Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

Dla was... Dziękuję za doping i wasze uzależnienie historią Lexi i Sebastiano 💖🤗🤩

Lexi...

Bolało... Mimo, że wzięłam całą garść jakichś leków przeciwbólowych, znalezionych w jednej z szuflad w łazience, wciąż bolało, jak jasna cholera. Zagryzłam usta, próbując zdezynfekować ranę i nie przegryźć sobie warg. Ja pieprzę! Teraz zabiłabym za jakiś szybko działający środek przeciwbólowy. Mam w zanadrzu dwa zastrzyki, które zwinęłam w dniu mojej ucieczki z domu Sebastiano, ale one raczej powalą mnie na cały dzień, niż znieczulą.

Przyjrzałam się uważniej ranie. Pojedyncze, długie cięcie na jakieś dwadzieścia centymetrów, głębsze od strony pleców, czyli to w tamtym miejscu został najpierw wbity nóż, a następnie przeciągnięty przez cały bok. Rana wciąż krwawiła i nie wygląda na to, żebym sama mogła zatrzymać to krwawienie. Trzeba to zszyć...

Chryste! Jeżeli teraz zadzwonię do Guido, czy do Franco i powiem co się stało, od razu mam na karku Sebastiano i jego gwardię narodową. Naprawdę nie miałam już dzisiaj siły, żeby zmierzyć się z jego gniewem, bo moja odwaga właśnie wypływała ze mnie na podłogę.

Przyłożyłam do rany czysty ręcznik i podreptałam do sypialni. Przytrzymując jedną ręką tymczasowy opatrunek wygrzebałam z torebki telefon. Kto? Nie mam numeru do doktorka, a poza tym, to człowiek Sebastiano. Skoro raz uśpił mnie na jego polecenie, skąd mam mieć pewność, że nie zrobi tego ponownie, po czym obudzę się gdzieś w piwnicy? Ludzie, miną lata zanim ogarnę cały ten mafijny rozgardiasz. Oni się w nim urodzili i wychowali, dla mnie każda rzecz to zupełna nowość. Dokładnie tak jak z tymi ochroniarzami, żołnierzami, czy jak ich nazwać. Dla mnie byli tylko ludźmi nasłanymi przez Sebastiano. Czy ktoś mi powiedział, czy nawet uprzedził, że spieprzając im narażam ich na śmierć? Ja pieprzę, przecież w normalnym świecie, gdzie nie ma mafii i Sebastiano, za coś takiego ludzie się nie mordują. Nie jestem fanką filmów o mafii, a nawet gdybym była, to przepraszam bardzo, ale fikcja literacka czy filmowa często nie idzie w parze z rzeczywistością. Zdecydowanie muszę nauczyć się poruszać w tym nowym dla mnie otoczeniu.

Jęknęłam, gdy promieniujący z biodra ból poraził wszystkie zakończenia nerwowe. Coraz bardziej kręciło mi się w głowie i nie mogłam się przez to skupić. Myśl, Lexi... Przecież nie pojadę do szpitala. Tam nie pracują głupki i od razu zorientują się, że to rana po nożu i jeszcze zawiadomią policję. Co ja niby im powiem?

Sorry, panowie, ale wiecie... Ściga mnie rosyjska mafia i wygląda na to, że chcieli mnie zadźgać nożem w pieprzonym domu towarowym.

A jeżeli i tam Sebastiano ma wtyki? Czy w ogóle mogę gdzieś pójść bez obawy, że on się o tym dowie?

Pomyślałam o jeszcze jednej możliwości. Całkiem szalonej, przyznam z uwagi na to, że nie wiem, komu mogę zaufać, ale chyba nie mam innego wyjścia.

Chwyciłam w sztywne z nerwów palce kremową wizytówkę. Cholera! Przecież zupełnie nie znam tego człowieka. Co innego, gdy spotkaliśmy się w biurze, nawet, jeżeli to spotkanie wyglądało bardzo dziwnie. Jest profesorem, a nie jakimś pieprzonym lekarzem z ostrego dyżuru.

Zadzwoń, proszę...

Kurwa! Pod palcami poczułam lepką wilgoć. To już zaczynało być niepokojące. To, że boli mogę jeszcze lekceważyć. Wezmę kolejną garść proszków przeciwbólowych i w końcu przejdzie. Martwi mnie to, że krwawienie nie ustaje. Nie wiem też, czy udało mi się prawidłowo oczyścić ranę. Położyłam wizytówkę na pościeli i trzęsącymi palcami wybrałam numer. Jeden sygnał, drugi...

- Miller, słucham.

Wstrzymałam oddech słysząc ten specyficzny ton głosu. Jakbym miała po drugiej stronie Sebastiano. Ten sam rozkazujący głos, ten sam dominujący sposób mówienia.

- Alexio? Czy to ty?

Nie dość, że przystojny, niebezpieczny i tajemniczy, to jeszcze jasnowidz? Parsknęłam śmiechem. Ja to mam farta, dziewczyny, serio.

- Tak, to ja. Przepraszam, że dzwonię.

- Przecież chciałem, żebyś zadzwoniła – wymruczał w słuchawkę. – Przerwano nam dzisiejsze spotkanie. Kiedy możemy ponownie się zobaczyć? Może kolacja dzisiaj wieczorem?

Gdybym nie musiała zagryzać zębów, zapewne zaczęłabym się głośno śmiać. Szybki jest, nie ma co. Widział mnie nie dłużej niż dziesięć minut, zamieniliśmy kilka słów, a odnoszę wrażenie, iż ma zaplanowaną najbliższą przyszłość ze mną w roli głównej. Zgrzeszyłabym i to bardzo, gdybym teraz powiedziała, że mi się nie podoba. Podoba i to nawet bardzo. Jedyny problem, jaki mam to taki, że jest kopią Sebastiano. Nie z wyglądu, ale z zachowania. Kolejny dominujący facet w moim nudnym do tej pory życiu.

- Dzisiaj raczej nie dam rady, profesorze – sapnęłam prostując się.

- To może jutro? Jeżeli nie chcesz iść na kolację, może być lunch. Chcę cię bliżej poznać, Alexio. I proszę cię, mów mi po imieniu. Jestem Grayson, nie żaden profesor i... - zawiesił na chwilę głos. – Alexia, co ci jest?

Zaskoczona nieoczekiwanym pytaniem zamrugałam powiekami. Musiałam w jakiś sposób poruszyć ciałem, gdyż niekontrolowany jęk bólu wydostał się z moich ust.

- Alexia, do diabła, co się dzieje? – to już nie było seksowne mruczenie, którym mnie uraczył na początku rozmowy, tylko ten znany mi rozkazujący ton. – Mów do mnie...

Zanim cokolwiek powiem, chcę zyskać pewność co do tego, kim jest. Wiem, że może mnie okłamać, sprowadzając na kark wściekłego Sebastiano, ale o ile mnie intuicja nie myli, raczej nie pałają do siebie sympatią. Tyle wywnioskowałam ze spojrzenia, jakie mój uroczy szef posłał w kierunku Graysona.

- Skąd wiesz, że...

- Szybciej oddychasz i mówisz na wydechu, jakbyś próbowała walczyć z bólem, a przed chwilą usłyszałem, jak jęknęłaś.

Zagryzłam usta, wciąż niepewna co do tego pomysłu. Ale czy miałam inne wyjście?

- Znasz mężczyznę, który był dzisiaj w moim biurze? – wyszeptałam po chwili ciszy.

- Znam – warknął. - Czy to on coś ci zrobił?

- Wiesz kim jest? – zapytałam ignorując jego pytanie.

Przez kilka sekund po drugiej stronie słyszałam tylko oddech. Powolne, głębokie oddechy człowieka, który doskonale panował nad swoimi emocjami. To nie był taki zwykły oddech, a raczej ćwiczenia, mające na celu uspokojenie wrzącej w człowieku wściekłości. Uczyłam się o tym na zajęciach z mowy ciała.

- Czy wiesz, kim naprawdę jest Sebastiano Riina? – uściśliłam, w przeciwnym wypadku nie dojdę z nim do porozumienia i prędzej się wykrwawię, niż zaufam temu mężczyźnie.

- Wiem, kim jest – odpowiedział ochrypłym głosem. – I wiem, kim ty jesteś.

Dobra, to już zaczyna być dziwne, pomyślałam w przypływie czarnego humoru, który mnie ostatnio nie opuszcza. Naprawdę, czuję się, jakbym miała wielką tarczę na plecach, czole czy na piersi. Każdy kto na mnie patrzy, od razu widzi, że za jeden celny strzał może zgarnąć niezłą kasę. W tej chwili przeklinam drugą poprawkę do konstytucji...

- Pracujesz dla niego?

- Nie, choć zdarzyło się kilka razy, że z nim... - zawahał się, jakby szukał odpowiedniego słowa. - Współpracowałem. Alexia, powiedz mi, co się dzieje? Jesteś ranna, tak?

Zadziwiająco szczere odpowiedzi jak na faceta, którego nie znam, a który właśnie przyznał się do pracy dla Cosa Nostry.

- Jesteś mu winien lojalność?

- Nie. Powiedz, co się stało – zażądał. – W przeciwnym wypadku sam do ciebie przyjadę i przekonam się, o co chodzi.

- Nie znajdziesz mnie.

- Alexia, nie testuj mojej cierpliwości. Powiedz, co się stało, albo za dwadzieścia minut będziesz miała mnie u swoich drzwi. Razem z Sebastiano. Nie żartuję.

- W porządku – poddałam się. – Tylko proszę, bez Sebastiano. Mam dość, jak na jeden dzień. Jeszcze jedno... Przywieź swoją torbę. Chyba potrzebuję kilku szwów – sapnęłam z jękiem opadając na łóżko. – Więcej niż kilku.

- Mów do mnie, dziewczyno – warknął. Słyszałam jakieś szuranie i trzaskanie, jakby drzwiami. – Krwawisz? Gdzie jest rana? Ktoś cię postrzelił?

- Zachowujesz się jak lekarz – parsknęłam w słuchawkę. Biodro już tak nie pulsowało, znak, że leki przeciwbólowe zaczęły działać, ale za to zawroty głowy były coraz silniejsze. – A przepraszam, ty jesteś profesorem. Całkiem seksownym profesorem – zachichotałam. – Pocałowałeś mnie w kolano.

- Rozumiem, że wzięłaś coś przeciwbólowego – w głosie mężczyzny wyczułam rozbawienie. – Zapewne na trzeźwo nie powiedziałabyś czegoś takiego.

- Na pewno nie. Myślę, że i bez tego doskonale wiesz, jak działasz na kobiety.

Gdzieś trzasnęły drzwi i rozległ się szum. Chyba silnika samochodu. Czułam się, jak na haju, szczęśliwa i wolna od trosk. Będę musiała chyba stosować taką dawkę na każde spotkanie z Sebastiano. Może wtedy nie będę miała ochoty wydrapać mu tych zielonych ślepi, a jego podły humor i wybuchy gniewu będą mi latać koło dupy.

- Alexia?

- Hymm?

- Podasz mi swój adres?

- Roosevelt Lofts – odpowiedziałam bez zastanowienia, wtulając twarz w poduszkę. – Ostatnie piętro...

- Mieszkasz z Sebastiano?

- Nie.

- Alexia, podaj mi dokładnie swój adres.

- Jedziesz do mnie w odwiedziny? - wymamrotałam.

- Jezu, kobieto! Nie zasypiaj, skup się. Podaj mi numer apartamentu.

- Tysiąc trzysta osiem, a może dziewięć... Nie pamiętam...

- Będę za dziesięć minut. Leż i się nie ruszaj, zrobisz to dla mnie?

- Nie ruszę się – wymruczałam i była to ostatnia w miarę świadoma rzecz, którą powiedziałam. – Jestem grzeczną pacjentką.

***

Grayson...

Pierdolić ograniczenia prędkości, pomyślałem dociskając pedał gazu przed skrzyżowaniem. Wpadłem w sam środek, jak pocisk w chwili, gdy paliło się już czerwone światło. Rozległo się zbiorowe trąbienie wściekłych kierowców, a w moją stronę powędrowało wiele środkowych palców i bardziej werbalnych dowodów uznania dla mojej jazdy. Przysięgam, chyba zamontuję sobie porządną kamerkę w aucie, żeby po czymś takim odnaleźć co bardziej ekspresyjnych patałachów.

Zacisnąłem dłoń na kierownicy, przypominając sobie dzisiejsze spotkanie w One California Plaza. Gdy szpital zwrócił się do lokalnych biznesmenów z prośbą o wsparcie i rozpropagowanie akcji bliźniak genetyczny, nie spodziewali się chyba, że odpowie aż tylu przedsiębiorców. Sam nie miałem czasu pilnować całej akcji, dlatego zleciłem to podległym mi lekarzom. W końcu nie będą przeprowadzać operacji, tylko dzielić się wiedzą merytoryczną z ewentualnymi ochotnikami.

Dopiero dzisiaj rano zorientowałem się, z kim jest umówiony ten patałach, Mitch. Skurwiel, od paru dni chodził po szpitalu i chwalił się, że ma zamiar przelecieć fajną laskę. Nie było mnie przez kilka dni, dlatego ta sprawa mi umknęła. Mówiąc ta sprawa, mam na myśli osobę Alexandrii D'Angelo. Wjebałem Mitchowi dodatkowy dyżur, a sam pojechałem na spotkanie.

Nie spodziewałem się takiej kobiety... Kurwa! Widziałem wcześniej jej zdjęcia, ale na żywo... Pieprzony grzech i senne marzenie każdego faceta. Mała torpeda o zmysłowych kształtach, na widok których zaschło mi w ustach i jak to jebane ciele poszedłem za nią nie wiedząc nawet, jak się nazywam. Gdyby nie pieprzony Sebastiano... Pokręciłem głową warcząc cicho. Nie, z pewnością to nie jest taki typ kobiety, która dałaby się przelecieć na pierwszym spotkaniu. Jest w niej ogień zdolny pochłonąć faceta, ale Alexia to dama. Należą się jej randki przy świecach, morze kwiatów i zaloty.

Ja to mam pieprzone szczęście, pomyślałem zaciskając nerwowo szczękę. Pierwsza od lat kobieta, którą się zainteresowałem i która wzbudziła we mnie coś więcej niż cholerne pożądanie i od razu wpadłem na wysoki mur. Jest dla mnie nie do ruszenia, z różnych względów.

Pomijam to, że młody Riina rości sobie do niej prawo. Nie powiedział mi tego wprost, gdy rozmawialiśmy przez telefon, na to jest zbyt cholernie wielkim dupkiem, ale po tym jak zachował się w biurze, tylko idiota nie zrozumiałby niemego ostrzeżenia.

Trzymaj łapska i fiuta z dala od tej kobiety...

Teraz w ogóle nie dziwię się, że cały przestępczy świat Los Angeles aż trzeszczy od czasu, gdy rozeszła się wieść o pojawieniu się Nietykalnej chronionej przez Cosa Nostrę i tylko niektórzy wiedzieli, kim tak naprawdę jest. Ale czy rzeczywiście znają całą prawdę? Ta dziewczyna sama nie wie, kim jest i jak ważna jest.

A teraz ktoś odważył się podnieść na nią rękę. Nie pierwszy raz i cholernie obawiam się, że nie ostatni. Dopóki wszyscy gracze nie odsłonią swoich kart, życie Alexi będzie w cholernym niebezpieczeństwie. Myślałem, że po tym, jak znaleźli rozszarpanego skurwiela, który odważył się zaatakować Alexię, napastnicy przystopują. Jest chroniona. Cholernie dobrze chroniona, a Riina weźmie odwet na każdym następnym, o ile dorwie go pierwszy. Jak się właśnie okazuje, głupców nie brakuje.

Co chwila zerkałem na zegarek na nadgarstku, odliczając czas, jaki upłynął od mojej rozmowy z Alexią. Czy powinienem zadzwonić do Sebastiano i powiedzieć, że coś się jej stało? Nie, cholera! Wyraźnie nie chciała, żeby ktoś dowiedział się o ataku. Tylko czy to był atak? Niewiele udało mi się dowiedzieć, bo zaraz zaczęły działać leki. Albo wzięła końską dawkę, albo naprawdę coś wyjątkowo mocnego. Nie chcę nawet myśleć, że mogły to być narkotyki.

Dokładnie osiem i pół minuty od zakończenia rozmowy z dziewczyną, wjechałem na podziemny parking. Dziwne, że Sebastiano jej nie namierzył, przecież mieszka dosłownie w tym samym budynku. Szuka jej po całym mieście, a ona siedzi pod samym nosem bossa Cosa Nostry. Pewnie jeszcze obserwuje go przez okna. Nie dość, że piękna i seksowna z niej kobieta, to jeszcze kurewsko mądra, doszedłem do wniosku, szukając w portfelu uniwersalnej karty do windy. Nie pytajcie skąd ją mam, bo i tak nie odpowiem. Czasami czuję się, jak jebany klucznik w tym cholernym mieście. Powiedzcie mi tylko, gdzie mam wejść, a ja to zrobię. I nie, zdecydowanie nie jestem włamywaczem.

Wjechałem na jedenaste piętro budynku. Przeczucie mówiło mi, że Alexia mieszka w narożnym apartamencie. Dokładnie w takim samym, jaki zajmuje Sebastiano. Cosa Nostra ma kilka apartamentowców w Los Angeles i zazwyczaj przeznacza je dla swoich ludzi, albo dla gości i partnerów biznesowych. Roosevelts Lofts ma zdecydowanie jedne z najlepszych apartamentów. Prywatny basen na dachu, siłownia i całe zaplecze rekreacyjne, dostępne tylko i wyłącznie dla mieszkańców, a że mieszka tutaj sam boss, to i ochrona jest wkurwiająco dobra. Jednak nie na tyle, żeby dziewczyna nie prześlizgnęła się, korzystając z bocznej recepcji. Jest to błąd, który zostanie wkrótce naprawiony, pomyślałem. Niech tylko dotrze do Sebastiano, że miał ją cały czas w zasięgu wzroku...

Zadziwiająca z niej kobieta... Serio, nie znałem takiej. Jest cholernie odważna, choć ta odwaga może wpędzić ją w poważne tarapaty. Szczególnie, gdy mówimy o Sebastiano. Ten facet nie przywykł do nieposłuszeństwa, a to chyba jej drugie imię. Widziałem to w jej turkusowych oczach, gdy Sebastiano wtargnął dzisiaj do jej biura. Każda inna kobieta na jej miejscu, ba nawet zdecydowana większość facetów, zareagowałaby strachem na widok wściekłości na twarzy Riiny. Jednak Alexia nie dość, że go zignorowała, to dodatkowo sama wyglądała, jakby nie marzyła o niczym innym, niż o skopaniu mafijnego tyłka.

Dotarłem do końca korytarza, gdzie znajdował się apartament tysiąc trzysta dziewięć. Przyłożyłem do elektronicznego zamka kartę i usłyszałem ciche kliknięcie. Mogłem się oczywiście mylić i za drzwiami zamiast dziewczyny mógł na mnie czekać uzbrojony po zęby członek Cosa Nostry. Delikatnie pchnąłem ciężkie drzwi, odsłaniając widok na szeroki hall i część salonu. Wciągnąłem głęboko powietrze... Perfumy, dokładnie te same, które czułem od Alexi, zmieszane z zapachem krwi.

Wszedłem do apartamentu blokując za sobą drzwi i od razu ruszyłem na poszukiwania dziewczyny. Chyba nie mieszkała tutaj zbyt długo i raczej miała zamiar się stąd wyprowadzić, jeżeli spakowane dwa niewielkie kartony mogły być podpowiedzią. Żadnych naczyń w zlewie, żadnych rzuconych na blat kuchennej wyspy drobiazgów, jakichkolwiek śladów świadczących o tym, że ktoś tutaj mieszka.

Przez otwarte drzwi do sypialni, zobaczyłem leżącą na łóżku Alexię. Leżała na boku, mając za całe okrycie rozrzucone na plecach i ramionach włosy oraz zwinięty ręcznik, który przyciskała ręką do biodra. Wypuściłem ze świstem powietrze, przeklinając pod nosem. Ja i moje pieprzone szczęście... Nie to, że nie widziałem nigdy nagiej kobiety, ale to była, cholera, Alexia. Gdyby pieprzony Riina dowiedział się, że widziałem ją tak jak teraz, osobiście wypaliłby mi oczy. Dopiero, gdy klęknąłem przed łóżkiem zobaczyłem, że dziewczyna ma jednak na sobie bieliznę. Co prawda same liche koronki w kolorze jej złocistego ciała, ale zawsze to lepiej niż nic.

- Alexia?

Odgarnąłem złotorude pukle odsłaniając twarz pogrążoną we śnie. Długie czarne rzęsy wyglądały, jak wachlarze na jej bladych policzkach. Jest tak, kurwa, śliczna... Myśl o niej jak o pacjentce, Miller, a nie kobiecie, którą chciałbyś zobaczyć nagą i czuć pod sobą jej zmysłowe ciało... Dałem sobie mentalnego kopniaka i zamiast ślinić się nad nią, wymyślając wszystkie zboczone rzeczy, które chciałbym z nią zrobić, skoncentrowałem się na swojej robocie.

Rozejrzałem się, zauważając na stoliku nocnym blister z tabletkami. Zdaje się, że to co-codamol. Ciekawe, ile tego wzięła, że prawie pozbawiło ją przytomności. Równie dobrze, jej organizm może tak właśnie reagować na dużą dawkę kodeiny zawartą w tabletkach. Chwyciłem za szczupły nadgarstek mierząc ciśnienie. Trochę podwyższone, ale nie na tyle, żeby wzbudzało to moje zaniepokojenie. Delikatnie, żeby nie sprawić Alexi bólu, odsunąłem ręcznik. Z sykiem wciągnąłem powietrze na widok długiej cienkiej rany. Krwawa ścieżka spłynęła w dół, zostawiając na skórze i pościeli czerwone ślady.

Muszę ją gdzieś przenieść. Rana powinna być zszyta, ale łóżko jest stanowczo za niskie dla tak wysokiego faceta, jak ja. Podniosłem się i z garderoby znajdującej się za ścianą wyciągnąłem duży miękki koc i czyste prześcieradła. Koc rozłożyłem na kuchennej wyspie, przykrywając go prześcieradłem. Przysunąłem stół rozkładając na nim swoje przyrządy wyjęte z torby. Jest na tyle jasno, że nie potrzebuje dodatkowego światła przy szyciu.

Warcząc cicho, wróciłem do sypialni. Gdybym dorwał skurwiela, który to robił, pociąłbym go używając do tego tępego skalpela. Jakbym się nie postarał, zostanie jej cienka blizna i nie mogłem się z tym pogodzić. Alexia wciąż leżała w tym samym miejscu. Raczej nie śpi, to tylko reakcja organizmu na utratę krwi i leki. Delikatnie, żeby nie urazić jej w biodro wziąłem ją na ręce. Sapnęła cichutko, mrucząc coś do siebie. Jej ciepły oddech ogrzał moje ciało w miejscu, gdzie przez koszulkę poczułem jej usta. Przywołując swoje ciało i rozbestwione zmysły do porządku, zaniosłem ją do kuchni, kładąc na przygotowanym prowizorycznym łóżku. Podciągnąłem rękawy koszulki termicznej, odsłaniając przedramiona i szybko umyłem ręce w zlewie, jednocześnie oglądając się za siebie i pilnując, żeby nie spadła na podłogę.

Usiadłem na wysokim krześle i założyłem rękawiczki, delikatnie dotykając skóry dookoła rany. Zdecydowanie została zrobiona czymś bardzo ostrym. Cienki nóż, albo... Skalpel? Skóra została przecięta idealnie, bez mała z chirurgiczną precyzją. Narzędzie wbito od tyłu i przeciągnięto przez bok. Nie wygląda na to, żeby ktoś chciał zabić dziewczynę. Atakując od tyłu napastnik mógł wybrać zdecydowanie lepsze miejsce, żeby zadać śmiertelną ranę. Wystarczyło wbić w jakieś większe naczynie krwionośne, nerki, czy wątrobę, albo przeciąć tętnicę. Nastąpiłby krwotoki wewnętrzny, albo dziewczyna wykrwawiałby się w kilka minut. Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że rana miała za zadanie uszkodzenie ciała jako takie. Ma zostać blizna i to w takim miejscu, żeby była widoczna w określonych sytuacjach.

Czyli napastnikiem była kobieta, pomyślałem biorąc do ręki strzykawkę. Muszę ją znieczulić, bo jeżeli zacznie się kręcić podczas szycia, mogę jej zrobić krzywdę. Wsłuchując się w szybki oddech Alexi, znieczuliłem obszar, na którym będę pracował i czekałem aż środek zacznie działać. Po chwili złapałem się na tym, że bezwiednie gładzę palcami obnażony pośladek. Ja pierdolę... Gdzie mój profesjonalizm, do cholery! Za coś takiego w szpitalu, od razu zostałbym oskarżony o molestowanie... Dla spokoju własnego sumienia, całości mojego fiuta, którego dziewczyna może mi urwać, jeżeli dowie się, co robiłem oraz ogólnie całości wszystkich członków po niewątpliwie czekającym mnie spotkaniu z Riiną, przykryłem ciało Alexi dodatkowym prześcieradłem zostawiając jedynie obnażone biodro. Gdybym równie łatwo mógł wymazać z pamięci zapamiętane obrazy...

- Alexia? – wstałem pochylając się nad dziewczyną. Przesunąłem palcami po zaczerwienionym policzku, muskając kącik ust. Kurwa, jaka ona śliczna... - Alexia?

- Hymm...

- Spokojnie, dziecino – powstrzymałem ją przed położeniem się na plecy, jak miała zamiar to zrobić. – Otworzysz oczy?

- Jestem zmęczona...

Dobra, teraz mam świadomość tego, że raczej jej ciało nie lubi kodeiny. Kontakt z nią był praktycznie ograniczony do zera, więc nie dowiem się niczego. Jeżeli miała szyte kolano, mogę się spodziewać tego, że dostała zastrzyk przeciwtężcowy. Odpada przynajmniej to.

- Alexia, skarbie. Muszę zszyć ci ranę nad biodrem, dobrze?

Zamrugała powiekami i po chwili poraził mnie turkus rozpalonych tęczówek. Dotknąłem ustami skroni, czując pod wargami gorącą i spoconą skórę. Albo to reakcja na leki, albo ma gorączkę. Będę musiał podać jej antybiotyk, tak na wszelki wypadek, bo nie wiem, czym dokładnie została zraniona.

- Seksowny doktorek – uniosłem wzrok patrząc z uśmiechem na Alexię. Szkoda, że nie będzie tego pamiętała, naprawdę. – Idziemy na kolację? Wiesz, że będę cię lizała, a nie jadła łyżeczką?

- Jasne, kochanie. Tylko tobie mogę na to pozwolić – zapewniłem. – Popatrz na mnie. Będziesz grzeczna, prawda? Muszę cię zszyć. Postaram się, żebyś nie miała potem blizny, ale musisz leżeć nieruchomo.

- A ty masz blizny? – zapytała, podczas gdy ja na próbę nacisnąłem palcem skórę obok rozcięcia obserwując, czy pojawi się na jej twarzy grymas bólu.

- Nie mam – odpowiedziałem zabierając się do pracy. Oczyściłem ranę, upewniając się, że nie ma w niej żadnych zanieczyszczeń. Czułem na sobie jej spojrzenie i cholernie mi się to podobało. – Ale mam tatuaże.

- Naprawdę? Pokażesz mi?

- Pokażę – zapewniłem zakładając kolejny szew. Co chwilę unosiłem wzrok, sprawdzając czy jest przytomna. – Powiesz mi, co się dzisiaj stało?

- Dupek Riina się stał – wymruczała, a ja musiałem chrząknąć, żeby zamaskować wybuch śmiechu. Tak, zdecydowanie Alexia nie boi się Sebastiano. Czy w ogóle żyje człowiek, który miał na tyle odwagi, żeby powiedzieć coś takiego? – Czy ty wiesz, że on chciał zabić tych braci?

Przez chwilę nie miałem pojęcia, o czym mówi. Szukałem w myślach punktu zaczepienia, bo raczej od niej nie dowiedziałbym się szczegółów. A tak... Zdaje się, że dla Sebastiano pracuje dwóch braci. Pal sześć, jak się nazywają. Z pewnością nie chodzi jej o kapitanów Cosa Nostry, już raczej o tych dwóch, co mają pilnować Alexi. Tak, o tym też wiem. Ciekawe, czym narazili się szefowi, że chce ich zabić. Chwila... Chciał, a nie chce. To zasadnicza różnica. Znam Sebastiano. Ten facet jest najgorszym skurwielem, jaki chodzi po świecie. Przynajmniej po tym, do którego ja mam dostęp. Takiego bossa, Cosa Nostra jeszcze nie miała. Jest zimny, nieustępliwy i nieugięty. Ma twarde zasady, których się trzyma i których nigdy nie łamie. Między innymi, nigdy nie daje drugiej szansy. Nigdy.

W tym tygodniu Los Angeles stanie się niemym i nieświadomym niczego światkiem przejęcia głównej władzy. Danielo postanowił odsunąć się od kierowania organizacją, powierzając wszystko w ręce jedynego syna. Już zaczęły się zjeżdżać głowy wszystkich rodzin Cosa Nostry w Stanach i oczywiście Sycylijczycy. Tych ostatnich osobiście wjebałbym do betonu, ale poczekam, co przyniesie przyszłość i nowy boss. Od tygodni słyszałem powtarzane szeptem plotki, jakoby Sebastiano miał pójść na ustępstwa i złagodzić zakazy wprowadzone przez jego ojca. Nie mam pojęcia, na jakiej podstawie ludzie w pewnych kręgach pierdolą takie głupoty. To, że syn nienawidzi ojca wiedzą wszyscy, którzy choć raz widzieli ich razem. Nie znaczy to, że na złość ojcu, Sebastiano pozwoli na handel dziećmi i kobietami, i otworzy korytarz przerzutowy do Europy, a właśnie na to liczą nie tylko goście z Sycylii. Dlatego będą szukać jego słabego punktu. Nie wydadzą na niego wyroku, tak jak to miało miejsce w czasach, gdy włoskie mafie zaczęły działać na terenie Stanów. Wiedzą, że gdyby to zrobili, mieliby na karku nie tylko wszystkie familie amerykańskiej Cosa Nostry, ale i wszystkich sprzymierzeńców młodego Riiny, których zdążył już sobie zjednać. Roznieśliby Sycylijczyków w proch... Dlatego tak ważnym będzie znalezienie jego słabego punktu.

Tym słabym punktem może być właśnie Alexia D'Angelo...

- Za co chciał ich zabić?

- Bo im uciekłam z Saksa – wyznała, a w jej głosie słyszałem cholerną dumę.

Tak, teraz jestem w stanie zrozumieć Sebastiano. Ja osobiście bym ich zabił i wcale nie byłaby to szybka śmierć. To jest właśnie to, o czym mówiłem. Riina się nie pierdoli. Riina działa szybko i skutecznie. Z zimną i obezwładniającą precyzją egzekutora. Poniosłeś porażkę, popełniłeś błąd? Nie ma dla ciebie miejsca w organizacji. Proste.

Z niechęcią i to cholernie wielką, mogę powiedzieć, że skurwiel Riina ma pieprzone szczęście. Ma obok siebie cudowną kobietę. Jeszcze nie doszedł do ładu z własnymi uczuciami do niej i zapewne będzie po drodze pierdolił wszystko i oczywiście każdą jedną chętną cipkę, i to tylko po to, żeby na koniec paść na kolana przed Alexią D'Angelo.

Nie staram się go tłumaczyć w żaden sposób. Jesteśmy tacy sami, a raczej byliśmy, bo ja, w przeciwieństwie do Riiny, wiem czego chciałbym od Alexi. Wiem, że dla niej byłbym w stanie zmienić swoje życie i to diametralnie. Gdyby dała mi tylko cień nadziei... Nie walczę z Riiną. Jeszcze nie. Ale jak tak dalej będzie, stanę z nim twarzą w twarz i ustalę zasady.

- Już więcej nie ucieknę – zapewniła mrugając szybko powiekami. – Nie wiedziałam, że może ich za to zabić.

- Wierz mi, skarbie. Niewiele jest rzeczy na tym świecie, których ten facet nie może – przyznałem. – Powiesz mi, jak się skaleczyłaś?

- Nie wiem... - zmarszczyła brwi, jakby zastanawiała się nad czymś ważnym. Nie przerywałem szycia, częściej zerkając na twarz Alexi, niż na to co robię. To już było dla mnie jak oddychanie. Robiłem to intuicyjnie, jak doskonale zaprogramowany robot. – Chyba w windzie, ale nie czułam tego.

- Wpadłaś na gwóźdź? – podpytywałem, a przecież wiedziałem, że to nie żaden pieprzony gwóźdź.

- Nie... Tam była kobieta... Chyba stała za mną...

W porządku. Miałem podstawowe informacje. Wiedziałem gdzie, znałem przybliżoną godzinę, kiedy doszło do zdarzenia i o ile dobrze pamiętam, mają tam tylko cztery windy. Wszędzie były kamery, więc teraz tylko muszę dostać się do nagrań. A potem... To zależy, komu pierwszemu przekażę informacje. Wiem, komu powinienem, ale... No właśnie, jest jeszcze to cholerne ale, które leży przede mną.

Mała, seksowna torpeda...

***

Lexi...

Obudziłam się opatulona ciepłą kołdrą. Przeciągnęłam się, ale za chwilę skrzywiłam, czując naciągającą się skórę nad biodrem. Wspomnienie tego, co się wcześniej stało, wróciło z całą ostrością. Odrzuciłam na bok kołdrę i siadając na łóżku spojrzałam na lewe biodro. Zmarszczyłam brwi na widok opatrunku. Nie pamiętam, żebym to zrobiła.

W tej samej chwili dotarły do mnie odgłosy z wnętrza mieszkania. O cholera! Sebastiano? Oblał mnie zimny pot, gdy wyobraziłam sobie awanturę, jaką mi za chwilę niewątpliwie zrobi. Poza warczeniem na mnie, pomiataniem mną i usypianiem, to chyba jedna z jego ulubionych czynności. Dzień bez wrzasków na D'Angelo, to dzień stracony. Jak mam się z nim zmierzyć, to z pewnością nie w chwili, gdy leżę naga w cholernym łóżku.

Zakręciło mi się w głowie, gdy tylko wstałam i musiałam przytrzymać się ściany dla zachowania równowagi. Doczłapałam do łazienki, patrząc z żalem na wielką oszkloną kabinę prysznicową. Na razie mogę zapomnieć o takim luksusie. Nawet zwykła wanna pozostaje poza moim zasięgiem. Spojrzałam na swoją twarz w kryształowej powierzchni lustra, wykrzywiając od razu usta na widok sinych kręgów pod oczami i splątanych włosów. To będzie rzeźnia...

Ogarnięcie się zajęło mi sporo czasu i całkowicie pozbawiło energii. Stojąc w garderobie, ubrana w krótki szlafrok, spojrzałam na puste półki i dopiero wtedy przypomniałam sobie, że przecież spakowałam wszystkie ubrania do kartonów. Miałam wrócić do swojego apartamentu, ale... Tak, tam na mnie mieli czekać ludzie Sebastiano. Wygląda na to, że i tak mnie dorwał, choć nie mam pojęci,a jak udało mu się mnie namierzyć.

- Chyba, że torturował Guido – mruknęłam do siebie. – Dobra, Lexi. Dałaś mu radę nie mając na sobie stanika, to dasz radę w szlafroku i bez majtek.

To mówiąc, zdecydowałam się stanąć do pojedynku z Sebastiano. Wyszłam z sypialni, a moja dłoń, jakby w odruchu obronnym przez cały czas spoczywała na biodrze. Mogłam się zapytać Franco, czy ta ich cała mafia zabija też kaleki. Ja zdecydowanie czułam się, jak kaleka. Tylko ja mogłam się tak załatwić i w zaledwie dwa tygodnie dorobić się dwóch ran.

Sapnęłam na widok stojącego tyłem do mnie mężczyzny i stanęłam na środku salonu, jak wmurowana. Zapatrzyłam się w cudowną grę mięśni na gładkich plecach pokrytych z lewej strony kolorowym tuszem. Tatuaże przedstawiały jakieś dziwne symbole i znaki, zupełnie niepodobne do niczego, co widziałam wcześniej. Uwielbiam tatuaże, choć sama cholernie boję się igieł i tylko dlatego jeszcze nie zdecydowałam się na żaden. Musieliby mnie do tego uśpić. Patrząc, jak obrazy poruszają się wraz z grą mięśni, coraz bardziej byłam skłonna dać się podziobać igłą.

Coś mi jednak nie pasowało...

Uniosłam wzrok i tym razem wstrzymałam oddech... O kurwa! To nie Sebastiano! Nie miał długich włosów, a jego skóra miała dziwny odcień brązu. Nie taki, jaki uzyskujesz po godzinach opalania się na kalifornijskim słońcu, czy w solarium. Była naturalnie brązowa. Cofnęłam się zaciskając pasek krótkiego szlafroka i zastanawiając się, kim jest ten facet i jak się, do cholery, dostał do apartamentu.

- Chyba nie masz zamiaru uciekać?

Podskoczyłam słysząc ochrypły głos. Chwila... Ja znam ten głos.

- Profesor Miller?

Przeszedł mnie dreszcz na dźwięk cudownie seksownego śmiechu. Stałam w miejscu, patrząc, jak mięśnie pleców naprężają się i mężczyzna odwraca się w moją stronę, trzymając w silnej dłoni kubek wypełniony parującą kawą, sądząc po zapachu. Nie byłam w stanie oderwać wzroku od jego nagiej klatki piersiowej. Serio, to czysty grzech, żeby facet wyglądał tak, jak on i wywoływał w kobiecych sercach trzęsienie ziemi. Nie będę się wypowiadała o innych kataklizmach grożących dolnym częściom ciała. Każdy wie, o co chodzi, prawda?

Przypomniało mi się, co powiedziała Stella i zaśmiałam się cicho pod nosem. Grayson Miller jest tak cholernie seksowny, że nawet lizanie go to za dużo. Bojąc się, że zbyt szybko zniknie, ograniczyłabym się tylko do wąchania. Dziwne wrażenie, że dokładnie wiem, jak pachnie ten mężczyzna zagnieździło się w mojej głowie. Kojarzył mi się z gwałtowną burzą i zapachem mokrej trawy. Żywioł, który potrafi pochłonąć.

- Myślałem, że po tym, co się stało, mamy za sobą tego profesora, kochanie.

Szarpnęłam głową, na siłę odrywając rozmarzony wzrok od nagiej piersi mężczyzny i spojrzałam w lśniące, czarne jak onyks, tęczówki. Jezu! Nie dość, że ma cudowne ciało, to jeszcze wygląda jak model z okładki kalendarza dla pań. Już to widzę... Seksowny doktor, w rozpiętych białych spodniach, z nagą klatką i ze stetoskopem przewieszonym przez szyję... Boże drogi, mogłabym codziennie chorować na grypę, byle to on miałby mnie badać...

- Alexia? – czarne tęczówki przywoływały mnie jak latarnia morska.

- Nie rozumiem... - potrząsnęłam głową i dopiero, gdy poczułam, jak mierzy rozpalonym wzrokiem moje nogi przypomniałam sobie, że stoję przed tym, w gruncie rzeczy przecież obcym, mężczyzną ubrana w cholerny szlafrok, który ledwo zakrywał mi tyłek. – Skąd się pan tutaj wziął?

Usłyszałam głębokie mruknięcie, które po chwili zamieniło się w raniące uszy zgrzytanie zębami i ciche mamrotanie. Skrzywiłam się, nie potrafiąc zrozumieć, co właśnie mówił, czy też mruczał do siebie. Te słowa... To w ogóle chyba nie był angielski...

- Co to było? – zapytałam przekrzywiając głowę. – To indiański?

- Nie ma takiego języka jak indiański – wyjaśnił z uśmiechem opierając się dłońmi o czarny marmurowy blat znajdujący się przed nim. Szerokie barki uniosły się odrobinę w górę, a mięśnie ramion napięły, uwypuklając każdy pojedynczy węzeł. – A przed chwilą mówiłem w uto-azteckim.

- A co powiedziałeś?

- Że jak nie przestaniesz mówić do mnie per pan, to przetrzepię ci pośladki.

- Och...

Nawet nie wiem, kiedy stanęłam po drugiej stronie wyspy, patrząc w najbardziej zadziwiające oczy, jakie dane mi było widzieć. Nieruchome czarne tęczówki, kryjące mrok i wiele tajemnic, nie tylko przodków.

- Kim jesteś, profesorze Miller? – zapytałam z uśmiechem przesuwając w swoją stronę kubek z kawą. Gorszych tortur dla uzależnionych od kofeiny, niż nęcenie ich zapachem świeżo zaparzonej kawy, chyba nie wymyślili. - Tak naprawdę.

- A kim byś chciała, żebym był? – zapytał szeptem pochylając się w moją stronę.

Poczułam delikatny zapach męskich perfum i wody. Czarne oczy ani na chwilę nie opuściły mojej twarzy, nieruchome, mroczne i tak cholernie fascynujące. Napłynęły do mnie wspomnienia naszej rozmowy telefonicznej i zamazane obrazy tego, jak leżałam na boku, a duże, ciepłe dłonie dotykały mojej skóry.

- Przypomniałaś sobie, prawda? – mruknął cicho, a w jego oczach pojawił się wesoły błysk.

- Ja... - odchrząknęłam, czując jak ciepło zalewa moje policzki. Jezu! Dajcie mi więcej tego, co wzięłam wczoraj, może przeżyję tę rozmowę, bo teraz jest cholernie niezręcznie! – Przepraszam, jeżeli... Boże! To jest straszne – jęknęłam chowając twarz w dłoniach.

To nie tylko straszne! To jest diabelnie żenujące! O ile dobrze pamiętam, to powiedziałam, że będę go lizała... Jezu! Zerknęłam przez palce na gładką opaloną pierś pokrytą tatuażami i tak szybko jak spojrzałam, tak szybko zacisnęłam powieki, gdy doszedł do mnie warczący odgłos wydobywający się z jego gardła.

- Skarbie, to może stać się niezręczne, jeżeli będziesz tak na mnie zerkała – stwierdził ochrypłym głosem. - Spójrz na mnie, Alexia – poprosił.

Potrząsnęłam głową, cofając się do tyłu. Nie spojrzę... Nie ma mowy, żebym spojrzała mu w oczy. Nie po tym, co mu powiedziałam, a podejrzewam, że ten tekst o lizaniu to nie wszystko, co wyszło z moich ust pod wpływem leków. Jezu, nawet przy Sebastiano nie byłam tak śmiała, pomyślałam, ale po chwili zmieniłam zdanie, przypominając sobie moje niektóre teksty. Zdecydowanie powinnam się nad sobą zastanowić, to pewne.

Pisnęłam zaskoczona, gdy duże męskie dłonie spoczęły na moich biodrach. Gwałtownie uniosłam głowę, zderzając się z lśniącymi onyksowymi tęczówkami. Bez butów na obcasie sięgałam mu zaledwie do brody. Był równie wysoki jak Sebastiano.

Szlag by to trafił! Dlaczego nawet w takich chwilach myślę o tym cholernym facecie? Mam przed sobą cudownego mężczyznę, patrzącego na mnie, jakbym była dla niego wschodem i zachodem słońca i jedyną nadzieją w tym świecie, a jednak moje myśli wciąż porównują go do Sebastiano.

Bo nie działa na ciebie tak jak Riina...

- Cholernie mnie podniecasz, dziewczyno – wyznał ochrypłym głosem. – Mam zamiar o ciebie walczyć.

- Walczyć? – zamrugałam powiekami nie mając pojęcia, o czym mówi. – Gdzie?

- Nie gdzie, a z kim, Mała Iskierko...

Zamknęłam oczy, czując gorące usta dotykające mojej szyi. Grayson składał lekkie jak piórko pocałunki, zostawiając gorący ślad swoich ust. Z jękiem odsłoniłam szyję, prosząc o więcej. Mężczyzna zacisnął palce i unosząc mnie w górę, posadził na chłodnym marmurowym blacie. Położyłam dłonie na jego ramionach, przesuwając palcami po ciepłej skórze i kolorowych tatuażach, którymi była pokryta. Kontrast mojej jasnej skóry z jego brązową był zadziwiający. Uśmiechnęłam się dotykając palcem zawiłego wzoru na lewej piersi. Przedstawiał maskę jakiegoś bóstwa, a dookoła znajdowały się różne symbole, przechodząc na bark i ramię. Tam był tatuaż kobiety, z kolorowym pióropuszem na głowie, stojącej w płomieniach. Na przedramieniu miał wytatuowany jakiś dziwny symbol, składający się z połączonych ze sobą czterech gwiazd. Wszędzie widziałam powtarzające się z piersi wzory, więc mogę się tylko domyślić, że jest to coś bardzo ważnego dla Graysona.

- To Piedra del Sol – wyjaśnił, gdy ponownie dotknęłam tatuażu na piersi. – Inaczej zwany Kamieniem Słońca, albo Kamieniem pięciu Er.

- Jest piękny – wyszeptałam. – Nie wyglądasz, jak potomek Azteków.

- Bo nie jestem. To tylko tatuaż, Mała Iskierko. Moja babka pochodziła z plemienia Komanczów. Ale raczej nie spodobałyby ci się moje plemienne tatuaże. Nie są tak ładne, jak ten – napiął mięsień śmiejąc się cicho.

- Powiesz mi, kim jesteś? – zapytałam unosząc głowę.

- Dla ciebie chcę być wszystkim – mruknął pochylając się nade mną. – Chciałbym cię teraz pocałować, Mała Iskierko, ale tego nie zrobię.

- Dlaczego? – wyszeptałam czując jego oddech na swoich ustach.

- Nie należysz do mnie.

- Bo nie należę do nikogo – wyznałam.

Grayson przez chwilę patrzył na mnie, jakby starał się dotrzeć do najgłębszych zakamarków mojej duszy, jakby chciał z niej wyczytać to, co tam chowam. Nie skłamałam. Nie należę do nikogo, a już w szczególności do tego, o którym właśnie Grayson myśli. To, że moje ciało reaguje na Sebastiano w taki sposób, to wynik cholernej posuchy i spadku libido, do którego cholernie się przyczynił. Jeden drink za dużo, ciemny pokój i cholernie zmysłowy głos nie świadczy o tym, że po jednym numerku pod szklaną ścianą, odbił mi się na tyłku podpis Riiny.

- Uparciuch z ciebie, wiesz? - zaśmiał się kręcąc głową. – Mam zasady, których nie łamię. Gdybyś miała być dla mnie przelotną przygodą, zamiast prowadzić tę dziwną rozmowę, byłbym już dawno w tobie i słuchał, jak wykrzykujesz moje imię.

Parsknęłam śmiechem, ale na widok ciemniejącego spojrzenia zagryzłam dolną wargę. Ludzie! Trafił mi się kolejny facet, który tak jak Sebastiano uważa się za pępek świata. To istny cud, że dzieląc tę samą szerokość geograficzną, co Riina i jego kumpel, Santino, we trójkę pozostawili innym przestrzeń do życia. Ich rozdmuchane ego powinno zepchnąć innych prosto do oceanu.

Ale powiedzcie mi... Jak inaczej mam podchodzić do tego, jak nie ze śmiechem, skoro w zaledwie w niespełna miesiąc, w moim życiu pojawiło się trzech mężczyzn, na widok których niejednej kobiecie ubywa centymetrów w biodrach, pozostawiając ich bieliznę zsuniętą na wysokość kostek. Chyba zaczynam tęsknić za moim starym życiem. Może i nie było jakoś spektakularnie ekscytujące, ale przynajmniej wiedziałam, że po wyłączeniu baterii spokojnie mogę spać, bez obawy, że mój chłopak na baterie chwyci zaraz wielką giwerę i ruszy z pieprzoną krucjatą strzelając, gdzie popadnie. Żadnych mafiosów, płatnych zabójców, porwań i cholernie gorących profesorków.

- Wrócimy do tej rozmowy, Mała Iskierko – mruknął zdejmując mnie z blatu. – Zrobiłem ci coś do jedzenia, a kawą zdążyłaś się już sama poczęstować.

- Dziękuję, za wszystko. Za to, że musiałeś dzisiaj do mnie przyjechać, przez co zapewne popsułam ci plany.

- Kochanie, nie mam takich planów, których nie pozwoliłbym ci zepsuć o każdej porze dnia i nocy, a poza tym... Zrekompensowałaś mi to cudowną nocą – rzucił z szerokim uśmiechem.

- Ale, że... – poczułam, jak oblewa mnie zimny pot.

Rozejrzałam się dookoła, jakby minimalistyczne wyposażenie penthousu miało mi udzielić odpowiedzi na masakrujące moją głowę pytania. Moje spojrzenie, jak przyciągane magnesem odnalazło panoramiczne okno z widokiem na znajdujący się po drugiej stronie apartament. Nie wyglądał, jakby jego właściciel wciąż przebywał w środku. Chwila... Zaczęłam masować palcami pulsujące skronie.

- Dzisiaj jest środa? – mruknęłam z zamkniętymi oczami.

- Tak.

- Spędziłeś noc w... - potrząsnęłam głową, przypominając sobie, że obudziłam się naga, a zapach, jaki czułam po przebudzeniu, należał niewątpliwie do tego mężczyzny. – Tutaj? – pisnęłam zataczając ręką nieokreśloną za mną przestrzeń.

- Dokładnie, to spałem w sypialni. Z tobą.

O Jezu! Schowałam głowę w ramionach, zaciskając z całej siły powieki. To się nie dzieje naprawdę... Nie dość, że nie pamiętam dokładnie co pieprzyłam pod wpływem leków, to teraz okazało się, że przespałam się z Graysonem. Czy można mieć większego pecha?

- Mała Iskierko? Nie rób tego – mruknął, gdy zaczęłam kręcić głową. – Alexia, spójrz na mnie – ponownie znalazłam się w silnych ramionach. Tym razem, gdy posadził mnie na blacie od razu stanął pomiędzy moimi nogami, kładąc dłonie na moich udach. – Popatrz na mnie – powiedział twardym tonem.

Uniósł moją twarz, trzymając palce pod moją brodą. Stał tak blisko mnie, że czułam, jak jego klatka piersiowa porusza się w szybkich ruchach, a oddech ogrzewał mają twarz. Otworzyłam oczy... Jęknął, gdy kciukiem dotknął moich ust, wsuwając opuszek do wilgotnego wnętrza.

- Choć nie marzyłem o niczym innym, jak o kochaniu się z tobą, do niczego między nami nie doszło, Mała Iskierko – wyznał ochrypłym szeptem. – Spałem na kołdrze i pilnowałem, żebyś nie przekręciła się we śnie na lewą stronę. Nie wykorzystałbym tak sytuacji.

- I my nie? – zapytałam zażenowana sytuacją.

- My nie – odpowiedział z uśmiechem, który rozgrzał moje policzki do czerwoności. – Wiesz, że czerwony to ulubiony kolor Komanczów? – zapytał przesuwając palcami po gorącej skórze. – Ślicznie wyglądasz, taka rozpalona.

- Jesteś straszny – odpowiedziałam kręcąc głową. – Specjalnie powiedziałeś to tak, żebym myślała, że ty i ja... Że my...

- Wypowiedziałem marzenie, Mała Iskierko. Już ci powiedziałem. Będę o ciebie walczył. Do tego czasu, nie dotknę cię w niewłaściwy sposób. Ta noc, choć najdziwniejsza w całym moim życiu, była jednocześnie najwspanialsza.

- Przestań. Wcale mnie nie znasz...

Próbowałam uwolnić się z ciepłej klatki, w jakiej zamknęły mnie ramiona Graysona. Nie rozumiem, co się, do cholery, dzieje w moim życiu. To wszystko dzieje się za szybko, powiedziałabym nawet, że coś rozpieprzyło moje życie. A Grayson był kolejnym przykładem na to, że nikt w moim otoczeniu nie jest tym, kim się wydaje być. Nawet on...

- Alexia...

- Proszę, przestań – poprosiłam unosząc w górę dłoń i zeskoczyłam na podłogę, gdy tylko się odsunął. Skrzywiłam się, czując niewielki ból lewego biodra. – Nie jestem gotowa na cokolwiek – przyznałam zaplatając ramiona. – W moim życiu dzieją się teraz dziwne rzeczy. Nie wiem, kim jestem i nie wiem, dlaczego to wszystko przytrafiło się właśnie mi.

- Rozumiem, bardziej niż ci się wydaje, Mała Iskierko – wyznał patrząc na mnie mrocznymi spojrzeniem czarnych oczu. Burza, którą pachniał toczyła się również w jego oczach. – Pozwól mi w takim razie być twoim przyjacielem.

- Przyjacielem – bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.

- Dokładnie. Przyjacielem.

To zaczyna być bardzo ciekawe... Facet, którego znam raptem jeden dzień, nie zachował się jak profesjonalista całując mnie w kolano, widział mnie nagą, a potem spędził ze mną noc. Mało tego, teraz paraduje przede mną ubrany w luźne spodnie, z tą cudownie piękną klatką piersiową, na widok której odbierało mi oddech i zdrowy rozsądek. Zna Sebastiano i to raczej dobrze, a jednak chce walczyć o mnie, cokolwiek to ma oznaczać. Czy ja cofnęłam się do licealnych czasów? Raczej nie, wtedy nie miałam aż takiego powodzenia, pomyślałam z krzywym uśmiechem.

- Pomyślę o tym, dobrze?

- To co? Zjemy śniadanie? Nie dałaś mi szansy przynieść ci tacy do łóżka, to przynajmniej usiądźmy – ze śmiechem wskazała na wysokie krzesła. – Uratujesz tym mój honor.

- Honor? – uniosłam brwi sadowiąc się przy wyspie i zaplatając palce dookoła kubka z kawą. Już zaledwie letnią, ale chyba dam jej radę.

- Proszę – podsunął mi świeżą, gorącą kawę. Uśmiechnęłam się, z rozkoszą mrucząc przy pierwszych łykach tego napoju bogów. – Nie ma gorszej zbrodni niż zimna kawa i niezaspokojona kobieta.

Parsknęłam rozbryzgując kawę na marmur i machając dłonią starałam się złapać oddech, który wraz ze śmiechem utknął gdzieś w moim gardle. Matko jedyna, jak się nie będę pilnowała, to naprawdę polubię tego tajemniczego meżczyznę, pomyślałam, łapiąc pierwszy głębszy oddech. Wytarłam rękawem szlafroka łzy z policzków, co chwila kręcąc ze śmiechem głową.

- Przyjaciel? – parsknęłam.

- Chyba zapomniałem powiedzieć, że raczej nie gej- przyjaciel. Poza tym... – rozłożył szeroko ramiona, ukazując mi w całym swoim dzikim pięknie rozległy tatuaż na piersi i cudownie umięśnioną klatkę, - uwierzyłabyś mi, gdybym zaproponował ci, taki rodzaj przyjaźni?

- Chyba tej z rodzaju with benefits – wystrzeliłam z szerokim uśmiechem.

Chyba dałabym radę traktować Graysona, jak przyjaciela. Granta nie ma, a to oznacza, że nie mam też zaufanej męskiej eskorty. Mój tajemniczy profesor, poza tym, że wciąż pozostaje wielką nieodgadnioną tajemnicą, jest cholernie seksowną bestią. Nie wykorzystał sytuacji, czego nie mogłabym powiedzieć na przykład o Sebastiano.

No i znowu ten nieznośny facet! Sapnęłam ze złości, zerkając z ciekawością w stronę panoramicznego okna. O cholera! Zerwałam się z miejsca, jakbym wpadła tyłkiem w pokrzywy i ruszyłam biegiem w stronę sypialni.

- Nie tak szybko, kobieto – Grayson zatarasował mi drogę kładąc dłonie na ramionach. – Dopiero założyłem ci ponad dwadzieścia pięć szwów. Jak będziesz się tak gwałtownie zrywała od galopu, wszystkie popękają i moja ponad godzinna praca pójdzie na marne, a wtedy naprawdę mocno się wkurzę, bo będę musiał zszyć cię jeszcze raz i zostanie ci brzydka blizna.

- Nie rozumiesz – jęknęłam unosząc w górę głowę. – Jest środa!

- Przecież wiem.

- No właśnie – poruszyłam się niespokojnie. Jaki on niedomyślny, a niby profesor. – Od godziny ósmej powinnam być zalogowana na firmowej poczcie. Riina jak nic już się wścieka.

- Wypiszę ci zwolnienie.

- Jasne, a on je wywali do kosza i jeszcze będę musiała się tłumaczyć.

- Z tego, że ktoś cię zranił? – zapytał marszcząc brwi.

- Dobry Boże! Lepiej, żeby o tym nie wiedział, bo zaraz naśle na mnie tych swoich osiłków i uziemi mnie do emerytury – warknęłam wymykając się z objęć Graysona.

Przez cały czas czułam wbity w siebie wzrok mężczyzny, ale co ja więcej miałam mu powiedzieć, żeby zrozumiał? Sytuacja z Sebastiano jest... Skomplikowana. Na razie muszę czekać na powrót Danielo. Naprawdę nie wiem, czy dam radę pracować z jego synem. To coś, co jest między nami, cholernie przeszkadza. Nie mogę się skupić, a sam Sebastiano do kurwicy doprowadza mnie swoją dziwną zaborczością.

Wróciłam do salonu i wskakując na swoje miejsce uruchomiłam laptop. Zawahałam się zastanawiając, czy naprawdę chcę czytać teraz te wszystkie durne emaile od Sebastiano. Była godzina jedenasta. Trzy godziny, w czasie których ten facet mógł zalać mają skrzynkę morzem krwi i groźbami.

- Chcesz zostać sama?

Spojrzałam na Graysona, który zdążył już w międzyczasie ubrać koszulkę termiczną na długi rękaw. Otuliła doskonale wyrzeźbiony tors i ramiona, jakby ją na sobie namalował.

- Chyba tak – powiedziałam. – Przepraszam, ale ja naprawdę muszę pracować.

- Nie przepraszaj, Mała Iskierko – wyszeptał podchodząc do mnie i biorąc mnie w ramiona. – Zanim jednak wyjdę, chciałbym zmienić ci opatrunek i muszę niestety podać ci jeszcze antybiotyk.

- Ale... Ale, że zastrzyk?! – pisnęłam łapiąc się kurczowo jego przedramienia.

- Skarbie, masz dwadzieścia pięć szwów, a teraz boisz się jednej małej igiełki? – zaśmiał się, a ja zdrętwiałam na widok czarnej lekarskiej torby, którą położył obok laptopa. Wciąż milczałam, gdy mył dłonie i osuszał je papierowym ręcznikiem. – Gotowa?

Zaprzeczyłam ruchem głowy.

- A może jutro? – zaproponowałam. – Przygotuję się do tego psychicznie.

- Ty naprawdę boisz się igieł? – zapytał, a ja z entuzjazmem graniczącym z przerażeniem gwałtownie pokiwałam głową. – Cholera, a myślałem, że jesteś twardszą zawodniczką. Ktoś, kto stawia czoła Sebastiano, powinien mieć więcej hartu ducha.

- Raczej głupoty – mruknęłam w odpowiedzi. – Nie odpuścisz, prawda?

- Nie, skarbie. Do jurta będziesz za dużo myślała. Jak chcesz, to potem pocałuję, będzie mniej bolało.

- Rozumiem, że zastrzyk dostanę w ramię? – zapytałam z ironicznym uśmiechem, dusząc w zarodku budzące się w Graysonie zbereźne myśli.

- A może w pośladek?

Nie mówiłam? Pokręciłam głową, śmiejąc się cicho z jego nieszczęśliwej miny.

- Jak na faceta, którego poznałam zaledwie wczoraj i tak miałeś szczęście widzieć mój pośladek.

Starałam się skupić na jego twarzy, żeby tylko nie myśleć o tym, co zaraz będzie musiał mi zrobić, ale moje oczy co chwilę zerkały na przygotowaną już strzykawkę. Ludzie, ta igła wygląda jak wiertło do studni wodnych. Przełknęłam ślinę starając się powstrzymać przed ucieczką.

Grayson stanął przede mną, dotykając knykciami lewej dłoni moich policzków.

- Zaczynamy?

Kiwnęłam głową, zsuwając z ramienia szlafrok. Mężczyzna złapał moją prawą rękę i objął się nią w pasie. Chwyciłam w palce materiał jego koszulki, ściskając go mocno i uniosłam głowę, podziwiając wyraz skupienia na jego przystojnej twarzy. Już wiem! Jego twarz wyglądała jak wykuta w brązie. Ostre rysy twarzy, długi, prosty nos, wyraźnie zaznaczone kości policzkowe, kwadratowa szczęka, ze śladem jednodniowego zarostu, dodawała mu tylko drapieżności. No i te usta...

Zaschło mi w gardle, gdy pomyślałam o tym, że już czułam te usta na swojej skórze. Ciepłe i takie czułe. Zadziwiający kontrast pomiędzy tym, jak wyglądał Grayson Miller, a tym co czułam, gdy mnie dotykał...

Zdecydowanie mogłabym zakochać się w tym mężczyźnie.

***

Grayson...

Z zaciśniętą szczęką i oczami wbitymi przed siebie, ruszyłem w stronę windy. Dosłownie gotowało się we mnie z wściekłości. To nie wina Alexi, to ta całą popierdolona sytuacja, w której się znalazła.

Na parkingu wrzuciłem torbę do bagażnika i wsiadając do auta, trzymałem już w dłoni telefon. Uruchomiłem aplikację, sprawdzając czy działa i z jakimś dziwnym uczuciem dotknąłem palcem ekranu.

- Kurwa! – syknąłem uderzając pięścią w kierownicę.

Zamknąłem aplikację i od razu wystukałem z pamięci szereg liczb. Ważnych numerów nie trzymam zapisanych w telefonie. Zbyt łatwo mogą dostać się w niepowołane ręce, a tego ani ja, ani ludzie, dla których pracuję, by nie chcieli.

- Zrobione – odezwałem się, gdy tylko usłyszałem po drugiej stronie głos.

- Podejrzewa coś?

- Nie.

- Wyślij mi współrzędne. Co z jej telefonem?

- Mam wszystko. Łącznie z jej laptopem i dostępem do firmowych danych – wyjaśniłem zaciskając palce na telefonie.

- To mnie nie interesuje. A reszta?

- Jadę teraz do szpitala. Wyniki będą za kilka dni.

- W porządku. Prześlij mi je od razu.

Bez słowa zakończyłem rozmowę odrzucając od siebie telefon. Ja pierdolę! Najebało się i to naprawde ostro.

- Mam nadzieję, że wszyscy się mylą co do ciebie, Mała Iskierko – wyszeptałem uruchamiając silnik. – Mam taką nadzieję...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro