Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Sebastiano...

Wycierając twarz spojrzałem przez ramię na jęczącego w agonii ruskiego pachołka. Nie mam pojęcia, kogo oni mają na swoich usługach, ale ten tutaj okazał się kompletną porażką. Wystarczyło, że się przedstawiłem i zaczął śpiewać, jak jebany Pavarotti.

Trochę za szybko mu to poszło, bo wyraźnie chciał uniknąć bólu. Zadbałem o to, żeby na własnej skórze przekonał się, że bliższa znajomość z egzekutorem to nie randka w ciemno. Tym razem, zamiast tenoru uraczył nasze uszy skrzekliwym piskiem, podczas gdy jego jaja były miażdżone. Nic tak do końca nie rozwiązuje języka, jak odcięty kutas.

Teraz leżał w kałuży własnej krwi i moczu na kamiennej podłodze, czekając, aż wydam rozkaz. Gdzieś tam walały się na podłodze odcięte paluchy. Nie potrafiłem się powstrzymać przed tym. Za każdym razem widziałem przed oczami jak dotykał Alexię i dostawałem pierdolca. Sant jak to miał w zwyczaju, gdy sprawa nie dotyczyła go osobiście, stanął z boku obserwując i bawiąc się jebanym telefonem. Jak ogląda jakieś gołe dupy to go zajebię! Następnym razem dopilnuję, żeby nie miał gnój zasięgu Internetu, bo jego ucieszona jadaczka chwilami mnie dekoncentrowała i wyprowadzała z równowagi.

- Szefie, co robimy z tym śmieciem?

Spojrzałem na Ignacio. Facet miał prawie czterdziestkę na karku, wyglądał jak rasowy bokser wagi ciężkiej, a spojrzeniem ciemnych oczu potrafił uspokoić walczących mężczyzn. Niejeden z naszych żołnierzy trząsł przed nim tyłkiem, choć żaden się do tego nie przyzna. Dowodził moją osobistą ochroną i od lat był jednym z dwóch kapitanów. Drugim był Umberto, który pilnował porządku we wszystkich naszych klubach. Tych dwóch facetów współpracował ze sobą zajebiście dobrze, jak na bliźniaków przystało. Tak jak ja potrafili bez mrugnięcia okiem poderżnąć komuś gardło.

To jemu właśnie Sant przekazywał moje rozkazy i to do niego należało dopilnowanie, aby były wykonane. Zjebał sprawę z Dario i Arturo, ale wiem, że teraz będzie się zajebiście pilnował. Ten skurwiel leżący na podłodze, to w gruncie rzeczy jego zasługa.

- Powiedz mi jeszcze raz, jak go namierzyliście?

- Standardowo. Ochrona zgłosiła, że facet zachowuje się dziwnie. Przesiedział przy barze jakiś czas pijąc tylko wodę, a potem zerwał się i ruszył na parkiet. Upatrzył sobie dziewczynę, ale ona spławiła go po jakimś czasie i skurwysyn znowu się przyczaił.

Nawet wiem, kogo sobie ścierwo upatrzyło. W trakcie naszej, jakże miłej pogawędki dowiedzieliśmy się, że pracuje dla Bratvy i jest jakimś jebanym podrzędnym szczurem, który w klubach wygarnia dziewczyny na zamówienie. Ostatnio to głównie blondynki, które za swoje następne miejsce zamieszkania będą miały zapchlony burdel gdzieś w Meksyku lub w Kolumbii, gdzie będą rżnięte przez członków karteli narkotykowych.

Nic dziwnego, że dziewczyny znikały tak często. Grupowe gwałty i tortury to nie wakacje na gorącym piasku. Po kilku tygodniach zostawały z dziewczyn zaledwie kupki szmat. Gwałcone dzień i noc przez zwyrodnialców.

Na samą myśl, że gdyby nie moja interwencja Alexia byłaby w drodze do takiego miejsca, dostawałem pierdolca. Nie mam jebanego pojęcia, dlaczego utkwiła w mojej głowie. Jest kurewsko bezczelna, doprowadza mnie do wściekłości i najchętniej wyjebałbym ją ze swojego biura.

Właśnie to... Teraz to już czas przeszły. W tej chwili, po tym jak miałem ją nabitą na swojego kutasa, nie było jebanej opcji, że pozbędę się jej tak szybko. Prawie zmiażdżyła mi fiuta i teraz, gdy już wiem, jakie to uczucie być w niej, mam zamiar dopilnować, żeby jedynym kutasem, który będzie ją pieprzył, był mój.

- Co z dziewczyną?

Wyczułem nagłe zainteresowanie Santa. Nie powiedziałem mu, jakie mam plany względem Alexi. Nawet nie wiedział, że była w klubie i to właśnie ją chciał naćpać ten skurwiel. Nie to, że miałem coś do ukrycia. W końcu to ja byłem szefem i moje decyzje nie podlegały żadnym negocjacjom. Sprawa była dużo prostsza i tak kurwa idiotyczna, że szkoda gadać.

Nie mam zamiaru dopuścić gnoja w pobliże mojej własności. Ten skurwiel, ze swoją gładką buźką i umiejętnością dostania się pod majtki każdej kobiety, nie zbliży się do niej. Ufałem mu, ale... Kurewskie ale, które czułem po raz pierwszy w życiu. Ta jebana niepewność mnie rozpierdalała, a to wszystko za sprawą i przez tę małą wiedźmę, D'Angelo.

Co w niej jest takiego? Dlaczego od pierwszego spojrzenia na tę kobietę byłem tak kurewsko słaby? Powinna nie żyć. W moim świecie nie było miejsca na odruchy serca, czy współczucie. Każdy taki objaw to śmierć. Jeżeli wrogowie zorientują się, że masz kurewsko słaby punkt, bez wahania wykorzystają to, żeby cię zniszczyć.

Dlatego nigdy nie miałem jednej stałej kochanki. Po pierwsze, żeby ich nie zabijali jak much na ścianie, a poza tym, cholernie szybko się nimi nudziłem. Co prawda Natalia i Melinda trwały przy mnie najdłużej, ale nie miały mnie na własność. Bez problemu, nawet w tej chwili, mógłbym oddać każdą z nich moim ludziom i patrzeć, jak pieprzą się z nimi na moich oczach.

Ale nie daj Boże, żeby któryś z nich znalazł się za blisko Alexi D'Angelo... Nawet Sant... Urządziłbym krwawą łaźnię, jakiej nie widział mafijny świat.

- Dario zameldował, że wróciła do domu – odpowiedział zerkając na mnie.

Przechyliłem głowę na prawe ramię, starając się rozluźnić zesztywniałe mięśnie. Coś czułem, że nie do końca spodoba mi się to, co za chwilę usłyszę. Biorąc głęboki oddech zadałem pytanie, na które kurewsko mocno chciałem poznać odpowiedź.

- Sama?

- Z Rogersem.

Odrzuciłem głowę do tyłu, modląc się o jebaną cierpliwość i spokój. Jebany gnój... Jak nie mój ojciec, to pierdolony ruski pachołek. Teraz jeszcze, albo raczej wciąż, Rogers. Spojrzałem przez ramię na Santa, posyłając w jego stronę pytające spojrzenie. Chyba, kurwa, zapomniał co miał zrobić.

- Sant?

- Ogarniamy temat – niezrażony moim groźnym tonem pospieszył z wyjaśnieniami.

- Czyli dokładnie co, Sant?

Ten otworzył usta, aby mi odpowiedzieć i w tej samej chwili nasz zdychający na kamiennej podłodze amator GBH zaczął jęczeć. Wyrwałem broń zza paska spodni i mijając Ignacio podszedłem do ścierwa. Ogłuszający dźwięk trzech wystrzałów wstrząsnął pomieszczeniem, odbijając się echem od kamiennych ścian i korytarzy.

Wyważonym ruchem umieściłem pistolet za paskiem i podszedłem do Santa, zatrzymując się naprzeciwko niego.

- Uprzątnijcie to gówno – rzuciłem za siebie. – Odpowiedz, Sant. Co dokładnie ogarniacie?

- Najpóźniej we wtorek będziesz miał na biurku wszystko, co na nią znaleźliśmy.

- Miałeś zrobić porządek z jebanym Rogersem – warknąłem wkurwiony, że ten kutas wciąż kręcił się koło mojej własności.

Ja pierdolę! W tej chwili ta mała zadziora była z nim sama w domu. Wiem, że wypiły z koleżankami od chuja tych cholernych drinków, więc mogłem tylko podejrzewać, w jakim była stanie. Jednego amatora jej cipki właśnie skasowałem, to jeszcze mam na głowie Rogersa.

Dlaczego, do chuja jasnego, nie pomyślałem wcześniej o kamerach w jej apartamencie? Kurwa! Nie musiałbym się teraz wkurwiać i zastanawiać, czy ten skurwiel nie dobiera się do pijanej dziewczyny. Chryste! Nie chciałabym być w jego skórze, jeżeli okaże się, że to zrobił. Rozjebałbym go na strzępy...

- Sebastiano, do chuja! Pomyśl rozsądnie. Nie mogłem tak jebnąć z mostu i zaproponować mu roli, zaledwie kilka dni po tym, jak był na przyjęciu, na którym przypominam, naćpałeś jego laskę.

- Radzę ci, zamilknij – warknąłem zaciskając pięści.

- Co się z tobą, do chuja, dzieje? Od tamtego przyjęcia jesteś, kurwa, nieprzewidywalny. Robisz rzeczy, których nigdy bym się po tobie nie spodziewał i zawziąłeś się na dziewczynę, zamiast ją zlikwidować. Przypominam ci... Pracuje z tobą. Nie przelecisz jej – położył dłoń na moim ramieniu. – Kurwa, stary... Zrozum, zaraz zacznie się jebany burdel, gdy zjadą z Sycylii. Mamy na karku wojnę z Bratvą, pieprzonego pakhana i jego wnuka, i więcej problemów niż warta jest tego jedna cipka.

Miałem ochotę roztrzaskać mu twarz... Wiem, że skurwiel ma rację. To nie był najlepszy czas na to co chciałbym zrobić z Alexią. Szykowałem się do przejęcia władzy, miałem kreta w swoich szeregach i Ruskich na karku, Sycylijczyków i całą masę innych problemów. Jeżeli teraz okażę słabość i przez jedną cipkę, nawet tak zajebiście doskonałą, dam się zaskoczyć, będę skończony. Żaden capo nie uzna we mnie swojego zwierzchnika. A wtedy poleje się krew, bo przysięgam, siłą odbiorę to, co należy mi się z racji urodzenia.

Dobrze, że nie powiedziałem Santino o tym, co zrobiłem. Zna mnie i wie, że nigdy bym nie tknął kobiety, która dla mnie pracuje. Dziwki to inna sprawa. Jeżeli teraz powiedziałbym mu, że zaledwie kilka godzin temu, zerżnąłem swoją asystentkę, kazałby mi się zbadać. Pierdoliłby mi potem latami, a tego za chuja chciałem sobie oszczędzić. Jestem zajebiście cierpliwym człowiekiem, ale w którymś momencie takiego mielenie ozorem, odstrzeliłbym gnoja, albo odciął mu język.

Niech będzie...

Sebastiano Rivas- Riina będzie teraz szykował się do przejęcie władzy. Zaplanuję wszystko, łącznie ze ślubem, najlepiej, gdyby odbył się w przyszłym roku, a może i za dwa lata. Nie spieszy mi się zakładać na szyję obrożę. Najpierw chcę się napawać władzą i zrobić porządki we własnych szeregach. Dopiero potem znajdę czas na pierdolony ślub i zapłodnienie żony.

Ale jest jeszcze Dev... Ja pierdolę! Jeszcze nigdy nie byłem tak kurewsko podekscytowany jak teraz na myśl, że od dzisiaj Alexia D'Angelo należy, kurwa, do mnie!

***

Lexi...

Przez cały weekend przebywałam w jakiejś dziwnej rzeczywistości. Dzięki Bogu, że Grant nie zauważył tego, co się ze mną dzieje, w przeciwnym wypadku nie dałby mi żyć. Snułam się od okna do okna, zastanawiając się, czy nie zadzwonić do dziewczyn. Potrzebowałam rozmowy. Zwykłej rozmowy w niezwykłej sprawie.

Czy to moralniak? Czy to dlatego czułam się tak cholernie źle? Tysiące myśli kotłowało się w mojej głowie od piątkowej nocy. Odtwarzałam w myślach każdą jedną minutę, każdy jeden dotyk. Wciąż czułam na sobie te gorące usta, miękkie i delikatne, i ochrypły szept ogrzewający mój policzek. Ten słodki ból, gdy wszedł we mnie z głuchym warknięciem, przytrzymując przy biodrach. Kurwa! Sytuacji wcale nie poprawia wciąż dzwoniący telefon i dziesiątki wiadomości...

Dlaczego wciąż do mnie dzwoni? Za każdym razem, gdy telefon zaczynał podskakiwać wprawiony w ruch wibracjami, serce zamierało mi w piersi. Widząc na ekranie nowojorski numer telefonu, zaciskam zęby, modląc się, żeby przetrwać ten cyrk do poniedziałku.

Przez cały weekend starałam się skupić na pracy. W niedzielę na firmową pocztę wypłynęła ciekawa oferta na budowę hotelu od nowojorskiej firmy, która jest właścicielem luksusowych budynków na całym świecie. Ciekawiło mnie, czy Szatan będzie równie zaciekawiony tym projektem. Co bym o nim nie myślała, dupek zdecydowanie ma głowę do interesów.

Udało mi się również ogarnąć sprawy w biurze Danielo, który podczas swojej nieobecności poprosił mnie o kierowanie jego sprawami. Szykowała się mała utarczka z Bertą, ale nie pozwolę sobie, żeby traktowała mnie w taki sposób, jak to zrobiła ostatnio.

W poniedziałek rano jak zwykle pojawiłam się w biurze gotowa zmierzyć się z dupkowatym szefem. Miałam pecha, bo drań wyjątkowo pojawił się w firmie przede mną. Czyżby grzechy nie pozwoliły Szatanowi spać?

Na całe szczęście, nie wychylił się ze swojego Piekła, co pozwoliło mi zająć się moimi sprawami. Przez to, że wszystko ogarnęłam już w niedzielę, nie miałam kompletnie nic ciekawego do roboty. Siedziałam pijąc kolejną kawę i kręcą młynka palcami wpatrywałam się w ekran laptopa. Ponownie w moich myślach pojawiły się niechciane wspomnienia.

Cholera! Dlaczego bez przerwy myślę o tym, co wydarzyło się w piątkową noc w klubie Silver? Nigdy wcześniej nie zachowałam się w tak całkowicie bezmyślny sposób. Boże! Dałam się przelecieć zupełnie obcemu facetowi. Nawet nie wiem, jak wyglądał! Ale do diabła! To był najlepszy seks w moim życiu! Po cholerę mi wiedzieć, jak wyglądał? Chodziło tylko o jednorazowy numerek, nic więcej. Nigdy więcej się z nim nie spotkam.

Dlatego dzisiaj zaraz po przyjściu do pracy poszłam do działu IT. Trochę się zdziwili, gdy poprosiłam o zablokowanie wszystkich numerów ze starego telefonu, poza tymi, które im podałam. Nie było ich znowu tak dużo. Dziewczyny, Grant, Danielo i zaledwie kilka z czasów studenckich. No i oczywiście numer do samego rogatego, a jakże! Zdałam sobie sprawę, jak bardzo pochłonęła mnie praca i kariera. Byłam samotna. Otoczona przez ludzi i samotna...

Czy właśnie tak ma wyglądać moje życie? Upragniona firma, spełnienie marzeń i jeszcze więcej samotności? Znam siebie, jestem pracoholiczką, dążącą do perfekcji. Jednak, aby osiągnąć zamierzone cele, będę musiała poświecić im całą siebie. Priorytety... Miałam swoje priorytety i gdyby ktoś mnie teraz zapytał, bez wahania powiedziałabym, że ten krótki przystanek, jakim była praca osobistej asystentki, miał w rzeczywistości doprowadzić mnie do tego, o czym marzyłam od lat.

Stabilizacja zawodowa i finansowa, pozwoli mi zrealizować moje największe pragnienie. Dowiedzieć się, kim tak naprawdę jestem i skąd się wzięłam. Nie miałam w planach spotkać się ze swoimi biologicznymi rodzicami, o ile jeszcze żyją. Na to było już za późno.

- D'Angelo!

Chryste! Czy ten facet nie potrafi normalnie mówić, tylko musi się tak wydzierać, żeby całe biuro go słyszało? Westchnęłam zaciskając ze złości zęby i policzyłam w myślach do dziesięciu. Lexi, czy ty naprawdę chcesz, żeby tak cię traktował? Czy to wszystko jest tego warte?

Zdecydowanie tak. Ostatni szef, z jakim będę miała do czynienia, a potem niech się dzieje, co chce... Nawet, gdybym musiała znosić go przez nadchodzący rok...

Jak zwykle, gdy wzywał mnie do swojej jaskini, wtoczyłam do środka swój fotel. Wiedziałam, że pod okularami, za którymi się chował, patrzy na mnie z wściekłością.

- Masz zamiar za każdym razem targać tutaj to ustrojstwo? – warknął, a ja poczułam każdą jedną literkę jak rozżarzone iskry, pełzające po moim ciele.

Cholera! Myślałam, że jak spuszczę trochę nagromadzonej we mnie pary, to mi przejdzie. Myliłam się, choć z drugiej strony, właśnie w taki sposób wpływał na ludzkie odczucia ten rogaty demon. Kusił tym, czego człowiek najbardziej potrzebował. Skoro moje biedne libido ocknęło się, jak śpiąca królewna, to znaczy, że będzie trzeba z tym coś zrobić i to na większą skalę, niż pierwotnie myślałam. Jednorazowy numerek to chyba za mało...

- Jak najbardziej – rzuciłam z bezczelnym uśmiechem ignorując jednocześnie wilgotną bieliznę.

- Bóg mnie pokarał pyskatą asystentką – mruknął, jakby do siebie.

- Wiedział co robi – uśmiechnęłam się widząc na jego twarzy wyraz zdziwienia.

- Czyżby kolejny z ukrytych talentów? Będę o tym pamiętał – wyrzucił z siebie.

Od naszego piątkowego starcia, zachowywał się dziwnie spokojnie. Obyło się bez większych spięć, poza tym rykiem przed chwilą i nawet nie skomentował zamówionej przeze mnie kawy. Wiem, że pije czarną, ale z czystej przekory, zamawiałam wszystkie jak leci. Co godzinę, jak w zegarku, zjawiała się znana mi skądinąd kelnerka, z tym, że już nie musiała uciekać w popłochu, jak za pierwszym razem. Nie wiem, czy rzeczywiście wypijał te litry kawy, czy ukradkiem wylewał je w czasie mojej nieobecności. Jednym słowem, osiągnęłam mały sukces.

- Jak ci zapewne wiadomo, mój ojciec wyjechał, więc podczas jego nieobecności, jesteś odpowiedzialna za jego biuro. Będziesz musiała tak zorganizować sobie czas, żeby być na bieżąco z pracą.

- Mogę przenieść się na ten czas do drugiego biurowca – zaproponowałam nie wspominając słowem, że mam wszystko ogarnięte z kilkudniowym wyprzedzeniem.

Wydawało mi się to logicznym posunięciem. Tak w zasadzie, nie miałam tutaj nic do roboty, no chyba, że wysłuchiwanie jego wrzasków i złośliwość miało stanowić zakres moich obowiązków. Z dala od tego miejsca będę mogła w spokoju pracować.

- Nie ma mowy – odpowiedział twardym tonem, nie przerywając pisania na laptopie. – Masz być tutaj.

- Tam jest więcej pracy...

Wyprostował się, jakbym zdzieliła go przez plecy ognistym biczem i zwrócił twarz w moją stronę. Przez chwilę patrzył na mnie, a przynajmniej tak wyglądało, zaciskając usta w wąską kresę.

Cholernie przystojny z niego Szatan, to muszę niestety przyznać. Czarne włosy wciąż gładko zaczesane do tyłu i zastanawiałam się dlaczego tak je układa. Pasowałaby mu jakaś roztrzepana fryzura, albo wygolone boki i dłuższa góra. Miał do tego idealne rysy twarzy. Szerokie czoło, ślad zarostu na kwadratowej szczęce i cholernie ponętne usta. Gdyby nie zaciskał ich tak często, miałabym ochotę wgryźć się w nie własnymi zębami.

O cholera! Czy ja naprawdę właśnie to pomyślałam? Lexi, całkiem ci już odbiło? Już błysnęłaś zajebiście wspaniałym pomysłem, po którym nie mogłaś siedzieć przez całą sobotę!

- Czyżbyś się skarżyła? – miękki głos nie mógł zatuszować groźnej nuty brzmiącej w każdym słowie. – Odniosłem wrażenie, że nie lubisz się zbytnio przemęczać. Poza wątpliwym gustem dekoratorskim i napisaniu kliku listów, nie robiłaś nic wartego tej horrendalnej pensji, którą wyłudzasz od firmy. Nie jesteśmy instytucją charytatywną, D'Angelo. Na każdego dolara, który wpłynie na twoje konto, będziesz musiała ciężko zapracować.

Zacisnęłam pięść, przyciskając dłoń do uda. Pieprzony dupek! Był w firmie raptem trzy razy i śmie mi zarzucać, że nic nie robię?

- Jasne – rzuciłam z kpiącym uśmiechem, powstrzymując się przed wyrzuceniem pięści. Prosto w jego wykrzywione w ironicznym grymasie usta. – Nic nie robię, tylko leżę i pachnę.

- Jakoś nie zauważyłem, żebyś była choć odrobinę zajęta. Dokumenty, które zostawiłem, wciąż czekają, aż znajdziesz w swoim napiętym grafiku trochę czasu, aby zrobić z nimi to, co kazałem – mroczny ton ochłodził temperaturę powietrza.

Znowu jedno z tych słów, których nienawidziłam. Kazałem... Kim ja niby, u licha, jestem? Jego osobistą służącą? Fakt, odpuścił sobie temat kawy, ale zaczyna mnie cholernie irytować sposób, w jaki się do mnie zwraca.

Rzuciłam okiem na szklany stół stojący po lewej stronie. Pamiętam, jak rzucił tymi teczkami, rozsypując ich zawartość. Jak znam życie, kazał sprzątaczce pozbierać wszystko, sądząc ze sterty byle jak położonych kartek.

- To nie ja tak sponiewierałam te dokumenty – odpowiedziałam wzruszając ramionami.

Wiedziałam, że ciągnę rogatego za ogon, ale jak raz pokażę choćby odrobinę słabości, wykorzysta to, żeby mnie zniszczyć.

- Chyba mnie nie zrozumiałaś, D'Angelo. Ja mogę wszystko. Mogę tak uprzykrzyć ci życie, że ze łzami w oczach i na kolanach będziesz mnie błagała, żebym podpisał twoją rezygnację. Mogę stać się twoim najgorszym koszmarem. Nie obchodzi mnie, z kim sypiasz, D'Angelo. Nie jestem moim ojcem i nie dam ogłupić się jakiejś blond cizi, bo dobrze się pieprzy. Takich jak ty mam na pęczki. Masz pracować. Mam widzieć cię każdego pieprzonego dnia za twoim biurkiem i masz, do kurwy nędzy, robić to, co ja ci każę! Weź te kurewskie papiery i wynocha z mojego gabinetu! – krzyknął zrywając się z fotela.

O co, u licha, mu chodzi? Próbowałam sobie przypomnieć, czym mogłam spowodować ten niezrozumiały wybuch wściekłości. Na Boga! Ten facet ma nierówno pod sufitem. W jednej chwili rozmawia normalnie, a w następnej wrzeszczy, jak opętany!

Przez kilka sekund trwaliśmy w niemym pojedynku. Czułam, jak serce uderza mi w piersi, uderzając niczym młot. Tych kilka sekund... Odwróciłam się na pięcie i bez słowa zgarnęłam ze stołu rozsypane dokumenty. Dopiero, gdy zamknęłam za sobą drzwi zorientowałam się, że zapomniałam o swoim fotelu. Ze złości cisnęłam teczkami, które kolejny raz rozsypały się w totalnym nieładzie na moim biurku. Nie wrócę tam! Mogę stać nawet do wieczora, ale nie wrócę po cholerny fotel!

- Chcę się zobaczyć z Sebastiano.

Szarpnęłam głową, patrząc na kobietę stojącą w progu mojego gabinetu. Od razu ją rozpoznałam z licznych zdjęć w Internecie. Jeszcze tylko jej brakowało mi do pełni pieprzonego szczęścia! Melinda Cesar jest modelką, raczej nie taką z wyższej półki, jak Serena, i karierę zrobiła raczej przez łóżko, bo jakoś bardzo trudno znaleźć w niej coś szczególnego, co wywindowało ją na pierwsze strony magazynów mody.

Jak twierdził brukowa prasa, stała kochanka Sebastiano Rivas i to chyba wyjaśnienie jej zawrotnej kariery. Są ze sobą już od kilku lat i choć Sebastiano spotyka się również i innymi kobietami, zawsze wraca do czarnowłosej modelki. Z krążących w biurze plotek, które mimo wszystko do mnie docierały dowiedziałam się, że ojciec tej piękności robi jakieś interesy z młodym Rivas. Mało tego, obydwie rodziny doskonale się znają, a co za tym idzie, pogłoski o małżeństwie Sebastiano z Melindą coraz częściej pojawiają się nie tylko na łamach bulwarowej prasy.

Wracając do przyszłej pani Rivas...

Pierwsze wrażenie zwykle bywa mylące, pomyślałam obserwując jej piękną twarz. Ale nie. Tym razem się nie pomyliłam. Suka... To pierwsze, co przyszło mi go głowy, patrząc jak mierzy mnie wzrokiem. Skrzywiła odęte usta, patrząc z widoczną pogardą na mój ubiór. Smród jej ciężkich duszących perfum wypełnił powietrze.

- Kim ty jesteś? – parsknęła.

Zanim miałam szansę otworzyć usta, ponownie wbiła we mnie swoje ślepia, mierząc obraźliwym spojrzeniem. Co za małpa, pomyślałam.

- No?! Na co czekasz? Powiedziałam, że chcę się widzieć z Sebastiano – fuknęła z dość mocno słyszalnym włoskim akcentem.

Prawie się wzdrygnęłam. Jej głos brzmiał jak skrobanie paznokciami po tablicy. Wredna suka! Zanim zdążyłam otworzyć usta, szklane wrota za moimi plecami otworzyły się z rozmachem i stanął w nich właściciel Piekła. Gniewnym ruchem popchnął w moją stronę fotel, uderzając w moje kolano.

- Zabieraj to cholerstwo – warknął patrząc gniewnie.

- Sebastiano?

Spojrzał w stronę stojącej nieruchomo modelki i nagle na jego twarzy pojawił się wyrachowany uśmiech. Zimny dreszcz przeczołgał się po moim kręgosłupie, gdy patrzyłam jak trzema długimi krokami pokonał dzielącą ich odległość i nie odrywając ode mnie lustrzanego spojrzenia przechylił ją i wpił się ustami w jej usta. Całował ją, patrząc na mnie. Położył dłoń na opiętym sukienką pośladku i wbił długie palce przyciągając do swoich bioder.

Jęk rozkoszy, który wypłynął z ust kobiety brzmiał tak fałszywie, że prawie parsknęłam śmiechem. Jakim cudem facet taki, jak Rivas nie zorientował się, że ona udaje?

- Chciałaś coś powiedzieć, D'Angelo?

- Absolutnie nie, signor Rivas.

- Bierz się do roboty – warknął prostując się. – Do lunchu masz się nie ruszać z tego miejsca.

Nie czekając na moją odpowiedź, wprowadził do środka kobietę, obejmując ją zaborczo w pasie i zamknął drzwi. Odetchnęłam głęboko zaciskając powieki. Dopiero po chwili poczułam, jak coś ciepłego spływa po mojej prawej nodze. Spojrzałam w dół. Z rozciętej skóry na kolanie sączyła się krew. Skaleczenie było dość głębokie i zaciskając usta wyciągnęłam z torebki kosmetyczkę. Oczyściłam ranę chusteczkami do demakijażu i założyłam plaster. Dopiero wtedy usiadłam trzęsąc się z bólu i gniewu.

Nawet nie przeprosił! Wiedział, że zranił mnie w kolano. Widziałam, jak spojrzał na moje nogi i nawet jeden mięsień nie drgnął na jego twarzy. Zerknęłam na zegarek. Do lunchu została godzina. Kolano pulsowało niemiłosiernie i chyba powinien zobaczyć to lekarz, ale choćbym miała paść za tym biurkiem trupem, albo wykrwawić się na moją piękną nową wykładzinę, nie ruszę się stąd, aż do przerwy.

Zignorowałam stertę dokumentów, zresztą kolejny już raz i wzięłam się do pracy. Napisałam do sekretarki Danielo, żeby informowała mnie o wszystkim, co się będzie działo podczas jego nieobecności, uprzedzając, że zjawię się w biurze tak szybko, jak tylko będę mogła. Jak znam życie, ta wredna baba czytając to wykrzywia się do ekranu, pokazując mi środkowy palec. Potem napisałam listy, które wcześniej ten dupek przesłał mi na pocztę i zostawiłam na biurku do podpisu.

Słysząc jęki dobiegające z jego gabinetu, założyłam słuchawki próbując skoncentrować się na pracy.

- Biuro, a nie burdel? – warknęłam, jakiś czas później, zamykając laptop. Ta czarnowłosa harpia jęczała, jak gwiazda filmów pornograficznych. – Wolne, kurwa, żarty!

Za pięć minut będę mogła spokojnie wyjść na lunch. Jak dopisze mi szczęście, po tak porządnym pieprzeniu, jakiego musiałam wysłuchiwać w przeciągu ostatniej godziny, humor Szatana znacznie się poprawi. Mężczyźni to w zasadzie proste i nieskomplikowane istoty. Trochę seksu i chodzi taki w skowronkach przez cały dzień.

Punktualnie o dwunastej schyliłam się wyciągając torebkę z dolnej szuflady. Prostując się spostrzegłam stojącego przed moim biurkiem mężczyznę. Bardzo przystojnego mężczyznę, dodam. Miał co najmniej sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, ciemne włosy, cholernie seksowny kilkudniowy zarost na kwadratowej szczęce i przepiękne jaskrawo niebieskie oczy. Ubrany w eleganckie spodnie i koszulę, która opinała jego szeroką klatkę piersiową, wyglądał cholernie gorąco. Mój wzrok przyciągnęły usta mężczyzny.

- Przepraszam – rzuciłam wyciągając airpody. – Nie słyszałam pana.

Uśmiechnął się patrząc na mnie, jak na jakieś znalezisko. Ja i moje gówniane szczęście! Kolejny, który myśli, że jest królem pieprzonego świata!

- W czym mogę pomoc? – zapytałam tłumiąc ogarniającą mnie złość. Facet właśnie marnował moje bezcenne minuty wolności.

- Przyszedłem do Sebastiano. Zastałem go?

Miał cudownie piękny głos. Takim głosem mógł skusić niejedną kobietę. Dodaj do tego dziewczyno atletyczną sylwetkę, z wyraźnie zarysowanymi pod opiętą koszulką mięśniami klatki piersiowej i brzucha, i możesz mieć kłopoty. Jego twarz wydawała mi się znajoma, ale nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie go widziałam.

- Jest, ale o ile nie chce pan zostać rogiem w figurze geometrycznej, to radzę przyjść później.

- Rogiem? Chyba nie rozumiem.

- Jakby to powiedzieć – zaczęłam zarzucając torebkę na ramię. – Jest teraz nieco... Zajęty? Przepraszam, ale właśnie zaczęła się moja przerwa. Jak pan chce, to może poczekać, ale osobiście odradzałabym zostanie tutaj. To może jeszcze chwilę potrwać.

Widząc jak stoi nieruchomo z pytającym wyrazem twarzy postanowiłam w końcu się nad nim zlitować. A wyglądał mi na inteligentnego faceta.

- Jest tam pani Cesar – powiedziałam z głębokim westchnięciem. – Jeżeli ma pan ochotę na trójkąta, to śmiało, może pan dołączyć. Powinien pan jednak wiedzieć, że ta kobieta miała trzy orgazmy, każdy odegrany wręcz Oscarowo. Przepraszam, cztery. Właśnie odegrała kolejny – rzuciłam zniesmaczone spojrzenie na szklane drzwi. – Ja w każdym bądź razie, nie mam zamiaru słuchać tego dłużej.

Ruszyłam w stronę drzwi. Potknęłam się, czując, jak kolano pulsuje coraz bardziej.

- Nic się pani nie stało? – silne ramię uchroniło mnie od upadku.

- Niezdara ze mnie – zaśmiałam się zakrywając zranione miejsce torebką, gdy spojrzenie mężczyzny spoczęło na moich nogach.

- Zraniła się pani!

- To nic takiego – oswobodziłam ramię i zaciskając usta z bólu, skierowałam się w stronę wind i głównej recepcji. – Clary, gdyby ktoś o mnie pytał, wyszłam na lunch. Wrócę trochę później, bo muszę zajrzeć do One Plaza i uzgodnić kilka szczegółów z sekretarką pana Danielo.

- W porządku – odpowiedziała patrząc ponad moim ramieniem.

Odwróciłam się chcąc sprawdzić, co takiego przyciągnęło jej uwagę. Byłam zdziwiona, że nieznajomy stał za mną. Nie słyszałam jego kroków i myślałam, że jednak został w moim biurze.

- Chyba jednak posłucham pani sugestii – powiedział z czarującym uśmiechem widząc, jak na niego patrzę. Wystrzelił przede mną i zanim dotarłam do wind, już trzymał dłoń pomiędzy rozsuniętymi drzwiami pustej kabiny. – Czy będzie to z mojej strony wielki nietakt, jeżeli zaproszę panią na lunch?

- Nie znam pana – oznajmiłam, gdy drzwi windy zasunęły się za nami, zamykając nas w ciasnej przestrzeni.

Wpatrywałam się w migające cyferki mijanych pięter prosząc w duszy, żeby chociaż raz się zatrzymała. Zazwyczaj windy są niemiłosiernie przepełnione, ale do licha, było już po dwunastej, a to oznacza, że większość pracowników biurowca już zjechała na przerwę.

Facet obok mnie wpatrywał się w mój profil. Jedyne co mogę mu przyznać na plus to to, że ani razu nie zmierzył wzrokiem mojego ciała. Oczywiście nie licząc tego, jak spojrzał na moje kolano. Jednak sygnały, jakie wysyłał były aż za bardzo czytelne.

- Przepraszam. Zapomniałem się przedstawić. Jestem Santino – wyciągnął opaloną dłoń i spokojnie czekał na mój ruch. - Santino Brassi.

- Lexi D'Angelo.

Uścisk jego dłoni był ciepły i delikatny. Nieoczekiwanie pochylił głowę i muskając ustami, złożył delikatny pocałunek. Zdziwiona tym jakże szarmanckim i typowo europejskim gestem, stałam oszołomiona wpatrując się w błyszczące niebieskie oczy. Nie. Zmieniłam zdanie. Ten facet jest nie tylko bardzo przystojny. Jest grzesznie smakowity. Każda kobieta oddałaby wszystkie swoje buty i sukienki, żeby poczuć na sobie nie tylko jego przeszywające spojrzenie.

Problem? Zupełnie na mnie nie działał. No, może troszeczkę, ale nie na tyle, żebym chciała coś z tym fantem zrobić. Pobudka, libido! Przed tobą mega seksowny facet!

- To co? Mogę liczyć na twoje towarzystwo? – uśmiechnął się uwalniajac moją dłoń z wyraźną niechęcią.

- Chciałam iść do baru za rogiem – powiedziałam wychodząc z windy.

- Pojdę z tobą, ale jeżeli nie masz nic przeciwko temu, to chciałbym cię zaprosić do restauracji...

Pomyślałam o tym, co zostawiłam za sobą na ostatnim piętrze. Z jakiegoś powodu Szatan był wyraźnie wkurwiony. Albo nie wyżył się w weekend, albo wkurzyła go jego modelka. Pewnie za często otwierała usta i to nie po to, żeby zrobić mu dobrze. Aż wstrząsnął mną dreszcz na wspomnienie głosu włoskiej jędzy.

- W zasadzie... Czemu nie? – uśmiechnęłam się do mężczyzny.

- Fantastycznie – rzucił wybierając piętro podziemnego parkingu.

Cholera! Ostatnio otaczają mnie same przystojniaki, a jeżeli ktoś pomyślał w tym momencie o tym chamie i prostaku w bajeranckich laserowych okularkach, to chyba nie widział stojącego obok mnie faceta. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak działa na kobiety.

- Co robiłeś w ostatni piątek?

Dosłownie oniemiałam, słysząc własne słowa. No kuźwa! Czy można było powiedzieć coś głupszego?

- Przepraszam? - zmieszał się wyraźnie zerkając na mnie.

Doskonale wiem co oznaczała jego mina. Poza tym, bądźmy szczere w tym temacie. Facet wygląda, jak brat bliźniak w grzechu samego Szatana, tak na marginesie zna go i mam tylko nadzieję, że jest to przelotna znajomość, czy coś w tym stylu. Po jego zaskoczonej minie wnioskuję, że nie spędził piątkowej nocy na modlitwie w kościele. Raczej powiedziałabym, że było na bogato przez całą noc. Ciekawe, czy się mylę, ale już nie ośmielę się zapytać.

W milczeniu zjechaliśmy na parking, gdzie mężczyzna poprowadził mnie do lśniącego krwistą czerwienią Porsche. Zaśmiałam się, zajmując miejsce w luksusowym wnętrzu. Obserwowałam przez przednią szybę, z jaką gracją porusza się obchodząc maskę auta. Santino zajął miejsce za kierownicą i patrząc na mnie z uśmiechem, wsunął na nos okulary przeciwsłoneczne. No ja pieprzę! Dokładnie takie same, jak Szatan!

- Dlaczego się śmiejesz? – zapytał rzucając mi zaciekawione spojrzenie.

- Nic, takie dziwne skojarzenia – odpowiedziałam.

- Odnośnie mnie, mojego samochodu? Widziałem twój uśmiech, gdy zobaczyłaś moje auto. Nie lubisz Porsche?

- Przepraszam, może moje zachowanie nie było miłe. Naprawdę, zwykłe skojarzenia – widząc jego minę postanowiłam wspomnieć tylko o jednej rzeczy. – Masz dokładnie takie same okulary, jak mój szef.

- Nie podobają ci się? – zapytał z uśmiechem. – Mogę je zdjąć.

No i powiedzcie... Czy nie można być tak miłym, jak ten mężczyzna?

***

Trzy godziny później, po lunchu w doskonałej restauracji i wizycie w prywatnym gabinecie lekarskim, do którego Santino zaciągnął mnie niemal na siłę, i gdzie przemiły starszy doktor założył mi trzy szwy na rozcięte kolano, weszłam do swojego gabinetu. Noga wciąż mnie bolała, ale po zażyciu leków przeciwbólowych mogłam chodzić, prawie nie kulejąc.

Nie patrząc nawet na szklaną ścianę, zabrałam z biurka rozsypane w nieładzie dokumenty i poszłam do sali konferencyjnej. Korzystając z długiego stołu rozłożyłam kartki, nie starając się ich czytać. Zerknęłam tylko na kilka pierwszych słów na górze i u dołu strony. Oddychając głęboko, wzięłam do ręki pierwszą stronę i bez wahania zaczęłam krążyć dookoła zbierając kolejne. Dwadzieścia minut później wszystkie cztery teczki były ponownie skompletowane.

Była to umowa na zakup sporej ilości gruntu, wraz ze wszystkimi niezbędnymi badaniami gleby, pomiarami i urzędowymi zezwoleniami pod budowę jakiegoś dużego ośrodka albo hotelu. Kolejne miliony, które zarobi, prychnęłam pod nosem. Niby co ja mam z tym teraz zrobić?

- Halo? – byłam tak zamyślona, że nie usłyszałam, gdy drzwi uchyliły się ukazując twarz jednego z dyrektorów finansowych konsorcjum. – O, to ty Lexi. Ukrywasz się?

Cameron Duncan był mężczyzną po czterdziestce. Zawsze ubrany jak spod igły, w markowe garnitury i jedwabne koszule. W zasadzie był nieszkodliwy, taki typ podrywacza gawędziarza. Kilka razy zaprosił mnie na kolację, ale grzecznie odmówiłam. Polityka firmy zakazywała bliższych kontaktów pomiędzy pracownikami wyższego szczebla. Było kilka wyjątków wśród starszych stażem pracowników, ale nie pracowali w tym samym biurowcu.

- Tak jakby – odpowiedziałam bez uśmiechu.

Nie miałam czasu na pogawędki, a Cameron jak się rozkręcił, potrafił zmarnować czas opowiadając o ostatniej partyjce golfa, czy koncercie w filharmonii.

- Mogę ci w czymś pomoc? – zapytał zamykając drzwi.

- Dziękuję, ale właśnie skończyłam – przycisnęłam teczki podchodząc do niego. – Co ty tutaj robisz?

- Byłem na spotkaniu z szefem – odpowiedział wychodząc za mną. Czułam na karku jego przyśpieszony oddech. Dosłownie rozebrał mnie w kilka sekund! – Jest dzisiaj w podłym nastroju. Słuchaj, może umówiłabyś się ze mną na kolację? Albo... O cholera! Na mnie już czas – rzucił niespodziewanie.

Patrzyłam, jak klucząc pomiędzy biurkami biegnie w stronę wind. Wyglądał, jakby ścigały go wściekłe psy. Nie, nie psy. Raczej jeden wyraźnie niezadowolony diabeł, pomyślałam patrząc na stojącego nie dalej jak metr ode mnie Sebastiano Rivas. Musiał się przebrać, ponieważ miał na sobie czarną koszulę, zamiast szarej, w której był rano. Wściekłość, jaką emanował wysysała każdy gram powietrza z moich płuc. Odwrócił się na pięcie i zniknął w drzwiach do mojego gabinetu. Biorąc głęboki oddech ruszyłam za nim. Czułam na sobie zaciekawione spojrzenia pracowników. Awantura wisiała w powietrzu...

Stał w otwartych drzwiach do swojego biura, zaciskając szczęki.

- Do środka – warknął.

Przez chwilę trwaliśmy w niemym pojedynku. Napięcie wibrowało, jak membrana głośnika. Jeżeli kolejny raz ma zamiar na mnie wrzeszczeć, to nie ręczę za siebie. Nikt, a już w szczególności ten mężczyzna, nie będzie mną pomiatał. Obserwował przez te przeklęte okulary, jak podchodzę, ale nie ruszył się nawet na minimetr. Przeszłam obok niego, muskając ramieniem.

Pociemniało mi w oczach, gdy potężny wstrząs elektryczny wywołany tym nieoczekiwanym kontaktem prześlizgnął się wzdłuż mojego kręgosłupa. Czułam tępe pulsowanie w dole brzucha i wściekłam się na samą siebie. Dlaczego, do licha, reaguję tak intensywnie na jego obecność?! Nawet jego głos był dla mojego libido jak syreni śpiew.

- Gdzie, do cholery, byłaś pół dnia, D'Angelo?!

Nie udało mi się zapanować nad ciałem, gdy słysząc świszczący głos i ciepły oddech na skroni, drgnęłam gwałtownie. Nawet nie słyszałam, gdy podszedł do mnie!

- Na lunchu – rzuciłam ochrypłym głosem.

- Ponad trzy pieprzone godziny? O ile się orientuję, to wciąż jesteś tylko asystentką, a nie właścicielką tej firmy. Możesz być pewna, że odciągnę ci z pensji za każdą jedną minutę spóźnienia.

- Proszę bardzo – wyrzuciłam z siebie podchodząc do biurka.

Położyłam na nim dokumenty i odwracając się, szybkim krokiem minęłam wściekłego diabła. Jak burza wpadłam do swojego gabinetu, chwyciłam torebkę i wróciłam z powrotem. Wyszarpnęłam ze środka kopertę i rzuciłam na szklany blat.

- Twoje wypowiedzenie? – zapytał uśmiechając się jak bazyliszek. – Myślałem, że twardsza z ciebie sztuka. Wytrzymałaś ile? Dwa tygodnie? Nieźle będzie to wyglądało w twoim życiorysie, nie uważasz D'Angelo?

- Chciałbyś, Rivas – syknęłam podchodząc do drzwi.

- A ty dokąd? Jeszcze z tobą nie skończyłem.

- Ja skończyłam.

- Mówię do ciebie – nieoczekiwanie przed moją twarzą pojawiła się duża opalona dłoń. Odgłos uderzenia w szybę wypełnił gabinet wbijając się w moje uszy jak pocisk. – Nie prowokuj mnie, D'Angelo. Wiesz, czym to się może skończyć, prawda?

Odskoczyłam do tyłu, czując parzący oddech na karku. W lustrzanych szkłach widziałam odbicie swojej twarzy. Szeroko otwartych oczu i zaczerwienionych policzków. Krok za krokiem zmuszał mnie do cofnięcia się, aż pod kamienną ścianę. Zatrzymałam się czując na plecach chropowatą powierzchnię.

Jeden ruch więcej i obydwoje popełnimy cholernie wielki błąd...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro