Rozdział 12
Lexi...
Dev... Nowojorski numer telefonu i tylko trzy litery imienia. Czy to on? Z całą pewnością nie ja wpisałam to imię. Nie znam żadnego faceta o tym imieniu. I co to w ogóle za imię?
Skoro nie pamiętam jego twarzy, na pewno nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Poznałam już wystarczająco dużo osób związanych z modelingiem, żeby wiedzieć, że czasami za piękną powłoką nie kryje się zupełnie nic, albo to co tam jest, nie jest warte funta kłaków. Wystarczy wspomnieć o wszystkich przyjaciółeczkach na jedną noc mojego współlokatora.
Wykasowałam numer bo nie miałam zamiaru dzwonić do kogoś, kogo zupełnie nie pamiętałam i z uśmiechem na ustach wtuliłam się w poduszkę. Jutro czeka mnie drugi dzień z Szatanem i już nie mogłam się doczekać. Miałam kilka asów w rękawie, a jak i one zawiodą, zdam się na intuicję. Grant ma rację. Nie mogę pozwolić, żeby traktował mnie, jak swoją służącą. W końcu nie po to skończyłam studia, żeby parzyć kawę i być na każde zawołanie.
Tak... Tym razem jestem przygotowana...
Guido, tak jak poprzedniego dnia, czekał na mnie na parkingu przed moim domem. Chciałam jechać metrem, odkładając w czasie początek konfrontacji, ale zostało mi to uniemożliwione. Dwadzieścia minut później, wjeżdżając windą na ostatnie piętro, wszystko we mnie wibrowało z napięcia.
Mogłam udawać przed Grantem odważną i gotową do walki, ale prawda była znacznie bardziej pokręcona. Cholera, naprawdę podniecały mnie słowne utarczki z tym mężczyzną. Kręciło mnie to! Jak bardzo muszę być powalona, żeby czerpać seksualną satysfakcję, kłócąc się z Szatanem. Starając się pozbawić go tej zimnej, narzucanej kontroli. Chciałam zerwać mu z twarzy maskę, tak jak te cholerne okulary, którymi odgradzał się od ludzi. Ode mnie.
Aby wygrać bitwę, muszę poznać przeciwnika. Jego mocne i słabe strony. Wiedzieć, jak reaguje, gdy traci kontrolę.
Królestwo Szatana przywitało mnie ciszą i spokojem. Poza uśmiechniętą dziewczyną przy głównej recepcji, nie było jeszcze nikogo.
- Dzień dobry, Clary – powiedziałam zerkając nerwowo w stronę drzwi do mojego gabinetu.
- Będzie naprawdę dobry. Jest trochę poczty. Pan Rivas był tutaj z samego rana i zostawił dla ciebie te dokumenty – odpowiedziała uśmiechając się szeroko i podała mi stos teczek.
- Jest u siebie?
- Nie. Wyjechał na kilka dni. Nie powiedział kiedy wróci – dodała.
Wypuściłam powietrze dziwiąc się, że nie zemdlałam z braku tlenu. Słowa dziewczyny powoli docierały do mnie i z każdą sekundą na mojej twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech.
Miała rację. Ten dzień już zaczynał być bardzo dobry. Ponieważ wczoraj pojawił się zupełnie nieoczekiwanie, musiałam zrezygnować z remontu mojego gabinetu i dosłownie w ostatniej chwili wstrzymałam ekipę. Chwilowo.
- Zadzwoń do działu remontowego. Niech przyślą do mnie wszystkich pracowników – rzuciłam ruszając w stronę gabinetu z drepczącą za mną dziewczyną. – Znajdź mi proszę jakieś wolne biurko, gdziekolwiek. Nie mamy za dużo czasu, więc musimy tak wszystko zorganizować, żeby praca przebiegała bez zakłóceń.
- Zrobi się. Masz zamiar przemeblować swój gabinet?
Stanęłam w progu patrząc z uśmiechem na ostatnie chwile żywota tych wszystkich okropnych mebli, które kazał tu wstawić Szatan. We własnym legowisku mógł sobie robić, co tylko dusza zapragnie. O ile taką posiadał, w co zaczynałam wątpić.
- Coś w tym stylu – mruknęłam.
Przez następne godziny niecierpliwie oczekiwałam, aż praca dobiegnie końca. Nie potrafiłam skoncentrować się na swoich obowiązkach. Ba! Nawet nie zajrzałam do teczek, które po prostu rzuciłam na tymczasowe biurko. Bardziej interesował mnie postęp prac, niż te wszystkie papierki. Poza tym, nie byłam jego cholerną sekretarką. Myślę, że zostawienie tych papierzysk miało na celu sprowokowanie mnie do jakiegoś działania. Na firmowej poczcie nie znalazłam żadnego emaila, więc doszłam do wniosku, że szkoda mojego czasu.
Dlaczego? Wredny charakter Szatana sugerował, że obarczył mnie jakimś mało interesującym zadaniem, jak na przykład, wpisanie tych wszystkich informacji zawartych w teczkach do komputera. Po czym okazałoby się, że ktoś już to za mnie zrobił, a Szatan z radości, że zmarnował mój czas, odtańczyłby taniec zwycięstwa dookoła swojego czarciego gara ze smołą.
Z niecierpliwością czekałam, aż wszyscy w końcu pójdą do domu. Już kilka godzin temu chciałam ich odesłać w cholerę. Ich domyślne uśmiechy i powtarzane szeptem komentarze, docierały do mnie z każdej strony.
Biurowe plotki... Po swoim wczorajszym występie, Szatan skierował na mnie zainteresowanie wszystkich pracowników. Doskonale wiedzieli, ile przede mną kobiet zasiadało za tym samym biurkiem, które kurzy się już w jakiejś piwnicy. Doszło do mnie również, że zaczęli się zakładać, ile wytrzymam, zanim Szatan zmusi mnie do odejścia.
No cóż, panie i panowie. Wiadomość z ostatniej chwili. Nie mam zamiaru rezygnować. Nie, dopóki nie wywiążę się z danej Danielo obietnicy, a jego synalek nie padnie przede mną na kolana.
- Ładnie tu się urządziłaś – o proszę, o wilku mowa, a wilk... - Podoba mi się kolor ścian.
Parsknęłam śmiechem, odwracając się na swoim nowym fotelu. Od pół godziny siedziałam z wielki bananem na twarzy obracając się w moim cudownie wygodnym fotelu i podziwiałam każdą jedną ścianę. Było idealnie. Wprost majestatycznie... Powiedziałabym, że wręcz niebiańsko!
Zerknęłam na Danielo, który znowu zachowywał się, jak nastolatek ubrany w markowy garnitur i jedwabną koszulę. Opierał się ramieniem o futrynę drzwi, a brązowych oczach czaiły się psotne iskierki, gdy z zaciekawieniem rozglądał się po świeżo odmalowanym obszernym biurze. Podążyłam za wzrokiem Danielo, wyobrażając sobie minę jego syna, gdy zobaczy nowe wyposażenie i całą resztę.
- Wiesz, że dostanie szału, prawda?
- Przyzwyczai się – rzuciłam z uśmiechem.
- Tak myślisz? – odpowiedział zatrzymując się pośrodku dość dużego pokoju, który teraz, po moich zmianach, nareszcie wyglądał jak prawdziwe biuro, a nie koszmar dekoratora psychopaty. – Tak. Zdecydowanie mi się podoba. Może zajęłabyś się małym remoncikiem w moim biurze? Znudził mi się kolor ścian.
Przyjrzałam się uważniej mężczyźnie. Po wczorajszym zasłabnięciu nie było już śladu. Emanował witalnością, jak młody chłopak. Może faktycznie to nic wielkiego? Zwykle zasłabniecie spowodowane spadkiem cukru, jak mnie później zapewniał. Przecież nie miał powodu, żeby mnie okłamywać. Byłam tylko jednym z wielu pracowników w gigantycznym konsorcjum, prawda?
- W każdej chwili – zapewniłam przesuwając na brzeg mojego nowego wypasionego biurka stos teczek, do których nawet nie zajrzałam. – Chociaż podoba mi się twoje biuro. Jest eleganckie i z klasą.
- Tak uważasz? – przyjrzał mi się z uśmiechem na twarzy. – To chyba trochę jak ja, prawda? Elegancki starszy pan.
- Daleko ci do starości, Danielo – zapewniłam wstając z miejsca.
Była prawie dziewiąta wieczorem. Trochę, jak za dawnych czasów, gdy z uporem maniaka, szukałam igły w stogu siana, tylko po to, żeby na koniec samej stać się tą igłą. Również nie byłam zdziwiona wizytą Danielo. Pewnie Guido zawiadomił go, że zostałam po godzinach.
- A tak w ogóle, co cię sprowadza?
- Chciałem się dowiedzieć, jak ci minął dzień.
Słabe wytłumaczenie, poza tym, Danielo nie patrzył mi w oczy.
- Wszystko w porządku? – wyrwało mi się i od razu dałam sobie mentalnego kopniaka za wsadzanie nosa w nie swoje sprawy. – Ja...
- Nie przepraszaj – powiedział widząc jak zaciskam usta. – Widzisz? Znam cię wystarczająco dobrze. Nigdy nie przepraszaj mnie za to, że masz więcej empatii niż większość ludzi. Poza tym, to miłe, gdy ktoś martwi się o ciebie. Nie czuję się wtedy stary i nikomu niepotrzebny. Gotowa do wyjścia?
Rzuciłam za siebie ostatnie spojrzenie i nie potrafiłam ukryć uśmiechu, na widok ciemnografitowych ścian, turkusowych foteli i jasnozielonych dodatków. Pomimo ciemnego koloru na ścianach, gabinet sprawiał wrażenie bardzo przytulnego, a fotele niemo zapraszały do zagłębienia się w ich niezaprzeczalną miękkość. Biurko w kształcie litery L ustawiam tak, że jego krótszy bok był naprzeciwko szklanej ściany. Poprzednie stało równolegle do niej, zapewne po to, żeby przechodząc do swojego piekielnego królestwa, jego właściciel nie musiał patrzeć na osobę siedzącą za nim. Gdyby nie możliwość oskarżenia o seksizm i takie tam, pewnie kazałby ustawić je pod ścianą.
Mój wzrok przyciągnęły te nieszczęsne teczki, które uparcie ignorowałam przez cały dzień.
- Zostaw już to, Alexio – rzucił Danielo widząc jak sięgam po nie. – Jutro też jest dzień, a ty siedziałaś tutaj już wystarczającą ilość godzin.
- Powinnam wziąć je ze sobą – mruknęłam idąc obok niego do windy. – Twój syn zostawił mi je, zanim wyjechał.
- A tak. Zostawił mi wiadomość, że wyjeżdża na kilka dni do Nowego Yorku.
To zdecydowanie więcej, niż łaskawie zrobił we własnym biurze, pomyślałam z przekąsem. Danielo ma rację. Cokolwiek mi zlecił w tak mało uprzejmy sposób, nie może być na tyle ważne, żebym zarywała z tego powodu noc. Już wystarczająco wpłynął na moje życie i to w bardzo negatywny sposób, żebym kolejny raz dała się wciągnąć w jego grę.
- Odesłałem Guida do domu. Będzie na ciebie czekał jutro rano – oznajmił, gdy wsiedliśmy do limuzyny.
- Już to mówiłam, nie mam nic przeciwko jeżdżeniu metrem. Robię tak od wielu lat i nigdy nic złego mi się nie przytrafiło. Potrafię o siebie zadbać.
- W to nie wątpię, Alexio – mruknął. – Guido zawiezie się wszędzie, gdzie tylko będziesz chciała, nawet poza godzinami pracy. A zmieniając temat, muszę wyjechać na jakiś czas. Gdyby mój syn wrócił...
- Nie powiem ani słówka – zapewniłam z uśmiechem.
- Oj, Alexio, Alexio – roześmiał się mrużąc oczy. – Coś czuję, że Sebastiano będzie miał z tobą niejedną przeprawę. Przywykł do tego, że wszyscy naginają się do jego woli, a w szczególności kobiety. Potrafi być... uparty – dodał po chwili.
- Ja nazwałabym to zupełnie inaczej.
- Nie wątpię. Dobrze, że wiesz, z kim masz do czynienia. A tak na marginesie. Wczoraj Sebastiano był u mnie i zażądał twojej umowy o pracę i wszystkich dokumentów, dotyczących ciebie. Nic mi nie mówiłaś, gdy przyszłaś do mojego biura, że podważył twoje kwalifikacje zawodowe – dodał z wyrzutem.
- Nie było o czym – wzruszyłam ramionami patrząc w stronę szyby, za którą zobaczyłam znajomy parking przed moim domem. – Domyśliłam się, że będzie chciał z tobą rozmawiać. Pan Petersen uprzedził mnie, że wczoraj twój syn był wyraźnie niezadowolony z tego, że nie może dostać tych dokumentów.
Niezadowolony? Niedomowienie roku. Według Petersena, Szatan wściekł się, jak jasna cholera. To nie ja wpadłam na pomysł, żeby wszystkie moje dokumenty znalazły się w biurze Danielo. Jego prawnicy tak opracowali moją umowę i towarzyszące jej załączniki, żeby w żaden sposób Sebastiano Rivas nie mógł jej podważyć. Miałam szeroki zakres upoważnień, dużo większy niż moje poprzedniczki. Zagwarantowałam sobie nawet możliwość aranżacji mojego gabinetu, nie mówiąc o tym, że w każdej chwili mogłam zacząć pracować z domu, bez konieczności wizyt w biurze.
- Dostał je? – tylko to chciałam wiedzieć.
- Nie wszystkie – zdziwiona spojrzałam na Danielo unosząc w górę brwi. – Niektóre sprawy, jak przebieg twojej kariery w firmie, tak jak prosiłaś, pozostanie tajemnicą. Sebastiano nigdy się nie dowie, że to właśnie ty byłaś odpowiedzialna za zatrudnienie jego asystentek.
Odetchnęłam z ulgą. Nie to, że miałam zamiar trzymać te informacje w ścisłej tajemnicy aż do śmierci. Przyjdzie czas, gdy powiem mu o tym, ale jeszcze nie teraz. Może ostatniego dnia pracy, zanim ostatni raz zatrzasnę za sobą szklane wrota piekła, w którym rządzi. Była to jedna z rzeczy, na które nalegałam, zanim w ogóle podpisałam umowę z Danielo. Jedyne, na co nalegał Danielo, to żebym znalazła na moje miejsce odpowiedzialną osobę.
Pytanie, jak długo ta odważna i bohaterska osoba wytrzyma takie traktowanie, jakiego doświadczyłam na własnej skórze. Z drugiej strony... Co mnie to w ogóle będzie wtedy obchodziło? Będę zbyt zajęta rozwijaniem własnej firmy, żeby martwić się o takie duperele. Niech Antychryst sam się tym zajmie, a że nie przewiduję w najbliższej przyszłości jakiegoś objawienia i boskiej interwencji w jego sprawie, to podejrzewam, że będzie miał ręce pełne roboty, a usta zbyt zajęte wrzeszczeniem i pomiataniem nową pracownicą.
- Jak długo cię nie będzie? – zapytałam o pierwszą rzecz, która nie dawała mi spokoju.
- Dwa, może trzy tygodnie. Gdyby coś się wydarzyło...
- Nic się nie wydarzy – zapewniłam. – Panuję nad sytuacją i poradzę sobie z twoim synem.
- W zasadzie nie to dokładnie miałem na myśli, ale mimo wszystko. Gdyby coś się wydarzyło, skontaktuj się z moim prawnikiem – powtórzył. - Masz do niego numer i dzwoń bez zastanowienia.
- Prawnikiem? Dlaczego nie będę mogła zadzwonić do ciebie?
- Tak tylko mówię. Franco jest moim przyjacielem. Pomoże ci we wszystkim, gdyby mnie... nie było. Obiecaj mi, Alexio.
Zdziwiona nieoczekiwanym żądaniem, odruchowo skinęłam głową. Co się u licha działo? Nawet w zaciemnionym wnętrzu limuzyny, widziałam malującą się na jego twarzy powagę. To nie była zwykła prośba pracodawcy do pracownika. Zbyt dużo emocji kryło się za słowami Danielo. Próbowałam rozszyfrować jego mowę ciała, ale zdawał się zupełnie rozluźniony i spokojny.
- Alexio?
Drgnęłam wyrwana z zamyślenia i spojrzałam na pochylonego w moją stronę Danielo. Patrzył na mnie uważnie, jakby studiował moje rysy twarzy. Trochę dziwnie się przez to poczułam, tym bardziej, że nie zdarzyło się to pierwszy raz...
- Hymm... Oczywiście – wróciłam z łoskotem na ziemię. Chyba zaczynam mieć bujną wyobraźnię, bo dopisuję coś, co nie ma zupełnie żadnego sensu. – Zadzwonię do niego, gdybym miała jakieś problemy.
- Dobrze – odetchnął z wyraźną ulgą. – Zanim pójdziesz... Chciałem ci powiedzieć, że... Dziękuję, że zgodziłaś się na moją propozycję. A teraz idź już do domu. To był dla ciebie długi i wyczerpujący dzień. Jak rozumiem, korzystasz z firmowej komórki? Doskonale. Wolałbym, żebyś przetransferowała wszystkie swoje prywatne kontakty na służbowy telefon i zawsze miała go przy sobie. Zgłoś się jutro do IT, to zrobią to dla ciebie. Będę znacznie spokojniejszy, gdy będę miał pewność, że zawsze będę mógł się z tobą skontaktować.
To co powiedział nie było w zasadzie niczym dziwnym. W większości firm tak dużych, jak konsorcjum Rivas, korzystanie z jednego telefonu zarówno w celach służbowych, jak i prywatnych było powszechnie uważane za normalne. Noszenie dwóch oddzielnych aparatów telefonicznych było diabelnie nieprofesjonalne i uciążliwe. Bez przerwy trzeba było pamiętać o ich wyciszaniu w trakcie spotkań służbowych, a odszukanie dzwoniącego aparatu w torebce, graniczyło z cudem.
Zaledwie w ubiegły piątek dostałam zupełnie nowy wypasiony telefon. Wyglądał jak urządzenie do zdalnego sterowania rakietą kosmiczną, a nie jak zwykły smartfon. To właśnie z niego korzystałam, komunikując się z Szatanem, gdy ten bezczelnie rozbierał mnie wzrokiem. Miałam w nim wszystkie niezbędne do pracy aplikacje i kilka takich, o których nie miałam bladego pojęcia. Bezpośrednio dostęp do firmowego maila, jak i do archiwum.
Ciekawe, jak zareagowałby młody Rivas, gdyby wiedział, że znam wszystkie szczegóły dotyczące jego kontraktów, jak i tego, nad czym obecnie pracuje.
Danielo odprowadził mnie pod główne wejście i jak prawdziwy gentleman otworzył drzwi.
- Powinnaś mieszkać w bardziej bezpiecznym miejscu – zauważył rozglądając się po obszernym lobby. – Nawet nie ma nocnego portera i każdy może wejść do budynku.
- Mieszkam tutaj już kilka lat. To bezpieczna okolica.
- Nie dla samotnej pięknej kobiety, Alexio – marudził.
- Nie mieszkam sama – zaprotestowałam rzucając mu uśmiech.
Rozczulił mnie tą nadmierną opieką. Nigdy nie miałam ojca, ale podobała mi się jego troska. Mogłam się tylko domyślić, że tak właśnie zachowywałby się mój ojciec.
- Wiem. Grant Rogers jest głównym najemcą mieszkania.
- Co? – zaskoczona jego słowami zatrzymałam się gwałtownie na środku holu. - Skąd o tym wiesz?
- Nie mówiłem ci? Ten budynek, jak i kilka w okolicy należą do Sebastiano. Wybudowała je jedna z jego firm, zanim postanowił wziąć się za poważny biznes. Będę mu musiał powiedzieć, żeby zatrudnił przynajmniej nocnych strażników. Bezpieczna okolica czy nie, to w końcu Los Angeles. A teraz prosto do łóżka, Alexio. Jak cię znam, jutro rano będziesz pierwszą osobą w biurze.
Stałam jak wmurowana w posadzkę i bez słowa protestu pozwoliłam Danielo pocałować się w czoło. Nie docierało do mnie nic, poza głuchym dudnieniem w uszach. Cholera! Jakim cudem nie wiedziałam o tak istotnej informacji?
Uwielbiałam ten dom i moje mieszkanie. Niestety widmo unoszące się nad dachem budynku, w postaci Szatana w lustrzanych okularach, odbierało mi całą radość. Już nie czułam się tutaj bezpiecznie, jak zapewniałam przed chwilą Danielo.
A może, ale tylko może, Sebastiano nie jest właścicielem całego budynku? Może tylko jego firma go wybudowała? Młody Rivas, z tego co wiem, interesuje się dużymi przedsięwzięciami, jak budowa luksusowych hoteli, ośrodków wypoczynkowych i apartamentowców w największych miastach, nie tylko w Stanach.
Leżąc już w łóżku zaczęłam analizować całą rozmowę z Danielo. Nagły wyjazd młodego Rivas zupełnie nie miał sensu. Dopiero wrócił z Hongkongu, umowy na budowę hotelu w Japonii czekają na akceptację prawników w firmie.
Zasypiając, przypomniało mi się pożegnanie z Danielo i to jak cmoknął mnie w czoło, mówiąc coś cicho po włosku. Uwielbiałam go z każdym dniem coraz bardziej. Będę tęskniła za jego nieoczekiwanymi wizytami i poczuciem humoru...
***
Przez kolejne dwa dni nic się nie działo. Każdy kto mógł, pod byle pretekstem przychodził do mojego gabinetu. Nie łudziłam się, że to ja przyciągam ich swoją nadzwyczajną osobowości, czy też poczuciem humoru. Przychodzili obczaić mój nowy gabinet.
Zupełnie zlekceważyłam teczki, które pokryły się już cienką warstwą kurzu, leżąc zupełnie zapomniane na tym samym miejscu, gdzie zostawiałam je we wtorek. Może jak będę miała szczęście, sprzątaczki uznają je za śmieci i wyrzucą do kosza, gdzie ich miejsce?
W piątek od samego rana roznosiła mnie niesamowita energia. Dzisiaj wieczorem miałam się spotkać z dziewczynami. Holly miała przysłać nam namiary na jakiś wypasiony klub, więc dziękowałam Bogu za Centuriona i Granta, jako mojego prywatnego stylistę. To nie bar na rogu ulicy, do którego mogłam pójść w jeansach i koszulce. Poza tym, miałam całkiem interesujące plany na dzisiejszy wieczór i dobra kiecka może mi w tym pomóc.
- Lexi, tym razem ci nie odpuścimy...
- Ja sama sobie nie odpuszczę, Holly - odpisałam uśmiechając się do telefonu, bo takich wiadomości wymieniłam z nią całkiem sporo w ciągu ostatnich kilku dni. - Już uprzedzałam, że ta noc jest moja. Tylko zabierz nas do jakiegoś porządnego miejsca, gdzie znajdę faceta (oczywiście tylko na jedną noc!) :)
- Faceci to dno...
- Jak potrafi dobrze używać swojego fiuta, to mogę przymknąć na to oko...
Nagle, jakbym przeżyła déjà vu. Nic, poza nagłą ciszą nie uprzedziło mnie o powrocie pana na włościach. I dokładnie tak jak poprzednio, przemaszerował przez mój gabinet, jak wystrzelony pocisk z bazooki. Zadymiło, rozszedł się zapach gorącego metalu i drzwi trzasnęły, jak diabelski bicz.
Cokolwiek robił w Nowym Yorku, nie liznął nawet na czubki języka dobrych manier.
Czerwona lampka na telefonie rozbłysła zanim wzięłam oddech. No tak... Nie mogłam liczyć na odrobinę szczęścia, że dzisiaj zostawi mnie w spokoju. A ten dzień zapowiadał się tak fantastycznie!
- Przynieś mi teczki, które zostawiłem i kawę.
Rozległ się grzmiący głos, gdy tylko nacisnęłam przycisk interkomu. Spokojnie, Lexi, powtarzałam sobie jak mantrę, próbując opanować narastającą we mnie złość. Już miałaś z nim do czynienia, wiesz, jakim jest dupkiem.
Wiedzieć jedno, a wytrzymać na tyle, żeby nie strzelić szefa w twarz to drugie. Zerknęłam na porzucone teczki. Nawet nie wiem, co w nich jest.
Zamówiłam w kawiarni na dole kawę, bo no dajcie spokój, nie będę robiła mu jej sama. Jeszcze się nie opiniuję i dorzucę trutki na szczury, albo cyjanku. Jeżeli potrzebuje osobistej służącej, to niech taką zatrudni, po czym poszłam do pokoju socjalnego zaparzyć kawę dla siebie. Wracając po dziesięciu minutach do swojego gabinetu, zauważyłam wyraźnie zdenerwowaną kelnerkę z kawiarni mieszczącej się w biurowcu. Biedaczka miała zaczerwienione policzki i przyciskała do siebie tacę, jakby została śmiertelnie ranna. Cholera! Pewnie będę musiała dać jej ekstra napiwek, coś w rodzaju dodatku za pracę w warunkach szczególnie szkodliwych.
- D'Angelo!
Takiego ryku nie powstydziłby się nawet ogar piekielny, nie mówiąc o jego właścicielu. Stanęłam na środku mojego pięknego gabinetu, widząc przez zaszronioną szybę sylwetkę zbliżającego się mężczyzny, który po chwili pojawił się prawie wyrywając drzwi z zawiasów.
- Co to, kurwa, było?! – warknął.
Rozejrzałam się dookoła, jakbym szukała winnego, po czym spojrzałam w odbicie własnej twarzy w lustrzanych okularach i bezczelnie wzruszyłam ramionami.
- Czy powinnam wiedzieć, o co chodzi?
- Nie wierzę! Kurwa, nie wierzę! Poprosiłem o jedną pierdoloną kawę, a nie sześć filiżanek jakiegoś szajsu z kawiarni. Czy nie potrafisz zrobić jednej cholernej rzeczy?
- O ile sobie przypominam, to nie była prośba, tylko rozkaz – odpowiedziałam stawiając swoją kawę, źródło tej dyskusji, na biurku. Tuż obok teczek. – Czyżby rachunek się nie zgadzał?
Sapnął tak, że prawie zerwało mi skalp. Powietrze ogrzało się do temperatury wrzenia smoły, a Szatan zaciskał dłonie przyciśnięte do długich umięśnionych ud. Przyjrzałam mu się uważniej. Czarne jak atrament włosy miał gładko zaczesane do tyłu, przez co jego wyraziste rysy twarzy wyglądały, jak wykute w kamieniu. Dopiero teraz zauważyłam, że jego włosy są dłuższe niż mi się wydawało i cholera... Wyglądał cholernie seksownie z tym ukrytym pod marynarką kucykiem ciemnych włosów. Szerokie czoło, prosty nos i wysokie kości policzkowe z kwadratowym podbródkiem i z małym wyraźnym dołkiem pośrodku. Cholera! Facet był po prostu grzesznie seksowny, jak prawdziwy anioł ciemności. Niejeden artysta dostałby natychmiastowego orgazmu, gdyby miał szansę odzwierciedlić to piękno na płótnie, albo w kamieniu.
Niestety, piękno zewnętrzne nie szło w jego przypadku z zaletami duszy, ale jak już wcześniej powiedziałam, prawdopodobnie jej nie posiadał, dlatego był takim dupkiem. Dupkiem, który jakby dopiero teraz zorientował się, że coś lub ktoś zaburzył jego monochromatyczny świat.
Zero punktów za spostrzegawczość...
- Co tu się, kurwa, stało? – zapytał wyraźnie wstrząśnięty rozglądając się po świeżo domalowanych ścianach i przyglądając nowym meblom. Dodam, że z wyraźnym wstrętem.
- A na co to panu wygląda? – rzuciłam zaczepnie.
- Nie wierzę...
Bez zastanowienia chwyciłam teczki, wciskając mu je w szeroką pierś okrytą jedwabnym garniturem.
- Więcej wiary - rzuciłam z uśmiechem.
- Do mojego, kurwa, gabinetu! Natychmiast!
Okręcił się na pięcie i jak burza wpadł do swojego królestwa. Odetchnęłam z ulgą, nie czując już tej dziwnej mieszanki podniecenia, jaka jeszcze chwilę temu otaczała mnie z każdej strony. Jezu! Jak dzisiaj nie zaliczę, to chyba oszaleję. Moje przebudzone z uśpienia libido wyraźnie zostało uszkodzone, skoro reagowałam właśnie na tego mężczyznę i to w tak zatrważający sposób. Chyba zacznę nosić w torebce zapasową bieliznę, pomyślałam czując, jak moje majtki przesiąkają wilgocią. Nie tylko majtki świadczyły o moim pobudzeniu seksualnym. Drżało mi całe ciało, wyraźnie wrażliwe na bodźce zewnętrzne, takie jak jego głos. Cholera! Byłam tak podniecona, że gdyby mówił trochę dłużej, doszłabym jęcząc głośno i to bez penetracji! Żenujące!
- Ruszysz się w końcu, D'Angelo, czy mam po ciebie wysłać limuzynę?
No i o co tyle szumu? Chwyciłam kawę i popychając przed sobą fotel weszłam po raz drugi do samego Piekła. Nie zdziwiłam się widząc go pedałującego wzdłuż oszklonych ścian. Może cierpi na jakąś przypadłość? ADHD albo zespół niespokojnych nóg? A może dragi? Ktoś, kto żyje tak intensywnie, jak Sebastiano Rivas, musi się wspomagać czymś specjalnym. Cokolwiek to jednak było, tym razem nie miałam zamiaru obserwować jego gonitwy. Zaciskając uda i mięśnie brzucha, z trudem stłumiłam jęk siadając przed biurkiem.
- Co to było? – zatrzymał się nagle, patrząc na mnie uważnie.
A przynajmniej miałam nadzieję, że jego oczy skierowały się w północne rejony mojego ciała. Czułam wyraźnie napierające na stanik twarde sutki.
- Słucham? – zapytałam.
- Czy to był jęk, D'Angelo?
- Być może – rzuciłam wzruszając ramionami. – Przesadziłam na siłowni.
Nienawidziłam kłamać. Ale przecież nie przyznam się, że jestem cholernie napalona!
Rivas rozsiadł się w fotelu, tym razem nie patrząc na panoramę miasta. Przez chwilę widziałam odbicie własnej twarzy w jego okularach. Poczułam jak mięśnie brzucha i ud zaciskają się, gdy prawie niezauważalnie obniżył głowę, patrząc na moje piersi.
- W tych bajeranckich okularach jest laser, czy raczej powinnam rozpiąć bluzkę, żeby miał pan lepszy widok? – warknęłam przez zęby.
- Jesteś cholernie pyskata, D'Angelo – mruknął unosząc głowę do góry. Przynajmniej nie wlepiał się w moje piersi, to już duży sukces. – Powiedz mi, jak to jest możliwe, że osoba bez wyraźnego doświadczenia dostała posadę mojej asystentki?
- Mam wystarczające doświadczenie – odpowiedziałam opierając się w fotelu.
Trochę naciągane, przyznam, ale wiedziałam na czym polega ta praca. Problem polegał na tym, że równie dobrze wiedziałam, jak wielkim fiutem jest mój obecny szef i jak traktuje ludzi. Wystarczy przypomnieć sobie o jego poprzednich ośmiu asystentkach, o czym będę przypominała do usranej śmierci, a które zmiótł z tego miejsca, na którym ja siedziałam obecnie, swoim podłym charakterem.
- Nie pytam o doświadczenie w rozkładaniu nóg i ssaniu fiuta. Skoro siedzisz przede mną, mogę się tylko domyślać, że jesteś niezła, skoro mój ojciec wziął cię pod swoje skrzydła – rzucił zniewagę unosząc ironicznie jedną brew. – Ale prawda jest taka, że nie masz, dziewczyno, zielonego pojęcia, kim jestem. Może i owinęłaś sobie mojego drogiego tatusia dookoła palca, ale jeżeli myślisz, że ze mną pójdzie ci równie łatwo, to radzę ci się spakować i w tej chwili opuścić mój gabinet. To biuro, a nie burdel, więc rób co ci każę i przestań mnie prowokować.
Oddech... Dosłownie zapomniałam jak się oddycha! Przydarzyło wam się kiedyś, że nie byliście w stanie wydać z siebie bodaj jednego dźwięku? Kiedy myśli w głowie wirowały jak szalone, chcąc się wydostać na zewnątrz w postaci słów, ale z braku powietrza rozsadzały was od środka? W moim przypadku był to pierwszy raz...
Nikt nigdy nie potraktował mnie w tak odrażający sposób!
- Chyba się przesłyszałam – wyszeptałam przez zaciśnięte z gniewu gardło. Wbiłam paznokcie w skórę dłoni, witając z ulgą odrobinę bólu i w końcu pozwoliłam wypłynąć na wierzch mojej wściekłości. – Może pan załatwia tak interesy, signor Rivas i prawdę mówiąc, wcale bym się nie zdziwiła. Powiem to tylko raz. Szanuję pańskiego ojca, w odróżnieniu od pana. Danielo jest prawdziwym gentlemanem, a co do pana... Nie spodziewałam się niczego więcej, no może za wyjątkiem odrobiny tak luksusowego dobra, jak szacunek.
- Na szacunek trzeba zasłużyć, D'Angelo.
Odezwał się ten, który na niego zasłużył! Co z tym facetem jest nie tak? Poza tym co oczywiste, mam na myśli. Bez ogródek zarzucił mi, że przez świadczenie usług seksualnych jego ojcu, dostałam wątpliwą posadę jego asystentki. Zaczynam podejrzewać, że żadne pieniądze świata nie są w stanie zrekompensować pracy z tym dupkiem i szowinistą.
Jednak możemy tak bez końca obrzucać się obelgami, a praca sama się nie zrobi. Nie mam zamiaru zostawać po godzinach. Nie dzisiaj i w ogóle nigdy. Na to zdecydowanie za mało mi płacą.
- Jeżeli sądzi pan, że warczeniem i wydawaniem rozkazów, jak służącej pozbędzie się mnie pan, to szybko pana rozczaruję – uśmiechnęłam się ironicznie. – Czy się to panu podoba, czy też nie, jest pan na mnie skazany, signor Rivas. To miejsce może się zmienić w pole bitwy, mnie jest wszystko jedno. Odejdę wtedy, gdy będzie mi to pasowało, a nie panu. W tej chwili żądam jedynie odrobiny szacunku, a parzenie cholernej kawy nie należy do moich obowiązków.
Przez cały czas patrzył na mnie, choć tak w zasadzie trudno to stwierdzić na pewno. Może kiedyś nadejdzie ta wiekopomna chwila, gdy zrzuci tę lustrzaną maskę. Rozwalił się w swoim prezesowskim fotelu, bębniąc przez cały czas palcami w szerokie podłokietniki. Prawie słyszałam, jak trybiki w jego zgniłym umyśle się obracają.
- Skończyłaś już swoją przemowę, D'Angelo? W takim razie wrócę do początku naszej, jakże intrygującej rozmowy. Jak na przykład twoje kwalifikacje i obowiązki na tym stanowisku. Nie interesuje mnie, co robiłaś zanim do mnie trafiłaś. Nie interesuje mnie również, jak dostałaś tę posadę i co ci obiecał ojciec za świadczenie usług seksualnych. Radzę ci, trzymaj język za zębami. Nie prowokuj mnie bo skończę twoją karierę równie szybko, jak się zaczęła. Może mój ojciec toleruje takie zachowanie. Nie ty pierwsza i nie ostatnia grzejesz staruszkowi wyrko. Bądź przygotowana na to, że gdy tylko znajdzie młodszą od ciebie, wywali cię na zbity pysk. I tego samego dnia, gdy wypadniesz z obiegu i spod jego ochronnego parasola, to samo zrobię ja.
- Będę wyczekiwała tego dnia z utęsknieniem – zapewniłam.
- Cholernie zaczynasz mnie irytować – warknął pochylając się do przodu. – Gdybyś nie była moją asystentką, z chęcią zatkałbym ci te niewyparzone usta i to moim kutasem.
- Na przyjemności trzeba zasłużyć – odgryzłam się. – Nawet za sto lat do tego nie dojdzie, więc proszę nie wypatrywać tego dnia.
- Wyzwanie? - od uśmiechu, jaki pojawił się na jego twarzy dosłownie zwilgotniałam we wszystkich wstydliwych miejscach.
Chryste Panie! Dlaczego reaguję na niego w tak intensywny sposób? Dałam sobie mentalnego kopniaka, otrząsając się z tego dziwnego zauroczenia. Było cholernie trudno. Zapach tego mężczyzny, jego głos, to dziwne wibrowanie odczuwalne na każdym skrawku skóry...
- Raczej ostrzeżenie. Poza ustami, mam jeszcze cholernie ostre zęby. To chyba nic przyjemnego, gdy facet taki jak pan, zostanie pozbawiony tego mizernego ogonka, którym mnie pan tak straszy.
Roześmiał się... Odrzucił głowę do tyłu i śmiał się jak diabeł, którym był. Każdy dźwięk jaki wydawał, czy to śmiech, czy warkot, działał na moje libido jak magnes. Pewnie nie tylko na mnie, dodałam, gdy przed oczami stanęły mi jego zdjęcia z modelkami i aktorkami. Facet pieprzył wszystko co ma cipkę i nie ucieka przed nim na drzewo.
Co kobiety w nim widzą, oczywiście poza wypchanym portfelem, tego doprawdy nie wiem. Jest arogancką świnią i seksistowskim dupkiem. Dzieli kobiety na dwie kategorie. Służące, spełniające jego przyziemne potrzeby, jak parzenie kawy, oraz niewolnice, spełniające jego erotyczne wymaganie. Po namyśle stwierdziłam, że w zasadzie to jedno i to samo, różnica tkwi w zakresie obowiązków.
- Zapamiętaj moje słowa, D'Angelo – wyszeptał niskim seksownym głosem, od którego dostałam na całym ciele gęsiej skórki. – W chwili, gdy twój podpis znajdzie się na wypowiedzeniu, dam ci poczuć mój ogonek. Zapamiętasz to doświadczenie do końca życia. Bo nikt nigdy cię tak nie pieprzył, jak ja ci zerżnę.
Czy to już? Czy to właśnie ten moment, w którym zza szafy wyskoczy gościu, krzycząc, że jestem w ukrytej kamerze? Chryste! Znam faceta od dosłownie kilku dni. To znaczy, nie znam, ale pracuję dla niego. Widziałam go zaledwie dwa razy, rozmawiałam z nim tyle samo.
Teraz ten sam facet oznajmia mi, że mnie przeleci i to porządnie. Moje libido poderwało się krzycząc jak w amoku 'tak, tak, tak'! Duma i kobieca godność przycisnęły szalejące hormony długim obcasem moich nowych szpilek, tłumiąc rebelię.
Wolno podniosłam się z fotela i pochylając głowę, oparłam się o biurko patrząc z góry na przystojne oblicze Szatana.
- Nie dałbyś mi rady, chłopcze – wyszeptałam oblizując dolną wargę, po czym wbiłam w nią zęby.
Do moich uszu dotarł delikatny świst powietrza, gdy wstrzymał oddech. Matka natura, czy kto był za to odpowiedzialny, obdarowała mnie kilkoma nad wyraz pożądanymi umiejętnościami. Poza tym, że upchnęła mi do głowy więcej niż przeciętnemu człowiekowi szarych komórek i obdarzyła fotograficzną pamięcią, to na dodatek miałam wyjątkowo wyczulony słuch. Doskonale słyszałam ludzi szepczących w najodleglejszym zakątku biura.
Przydatność raczej uciążliwa, jak myślałam do tej pory. Powstrzymywanie się od przyjmowania wszystkich bodźców zewnętrznych, tak aby nie oszaleć, nie było łatwe. Po wielu latach w końcu nauczyłam się, jak w pełni korzystać z tego daru i teraz byłam za niego cholernie wdzięczna. Słyszałam ciche dudnienie jego serca. Myślę, że gdybym wystarczająco się skupiła, usłyszałabym, jak krew szumi w jego żyłach. Trochę jak wampir, co nie? Delikatny ruch materiału dobiegający spod biurka... Mógł poruszyć stopą, albo napiąć mięsnie ud... Jednak nie chciałam sprawdzać moich podejrzeń, obawiając się raczej bardziej... fizjologicznej przyczyny.
– Kolejne wyzwanie, D'Angelo. Z chęcią pokazałbym ci, kto w tym starciu jest zwycięzcą, ale mam kilka zasad, w odróżnieniu od mojego ojca – wymruczał ogrzewając swoim oddechem moje usta. - Nie pieprzę się ze swoimi pracownicami. Chcesz poczuć mojego kutasa? Poczuć, jak to jest, gdy będę rżnął cię bez wytchnienia? Gdy wejdę w ciebie głęboko i cholernie mocno? Gdy twoje gardło będzie wypełnione moim fiutem i spermą, gdy spuszczę się w twoje wyszczekane usta? – przerwał na chwilę, ale jego ochrypły głos wciąż rozbrzmiewał w mojej głowie. Kuszący, zakazany...
- Podpisz wypowiedzenie, a dam ci to wszystko.
Cholerne libido! Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak podniecona, jak teraz. Jego głos, to jak działał na wszystkie moje zakończenia nerwowe, jak wibrował we mnie, poruszając się jak języki ognia po całym ciele.
Kuszenie... Grzech... Pokusa...
Szatan chce mnie wciągnąć w swoje gierki. Ściągnąć do samego dna Piekła, do wszystkich kręgów piekielnych. Tam, gdzie króluje wraz ze swoimi diabelskimi sztuczkami.
Powietrze zaczęło iskrzyć... Mój oddech zatrzymał się w klatce piersiowej, zaciskając gardło... Bicie serca. Mocne, tamujące oddech, rozgrzewające skórę. Oczy zaczęły mi łzawić, ale nie mogłam wyrwać się z tego zaklętego kręgu, w którym uwięziły mnie jego słowa.
Nie byłam w tym sama... Zaskoczona, wyrwałam się z tego oczarowania, czy tego, co to było. Chwilę przed tym dotarło do mnie, że on równie mocno odczuwał to wibrujące pożądanie. Było tak namacalne, że mogłabym je dotknąć. Jak żywą istotę. Oddychającą tym samym co my powietrzem, wprawiającą nasze ciała w stan podniecenia.
Nie byłam w stanie oderwać spojrzenia od własnego odbicia w okularach. Widziałam rozszerzone źrenice, szeroko otwarte oczy, w których żądza i strach łączyły się w jedno zapierające dech uczucie. Nie pożądanie, nie podniecenie, ale właśnie cholerna potężna żądza.
- Wypowiedzenie... – wyszeptał ochryple w moje usta. – Podpisz swoje wypowiedzenie, D'Angelo.
Zamrugałam powiekami, czując, jak całe moje ciało rwie się do tego mężczyzny. Każdy skrawek bolał mnie, jakbym żywcem odrywała skórę od kości. Zaczerpnęłam urwany haust powietrza wypełniony zapachem pożądania, zapachem tego mężczyzny...
- Nigdy.
Odwróciłam się i popychając przed sobą fotel ruszyłam w stronę wyjścia z Piekła. Jeszcze dwa kroki... Jeden...
- D'Angelo? – zatrzymałam się w drzwiach zaciskając palce na oparciu. – Walcz, lubię jak walczysz. Ale już jesteś moja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro