Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Sebastiano...

Cholera, dopiero jadąc do mojego apartamentu zdałem sobie sprawę, że póki co, nie nadaje się on do zamieszkania. Efekt mojej złości, w postaci dziury w ścianie nie został jeszcze naprawiony. Jest, jakby nie było, siódma rano. Poza tym, im dłużej byłem w drodze, trzymając Alexię w ramionach, tym bardziej kurewsko nie podobał mi się ten pomysł.

Po pierwsze, z jakiś cholernie niezrozumiałych w tej chwili powodów, coś we mnie kurewsko buntowało się przed umieszczeniem dziewczyny w moim apartamencie. Po namyśle stwierdziłem, że będzie z niego miała możliwość patrzenia na innych mężczyzn, którzy jako lokatorzy apartamentowca czasami korzystają z basenu na dachu. Jakoś niespecjalnie uśmiechało mi się strzelanie do nich, jak do kaczek. Poza tym dziewczyna jeszcze przez kilka dni nie będzie mogła wrócić do pracy, a co za tym idzie, będzie musiała zostać sama w apartamencie.

No i tutaj pojawił się kolejny zajebisty problem, a mianowicie, mogła po prostu spieprzyć z mojego apartamentu pod moją nieobecność. Nawet, gdybym postawił na każdym piętrzę po kilku ochroniarzy, nie miałem żadnej gwarancji, że po powrocie do penthousu, Alexia i jej słodki tyłeczek będą tam, gdzie je zostawiłem wychodząc rano do pracy. Odpadało pracowanie z domu. To gorsze niż pracowanie z dziewczyną, gdy dzieliła nas ta cholerna szyba.

Kolejny już raz zacząłem żałować, że moje wielgachne mieszkanie to w zasadzie jeden wielki open plan, z zaledwie kilkoma ścianami. Tak, mieszkanie z kobietą taką, jak Alexia pod jednym dachem może okazać się jebaną torturą.

Oczywiście nie ma również mowy, żeby zajęła drugi penthouse. Z tych samych powodów, plus co najmniej kilka innych, tylko razy sto.

- Sant, zmieniłem zdanie. Jedziemy do mojego domu.

- Jesteś tego pewien? - zapytał rzucając mi spojrzenie we wstecznym lusterku. Nie podobało mi się, że prowadzi moje auto, ale bardziej wkurwiałoby mnie to, że miałby trzymać Alexię.

- Dopóki nie dowiemy się, kto i dlaczego wydał na nią zlecenie, lepiej, żeby nie miała możliwości spotykania obcych ludzi, a mieszkając w apartamentowcu, taka sytuacja byłaby każdego dnia.

Nie mam pojęcia, czy mi uwierzył, ale sądząc po kolejnym spojrzeniu, które jawnie zlekceważyłem odwracając się w stronę bocznej szyby, wiedział, że pierdolę farmazony. Odetchnąłem głęboko...

- Masz rację – odezwałem się po chwili. Może i nie podoba mu się to jak się teraz zachowuję, ale Sant jest jedyną osobą, której bez wahania w tej chwili powierzyłbym Alexię. Z wielkimi zastrzeżeniami, gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach mógłby jej dotknąć, czy choćby zbliżyć sie na odległość mniejszą niż dwa metry. – Kurewsko nie podoba mi się, że miałaby możliwość patrzenia na innych mężczyzn – mruknąłem.

- Jestem w stanie to zrozumieć. I wierz mi na słowo, Sebastiano. Wiem też, że to tylko przejściowe, że prędzej czy później, wszystko wróci do normy i znowu będziesz tym samym facetem, tylko że z miłymi wspomnieniami o laleczce. Korzystaj, póki masz na nią ochotę, ale nie daj pochłonąć się pożądaniu. Cipka, nawet najciaśniejsza, nie da ci tego, co pozycja i organizacja.

Wiedziałem, że ma rację. Całe lata pracowałem na to, kim teraz jestem. Nauczyłem się zabijać, torturować i być zajebiście dobrym bossem. Miałem najlepszego consigliore, cholerną armię i ludzi, którzy w moim imieniu wydawali rozkazy. Miałem pieniądze, pozycję i kobiety na każde skinięcie. Wcale nie musiałem bujać się po klubach i pieprzyć dziwki. Uważacie mnie za zarozumiałego palanta, ale prawda jest taka, że mogłem mieć każdą kobietę, a to, że częściej obracałem się w towarzystwie dziwek, niż tych panienek z dobrych domów spowodowane było tylko i wyłącznie wygodnictwem.

Cholernie nie lubiłem zabijać bez potrzeby... Jazgocząca nad głową kobieta, to chodząca pokusa użycia broni, bo właśnie te panienki, z tak zwanych dobrych domów, okazywały się gorszymi dziwkami od tych, które brały kasę od pieprzących je facetów. Po jednym rżnięciu zaczynały uważać mnie za swoją pieprzoną własność, jakby ich cipki miały mnie uzależnić do nich i ich właścicielek. Dla przykładu wspomnę tylko o Melindzie.

Zresztą, Natalia jest taka sama. Też liczy na to, że to na jej palcu w końcu pojawi się pierścionek zaręczynowy, a zaraz potem, obrączka. Co prawda bardzo rzadko, ale zdarzało się w historii wielu rodzin mafijnych, że capo pozostawał kawalerem, albo był bezdzietnym w małżeństwie nieszczęśnikiem, któremu żona nie potrafiła urodzić potomka, a dziedzictwo po nim obejmował najbliższy krewny lub... Nieślubny syn, którego sobie zmajstrował z jedną z wielu kochanek. Łatka bękarta pozostawała przy nim na lata, ale uwierzcie mi. W dziewięciu przypadkach na dziesięć, okazywali się kurewsko bezwzględnymi osobnikami, którzy nie pierdolili się z wrogami. Dokładnie tak jak ja, a daleko mi do bycia bękartem z urodzenia.

Pogrążony w myślach nie zwracałem uwagi na Santa i dopiero, gdy przejechaliśmy bramę zorientowałem się, że jesteśmy już na miejscu. Dom Santa był wielkim domiszczem, głównie na pokaz. Wielkie i huczne imprezy, setki gości i interesy załatwiane na oczach niczego nieświadomych biesiadników. Zupełnie inny niż mój...

Otoczona z każdej strony ponad trzymetrowym murem posiadłość, z bramą wjazdową pilnowaną dzień i noc przez czterech strażników, kamerami i czujnikami ruchu na każdym metrze kwadratowym trawników.

Już z oddali widać było jednopiętrowy dom, z białymi ścianami z piaskowca i dużymi oknami. W porównaniu do domu Santino, ten który właśnie widzieliśmy był z wyglądu zaledwie domkiem stróża.

Auto wolno toczyło się przez żwirowy podjazd. Zbliżyliśmy się do domu, jadąc ścieżką z prawej strony, gdzie znajdował się niewielki prześwit, w otaczających dom wysokich drzewach rosnących po obydwu stronach kolejnego wysokiego muru. Na tyle duży, żeby zmieściło się w nim zaledwie jedno auto. Przez chwilę jechaliśmy w ciemnościach, gdy przez gęste liście nie przedzierały się promienie słońca. Nagle samochód wjechał na długi podjazd, prowadzący aż pod wielką rezydencję na końcu szerokiej i długiej alei.

Trzypiętrowy dom, przypominający wyglądem pałac, z wysokimi wieżyczkami na każdym rogu. Pieprzone Alcatraz, którego byłem właścicielem, a które przez większość czasu stało zupełnie puste. Nie do zdobycia. System podziemnych tuneli mógł wyprowadzić mieszkańców daleko poza teren posiadłości i to w kilku kierunkach. Poza mną, Santino i Ignacio, nikt nie znał dokładnych planów korytarzy. W prawym skrzydle mieścił się mini szpital, o którym wcześniej wspominałem, ale nie sądzę, żeby była konieczność umieszczenia tam Alexi.

Wysiadłem wciąż trzymając dziewczynę w ramionach, co nie było łatwe, biorąc pod uwagę niskie zawieszenie i fakt, że mam ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Z Santino po prawej stronie wszedłem po schodach. Przy otwartych szeroko drzwiach stała moja najbliższa ochrona, która na co dzień mieszkała w domku, który mijaliśmy po wjeździe na posesję, wymieniając się co kilka dni Oczywiście nie dotyczyło to tych, którzy mieli rodziny.

- Signor Riina.

W holu pojawiła się jedna z pokojówek, patrząc na mnie, jakbym co najmniej włamał się do domu. Jej rozbiegane spojrzenie przeskakiwało ze mnie na Santa i z powrotem. Przez chwilę zupełnie nie pamiętałem dziewczyny, dopiero ciche chrząknięcie Santa i rumieniec, jaki pojawił się na jej twarzy uzmysłowił mi, że znam ją bardziej w sensie biblijnym, niż jako pokojówkę. Jakiś miesiąc temu, a nawet krócej, bo przed moją podróżą do Hongkongu z feralną asystentką, odwiedził mnie Sant. Dziewczyna umiliła nam swoją obecnością całą noc, dokonując wręcz akrobatycznych wyczynów.

- Przygotuj mi sypialnię na piętrze. Tę obok mojej – rzuciłem do zaskoczonej dziewczyny wchodząc po schodach ze swoim pyskatym ciężarem w ramionach. – Marco? Za dziesięć minut w moim gabinecie.

Facet odpowiadał za ochronę całej posiadłości. Chcę być pewien, że doskonale zrozumie konsekwencje zaniedbania obowiązków, gdy podczas mojej nieobecności coś się stanie Alexi. Pokojówka tymczasem pomknęła po schodach, wyprzedzając mnie na korytarzu. Dopadła drzwi w chwili, gdy stanąłem pod sypialnią. Co chwilę zerkała na mnie, jakby nie wiedziała, jak ma się zachować w sytuacji, gdy trzymam nieprzytomną dziewczynę w ramionach.

Sypialnia była właściwie częścią apartamentu. Tak na marginesie, kiedyś będzie należeć do mojej żony, ponieważ nie wyobrażam sobie, że miałaby zajmować moją przestrzeń i co noc spać ze mną w jednym łóżku. Ćwiczenia gimnastyczne mające na celu prokreację i będę wracała do siebie. Ale to raczej bardzo odległa kwestia. Na razie chcę mieć Alexię blisko. Nie wiem, kiedy obudzi się po tej końskiej dawce leków przeciwbólowych i prochach, które wciąż krążą w jej ciele.

- Zejdź na dół, za chwilę powinien przyjechać doktor. Przyprowadź go tutaj i nie wychodź z sypialni, dopóki nie wrócę – wydałem polecenie, przykrywając Alexię cienką kołdrą.

Stanąłem obok łóżka, patrząc z góry na dziewczynę. Wcześniej nie analizowałem tego, co stało się w domu Santa, ale teraz ponownie napłynęły do mnie wspomnienia jej głosu wypowiadającego moje imię. Za cholerę nie rozumiem, dlaczego właśnie teraz. Nigdy tak naprawdę mnie nie widziała. Deva pamięta tylko z klubu, ale zadbałem o to, aby nie widziała mojej twarzy. Na przyjęciu, na którym kazałem podać jej tabletkę gwałtu, zamiast kazać zlikwidować, widziała mnie przez chwilę, zanim prochy zaczęły działać. Podejrzewam, że nawet gdybym minął się z nią na ulicy, nie rozpoznałaby we mnie mężczyzny, który postawił jej wtedy doprawionego drinka.

A Sebastiano... Sebastiano Rivas, którego zna Alexia, to facet niewiadoma. Chodzę wciąż w okularach przeciwsłonecznych i związanych włosach nie dla picu, czy po to, aby wyrywać panienki, ale żeby prasa i dziennikarze dali mi spokój, gdy jestem sobą. Tym facetem w wydaniu Deva, z rozpuszczonymi włosami i bez tych cholernych marynarek, które wkurwiają mnie nieprzeciętnie.

Sebastiano Riina, to ja, przyszły boss pieprzonej Cosa Nostry, a Alexia nie miała możliwości poznać mnie takiego.

Podszedłem do drzwi łączących obydwa apartamenty i wszedłem do swojej sypialni, zostawiając je szeroko otwarte. Zerkając przez ramię, czy dziewczyna nie zaczyna się wybudzać, ponownie wszedłem do garderoby i chwyciłem pierwszą lepszą koszulkę, jaka wpadła mi w ręce. Zdjąłem tę, którą miałem na sobie, a którą wcześniej miała ubraną Alexia i zawahałem się na chwilę stojąc nad koszem na pranie.

- Naprawdę mi odpierdoliło – mruknąłem do siebie, zwijając trykot i upychając pomiędzy swoje koszulki.

Wróciłem do niej i odkładając na stolik obok okna giwerę, założyłem czarną koszulkę, wpychając końce w spodnie. Broń powędrowała na swoje stałe miejsce na plecach, a ja upewniłem się, że leży dokładnie tam, gdzie powinna. Sant musi mi oddać moją czterdziestkę czwórkę. Kurewsko nie lubię, jak bawi się moimi zabawkami.

Słysząc ciche pukanie, wyszedłem z sypialni i przez salonik podszedłem do drzwi. Na korytarzu stał doktorek, a za nim pokojówka. Jej oczy coraz bardziej przypominały piłeczki pingpongowe. Skakała nimi ode mnie do lekarza, a gdyby mogła przeskoczyłaby nimi przez drzwi.

- Są już wyniki?

- Jeszcze nie, Sebastiano. Zleciłem kompleksową analizę, a to trochę potrwa.

- Muszę zrobić odprawę. Zostań z nią, a gdyby się zaczęła budzić, od razu mnie zawiadom.

Nie czekając minąłem ich i zszedłem na dół, gdzie w gabinecie czekał już na mnie Sant z Marco. Kiwnąłem im głową, zajmując miejsce za dużym dębowym biurkiem. Zerknąłem na tacę stojącą z boku i z uśmiechem chwyciłem za swoją poranną porcję kofeiny. Dobry Boże, już nawet nie pamiętam, jak smakuje porządna włoska kawa, bo przez Alexię i jej wredne poczucie humoru, nad którym musi nieco popracować, pijam ostatnio jakieś wynalazki. Dzięki Bogu za apartament za ścianą i łazienkę ze zlewem, do której lądują najczęściej te dziwadła. Dziewczyna jest z pewnością przekonana, że wypijam je do dna i jest z siebie dumna. Zobaczymy, jak bardzo będzie zadowolona, gdy przetrzepię jej ten zgrabny tyłek.

- Jak widzę, Sant wprowadził cię już w sytuację – rzuciłem widząc poważną twarz Marco.

- Tak, ale wcześniej dzwonił Ignacio i już podjęliśmy niezbędne środki bezpieczeństwa.

- Co konkretnie? - chciałem wiedzieć.

- Od tej chwili posiadłość jest strefą zamkniętą. Ustawię dodatkową ochronę przy bramie i więcej patroli dookoła samego domu. Każde naruszenie granic będzie od razu zgłaszane bezpośrednio do mnie i do Ignacio. Uruchomimy wszystkie alarmy, łącznie z tymi w całym domu. Musimy tylko uprzedzić personel, żeby przez przypadek nie wywołali paniki włączając alarm.

- Dobrze. Chcę wiedzieć, która z kobiet może pracować w posiadłości. Chcę mieć dyskretną osobę, która będzie mogła zamieszkać w domu i przez kilka następnych dni zająć się Alexią i jej nogą. Póki ma świeżą ranę, będzie potrzebowała pomocy w poruszaniu się.

- Myślę, że moja żona – zaproponował. – Młodsze bardziej będą oglądały się na ciebie, boss, niż na młodą kobietę, o której rozmawiamy. A jak pojawi się jeszcze Sant, to nic tylko przypieprzyć głową w najbliższy mur. Są nie do ogarnięcia.

Wymieniłem spojrzenia z Santino, uśmiechając się kącikiem ust. Gdyby nie fakt, że Marco pracuje ze mną od ponad piętnastu lat, odstrzeliłbym gnoja za taką poufałość. Jednak zna mnie, woził mnie i Santa do szkoły, a potem na dziwki, gdy mieliśmy zaledwie po szesnaście lat. Dlatego czasami nie zwracam uwagi na jego odzywki. Tak, będzie bardzo ciekawie, gdy jego żona zjawi się w domu...

Pokręciłem zrezygnowany głową. Wolę już znosić docinki Aidy, niż wkurwiający śmiech jakichś młodych cipek, które myślą tylko o tym, jak dorwać się do mojego fiuta, a potem pieprzą wśród koleżanek, że zrobiły loda przyszłemu bossowi.

- Sprowadź Aidę. Możecie na ten czas przenieść się do dużego domu. To wszystko.

Poczekałem, aż wyjdzie i z kolejną kawą zwaliłem nogi na biurko, ciężko oddychając. Ostatnie godziny, to jakiś pierdolony cyrk. Przysięgam, dawno nie było takiego rozpierdolu. Do pełni szczęścia brakuje jakiejś strzelanki czy bomby i mamy kurewskie Hollywood.

- Muszę odwołać podróż do Nowego Yorku – mruknąłem. – Póki Alexia jest unieruchomiona z tym cholernym kolanem, nie ruszę się z Los Angeles, bo nie uśmiecha mi się brać jakiejś roztrzepanej wariatki, jako mojej sekretarki na tak ważne spotkanie. Jeszcze przyjdzie mi ochota wypierdolić ją z samolotu.

- Nowy York? Dopiero co tam byłeś. Chcesz lecieć tam, gdy stary pakhan jest na naszym terenie?

- Dobrze powiedziałeś. Jest na naszym terenie – warknąłem. – Jeżeli potwierdzi się, że za atakami na Alexię stoi Bratva, rozjebię ich jak muchę na ścianie. Poza tym, chcę się spotkać z Gloomem*, ale nie na terenie Shadow Riders. Zorganizuj to jakoś. Jak przygotowania do uroczystości?

- Załatwione. Przyjedzie piętnaście największych rodzin z Sycylii, reszta naszych. Możemy być przygotowani na to, że co najmniej kilka z nich zjawi się ze swoimi dziewiczymi córkami, oferując ci sojusz. Bądź co bądź staniesz się oficjalnie najważniejszym bossem w Stanach, a Oryginały bardzo liczą na to, że okażesz się inny niż twój ojciec.

- No to się, chuje, bardzo zdziwią – parsknąłem śmiechem. – Chcą przywrócić prawo handlu i prostytucji nieletnich. Tak im na tym zależy, że nawet ofiarowaliby mi wszystkie swoje dziewicze córeczki na inicjacyjną orgię. Co z tymi dziewczynami z Reno?

- Jakoś nie miałem jeszcze czasu zająć się nimi. Widziałem ich zdjęcia, o czym już ci mówiłem i uważam, że śmiało możemy wstawić je na razie za bar. Każdy kutas wie, że dziewczyny tam pracujące są tam przejściowo i nie pieprzą się jeszcze. Jak te dwie będą robić za barem, śmiało będziemy mogli przesunąć inne na salę.

- Rób jak uważasz. Ty odpowiadasz za kluby. Te dwie mają do spłacenia prawie pół miliona i chcę odzyskać jak najszybciej kasę. Wiedzą, co przytrafiło się tatusiowi?

- A jak myślisz? – parsknął śmiechem. – Mała presja w postaci żywego opisu ostatnich chwil życia ukochanego tatusia wycisnęła z młodej potoki łez. Chłopaki nie mieli z nią żadnych problemów, gdy czekali na starszą.

- W porządku.

- Sebastiano...

Już nie podoba mi się ton, jakim się odezwał i ciężkie westchnięcie Santa. Za każdym razem, gdy zwraca się do mnie w ten sposób wiem, że teraz rozmowa będzie dotyczyła Alexi. Co mam mu powiedzieć? Że sam jeszcze nie mam jebanego pojęcia, co mam z nią tak naprawdę zrobić? Z jednej strony cholernie chciałbym mieć ją dla siebie. Na moich warunkach i tak długo jak będę jej pragnął.

Z drugiej strony, zdaję sobie doskonale sprawę, jak pieprzy mi w głowie. Wiem jedno, że w tej chwili nie jestem w stanie znieść żadnego mężczyzny blisko dziewczyny. Dokładnie to, co powiedziałem Santino. Jeżeli chciałem być skupiony na działaniach, musiałem mieć ją w zasięgu wzroku. Nie będę musiał wtedy zastanawiać się co robi i czy z kimś się nie pieprzy. Będę za to myślał, jak ja mam ją zerżnąć.

Wyrzuciłem z głowy ostatnią noc, tak samo, jak małą dziwkę, którą zabrałem ze sobą do apartamentu. Nie mam jebanego pojęcia, jak to się stało, tym bardziej, że nawet Melinda, czy Natalia nigdy u mnie nie były. Tym co mnie cholernie wkurwia i wywołuje dziwne uczucie jest to, że po raz pierwszy zerżnąłem dziwkę. Mało tego, że zrobiłem to we własnym domu i we własnym łóżku, to jeszcze zrobiłem to trzy razy, sądząc po tych pieprzonych prezerwatywach. Przynajmniej nie byłem tak najebany, żeby rozbić to bez gumki. Wstrząsnęło mną, gdy pomyślałem o wszystkich ewentualnych konsekwencjach. Na wszelki wypadek każę doktorkowi zrobić mi badania.

- Sant, każ Umberto podać tej małej dziwce tabletkę po. Nie chcę mieć żadnych niespodzianek, a przynajmniej nie tego typu.

- Pieprzyłeś się z nią bez gumki? Pojebało cię?

- Nie wiem, czy się pieprzyłem, czy nie – warknąłem. – Najebałem się i naćpałem. Nawet nie pamiętam, że zabrałem ją do siebie.

- Przejrzyj nagrania. Masz przecież kamery w sypialni. Nie to, że miałbym ci teraz wypominać twój fetysz oglądania, jak sobie w nocy walisz oglądając porno.

- Zajebiście śmieszne, wiesz? Ja przynajmniej nie mam zdjęć gołych cipek w telefonie.

- To tylko galeria. Taka tablica pamięci.

Nie skomentowałem tego. Jego sprawa, a mi nic do tego, dokładnie tak, jak Santino nic do tego, co zrobię, albo nie zrobię z Alexią.

- Co z informacjami o niej?

- A, kurwa, zupełnie zapomniałem. Poczekaj, zostawiłem w samochodzie.

Dziękowałem Bogu za chwilę przerwy i wytchnienia. Gdy D'Angelo w końcu się obudzi, zapewne da mi odczuć swoje cholerne niezadowolenie. Podejrzewam, że to, z czym miałem do czynienia w biurze, to zaledwie pieszczoty w repertuarze mojej pyskatej, osobistej asystentki. Zajebiście seksownie to zabrzmiało. Uśmiechnąłem się. Osobista... Brzmi bardzo jak ja i moja zjebana zaborczość w stosunku do dziewczyny.

Uniosłem wzrok, gdy Sant wpadł jak burza do środka. Podał mi teczkę, zwalając się na fotel.

- Nie miałem okazji tego przejrzeć – uprzedził, jakbym miał po zapoznaniu się ze znajdującymi się w środku informacjami zacząć strzelać do wszystkiego, co się rusza.

- Nie zapomnij oddać mi giwery – rzuciłem otwierając teczkę.

Na pierwszej stronie były znane mi ogólnie informacje. Adres, numer telefonu, kilka danych o Rogersie i koleżankach, z którymi była w piątkową noc w moim klubie. Tak myślałem, że znam jedną z nich. Serena jest modelką. Nie taką jak Melinda, która wczołgała się na wybieg dając dupy komu tylko mogła, ale taką prawdziwą. Kolejna pracuje w jakimś wydawnictwie, co mogłoby być problemem, gdyby Alexia chciała kiedyś napisać książkę. Już nim nie jest, bo to cholerstwo za kilka godzin znajdzie się w rękach nowego właściciela.

Przeglądając kolejne kartki, dotarłem do informacji, która zdziwiła mnie i to cholernie. Przeczytałem wszystko jeszcze raz, słowo po słowie, aby mieć pewność, że niczego nie ominąłem i niczego sobie nie wkręciłem. Jednak wszystko było dokładnie, czarno na białym.

- Sant... - spojrzałem na niego znad trzymanego w dłoni oficjalnego dokumentu. – Ona była adoptowana.

- No i co z tego? Przyczyn mogło być kilka. Matka zmarła przy porodzie, rodzice zginęli, niechciana ciąża nastolatki...

- Adoptowała ją Francesca D'Angelo.

- Przecież tak... się... Pierdolisz!

Wcześniej nie skojarzyłem nazwiska. Może powinienem, bo nie jest to tak popularne włoskie nazwisko jak amerykańskie Smith, ale zupełnie o tym nie pomyślałem.

Z tej prostej przyczyny, że ostatni raz, gdy słyszałem o Francesce D'Angelo, miał miejsce jakieś dziesięć lat temu, może dwanaście. Dokładnie nie pamiętam. Było bardzo głośno o tej sprawie, bo ta kobieta, to legenda Cosa Nostry. Najlepszy płatny zabójca, jakiego miała organizacja. Nigdy nie popełniła błędu, nigdy nie odpuszczała, nawet, gdy cel okazał się nie być tak łatwym, jak zakładała.

Nagle postanowiła zrezygnować i zniknęła. To nie takie proste, gdy wie się o wielu brudnych sprawach i wielu sekretach mafii. Z mafii się nie odchodzi, z mafii nie można zrezygnować. Mafia jest na całe życie i przez całe życie. A jednak Francesca D'Angelo zrezygnowała i zniknęła z radarów organizacji. Musiała uzyskać zgodę aktualnego capo di tutti capi, który musiał zagwarantować jej bezpieczeństwo.

Czyli mojego ojca...

- Nic z tego nie rozumiem – potarłem skronie czując nadchodzącą migrenę.

- Są tam jakieś informacje o jej prawdziwych rodzicach? Była w domu dziecka? W rodzinie zastępczej? Przecież nie wzięła się znikąd, do cholery.

Wstałem i wyciągając z teczki dokumenty rozłożyłem je na biurku. Przez chwilę nie odzywaliśmy się patrząc na to, co było przed naszymi oczyma. Wygląda na to, że faktycznie wzięła się znikąd. Podrzucona pod drzwi zakonnic, nawet nazwisko miała zmyślone. Czternaście lat przenoszono dziewczynkę z jednej rodziny zastępczej do drugiej, aż trafiła na Francescę. Płatną zabójczynię mafii, która odłożyła na bok zabijanie ludzi, żeby zająć się porzuconą nastolatką. To się nie trzyma kupy!

- Rozumiesz coś z tego?

Spojrzałem tylko na Santa i wyciągając telefon wybrałem numer osoby, która jako jedyna mogła udzielić mi wyczerpujących informacji.

- Kurwa! Chyba sobie kpi! – warknąłem, gdy kilka razy z rzędu od razu włączała się automatyczna sekretarka.

- Dzwonisz do starego?

- A do kogo innego? To on wydał zgodę na zniknięcie D'Angelo. Dziwnym trafem ta sama kobieta adoptuje zaraz po tym dziewczynę, która po latach trafia do naszej firmy i zostaje moją osobistą asystentką. To jest w chuj podejrzane.

No ja pierdolę! Nie wiem, gdzie ojciec wyjechał, bo nigdy mnie to nie interesowało. Dopóki trzymał swoje latawice z dala ode mnie i od Los Angeles, nie wnikałem, kogo aktualnie pieprzy. Wiem, że od lat ma stałą kochankę, którą ukrywa przede mną. Oczywiście nie przeszkadzało mu to pieprzyć się z innymi dziwkami, nawet tymi pracującymi dla niego w konsorcjum.

Postanowiłem wybrać kolejny numer.

- Mauricio, zejdź do mnie do gabinetu. Niech pokojówka zostanie z Alexią.

- Oczywiście, Sebastiano.

Kilka minut później, podczas których prawie wydeptaliśmy z Santino dywan w gabinecie, w drzwiach stanął doktorek. Jeżeli ktoś coś będzie wiedział, to z pewnością on.

- Jeszcze się nie obudziła – rzucił od progu.

- Nie o niej chciałem rozmawiać. Mauricio, co wiesz o Francesce D'Angelo?

- O kim? – spojrzał na mnie zupełnie zaskoczony pytaniem.

- Zanim odpowiesz, wiedz, że nie będę tolerował kłamstwa. Dowiem się, czy powiedziałeś prawdę i nie spodobają ci się konsekwencje.

- Rozumiem, ale nie wszystko mogę ci powiedzieć, Sebastiano. Nawet jeżeli zwrócisz się do mnie, jako boss. W pewnych sprawach nadal obowiązuje mnie tajemnica lekarska.

- Odpowiedz na moje pytanie.

- Dobrze... - wziął głęboki oddech, po czym wypuścił powietrze. – Francesca, jak zapewne wiecie, pracowała dla Cosa Nostry i twojego ojca. Jakieś dwanaście lat temu zwróciła się do twojego ojca z prośbą o zwolnienie z tej funkcji. Danielo nie chciał się zgodzić. Przez kolejne miesiące Francesca ponawiała swoją prośbę, ale on był nieugięty. Nikt nie opuszcza organizacji, a tym bardziej osoba, która znała wiele jej sekretów.

- A jednak zniknęła – podsunął Sant.

- Tak, w końcu zniknęła. Danielo nie miał wyjścia. Francesca D'Angelo miała nowotwór. Leki, jakie przyjmowała pozbawiły ją siły i przestała być tak skuteczna. Twój ojciec wyraził zgodę, a Francesca umarła, nie wyjawiając nikomu swoich i naszych sekretów.

Czy aby na pewno? Pojawienie się w firmie adoptowanej córki naszej najlepszej płatnej zabójczyni może świadczyć o tym, że mój ojciec ma co do tego pewne wątpliwości. Może podzieliła się pewnymi sekretami z córką?

Nie... To dalej nie trzyma się kupy. Gdyby tak było, Alexia od początku wiedziałaby, kim jestem. A ja mam jakąś kurewską pewność, że dziewczyna nie ma bladego pojęcia, że trafiła w sam środek cholernej mafijnej rosyjskiej ruletki.

- Dziękuję, Mauricio. Ta rozmowa ma zostać między nami – uprzedziłem.

- Oczywiście, boss.

Pozwoliłem mu wyjść, choć miałem co najmniej kilkadziesiąt innych pytań. Tylko co z tego, że odpowiedziałby mi na nie, skoro jego odpowiedzi jeszcze bardziej zagmatwałyby całą sprawę. Jestem pewien, że już wcześniej zdał sobie sprawę, czyją córką jest Alexia.

- Co teraz?

Skoro pochodzenie Alexi jest nieznane, jedynym jakie istnieje jest to, w którym dziewczyna jest córką Franceski D'Angelo. Nawet, jeżeli dziewczyna nie ma kurewskiego pojęcia, kim była jej matka, od chwili, gdy przyjęła jej nazwisko, stała się członkiem całej organizacji. Należy do Cosa Nostry i należy... Ja pierdolę, ona należy do mnie!

- Nie podoba mi się ta mina – rzucił Sant.

Uniosłem głowę, patrząc na zaniepokojonego przyjaciela. Nagle, zupełnie jakby coś przeskoczyło w mojej głowie, pojawiła się kolejna myśl. Tak cholernie niepokojąca, że wstrzymałem oddech zaciskając pięści. Właśnie to może być przyczyną...

- Sant... Pamiętasz może, kiedy zrobiło się głośno o tym, że D'Angelo zniknęła?

- Dokładnie co do dnia to nie, ale to było zaraz po tym, jak Francesca odstrzeliła dla twojego ojca jakiegoś ruskiego psa. Czekaj, kurwa! – spojrzała na mnie dzikim wzrokiem. – Ja pierdolę, Sebastiano. Francesca D'Angelo zastrzeliła syna pakhana...


Gloom* - (z ang.) mrok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro