Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Lexi...

Nie pieniądze, nawet nie szansa na rozpoczęcie niezależnej kariery, o której marzyłam od lat, ale właśnie możliwość dania nauczki aroganckiemu Sebastiono, pozwoliła mi podjąć decyzję. On i te cholerne żółte teczki, na widok których zaczynałam czuć się jak niekompetentna osoba. Cholera! Skończyłam studia z najwyższą lokatą. Mam licencjat z psychologii, na litość boską!

- Mam zacząć się bać?

Usłyszałam głęboki głos i nie odwracając się, spojrzałam w wysokie lustro w garderobie. Grant, mój współlokator i przyjaciel, jak zwykle pojawił się, gdy najmniej się tego spodziewałam.

Poznaliśmy się na pierwszym roku studiów, na zajęciach ze sprzedaży. Grant studiował wówczas marketing, ale wkrótce stwierdził, że to aktorstwo jest jego powołaniem i zmienił kierunek, ku niezadowoleniu rodziców, którzy dla swojego jedynaka wymarzyli sobie pracę w jakiejś wielkiej firmie.

Grant jednak twardo obstawał przy swoim i jeszcze przed ukończeniem aktorstwa, zagrał kilka drugoplanowych ról. Nie zdobył jeszcze Oscara, ale jak zwykł mówić, jego statuetka wciąż na niego czeka. Miał duże szanse, bo poza tym, że był diabelnie przystojny, był naprawdę świetnym aktorem. Przynajmniej ja tak uważałam.

Na kilka miesięcy przed ukończeniem uczelni, zaproponował mi wspólne mieszkanie. Mieszkał w dwupoziomowym apartamencie z widokiem na kanion Runyon i szukał współlokatora. Wystarczyła jedna wizyta i od razu zakochałam się i w moim nowym domu, i otaczającym go krajobrazie. Jak na nieruchomość usytuowaną u podnóża wzgórz Hollywood, płaciłam niewiele, a i do pracy miałam około czterdziestu minut jazdy metrem. Nie musiałam każdego dnia walczyć z własną cierpliwością stojąc w popołudniowych korkach. Od kończenia studiów wspólnie opłacaliśmy czynsz, ciesząc się własnym- nie- własnym mieszkaniem.

Obrzuciłam spojrzeniem przesiąkniętą potem koszulkę termiczną i skrzywiłam się, gdy dotarł do mnie wyraźny zapach potu.

- Jak dalej będziesz tak śmierdział, to z całą pewnością powinieneś się bać. Grant, do cholery! Cuchniesz na milę!

- Gdybyś ty chociaż raz w życiu zaszczyciła swoją obecnością siłownię, wyglądałabyś i śmierdziała tak, jak ja – mruknął.

- Lubię moje krągłości – warknęłam mierząc się z nim spojrzeniem.

- I na pewno są w tym kraju faceci, którym takie właśnie krągłości odpowiadają, ale na litość boską, dziewczyno! Mieszkasz w pieprzonym Los Angeles! Tutaj fitness to jak jedenaste przykazanie.

- Rozumiem, że twoim zdaniem jestem za gruba? – odwróciłam się do Granta, kładąc ręce na biodrach. Mój wzrok jasno ostrzegał, że stąpa po bardzo cienkim lodzie. – Mam wyglądać, jak nie przymierzając, te twoje aktorki i modelki, które z takim upodobaniem sprowadzasz do domu każdej nocy?

- Ja nic nie powiedziałem – rzucił cofając się w stronę wyjścia z mojej sypialni, do której jak zwykle wparował bez zaproszenia.

- Powiedziałeś! A może ty powinieneś zastanowić się, dlaczego zmieniasz kobiety, jak rękawiczki? Może gdybyś choć raz zwrócił uwagę na te, które nie wyglądają jak wieszaki na ubrania, przekonałbyś się, że obfite kształty wcale nie są takie złe.

- Jezu! Co się z tobą ostatnio dzieje? Nie powiedziałem, że jesteś gruba, czy że masz obfite kształty! Lexi, spójrz na siebie w lustrze. Jesteś cholernie seksowną babką. Masz wszystkie krągłości na swoim miejscu i każdy facet, który na ciebie spojrzy, ślini się na sam twój widok.

- Ta, jasne. Już to widzę – prychnęłam.

- Co za kobieta! Wiesz czego ci trzeba? Porządnego ruchania. Od jak dawna jesteś na diecie? Rok? Dziesięć miesięcy? Zachowujesz się, jak kobieta w ciąży, bezustanne huśtawki nastrojów, napady złości. Poderwij jakiegoś faceta, prześpij się z nim i od razu świat wyda ci się piękniejszy. Przytulanie się do wibratora to nie jest to samo.

Takie mądrości to tylko u Granta! Od miesięcy namawiał mnie na pójście z nim na imprezę i wyrwanie faceta na jednorazowy numerek. Prawda jednak jest taka, że nie uznawałam takich numerków. Jednorazowych, czy wielorazowych... Ja musiałam po prostu poczuć coś do mężczyzny, żeby zdecydować się pójść z nim do łóżka.

W jednym jednak miał rację... Przez ostatnie miesiące byłam nie do wytrzymania. Wiedziałam dlaczego. To te cholerne żółte teczki! I facet, który doprowadził mnie do depresji! Nie wspominając o tym, że przez niego, moje libido skurczyło się do wielkości ziarnka piasku.

Odetchnęłam głęboko, zerkając na Granta. Znam go. Wiedziałam, że z trudem hamuje wybuch wściekłości. Przyjaźń z nim wiele dla mnie znaczy. Oprócz Granta i trzech przyjaciółek jeszcze ze studiów, nie miałam żadnej bliskiej rodziny, a przynajmniej nic o takowej nie wiedziałam.

Jestem kolejnym porzuconym dzieckiem. Numerem w statystyce i żaden urząd nie był w stanie znaleźć mojej rodziny. Nawet nazwisko nie należało do mnie...

Nie chcieli, czy też faktycznie nie potrafili tego zrobić, dla mnie było to bez znaczenia w tamtym czasie. Trafiłam do pierwszej z wielu rodzin zastępczych, a każda kolejna była gorsza od poprzedniej. Możecie mi wierzyć na słowo. Mając czternaście lat obiecałam sobie, że kiedyś, gdy będę miała pieniądze dowiem się, skąd pochodzę i kim jestem.

Myślałam, że rodzina zastępcza to wszystko, co mnie czeka do osiągnięcia pełnoletności, dlatego byłam kompletnie zaskoczona, gdy zostałam adoptowana. Wyprowadziłam się z Dallas do Los Angeles, podjęłam naukę i skończyłam uniwersytet. A Francesca D'Angelo była jedyną matką, jaką miałam. Przyjęłam jej nazwisko jeszcze przed rozpoczęciem liceum, bo Leonard nie było moim, a pochodziło od imienia jednej z zakonnic w sierocińcu, siostry Leonardy.

- Byłam zołzą, prawda? – spojrzałam na Granta.

- Może trochę – odpowiedział zakładając mi włosy za ucho.

Lubiłam w nim właśnie to, że w jednej chwili wrzeszczał na mnie ustawiając mnie do pionu, a już w następnej był czuły i delikatny.

- Dlaczego nigdy się w tobie nie zakochałam? – wypaliłam patrząc w jaśniejące uśmiechem oczy.

- Jesteśmy zbyt podobni do siebie, skarbie – parsknął śmiechem. – Pozabijalibyśmy się w trakcie pierwszej kłótni. Jesteś temperamentną babką i potrzebujesz faceta, który będzie potrafił okiełznać twoje wybuchowe usposobienie i napady złości.

- Czyli nie dość, że jestem pulchna, to jeszcze jestem złośnicą? – skrzywiłam usta udając oburzenie.

Co jak co, ale wiedziałam, jak zagrać na jego wyrzutach sumienia.

- Jezu! A ta znowu swoje! Lexi, nie jesteś, do cholery, pulchna! Gdybyś tylko dała facetom szansę i dopuściła ich do siebie bliżej niż do tych zasieków z drutu kolczastego, którym się otoczyłaś...

- Nie zaczynaj znowu tej pieśni o wyrwaniu jakiegoś dupka na noc – warknęłam wyrywając się z jego uścisku.

- Jasne... Ty pewnie już zapomniałaś, jak to zrobić – zakpił zaplatając ramiona na klatce piersiowej. Wyglądał, jak starszy brat dający reprymendę młodszej siostrze. – Założę się, że nawet nie wiedziałabyś, jak się do tego zabrać. Ciągle siedzisz z nosem w laptopie, szukając tych swoich perełek.

- Bredzisz – syknęłam.

Poczułam się urażona. To, że nie latam z imprezy na imprezę i każdą noc wolę spędzić we własnym łóżku, a nie w wyrku zupełnie obcego faceta, wcale nie oznacza, że straciłam swój instynkt łowiecki. Na pewno coś tam zostało... Przynajmniej samej teorii.

- Gdybym tylko chciała...

- Udowodnij to – wszedł mi w słowo. – W następną sobotę idę na imprezę. Będzie sporo ludzi z branży i sponsorów. Pójdziemy razem i na moich oczach poderwiesz jakiegoś faceta. Nie musisz od razu iść z nim do łózka – dodał widząc jak otwieram usta. – Ale chcę zobaczyć dawną Lexi, która wiedziała co zrobić ze swoim seksapilem.

Zmrużyłam oczy zastanawiając się, gdzie jest haczyk. Grant lubił się zakładać i zawsze chodziło mu o coś więcej, niż wygrana. Robił to bezustannie, ale to pierwszy raz, od kiedy zostaliśmy przyjaciółmi i zamieszkaliśmy razem, gdy rzucił mi takie wyzwanie.

Czy miałam czas, żeby dać się wkręcić w idiotyczną imprezę? Pełną alkoholu, prawie nagich panienek i nachalnych mężczyzn, uważających się za ósmy cud świata?

Z drugiej strony, skoro miałam wkrótce zacząć pracować na własny rachunek, taka impreza mogłaby mi pomóc poznać odpowiednie osoby. Z premią za rok w piekle, na jaki się zgodziłam przyjmując propozycję Danielo Rivas oraz z kontaktami, które mogłabym nawiązać na tej imprezie... Kuszące, jak cholera.

- Umowa stoi – podjęłam decyzję w ułamku sekundy. – Pójdę z tobą.

- Naprawdę? – uśmiechnęłam się, bo Grant wydawał się autentycznie zaskoczony. – Nie wystawisz mnie w ostatniej chwili?

- Nie wystawię.

- Żadnej migreny ani nadgodzin w biurze?

- Już nie muszę pracować wieczorami – powiedziałam spokojnie i biorąc głęboki oddech rzuciłam bombę. – Zmieniłam pracę.

- Co? I mówisz mi to dopiero teraz? Zwolniłaś się? Wcale nie jestem zaskoczony. Marnowałaś się w tej robocie. Bycie kadrową nawet w takiej firmie, jak R.R.Corporations było poniżej twoich zdolności.

- Nie zwolniłam się. Jeszcze nie. Ale już niedługo będę pracowała na własny rachunek. I nie jestem kadrową!

Grant chwycił mnie za rękę i nie bacząc na nic, zaciągnął do salonu, sadzając na sofie. Podszedł do kuchennej wyspy oddzielającej salon od kuchni i nalał do kubków kawy.

- Opowiadaj...

W kilku zdaniach streściłam mu wizytę Danielo w moim biurze sprzed kilku dni i niesamowitą ofertę, którą mi złożył.

- Poczekaj chwilę. Mówisz, że opłacał twoje studia, a potem zatrudnił cię w swojej firmie? Nie wydaje ci się to trochę dziwne? Przecież oni nie bawią się w zatrudnianie studentów.

Faktycznie... Wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, ale to co powiedział właśnie Grant, to prawda. R.R.Corporations zatrudniała tylko wysoko wykwalifikowanych pracowników. Przez wszystkie te lata, które spędziłam w firmie, nie miałam ani razu do czynienia z płatnymi praktykami. Ba! Nawet bezpłatnych nigdy nie oferowali żadnym studentom. A jednak ja dostałam taką szansę. Dziwne...

- Jak nic facet na ciebie leci.

Parsknęłam śmiechem rozpryskując kawę na siebie i na Granta. Cholera! Jak on coś powie...

- Jasne! I zajęło mu to prawie sześć lat, żeby osobiście porozmawiać ze mną, nie mówiąc już o czymś więcej.

- Zaraz! To jest coś jeszcze? – zdziwił się Grant.

Przestał wycierać kawę ze swojej przepoconej koszulki i spojrzał na mnie z zainteresowaniem, ale i z obawą.

- Zaproponował, że pomoże mi otworzyć własną firmę.

- Przepraszam?

- Da mi w pełni wyposażone biuro w jednym ze swoich biurowców i przez pierwsze pięć lat będę płaciła czynsz, na który mnie stać. Poza tym, poleci mnie swoim partnerom biznesowym i podpisze ze mną umowę, według której to ja będę szukała dla jego firm odpowiednich ludzi i ustalała z nimi warunki kontraktów. Będę miała pełną swobodę i daleko idące uprawnienia w negocjacjach.

- O kurwa!

- No właśnie.

- Czego chce w zamian? Bo tego, że jest jakaś marchewka na końcu tego ponętnego kija, to jestem więcej niż pewny - przyglądał mi się marszcząc brwi.

- To jest właśnie najbardziej popieprzone. Poprosił mnie, żebym przez dwanaście miesięcy była osobistą asystentką jego syna.

- Że przepraszam, co?

- Oficjalnie, od przyszłego poniedziałku jestem asystentką Sebastiano Rivas – odpowiedziałam obejmując dłońmi kubek.

Zdałam sobie sprawę, że powinnam porozmawiać z Grantem, zanim zgodziłam się przyjąć propozycję Danielo. Jest moim przyjacielem i zawsze leżało mu na sercu moje dobro. Ale jak miałam to zrobić, skoro nie pisnęłam nawet słówkiem o tym, że Sebastiano zajął się rodzinnym biznesem, doprowadzając mnie do szału...

- Cholera, zaskoczyłaś mnie, skarbie – powiedział przeczesując dłonią swoje wciąż wilgotne włosy. – Dlaczego nic nie powiedziałaś? Lexi, cholera! Wiesz, kim jest ten gościu? On cię zniszczy! Gdziekolwiek się nie pojawi, zawsze otoczony jest przez tłum panienek i gdy mówię tłum, to dokładnie to mam na myśli. Żadnej nie przepuści.

- Znasz go? – zapytałam zaciekawiona.

Choć Sebastiano prawie mieszkał na stronach kolorowych czasopism, nigdy nikomu nie udało się zrobić wyraźnego zdjęcia jego twarzy. Zawsze na zdjęciach ma założone ciemne okulary i tak odwraca głowę, że nawet, gdybym spotkała się z nim twarzą w twarz na ulicy, nie wiedziałabym, na kogo patrzę. Cenił prywatność, co jednocześnie zupełnie nie przeszkadzało mu imprezować z kim popadnie, ale jeszcze nie dał się złapać żadnemu paparazzi. Dostępu do niego strzegą wielgaśni jak zapadnicy ochroniarze, jakby był gwiazdą albo prezydentem.

- Nie osobiście. On obraca się w najwyższych kręgach. Kilka razy widziałem go i to z daleka na jakiejś imprezie, czy premierze, ale dość się o nim nasłuchałem. Lexi, zrezygnuj - wydusił na wydechu. - On cię zniszczy. Zaciągnie cię do łóżka, przeleci,, a potem wyrzuci na bruk. Ten facet nie pieprzy się z nikim, poza tym, że wypieprzy cię raz i na tym skończy. Jest arogancki, niedostępny dla zwykłego śmiertelnika i nie cacka się z nikim.

- Nie tak łatwo mnie przestraszyć, a poza tym wiesz, że nie jest w moim typie.

- Jest, czy nie, ten facet tak działa na kobiety, jakby był jednym wielkim magnesem, do którego ciągną. Słyszałem, że do jego łóżka jest kolejka chętnych dłuższa niż w czasie świątecznych wyprzedaży. Sebastiano Rivas przeleci każdą, na jaką ma ochotę i żadna jeszcze mu się nie oparła. Zniszczy cię i twoją karierę!

- No to się bardzo zdziwi – rzuciłam zaciskając palce na kubku, jakby ten niepozorny przedmiot był moją kotwicą.

- Jak to? Niczego jeszcze nie próbował?

- Jeszcze nie wrócił z Hongkongu – wyjaśniłam.

Przez chwilę Grant patrzył na mnie, po czym zerwał się ze swojego miejsca. Czułam bijącą od niego wściekłość.

- Grant. Znasz mnie, jak nikt inny na świecie – zaczęłam wyjaśniać widząc, że coraz bardziej się nakręca. – Nie tak łatwo mnie przestraszyć, czy wykorzystać. Jestem twarda, twardsza niż przypuszczasz. Propozycja Danielo to dla mnie wielka szansa, której nie chcę zmarnować. Chcę zacząć spełniać własne marzenia. Być niezależna od nikogo i niczego. Odnaleźć rodzinę i w końcu mieć jakieś korzenie. Nikt, a już w szczególności ktoś taki, jak Sebastiano Rivas mi w tym nie przeszkodzi.

- Przecież masz rodzinę – wyszeptał patrząc na mnie. – Jesteś dla mnie jak siostra. To się nigdy nie zmieni, nawet, gdyby się okazało, że połowa tego cholernego kraju jest z tobą spokrewniona. Ja martwię się o ciebie, Lexi. O twoje serce, które ktoś taki jak on, może zdeptać i wykorzystać.

Podeszłam do Granta i wtuliłam się w twarde jak skała mięśnie. Poczułam, jak obejmuje mnie w miażdżącym uścisku.

- Zawsze będziesz dla mnie bratem.

- Wiem, skarbie – wyszeptał opierając brodę na czubku mojej głowy.

- Będzie dobrze, zobaczysz. W razie czego nakopiesz mu do dupy.

Poczułam pod policzkiem, jak zaczyna chichotać, a jego uścisk nieznacznie osłabł. Wiedziałam, że choć nie uspokoiłam jego wątpliwości, odpuści.

- Możesz być tego pewna, skarbie. Niech tylko dotknie cię jednym palcem, a nawet te dryblasy z jego ochrony nie powstrzymają mnie przed tym.

- Ma się rozumieć. A na razie, potrzebuję twojej pomocy.

Usiadłam w fotelu, podwijając pod siebie nogi, żeby nie zauważył, jak jestem zdenerwowana. Mogłam uczestniczyć w niekończących się negocjacjach. Wykłócać się o wszystko, na czym mi zależało i nigdy nie poniosłam porażki. Była jednak jedna rzecz, której nienawidziłam i która doprowadzała mnie do szaleństwa.

- Zrobię dla ciebie wszystko – zapewnił patrząc na mnie z góry.

- No to cudownie – klasnęłam zrywając się z miejsca. – Pomożesz mi skompletować odpowiednią garderobę. Mam całkiem niezły fundusz na nowe ciuchy i potrzebuję doradcy. Masz czas, żeby wziąć szybki prysznic i ruszamy na zakupy, zanim zamkną sklepy.

Wyszłam uśmiechając się jak wariatka z głośnego jęku, jaki wydał Grant na sam dźwięk słowa 'zakupy'. Jak każdy mężczyzna nienawidził chodzić po sklepach. Zazwyczaj wpadał do sklepu z przerażeniem w oczach, w biegu chwytając z wieszaków to, co mu akurat wpadło w oko i nawet nie przymierzając, sprawdzał jedynie rozmiar i od razu kupował. Sądząc z wielkości jego garderoby musiał mieć cholerne szczęście, bo ciuchów miał więcej niż normalna kobieta przed trzydziestką, a przynajmniej miał ich więcej ode mnie.

Musiałam odpowiednio prezentować się na nowym stanowisku pracy, o czym delikatnie wspomniał mi Danielo, ponieważ jego syn załatwiał większość interesów poza biurem, w trakcie kolacji, czy biznesowych spotkań w najdroższych restauracjach w mieście. Moje jeansy i trykotowe bluzki, które stanowiły większość mojej garderoby, absolutnie nie nadawały się na takie spotkania.

- A i potrzebuję jeszcze sukienki na sobotę – rzuciłam stając w progu mojej sypialni. – Skoro mam zrobić odpowiednie wrażenie, muszę wyglądać seksownie i ponętnie – prawie zadławiłam się wypowiadając jawne kłamstwo.

- Jezu! Chroń mnie przed tym szaleństwem! Dobra, mała. Wyjątkowo dam ci się wykorzystać, ale ubierzesz tę, którą ja ci wybiorę i żadnej innej. Nie chcę słyszeć żadnych sprzeciwów, zrozumiano?

- Zrozumiano – zasalutowałam i robiąc zwrot zamknęłam za sobą drzwi, zostawiając Granta w salonie.

Wiem, że od teraz będzie bezustannie wracał do tematu Sebastiano. Dopóki nie udowodnię, że jestem w stanie poradzić sobie z młodym Rivas, będzie gorszy niż każdy jeden rodzony brat. Jeszcze tylko tego mi brakuje, żeby wprowadził godzinę policyjną i odbierał mnie z pracy, jak ze szkoły.

Może, gdy zobaczy, jak radzę sobie z facetami, gdy w sobotę pójdziemy na imprezę, da mi spokój? To oczywiście tylko moje pobożne życzenie, ale znając Granta, powinnam wykorzystać każdą sposobność. Choćby miało mnie to zabić...

***

Minęło kilka dni od nieoczekiwanej wizyty Danielo Rivas i równie nieoczekiwanej propozycji, a moje życie wywróciło się do góry nogami. Poczynając od nowej garderoby, którą z pomocą Granta skompletowałam zaledwie w dwa dni, a która teraz wypełniała po brzegi wszystkie szafy i półki w mojej garderobie. Nigdy nie przywiązywałam uwagi do rzeczy materialnych, a tym bardziej do ubrań. Mieszkając w kilku rodzinach zastępczych, nauczyłam się posiadać jak najmniej, bo i tak prędzej czy później, ktoś pozbawiał mnie tego wszystkiego.

Jeżeli zaś chodzi o Granta, jego pomoc okazała się niezastąpiona. Gdy zapytał mnie o budżet, jakim dysponuję, pokazałam mu jedynie czarną kartę Centurion, którą w piątek wręczył mi Danielo. Nie zdawałam sobie sprawy, że również mężczyźni na widok tej osławionej karty mogą dostać orgazmu. Grant tak się napalił, że tylko z trudem udało mi się odwieźć go od zakupu Porsche. Twierdził, że na nowym stanowisku jest mi niezbędny do życia.

Ustąpił po wielkich bojach, a rozżalenie wyładował w butikach. Okazało się, że nienawidzi kupować ubrań dla siebie, bo gdy miał to zrobić dla mnie, w dodatku na czyjś koszt, nie wpadał w amok biegnąc z wytrzeszczonymi oczami prosto do kasy. O nie... Jak prawdziwy ekspert wybierał wszystkie moje nowe ubrania i kazał mi prezentować się w każdym jednym. Personel traktował go jak milionera, podsuwając szampana i przekąski.

W dwa dni wydaliśmy tyle pieniędzy, że śmiało mogłabym za to zapłacić pierwszą ratę za to cholerne Porsche. Aż bałam się tego, co może powiedzieć mi Danielo, gdy dostanie wszystkie rachunki.

W poniedziałek zjawiłam się w One Plaza dokładnie o ósmej rano. Danielo czekał już na mnie w swoim gabinecie. Niestety, ponownie miałam to nieszczęście odczuć niezadowolenie jego asystentki, która na mój widok wygięła ironicznie brew, mierząc spojrzeniem moje obcisłe spodnie i bluzkę z rozcięciami na rękawach.

Po raz kolejny Danielo nie zwrócił uwagi na jej zachowanie, co mogło znaczyć, że jest to norma. Póki co, nie zamierzałam wszczynać z tego powody żadnej awantury, ale jeżeli zachowanie tej kobiety się nie zmieni, z całą pewnością pozna mój wredny charakter.

Spotkanie z Franco Casella, prawnikiem firmy i przyjacielem Danielo było krótkie. Czułam, jak szacuje mnie swoim bystrym spojrzeniem, próbując rozszyfrować. Dwa spotkania z wredną Bertą przygotowały mnie na to, jak ludzie będą mnie teraz postrzegać. I wiecie co? Mam na to totalnie wywalone.

Dostałam kolejną już teczkę ze spisanym kontraktem, gwarantującym mi nietykalność ze strony Szatana. Oficjalnie, jestem asystentką Danielo, którą przeniesiono bezterminowo na stanowisko osobistej asystentki Sebastiano Rivas vel Szatańskie Nasienie.

Na razie, żeby nie wzbudzać nadmiernego zainteresowania i plotek, miałam swoje tymczasowe biuro w tym budynku. Z dala od pani sztuczne tipsy i sylikonowe cycki. Przychodziłam o ósmej, wychodziłam o siedemnastej, czego pilnowali strażnicy na polecenie Danielo.

Wychodząc na zewnątrz chciałam za każdym razem rozłożyć ramiona i krzyczeć ze szczęścia. Żyć nie umierać, ludziska! Jak dla mnie, Szatan mógłby nigdy nie wracać. Są telefony, jest Internet. Nawet gołębie pocztowe. Można wszystko załatwić zdalnie, bez potrzeby ściągania na miasto toksycznej chmury siarki.

Niestety, wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć. Tak jak i moje ciche, spokojne biuro w One Plaza, które dzisiaj po raz pierwszy zamieniałam na nowy gabinet. Po czterech spokojnych dniach, nastał czas na podjęcie wyzwania. To był najwyższy czas, aby pracownicy zaczęli oswajać się z moją obecnością.

Od razu na starcie dostałam drgawek na widok bieli i chromu i plułam sobie w brodę, że wcześniej nie zamówiłam ekipy malarzy. Od razu się za to zabrałam. Uzgodniłam z nimi, że zaczną w poniedziałek po południu i do następnego dnia wszystko będzie gotowe. Nie było sensu zmuszać ich do pracy w weekend, skoro mogą zrobić to w kilka godzin, w normalny dzień pracy.

Jakież było moje zdziwienie, gdy przed siedemnastą pojawił się Danielo. Przez pięć dni, korzystając z przedłużającej się nieobecności mojego tymczasowego szefa, jak lubiłam nazywać młodego Rivas, przeglądałam wszystkie dokumenty, w czym Danielo zupełnie mi nie przeszkadzał. Chciałam zorientować się, nad czym obecnie pracuje Sebastiano.

Miałam go za aroganckiego playboya, który goniąc za przyjemnościami życia, nie przebiera w metodach. Nawet zastanawiałam się, po jakie licho zajął się interesami, skoro zdecydowanie woli balować po świecie.

- Chyba nie masz zamiaru pracować po godzinach – od drzwi dobiegł mnie głos Danielo.

- Ktoś musi, skoro mój szef zaginął – mruknęłam uśmiechając się na jego widok.

- Mogę usiąść?

- To pana biuro – odpowiedziałam.

- Dokładnie rzecz ujmując, to jest twoje biuro – usiadł naprzeciwko mojego biurka i opierając się na łokciach pochylił się w moją stronę. – Ładnie tu się urządziłaś.

Parsknęłam śmiechem. Danielo zachowywał się jak nastolatek ubrany w markowy garnitur i jedwabną koszulę. W brązowych oczach czaiły się psotne iskierki, gdy rozglądał się po obszernym biurze.

- To proponuję się dobrze napatrzyć, bo już niedługo to sie zmieni – parsknęłam śmiechem wyłączając laptop.

Wiedziałam doskonale, że nie dane mi będzie dłużej popracować. Podobała mi się struktura betonu, ale na widok tej chronicznej bieli dostawałam hipotermii. Jakże ubogi musi być świat tego człowieka, skoro otoczył się tylko bielą, czernią i chromem. Ubogi i cholernie zimny.

Zerknęłam na wielką szklaną ścianę po mojej prawej stronie.

Przez cały dzień, jaki spędziłam w nowym gabinecie, ani razu nie odważyłam się przekroczyć szklanej przegrody. Kusiło mnie to i to bardzo. Raz nawet trzymałam w dłoni klamkę, gdy dotarło do mnie, że to jak kuszenie rajskiego węża. Cokolwiek znajduje się po drugiej stronie, jest równie jak on niebezpieczne. Wystarczy pamiętać, co się stało z biedną Ewą, gdy posłuchała gadziego głosu. Teraz wszystkie nieszczęścia zwalane są na naszą pramatkę, a bohaterski Adam dosłał w nagrodę listek laurowy na fiuta i tyle lasek do dymania, że zaludnił naszą planetę.

Gdzie tu sprawiedliwość?

Podążyłam za wzrokiem Danielo, wyobrażając sobie minę jego syna, gdy zobaczy nowe wyposażenie i całą resztę.

- Wiesz, że dostanie szału, prawda? - zapytał, jakby już widział efekt końcowy.

- Przyzwyczai się – rzuciłam z uśmiechem.

- Może tak... A może już pierwszego dnia zrobi wszystko, żeby się ciebie pozbyć? Chciałbym mieć pewność, że mój syn nie skrzywdzi cię w żaden sposób, ale... Byłbym kłamcą, gdybym to powiedział. Sebastiano jest... Trudny we współżyciu.

- Zauważyłam. Osiem razy stawałam na głowie, żeby sprostać jego wymaganiom, a i tak okazało się, że nie dałam rady.

- Przestań brać to tak osobiście. Zapewniam cię, że jeżeli chodzi o siedem pierwszych, wszystkie pracują w firmie. Mówiąc szczerze, są zadowolone z przeniesienia. Joan Clark, poza przesłaniem maila z wypowiedzeniem, jeszcze się nie skontaktowała. Gdyby jednak do tego doszło, zapewniam, że dla niej również znajdzie się dobre stanowisko.

Dziwne... Jako manager HR powinnam wiedzieć o tym, że te kobiety zostały przeniesione na inne stanowiska. Nawet, gdyby zdecydowały się na pracę w innym stanie, to dział HR zajmował się formalnościami.

- I co dalej? – zapytałam, nie chcąc brnąć w ten wątek. – Za rok już mnie tutaj nie będzie, a pan znowu będzie przenosił kolejne, byłe już, asystentki? Będąc na emeryturze?

Danielo spojrzał na mnie. Po wesołych iskierkach nie było już śladu. Brązowe oczy były mroczne i smutne. Czułam się dziwnie, gdy tak na mnie patrzył. Jakby chciał tym spojrzeniem przekazać mi jakąś wiadomość. A raczej ostrzeżenie.

- Szczerze wierzę, że praca z tobą zmieni mojego syna na lepsze. Jest genialnym biznesmenem, rzutkim i rozsądnym, chociaż niektóre jego decyzje wydają się co najmniej ryzykowne.

Z trudem powstrzymałam się przed kąśliwym komentarzem. Miałam kilka dni, żeby przekonać się, jak pracuje Sebastiano. Przynajmniej na papierze. To nie to samo, co praca z żywym, wiecznie naburmuszonym i humorzastym facetem, którego trafi szlag, gdy tylko przekroczy próg biura. Albo popełni morderstwo. Jedno albo drugie, ale podjęłam ryzyko zamawiając ekipę remontową.

Jedno muszę uczciwie przyznać. Sebastiano ma jakiś szósty zmysł, jeżeli chodzi o interesy. Inwestuje w umierające firmy, które nie rokują żadnych zysków, a już po kilku miesiącach okazuje się, że nie dość, że firma wypłynęła na powierzchnię, to zaczyna generować zadowalające zyski. Dosłownie pieprzony czarodziej, słowo daję!

W wyborze kolorów jest diabelnie monokolorystyczny, ale w interesach przejawia nad wyraz szerokie pole zainteresowania. Sponsoruje sportowców, inwestuje w przemysł rozrywkowy, hotelarstwo, a nawet linie lotnicze. Czym dokładnie zajmuje się Sebastiano Rivas, wie chyba tylko on sam.

- Poza tym, jestem pewien, że wyszkolisz swoją następczynię i ze zmienionym z twoją zasługą Sebastiano, poradzi sobie ze wszystkim. Nie pożałujesz tego, Alexio. Stworzysz najlepsze w kraju, a nawet na świecie biuro Executive Search. Wiem, że moja propozycja wygląda jak łapówka za opiekę nad Sebastiano, ale pomyśl o tym, jak o treningu przed zawodami życia. Wytrzymasz, a wierzę w to z całego serca, i będziesz nie do przejścia w negocjacjach. Przy Sebastiano nauczysz się znacznie więcej niż przy jakimkolwiek innym szefie.

Może tak. A może skończę w jakimś nietwarzowym uniformie, zamieniając mieszkanie z widokiem na wzgórze Hollywood, na ciasną celę z okratowanym oknem w stanowym więzieniu.

- W porządku. Nagadaliśmy się, a teraz czas wracać do domu – Danielo zwinnie jak na swój wiek podniósł się spoglądając na mnie z góry. - A tak przy okazji... Podejrzewam, że to jeden z ostatnich weekendów na wolności. Radzę ci spędzić go najlepiej, jak potrafisz.

- Taki właśnie mam zamiar – odpowiedziałam wyciągając torebkę z szuflady i idąc obok Danielo dotarłam do wind.

- Coś ciekawego? – dopytywał przepuszczając mnie w drzwiach..

- Zdecydowanie. Mój przyjaciel zaprosił mnie jutro na imprezę. Szykuje się dobra zabawa.

- Postaraj się, żeby faktycznie była dobra, bo jak na razie, wcale nie brzmi zachęcająco – zaśmiał się słysząc mój ton.

Wzięłam głęboki oddech, starając się jednocześnie przywołać na twarzy wyraz niecierpliwego oczekiwania, ale chyba wyszło mi to nieszczególnie dobrze. Danielo raczej nie nabrał się na to. Ba! Widząc swoje odbicie w lustrzanych ścianach windy, wcale nie byłam zdziwiona.

- Mój kierowca odwiezie cię do domu – powiedział Danielo, gdy wyszliśmy z windy do przestronnego hallu. Był piątkowy wieczór i poza ochroną nikogo już nie było w biurowcu. – Twoje auto zostanie dostarczone pod twój dom, jutro rano.

- Nie mam samochodu.

- Jak to nie masz? To czym jeździsz do pracy i z powrotem? Mam nadzieję, że taksówką – mruknął.

- Jeżdżę metrem. Nie stać mnie na samochód – przyznałam.

Do tej pory oszczędzałam na czym tylko mogłam, żeby odłożyć na wynajem biura i pierwsze miesiące, gdy będę szukała klientów. W każdej dziedzinie biznesu ciężko jest się przebić, a już szczególnie w Los Angeles, gdzie headhunterów jest więcej niż gwiazd kina i wytwórni filmowych.

Widząc minę Danielo, zaczęłam żałować swojej szczerości. Mój szef był prawdziwym gentelmanem. Przepuszczał kobiety w drzwiach, odsuwał im krzesło i dbał o ich bezpieczeństwo.

- Proszę się tak nie martwić. Od lat korzystam z metra, a w torebce mam gaz pieprzowy.

- Nie podoba mi się to... Każę kierowcy przyjechać po ciebie w poniedziałek. Dopóki nie załatwimy ci bezpiecznego auta, będzie cię woził, gdzie tylko będziesz chciała. I nie chcę słyszeć ani słowa sprzeciwu, młoda damo.

Stanęliśmy przed samochodem Danielo. Kierowca o wyglądzie boksera czekał, aż wsiądę do środka, trzymając otwarte drzwi wielkiego jak czołg SUV-a.

- A wie pan, jak mało brakowało, żebym kupiła Porsche? Ta czarna karta to jedna wielka pokusa – przyznałam ciesząc się, że odesłałam ją do biura Danielo.

- Powinnaś to zrobić, Alexio.

- Żartuje pan, prawda? – zaczęłam się śmiać. – Porsche to nie samochód służbowy. Bałabym się, że ktoś je ukradnie, albo zarysuje. Nie ma mowy! Jak już zdecyduję się na samochód, to wybiorę taki, na jaki będzie mnie stać i na widok którego nie wyjdą na ulice wszyscy złodzieje w tym mieście.

Chyba nie mówi poważnie! Ja i Porsche? Na drodze nie brakuje wariatów, a na parkingach czają się złodzieje. Poza tym, nie jestem dziewczyną, która na widok niezłej bryki przestaje logicznie myśleć, wymachując nad głową własną bielizną. Metro, taksówki... To środki transportu przeznaczone dla zwyczajnych dziewczyn.

- Poddaję się!

- Dobranoc, signor Rivas – pożegnałam się, nie chcąc wdać się w sprzeczkę na ulicy.

- Dobranoc i miałaś mi mówić po imieniu – upomniał mnie mrugając okiem.

Dopiero pod domem, szukając kluczy, zorientowałam się, że czarna kusicielka w postaci karty kredytowej Centurion, jakimś dziwnym sposobem znalazła się w mojej torebce. Tak jak i wizytówka Danielo. Spojrzałam na wytłaczany kremowy kartonik, na którym pod numerami do biura, napisany był odręcznie numer komórki i do domu. Dlaczego podał mi swoje prywatne numery? Pogładziłam opuszkami ostre krawędzie i odwróciłam wizytówkę.

Zachłysnęłam się powietrzem na widok napisanych na odwrocie słów.

Centurion jest twój. Zrób z niego lepszy użytek niż dotychczas.

Co to u licha miało znaczyć?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro