Rozdział 23
Sebastiano...
Budzenie się drugi dzień z rzędu na pierdolonym kacu nie należy do przyjemności. Z warknięciem zasłoniłem ramieniem oczy, leżąc jeszcze w błogiej ciszy. W końcu zdecydowałem się podnieść dupsko, ale na próbę najpierw otworzyłem oczy, mrużąc je od razu od oślepiającego słońca, wpadającego do sypialni przez wielkie okna. Czasami wkurwiałem się, że w Los Angeles prawie zawsze świeci pierdolona żarówka na niebie. A przynajmniej świeci zawsze, gdy męczy mnie kac.
W dodatku, zapomniałem wczoraj zaciemnić okna. Gdyby jakaś ekipa właśnie myła z zewnątrz ściany apartamentowca, mogliby podziwiać moją gołą dupę i kutasa. Sięgnąłem nad głowę, szukając na ścianie pieprzonego kontrolera. Sapnąłem podciągając się w górę, aż w końcu udało mi się namierzyć gówniane urządzenie. Jednym przyciskiem przyciemniłem szyby, błogosławiąc współczesną technologię i wynalazców inteligentnego szkła, gdy w sypialni zapanował cudowny półmrok.
Zerknąłem w górę, zauważając, że ściana nad łóżkiem została już załatana, a po wielkiej dziurze nie ma nawet śladu. Dobrze, że wybrałem jedyną ścianę w sypialni, a nie okno. Chociaż... Kurwa, przecież mam kuloodporne okna, do licha. Nawet jakbym przyjebał tym nędznym mebelkiem, nie wyrządziłbym większych szkód, niż ta dziura w ścianie.
Ponownie zakopałem się w łóżku, mając nadzieję na choćby krótką drzemkę. No i chuj strzelił ją zaledwie kilka sekund później, gdy w ciszę wdarł się mój cholerny telefon. Chciałem zignorować pieprzone urządzenie, zastanawiając się, jakim cudem, kurwa, ludzie funkcjonowali kiedyś bez telefonów komórkowych. Wyobraziłem sobie nastolatki, które teraz spędzają pół nocy na pisaniu debilnych wiadomości i robieniu sweet fotek. Przenieść ich jakieś dwadzieścia lat wstecz, gdy z telefonem to mogliby dojść jedynie do najbliższego okna, a do fotek służył im polaroid. Musieliby biegać z napisanymi liściakami, licząc, że nad ranem ze zmęczenia nie przypierdolą łbem w latarnię.
Świat był wtedy zdecydowanie spokojniejszy, pomyślałem dzielnie ignorując jebańca, który ośmielił się zdzwonić do mnie w pierdoloną środę...
Trwało to sekundę, może dwie, gdy poderwałem się z łóżka, jakbym znalazł w nim rozkraczoną Melindę. Kurwa! Środa! Jebany środek tygodnia i milion spraw do załatwienia. W tym ta najważniejsza...
Poszedłem od razu do salonu i odpalając laptopa wszedłem w podgląd monitoringu w moim apartamencie. Zanim załaduje się interesujące mnie nagranie, zdążę wziąć prysznic i choć trochę się ogarnąć.
Po drodze włączyłem ekspres, wciąż ignorując telefon.
Dziesięć minut później, z mokrymi włosami, które tylko odgarnąłem do tyłu i kubkiem porządnej włoskiej kawy, stałem opierając się biodrem o blat i śledziłem wzrokiem nagranie z nocy, której przyprowadziłem tę małą Irlandkę. Z całą pewnością nie pieprzyłem się z nią w samochodzie. Była to pierwsza z rzeczy, o którą zapytałem ochronę.
Poza porządnym obciągankiem nie było nic więcej. Śledząc nagranie muszę przyznać, że dziewczyna naprawdę była kurewsko chętna nadstawić swój tyłek. W wolnych chwilach, gdy wybywałem do łazienki, musiała niestety sama się zaspokajać, bo jak się okazuje, ani razu nie wsadziłem w nią fiuta. To znaczy wsadziłem, ale nie tam, gdzie podejrzewałem. Przyznaję małej piątkę z minusem za profesjonalne obciąganie. Minus za to, że zrobiłem to w gumce. Jaki chuj mnie do tego skłonił, nie mam pojęcia.
Ulżyło, kurwa! Musiałem mieć naprawdę niezły odlot... Od teraz będę się kontrolował. Złość na blond zołzę nie może popychać mnie do takich rzeczy, bo pewnego dnia mogę nieświadomie się zapomnieć i wizja dzieciaka z jakąś dziwką, stanie się pierdolonym koszmarem trwającym do badań DNA.
Niepotrzebny mi taki stres, bo poza niezłym wkurwieniem, mogę niechcąco kogoś rozwalić.
Czas sprawdzić, kto tak natarczywie do mnie wydzwania, pomyślałem wyciągając telefon spod sterty wczorajszych ciuchów. Waliły gorzałą i najróżniejszą mieszanką perfum. Skłamałbym, gdybym powiedział, że tanich perfum, bo zawsze przykładaliśmy uwagę do tego, jak prezentują się nasze dziewczyny.
Interview, jakie robi z nowymi Sant, poza sprawdzeniem ich umiejętności, ma na celu również zaznajomienie dziewczyn z naszymi zasadami i wymogami. Nie każda pracowała już dla mafii, a nie jest to łatwy i miły pracodawca. Jednak, gdy jesteś w porządku, nie kantujesz, nie okradasz gości i nie kłapiesz dziobem komu nie trzeba, masz jebaną plażę, z drinkami z parasolką.
Parsknąłem śmiechem... Ja pieprzę, ale dałem... Interview... Wciąż nie mogę z tego idioty. Tylko ten erotoman może wymyślić coś takiego na to, co robi z dziewczynami. Nie twierdzę, że poza rżnięciem nie ma nic do roboty, bo bym skłamał. W końcu jeszcze za szczeniaka ustaliliśmy, kto za co odpowiada i jemu przypadła działka klubów i dziewczyn. Generalnie się w to nie wpierdalam, ma być spokój i porządek. Ja nie mam takiej cierpliwości do lasek jak on...
No tak... Mogłem się spodziewać miliona połączeń do Melindy. Ta to nie wie, kiedy przestać. Nie biorę sobie do bani słów Santa o tym, że udaje, bo dla mnie najważniejsze, że ja dochodzę kiedy chcę i jak chcę. Skoro jej mało, to nie moja sprawa, nie mam zamiaru dla jej fanaberii za każdym razem spuszczać się w jej tyłku.
Melinda, Melinda... Znowu Melinda... O proszę, Ignacio, trzy razy, i to w nocy, czyli nic ważnego. Sant dzwonił tylko dwa razy, więc spoko luz. Żadnych telefonów z posiadłości... Powinienem się martwić, że nikt nie dzwonił, czy wręcz przeciwnie? Przypomniałem sobie, co mam na dzisiaj zaplanowane i od razu chuj mnie strzelił!
Co teraz? Powinienem w pierwszej kolejności pojechać do biura, czy raczej sprawdzić, co w domu? Pieprzona mać! Wyrwałem do garderoby, wściekły jak cholera. Znowu zaczynam to samo pierdolenie, do licha. Korci mnie, jak nie wiem co dobranie się do majtek D'Angelo. Nie mam zamiaru się tego wypierać. Kurewsko mnie kręci i to od samego początku. Sam fakt, że nie potrafiłem się opanować i mimo tego, że jest moją cholerną asystentką, zerżnąłem ją, łamiąc tym samym swoje zasady, świadczy o tym, jak cholernie jestem słaby, jeżeli chodzi o nią.
Powiecie, że moje zasady to jedna wielka chujnia. Jestem pieprzonym gangsterem i moje prawo, a wręcz obowiązek, zmieniać zdanie tyle razy, ile mam na to ochotę. To jak dylemat przy wyborze nowego auta. Stoję w salonie, zastanawiając się, czy kupić Bugatti, czy Maclarena Senna. Kurewsko kusi mnie jeden i drugi, ale zdecyduję się na Bugatti. Mam już dwa i są zajebiste. Po czym i tak kupię cholernego Maclarenna i będę nim jeździł jak szatan, bo jestem wręcz uzależniony od szybkiej jazdy.
Dokładnie tego się obawiałem... Uzależnienia... Była w mojej głowie, czy mi się to podobało czy nie i możecie mi nie wierzyć, ale kurewsko ciężko było o niej nie myśleć. Lekceważyć zapach jej perfum, gdy opuszczała mój gabinet. Ignorować twardego kutasa, gdy jedyne, o czym myślałem widząc jej tyłek opięty krótką spódniczką, to jak najszybciej dostać się pod materiał i sprawdzić, czy jest już wilgotna dla mnie, czy jeszcze nie... A potem zatracić się w tej wilgoci i bez końca słuchać jej ochrypłych krzyków.
To gorsze od uzależnienie od dragów...
Ale i na to był przecież sposób. Były ośrodki odwykowe, takie jak nasze kluby. Były osoby, które w takich momentach pomagały, a ja chętnie korzystałem z ich utalentowanych rączek, a przede wszystkim ust. Nie dam się opętać jebanemu pożądaniu i tej kobiecie. Mogłem po nią sięgnąć w każdej chwili... Zatracić się, posmakować tej pieprzonej skóry i słodkiej cipki, i znowu mieć najebane w głowie...
Wytrzymałem dwa dni... Nie chodziłem po sufitach, nie rozjebałem nikogo, nie zacząłem chlać więcej niż normalnie, chcąc zapomnieć. Pieprzę dziwki, zawsze pieprzyłem i na razie nie mam zamiaru przestać. To terapia, jak zapomnieć o D'Angelo. To moje życie...
Z mocnym postanowieniem, że od dzisiaj to ja, a nie mój kurewski kutas będę kapitanem i głównodowodzącym, ubrałem się w lekkie spodnie z kantem, koszulę na długi rękaw i kolejną parę zajebistych butów, tym razem Bossa. Kobiety mają swoje fanaberie i szafy pełne tęczowych kiecek i butów wszystkich możliwych projektantów, ja nie jestem gorszy.
Lubię dobrze się ubrać, jak każdy chyba facet, ale jeżeli myślicie, że moja garderoba to przesada, idźcie sprawdzić magazyn Santa. Ten to ma dopiero jebla na punkcie ciuchów. Ja ograniczam się do czarnego i... Butów, które nie zawsze są czarne. Odpada mi tracenie czasu na dopasowanie koloru butów do reszty.
Zjechałem windą na parking, kiwnąłem głową ochronie, przecież nie jestem kompletnym skurwielem, który ma w dupie ludzi nadstawiających swoje tyłki za moją osobę. Rozejrzałem się po zapełnionym autami parkingu, zastanawiając się, które auto odpowiada mojemu dzisiejszemu nastrojowi.
Jebać to! Ruszyłem do Maclarena Senna, mojej czarno srebrnej zabaweczki, wartej milion dolarów i jednej z pięciuset sztuk, jakie wyprodukowano. Za krótki dystans dzieli mnie od mojej posiadłości i nawet nie poczuję tej prędkości, ale nie mogłem sobie odmówić. To chyba przez te wszystkie myśli o uzależnieniach. Przejeżdżałem przez ulice Los Angeles, pukając palcami w kierownicę w rytmie ryczących bitów, podziwiając pięknie opalone laseczki na chodnikach. Jestem w pieprzonym Raju dla facetów, w mieście aniołów o zmysłowych kształtach i ciasnych cipeczkach. Miałbym z tego wszystkiego zrezygnować?
Zwolniłem widząc machające do mnie trzy blondyneczki w tak krótkich spodenkach, że stringi przy nich wyglądałyby, jak babcine gacie. Opuściłem szybę, posyłając dziewczynom uśmiech. Jak znam życie, w tej właśnie chwili Ignacio dostaje totalnego zajoba, ale co mi tam...
- Co tam dziewczęta? Zajęte jesteście wieczorem?
- Teraz jesteśmy wolne.
Najodważniejsza podeszła do auta, zaglądając przez opuszczoną szybę do środka. Nie łudzę się, że trafiłem na amatorkę szybkich samochodów. Nie, gdy mam pod nosem cycki w rozmiarze duże D i do tego opalone po całości na naszym kalifornijskim słoneczku, zasłonięte trójkątnym skrawkiem siateczki, przez którą w oczy kolą dwa różowe sutki.
- Teraz, kochanie, to ja akurat jestem trochę zajęty, ale jak chcesz mile spędzić czas ze mną i jeszcze jednym miłym facetem, to zapraszam wieczorem do Silver. Tylko przyprowadź koleżanki.
- Silver? Masz na myśli ten klub? Ale...
- Skarbie, po prostu przyjdź, o dziewiątej. Powiedź ochronie, że zaprosił cię Dev.
Odjechałem nie pieprząc się więcej w przekomarzanie. Przyjdą, albo nie... Bez znaczenia, bo w klubie zawsze znajdziemy chętne dziewczyny. A jednak wiem, że te trzy kalifornijskie słoneczka stawią się wieczorem i będą kurewsko gotowe na wszystko, co możemy im dać we dwóch. A możemy wiele...
W doskonałym humorze wjechałem przez bramę i mijając dom ochrony, dotarłem do długiego podjazdu przed posesją. Moja ochrona zaparkowała za mną, wysypując się na zewnątrz. Wysiadając od razu rozejrzałem się, z zadowoleniem rejestrując wciąż powiększoną ilość patroli. Od strony domu nadchodził właśnie Marco.
- W porządku? - zapytałem.
- Jak zawsze. Dzwonił Santino. Jadzie z gośćmi, powinni być za kilka minut.
- Mówił kto?
- Nie, chłopcze.
Skoro Sant ma być za kilka minut, nie ma sensu wchodzić do domu. Poczekam na gnojka i zobaczę, kogo przywiezie.
- Marco, poproś Aidę o śniadanie.
- Raby boskie, jest południe, a ty nie jadłeś jeszcze śniadania?
- Niedawno się obudziłem – odpowiedziałem wzruszając ramionami.
Marco, tak jak i jego żona byli dla mnie bardziej jak rodzina niż pracownicy. Takie rozmowy odbywały się, gdy nikt nas nie słyszał. Mogłem pozwolić sobie na jakieś żarty, ale bycie pieprzonym bossem od razu stawia mnie na półce ze skurwielami. Nie chwaląc się, wdrapałem się na tę najwyższą.
- Jak was znam, chłopcy, to będą potrzebne dwa po imprezowe śniadania, mam rację? - mruknąłem tylko w odpowiedzi, kryjąc uśmiech. – Za pół godziny będzie gotowe. Aida przyniesie wam do gabinetu? – ostatnie słowo zabrzmiało jak pytanie.
- Może być gabinet.
Kolejny amator szybkich samochodów właśnie z rykiem silnika wjechał na podjazd, parkując swoją krwistoczerwoną brykę obok mojej Senny. Oparłem się o bok samochodu, czekając, aż Sant raczy wyłuskać ze środka swoje wielkie cielsko. Naprawdę, po jaki chuj kupujemy takie samochody? Przyznam, zajebiście się je prowadzi, ale już z wsiadaniem czy wysiadaniem mamy problemy. Mając ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu nie jest to takie proste jak się wydaje.
Uniosłem brwi widząc wjeżdżający kolejny samochód. Już od pierwszego spojrzenia wiem, że mam do czynienia z ludźmi ojca. Palce odruchowo zwinęły mi się w pięści, gdy zza kierownicy wysiadł ten skurwysyn, Guido. Jeżeli był zdziwiony tym, że kazałem przywlec jego dupę do mojego domu, nie okazywał tego nawet gestem. W czarnym garniturze, z wypchaną pod pachą marynarką i lustrzanymi okularami na nosie, był doskonałym przykładem mafijnego osiłka.
Wkurwiała mnie jego pewność siebie. Oczywiście poza tym, że plątał się bez celu, chuj wie jak długo, koło D'Angelo, a jak naprawdę był potrzebny, zjebał po całości.
Mamy też Franco, pomyślałem widząc, jak wysiadł z auta, wygładzając marynarkę i mrużąc oczy w oślepiającym słońcu. Może i dobry z niego prawnik i całkiem niezły consigliore, ale jak kret spędził większość życia w klimatyzowanych pomieszczeniach, przekładając z kąta w kąt papierki i składając podpisy pod kontraktami dla Konsorcjum. Sprawdzone, przyklepane, kasa do odbioru...
- Sebastiano...
- Witaj, Franco.
Podszedł bliżej witając się ze mną i z Santino uściskiem dłoni. Guido stanął za nim, grzeczny jak pieprzony elf świętego Mikołaja. Zobaczymy, jak długo będzie taki spokojny.
- Gdzie Juan?
- Z twoim ojcem.
- To znaczy, gdzie?
- Wybacz, ale nie jestem upoważniony do udzielanie odpowiedzi.
- A do czego jesteś upoważniony? – zapytałem krzyżując ramiona, bo miałem wielką ochotę chwycić go za gardło.
Pierdolenie! Nie jest upoważniony...
- Nie rozumiem pytania?
- Powiedz mi, Franco. Jako consigliore obecnego bossa, powinieneś w razie jego nieobecności mieć rękę na pulsie, prawda? Wszystkie sprawy organizacji, takie jak bezpieczeństwo jej członków, powinny spoczywać na twoich barkach. Mam wrażenie, że ostatnio, jakby przygniatał je nieco za duży ciężar, bo zaczynasz jebać proste sprawy.
- Masz mi coś do zarzucenia? - zapytał prostując się.
- Wiele, Franco. Z chwilą wyjazdu mojego ojca, ty, oficjalnie jako drugi człowiek w organizacji, powinieneś się upewnić, że ważne informacje zostały mi przekazane. Tak, abym w razie konieczności wiedział, z czym mogę mieć do czynienia. To było twoim kurewskim obowiązkiem.
- Nie rozumiem, o czym w tej chwili rozmawiamy. Wiesz wszystko.
- Czy, aby na pewno? – zapytałem patrząc ponad jego ramieniem na Guido, dając mu tym samym znać, że ma teraz spierdalać poza zasięg słuchu. – Przynajmniej w tym jest dobry – mruknąłem widząc, że odszedł w stronę SUV-a, którym przyjechał. – Wracając do naszej rozmowy. Powiedz mi... Kto odpowiada za ochronę D'Angelo?
Zaskoczenie na twarzy mężczyzny było bliskie przerażeniu. Odwrócił się gwałtownie, patrząc na Guido, ale zaraz spojrzał na mnie ponownie. Miałem wrażenie, że z chwilą, gdy wypowiedziałem jej nazwisko, Franco miał kurewską ochotę biec do jej mieszkania, by sprawdzić, czy nic się jej nie stało. Stąd wniosek, że ochrona jej tyłka jest kurewsko istotna. Nie wiem, kiedy pojawiło się na nią zlecenie. Cała sprawa może być świeża jak bułeczki wyciągnięte pięć minut temu z pieca, jak też stara, jak życzenia na zeszłoroczne święto dziękczynienia.
- Alexia? Wiesz, gdzie ona teraz jest?
Zaskoczony wymieniłem spojrzenia ze stojącym obok mnie Santino. Nie mówcie mi tylko, że ten skurwysyn Guido, nawet nie wie, gdzie jest w tej chwili tyłek D'Angelo! Nie mówcie mi tego, bo go rozpierdolę!
- Teraz to ja nie rozumiem pytania - odpowiedziałem z trudem powstrzymując ironię. – Możesz zapytać jaśniej?
- Alexia... Powinna być w pracy, ale jej nie ma. Ponoć wczoraj miała jakiś problem z nogą, ale widziałem się z nią po południu i nic mi nie mówiła.
- To dalej nie wyjaśnia twojego pytania, Franco. Jasno i na temat. Dlaczego tak się zdenerwowałeś, że Alexi nie ma w pracy? Może jest w domu? Może pozwoliłem jej jechać na pierdolone Malediwy. Może też pieprzyć się teraz z jakimś facetem, albo leżeć plackiem na plaży, opalając cycki.
- Jej służbowe auto stoi pod domem, a jej nie ma w apartamencie, nie odbiera, gdy do niej dzwonimy, a jej telefon jest poza zasięgniemy GPS i nie możemy jej namierzyć.
- Franco, ty mnie chyba dalej nie rozumiesz – pokręciłem głową powoli tracąc cierpliwość do tego mężczyzny. Nienawidzę prawników, słowo daję! – Zapytałem, dlaczego zdenerwowałeś się z powodu nieobecności Alexi w pracy. Znasz mnie od dziecka. Wiesz, że jestem w gruncie rzeczy kurewsko spokojnym gościem i raczej ciężko mnie wyprowadzić z równowagi. Ale przyznam, że twoje pierdolenie i kluczenie dookoła tematu, zaczyna mnie niemiłosiernie irytować. Uwierz mi, dla wszystkich będzie lepiej, gdy nie doprowadzisz mnie do stanu, po którym będę zmuszony wymieniać trawnik przed domem.
Franco przez chwilę patrzył na mnie, starając się ocenić, na ile blefuję, a na ile moje słowa są prawdą. Bez zastanowienia sięgnąłem za plecy i wyciągnąłem moją czterdziestkę czwórkę, celując w jakiś punkt ponad jego prawym ramieniem. Ciszę rozerwał potężny huk, po którym dzwoniło mi przez chwilę w uszach. Słowo daję, uwielbiam to! Z każdej strony nadbiegli żołnierze z gotowymi do strzału pistoletami automatycznymi, a Franco skulił głowę w ramionach.
W tym wszystkim muzyką dla moich uszu był jęk tego patałacha, Guido. Szmaciarz leżał obok SUV-a, spod jego zaciśniętej na lewym ramieniu dłoni sączył się krwawy strumień, a Sant śmiejąc się cicho, oparł się o bok swojego samochodu. Porsche nie Porsche, ale jak się nie zamknie, to będzie musiał kupić sobie nowe. Chyba zrozumiał mój wkurwiony wzrok, bo wyprostował się i dając znać Ignacio, że wszystko w porządku, podszedł do mnie.
- Wyszumiałeś się? – zapytał.
- Dopiero się rozkręcam.
- Sebastiano... - strach w głosie mężczyzny był już wyraźny. Już nie strzelał ślepiami po okolicznych drzewach, szukając liny, żeby jak Tarzan spierdolić mi sprzed lufy. – Twój ociec polecił zapewnić Alexi ochronę. Wyznaczył do tego Guido, do wczoraj to on odpowiadał za wożenie jej do i z pracy. Danielo zamówił jej służbowe auto i wczoraj, pierwszy raz wracała sama. Nie znosi tego, że wciąż kręcą się koło niej ochroniarze i nie rozumie, że to dla jej bezpieczeństwa. Jednak na jej wyraźną prośbę, wstrzymałem bezpośrednią ochronę i od teraz tylko pilnują, czy dojechała bezpiecznie do domu.
Chyba zacznę się modlić do jakiegoś Boga mafiosów i innych gangsterów, bo naprawdę, ten skurwiel swoim kluczeniem doprowadzał mnie do jebanej rozpaczy. Następną kulkę wjebię mu w dupę i zobaczymy, jak szybko zacznie mówić, gdy pozbawię go obydwu pośladków, robiąc jednocześnie dodatkowy otwór.
- Franco, jestem cholernie zmęczony. Całą noc piłem i pieprzyłem dziwki. Jestem głodny, wciąż mam pieprzonego kaca i brak mi cierpliwości, a ty każesz mi stać w tym jebanym słońcu i słuchać twojego pierdolenia. Możemy tak się cackać, aż do wieczora. Byle do dziewiątej, bo mam umówione trzy, słodkie blond cipeczki i mam zamiar sprawdzić, czy faktycznie ich tyłeczki są takie miłe i ciasne, jak na to wyglądają. Dlatego ułatwię ci trochę... Czy ochrona Alexi na coś wspólnego z Francescą D'Angelo?
Nie odpowiedział od razu, jego spojrzenie pobiegło na jakiś punkt za moimi plecami, a w oczach pojawił się strach. Odwróciłem się, z giwerą wycelowaną przed siebie. Prosto w turkusowe oczy stojącej za mną Alexi D'Angelo.
Kurwa! Jakim cudem nie wyczułem jej za sobą? Żaden szelest nie uprzedził mnie o zbliżającej się do mnie dziewczynie i zdecydowanie żaden z żołnierzy nie zareagował na pojawienie się intruza przed domem. Nie wszyscy wiedzieli o jej obecności w domu. Przyjechaliśmy, gdy było jeszcze ciemno, praktycznie poza Marco i moimi ludźmi z ochrony, nikt jej nie widział.
Zmarszczyłem brwi, mierząc wzrokiem dziewczynę. Złotorude włosy lśniły jak to pierdolone słońce, tworząc nad jej głową jakąś aureolę. Na twarzy miała widoczne siniaki, tak jak na szyi i dekolcie. Miała na sobie jedną z moich koszul, podwinęła tylko rękawy. Wkurwiło mnie to, że ta szmatka warta kilka setek była tak krótka i dziewczyna świeciła swoimi długimi opalonymi nogami, przed watahą dyszących testosteronem fiutów, gotowych dobrać się do jej majtek. Bosa, piękna i kurwa mać, mokry sen mojego twardego teraz kutasa...
Majtek? Ja pierdolę! Przecież ona nie ma na sobie jebanych majtek!
Tak się wkurwiłem, że zupełnie zapomniałem, iż wciąż do niej mierzę. Dopiero Sant, który szturchnął mnie, chowając swoją giwerę, zwrócił mi na to uwagę. Rzuciłem dziewczynie wściekłe spojrzenie, płynnym ruchem chowając gnata za plecy. Dopiero na widok jej uniesionej brwi zorientowałem się, że ma w dupie moje spojrzenie z tej prostej przyczyny, że nie widzi moich oczu. Uniosłem rękę, szarpnięciem zrywając z twarzy okulary.
Dopiero teraz w pełni zrozumie, jak bardzo mnie wkurwiła...
Przez chwilę patrzyła na mnie z twarzą zupełnie pozbawioną wyrazu, marszcząc brwi. Nawet w tych cholernych oczach nie było żadnej widocznej emocji. Zamrugała i dopiero wówczas przekonałem się, co to znaczy patrzeć na wkurwioną kobietę... Ożesz ty kurwa... Na widok tego wkurwienia i ognia płonącego w turkusowych oczach prawie doszedłem w spodniach. Pierdolone uzależnienie...
- Proszę, proszę... Dev? Sebastiano? A może powinnam powiedzieć don?
Wróć... Do tego momentu, gdy zrywam wściekły okulary, a dziewczyna pod wpływem mojego rozjuszonego spojrzenia, kuli się w sobie i spierdala do domu, dbając o to, żeby jej tyłek był dobrze zasłonięty przed ślepiami moich żołnierzy.
- Wracaj do domu – warknąłem przez zęby.
- Właśnie mam taki zamiar – odpowiedziała z bezczelnym uśmiechem.
Minęła mnie bez jebanego słowa i kręcąc tym zajebiście seksownym tyłkiem podeszła do tej miernoty z przestrzelonym ramieniem. Tym razem moje warknięcie usłyszeli chyba nawet w domu. No ja pierdolę! Zamknąłem na chwilę oczy, modląc się o jebaną cierpliwość do blondynek, a w szczególności do tej jednej konkretnej.
- Wracaj, kurwa, do domu! – ryknąłem podchodząc do klęczącej przy Guido Alexi, podrywając ją do góry. – Nie będę spokojnie patrzył, jak świecisz tu swoim tyłkiem, D'Angelo. Wypierdalaj do domu, bo tak cię spiorę, że przez miesiąc nie usiądziesz!
Dziewczyna szarpnęła się, wyrywając lewe ramię z mojego uścisku, a prawe wyciągając przed siebie. Słysząc głośne westchnięcie i szczęk przeładowywanej broni spojrzałem w dół. Prosto w wycelowaną w moją pierś giwerę.
No ja pierdolę, kurwa mać!
- Skarbie, odłóż ten pistolecik – odezwałem się robiąc krok do tyłu i posyłając Alexi uśmiech.
Przysięgam, jak tylko odłoży jebaną spluwę tak przetrzepię jej tyłek, że... No tak, już tym jej groziłem i jak się okazało, nie wzięła na poważnie mojego ostrzeżenia. Naprawdę, zmusi mnie do tego, a ja z kurewską chęcią spełnię moje groźby. Powinna jednak wiedzieć, że zaraz po tym tak ją zerżnę, że następnym razem dwa razy zastanowi się, zanim mnie tak wkurwi.
Kątem okaz zauważyłem, jak Sant daje ludziom znać, żeby schowali broń i się cofnęli. Obydwoje wiemy, że Alexia nie strzeli. W gruncie rzeczy to miła i słodka dziewczyna, o nieco pyskatym charakterze, ale każdego można wychować. Ją też i moja w tym głowa, żeby odbyło się to możliwie szybko, bo za chuja nie wytrzymam tych jej prowokacji... Nie teraz, gdy wie, kim jestem...
- Cofnij się, Riina. Franco, wsiadaj do auta.
- D'Angelo, chyba nie myślisz, że tak spokojnie sobie wyjedziesz z mojej posiadłości? – zaśmiałem się krzyżując ramiona. – Skarbie, oddaj mi pistolet i grzecznie idź do domu. Załatwię sprawę z Franco i z tym gnojem – wskazałem głową opartego o bok samochodu Guido, - i wtedy porozmawiamy.
- Franco, ruszaj się, do cholery – syknęła ponaglająco wciąż trzymając mnie na muszce. – Guido, do środka.
- D'Angelo, ja nie żartuję. Nie wyjedziesz z posesji. Nie przepuszczą cię przez bramę, a ja naprawdę zaczynam się wkurwiać. Ty to wiesz, ja to wiem, każdy tu wie, że nawet nie strzelisz. Oddaj pierdoloną giwerę!
Ten uśmiech powinien mnie ostrzec... Zdążyłem tylko zauważyć, jak delikatnie obniżyła broń, a huk ponownie rozdarł ciszę. Szarpnąłem głową za siebie, szukając tego czegoś, do czego strzelała. Chybiła... Mówiłem, nie ma pieprzonego pojęcia jak obchodzić się z...
- O, kurwa!
Spojrzałem na Santa, nie bardzo wiedząc, o co chodzi, a potem przeniosłem spojrzenie tam, gdzie on się wpatrywał. Ja pierdolę! No chyba sobie w tym momencie żartuje... Podniosło mi się ciśnienie!
- Przestałem się z tobą pierdolić, D'Angelo – ryknąłem robiąc krok w jej stronę. – Oddaj mi jebaną pukawkę!
- Santino? – zawołała ani na sekundę nie obniżając pieprzonej lufy. – Zapraszam do samochodu.
- Żartujesz? Myślisz, że on tak spokojnie wsiądzie?
Ta dziewczyna jest głupsza niż myślałem, przysięgam! Należy jej się taka nauczka, że popamięta ją na lata. Nikt, powtarzam, nikt nie będzie mierzył do mnie, nie oczekując tego, że zapłaci za to.
- Santino? Jak bardzo lubisz swoje Porsche?
Wstrzymałem oddech nie bardzo wiedząc, czy czasami nie żartuje. Odwróciłem się chcąc wzrokiem dać mu znać, żeby za chuja nie ruszał dupy. Oniemiały Santino Brassi to coś, co z pewnością zapada w pamięć. Jeszcze nigdy nie widziałam na jego twarzy takiego wyrazu, gdy ze wzrokiem wbitym w moją pieprzoną osobistą asystentkę podchodził do niej, starając się zasłonić własny pieprzony samochód.
Pozwalamy kobietom na wiele. Dajemy im nasze karty kredytowe z cholernie ciężko zarobionymi na kontach pieniędzmi, swobodę, zajebisty seks, ale jest jedna zasada, której się trzymamy.
Wara od naszych aut!
D'Angelo właśnie popełniła dwa przestępstwa. Mierzyła do przyszłego capo di tutti capi i jego consigliore. Za coś takiego jest tylko jedna kara. Pierdolona śmierć.
Ale grozić uszkodzeniem wozu i przestrzelić facetowi oponę do jego wartego milion dolarów auta... Nie, nawet nie jestem w stanie wymyślić odpowiedniej kary za coś takiego. Jedna śmierć, nawet w męczarniach, to za mało...
- Odpowiem na pytanie – odezwała się zatrzymując Santa, zgrabnym ruchem wyjmując mu jego własną broń i ruchem ręki wskazała miejsce za kierownicą SUV-a. – Cokolwiek się teraz dzieje, z pewnością ma to związek z Francescą D'Angelo.
- Wiesz kim była?
- Wiem. A gdybyś się zastanawiał nad tym, to oprócz domu, dała mi lekcje strzelania. Nie martw się. Oddam ci twojego przyjaciela w całości. Zdążysz sprawdzić, jak ciasne mają tyłki te twoje trzy blondynki. Ode mnie trzymaj się z daleka.
- Jesteś zazdrosna, D'Angelo? – zaśmiałem się, choć cholernie nie podobało mi się, że usłyszała to co powiedziałem do Franco. – Mogę sprawdzić, jak bardzo jest ciasny twój tyłek – wymruczałem, żeby tylko ona mnie usłyszała. – To, jak bardzo masz ciasną cipkę, już wiem.
- Musiałbyś ponownie naćpać mnie tabletką gwałtu, Riina – rzuciła.
Ja pierdolę! Przypomniała sobie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro