Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Sebastiano...

Krew za krew, życie za życie...

Ja pierdolę! Nie mieści mi się w głowie, że Bratva po tylu latach dotarła do faktów z życia Franceski D'Angelo. Teraz mają na celowniku Alexię. Zlecenie jest na nią i zlecenie wydał prawdopodobnie nowy pakhan. Jakim cudem dowiedzieli się o niej, skoro ojciec zatarł za Francescą ślad, pozwalając jej żyć i umrzeć z dala od organizacji?

Była poza rodziną. Nie miała kompletnie żadnego kontaktu ze swoim starym życiem. Żeby uzyskać pewność, musiałbym porozmawiać z ojcem, albo sprawdzić konta bankowe zarówno Alexi, jak i Franceski. Jeżeli znajdę na nich jakieś dziwne transakcje, będę miał pewność, że Francesca dostała kasę za milczenie, a Alexia nie jest następną cipką, którą upatrzył sobie mój ojciec. Choć Francesca zniknęła ze sceny, to po jej śmierci organizacja przejęła odpowiedzialność za jej adoptowaną córkę. Chronimy swoich.

Mafia nie wybacza, mafia nie rozgrzesza. Mafia karze winnych...

W tej chwili nie mam innego wyjścia, niż powiedzieć o wszystkim Alexi. Kurwa, będzie dym, bo dziewczyna z pewnością nie uwierzy w moje słowa. W jednej chwili stała się członkiem Cosa Nostry i najbardziej poszukiwaną przez Bratvę osobą. Jeżeli wpadnie w ich ręce... Nawet nie chcę sobie wyobrażać tego, jakim torturom będzie poddana. Będą chcieli wyciągnąć z niej wszystkie informacje, a używając słowa wyciągnąć, dokładnie to mam na myśli. Wyciągną z niej wszystko, łącznie z wnętrznościami.

Chodzą słuchy, że stary Mironov osobiście lubi torturować swoich wrogów. Alexia jest właśnie tym dla niego. Jego osobistym, największym wrogiem. Wychodzi na to, że jebaniec miał dwóch synów. Pierwszego, z tego co powiedział MacKenna, stary osobiście zajebał. Nie wiemy dlaczego, ale po tym, jak został mu tylko jeden dziedzic, to po nim spodziewał się cudów podobnych do tych, jakie czynił Chrystus. Wychował go na swój obraz i podobieństwo. Kolejna kanalia i psychopatyczny zabójca.

Doskonale pamiętam ten dzień, gdy ojciec wydał na młodego Mironova wyrok śmierci. To było po tym, jak skurwiel ze swoimi ludźmi zrobił wjazd na jeden z naszych klubów na Wschodnim Wybrzeżu i przez całą noc pił, gwałcił, a na koniec zaszlachtował wszystkich, którzy w nim byli. Łącznie ponad czterdzieści osób, z czego połowę stanowiły nasze dziewczyny. Takiej masakry nie pamiętali najstarsi capo. Francesca D'Angelo oddała światu zajebistą przysługę, rozwalając skurwiela, a teraz zastanawiam się, który z dwóch synów Mironova spłodził staremu dziedzica.

- Sebastiano, spójrz – Sant podsunął mi raport z obserwacji. – Pamiętasz te wozy z ochroną, gdy przyjechaliśmy do twojego ojca? Wychodzi na to, że część z nich to ochrona Alexi. Ta dziewczyna już od dawna jest pod opieką Cosa Nostry.

- To gdzie, kurwa, byli, gdy ten skurwiel chciał ją zgwałcić?! – ryknąłem, waląc pięścią w biurko.

- Wiesz co? W świetle tego, czego właśnie się dowiedzieliśmy, śmiało mogę powiedzieć, że ten śmieć miał ją tylko zgarnąć. Gdyby nie to, że zachciało mu się umoczyć kutasa, zapewne Dario nie zdążyłby interweniować. Na zewnątrz czekało przecież auto i gwarantuję, że to nim miała być wywieziona.

- Jeżeli miało mnie to pocieszyć lub poprawić mój chujowaty nastrój, to ci się nie udało – warknąłem. – Dawaj – wyrwałem mu kartki z ręki, chcąc dowiedzieć się, kim był gnój odpowiedzialny za pilnowanie tyłka Alexi. – Guido...

No ja pierdolę! Już nikogo innego ojciec nie miał, tylko tego napakowanego byczka? I ten kutas jeździł z moją Alexią przez cały ten czas? Gdzie, kurwa, był wczoraj? Gdy leżąc na tych jebanych schodach...

- Sprowadź mi tego skurwiela – wyszeptałem zaciskając palce na kartce, którą trzymałem. – Chcę widzieć się z Franco i Juanem. Skoro ojciec wyjebał do swojej dziwki, zostawiając Alexię bez odpowiedniej ochrony, chcę żeby wiedzieli, iż od tej chwili, to moi ludzie będą pilnowali jej tyłka.

- Masz zamiar powiedzieć im prawdę? O zleceniu na twoją laleczkę?

Mimo tego, że utknąłem w jakimś jebanym bagnie i starałem się wydostać z niego, nie rozpierdalając nikogo i niczego po drodze, musiałem się uśmiechnąć. W chuj podoba mi się, jak Sant nazywa Alexię. Moja laleczka... Ja pieprzę. Nigdy wcześniej nie używałem żadnych czułych zwrotów w stosunku do żadnej kobiety. Skarbie, czy mała, to tylko jak dla mnie odpowiedniki imion, których nie miałem nawet zamiaru poznawać. Jakoś dziwnie by brzmiało, gdybym zwrócił się do jednej czy drugiej: a teraz, dziwko, otwórz usta i porządnie mi obciągnij. Przyznacie, że gdy powiem: a teraz, skarbie, otwórz usta i porządnie mi obciągnij, brzmi zdecydowanie lepiej.

Wracając do pytania, które mi zadał...

Nie wiem, czy powinienem. Ta sprawa ich nie dotyczy, ponieważ od sekundy, w której pojawiła się w biurze, ta kobieta znajduje się pod moją ochroną. Może zjebałem na początku, ale na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że nie zostałem odpowiednio wprowadzony w temat. Gdyby stary przed wyjazdem powiedział mi o Alexi, sprawa miałaby się inaczej.

Ale nie on... Wiecznie z tajemnicami, które ukrywa przede mną, jakbym faktycznie wszystkim się interesował. Sprawy organizacji zawsze powinny być priorytetem. Ojciec nie dopilnował tego, a efekt jest taki, że nie byłem w stanie zapewnić jej dostatecznej ochrony, a jego ludzie zjebali sprawę i to przede mną będą się teraz tłumaczyć.

- Nie. Ta sprawa pozostaje tylko między nami. Pierwsza linia, Dario i Arturo, wiedzą mniej więcej o co chodzi, ale oni są odpowiedzialni za jej bezpieczeństwo. Reszta tylko wykonuje rozkazy i lepiej dla nich, żeby niczego nie zjebali. Sprawa pochodzenia Alexi jest tylko i wyłącznie pomiędzy nami.

- Rozumiem. Wydam odpowiednie rozkazy. Na kiedy chcesz widzieć ludzi ojca?

- Jutro, przynajmniej może zdążę się trochę uspokoić i nie rozjebię ich na dzień dobry. Z Gloomem i MacKenną nawet dzisiaj wieczorem. Niech przyjadą tutaj.

- Nie uważam, żeby to był dobry pomysł, Sebastiano – wytrącił. – Znasz upodobania Irlandczyka. Lubi przy załatwianiu interesów porządnie sobie poruchać, tak samo jak Gloom. Będą liczyć na nasze panienki i porządną zabawę.

Szlag by to trafił... Sant ma rację. Tej zboczony Irlandczyk, jak na swój wiek pieprzy się jak napalony nastolatek, z doświadczeniem i finezją starego satyra. Mimo wszystko musiałem się uśmiechnąć, bo MacKenna i jego zastępca, to wypisz wymaluj, ja i Sant.

- Ściągnij ich do Blue Hell. Załatw dla nich nasze panienki, a dla Glooma i dla nas te nowe.

- Kurwa, już się nie mogę doczekać – uśmiechnął się zacierając ręce. – Co zrobisz z tą małą na górze?

Coś we mnie zwinęło się z niezadowolenia, wystawiając kolczaste igły w każdą stronę. Potrząsnąłem głową, wyrywając z myśli jakieś pieprzone bzdety. Biznes jest biznes i żadna cipka nie będzie mi w nim przeszkadzać. Może i była kurewsko gorąca i nie myślałem o niczym innym niż o zakopaniu w nią mojego kutasa i rżnięciu, aż ochrypnie od krzyków. Może i miałem ją w głowie, gdy pieprzyłem się z innymi, ale to dlatego, że jeszcze mi nie spowszedniała. Miałem ją zaledwie raz i jak już wspomniałem, jeszcze się nie nasyciłem.

Jestem w gruncie rzeczy bardzo zaborczym facetem. Do tej pory nie objawiało się to w stosunku do żadnej kobiety, którą miałem na swoim fiucie, ale w końcu i na to przyszła pora. Zaborczość dotyczyła raczej tego, kim jestem i spraw, które dotyczą rodziny. Rosłem i uczyłem się tego, że za chuja mam nie pozwolić wyrwać sobie nawet skrawka czegoś należącego do mnie. Dbanie o rodzinę to mój kurewski obowiązek, jako bossa i chyba właśnie w tym tkwi problem.

Podświadomie od pierwszej chwili wiedziałem, że Alexia D'Angelo należy do mnie, a co za tym idzie, należy do Cosa Nostry, a raczej na odwrót. Najeży do organizacji, a przez to do mnie. Nie chciałem tego, ale cała ta sprawa odbyła się poza moją wiedzą i nie miałem na nią żadnego wpływu. Z tej to przyczyny, miałem na jej punkcie takiego zajoba. Wiem, że po jakimś czasie zupełnie mi przejdzie i właśnie dlatego, nie mam zamiaru niczego zmieniać w swoim życiu. Zmiany tylko wprowadzają zamęt i wkurwiają mnie totalną rozpierduchą.

- Aida z nią zostanie – wzruszyłem ramionami. – Myślę, że będzie jeszcze nieprzytomna.

- Myślisz, czy się upewnisz, że tak będzie?

- Kurwa, czasami mam wrażenie, że siedzisz w mojej głowie – zaśmiałem się. – Upewnię się, że będzie spała, jak dziecko. A teraz spierdalaj i załatw wszystko na wieczór. Nie chcę żadnych niespodzianek.

Wiem, jestem skurwielem... Ale jakoś średnio mnie jara ganianie za jedną małą blondynką po całym Los Angeles, podczas gdy amatorów jej głowy jest w chuj i ciut ciut. A że będzie chciała spierdolić, korzystając z pierwszej nadarzającej się okazji, to więcej niż pewne. Już nawet to widzę. Awantura, foch i klasyczna ucieczka. Nie ze mną te numery, D'Angelo.

Nie wychyli nosa poza mury mojej posiadłości beze mnie i bez pieprzonej ochrony, dopóki informacja o jej nowym statusie nie dotrze do wszystkich zainteresowanych. Zdaję sobie sprawę, że w gruncie rzeczy gówno będzie to obchodziło Bratvę, bo gdyby tak było, nie mogliby nazywać się jebaną mafia, a raczej drużyną skautów znad Wołgi. Jak każda organizacja, mamy swój kodeks, pilnujemy naszych i odpowiadamy, gdy ktoś wjebie się nam do ogródka, kosząc co popadnie. Te dwa ataki na Alexię będą miały swoje dalsze reperkusje. Nie zadowala mnie to, że ktoś rozpierdolił tego gnoja. W dalszym ciągu na wolności jest jego wspólnik i osoba, która zleciła ten atak, czyli jebany pakhan.

Miałem poczekać, aż oficjalnie stanę na czele organizacji. Nie potrzebuję tego całego szajsu, z publicznym przekazaniem władzy, ale takie są tradycje i tego nie zmienię. Tak, miałem poczekać i dopiero po tym całym gównie zabrać się za ruskie tyłki, ale sami zmusili mnie do działania. Jeżeli będę dłużej zwlekał uznają, że Cosa Nostra jest słaba, a wtedy rozpęta się jebane piekło, w ogniu którego zginą tysiące po obydwu stronach.

Z mocnym postanowieniem załatwienia dzisiejszego wieczoru ważnych spraw, wspiąłem się po schodach na piętro, gdzie znajdowała się moja sypialnia. Moja i druga, tymczasowo małej D'Angelo. Wszedłem bez pukania, w końcu, do chuja, jestem u siebie, i zastałem doktorka nad jakimiś papierami. Bez owijania w bawełnę powiedziałem mu, czego od niego oczekuję.

Doktorek łagodnie mówiąc nie był zadowolony. Tak mnie wkurwił, że miałem ochotę go rozpieprzyć. Dopiero, gdy zagroziłem, że w takim układzie dziewczynę przeniosę do piwnicy i zamknę w jednej z pustych cel, ustąpił zostawiając na stoliku nocnym dwie strzykawki wypełnione środkiem nasennym.

- Przyjadę juto – rzucił w progu patrząc na mnie jak na zabójcę niewinnych dzieci. – Powinienem mieć już wszystkie wyniki.

- Gdyby mnie nie było, masz pozwolenie na zbadanie dziewczyny. Aida będzie się nią zajmowała podczas mojej nieobecności.

Szykując się na wieczorne spotkanie w Blue Hell, zastanawiałem się, czego mogę spodziewać się po Gloomie i Irlandczyku. Nie leży im Bratva i jej rządy, ale czy będą gotowi przeciwstawić się im otwarcie? Narażając swoich ludzi i wpływy, które udało im się już osiągnąć? My nie mieliśmy nic do stracenia. Nie zamierzałem oddać skurwielom ani jednego centymetra naszych terenów, ani jednego klubu, ani jednej działki dragów, którymi handlowaliśmy. Niech wypierdalają do siebie.

Ubrany w czarną koszulę z długim rękawem, czarne spodnie z kantem i granatowe buty od Louis Vuitton, postanowiłem przed wyjściem zajrzeć do Alexi. W zaciemnionej sypialni siedziała Aida, pięćdziesięcioletnia kobieta, która sztorcowała mnie i Santa, gdy wpadaliśmy mokrzy do domu, zostawiając na błyszczących podłogach wielkie kałuże basenowej wody. Przez wiele lat pracowała, jako pomoc kuchenna w domu ojca, a gdy kupiłem tę posiadłość, zabrałem ją ze sobą. Praktycznie nic nie musi robić, ponieważ bardzo rzadko tutaj bywam, woląc apartament w centrum. Dałem jej wolną rękę w prowadzeniu domu i nigdy nie miałem żadnych zastrzeżeń. Była dla mnie bardziej matką niż ciotka Berta, która na siłę starała się zastąpić mi matkę, włażąc ojcu do łóżka. Tak, o tym też wiedziałem...

- Co tam, chłopcze? Wychodzisz?

- Interesy – mruknąłem całując ja w policzek. – A jak ona?

- Śpi, ale...

- To dobrze – przerwałem jej, nie mając zamiaru słuchać kolejnej porcji wyrzutów, iż z premedytacją utrzymuję w takim stanie dziewczynę. Jak będzie trzeba, to zostanie w łóżku następny miesiąc. Jak pieprzona śpiąca królewna. – Doktorek zostawił środki nasenne. Jeżeli zacznie się wybudzać...

- Tak, tak... Wiem co mam robić, ale Sebastiano...

- Nie mam już czasu, Aida. Nie wrócę na noc. Ale gdyby coś się działo, masz od razu do mnie dzwonić, rozumiesz? Marco jest na służbie, więc zwracaj się do niego ze wszystkim.

Nie patrząc na leżącą w łóżku Alexię wyszedłem z sypialni. Ze skrytki w gabinecie wyjąłem moją czterdziestkę czwórkę, z uśmiechem wkładając ją za pasek spodni. Założyłem do tego skórzaną kurtkę i wyszedłem z domu. Na zewnątrz kręcili się moi ludzie, patrolując teren. Marco to profesjonalista, mogłem być pewien, że pod moją nieobecność nikt nieupoważniony nie dostanie się na teren posiadłości. Wliczając w to mojego ojca. Mają rozkazy. Bez mojej zgody nikt, nawet on.

Na pojeździe czekał już na mnie SUV z obstawą. Pojechałbym swoim autem, ale wiedziałem, że będziemy pić, więc wolałem nikomu nie powierzać moich zabawek. Wsiadłem do tyłu i wyjmując z kieszeni telefon napisałem do Santa, że jestem już w drodze.

- Dawaj, bo cipki czekają...

Pieprzony zbok, parsknąłem śmiechem.

Zacisnąłem pięść czując ciężar dwóch pierścieni. Wyprostowałem palce patrząc na dowody przynależności do rodziny Rivas i Riina. Wkurwiało mnie to, że nie mogłem ich nosić. Przez tyle lat stanowiły integralną część mojej osobowości, że w chwili, gdy zostałem zmuszony do ich zdjęcia, poczułem się słaby.

Na szczęście, od teraz będą znajdować się tam, gdzie ich miejsce. Zerknąłem na prawą dłoń, gdzie na małym i serdecznym palcu miałem dwa pierścienie, ale dużo mniejsze. Damska wersja moich, przeznaczona dla mojej żony. Skrzywiłem się, jak za każdym razem, gdy myślałem o tym. To wszystko przez cholernego Santa. To on tak napieprzył mi w głowie, że na myśl o małżeństwie zbiera mi się na mdłości.

Zerknąłem na telefon, ale nie widząc żadnych wiadomości od Marco, skrzyżowałem nogi w kostkach, patrząc przez okno na mijane ulice. Jeszcze nie było na tyle ciemno, aby ukryć się w mroku. Nawet siedząc w aucie, za ciemnymi kuloodpornymi szybami mogłem wyczuć tę ostrą nutę oczekiwania, jaka była w powietrzu. Drażniła nos, dostając się z każdym oddechem do wnętrza organizmu. Łaskotała zakończenia nerwowe, pobudzając i nęcąc czymś słodkim i zakazanym. Wraz z zachodem słońca, wszelkie zło wychyli się ze swoich piekielnych otchłani. Przez całą noc będzie zbierać swoje krwawe ofiary, sycąc się rozpustą i śmiercią.

Po raz kolejny mój wzrok spoczął na wygaszonym telefonie i dopiero teraz zorientowałem się, dlaczego co chwilę sprawdzam ten pieprzony telefon. Z głuchym warknięciem schowałem to gówno do kieszeni spodni i wcisnąłem plecy w oparcie, czując wbijający się w lędźwie pistolet.

Znowu ona... Nawet jak śpi jest kurewsko absorbująca. Wciąż siedzi w mojej głowie, ale to może spowodowane jest ostatnią nocą? Z pewnością, pomyślałem z ulgą witając znajomy budynek jednego z naszych klubów. Wchodząc do środka i wdychając zapach seksu całkowicie wyparowała z mojej głowy pyskata blondynka. Widząc z daleka uśmiechniętą jadaczkę Santa, ruszyłem w jego stronę ignorując zachęcające spojrzenia naszych dziewczyn i klientek, których jak na tak wczesną porę i fakt, że był pieprzony wtorek, nie brakowało. W powietrzu pojawił się nowy ostry zapach. Wyczekiwanie...

Ja pierdolę! Nawet jak nie pieprzę ich tak jak Sant, to i tak ustawiają się w kolejkę, a widząc mnie razem z nim, dostają jakiejś chcicy.

- Czujesz to? – zaśmiał się Sant, podając mi szklaneczkę wypełnioną na trzy palce rudozłotym płynem.

Kiwnąłem głową, wkładając palce do środka, a następnie opróżniając do dna. Czując jak ognisty płyn powoli spływa do mojego żołądka, paląc gardło i przełyk, odetchnąłem głęboko, przesuwając językiem po zębach. Nie ma nic lepszego niż pierwszorzędna whisky.

- Chyba, że smak pierwszorzędnej cipki – zaśmiał się Sant.

Zaręczam, że nie powiedziałem tego głośno, a ten bałwan nie umie czytać w myślach. Po prostu, to takie nasze stare powiedzenie, gdy po zjebanym totalnie dniu, zjawialiśmy się w klubie na mały reset i pierwsze co robiliśmy po przyjściu, to trzy palce whisky. Oblizałem palce, dokładnie trzy, patrząc jak Santino powtarza za mną ten gest.

Zaszumiało mi w głowie. Porządna whisky, która najpierw powala twoje gardło, a następnie ciebie. Kiwnąłem na barmankę, pokazując pustą szklankę. Blada dłoń pojawiła się w polu mojego widzenia, dolewając fachowo na trzy palce. Odwróciłem się patrząc, jak oddala się na drugi koniec baru, kołysząc biodrami.

- Gloom właśnie przyjechał – mruknął Sant wskazując na dającego nam znak Umberto.

- A MacKenna?

- A jak myślisz? – parsknął Sant, przeciskając się obok mnie w stronę przejścia pilnowanego przez ochroniarzy. – Od godziny siedzi w klubie i pieprzy nasze dziewczyny.

- Ja pierdolę, ten to ma kondycję.

- Przypominam ci tylko, że wczoraj cztery jego dziewczyny obciągnęły ci w klubie, jedna po drugiej, a potem jedną z nich co najmniej trzy razy zerżnąłeś.

- Nawet mi nie przypominaj – warknąłem. Sant ma rację i koniecznie muszę sprawdzić nagrania. Wciąż nie mieści mi się w głowie, że mogłem zerżnąć ją i to w miejscu, do którego nigdy wcześniej nie przyprowadziłem żadnej kobiety. – Mam nadzieję, że tej dziewczyny nie ma na górze.

- Jest, ale spoko. Ma za zadanie zająć się Gloomem.

Jeżeli faktycznie pieprzyłem się z nią ostatniej nocy, to dobrze by było, gdyby Sant przeniósł dziewczynę do innego miasta. San Francisco brzmi nieźle, ale coś na wschodzie brzmi jeszcze lepiej. Nie chcę mieć żadnych awantur w klubach, gdy ta mała pochwali się, że ją zerżnąłem. Dziwki mają pracować, a nie targać się za włosy wyobrażając sobie Bóg wie co.

Między innymi dlatego się z nimi nie pieprzyłem. Pomijając oczywiście względy bezpieczeństwa, bo niestety, przy naszym trybie życia, dziwki towarzyszą nam od wczesnych lat, gdy jeszcze jako czternastoletnie, niewyżyte seksualnie gnojki, łaziliśmy do naszych lokali łyknąć trochę dorosłego życia pomiędzy nogami dziwek. Te raczej porządne dziewczyny sprawiały za dużo problemów, żeby tracić na nie czas. Randki i zaliczanie każdej bazy na tylnej kanapie samochodu, to robota dla tych mięczaków w okularach i sweterkach w serek.

Tym razem Sant przygotował dla nas duży pokój na zapleczu klubu. Drewniane podłogi lśniły, kanapy ustawiono tak, aby bez problemu można poruszać się pomiędzy nimi. Problem kolizji przy zmianie panienek rozwiązany. W głębi pokoju stał stół do snookera, ale nawet nie pamiętam, czy kiedykolwiek miałem czas wziąć kijek do ręki, w innym celu niż zabawa z leżącą na stole panienką. Po drugiej stronie długi bar, za którym już uwijali się barmani, a na wysokich hokerach siedziały roześmiane dziwki. Nasze i te nowe, które nagrał nam MacKenna.

Dobra, zaczynam myśleć za dużo o cipkach, a interesy to nie coś, co można wyruchać. Nie z tymi ludźmi... Spojrzałem na stojących w milczeniu dwóch mężczyzn.

Salvatore Reina, zwany przez wszystkich Gloom, to prezes największego klubu MC w Los Angeles. Tylko nieliczni wiedzą, kim tak naprawdę jest, a my zaliczamy się do tego grona. Urodzony jako nieślubny syn, od dziecka żył na ulicy. Ojciec nawet nie miał zamiaru przyznawać się do bękarta, którego zmajstrował podczas jakiejś orgii w nędznej tancbudzie. Przeleciał wtedy na zapleczu młodą kelnerkę, która zaszła z nim w ciążę. Nazywając to dosłownie, zgwałcił niespełna siedemnastoletnią dziewczynę. Podejrzewam, że już dawno dopadłaby skurwiela sprawiedliwość na dwóch nogach, gdyby nie fakt, że jest pieprzonym Oryginałem.

Zapewne Gloom ucieszy się na spotkanie ze swoim staruszkiem. Może nawet zaproszę ich na wspólnego drinka. Ciekawe, co powiedziałby Gaspare Gotti na widok syna. Sam niestety dochował się tylko trzech córek, z czego dwie wydał za takich samych skurwieli jak on. Dwóch synów, które urodziła mu trzecia żona zmarło we wczesnym niemowlęctwie. Ostatni kilka dni przed swoją, jakże nieszczęśliwą matką. Oficjalnie zmarła w połogu, ale wiem, że Gotti udusił kobietę w napadzie szału za śmierć dziedzica.

Gloom, ze swoją aurą złego chłopca na motorze, wyglądał dokładnie na tego, kim jest. Wielkiego skurwiela, z ciałem pokrytym tatuażami, kolczykami w uszach i w wardze, dość długą czarną brodą i włosami związanymi w koka. Każdego innego faceta z taką stylówką nazwałbym pieprzoną ciotą, ale nie jego. To błąd, którego popełnienie grozi śmiercią. Nie znam nikogo normalnego, kto odważyłby się patrzeć mu w oczy dłużej niż kilka sekund. Pustka, którą tam widać wywołuje dreszcz. Ciekawe jak poradzi sobie z tym MacKenna?

Gloom zazwyczaj mało mówi, dokładnie jak jego vice, zwany przez wszystkich Hard, kolejny wielki gnój. Nie mam pojęcia, jakim cudem udaje im się zaliczać panienki poza tym ich klubem. Kilka razy, gdy spotkaliśmy się na obrzeżach miasta, w tych podejrzanych spelunkach i barach dla motocyklistów, widziałem jak kobiety same pchają się im na fiuty. A ksywa Hard doskonale odzwierciedla tego faceta. Rżnie równie twardo, jak twarde ma pięści.

Jednak zła aura przyciąga najgorętsze cipki.

Mówiąc o cipkach... Zauważyłem stojącą koło długiego baru ciemnowłosą dziwkę, z którą się pieprzyłem ostatniej nocy. Posłała w moją stronę uśmiech, unosząc w górę jakieś żółto-czerwone gówno w wysokiej szklance. Jak wszystkie pozostałe dziewczyny, miała na sobie krótką kieckę. Szybko się uczą, mimo że dla większości z nich praca dziwki była czymś nowym. Tutaj im mniej mają na sobie, tym lepiej. Gość ma mieć swobodny dostęp do ciała panienki, którą później zerżnie.

- Sant, masz zamiar przenieść te nowe do innych klubów?

- Nie myślałem jeszcze o tym – mruknął przesuwając spojrzeniem po czekających na nasz znak dziewczynach. – Kilka z nich może się nada, ale reszta raczej zostanie w takich jak Blue Hell.

Jednym słowem, nie wszystkie dostaną szansę dbania o dobre samopoczucie nadzianych gości i chodzenia w eleganckich kreacjach. Nie wysyłamy dziwek, które wyglądają jak dziwki do klubów, które obsługują ważnych dla nas klientów. Na przykład senatora Moorey i kilku wysoko postawionych szefów policji.

Spojrzałem za siebie, gdy drzwi otworzyły się i do środka wparował roześmiany MacKenna. Tym razem sam, bez swojego zastępcy. Widząc jak na niego patrzę, roześmiał się i podchodząc do baru kazał nalać sobie whisky. Starym zwyczajem wylał na palce sporą ilość alkoholu, a resztę przełknął, jakby pił mleko. Odstawił szklankę, wtarł wartą kilka setek porcję whisky w dłonie i podszedł do nas.

- Evans wciąż pieprzy waszą dziewczynę – rzucił wyjaśnienie i w tym momencie zauważył, że nie jesteśmy sami. – Posiłki? – mruknął przyglądając się Gloomowi.

Wrócił do baru i kazał polać. Wziął w jedną rękę pięć niskich szklanek wypełnionych, jak pod linijkę na trzy palce i podszedł do nas podając po jednej, następnie minął nas i zatrzymując się przed milczącymi motocyklistami w czarnych skórach, jeansach i wysokich butach, podał im alkohol.

- Nie robię z nikim interesów, dopóki nie wypiję z nim porządnej whisky i nie zobaczę na własne oczy, że potrafi porządnie używać kutasa. Z pizdami się nie zadaję.

Wymieniłem z Santino spojrzenia, czując jak atmosfera w pokoju zrobiła się cholernie niebezpieczna. Wkurwienie Glooma było tak namacalne, jakby właśnie strzelał w niebo z fajerwerków. Hard warknął ostrzegawczo na Irlandczyka, ale nie ruszył się z miejsca czekając, aż jego prezes da sygnał do odstrzelenia żartownisia.

Wiedziałem, że muszą to teraz załatwić między sobą. Jeżeli bym się wtrącił, narobiłbym więcej szkód niż pożytku. W tej chwili obydwaj obsikują teren chcąc pokazać, że są silniejsi od przeciwnika. Jeżeli Gloom postanowi wytrzeć Irlandczykiem wszystkie podłogi, staniemy z boku, czekając aż wszystkie będą się błyszczeć jak pieprzone gwiazdy na niebie. Co innego, gdyby Gloom wyciągnął broń... Miałby w tej chwili skierowane w swoją stronę co najmniej kilka luf, ale nie będę strzelał, skoro chodzi o taką duperelę.

- Nie znam cię na tyle, żeby dopuścić w pobliże mojego kutasa - warknął Gloom zabierając z ręki Irlandczyka szklankę. Przechylił na raz i cmoknął wycierając usta. Przez cały czas patrzył Irlandczykowi prosto w oczy, a ten skurwiel nawet nie mrugnął. – Jeszcze się okaże, że będziesz chciał nadstawić swój tyłek.

Zassałem powietrze. Naprawdę zaczyna robić się ciekawie. Od strony baru dały się słyszeć nerwowe szepty dziwek i szuranie obcasów po podłodze. Nie chciałem tracić nic z rozgrywającego się przede mną widowiska, ale kątem oka zauważyłem, jak panienki odsuwają się w stronę drzwi. Jednak wola przetrwania słabszego gatunku wciąż w nich istniała.

Irlandczyk po tak obraźliwym komentarzu zaczął się tylko śmiać. Mało tego, klepnął Glooma w ramię i odwracając się do nas z wielkim uśmiechem na pysku, wskazał na niego palcem.

- Już lubię skurwiela – parsknął. – MacKenna – przedstawił się wyciągając w jego stronę rękę.

- Gloom – mruknął, ale odwzajemnił gest.

- To co, panowie. Skoro rytuał powitań mamy za sobą, może zaczniemy? – zwróciłem się do nich wskazując czekające na nas miejsca i panienki stojące z przygotowanymi tacami. – Częstujcie się.

Dziewczyny postawiły tace na stoliku i na gest Santa odeszły w stronę baru. Umberto, który stał do tej pory pod ścianą obserwując wszystko w milczeniu, skinął tylko głową i zaczął obserwować towarzystwo przy barze. Bez jego pozwolenia i naszej potrzeby, żadna z dziwek nie zbliży się teraz do nas.

Zignorowałem tacę z kokainą. Chciałem mieć czysty umysł, przynajmniej na początku, a nie myśleć o tym, że mój twardy kutas powinien znaleźć się w cipce, a nie słuchać jak inne kutasy pierdolą, mieląc jęzorami. Nie szczędziłem sobie za to alkoholu. Skoro pierwsze lody zostały przełamane, po kilku głębszych będzie znacznie milsza atmosfera.

- Dobra, włoskie chłopaki – mruknął MacKenna opierając łokcie o uda. – Miałem już wracać, ale ten twój Brassi kazał mi wstrzymać dupę. Co się dzieje?

- Podejrzewam, że mamy już nowego pakhana – zacząłem spokojnie, choć na wspomnienie tego, co ten skurwiel kazał zrobić Alexi, miałem ochotę rozjebać wszystko.

- Nie mówię, że nie... Ale jak znam starego Mironova, nie będzie chciał tak szybko oddać pierścienia. Poza tym, tak jak u was, przekazanie władzy wiąże się z inicjacją. Nowy musi pokazać wszystkim, że jest godny stanowiska, w przeciwnym wypadku pokażą mu środkowy palec.

- Czy zemsta może stanowić część inicjacji?

MacKenna spojrzał na mnie przez stolik, który nas dzielił. Gloom nie odzywał się, korzystając tylko z dobrodziejstwa ognistej butelczyny.

- O czym mówisz?

- Stary pakhan miał dwóch synów, MacKenna. Jeden z nich zginął ponad dziesięć lat temu i został zlikwidowany na rozkaz mojego ojca, przez naszego człowieka.

- I co? Młody teraz chce zadośćuczynienia za śmierć ojca? A może stryja?

- Nie wiemy, czy to jego syn. Ale wydał zlecenie na jedyną żyjąca krewną zabójcy i już dwukrotnie została zaatakowana.

- Została? – wyprostował się nagle wykazując żywe zainteresowanie, zerkając na nas i milczących motocyklistów. – To jest kobieta? Dlatego jest Nietykalna?

Przynajmniej byłem pewien, że Ignacio wykonał mój rozkaz. To, że dotarło to do Irlandczyka świadczy o tym, że facet ma naprawdę dobrych informatorów. W końcu znajduje się na moim terenie, a do tej pory Cosa Nostra raczej niechętnie patrzyła na obcych, tak jak i bardzo niechętnie wchodziła z nimi w takie układy, jakie mam z MacKenną.

Kiwnąłem głową, ciekawy co jeszcze udało mu się dowiedzieć. Poczułem na sobie spojrzenie. Spojrzałem na Glooma, który z zainteresowaniem mnie obserwował. Przez kilka przedłużających się sekund blokowaliśmy się wzrokiem, ale nic nie potrafiłem wyczytać z tej czarnej pustki.

- Nie tylko. Przede wszystkim jest moją asystentką i ma dostęp do różnych informacji.

Kłamstwo, które spłynęło z moich ust smakowało jak piekący w język i przełyk kwas. Przełknąłem zapijając alkoholem, ale posmak w środku pozostał. Od chwili przyjścia do klubu ani razu nie sprawdziłem telefonu. Jeszcze w samochodzie wyciszyłem urządzenie i wibracje. Teraz przyszło mi do głowy, że może Aida, albo Marco dzwonili do mnie, a ja nie usłyszałem? Może coś się stało Alexi?

Zwinąłem palce w pięść, przytrzymując przy udzie i z całej siły powstrzymywałem się przed sprawdzeniem telefonu. Sant nieznacznie mnie trącił, niby przypadkiem, gdy pochylił się, aby odstawić puste szkło, ale wiedziałem, że chce przywołać mnie do porządku.

Odetchnąłem głęboko. Organizacja zawsze będzie na pierwszym miejscu...

- Ostatni atak miał miejsce wczorajszej nocy. Gloom...

- Namierzyliśmy skurwiela w opuszczonym domu na obrzeżach miasta. Któryś z braci widział wcześniej stojący tam samochód, którego szukaliście.

- Macie tego psa? – zainteresował się MacKenna.

- Mamy to, co z niego zostało – wtrącił Sant.

- Czyli co? Młody przejął interes po dziadku i w ramach przyjęcia do Bratvy postanowił zemścić się i zabić tę kobietę?

- Raczej uprowadzić. Podał jej środek nasenny.

Postanowiłem nie ujawniać próby gwałtu. Na razie żaden z nich nie zainteresował się wiekiem Alexi i lepiej niech tak zostanie. Równie dobrze krewną może być żona, a że organizacja dba o swoich członków, mogłem zatrudnić ją na stanowisko mojej asystentki. Rzecz ogólnie przejęta i akceptowalna w naszym świecie i nikt nie posądzi nas o nepotyzm.

- Chyba lepiej by było, gdyby ją zabił – mruknął MacKenna, a ja momentalnie warknąłem. – Nie wkurwiaj się, Riina, ale mówię jak jest. Nie wiem jak sprawy Bratvy mają się u was, ale w Europie te pierdolone skurwiele urządzają sobie polowania na ludzi. Wypuszczają ich gdzieś w lasach i ganiają jak zwierzynę, razem z psami. Na koniec odbywają się jakieś jebane rytualne orgie i masowe morderstwa. Tam drzewa powinny być czerwone, tyle krwi spłynęło w ich korzenie.

Polowanie na ludzi to zwyczaj stary jak świat. Polowali na niewolników i to już za czasów jebanych faraonów, a przez stulecia udoskonalali swoje metody. Słynne są też polowania na uciekinierów z obozów na Syberii. Te obozy dalej istnieją i Bratva wykorzystuje je dokładnie tak, jak władze na Kremlu.

Wychodzi na to, że od tej chwili Alexia D'Angelo będzie najbardziej chronioną i najbardziej poszukiwaną osobą w Stanach. Zajebiście, kurwa!

- Czego ode mnie oczekujesz, Riina?

- Posłuchaj, MacKenna. Irlandczycy trzymają się razem, tak jak Włosi. Coś mi mówi, że ten nowy jest w Nowym Yorku i to nie tyko dlatego, że stary tam teraz jest, ale dlatego, że właśnie tam organizacja jest najsilniejsza. Mają blisko do Waszyngtonu i swoich ludzi, których opłacają.

- Chcesz, żebym ruszył naszych braci? Co będą z tego mieli?

- Nie proponuję wam przejęcia ich terenów, bo obydwaj wiemy, że to jest niemożliwe. Mogą liczyć na naszą ochronę, częstsze dostawy narkotyków, większy udział w zyskach w naszych klubach, ale sprawa kobiet i tego jak do nas trafiają, wciąż jest aktualna. Tylko dobrowolnie, albo jako zabezpieczenie długów. Cosa Nostra w tym kraju nie bawi się w handel ludźmi.

- Uwierz mi, Riina. Dla nas jest to priorytetowa sprawa – syknął dolewając sobie w szklankę. Był ewidentnie wkurwiony i wcale tego nie ukrywał. – Póki mam władzę w Europie, żaden nasz brat nie weźmie udziału w czymś takim. Ci co próbowali mnie wychujać, użyźniają już dno morza. Powiedz... Pewnie dalej niewiele możesz zdziałać na terenie Europy, co?

- Macie problemy? – zainteresował się Sant.

- Kilku waszych wciąż poszerza swoje tereny. Gdyby chodziło tylko o dragi, odstrzeliłbym dilerów i po sprawie. Ale znowu zaczęli szaleć w nocnych klubach. Pilnujemy Rusków i Albańczyków, a za naszymi plecami Sycylijczycy wygarniają dziewczyny.

- Wiesz kto?

- Mam kilka nazwisk. Mazzini, Pozzi i Gotti. Ten ostatni to skurwiel, jakich mało. Osobiście sprawdza towar i zapewniam, że nie tak, jak ty, Brassi. Przez wiele dni trzyma dziewczyny zamknięte w jakichś piwnicach i gwałci razem ze swoimi ludźmi.

Wymieniłem szybkie spojrzenia z Gloomem. Słysząc ostatnie nazwisko spiął się wyraźnie i pochylił w stronę Irlandczyka. Przez chwilę wyglądał, jakby starał się wycofać, zaciskał szczęki i pięść, uderzając nią w kolano.

- Dostaniesz wsparcie – odezwał się w końcu ochrypłym głosem. – Nasze kluby w Europie pomogą wam. Hard, zajmij się tym jak najszybciej – spojrzał na mnie, a w pustce zobaczyłem po raz pierwszy żywą, płonącą nienawiść. – Shadow Riders i zaprzyjaźnione MC będą z wami współpracować. Moi bracia wciąż szukają tego drugiego i jeżeli nie wymknął się z miasta, będzie wasz – zacisnął pięść. - Wiesz, o co chcę zapytać, Riina.

- Będzie tu za trzy tygodnie – powiedziałem bez wahania.

- Dobrze.

- Umknęło mi coś? Co się dzieje? - zapytał Irlandczyk, nie wiedząc, o czym właśnie rozmawiam z Gloomem.

- Gaspare Gotti przestanie być już problemem – oznajmił Gloom po dłuższej chwili ciszy. – Mam twoją zgodę, Riina?

Nie byłem jeszcze bossem. Miałem jego władzę, podejmowałem decyzje nie pytając nikogo o zgodę czy opinię, ale wydanie wyroku na członka Cosa Nostry, w dodatku Oryginała z Sycylii, było czymś wyjątkowym. Matka Glooma nie była prostytutką. Była zwykłą, biedną, włoską dziewczyną, ciężko pracującą w barze na swoją rodzinę. Uczyła się, miała plany na życie i brutalny, wielogodzinny gwałt, którego doświadczyła pewnej nocy na zapleczu baru, w którym pracowała, nie był w nich uwzględniony. Popełniła samobójstwo, nie mogąc dłużej znieść hańby, gdy Gloom miał dwa latka.

- Śmierć za śmierć, bracie – wyciągnąłem dłoń nad stołem.

Wyrok na capo Gotti zapadł. Zginie z rąk swojego syna, za gwałt na jego matce i za przyczynienie się do jej samobójczej śmierci. Rozpęta się pierdolone piekło, ponieważ Gloom oficjalnie nie jest członkiem Cosa Nostry i nigdy nie chciał nim być. Jednak przyznając mu prawo do zemsty, nie łamię prawa. Jest synem capo. Bez znaczenia, czy ślubnym, czy nie. Jego matka zgłosiła gwałt do swojego capo, ale ten nic w tej sprawie nie zrobił, obawiając się zemsty Sycylijczyków. Nie mogę ukarać Gottiego za to, czego od lat dopuszcza się na swoim terenie i jak się okazuje, nie tylko tam. Moja władza nie sięga do Europy, a Oryginały kryją się nawzajem.

Jednak gwałt na nieletniej, jakiego dopuścił się na naszym terenie karany jest śmiercią. Dokładnie tak samo zostałby ukarany, gdyby zgwałcił żonę lub córkę innego capo. W mafii nie ma czegoś takiego, jak przedawnienie. W mafii za grzechy rodziców płacą dzieci. Twarde prawo, ale prawo. Bez niego bylibyśmy zwykłymi ludźmi zmuszonymi ufać w ślepą Temidę i jej dziwne pojmowanie sprawiedliwości.

Przez następną godzinę udało nam się dojść do porozumienia w wielu kwestiach. Współpraca między nami będzie wymagała zaufania, a o to niestety, bardzo trudno w naszym świecie. Motocykliści, wbrew ogólnie przyjętej opinii, to honorowi skurwiele. MC to dla nich rodzina, a każdy jej członek to brat, za którego oddaliby własne życie. Dokładnie tak jak w sprawnie działającej mafijnej organizacji.

Gdy rozmowa zaczęła zbaczać na mało ważne tematy, Umberto na wyraźny znak Santa, pozwolił w końcu podejść do nas dziwkom. Każda wiedziała, gdzie ma iść. Rozlokowały się na podłodze, klęcząc i powoli dobierając się do naszych kutasów. Położyłem ramię na oparcie i przełykając alkohol, oderwałem wzrok od dwóch ciemnowłosych panienek, rozpinających mi spodnie. Albo za dużo wypiłem, albo coś jest w chuj nie tak, bo w ogóle nie czułem podniecenia.

- MacKenna, powiedz mi... – mruknąłem, gdy dziewczyny zaczęły paznokciami drapać mnie po jądrach.

Milutko, nie powiem. Niby całkiem niewinne, ale w chuj przyjemne. Tym właśnie różniły się dziewczyny od Irlandczyka od naszych. Nasze już wiedziały, że lubimy się ostro pieprzyć i od razu brały się do rzeczy. Te nas najpierw pieściły...

- Co jest, Riina? – warknął, przyciskając twarz klęczącej przed nim dziewczyny do swoich bioder.

- Dlaczego tak cię wkurwia handel dzieciakami?

Nie dawało mi to spokoju od jakiegoś czasu. Właściwie od dnia, gdy MacKenna rozpierdolił stół, waląc szklanką w blat. Wtedy wyraźnie zobaczyłem, że dla niego jest to bardzo prywatna sprawa.

- Nie chcesz wiedzieć, Rinna – syknął. – Nie tylko u was żyją potwory.

Postanowiłem odpuścić. Odchyliłem głowę, czując ciepły i wilgotny język na kutasie. W zasadzie to dwa, milutkie, cieplutkie i wilgotne języczki. Spojrzałam na dziewczyny, jak ich zwinne rączki i języczki bawiły się z moim fiutem i jajami. Jeszcze nie stał tak jak trzeba, ale to pewnie wina alkoholu.

Wyciągnąłem prawe ramię i łapiąc dziewczynę za włosy szarpnąłem do góry. Mlaszczący odgłos, gdy wypuściła mojego kutasa ze swoich ust zagłuszały odgłosy pieprzących się obok mnie parek. Sant właśnie ujeżdżał od tyłu cycatą blondynkę, a jej równie cycata koleżanka leżała na podłodze pomiędzy udami koleżanki jeżdżąc językiem po jej cipce. Sant nie lubił zaniedbywać dziewczyn i co jakiś czas sprawdzał, jak głębokie gardło miała druga z dziewczyn.

- Na zmianę, cipeczki – mruknąłem z uśmiechem, wkładając fiuta w usta drugiej dziewczyny. – Pokażcie, co potraficie tymi ustami.

Nawet nie patrzyłem na Glooma i Harda. Tych dwóch to pierdolony challenge nawet dla doświadczonej dziwki, a że mieli ich teraz cztery, pewnie zajadą dziewczyny.

Orgia, która się zaczęła trwała przez całą noc. Piliśmy, wciągaliśmy kokę prosto z cycków dziwek i pieprzyliśmy się jak króliki. Gdzieś tam po drodze dołączył do na zastępca MacKenny, już nawet nie pamiętałem, jak się nazywa. Dziewczyny przelatywały nad stołem podawane z rąk do rąk, lądując od razu nabite na kutasy, albo jak to w moim przypadku, z moim fiutem głęboko w gardle. Nie narzekały, bo w tym samym czasie Sant pieprzył je od tyłu.

Nad ranem, przypieczętowaliśmy nowe sojusze butelczyną najlepszą whisky Macallan i uściskiem ręki. Nie mam jebanego pojęcia, jak Gloom i Hard dojechali do swojego klubu, ale ja kazałem zawieźć się do apartamentu w centrum. Sant miał zająć się pijanymi Irlandczykami.

Czułem, że moje pierdolone życie wraca na swoje tory. Może tylko raz, czy dwa i to przez chwilę pomyślałem tej nocy o Alexi.

To chyba dobry znak, prawda? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro