu psów. Każdy punkt zaznaczony na czerwono, to potencjalne miejsca, gdzie można się schować. Wszelkiego rodzaju groty, jaskinie, zamaskowane szałasy. Jednak dopóki polowanie trwa, dopóki jest włączone ogrodzenie, nie ma szans wydostać się na zewnątrz.
- Dlaczego w takim razie rozmawiamy o tym?
- Dlatego, Riina, że może to być dla was jedyna droga, żeby dostać się na teren posiadłości, bez wzbudzenia paniki. Zrobię wam plan, w trakcie lotu musicie nauczyć się go na pamięć. Musicie dostać się tutaj – wskazał na odległy punkt w lesie. Same drzewa na pierwszy rzut oka, ale gdy podniósł w górę jakiś krzak, ukazała się pod spodem stacja transformatorów. – Odetniecie zasilanie, również to w podziemiach. Nie zorientują się, bo poza zamykaniem cel, korzystają z oddzielnego źródła.
- Dlaczego?
- To stary zamek, Riina. Stary ma jebla na punkcie tego miejsca. Widzi siebie, jako jebanego cara całej Bratvy. Przejął zamek od państwa, wyremontował, ale dopiero po czasie stwierdził, że przydałyby mu się kazamaty. Istniejąca instalacja nie wytrzymywała obciążenia, a gdy ogrodził las, kazał podłączyć część instalacji pod ten transformator.
- Dobra, czyli odłączamy zasilanie, co dalej?
- Dobre pytanie... Nie mam pojęcia, ilu ma teraz ludzi i ilu ściągnie do czasu, gdy się zjawię.
- Chwila, moment... Chcesz lecieć sam?
- A masz inny pomysł? Jeżeli dowie się, że dogadałem się z wami, zabije ją. Nie odda wam jej za chuja. Dlatego polecę swoim odrzutowcem, a ty zabierzesz resztę. Jest lotnisko, jakieś sześćdziesiąt kilometrów na wschód od Moskwy. Dla waszych potrzeb wystarczające. Dam znać moim ludziom, żeby was oczekiwali.
- Mówiłeś, że nie planowałeś przejęcia tronu po starym, a wychodzi na to, że masz swoich ludzi w Rosji? - trochę to podejrzane, jak dla mnie.
- Oficjalnie to lotnisko nie istnieje. Stary nawet o nim nie wie, stoją tam maszyny rolnicze do oprysków, ale to atrapy. Masz rację, Riina – Gabriel spojrzał na mnie. - Mam swoich ludzi w Rosji. Mam swoich ludzi w Los Angeles. Nawet na Sycylii. Dokładnie tak jak ty. Wiem, że nie ufasz mi, ja tobie też nie ufam. Ale mamy jednego wroga. Skupmy się na nim, a o reszcie pogadamy później, dobrze?
Byłem ciężkim człowiekiem, jeżeli chodzi o zaufanie. Tym bardziej, że zupełnie nie znam Alexandrowa. Tylko jakie mam wyjście? Sam poprosiłem go o pomoc. Gdyby nie to, byłbym w drodze do jebanej Moskwy, układając plan akcji na kolanie, w czasie lotu. Bez rozeznania terenu, bez pewności, że mam w środku kogoś, kto w razie czego nam pomoże.
- Masz rację. Skupmy się na Alexi – kiwnąłem głową. – Co jeszcze musimy wiedzieć?
- Na tę chwilę to wszystko. A... Musicie mieć świadomość tego, że w podziemiach przebywają więźniowie. Mężczyźni, kobiety, nawet dzieci. Chcę uratować jak najwięcej ludzi. Stary ma żonę jednego z moich ludzi i jego córkę. Mam nadzieję, że jeszcze nie sprzedał małej, więc jest duże prawdopodobieństwo, że dziewczynka będzie w zamku.
- Przekażemy naszym ludziom – zapewniłem.
Nagle drzwi do biblioteki otworzyły się z rozmachem i do środka wpadł Miller.
- Stary – mruknął trzymając w dłoni telefon.
Zastygłem wstrzymując oddech. Zaraz się przekonamy, czego tak naprawdę chce ten psychopata, pomyślałem obserwując jak Gabe z zaciśniętą szczęką sięga po telefon. Teraz to widzę. Tę nienawiść. Tę złość, niewyobrażalną furię, którą skrywa za tym wymuszonym spokojem. Przypominał teraz dzikie zwierzę, czające się do skoku. Gabe Alexandrow rzeczywiście jest potworem...
- Popełniłeś błąd – warknął odbierając połączenie i od razu przełączył na głośnomówiący. – Podniosłeś na nią rękę, starcze.
- Ciś, ciś... - po drugiej stronie zabrzmiał starczy rechot i ten obleśny głos, który pamiętałem ze spotkania na lotnisku. – Uprzedzałem cię, Gabrielu. Nie posłuchałeś mnie, więc nie miałem wyjścia. Jaka jest teraz twoja odpowiedź?
- Czego ty chcesz?
- Tego, o czym rozmawialiśmy. Przymierza z Obanem. Poślubisz jego córkę. Może nie jest jakąś pięknością, ale jestem pewien, że przemożesz się i spełnisz swój małżeński obowiązek. Im szybciej ją zapłodnisz, tym większe wsparcie będziemy mieli z ich strony. Potrzebuję ich, żeby zajęli się tymi irlandzkimi śmieciami. Potrzebuję towaru z ich terenu. Poza tym, zaczniesz wypełniać moje rozkazy i zrobisz w końcu porządek z tą włoską swołoczą. Masz pomścić stryja, rozumiesz?
- Co jeszcze? – parsknął z ironią. – Może mam zostać prezydentem?
- A to nie jest taki głupi pomysł...
Ja pierdolę, ten starzec jest naprawdę popierdolony! MacKenna aż się gotował z wściekłości. Trąciłem go łokciem, żeby siedział cicho, bo wyglądał, jakby w każdej chwili mógł wybuchnąć.
- Na razie jednak, masz zrobić to, co ci kazałem, chłopcze. Przygotuję wszystko do twojego ślubu. Powinienem ci pogratulować, że udało ci się wykraść dziewczynę spod nosa Cosa Nostry, ale nie dokończyłeś roboty.
- Mam ich zabić? – zapytał zerkając na nas.
- Wściekłe psy się usypia, chłopcze. Mieliśmy inne plany, ale młody Riina sprawia za dużo kłopotów. Wkrocz na ich teren i zrób z tym porządek. Jak zapanuje chaos, łatwiej będzie ich zmiażdżyć.
- Riina ma jeszcze Brassiego.
- Mówisz o tym reżyserze? – zaśmiał się. – Daj spokój, chłopcze. Poza pieprzeniem dziwek nie robi nic. Jest zbyt słaby, żeby po śmierci Riiny samemu objąć władzę.
Przez chwilę wydawało mi się, że w tle słyszę czyjś głos. Zacząłem się baczniej przysłuchiwać, widząc wściekły wzrok Santa. Zmarszczyłem brwi, bo to, co słyszałem, a raczej kogo słyszałem, było chyba niemożliwe... Postukałem w tarczę zegarka, dając znać, że traci cenny czas. Gabe kiwnął tylko głową.
- Chcę ją zobaczyć.
- Niedługo, chłopcze. Najpierw zrób to co ci powiedziałem.
- Nie. Nie ruszę palcem, zanim nie zobaczę się z siostrą i nie upewnię się na własne oczy, że jest bezpieczna, rozumiesz?
- Jak zwykle jesteś nieposłuszny, Gabrielu. Naprawdę żałuję, że zostałeś w tym przeklętym kraju. Dobrze. Przyleć, zobaczysz się z siostrą i może zaproszę Obana z córką. Ogłosimy zaręczyny. Tylko nie zrób niczego głupiego – ostrzegł. – W przeciwnym wypadku będziesz miał jej krew na rękach.
Przeciągły sygnał oznajmił zakończone połączenie. Zamknąłem oczy, widząc w wyobraźni, jak szlachtuję tego śmiecia. Kurewsko żałuję, że nie odstrzeliłem go na tym cholernym lotnisku. Nie musiałbym się teraz martwić o Alexię. Chcecie znać moje zdanie? Za chuja mu nie wierzę!
- Nie wierzę mu...
Zaskoczony spojrzałem na Gabe, który powiedział dokładnie to samo co ja. Roth skinął głową, podobnie jak wciąż wściekły Sant. Stary chyba naprawdę nie ma pojęcia, komu właśnie nadepnął na odcisk. Co jak co, ale Brassi to kawał pamiętliwego skurwiela.
- Tracimy czas – warknąłem. – I chyba dokładnie o to jemu chodzi. Słyszeliście głos w tle? To jebany don Vito Genovese – syknąłem, dziękując Bogu, że ojciec w końcu dał się namówić na drzemkę. – Co ten skurwiel robi w Rosji?
- Roth? Niech szykują odrzutowce – rzucił Gabe. – Każ ludziom szykować się do drogi. Ilu mamy ludzi, Riina? – zwrócił się do mnie.
– Z Los Angeles przyleciały dwa odrzutowce. Mam łącznie ponad setkę ludzi.
- Piętnastu Irlandczyków tutaj – rzucił MacKenna. – Każda ilość może dotrzeć w dowolne, wskazane przez ciebie miejsce.
Jeżeli ten sycylijski skurwiel jest w Rosji, to znaczy, że przytargał swoich ludzi. Zazwyczaj porusza się tylko z obstawą, ale jakby nie było, wyjechał z bezpiecznego terenu i znajduje się na ziemi pakhana. Kolejna część łamigłówki wskoczyła na swoje miejsce. Ciekawe, jak długo działają razem na szkodę naszych rodzin?
- Nie mam pojęcia, ilu ludzi może mieć przy sobie – warknął sfrustrowany Alexandrow. – Teraz martwi mnie coś innego. Jesteś pewien, że to ten Sycylijczyk?
- Na sto procent.
- To oznacza, że stary zrobi polowanie. Nigdy nie rezygnuje, gdy może pokazać wyższość nad kimś o podobnym statusie. Będą zabijać.
Kurwa! W tym całym burdelu znajduje się moja Alexia... Modliłem się, żeby choć raz, dwa razy pomyślała, zanim wkurwi starego, ale znając ją miałem niestety czarne myśli.
- Lecimy tak jak uzgodniliśmy – oznajmił Alexandrow. – Tyle, że musicie się upewnić, że ogrodzenie nie jest pod prądem, bo was rozpieprzy. To nie elektryczny pastuch, a śmiertelna pułapka. Nie tracimy ludzi. Nie działamy na oślep.
- Mam swojego człowieka blisko starego – odezwał się MacKenna.
- Nie ryzykuj i nie kontaktuj się z nim teraz, gdy wiedzą, że mam przylecieć – odpowiedział Gabe takim tonem, jakby wcale nie był tym faktem zdziwiony. – Stary będzie teraz obserwował każdego, nawet swoje psy obronne.
- Przydałoby się zdjęcie dziewczyny – rzucił Irlandczyk. – Tej drugiej też.
- Dobry pomysł – poparł go Gabe. – Zaraz przygotuję jakieś zdjęcia i plany zamku, a wy zbierzcie ludzi. Wkrótce ruszamy.
Zostawiliśmy go w bibliotece. Sant od razu poszedł szukać Ignacio, żeby wydać rozkazy. MacKenna porozumiał się szybko z Evansem. Zapanowało gorączkowe podniecenie. Następne długie godziny możemy spędzić na dopracowaniu naszych planów. Ojciec czekał już na nas w salonie. Wyglądał lepiej, ale nie na tyle, żebym chciał ryzykować i zabrać go w podróż.
- Ojcze? Za chwilę ruszamy.
- Chcesz, żebym został, prawda?
- Tak byłoby najlepiej – odpowiedziałem spokojnie. – Wiem, że chciałbym lecieć z nami, ale...
- W porządku, synu – zgodził się od razu kładąc mi dłoń na ramieniu. – Przywieź ją do domu. Całą i zdrową.
- Przywiozę. Obiecuję.
- Ten Gabriel nie wygląda na złego faceta. Jest zaborczy w stosunku do Alexi, ale to zrozumiałe. Spróbuj się z nim dogadać. Wiem, że nie potrzebujesz sojuszników, ale mając jego po swojej stronie naprawdę możemy zacząć działać. Jeżeli to co powiedział Miller jest prawdą i Rada się odradza, będziemy potrzebować wielkiej siły. Nie wiemy, kto będzie w niej zasiadał.
- Teraz obchodzi mnie tylko Alexia – warknąłem widząc zmierzającego w naszą stronę Alexandrowa. – Mam nadzieję, że mi wybaczy – wyszeptałem do siebie.
Gabe zaczął rozdawać plany zamku, łącznie z kazamatami i planem lasu.
- Macie gdzie to skopiować? – kiwnąłem głową, tak jak i MacKenna. – Zróbcie tyle kopii ile potrzebujecie. W czasie lotu możemy porozumiewać się przez telefon satelitarny. Odpowiem na każde pytanie.
Sant podszedł do nas razem z Evansem i wręczył po niskiej szklaneczce wypełnionej na trzy palce. Przełożyłem dokumenty do lewej ręki, próbując utrzymać luźne kartki. W tym samym czasie, Gabe podał MacKennie jego część, którą ten zaczął przeglądać podnosząc szkło do ust. Nagle zastygł... Prawie przestał oddychać... Rozległ się trzask rozbijanego szkła, gdy upuścił swoją szklankę.
- Co to jest, na Boga?! – wychrypiał nie odrywając wzroku od zdjęcia, które ściskał w trzęsących się palcach. – Na Boga!
Pochyliłem się zerkając na zdjęcie uśmiechniętej Alexi. Ścisnęło mnie w piersi, bo za chuja nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem ją tak uśmiechniętą. Pytanie, skąd Alexandrow na to zdjęcie?
- To moja siostra, Olena Alexandrow – odpowiedział, gdy oszołomiony Irlandczyk zaczął potrząsać zdjęciem.
Warknąłem słysząc to cholerne imię. Nie będę teraz tracił czasu i energii na jebane awantury o imię. Albo przywyknę do tego, że Gabe będzie używał jej rosyjskiego imienia, albo ustalimy, które jest bardziej odpowiednie. Najlepiej pięściami!
- Moja Alexia - warknąłem mierząc się z nim spojrzeniami.
- Nie... To jest moja Maddy!
Szarpnąłem głową patrząc z zaskoczeniem na MacKennę. O czym on teraz pierdoli? Jego Maddy?
- Tak miała na imię moja matka. Madelyn Horan.
- Jezu, kurwa, Chryste!
***
Grayson...
Zadziwiające... Nie spodziewałem się aż takich efektów. Jako Emisariusz nie mogę interweniować, o ile nie wymaga tego sytuacja. Już kilka razy nieznacznie nagiąłem swoje obowiązki, ale mam na to wywalone, ogólnie rzecz ujmując. Był czas wojny, a więc i metody jakimi pracuję ulegają zmianom. Gdyby Riinie udało się odstrzelić Alexandrowa, mielibyśmy pieprzoną wojnę na dwóch kontynentach, kolejną zaprzepaszczoną szansę i bezkrólewie na rosyjskim tronie. A tak... Gabe dosłał w mordę, otrząsnął się i zaczął działać. Tak jak on to potrafi najlepiej.
Dobrze. Bałem się, że pogrąży się w tej cholernej pustce. On tego nie wie, ale ja wiem, dlaczego tak zareagował, widząc pustą sypialnię, a w niej krew. Mogło się to skończyć fatalnie, ale dzięki Sebastiano z jego włoskim charakterkiem i twardą pięścią, Gabe zdążył się opanować.
Stojąc z boku i obserwując ich działania miałem ochotę się uśmiechnąć. Kto powiedział, że zawsze muszą się nienawidzić? Że nie mogą razem współpracować? Żaden z nich nie chciał być pieprzonym królem ich świata. Mają swoje tereny, ludzi, o których muszą dbać i nie potrzebują wszczynać wojen o wpływy. Nie moim zadaniem było uświadomienie tym mężczyznom, kim są i co ich łączy. Najpierw musieli dojść do porozumienia, bez nacisku w postaci zaskakujących i nieoczekiwanych więzów rodzinnych.
Wieloletnie intrygi na nic się zdały. Wiem, że tym razem nam się uda. Ja pieprzę... Po ponad dwudziestu pięciu latach i tylu straconych szansach. Po przedwczesnej śmierci niewinnych dzieci... Ich najbardziej mi szkoda. Kiedy myślę o tych wszystkich dziewczynkach, jak Rosa Rivas-Riina... Jej strata wciąż jest wielką, otwartą raną. Tylko ona jedna zmarła tak gwałtowną i nagłą śmiercią, w dodatku z rąk własnej matki. Gdybyśmy przewidzieli... Gdybyśmy mogli przypuszczać, że posuną się aż do takich zbrodni...
Ale nieoczekiwanie jej śmierć pozwoliła nam zachować szansę. Większą niż się spodziewaliśmy. Gdyby nie Rosa, nie byłoby Alexandrii Rivas. Gdyby nie było mojej Małej Iskierki, nie byłoby przymierza z Bratvą, a przede wszystkim, nie byłoby związku Sebastiano z Alexią. To jest coś, czego kompletnie się nie spodziewaliśmy. To coś, co pozwalało nam mieć cholerną nadzieję, że mając taką ochronę i takie wsparcie, nic jej się nie stanie. Gdyby jeszcze pozostałe Gwiazdy miały takich obrońców...
Podziwiam tych facetów. Za ich opanowanie, za to, że jeszcze nie rozpieprzyli sobie łbów. Tych kilkanaście godzin, które spędzili zamknięci w tym domu musiało być dla nich szkołą przetrwania. Jeszcze nie tak dawno wrogowie, a teraz? Gabriel dość dobrze przyjął fakt, że jego ukochana siostra związała się z kimś takim jak Sebastiano. Są zgrzyty, to oczywiste. Myślę nawet, że i za czterdzieści lat ci faceci będą ze sobą drzeć koty, ale wtedy raczej z przyzwyczajenia. Mała Iskierka ich usadzi.
Czy żałuję, że nie miałem szansy zawalczyć o jej uczucie? Oczywiście, że tak. Mając taką kobietę u swojego boku, każdy facet byłby jebanym królem życia. Prawda jednak jest taka, że od początku nie miałem szans. Nawet, gdybym ujawnił się jej wcześniej. Jej po prostu było pisane wpaść z przytupem w życie tego włoskiego tępaka, zrobić burdel w jego życiu i nauczyć go uczuć. Teraz wystarczy spojrzeć na Riinę. Zakochany mafioso.
Zjebał i to cholernie... Dobrze, że Gabe nie jest tego świadomy, bo rozszarpałby Włocha na strzępy. A on potrzebuje tylko jednej szansy od kobiety, która stała się jego wszystkim. Którą postawił wyżej niż mafię, organizację i własne życie. Nie podda się, będzie tak długo krążył dookoła Małej Iskierki, aż ta zmęczona odganianiem się od niego, w końcu mu przebaczy.
Właśnie to czyni z Sebastiano kogoś wyjątkowego. Od dziesięcioleci celem dla nich była walka, mafia i zabijanie. Ciągle im było mało, ciągle parli do przodu, niszcząc po drodze niejedno ludzkie istnienie. Miejsce kobiet było z góry ustalone. Te przyzwoite miały stać w cieniu, rodząc im dzieci i bez słów skargi znosić katowanie i zdrady. Lepiej traktowali własne dziwki, niż żony i córki. Tak byli wychowani. Tak było im na rękę.
Wszystkie karty zostały odkryte. Przynajmniej te dotyczące mojej Gwiazdy. Tajemnice ujrzały światło dzienne, a oni mają mnóstwo czasu, aby wyjaśnić sobie zawiłe dzieje własnego życia. Nie tylko rodzeństwo, ale i pochodzenie matki i związki z Irlandzką Mafią.
To prawie koniec... Zostało im zniszczyć ostatnią przeszkodę. A właściwie to dwie. Dwóch ludzi, którzy to wszystko zapoczątkowali. Dwóch ludzi, którzy popełnili najwięcej zbrodni i wydali wyroki śmierci na niewinne dzieci. Nadszedł dzień zapłaty za własne grzechy. Nie po śmierci, ale teraz. Od żywych, od skrzywdzonych...
Nadchodzą Gwiazdy i ich obrońcy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro