Rozdział 1
INVUCTUS – niezwyciężony, niepokonany, nieposkromiony, ten którego nie można zwyciężyć...
Lexi...
Była środa. Dokładnie dwanaście dni po tym, gdy ta przeklęta żółta teczka ponownie odebrała mi chęć do życia. W biurze zostałam sama, nie licząc strażnika, który czekał, aż zamknę swój gabinet. Zdążył się już przyzwyczaić do tego, że przychodziłam pierwsza, a wychodziłam ostatnia. Odbyłam dzisiaj cztery rozmowy kwalifikacyjne, dwie wideokonferencje z naszym oddziałem w Nowym Jorku i Chicago, a teraz sprawdzałam wszystkie kontrakty, które jutro rano muszą zostać przesłane do działu prawnego firmy.
Zawsze fascynowało mnie, jak pracuje ludzki umysł. Gdybym tak panicznie nie bała się widoku krwi, igieł i tych wszystkich ostrych przyrządów, z pewnością zostałabym neurochirurgiem. Niestety, jak zawsze powtarzam, nie mogę być zajebista we wszystkim i jakieś wady muszę mieć. Zostało mi więc podziwianie tego, jak pracuje nasz mózg z bezpiecznej odległości, w sposób zupełnie bezinwazyjny. Obserwowałam zachowanie ludzi, którzy nawet nie zdawali sobie sprawy, albo zapominali, jak bardzo to, co dzieje się w ich głowach wpływa na to, jak się zachowują. Małe, zdawałoby się bez znaczenia gesty, z których można było się naprawdę wiele dowiedzieć o człowieku. Czytanie z mowy ciała stało się dla mnie tak naturalne, jak czytanie porannych gazet.
Prawie skończyłam, gdy usłyszałam otwierające się drzwi.
- Wiem, wiem, Robercie... Ale potrzebuję jeszcze kilku minut – rzuciłam nie odrywając wzroku od ekranu komputera.
Znałam z imienia każdego pracownika ochrony, w końcu zdecydowaną większość z nich to właśnie ja zwerbowałam do pracy.
Jednak zamiast zapachu kawy i pączków, jakie zawsze mu towarzyszyły, odkąd przed trzema miesiącami rzucił palenie, poczułam zapach wody kolońskiej. Bardzo drogiej wody kolońskiej. Bardzo seksownej wody kolońskiej... Czując jak serce zaczyna mi się obijać w klatce piersiowej, spojrzałam w kierunku drzwi i zamarłam.
Dosłownie i w przenośni zamarłam. Nie jestem pewna, ale chyba miałam otwarte usta, gdy patrzyłam na mężczyznę podchodzącego do mojego biurka. Nie byłam w stanie oderwać spojrzenia od jego wysokiej sylwetki.
- Miałem nadzieję, że jeszcze cię tutaj zastanę – odezwał się głębokim głosem Danielo Rivas. – Mogę usiąść?
Poderwałam się z miejsca, czując jak zdradliwe ciepło pojawia się na moich policzkach.
- Oczywiście... Ja... To znaczy... Przepraszam – wydusiłam z trudem.
- Usiądź, proszę. To ja powinienem przepraszać. Przestraszyłem cię i w dodatku wtargnąłem do twojego gabinetu bez wcześniejszej zapowiedzi.
Opadłam bez gracji na fotel z trudem oddychając. Mój mózg zamienił się w jednej chwili w bezużyteczne skupisko szarych komórek, które teraz obijały się o czaszkę, jak plastykowe kuleczki w grzechotce.
Nie byłam w stanie wykrztusić słowa. Pierwszy raz stanęłam oko w oko z tym mężczyzną i co tu dużo mówić, byłam kompletnie oszołomiona. Zdjęcia w prasie nawet w ułamku nie oddawały tego, jak wielką emanował charyzmą. Cholera, ale on jest przystojny...
Ludzie! Danielo Rivas w moim gabinecie! Czujecie to? Oczywiście, że nie, bo on siedzi naprzeciwko mnie, a ja za cholerę nie wiem, dlaczego zjawił się tutaj i to po godzinach pracy.
Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego przyszedł do mojego gabinetu. Ok. Jest właścicielem tej firmy, co miesiąc dostaję na konto bardziej niż zadawalający przelew i nigdy nie było żadnych zastrzeżeń co do mojej pracy.
Nigdy...
Dopóki nie pojawiły się te przeklęte żółte teczki!
- Pewnie zastanawiasz się, dlaczego tutaj przyszedłem, prawda? – przerwał ciszę ani na chwilę nie odrywając ode mnie uważnego spojrzenia ciemnych oczu. - Pozwól, że na początku zapytam, dlaczego zostałaś w firmie? Obserwuję cię już od dawna, Alexandrio. Jesteś ambitna i niewątpliwie bardzo zdolna. Nie ma sytuacji, z której nie znalazłabyś drogi wyjścia. To dzięki tobie pracują dla mnie najlepsi fachowcy. Tak się zastanawiam... Nigdy nie myślałaś, żeby zacząć pracować na własny rachunek? Rozszerzyć pole swojego zainteresowania na inne dziedziny? Ktoś taki jak ty, jest skazany na sukces, a Los Angeles to królestwo stworzone dla ciebie.
Cholera! Czułam się, jakby w ten kulturalny sposób właśnie szykował się do wręczenia mi wypowiedzenia i to ze skutkiem natychmiastowym. Czternaście miesięcy i dwanaście dni całkowitej porażki zawodowej. Dlaczego? Bo jak się okazało, nie byłam w stanie sprostać wymaganiom Szatana.
- Nie przeczę – odpowiedziałam głośno przełykając, żeby pozbyć się guli tkwiącej w moim gardle. – Moim marzeniem zawsze było być swoim własnym szefem.
Spojrzenie bystrych ciemnych oczu spoczęło na mojej twarzy i kolejny raz zaczerwieniłam się jak pensjonarka. No ale... Cholera, był niesamowicie przystojny!
Jak na mężczyznę po pięćdziesiątce, Danielo Rivas śmiało mógł ubiegać się o tytuł najprzystojniejszego faceta. Wysoki, o szczupłej atletycznej sylwetce, ciemnych włosach oprószonych na skroniach siwizną i żywych ciemnobrązowych oczach, wciąż wzbudzał w kobietach zachwyt i szybsze bicie serca.
Od razu prostuję ewentualne domysły. Nie, nie pociąga mnie jako mężczyzna, choć bez wątpienia jest przystojny. Nie gustuję w starszych panach. Tak w zasadzie... Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam na jakiejś randce. Dobry Boże! To chyba dłużej niż rok...
Potrząsnęłam głową, czując jak na policzkach ciepły róż zamienia się w ognistą purpurę. Chyba całkiem mi odwala, pomyślałam, skoro siedząc naprzeciwko samego bossa myślę o tym, kiedy ostatni raz jakiś facet mnie wypieprzył. Jestem beznadziejna, słowo daję...
- Alexandrio, będzie mi niezwykle przykro, gdy zdecydujesz się na ten krok, ale zawsze podziwiałem ludzi dążących do celu. A twoim celem jest bycie niezależnym. Masz to we krwi. Mam również nadzieję, że firma dalej będzie mogła liczyć na twoje zawodowe umiejętności.
Chwila, moment... Czyli jednak nie chce mnie wykopać z firmy? Próbowałam się rozluźnić, ale wciąż nie padły te słowa, które przegoniłyby widmo bezrobocia znad mojej głowy. Wiecie, coś w stylu, Lexi, jesteś mega zajebistym pracownikiem i prędzej oddam cały roczny dochód firmy na walkę z Szatanem i jego hordami, niż pozwolę ci odejść. To już by coś znaczyło.
- To nie takie proste, signor Rivas... - zaczęłam asekuracyjnie.
- Proszę... Mów mi po imieniu – mężczyzna przerwał mi z uśmiechem, podnosząc dłoń. – Znamy się już tak długo, że bardziej traktuję cię jak przyjaciółkę, niż pracownika. Dzięki twojej niesamowitej intuicji, mam najlepszych pracowników.
- To dla mnie zaszczyt, ale nie potrafiłabym... To nie wypada! – wydusiłam zażenowana.
- O tym decyduję ja – uciął mój sprzeciw zdecydowanym tonem.
Co miałam odpowiedzieć? Siedział przede mną jeden z najpotężniejszych ludzi w tym kraju, prowadząc najnormalniejszą rozmowę i chciał, żebym mówiła mu po imieniu. Kim jestem, aby pozbawiać go tej chwili przyjemności?
Dalej nie mam pojęcia, dlaczego zjawił się w moim biurze. Hymm... A może to rodzaj przebieżki po włościach? Od jakiegoś czasu, w firmie krążą plotki o tym, jakoby Danielo planował odejść na emeryturę. Jakoś do tej pory nie interesowałam się tymi pogłoskami, ale tom rzeczywiście miałoby sens, biorąc pod uwagę, że Szatan pałęta się po firmie. Nie jest jakimś zramolałym staruszkiem, żeby myśleć już o zielonej trawce i codziennej grze w golfa. Z drugiej strony, zdecydowanie stać go na to, żeby odejść na emeryturę. Może zanim wypuści się na zielone pastwiska nic nieróbstwa, gdzie jedyną rzeczą, o którą przyjdzie mu się martwić będzie dylemat, jakiego robaka założyć na haczyk wędki, Danielo Rivas postanowił osobiście poznać wszystkich swoich pracowników? Eee... Raczej nic z tych rzeczy, o ile emerytura to nie plan na następnych kilka miesięcy.
Jestem managerem HR w tej firmie i doskonale wiem, że poznanie każdego jednego pracownika jest dziełem na kilka miesięcy, co najmniej. A przecież wciąż zatrudniamy nowych pracowników, a od kilku miesięcy firma rozwija się jak czerwony dywan na gali Oscarów. Spektakularnie!
Pytania pojawiały się w mojej głowie z szybkością światła. To nie mógł być przypadek, że zjawił się, gdy w biurze oprócz mnie nie było żywej duszy. To zdecydowanie nie przypadek, że wypytuje mnie o plany na przyszłość. To wygląda, jak badanie gruntu, tylko pod co?
- To raczej nie jest towarzyska wizyta, mam rację? – zapytałam, gdy cisza zaczęła się przedłużać.
- Nic się nie zmieniłaś, Alexandrio. Wciąż jest w tobie ten zadziorny pazur, który zauważyłem wiele lat temu. Miałem nadzieję, że tak jest.
Do licha! Jakie wiele lat temu? On mnie zna? Jakim cudem?
- Mam dla ciebie propozycję.
O cholera! Chyba nie chce mi powiedzieć, że ta propozycja jest z natury tych... No wiecie, tych intymnych. Dobra, jest przystojny, jak na swój wiek, ale to, do cholery, jest mój szef! Wiem, że w dzisiejszych czasach wiele kobiet robi kariery przez łóżko i sypia ze swoimi szefami, ale ja mam twarde zasady, których nigdy nie złamię. Choćby facet był młodym bogiem.
Moja twarz musiała być nad wyraz ekspresyjna, ponieważ mężczyzna zaczął się śmiać, kręcąc głową.
- Nie to miałem na myśli, moja droga. Nie o takim rodzaju propozycji mówię.
- Przepraszam! – pisnęłam zażenowana swoimi myślami, i tym, że Danielo bez trudu rozszyfrował moje myśli.
- Nie to ja powinienem przeprosić, ponieważ moja wypowiedź mogła zostać źle zrozumiana. Wiem, że jesteś zdenerwowana – nagle rozejrzał się po moim małym gabinecie i chyba dopiero teraz zorientował, że jest późno. – Na Boga, dziewczyno! Co ty jeszcze tutaj robisz o tej porze?
No kuźwa, dawno już bym pewnie wyszła, gdyby nie ty, pomyślałam sobie. Wzruszyłam ramionami. Nie zapowiada się, żebym miała skończyć rozpoczętą pracę, tak więc zapisałam w pamięci plik i wyłączając komputer spojrzałam na Danielo.
- Musiałam przejrzeć kontrakty zanim prześlę je jutro do działu prawnego – zaczęłam się tłumaczyć. – Oddział w Nowym...
- Koniec – oznajmił twardym, nieznoszącym sprzeciwu głosem wstając z krzesła i patrząc na mnie z góry. – Podziwiam ludzi, dla których praca jest pasją, ale bez przesady, Alexandrio. Dochodzi ósma wieczorem. Jadłaś kolację?
- Eee...
- Dobrze, już nie musisz odpowiadać – twarda nuta w głosie Danielo zmieniła się w złość. – Zapraszam cię na kolację i nie przyjmuję odmowy. Porozmawiamy na spokojnie z dala od biura. Potem mój kierowca odwiezie cię do domu.
Otworzyłam usta z zamiarem... Wystarczyło jedno spojrzenie na twarz Danielo, żebym zrezygnowała ze stawiania oporu. Chryste! Gdzie podział się uroczy i miły mężczyzna, który zaledwie kilka minut temu wszedł do pokoju? Ciepłe brązowe oczy zastąpiła czerń, w której widziałam zdecydowanie i złość.
Wzdrygnęłam się, czując jak zimne krople potu spływają mi wzdłuż kręgosłupa.
- Zapraszam...
Przełknęłam tkwiącą w gardle gulę i chowając dokumenty do szuflady biurka, upewniłam się, że zamknęłam ją starannie. Wyszłam zza biurka, drepcząc w butach na płaskim obcasie, zwanych szumnie balerinkami, choć z gracją, z jaką poruszają się baletnice niewiele miały wspólnego. Zbliżyłam się do drzwi, zdejmując z wieszaka sweter.
- Alexandrio?
Spojrzałam w górę, zdając sobie sprawę, że mężczyzna przewyższał mnie o dobre kilkanaście centymetrów. Na jego twarzy znowu pojawił się ten miły uśmiech i ciepłe spojrzenie brązowych oczu.
- Przepraszam, jeżeli cię wystraszyłem – powiedział przepuszczając mnie w progu, a potem stanął obok, gdy zamykałam drzwi. – Nie było to moją intencją. Alexio? – uniosłam głowę oddychając głęboko, gdy po raz pierwszy użył skróconej wersji mojego imienia. – Nigdy się mnie nie bój.
Zamrugałam zaskoczona tymi słowami. Danielo chyba zdał sobie sprawę, jak dziwnie one zabrzmiały, bo potrząsnął głową i wskazując mi przejście pomiędzy boksami, wyprowadził z biura.
Robert, nocny porter, na mój widok uśmiechnął się wyciągając w moją stronę pudełko z pączkami.
- Z nadzieniem z dzikiej róży, tak jak lubisz.
Nagle, otworzył szeroko oczy zastygając w dziwnej pozycji, gdy za moimi plecami pojawiła się wysoka postać Danielo.
- Dobry wieczór, signor– wydusił chowając za siebie pączki. – Właśnie miałem sprawdzić pomieszczenie. Panienka D'Angelo zawsze pracuje do późna...
Noż, dziękuję ci bardzo, Robercie, jęknęłam w duchu na widok miny Danielo.
Jestem pracoholiczką. Wielkie mi hallo! Uwielbiam moją pracę, a zostawanie po godzinach to dla mnie nie kara, a sama radość.
Danielo kiwnął tylko głową i delikatnie mnie popychając, poprowadził do wind. Ta cisza, która zaległa między nami była bardzo dziwna. Zawisła jak burzowa chmura, z której w każdej chwili może lunąć tylko gwałtowny deszcz, albo od razu wybuchnie wielka nawałnica ze świetlistymi piorunami, przecinającymi powietrze.
Zjechaliśmy w ciszy jedną z kilkunastu wind. Mogło mi się wydawać, ale Danielo chyba mruczał coś pod nosem po włosku. Niestety, słabo znałam ten język, choć moje nazwisko było bardziej niż włoskie. W szkole przebrnęłam przez hiszpański i to z wielkimi oporami, za to na studiach nauczyłam się rosyjskiego i to bez żadnych problemów. Broń Boże nie myślcie sobie, że jestem jakimś totalnym gamoniem.
To bardziej skomplikowane... Doskonale znam włoski i hiszpański, ale w piśmie. Natomiast język rosyjski przyswoiłam sobie wręcz perfekcyjnie i nieraz słyszałam docinki, że jestem jedyną na świecie rosyjską Włoszką, nie mówiącą po włosku, jakkolwiek dziwnie to brzmi.
Wyjaśnieniem tego dziwactwa jest... Fenomenalna pamięć. Wystarczy, że raz zobaczę jakiś dokument, od razu zapamiętuję każde jedno słowo. Dlatego potrafię czytać po włosku, czy hiszpańsku ze zrozumieniem, ale jak nie widzę tekstu, za cholerę nie mam pojęcia, o czym ktoś do mnie nawija.
Diabelnie trudno jest żyć w świecie, który po brzegi wypełniony jest słowem pisanym i powstrzymywać się przed chłonięciem nikomu niepotrzebnych informacji. Wiecie, jakie to piekło, gdy nawet po dziesięciu latach pamiętam menu z baru, który już dawno nie istnieje? Nie czytam ulotek, instrukcji obsługi, czy rozkładu jazdy autobusów. Częściej słucham radia i telewizji, niż oglądam filmy, czy wiadomości. Nauczyłam się ograniczać przyswajanie bodźców zewnętrznych i choć czasami jest to bardzo trudne, moje życie prawie nie różni się od życia każdej innej dwudziestoczterolatki na świecie.
Prawie, ale o tych różnicach nie mam zamiaru myśleć, gdy idę obok mojego szefa. Przechodząc przez bramki, przy których nawet o tej porze stali umundurowani strażnicy, usłyszałam cichutkie piknięcie. System odnotował mój identyfikator, który miałam w torebce.
- Poczekaj na mnie, proszę – zwrócił się do mnie Danielo i odszedł na bok do stanowiska ochrony.
Rozmawiał z nimi przyciszonym głosem, a po kilku spojrzeniach, jakie strażnicy rzucili w moją stronę mogłam się tylko domyślić, że rozmawiają o mnie.
Faceci... Kto ich zrozumie?
- Gotowa?
Podskoczyłam, gdy Danielo stanął obok mnie. Niby uśmiechał się, ale w jego spojrzeniu wciąż czaił się mrok, który mnie bardzo niepokoił. Nie rozumiałam, dlaczego właśnie dzisiaj zjawił się w moim biurze. Skąd wiedział, że zastanie mnie o tej godzinie? Przecież zdarzało mi się wychodzić wcześniej. Niezbyt często, ale jednak. Poza tym, Danielo zdaje się wiedzieć o mnie rzeczy, których jako big boss nie powinien wiedzieć, prawda? W końcu jestem szarą myszką zamkniętą w małym pokoiku i spełniająca wszystkie zachcianki szefostwa. Taka pieprzona dobra wróżka ze mnie.
A jednak...
Ten wredny chochlik w mojej głowie podpowiadał mi, że propozycja, o której wspomniał to jednak ta z rodzaju... Przełknęłam, czując jak panika coraz bardziej mnie paraliżuje. Nie ma mowy, żebym zgodziła się pójść z nim do łóżka. Chryste! Nigdy w życiu, choćbym miała nie mieć co jeść! Jeżeli wyskoczy z czymś takim, od razu spieprzam do najbliższego wyjścia i moja noga nigdy więcej nie postanie w jego firmie. Moje marzenia trafi szlag, ale ważniejsza od tego jest moja duma. Nie będę niczyją kochanką!
Wychodząc na zewnątrz, nie spodziewałam się trzech czarnych samochodów, czekających przy chodniku. Obok nich, jak w szeregu stało ośmiu mężczyzn, którzy wyglądali, jakby urwali się z planu filmowego o współczesnych gladiatorach. Przełknęłam z trudem... Albo o mafii! Na widok Danielo doskoczyli do nas biorąc w ciasny kordon i poprowadzili do samochodów.
Poprowadzili to za duże słowo, gdy nawet nie miałam szansy odetchnąć, ściśnięta pomiędzy nimi. Szłam po prostu z prądem. Wsunęłam się na tylne siedzenie, zaciskając nerwowo place.
- Wszystko w porządku, Alexandrio?
Spojrzałam na siedzącego obok na tylnej kanapie Danielo, zastanawiając się, czy to wszystko mi się śni. Przecież to wciąż zwykły dzień, normalna środa w życiu normalnej dziewczyny. Jeżdżę metrem, prawie nigdy nie korzystam z taksówek, nie znam osobiście żadnego celebryty, sławnego aktora, czy milionera. Małe sprostowanie. Nie znałam, do dzisiaj.
Jestem zwykłą dziewczyną, która nagle znalazła się w świecie, do którego nie należy. Ochroniarze, eskorta, szef milioner, który ot tak sobie, wpadł do mojego biura na pogawędkę, po czym zaprosił mnie na kolację.
To nie trzyma się kupy!
- Tak, dziękuję – odpowiedziałam czując, jak Danielo bacznie mi się przygląda.
- Wiem, że na pewno jesteś już zmęczona, moja droga. Gdyby nie to, że nie jadłaś kolacji, przełożyłbym naszą rozmowę na jutro.
Kiwnęłam tylko głową, wiedząc, że prędzej sama zaczęłabym wypytywać Danielo, niż pozwoliła zawieźć się teraz do domu. Miałabym spokojnie pójść spać, podczas, gdy moja przyszłość zawisła na podciętej gałęzi i to podciętej przez jego syna? Pewnie drań buja się teraz na niej starając się do końca ją złamać... No nie sądzę.
Ma Szatan szczęście w tym swoim diabelskim życiu, że nie ma możliwości, abym stanęła z nim twarzą w twarz. Może i mała ze mnie kobieta i na pierwszy rzut oka całkiem miła i sympatyczna, ale nie łudźcie się. Kawał wrednej małpy ze mnie.
Zanim dojechaliśmy do restauracji i usiedliśmy przy stoliku, byłam jednym kłębkiem nerwów. Nie wiedziałam, jak mam się zachowywać w obecności tego mężczyzny. Wystarczyło spojrzeć na niego, żeby wiedzieć, iż trzyma świat w garści, a takie robaczki jak ja zgniata codziennie swoimi lśniącymi butami.
Dopiero siedząc przy stoliku zdałam sobie sprawę, że nie jesteśmy w żadnej z tych mega modnych restauracji, gdzie do jajecznicy podają ci pół zastawy sztućców. Zaciekawiona, rozejrzałam się dyskretnie.
Lokal był mały, zaledwie kilkanaście stolików wciśniętych w każdy możliwy kąt. W powietrzu unosił się cudowny zapach włoskich potraw i aż zaburczało mi w brzuchu. Typowo włoski klimat. Uśmiechnęłam się, widząc, jak w naszą stronę podąża wysoki szczupły mężczyzna, z czupryną srebrnych włosów i twarzą pokrytą licznymi zmarszczkami. Ubrany w spodnie i białą koszulę, wycierał dłonie w kuchenny ręcznik, starając się usunąć z nich plamy po sosie.
- Signor Danielo! Non ci aspettavamo*...
- Enzo, per favore*... - Danielo uśmiechnął się do zdenerwowanego mężczyzny, który teraz z przejęciem zatrzymał się obok. – Pozwól, że ci przedstawię, Alexandria D'Angelo. Alexio, moja droga, to mój przyjaciel i właściciel najlepszej restauracji w tym mieście, Enzo Toscci.
- È un onore incontrare una donna così bella* - rzucił całując wierzch mojej dłoni.
Zamrugałam powiekami. Nie miałam tych słów napisanych i podstawionych pod nos, ale zwrot così bella zrozumiałam. Uśmiechnęłam się i cholera, znowu poczułam zdradzieckie rumieńce na policzkach.
- Enzo, amico. Alexia nie rozmawia po włosku – pośpieszył z wyjaśnieniem Danielo, a mnie dosłownie wcisnęło w krzesło. – Co możesz nam zaproponować? Ta młoda dama nie jadła jeszcze kolacji – wskazał na mnie palcem.
Podskoczyłam, gdy nade mną rozległ się włoski potok słów, przeplatany tak gwałtowną gestykulacją, że obraz Enzo chwilami rozmazywał mi się przed oczami. Włosi to naprawdę charakterni ludzie. Uwielbiają dobrą kuchnię i przednie trunki, a ominięcie posiłku to dla nich najcięższy grzech.
- Zupę minestrone z ryżem i grzankami dla panienki – oznajmił na wydechu, gdy opanował wzburzenie i posyłając mi zranione spojrzenie, wzrokiem przywołał kelnera. – Do tego...
- Przepraszam, signore Toscci – przerwałam wiedząc co za chwilę miało nastąpić. – Zupa w zupełności wystarczy.
- Ależ, ależ...
- Mam ochotę na duży kawałek tiramisu na deser – uśmiechnęłam się, czując jak ostatnia jędza, ale słowo...
Nie zmieściłabym niczego więcej niż zupa. A, że mam słabość do włoskich ciast... Choćbym umierała z przejedzenia, zawsze znajdę miejsce na kawałek.
- Bene – oznajmił posyłając mi uśmiech, po czym spojrzał na Danielo.
- Dla mnie to samo, Enzo, a zamiast ciasta poproszę kawę.
Gdy zostaliśmy sami, spojrzałam na Danielo. Nie przypominał tego samego mężczyzny, które tak niespodziewanie zjawił się dzisiaj w moim biurze. Siedział uśmiechnięty, zupełnie rozluźniony, a w ciemnych oczach nie widziałam już tego niebezpiecznego mroku. Choć w restauracji było ciepło i panowała mniej formalna atmosfera wyglądał, jakby właśnie odbywał biznesowe spotkanie. Krawat na swoim miejscu, włosy przygładzone, marynarka bez jednego zagniecenia.
- Nie gniewasz się na mnie, że nie zabrałem cię do jakiejś dobrej restauracji?
- A tej czegoś brakuje? – zapytałam rozglądając się. Przy trzech stolikach najbliżej naszego siedzieli milczący mężczyźni w czarnych garniturach. Oderwałam zdenerwowany wzrok od ochrony Danielo. – Wydaje się, że nie musimy jeść na stojąco, a jeżeli zapachy z kuchni mogą być wskazówką, to zaraz czeka nas kulinarna uczta.
- Lubisz takie klimaty?
- Trudno mi odpowiedzieć jednoznacznie, ponieważ nie mam czasu, żeby chodzić do jakichkolwiek restauracji – przyznałam wzruszając ramionami. – Ale dla mnie liczy się nie wystrój, a smak potraw i atmosfera. Jestem w końcu Włoszką.
- Nie wyglądasz na rodowitą Włoszkę – wzrok Danielo spoczął na mojej twarzy. – Poza tym nie masz chyba tego południowego temperamentu, z którego słyną włoskie kobiety.
Parsknęłam śmiechem. Dobry Boże! Moje zestresowanie wziął za potulność? No cholera! Czy ja naprawdę muszę odzierać go ze złudzeń? Potrząsnęłam głową, wycierając oczy.
- Proszę mi wierzyć. Pozory mylą.
Danielo otworzył usta, ale w tej samej chwili przy stoliku ponownie pojawił się właściciel restauracji. Z uśmiechem postawił na stoliku koszyk z pieczywem oraz oliwę. Chleb pachniał tak smakowicie, jakby właśnie został wyciągnięty z pieca. Uwielbiam włoską kuchnię!
Wciągnęłam powietrze, delektując się zapachem zupy. Wymieniłam spojrzenia z uśmiechniętym Danielo.
- Buon Appetito*.
Poezja smaku... Przymrużyłam oczy, rozkoszując się chrupiącymi warzywami i doskonałym parmezanem. Niechciane wspomnienia wypełzły spod ściany, za którą zamknęłam wszystko związane z przeszłością. To co powiedziałam Danielo, to nie do końca prawda. Kiedyś bardzo często chodziłam do restauracji, takich jak ta. Możesz być Włochem z dziada pradziada, ale nie poznasz prawdziwej kuchni włoskiej, jeżeli nie spróbujesz dań z każdego zakątka tego kraju. To słowa mojej mamy, która uwielbiała kuchnię Sycylijską.
Odetchnęłam głęboko odganiając łzy i przełykając z trudem, skupiłam się na posiłku. Czułam na sobie uważne spojrzenie Danielo. Nie chciałam odpowiadać na żadne pytania. Nie chciałam, żeby zdał mi pytanie, na które nie znałam odpowiedzi, albo na takie, na które nie chciałam odpowiedzieć.
- Wiesz, Alexandrio... Naprawdę podziwiam twoją cierpliwość – oznajmił Danielo po skończonym posiłku.
Właśnie zabierałam się za mój deser, nie wiedząc, z której strony mam zacząć, żeby nie zniszczyć tak doskonałego dzieła sztuki kulinarnej. Uniosłam wzrok zastanawiając się, skąd to pytanie.
- Ja na twoim miejscu już dawno zaatakowałbym cię pytaniami i nie odpuścił, dopóki nie uzyskałbym odpowiedzi.
- Jakby nie było, jesteśmy na zupełnie innych płaszczyznach. Sytuacja, przełożony–podwładna, z miejsca klasyfikuje mnie na pozycji, gdy to ja czekam na polecenia, a nie odwrotnie.
- Dlaczego myślisz, że moja propozycja będzie poleceniem służbowym?
- Proszę nie mieć mi za złe, ale nie spodziewam się niczego innego. Ostatnie miesiące nie były zbyt... - chrząknęłam szukając w głowie miłych słów, a nie steku przekleństw, którymi miałam ochotę obrzucić nieobecnego sprawcę moich problemów. – Chciałam powiedzieć, że uznaję za osobistą porażkę każdą jedną osobę, która nie sprostała wymaganiom swojego bezpośredniego przełożonego - o proszę bardzo, jak politycznie wybrnęłam z sytuacji.
- Tak... Mój syn ma raczej trudny charakter – przyznał po chwili milczenia.
Gdybym miała siłę przebicia i nie obawiała się o posadę, powiedziałabym dokładnie i obrazowo, co takiego ma Sebastiano Rivas. Tyle, że przede mną siedział jego ojciec, jakby nie było wciąż główny boss tego grajdołka, w którym to ja byłam pracownicą, a on mógł mnie wykopać za drzwi. Już sam fakt, że doskonale zdawał sobie sprawę, że to jego syna miałam na myśli, dużo mówił o powadze sytuacji, w której się znalazłam.
Życie to suka, powtarzam to bezustannie. Dlatego zostanie swoim własnym szefem z dnia na dzień nabiera dla mnie coraz większego znaczenia.
Dla świętego spokoju, mojego i zapewne dumnego, mimo wszystko, z osiągnięć swojego jedynaka ojca, nie skomentowałam jego wypowiedzi. Ponieważ tak jak bardzo nienawidziłam Sebastiano za jego wredny charakter, tak nie mogłam mu odmówić tego, że jest genialnym biznesmenem.
Wiadomo, czarcie sztuczki...
- Wracając do naszej rozmowy. Mam dla ciebie propozycję. Od razu zaznaczam, że to nie jest polecenie służbowe, rozkaz, czy cokolwiek innego, po czym będziesz się czuła w obowiązku zgodzić się na nią. Powiedzmy, że to szansa.
- Szansa na co? – zapytałam zaciskając pod stołem palce.
- Wiem, że chcesz otworzyć swój własny biznes. Nie ukrywałaś tego nigdy i moja propozycja pozwoli ci spełnić to marzenie. Executive Search Firm, prawda? – przechylił głowę patrząc na mnie z zaciekawieniem. – Przyznam, że ze swoimi zdolnościami mogłabyś mierzyć wyżej niż zostanie właścicielem firmy, która będzie szukała kadry kierowniczej dla innych firm.
Dobra. Może to nie jakaś agencja modelek, czy aktorów. Może nie będę zarabiała milionów i nigdy nie osiągnę takiego pułapu życiowego jak Danielo Rivas i jemu podobni, ale mierzę tam, gdzie z pewnością dosięgnę stojąc na własnych nogach. Nie potrzebuję do szczęścia milionów na koncie i tylu samo fałszywych przyjaciół, którzy zwiną się, gdy tylko podwinie mi się noga. Tych kilku, których mam wystarczy mi i wiem, że cokolwiek jeszcze wydarzy się w moim życiu, oni będą ze mną w każdej jednej pieprzonej sekundzie.
- Lubię to – odpowiedziałam nie wdając się w szczegóły.
- Wiem – odpowiedział. - Alexandrio, co powiesz na to, że wynajmę ci w pełni wyposażone biuro w jednym z naszych biurowców, z dzierżawą, na którą z pewnością będzie cię stać. Polecę cię naprawdę wpływowym ludziom, nie tylko w Stanach. Podpiszę z tobą umowę i twoja firma będzie odpowiedzialna za poszukiwanie dla nas pracowników, oraz dam pełną swobodę w negocjowaniu kontraktów.
Przestałam oddychać wpatrzona w siedzącego naprzeciwko mnie mężczyznę. Coś chyba mnie ominęło, albo ze zmęczenia dostałam jakiś omamów, bo przecież to nie może być prawda!
Jeden z najbogatszych przedsiębiorców w kraju, zaprosił mnie na kolację do uroczej włoskiej restauracji, a na deser zaproponował, że pomoże mi wystartować z firmą, która była moim niespełnionym, póki co, marzeniem. Podawał mi wszystko na złotej tacy. Biuro i to nie w jakiejś zapyziałej dzielnicy, ale w centrum, w jednym z dwóch okazałych biurowców, jakie należały do panów Rivas, bezcenne kontakty i kontrakt na wszystkie firmy wchodzące w skład konsorcjum. Jezu! Jestem, do licha, kadrową i doskonale wiem jak duża jest to firma i jak często szukamy samej kadry kierowniczej i to na wszystkich szczeblach.
I teraz to wszystko, ot tak, może być moje?
- W zamian za co? – wyszeptałam ochrypłym głosem.
- Jak zapewne wiesz z krążących w firmie plotek, mam zamiar odejść na emeryturę. Mój syn przejmuje po mnie prowadzenie firm, ale nie uda mu się to, jeżeli nie będzie miał na starcie kogoś, kto będzie mu pomagał.
Nieprzyjemne ściskanie w dołku, jakie pojawiło się na dźwięk słów mój syn, przybrało na sile. Złowieszcze przekonanie, że przeklęty sukinsyn znowu to zrobił, zaległo w moim brzuchu jak wielki kamień oderwany z najwyższej góry. Przygniótł mnie, odbierając oddech i wprawiając mnie w totalne wkurwienie.
Ja pieprzę! Dwanaście dni! Rozumiecie to, do cholery! Dwanaście dni zajęło mu zniszczenie dzieła bożego. Kurwa mać!
Ale spokojnie, Lexi... Przecież Danielo nie powiedział, że chodzi właśnie o tę sprawę, prawda? Może potrzebuje większej współpracy pomiędzy działem HR, a głównym szefem? Tym bardziej, że czystka, jaką młody Rivas robi w firmach jest przerażająca. Ludzie znikają jak kamfora. Puff... i nie ma człowieka. Zapewne Szatan pożera ich nieszczęsne dusze, rzucając martwe ciała swoim ogarom pilnującym jego piekielnego królestwa.
- Rok czasu, Alexandrio. Chcę, żebyś przez dwanaście miesięcy była asystentką Sebastiano...
A jednak, kurwa, to zrobił!
Non ci aspettavamo* - nie spodziewaliśmy się
Per favore* - bardzo proszę
È un onore incontrare una donna così bella* – to zaszczyt spotkać tak piękną kobietę
Buon Appetito* - smacznego
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro