Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Lexi...

Siedziałam jak wmurowana przez całą drogę do restauracji. Ten dziwny niepokój towarzyszył mi przez cały czas. Z trudem powstrzymywałam się przed odwróceniem się do tyłu i sprawdzeniem, czy ktoś za nami nie jedzie. Chyba naprawdę popadam w jakąś paranoję...

Coś dziwnego dzieje się z moim życiem od dnia, w którym po raz pierwszy spotkałam Danielo Rivas. Pomijając wszystkie te dziwne rzeczy związane z moją nową posadą, a nad którymi jeszcze w gruncie rzeczy nie miałam kiedy się zastanowić, zaczynam zauważać dziwne rzeczy. A co najdziwniejsze... Coś mi podpowiada, że będzie jeszcze gorzej.

Włosy jeżyły mi się na głowie za każdym razem, gdy czułam ten dziwny zimny dreszcz ostrzegający o niebezpieczeństwie. Za każdym razem zerkałam na ochroniarzy Danielo zastanawiając się, czy oni czują to samo. Jednak po ich spokojnym zachowaniu i wręcz rozluźnionej postawie zaczynam dochodzić do wniosku, że to chyba ze mną jest jakiś problem.

Myślałam, że zjemy gdzieś w pobliżu, ale gdy wysiadłam przed hotelem Waldorf Astoria, zdałam sobie sprawę, że znalazłam się w Beverly Hills. Nawet w tak upalny dzień, porter wyglądał, jakby dopiero zszedł z wybiegu. Na nieskazitelnym uniformie nie zauważyłam nawet najmniejszego zagniecenia.

- Jeżeli nie masz nic przeciwko temu, zamówiłem nam lunch w apartamencie. Będziemy mogli swobodnie porozmawiać.

Bez słowa, bo z wrażenia nie byłam w stanie wydusić nawet jednej litery, pozwoliłam się poprowadzić przez olśniewające lobby, do windy. Jezu! Czułam się, jak na planie filmowym, gdy kolejny umundurowany pracownik hotelu, towarzyszył nam na ostatnie piętro. Drzwi do apartamentu były otwarte, a w środku uwijało się kilku kelnerów, nakrywając dla nas okrągły stół.

Dyskretnie rozejrzałam się podziwiając piękne wyposażenie. Wszystkie ściany miały odcień ciepłego beżu, na których obrazy w złotych ramach wyglądały wręcz urzekająco. Dywan i zasłony w kolorze królewskiego błękitu i karmelowe kanapy, które aż zapraszały, żeby zatopić się w ich miękkości.

To nie był mój świat. Czułam się dziwnie w tym otoczeniu, jak nie na swoim miejscu.

- Nie...

- Wiem co chcesz powiedzieć, Alexio – Danielo uniósł dłoń, przerywając mi. – To tylko miejsce, nic więcej. Powinnaś zacząć się przyzwyczajać. Twoje życie zmieni się i to szybciej niż myślisz. Sebastiano bardzo często będzie załatwiał interesy w takich miejscach. Nigdy nie czuj się onieśmielona. Ściany to tylko martwe przedmioty. To, jak ty je postrzegasz daje im moc. Nie pozwól, żeby to cię zdominowało. Pieniądze to nie wszystko, gdy musisz zrezygnować z czegoś, co jest dla ciebie ważne.

- A pan zrezygnował? – zapytałam zdziwiona tym, co powiedział.

- Czasami życie stawia przed nami wybory, których później żałujemy. Jest kilka rzeczy, których żałuję, które mogłem zrobić inaczej, lepiej. Niestety, choć mam władzę i więcej pieniędzy, niż potrzebuję, nie potrafię cofnąć czasu, żeby naprawić swoje błędy – dokończył wpatrując się w widok za oknem. Po chwili wyprostował się i podchodząc do stołu odsunął dla mnie krzesło. – Poważne tematy odbierają apetyt – rzucił z wymuszonym uśmiechem.

Usiedzieliśmy naprzeciwko siebie, czekając, aż obsługa poda nam pierwsze danie. Nie zdziwiłam się, widząc moją ulubioną zupę, ale i tak uniosłam w górę brwi, patrząc z zaciekawieniem na towarzyszącego mi mężczyznę.

- Nawet nie pytaj – rzucił z uśmiechem. – Pozwoliłem sobie zamówić dla nas posiłek. Pamiętam, co zamówiłaś ostatnim razem.

- Dziękuję – uśmiechnęłam się z rozkoszą wdychając cudowny aromat.

- Wiem, że już trochę o tym rozmawialiśmy, ale powiedz mi, jaką kuchnię lubisz? – zapytał po chwili.

- W zasadzie każdą, ale mówiąc szczerze, najbardziej kuchnię włoską. Uwielbiam zioła i przyprawy.

- W kuchni chińskiej, czy indyjskiej też jest ich sporo, ale masz rację. Porządna porcja spaghetti i człowiek wie, czym jest życie.

- Właśnie. Moja mama zawsze mi powtarzała, że nie ma to jak dobre, włoskie jedzenie.

- Powtarzała? – zapytał.

- Zmarła, gdy byłam na pierwszym roku studiów - wyjaśniłam. - Tak naprawdę nie była moją prawdziwą mamą. Adoptowała mnie, gdy miałam czternaście lat.

- A twoi prawdziwi rodzice? – zapytał wpatrując się we mnie z zaciekawieniem.

- Kobieta, która mnie urodziła zostawiła mnie pod bramą klasztoru, gdy byłam niemowlęciem. Ojca nigdy nie miałam – odpowiedziałam wpatrując się w zupę.

Zupełnie straciłam apetyt. Nie lubiłam wracać do tych wspomnień. Lata spędzone w licznych rodzinach zastępczych nie były czymś, czym z lekkim sercem chciałam się z nim podzielić.

- Przepraszam. Swoją ciekawością sprawiłem ci przykrość.

Podniosłam głowę z trudem powstrzymując łzy. Przecież to nie wina Danielo, że moja matka mnie zostawiła, a ojciec, kimkolwiek był, nigdy mnie nie chciał. Taki jest los tysięcy dzieciaków. Na szczęście ja trafiłam na Franceskę, cudowną i pełną miłości kobietę, dzięki której moje życie zmieniło się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

- Nie, w porządku – zapewniłam Danielo. – Ma pan prawo pytać o rzeczy, których nie znajdzie pan w moich dokumentach. W końcu mam dostęp do poufnych informacji.

- To nie tak, Alexio – powiedział zdenerwowany moimi słowami. – Obserwowałem cię od dłuższego czasu. Twoja uczciwość jest poza wszelkimi podejrzeniami. Zapytałem o twoją rodzinę, bo chciałem dowiedzieć się, kto sprawił, że jesteś tak wspaniałą kobietą.

- Dzisiejszy dzień jest trochę dziwny, nie uważa pan? – zapytałam z uśmiechem.

- Dziwny? – parsknął śmiechem i poczekał, aż kelnerzy postawią przed nami kolejne danie, zanim dokończył. – Powiedziałbym raczej, że ten dzień zwiastował w nieoczekiwane wydarzenia.

- Tak... Powrót Szatana – mruknęłam do siebie.

- Szatana? Więc tak myślisz o Sebastiano – roześmiał się patrząc mi w oczy.

- On sam o sobie tak myśli, więc kim jestem, żeby odejmować mu sławy? Mówiąc szczerze, zupełnie nie przypomina pana. Jest narwany i złośliwy, jak mały troll.

- Dziękuję, że masz o mnie tak dobre zdanie. Sebastiano jest jak jego matka, zarówno z wyglądu, jak i z charakteru. Trudno było ją okiełznać, ale wierzę, że ty poradzisz sobie z moim synem.

Pierwszy raz wspomniał o żonie. Wiedziałam, że zmarła, gdy Szatan miał jakieś sześć lat, ale nigdzie nie znalazłam informacji o tym, co się stało. Może chorowała? Podzielenie się ze światem takimi informacjami nie jest łatwe, a Danielo jest raczej skrytym człowiekiem.

- Ma pan więcej dzieci?

Danielo spojrzał na mnie, a na jego twarzy pojawił się nieopisany ból. Cholera, ja i mój długi język!

- Przepraszam, nie chciałam sprawić panu przykrości – wyszeptałam. – Niech pan zapomni, że w ogóle zapytałam.

- Sebastiano jest moim jedynym synem – odpowiedział zachrypniętym głosem. – Możesz mnie pytać o wszystko, Alexio. Odpowiem na każde twoje pytanie. Zrobisz coś dla mnie?

- Oczywiście – zapewniłam.

- Zwracaj się, proszę, do mnie po imieniu. Nie jestem już twoim szefem, a sprawiłabyś mi tym wielką radość.

- Postaram się, ale nie będzie mi łatwo – odpowiedziałam. – Zbyt długo był pan... byłeś moim szefem, żebym tak od razu bez problemów przeskoczyła na wyższy poziom.

- Mamy czas, Alexio – zapewnił mnie z uśmiechem. – Mamy mnóstwo czasu, zanim...

Niespodziewanie urwał zapatrzony w coś ponad moim ramieniem. Odwróciłam się chcąc sprawdzić, co przyciągnęło jego uwagę, ale tak w zasadzie poza kawałkiem kremowej ściany nie było tam nic.

- Zanim? – zapytałam odwracając się do Danielo.

- Zanim odejdę z firmy – odpowiedział po chwili, ale nie spojrzał mi w oczy. – Chciałem cię jeszcze o coś zapytać. Wybacz staremu człowiekowi jego ciekawość, ale powiedziałaś, że zostałaś adoptowana, gdy miałaś czternaście lat.

- To prawda.

- Co się z tobą działo przed adopcją? Trafiłaś do dalszej rodziny? Dziadków, ciotek?

- Opieka społeczna umieściła mnie w rodzinie zastępczej. Nie udało się odnaleźć żadnych krewnych.

Zastanawiałam się, dlaczego wciąż drąży ten temat? Wciąż nie czułam się swobodnie rozmawiając, z obcym w gruncie rzeczy człowiekiem, o tak osobistych spawach. O sprawach, o których starałam się zapomnieć. Zepchnąć w najgłębsze zakamarki podświadomości i nigdy do nich nie wracać. Zbyt wiele bólu im towarzyszyło, żeby odgrzebywać je wciąż od nowa. Z drugiej strony, Danielo był bardzo taktowny. W zasadzie nie nalegał i nie zmuszał mnie do odpowiedzi. Zadawał pytania i wiedziałam, że w każdej chwili zaakceptuje moją odmowę.

- Mam nadzieję, że trafiłaś do dobrych ludzi.

- Powiedzmy, że nie każda rodzina, z którą mieszkałam, kierowała się altruistycznymi pobudkami biorąc do siebie obce dzieci.

- Krzywdzili cię? – warknął prostując się, jak struna.

Podskoczyłam ze strachu. Chyba się zorientował, że zarówno swoim tonem, w którym brzmiała bardzo groźna nuta, wręcz ostrzeżenie oraz z trudem zamaskowaną agresją, jaka emanowała z jego ciała, cholernie mnie wystraszył. Chwilami nie miałam pojęcia, z kim rozmawiam. Danielo miał kilka twarzy. Sprawiał wrażenie miłego i sympatycznego starszego pana, który nieoczekiwanie wziął mnie pod swój parasol, proponując coś, o czym marzyłam.

Mówiąc szczerze, do tej pory nie mam pojęcia, dlaczego to ja, a nie ktoś bardziej odpowiedni. W końcu pracowałam do niedawna w dziale HR i doskonale wiem, kogo zatrudnia firma i daję słowo, o niebo lepsze kandydatki znajdę na każdym piętrze, w każdym z biurowców firmy. Tymczasem propozycję dostałam ja, a Danielo zadał sobie wiele trudu, żeby mnie poznać, praktycznie opłacił moje studia i dał pracę. Pracę, za którą setki studentów ze świeżym dyplomem ukończenia uniwersytetu, dałoby sobie wyciąć nawet nerkę.

W takim razie... Dlaczego ja? Zwykła dziewczyna, pracująca w dziale HR, kadrowa, jak mawia Grant, zakopana w podaniach o pracę i wszelkiego rodzaju zaświadczeniach, e-mailach, ankietach...

- Alexio?

- Nie tak, jak zapewne myślisz – ocknęłam się na dźwięk ponaglającego głosu, nie chcąc wdawać się w szczegóły. – Ale brak zainteresowania dorosłych może wyrządzić więcej szkód, niż krzywdy fizyczne.

Chciałam, żeby przestał drążyć ten temat. Sto razy bardziej wolałam stanąć twarzą w twarz z Szatanem, niż ponownie wywlekać bolesną przeszłość.

- Powiedziałaś, że jesteś Włoszką. Twoja mama zdecydowanie była Włoszką, ale co z tobą? Byłaś adoptowana, skąd masz pewność, że twoi rodzice byli Włochami?

- Tak, Francesca była w stu procentach Włoszką - uśmiechnęłam się na wspomnienie jej wybuchowego temperamentu. - A co do mnie... Ponoć znalezione przy mnie jakiś list pisany po włosku, ale pismo było bardzo nieczytelne. Jedyne słowo, jakie udało się rozczytać to moje imię.

- Masz ten list?

- Niestety nie. Zaginął, gdy jeszcze byłam dzieckiem. Zostało tylko imię.

- Alexandria... Masz piękne imię, moja droga. Dziękuję, że opowiedziałaś mi trochę o sobie. Nie chcę naciskać bardziej, niż to robiłem do tej pory, bo wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać.

- To nie tak – zaprotestowałam bawiąc się wysoką szklanką. – Nie lubię o tym nawet myśleć. Moje życie zaczęło się, gdy trafiłam do domu Fran. Wszystko, co było przed, nie ma dla mnie znaczenia.

- Nie chciałaś nigdy odnaleźć swojej rodziny?

- Może kiedyś, gdy byłam mała i wciąż czekałam, aż mama po mnie przyjedzie. Trochę trwało zanim dotarło do mnie, że już mnie nie chce. A jeżeli chodzi o ojca... Nie chciał mnie, więc jaki był sens w ogóle myśleć o nim?

- Nie możesz tego wiedzieć, Alexio – powiedział wpatrując się we mnie. – Mógł nie wiedzieć o twoim istnieniu. Może twoja mama mu nie powiedziała? Może obydwoje później żałowali tej decyzji?

- To nie ma już żadnego znaczenia – odpowiedziałam twardo. – Poradziłam sobie bez nich. Nie było różowo, nie każdy dom był jak z bajki, ale stanęłam na własnych nogach bez niczyjej pomocy.

- Powiem ci coś, o czym wie niewiele osób – odezwał się szorstkim głosem. – Zapytałaś mnie, czy mam więcej dzieci. Miałem córkę. Była moją śliczną, maleńką królewną. Zmarła, gdy była niemowlęciem. Dzisiaj byłaby w twoim wieku. Patrzę na ciebie, taką piękną i mądrą, silną i współczującą kobietę, i wyobrażam sobie, że właśnie taka byłaby moja Rosa. Zdaję sobie sprawę, że chwilami moje zachowanie jest dziwne, ale czy mogłabyś zrobić staremu człowiekowi przyjemność?

- Co takiego? - zapytałam zaskoczona tym nieoczekiwanym wyznaniem.

- Pozwól mi traktować cię, jak córkę. Rosa nigdy nie miała szansy dorosnąć, a ty nigdy nie miałaś ojca. Chciałbym doświadczyć bycia ojcem takiej wspaniałej kobiety, jak ty.

- Ale... Dlaczego ja? Najpierw studia i stypendium. Potem praca, a teraz to... Przecież jestem zupełnie obcą osobą.

- Chciałbym wierzyć, że gdyby to moja Rosa była na twoim miejscu, ktoś wyciągnąłby do niej przyjazną dłoń.

Nagle Danielo zaczął szybciej oddychać, zaciskając palce na brzegu stołu. Zbladł gwałtownie i przerażona zerwałam się z miejsca przewracając krzesło. Uklękłam obok niego ściskając lodowatą dłoń.

- Dobry Boże! Źle się pan czuje?

Sięgnęłam przez stół, chwytając serwetkę, w którą zawinęłam kilka kostek lodu, w którym chłodziło się wino. Trzęsącymi się rękami przesunęłam po zroszonym potem czole i karku. Danielo siedział z zamkniętymi oczami, ciężko oddychając. Podejrzewam, że nawet nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności i tego co robię. Rzuciłam spojrzenie na zamknięte drzwi salonu, przeklinając na czym świat stoi doskonale wyszkoloną obsługę w hotelu. Już miałam krzyknąć wzywając pomocy, gdy wyczułam delikatny dotyk chłodnych palców na dłoni.

Spojrzałam w dół.

- Nie rób tego – wyszeptał patrząc mi w oczy.

- Potrzebujesz pomocy, musimy wezwać lekarza – sięgnęłam po wodę.

- Nic mi nie jest.

- To nie prawda – zaprotestowałam podtrzymując szklankę przy jego ustach. – Jesteś blady i zlany potem. Może to być oznaka ataku serca. Nie powinniśmy tego lekceważyć.

- Proszę cię, Alexio. Nic mi nie jest. Potrzebuję tylko chwili, żeby dojść do siebie. To było tylko zasłabnięcie. Pewnie spadł mi poziom cukru.

- Jesteś chory, prawda? – zapytałam, gdy pomogłam Danielo usiąść na kanapie. – To dlatego odchodzisz na emeryturę. Czy twój syn o tym wie?

Złapał mnie za rękę, nie pozwalając się odsunąć. W ciemnych oczach ponownie pojawił się ten mroczny wyraz, który mnie przerażał. Miałam teraz do czynienia z tym drugim Danielo Rivas.

- Posłuchaj, Alexio. Mój syn nie może się o niczym dowiedzieć – powiedział mocnym głosem. – O czymkolwiek będziemy rozmawiać, wszystko powinno pozostać między nami.

- O czym mówisz? Dlaczego?

- Mój syn mnie nienawidzi. To długa historia, na którą nie mamy dzisiaj czasu – powiedział, gdy nie byłam w stanie wykrztusić słowa. – Proszę, Alexio. Musisz mi obiecać, że Sebastiano...

- Nie powiem ani słowa – zapewniłam pośpiesznie słysząc, jak zaczyna szybko oddychać.

Przez chwilę patrzył mi w oczy, jakby szukał w nich potwierdzenia moich słów. Boże! W co ja się wpakowałam? W zaledwie godzinę dowiedziałam się o sprawach, które w ogóle mnie nie dotyczą, a jednak utkwiłam w całym tym bałaganie pełnym tajemnic.

Danielo był chory... Jego emerytura wcale nie była emeryturą... A Szatan nienawidził własnego ojca i nie miał bladego pojęcia o jego chorobie.

Spędziliśmy w apartamencie kilka godzin, choć Danielo upierał się, że doszedł już do siebie. Nie wracaliśmy już do poprzedniej rozmowy, ale te kilka godzin nie upłynęło w niezręcznej ciszy. Danielo okazał się bardzo zajmującym rozmówcą i opowiadał o swoich licznych podróżach z taką pasją, że dosłownie czułam się, jakbym była tam razem z nim.

Interesowało go moje życie, ale do sprawy rodziców już nie wracał.

Opuściliśmy hotel około czwartej po południu . Danielo, jak na gentlemana przystało prowadził mnie pod rękę do czekającej na nas limuzyny. Co chwila zerkałam na niego, upewniając się, że poprzednia słabość nie wróciła.

- Chciałbym, żebyś pojechała ze mną w jeszcze jedno miejsce – zwrócił się do mnie, gdy samochód ruszył spod hotelu. – To zajmie jedynie chwilę. Juan odwiezie cię potem do domu. Powinnaś wypocząć przed jutrzejszym dniem. Jak znam mojego syna, od razu wrzuci cię na głęboką wodę i nie będziesz miała nawet czasu na lunch.

Zgodziłam się, choć nie miałam pojęcia, gdzie jedziemy. A co do tego, co powiedział... Już szybciej będzie próbował zabić mnie tymi swoimi okularami, niż zagłodzi. Ciekawe, dlaczego je nosi? Może ukrywa pod nimi zmarszczki? Dla faceta, który uważał się za pępek świata, jedna zmarszczka na twarzy, to pewnie powód do rozpoczęcia wojny. Bo co tu dużo nie mówić, jego twarz, to czego nie zasłaniały aviatorki, była po prostu grzesznie piękna.

Moje ciało od razu zareagowało ciepłem i wilgocią między nogami, gdy tylko przypomniałam sobie własną reakcję, gdy stał nade mną pochylony. Diabła tam! Czarcie sztuczki i tyle! Pewnie do perfekcji opanował te wszystkie szatańskie gesty, a to, że moja macica postanowiła o sobie przypomnieć właśnie w trakcie naszej rozmowy świadczyło tylko o tym, że wymuszony celibat mi nie służy. Najwyższy czas zamieść pajęczyny i wrócić na rynek randkowania, postanowiłam.

Pogrążona w myślach ocknęłam się, gdy samochód zatrzymał się przed oszklonym budynkiem. Stanęłam na chodniku, patrząc, jak ze środka wychodzi czterech mężczyzn, zatrzymując się przed Danielo.

- A teraz, Alexio, kupimy ci samochód.

Spojrzałam w górę, gdzie na szarym tle ściany widniały wielkie czerwone litery.

Porsche?

- Nie ma mowy – odpowiedziałam i wsiadłam z powrotem do samochodu.

Danielo chyba oszalał! W piątek w żartach powiedziałam mu, że chciałam kupić sobie samochód. Na litość boską! Przecież nie mógł tego wziąć na poważnie! Poza tym, byłam jego pracownicą! Nie kupuje się luksusowych samochodów osobie, z którą rozmawiało się zaledwie kilka razy!

Nie ma mowy!

- Alexio, proszę... - Danielo usiadł obok mnie, wyraźnie nie wiedział, jak ma się zachować. - Chcę mieć pewność, że nie wracasz metrem po zmroku.

- Danielo... Nie stać mnie na taki samochód i nie pozwolę, żebyś wydał na obcą w gruncie rzeczy osobę tyle pieniędzy. A skoro już jesteśmy przy tym temacie. W ogóle nie rozumiem, dlaczego nagle mam ochroniarza, jeżdżę kuloodpornym samochodem i nawet nie mogę przejść przez przejście dla pieszych.

- Alexio...

- Jest Guido, choć krępuje mnie poruszanie się z kierowcą i ochroniarzem w jednym. Mogę obiecać, że gdy zaistnieje konieczność, będę jeździła taksówką - ustąpiłam widząc, że szykuje się do starcia na argumenty.

- Potraktuj to auto, jak służbowe.

- Porsche? - prychnęłam jak nastolatka. - Może jeszcze dostanę jakiś wypasiony apartament w samym centrum?

- A potrzebujesz?

- Jezu! - schowałam twarz w dłoniach starając się nie wrzasnąć z totalnej bezsilności.

To naprawdę zaczyna się robić jakoś cholernie dziwne. Chcę moją poprzednią pracę z powrotem!

- Alexio, jeżeli masz problem z mieszkaniem, to firma ma kilka apartamentów. Powiedz tylko słowo, a...

- Nie mam żadnych problemów mieszkaniowych - powiedziałam podnosząc głowę. Danielo wyglądał, jakbym właśnie miała zabrać mu szczeniaczka. - Danielo... Naprawdę doceniam to, co dla mnie do tej pory zrobiłeś. Że dałeś mi szansę. Ale ja nie chcę i nie potrzebuję żadnej z tych rzeczy. Czuję się bardzo niezręcznie, gdy jestem zmuszona ci odmawiać, ale zrozum. Mam pracę, szansę na niezależność i to wszystko, co jestem w stanie zaakceptować. Reszta, tak jak Porsche, czy apartament to rzeczy, na które sama zarobię.

Danielo siedział obok mnie zaciskając pięści. Całym sobą krzyczał, że nie zgadza się z moimi słowami, ale spojrzeniem dałam mu znać, że zdania nie zmienię. Oparłam się i krzyżując ramiona na piersi czekałam, aż w końcu odpuści temat.

- Dobrze... - wysapał na głębokim wydechu. - Powiedzmy, że faktycznie Porsche to nie był najlepszy pomysł. Jednak nie ustąpię w sprawie służbowego auta. Zresztą, sprawdź swój kontrakt. Zarówno auto, jak i służbowy apartament są w nim uwzględnione. Chwileczkę... - uniósł dłoń widząc, że chcę sie odezwać. - To nie podlega dyskusji, Alexio. Czy z tego skorzystasz, czy nie, to już twój wybór. Auto będzie na ciebie czekało na parkingu One Plaza, a apartament wraz ze wszystkimi kodami bezpieczeństwa otrzymasz, gdy tylko się na niego zdecydujesz.

- Po co to wszystko? Te wszystkie środki bezpieczeństwa... Nie rozumiem...

- Zrozum. Jesteś osobistą asystentką Sebastiano. Masz dostęp do bardzo poufnych danych, umów i planów. Ktoś, kto będzie chciał zdobyć jakieś informacje, może wykorzystać właśnie ciebie. Nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda. Poprosiłem cię o przyjęcie tego stanowiska, wiedząc, co może ci grozić.

- Grozić? – wyszeptałam patrząc ze strachem na mężczyznę.

- To tylko słowo - zapewnił pośpiesznie. - Zabrzmiało, jakby rzeczywiście ktoś miał cię skrzywdzić, Nie chciałem cię przestraszyć, przepraszam. Ale nie wiem, jak mam ci wytłumaczyć, dlaczego robię to wszystko. Czułbym się spokojniejszy, gdybyś pozwoliła mi zapewnić sobie maksymalne bezpieczeństwo.

- I będę musiała żyć tak przez cały rok?

- Powiedzmy, że pół roku. Gdy odejdę na emeryturę wszystko się zmieni, obiecuję. Do tego czasu, będę często wyjeżdżał, ty również będziesz często podróżowała. Chcę mieć pewność, że w każdej sekundzie jesteś bezpieczna.

- Przemyślę to. Ale w żadnym razie, nie zgadzam się na tak drogi samochód.

Chwilami, gdy tak jak teraz okazywałam swoją niezależność, w oczach Danielo rozpościerał się mrożący krew w żyłach mrok. Tęczówki nabierały prawie czarnej barwy, a rysy twarzy wyostrzały się, jak u drapieżnika. Danielo wyglądał wówczas bardzo niebezpiecznie.

Już bez dalszych dyskusji na temat służbowego samochodu, Danielo rzucił kilka słów po włosku do kierowcy. Przez całą drogę do mojego mieszkania starał się zabawiać mnie wesołą pogawędką, ale gdzieś pod skórą czułam gromadzący się niepokój.

Na litość boską! W co ja się wpakowałam?!

***

Sebastiano...

Nienawidziłem poruszać się po tym pieprzonym mieście w godzinach szczytu. Zirytowany przedłużającą się drogą wybijałem palcami rytm na kolanie. To jest właśnie to, czego kurewsko nienawidzę w życiu korporacyjnym. Gdybym mógł skupić się tylko na tej drugiej stronie, na życiu, w którym to ja stanowię prawo i wydaję rozkazy, wszystko byłoby zupełnie inne.

Przede wszystkim, nie musiałbym teraz, w środku dnia jechać do jednego z naszych klubów. Siedziałbym we własnym apartamencie, patrząc jak te wyszczekane usta zaciskają się na moim kutasie, a w tych pieprzonych turkusowych oczach pojawia się ekstaza, gdy zaczynam pieprzyć je coraz szybciej. Kurwa! Zacisnąłem pięść, dociskając kutasa do brzucha. Pociemniało mi w oczach.

- Szybciej, kurwa! – warknąłem widząc, że mamy jeszcze do przejechania kilka przecznic.

Gdy po niecałych piętnastu minutach samochód zatrzymał się na parkingu pod jednym z wielu naszych klubów w Los Angeles, byłem już bliski wybuchu. Szarpnąłem klamką, nie czekając, aż ochrona sprawdzi teren i wypadłem na zewnątrz. Musiałem mieć cholernie nieciekawą minę, bo wszyscy przede mną spierdalali. Czterech ochroniarzy pilnujących klubu za dnia, wymieniło zdezorientowane spojrzenia, gdy mijając ich warknąłem tylko, wchodząc do środka.

Przyciszona muzyka rozbrzmiewająca w klubie wkurwiała mnie niemiłosiernie. Minąłem małe lobby i idąc korytarzem dotarłem do wejścia do głównej sali, skąd można było dostać się do VIP roomów, znajdujących się zarówno na dole sali, jak i na piętrze. Te ostatnie były zawsze przeznaczone dla naszych ludzi. Rzadko kiedy wynajmowali je ludzie nie mający nic wspólnego z Cosa Nostrą. Tu obsługa była na najwyższym poziomie. Najlepsze alkohole i pierwszorzędne dziwki. Nie każdego stać na taki luksus, jaki zapewnialiśmy.

Nawet jak na tak wczesną godzinę, w klubie były już dziewczyny. Część z nich nie miała prawa opuszczać budynku, odpracowując długi, mieszkały w małych pokoikach w jednym z naszych budynków i codziennie były dowożone do pracy. Nie miały możliwości kontaktować się z nikim ze swojego poprzedniego życia, a druga część dziewczyn po prostu wolała przebywać tutaj, niż we własnych domach.

Zauważyłem wchodzącego do sali managera, który na mój widok od razu kiwnął barmanom. Kilka sekund i już miałem w dłoni szklaneczkę ulubionego alkoholu. Wypiłem na raz, nawet nie czując palącego smaku whisky. Mój wzrok przeszukiwał pomieszczenie, szukając odpowiedniej dziewczyny.

- Którą?

- Te dwie blondynki – rzuciłem wskazując szklanką odległy kąt, gdzie przy stoliku siedziały dwie młode dziewczyny. Nie wyglądały na dziwki, ale wszystkie moje dziewczyny to towar z najwyższej półki.

Widocznie brunetki, które miałem w niedzielę, nie zaspokoiły mnie dostatecznie, skoro wciąż tak gwałtownie reaguję na małego pyskatego intruza. Wszędzie ją widzę i czuję, skręca mnie z pożądania, ale wiem, że jak już będę ją miał, to pieprzone pożądanie minie. Zawsze mija...

Nie oglądając się, skierowałem się do prywatnego gabinetu na piętrze. Sant powinien wkrótce do mnie dołączyć. Miał zebrać informacje o D'Angelo i tym całym Rogersie. Znajomy zapach skóry powitał mnie, gdy otworzyłem drzwi. Nalałem sobie kolejnego drinka i trzymając szklaneczkę, usiadłem na skórzanej kanapie stojącej na środku pokoju. Przed nią znajdowało się zajmujące całą ścianę okno, skąd miałem doskonały widok na cały klub.

Wykrzywiłem usta w uśmiechu widząc Santa na dole. Sukinsyn miał jakiś pięćdziesiąty zmysł i poderwał głowę w chwili, gdy tylko na niego spojrzałem. Uniósł swojego drinka w górę i nie oglądając się na dziewczyny, wyszedł z głównej sali. W tej samej chwili rozległo się pukanie i do środka weszły dwie zamówione przeze mnie dziewczyny.

Rzuciłem okiem na skąpe sukienki... Może i nie wyglądały na dziwki, ale nimi były. Dochodziła druga po południu, a one wyglądały, jakby za chwilę miały stanąć na ulicy szukając klienta. Pełny makijaż, włosy ułożone w jakieś roztrzepane na głowie fale. Zbyt długo pieprzę się z Melindą i Natalią, żeby nie znać przynajmniej kilku modowych nazw.

Kiwnąłem głową, wskazując podłogę pomiędzy moimi rozstawionymi szeroko nogami. Jak w zgranym duecie dopadły do mojego rozporka, nie barwiąc się w jakieś pierdolone zaloty i pieszczoty. Wszystkie wiedziały dokładnie, czego od nich oczekuję. Mój twardy kutas znalazł się w ustach jednej z nich w chwili, gdy do środka wszedł Sant.

Syknąłem zaciskając zęby... Dziewczyna naprawdę wiedziała, jak mistrzowsko zabrać się do obciągania. Jej zwinny język tańczył na moim kutasie, wysyłając przyjemne dreszcze wzdłuż kręgosłupa.

- Zamknij oczy – warknąłem, widząc wlepione we mnie pieprzone brązowe tęczówki.

Wstałem odpychając dłonie, którymi mnie dotykała i złapałem dziewczynę za włosy na karku. Przytrzymując w miejscu jej głowę, zacząłem pieprzyć w usta, uderzając w tylną ścianę gardła.

- Chodź, skarbie, zajmij się moim kutasem – zaśmiał się Sant zabierając drugą dziewczynę.

- Pierdol się, Sant – warknąłem słysząc, jak dziewczyna zaczyna się krztusić. Jej paznokcie wbijały się w moje uda, gdy dziewczyna starała się odepchnąć. – Przestań się, kurwa, wyrywać! – mocniej złapałem za blond włosy.

Zamknąłem oczy, żeby odciąć się od widoku rozjaśnionych kłaków. Docierał do mnie dźwięk uderzających o siebie ciał, gdy obok mnie Sant pieprzył się z drugą z dziewczyn, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Skupiłem się na uczuciu, gdy mój twardy fiut wchodził głęboko w gardło...

Ciekawe, czy wyszczekanie usta Lexi D'Angelo potrafią tak dobrze obciągać, jak pyskować... Zobaczyłem pod powiekami pełne czerwone usta, z wilgotną dolną wargą. Docisnąłem twarz dziewczyny do swoich bioder i z głębokim warknięciem doszedłem wlewając się w jej gardło.

Kurwa! Odrzuciłem głowę wciąż pulsując w ustach dziwki. Przyjemność zdawała się nie mieć końca. Nie pamiętałem, żebym kiedykolwiek wcześniej doszedł tak intensywnie. Nawet pieprząc się, nie miałem tak kurewsko mocnego orgazmu.

Otwierając oczy, otrząsnąłem się widząc załzawione brązowe spojrzenie. Ja pierdolę! Przez chwilę miałem wrażenie, że patrzą na mnie turkusowe tęczówki...

Jebana heroina! Jak mam, kurwa, wytrzymać miesiąc, skoro widzę ją w każdej jednej?

- Wyjdź – warknąłem do klęczącej dziewczyny chowając kutasa. Kurwa! Muszę wziąć prysznic i zmyć z siebie dotyk dziwki, pomyślałem dolewając sobie drinka. – Kończ, Sant!

Idiota zaśmiał się klepiąc panienkę w wystający pośladek i dalej pieprzył ją, przytrzymując przy ścianie. Skurwysyn! Dla tego erotomana każda cipka była dobra na tyle, żeby wsadzić w nią kutasa. Od czasu, gdy przyłapał żonę na zdradzie, ruchał wszystko jak leci.

Stanąłem przed oknem z widokiem na klub, słysząc jak Sant dalej pieprzy się z dziwką.

- No, kurwa – syknąłem widząc, że nie ma zamiaru tak szybko skończyć. – Przestań się, kurwa, z nią bawić. Niech ci obciągnie i niech wypierdala.

Oparłem się plecami o szybę, przyglądając się, jak Sant z uśmiechem wbija się w gardło dziwki. Jebaniec, spojrzał na mnie, jakby dokładnie domyślał się przyczyny mojego zjebanego humoru. Dziwka chyba wyczuła moje wkurwienie i prawie połknęła kutasa Santa, tak szybko chciała doprowadzić go do orgazmu. Nie zdążyłem wypić drinka, gdy skończyła i podrywając się prawie wybiegła z pokoju.

- Żadna z tobą, kurwa, zabawa – mrukną Sant pochodząc do mnie. – Przez ciebie nawet porządnie sobie nie poruchałem.

- Masz dwie nowe. Będziesz miał w chuj czasu, żeby się z nimi zabawić.

- Gdzie chcesz je dać? – zapytał, choć tak naprawdę to on odpowiadał za wszystkie nasze kluby i pracujące w nim dziewczyny.

- Na razie niech popracują w hotelu. Zmywak, pokoje, bar... Wszystko mi jedno. Nie będę dawał nowego towaru do burdelu przed przyjazdem tych skurwieli. Potem ty zadecydujesz – wzruszyłem ramionami.

- Dario przesłał mi zdjęcia. Zostawiłbym je w klubie. Mogą na razie stać za barem. Wszyscy wiedzą, że te dziewczyny są na razie nietykalne. Jak wypuszczę je na salę, to zaczną spłacać dług ojca.

- Nie było problemów?

- Żadnych, znasz mnie – stwierdził.

Znam... Dokładnie tak, jak siebie samego. Wiedziałem, że Sant dokładnie sprawdził dziewczyny, ich sytuację rodzinną i zabezpieczył nas przed niepotrzebnym zainteresowaniem znajomych, czy policji, gdyby ktoś wpadł na ślad, że dziewczyny zniknęły. Zawsze to robił.

- Sant, chcę żebyś zajął się jeszcze jedną sprawą – spojrzałem na przyjaciela.

Miałem inaczej to rozegrać. Miałem zignorować to co się wydarzyło w sobotę. Jednak skoro pyskata Lexi D'Angelo sama wepchała mi się do biura, z tym swoim niewyparzonym językiem, dla którego zdecydowanie mam inne zadanie niż wkurwianie mnie, skoro już tu jest... A ja dostałem na jej punkcie jakiegoś pierdolca...

- Zajmij się Rogersem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro