Rozdział 47
📣 Specjalna dedykacja dla @MarzenaZarzycka815 💖💖💖💖💪🏻🤗
Lexi...
Miałam wrażenie, że przebywam w jakiejś oderwanej rzeczywistości.
Nie wiem, w którym momencie urwał mi się film. Mam krótkie przebłyski, z których niewiele rozumiałam, a to pulsujące łomotanie w czaszce wcale mi nie ułatwiało przypomnienia sobie pewnych rzeczy. Niewątpliwie ostatnią rzeczą, która zapamiętałam była twarz Gabriela Alexandrowa. To zmiana ciśnienia wywoływała to mdlące uczucie i ból głowy. Skuliłam się na wąskim łóżku w kabinie sypialni, zastanawiając się, jakim cudem znowu wpakowałam się w pieprzone kłopoty. Jak, do cholery, znalazłam się w odrzutowcu lecącym Bóg raczy wiedzieć gdzie? Bez dokumentów, pieniędzy, kart kredytowych, czy choćby pieprzonego telefonu. Bez znaczenia, że użycie go w samolocie było zupełnie niemożliwe, ale sam fakt posiadania aparatu byłoby dla mnie niewątpliwie miłym uczuciem. Tracę wszystko w swoim życiu. Dlaczego muszę przy okazji tracić głupi telefon? Nie wiem, skąd miałam pewność, iż nie mam tych rzeczy przy sobie, ale to nie ma teraz znaczenia. Nic nie ma znaczenia, poza tym narastającym bólem głowy.
Przez ten szum w uszach i ból głowy nie usłyszałam, że ktoś wszedł do kabiny, dopóki przede mną nie pojawiły się męskie buty i nogawki powycieranych jeansów. Nagłe szarpniecie ciała było poza moją kontrolą. Poderwałam się do pozycji siedzącej i wtapiając się w ścianę spojrzałam na stojącego przede mną mężczyznę. Poruszał ustami unosząc w górę dłonie, ale nie przekroczył wytyczonej przeze mnie niewidzialnej granicy mojego bezpieczeństwa.
Bałam się... Ten strach mnie paraliżował. Próbowałam przypomnieć sobie, co wiedziałam o tym całym pakhanie. Nie pamiętam, czy ktoś mi o tym powiedział, czy usłyszałam, ale zdaje się, że starzec ma wnuka i wnuczkę. Czyżby Gabriel był tym wnukiem? Następcą i szefem rosyjskiej mafii? Porwał mnie, żeby oddać w łapska swojego dziadka? Czy Fran zabiła jego ojca? Czy projekt tego hotelu miał nas tylko ściągnąć do Nowego Yorku? Może już wtedy planował porwanie i oddanie mnie w ręce dziadka? Tylko nie przewidział pojawienia się Sebastiano?
Nie, to zupełnie durne tłumaczenie. Przecież to nie ja jestem osobą decyzyjną przy takich umowach. Gabriel musiał wiedzieć, że Sebastiano przyleci ze mną, albo sam. To nie ma za grosz sensu. Potrząsnęłam głową, starając się pozbyć tego mdlącego uczucia, przez które nie mogę myśleć. Drgnęłam, gdy w zasięgu mojego wzroku przy nogach pojawiło się opakowanie z tabletkami przeciwbólowymi. Uniosłam głowę, patrząc na milczącego Gabriela. A jeżeli to nie są zwykłe tabletki?
Jezu! A jaka to w tej chwili różnica, Lexi? Fakt... Lecę odrzutowcem w nieznane, nie wiem, kim naprawdę jest mężczyzna, który mnie porwał i co się ze mną stanie. Nawet, jeżeli chce mnie otruć, to chyba lepiej, niż miałby mnie torturować, prawda? Wyłuskałam na dłoń dwie tabletki paracetamolu i przesuwając się na łóżku, wzięłam butelkę wody stojącą na stoliku, popijając tabletki. Położyłam się na boku i z zamkniętymi oczami, kołysząc się modliłam, aby zaczęły szybko działać...
Obudziłam się i po raz kolejny, przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem. Znajoma biel ścian i ten grzmiący jednostajny szum potężnych silników od razu skierował mnie w odpowiednie miejsce. Odrzutowiec. Gabriel. I pustka...
Otworzyłam oczy, wdzięczna za to, że ktoś zgasił światło w sypialni i przeciągnęłam się czując ból mięśni. Dodatkowo bolały mnie kolana i wewnętrza strona dłoni, a w gardle czułam dziwny kwaśny smak. Tabletki okazały się jednak tylko tabletkami, a nie jakimiś narkotykami, po których już bym się mnie ocknęła, albo niewiele by mnie obchodziło to, co się ze mną dzieje. Usłyszałam cichy oddech dobiegający gdzieś z cienia i szelest materiału. Zacisnęłam powieki, spinając wszystkie mięśnie.
- Nie zrobię ci krzywdy...
Ten ochrypły głos... Był ostatnią rzeczą, którą zapamiętałam, zanim pochłonęła mnie ciemność. Doszłam do wniosku, że zachowuję się jak dziecko. To, że nie widzę zagrożenia, nie oznacza, że spod łóżka nie wyskoczy nagle wielki włochaty potwór, rycząc jak ranne, dzikie zwierzę. W moim przypadku, potworem okazał się Gabriel Alexandrow, który teraz usiadł na skraju łóżka. Czułam zapach jego perfum i ciepło ciała.
- Proszę... Nie skrzywdzę cię...
Odetchnęłam głęboko, jak przed skokiem do głębokiej wody i otworzyłam oczy. Gabriel siedział obok mnie, ale mnie nie dotykał. Niewiele widziałam poza błyszczącymi oczami wpatrzonego we mnie mężczyzny. Czy się bałam? Cholernie. Tylko głupiec nie odczuwa strachu przed nieznanym, a ja zdecydowanie wyzbyłam się jakichkolwiek głupich uczuć. Wstrzymałam oddech, gdy mężczyzna poruszył się nagle, a szelest odzieży rozległ się blisko mojej głowy. Zamrugałam powiekami, gdy nagle w sypialni zrobiło się jaśniej.
Uniosłam się na łokciach i podciągając w górę, usiadłam opierając się o ścianę. Zamrugałam, gdy przyglądając się mężczyźnie dostrzegłam znaczące różnice w jego wyglądzie. Pomijając to, że był ubrany ze swobodą, najbardziej zwracała uwagę jego twarz. Zauważyłam już to przy pierwszym naszym spotkaniu, ale miał dokładnie taki sam kolor tęczówek jak ja. Turkusowe, jak wody oceanu... Teraz te oczy obserwowały mnie z dziwnym błyskiem w ich głębi. Poprzednio, gdy spotkaliśmy się w Nowym Yorku jego twarz była jak maska. Żadnych widocznych uczuć, emocji, kompletnie niczego. Obserwował mnie dokładnie tak jat teraz, jakby chciał samym spojrzeniem poznać wszystkie moje myśli. Obserwował i czekał...
- Dlaczego tutaj jestem? – zapytałam ochrypłym głosem.
- Co pamiętasz? – pochylił się i podał mi wodę, za co podziękowałam kiwnięciem głowy.
Słysząc pytanie Gabriela zacisnęłam gwałtownie szczękę. Jeszcze nie pamiętałam wszystkiego, ale to co udało mi się przypomnieć powodowało, że blokowałam każdą jedną napływającą do mnie myśl. Nie chcę pamiętać! To coś tak strasznego, że całe moje ciało buntowało się przeciwko temu... Nie myśl o tym, Lexi! Nie myśl!
- Niewiele.
- Wyjechałaś z domu don Danielo – odpowiedział spokojnie, ale zauważyłam jak zacisnął pięści, przyciskając je do umięśnionych nóg. – Jechałaś bardzo szybko, wręcz nieodpowiedzialnie szybko. Mogłaś spowodować wypadek.
To zabrzmiało jak wymówka... Nie rozumiałam ani tonu, w jakim to powiedział, ani tego dziwnego spojrzenia. Jakby był zdenerwowany moim nieodpowiedzialnym czynem. Dlaczego? Dlaczego, do jasnej cholery, mam nieodparte wrażenie, że znam tego mężczyznę?
- To dalej nie tłumaczy tego, dlaczego znalazłam się w samolocie, w dodatku jak się domyślam, prywatnym odrzutowcu, razem z tobą. Kim jesteś?
Gabriel odetchnął, tak jak ja przed chwilą i zamknął na sekundę powieki. Gdy spojrzał na mnie, ten błysk w jego oczach zmienił się w ogień. Cofnęłam się wystraszona. Chryste! Czego on może ode mnie chcieć?
- Wygląda na to, że rzeczywiście nie pamiętasz tego, co powiedziałem ci w samochodzie. Posłuchaj... Cholera!
Zerwał się i zaczął krążyć od ściany do ściany, mrucząc coś, czego nie rozumiałam. Nie bardzo miał się jak rozpędzić, o ile zamierzał tym sposobem wychodzić zdenerwowanie. Kabina sypialni w samolocie nie należała do spektakularnie dużych. Zdecydowanie lepiej by mu poszło, gdyby przemaszerował kilka, czy nawet kilkanaście długości samolotu.
- Wiesz, że byłaś adoptowana?
Zaskoczona spojrzałam na Gabriela. Nie miał prawa wiedzieć o tym. To nie są informacje ogólnodostępne. Choć adopcja była jak najbardziej legalna, nikt nie miał i nie ma wglądu w dokumenty. Ślad zatarł się, gdy zmieniłam nazwisko na D'Angelo. Jak w takim razie Gabriel dotarł do tych informacji i po co mu one?
- Oczywiście, że wiem – odpowiedziałam spokojnie.
Dobry Boże! Ja naprawdę nie rozumiem tego, co się dzieje... Mam taki mętlik w głowie...
- Alexia... - Gabriel odchrząknął. Zatrzymał się patrząc na mnie i powoli podszedł do mnie siadając w poprzednim miejscu. Blisko mnie, ale nie czułam się przez niego zagrożona. – Proszę, wysłuchaj mnie...
Wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja bez wahania złapałam go za mały palec. Uśmiechnął się, unosząc w górę nasze połączone tym dziwnym uściskiem dłonie.
- Dokładnie to samo robiłaś, gdy byłaś malutka – powiedział ochrypłym głosem. – Chwytałaś mnie za palec i nie puszczałaś. Jesteś moją siostrą.
Ciężka pięść opadłą na moją klatkę piersiową, wyduszając z niej każdy gram powietrza. Próbowałam złapać oddech, choć odrobinę powietrza, zamknąć oczy i nie czuć tego szumu i zawrotów głowy, które teraz prawie pozbawiły mnie przytomności. O czym on mówi?! Jezu Chryste!
- Boże, oddychaj... Wdech, wydech, wdech, wydech...
Gabriel, widząc, że zaczynam się dusić, wyciągnął do mnie ramiona i sadzając na swoich kolanach, przytulił głośno oddychając. Nie mogłam... Oddychać... Serce tak mocno uderzało w mojej piersi, jakby chciało połamać mi żebra i faktycznie, ból był nieznośny. Łzy ciekły mi strumieniami po policzkach, gdy z otwartymi ustami starałam się złapać choć jeden mały oddech. Czułam jakiś przymus, żeby wyrównać swój oddech z tym samym rytmem, w jakim oddychał Gabriel. Starałam się nabierać w płuca powietrza, ale to nie działało!
- Olenka, oddychaj... Oddychaj...
Coś zimnego dotknęło mojego karku, po chwili silne ręce chwyciły mnie pod kolanami i unosząc w górę, Gabriel przytulił mnie do siebie. Wciąż nie mogłam swobodnie oddychać. Zamknęłam oczy, ale miliony małych świecących punktów pojawiających się pod powiekami wywoływały zawroty głowy. Poczułam powiew powietrza... Niewielki wzrost temperatury i ostrzejsze światło...
- Roth, kurwa... Ona nie może oddychać...
- Połóż ją na kanapie... Ma atak paniki...
- Gdzie Borys?
- Już go budzą.
- Olenka, proszę... Oddychaj...
Próbowałam powiedzieć, że nie nazywam się Olena. Próbowałam wyrzucić z głowy to wszystko, co nagle się w niej pojawiło. Danielo, to jak zobaczyłam go, domyślając się, że jego choroba to zdecydowanie coś poważnego, a tamto zasłabnięcie, którego byłam świadkiem w trakcie naszego lunchu wiele tygodni temu, nie było przypadkowe. Sebastiano... To co mówił, to jak mnie dotykał... Ten zimny, przejmujący do szpiku kości głos, gdy oskarżał mnie o romans ze swoim ojcem... A potem te słowa, które rozerwały moją duszę...
... Wiesz co lubi? Jak ją rżnąłem lubiła, gdy mówiłem do niej po nazwisku...
... Bo to jest, kurwa, twoja przyrodnia siostra!...
Pamiętam! Pamiętam każde jedno słowo. Każdą jedną obelgę i to uczucie, gdy serce płacze, zalewając gorzkimi łzami zdrady i poniżenia. Pamiętam zimne, zielone oczy i to jak na mój widok wypełniły się odrazą. Zniosłam wiele, ale już nie mam siły... Nie wtedy, gdy grzech odbiera mi ostatni oddech i ostatnie bicie serca, zostawiając po sobie jedynie popiół i zgliszcza.
Jezu Chryste! Los tak okrutnie ze mnie zażartował... Jak to się stało? Jak mogłam zrobić coś tak strasznego?
- Jestem, kurwa, pewien, że to przez nich!
Do mojego zamroczonego umysłu zaczęły docierać odgłosy kłótni. Starałam się otworzyć oczy, ale jaskrawe światło w kabinie było zabójcze dla moich oczu. Z cichym jękiem przekręciłam się na bok, żeby zmniejszyć to mdlące uczucie zawrotów głowy.
- Zabiję ich!
- Gabe, do licha... Nie wiemy, co się stało! Riina to potęga. Nie możemy w nich uderzyć bez powodu. Wywołasz pieprzoną wojnę.
- Gówno mnie to obchodzi! Coś jej zrobili. Widziałeś, jak jechała. Widziałeś, jaka była chora, a teraz to. Jeszcze nie wiedzą na co mnie stać. Zmiotę ich z powierzchni ziemi!
Warczący i przepełniony wściekłością głos Gabriela wywoływał na moim ciele dreszcze. Nie słyszałam wcześniej tego tonu. Był jak powiew najgorszego. Jak tchnienie śmierci i zamknięty w próżni krzyk agonii. Pomyślałam o Danielo. O tych przepełnionych smutkiem oczach, gdy próbował mi coś wytłumaczyć. Pamiętam, jak od pierwszego spotkania w moim biurze traktował mnie jak własną córkę. On wiedział. Już wtedy wiedział, kim jestem. Dlaczego mi nie powiedział?
- Olenka? – poczułam na twarzy ciepły oddech.
- Lexi... - wyszeptałam z trudem. – Jestem Lexi...
- Dobrze, niech będzie Lexi – poddał się dotykając mojej spoconej twarzy. – Roth, przynieś wilgotny ręcznik i pogoń, kurwa, tego nieroba. Jak dowiem się, że pieprzył się z tymi dziewuchami, to obetnę mu fiuta.
- Spokojnie, Gabe... Masz...
Chłodny dotyk zbierał z mojej twarzy szczypiący, zimny pot. Spojrzałam przez rzęsy na pochylonego nade mną Gabriela. Ze zmarszczonymi ciemnymi brwiami, w skupieniu delikatnie przesuwał mokrą ściereczką po mojej twarzy. Ta przejmująca pustka wciąż była w jego oczach, teraz ciemnoniebieskich i takich dziwnie zamglonych.
- Już w porządku – wyszeptałam i nawet udało mi się unieść rękę.
Dotknęłam palcami ciepłej skóry na nadgarstku, zatrzymując ruch w jednym miejscu. Zblokowaliśmy się spojrzeniami. Ten mrok w oczach Gabriela był jak wodospad niewylanych łez. Ten mężczyzna przeszedł w swoim życiu piekło... Wciąż w nim żyje, zamknięty jak w klatce.
- Przepraszam... Nie chciałem cię wystraszyć.
- Nie masz za co – przecież to nie wina Gabriela, że trafił na najgorszy z możliwych dni w moim życiu, aby poinformować mnie o naszym pokrewieństwie. – Po prostu... To chyba za dużo, nawet jak na mnie.
Podniosłam się, a Gabriel pomógł mi usiąść i oprzeć się o oparcie szerokiej kanapy. Nagle obok nas pojawił się kolejny mężczyzna.
- Przepraszam, boss – wysapał wpychając koszulę do spodni. Jego zaczerwieniona twarz wyrażała skrajne zdenerwowanie i strach.
- Porozmawiamy później, Borys – warknął Gabriel wstając i patrząc z góry na niego. – Zbadaj moją siostrę. Znowu miała atak paniki i nie mogła oddychać. Masz zrobić wszystko, aby to się nie powtórzyło.
Zaskoczona kategorycznym tonem Gabriela, spojrzałam najpierw na lekarza, bo jak mogę się domyślić ten cały Borys jest lekarzem, a następnie na blondyna, który właśnie zabijał wzrokiem roztrzęsionego mężczyznę. Czy on jest poważny?
- Gabrielu, przestań... Przecież wiesz, że nie ma możliwości kontrolowania ataków paniki.
- Nic mnie to nie obchodzi – odpowiedział. Krzyżując ramiona na szerokiej piersi. – Masz ich nie mieć, a on ma robić, co do niego należy.
Nie miałam jeszcze siły kłócić się, więc z uczuciem tymczasowej porażki, pozwoliłam temu wystraszonemu mężczyźnie się zbadać. Świecił mi w oczy latarką, osłuchał, jakbym miała co najmniej zapalenie płuc. Dobrze, że nie ma w samolocie rezonansu magnetycznego, bo to więcej niż pewne, że Gabriel zleciłby zrobić mi badania. Boże! Trafiłam na kolejny okaz... Kolejny facet, który myśli, że może mówić mi jak mam żyć. Jeszcze nie w tej chwili i może nie dzisiaj, ale mam zamiar pokazać i to dobitnie, że nie nikt nie ma nade mną kontroli.
Dziesięć minut później, pod bacznym wzrokiem Gabriela, który ani na chwilę nie spuścił mnie z oczu patrząc na to co robi lekarz, w końcu mogłam ze spokojem odetchnąć. Przewróciłam oczami, słysząc jak męczy biedaka, domagając się odpowiedzi na swoje pytania. Czy doznałam jakiś urazów? Czy mogło mi coś się stać, gdy tak długo nie mogłam oddychać? Jeżeli tak wyglądają relacje pomiędzy starszym bratem a siostrą, to chyba powinnam podziękować Bogu, że dopiero teraz postawił na mojej drodze kogoś tak wkurzającego jak Gabriel.
Zastanawiacie się jak to możliwe, że tak bez problemów zaakceptowałam to, co powiedział o naszym pokrewieństwie? Zastanówmy się, jakie mam na tę chwilę opcje. Podkreślę oczywisty fakt, że znajduję się w blaszanej puszcze lecącej w chmurach i nie wiem, gdzie są spadochrony. Nie uważam, że dałabym radę wyskoczyć, ale zawsze to jakaś teoretyczna droga ewakuacji, prawda? Tak więc, nie mając możliwości ucieczki, na tę chwilę postanowiłam przyjąć to co powiedział Gabriel i poczekać na to, co się stanie. Przecież nie będziemy latać tym samolotem w nieskończoność. Kiedyś i gdzieś musi wylądować.
Poza tym... Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale mimo tego, że nie znam Gabriele, ja mu wierzę... To dziwne uczucie w stosunku do niego jest we mnie od naszego pierwszego spotkania. Pamiętam jak wpadliśmy na siebie na korytarzu, a potem, gdy spojrzał na mnie w biurze Rotha. Nie patrzył jak na kobietę. Patrzył, jakby nie potrafił uwierzyć, że jestem...
Jaka jest nasza historia? Dlaczego mając brata zostałam porzucona i wychowywałam się w rodzinach zastępczych? Gdzie w tym czasie był Gabriel? Kto jego wychował? Gdzie jest nasza matka? Co, poza romansem, którego jestem żywym dowodem, łączyło Danielo z kobietą, która dała mi życie? Dlaczego mnie nie chciała? Kim naprawdę jest Gabriel Alexandrow i kim jestem ja? Gdzie w tym wszystkim jest moje miejsce i dlaczego do licha, boss rosyjskiej mafii tak bardzo chce mnie dorwać?
- Dobrze się czujesz? – zapytał siadając obok mnie.
- Tak. Nie było potrzeby straszyć tego biednego człowieka – odpowiedziałam odprowadzając wzrokiem lekarza. Gdyby mógł się rozpędzić, z pewnością puściłby się biegiem uciekając przed wściekłym Gabrielem. – To nie jego wina.
- Ma szczęście, że jeszcze żyje – mruknął przyglądając się mi uważnie. – Ma siedzieć na miejscu, a nie pieprzy... Hymm... Chciałem powiedzieć, że jest lekarzem, więc powinien być w każdej chwili dostępny.
Chciało mi się śmiać z miny Gabriela, gdy w ostatniej chwili powstrzymał się przed powiedzeniem i to dosadnym, co robił lekarz, gdy Gabriel go wezwał. Nic dziwnego, że był taki wściekły, pomyślałam z odrobiną wesołości. Może jak skupię się na czymś innym, nie będę myślała o tym, co się stało w Los Angeles?
- Możemy teraz porozmawiać? Nie dostaniesz znowu ataku paniki?
- Tego nie mogę ci obiecać – odpowiedziałam żartując z jego nadmiernej opiekuńczości. To słodkie, ale i cholernie wkurzające.
- Roth! Powiedz temu konowałowi, że ma nie ruszać dupy – warknął wychylając się z kanapy. – Niech od razu przygotuje tlen.
Jezu! To zaczyna robić się cholernie dziwne... Powiedziałabym raczej, że zalatuje obsesją na punkcie mojego bezpieczeństwa. Już doświadczyłam podobnej opieki i zdecydowanie powiem... Za diabła nigdy więcej!
- Gabrielu...
- Nic nie mów – przerwał mi zdecydowanym głosem. – Jesteśmy w powietrzu i nie mam możliwości, poza awaryjnym lądowaniem, zabrać cię do szpitala, gdyby coś ci się stało. Zabrałem Borysa na wszelki wypadek, więc powinien siedzieć i czekać, a nie...
- Dobrze – ucięłam temat, zanim zabrnąłby za daleko, na przykład planując jakąś operację. Bracia! W dodatku starsi... Na szczęście miałam dobrą praktykę z nadopiekuńczym Grantem. - Co chciałeś mi powiedzieć?
- Jeżeli teraz powiem ci, że nazywasz się Olena Alexandrow i jesteś moją siostrą, to znowu odlecisz? – zapytał przyglądając mi się uważnie.
- Raczej nie – oznajmiłam. – Wiedziałeś o mnie, gdy spotkaliśmy się pierwszy raz?
- Tak. Wtedy już wiedziałem.
- Nie jesteś zbyt rozmowny.
- Nie wiem jak mam z tobą rozmawiać – przyznał uśmiechając się kącikiem ust. – Wciąż nie dociera do mnie, że żyjesz.
Chciałam zapytać o matkę... Jednak bałam się, że odpowiedź Gabriela całkowicie mnie roztrzaska. Na razie jestem zbyt rozstrojona tym, co się wydarzyło w moim życiu. Nie wiem również, czy Gabriel wie, kim jest mój ojciec. Raczej nie jest również ojcem Gabriela, ale też nie mam pewności. Jest tyle pytań, tyle tajemnic.
- Możemy przeprowadzić tę rozmowę później? Nie lubię latać, a ta rozmowa jak mi się wydaje, nie będzie trwała kilku minut, mam rację?
- Dobrze. Porozmawiamy w domu.
- Powiedz mi coś o sobie – poprosiłam.
Tak naprawę, cholernie bałam się zaczynać rozmowę na pewne tematy. Zachowuję się jak tchórz, ale naprawdę w tej chwili nie byłam w stanie na spokojnie i bez łez, przyjąć na siebie więcej dramatów. To za dużo, przede wszystkim dla mnie i mojego poharatanego serca.
Słuchałam jak Gabriel powoli odpowiada na moje pytania. Zauważyłam, że stara się przekazać mi tylko takie informacje, które uznał za odpowiednie dla mnie, koncentrując się na tych oczywistych faktach, jak kariera zawodowa i własna firma. Traktuje mnie jak kruchą istotę i chyba rzeczywiście w tej chwili taka jestem. Byłam mu wdzięczna za to, że nie naciska na mnie i nie wypytuje, dlaczego w takim pośpiechu wyjechałam z posiadłości Danielo, prawie ścinając rosnące przy drodze drzewa, a potem prułam z taka szybkością, jakbym chciała uciec Szatanowi. Kto wie? Może chciałam... Tylko, że Szatan mnie nie szuka...
***
Obudziłam się w zupełnie obcym pokoju, w obcym mieście, z w zasadzie wciąż obcym człowiekiem, podającym się za mojego brata. Gabriela widziałam tylko raz, no dobra, dwa razy, zanim zjawił się w Los Angeles i mnie tak po prostu wziął. Od początku coś dziwnego ciągnęło mnie do tego mężczyzny, ale to nie było nic seksualnego, jeżeli to właśnie podejrzewacie. Nie, to był raczej rodzaj więzi, którą poczułam, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Chce mi się śmiać, płakać, przeklinać i wyć, gdy pomyślę, że zupełnie inaczej reaguję na Sebastiano. Przeklęty los, który sprawił, że sypiałam i zakochałam się we własnym bracie.
Wyrwanie z serca tej przeklętej i grzesznej miłości będzie bolesne. Dobry Boże, to zaledwie kilka godzin, a ja mam wrażenie, że cierpię od lat. To cholerne serce wciąż wyrywa się do tego mężczyzny. Nie rozumie, że ta miłość nigdy nie miała się narodzić. Od początku była skazana na piekło bólu. Tym bardziej teraz. Nie wolno mi kochać Sebastiano! Rozum to wie, ale serce wciąż nie chce tego zrozumieć, że takim uczuciem nie może obdarzyć brata.
Przez tyle lat nie miałam prawdziwej rodziny, to teraz mam jakąś pieprzoną patologię! Nie mogę zapomnieć słów Sebastiano. Tych pełnych złości, obelżywych komentarzy i tego, jak na mnie patrzył. Za każdym razem czułam podchodzącą do gardła żółć i tylko z trudem udawało mi się opanować. Odkąd pamiętam, chciałam się dowiedzieć, kim jestem i dlaczego rodzice mnie nie chcieli. Nie pamiętam, czy w moich myślach wybiegałam aż tak daleko jak rodzeństwo. A jednak... Jeden dzień wystarczył, żebym dorobiła się nie tylko ojca, który wiedząc od lat kim jestem, ukrywał to przede mną, ale i dwóch braci.
Wiedziałam, że czeka mnie rozmowa z Gabrielem. Miałam taki bałagan w głowie, że nie byłam w stanie się skupić. Te ostatnie dni tak dały mi w kość, że najchętniej zakopałabym się w pościeli i nie wychodziła stamtąd przez miesiąc. Potrzebuję czasu, aby wszystko przemyśleć, poukładać i zastanowić się nad swoim życiem. Nie mogłam dłużej mieszkać w Los Angeles, to jest pewne. Jezu! Nawet jeden kontynent wydaje się w tej chwili zbyt mały, abym dzieliła go razem z Sebastiano.
Ciche pukanie do drzwi sypialni przerwało moje rozmyślania. Wzdychając wsunęłam dłonie do obszernej bluzy, którą znalazłam na łóżku i boso poczłapałam do drzwi. Nie czułam zimnej posadzki, ponieważ wszystkie podłogi były podgrzewane.
- Olenka?
Skrzywiłam się słysząc jak mnie nazwał. Nie czułam tego imienia. Nie czułam się Oleną ani Alexandrow, ani Rivas, a tym bardziej D'Angelo. Jestem jak ta Szwajcaria, zupełnie neutralna. Bez nazwiska, bez narodowości, bez wszystkiego, co ważne. W zaledwie kilka minut tak cholernie dużo straciłam... Nie wiem, czy będę potrafiła odzyskać coś z mojego dawnego życia. Nie wiem, czy będę potrafiła zaufać i dać kolejną szansę. Zbyt wiele już kosztowała mnie ta cała cholerna miłość i głupie serce, które popełniło największy błąd, zakochując się w kimś, w kim nie powinno.
Zła, zakazana miłość... Kazirodztwo... To tak strasznie brzmi...
Otworzyłam drzwi przywołując na twarz wątły uśmiech i spojrzałam na stojącego w salonie Gabriela. Jak mam powiedzieć mu, że to wszystko się stało? Jak mogę przyznać się do popełnienia tak wielkiego grzechu? Nie znam Gabriela. To dla mnie jest obcy człowiek, choć łączą nas więzy krwi.
Nie... Nigdy mu nie powiem, co stało się w Los Angeles. Nie mam pojęcia jak teraz będą wyglądały moje stosunki z Danielo. Nie zdążyliśmy porozmawiać. Gdy dostałam wiadomość od Franco, że Danielo wrócił do miasta, od razu, bez zastanowienia pojechałam do niego. Nie chciałam zwlekać, odkładać czekającej nas rozmowy. Bałam się, że im dłużej będę nad tym myśleć, tym bardziej będę podważać swoje decyzje. A ja chciałam zacząć żyć. Chciałam swoje stare życie, w którym nie byłoby ani tej cholernej mafii, ani tym bardziej tego mężczyzny, który zrobił z mojego życia piekło.
A teraz? Okazało się, że utknęłam w tym piekle i nie miałam pojęcia, jak mam się z niego wydostać.
- Dzień dobry – przywitałam się, gdy tylko nasze oczy się spotkały.
Są takie same jak moje, a jednak tak strasznie inne. Nie wiem, jakie życie było udziałem Gabriela, ale zdecydowanie ukształtowało go i to nie na dobre. Nie mam na myśli tego, że jest złym człowiekiem, przecież nie znam go na tyle, aby mówić, czy nawet myśleć o nim w ten sposób. Chodzi mi o to, że w jego oczach nie ma nawet skrawka życia. Są tak przerażająco puste i mroczne. Im dłużej w nie patrzę, tym bardziej się go boję. Nie tego, że zrobi mi krzywdę, ale tego jak zareagowałby, gdyby dowiedział się prawdy.
- Nie chciałem cię budzić za wcześnie, ale niedługo będę musiał pojechać na budowę. Zjesz ze mną śniadanie?
Kiwnęłam głową, nie będąc w stanie odpowiedzieć. Skręcało mnie w środku... Nie byłam głodna. Wciąż czułam delikatne skurcze żołądka i to dziwne trzepotanie. Jakbym się bała. W każdej sekundzie, w każdej minucie... Ciągły strach przed nieznanym. Czy tak właśnie reaguję na ten wielki dom? Na Gabriela, który jest dla mnie obcą osobą? Na tych wszystkich ludzi? Na Rotha? Dosłownie trzęsę się, jakbym zamiast krwi w żyłach, miała lodowata wodę.
Podążając za Gabrielem, przeszliśmy korytarz, a następnie szerokimi schodami zeszliśmy w dół. Zerkałam z ciekawość na pięknie wyposażone wnętrza, podziwiając każdy szczegół. Byłam pewna, że to projekt Gabriela. Taka sama dbałość o szczegóły jak przy planach hotelu. Zerkając na mnie kątem oka wprowadził mnie do jadalni, gdzie przy pięknie udekorowanym kwiatami stole, czekał już na nas Roth Jackson. Uśmiechnął się na mój widok, ale ten uśmiech był inny niż ten, którym przywitał mnie w trakcie pierwszego spotkania.
- Usiądź, proszę. Zaraz podadzą nam śniadanie.
Ponownie kiwnęłam głową i zajęłam miejsce, które mi wskazał właśnie Gabriel. On sam usiadł u szczytu stołu, z Rothem po jego prawej stronie i ze mną po lewej. Od razu pojawiła się obok mnie młoda dziewczyna w ciemnym uniformie, stawiając przede mną kubek z kawą. Spojrzałam na nią z wdzięcznością i unosząc do ust wciągnęłam do płuc ten niepowtarzalny zapach.
- Tak myślałem, że właśnie kawy będzie ci najbardziej brakować - pokiwałam tylko głową nie otwierając oczu. – Jak już wspominałem, jadę na budowę i nie będzie mnie kilka godzin. Cały dom jest do twojej dyspozycji.
- Dlaczego jestem tutaj? – zapytałam.
- Nie rozumiem... - spojrzał na mnie tymi pustymi tęczówkami, marszcząc brwi. – To jest twój dom.
- Nie, Gabrielu – odchrząknęłam kładąc dłonie po obydwu stronach kubka z kawą.- Wiesz, że mój dom jest w Los Angeles.
Przecież nie musiałam mu na razie mówić, że planuję wyprowadzić się z tego miasta. Chryste! To tak cholernie popieprzona sytuacja, że nawet nie wiem jak mam zacząć z nim rozmawiać. Spotkaliśmy się na gruncie zawodowym, ale nie wiem, czy zdaje sobie sprawę, kim tak naprawdę jest Sebastiano. To, że widziałam Rotha rozmawiającego z Graysonem, który potem mnie okłamał, o niczym przecież nie świadczy. Nawet to, że dosłownie chwilę potem samochody, którymi wracałam ze szpitala zostały ostrzelane, nie świadczy o tym, że zrobił to właśnie Roth. A może faktycznie świadczy? Może chcieli mnie wypłoszyć z Los Angeles?
- Skąd masz pewność, że jesteśmy rodzeństwem? – zapytałam, samo podobieństwo mnie nie przekona.
Przez chwilę milczał, zagryzając usta. Zauważyłam jak zacisnął palce prawej dłoni zwijając je w pięść, a mięśnie żuchwy zaczęły się ruszać, napinając opaloną skórę szczęki.
- Porozmawiamy, gdy wrócę, dobrze?
- Nie. Wolałabym porozmawiać teraz. Zrozum mnie. Przecież ja ciebie nie znam... - wzruszyłam ramionami. – Nie mam pewności, że to co mówisz jest prawdą, czy tylko żartem. W moim życiu wydarzyło się już tyle, że niczego nie biorę za pewnik, dopóki nie mam na to dowodów.
- Masz rację – kiwnął głową i spojrzał na Rotha. – Pojadę sam, a ty załatw to co miałeś załatwić. Spotkamy się na budowie.
Ten tylko kiwnął głową i posyłając mi uśmiech wstał od stołu. Zostaliśmy sami w wielkiej jadalni i dopiero teraz zrobiło się bardzo dziwnie. Starałam się ignorować to dziwne uczucie, gdy czułam na sobie wzrok Gabriela.
- Zjedz śniadanie. Od wczoraj nic nie jadłaś – mruknął cicho, widząc, że od dłuższego czasu grzebię widelcem w jajecznicy, przesuwając z jednego końca talerza na drugi.
- Nie jestem głodna – odpowiedziałam odkładając sztućce i chowając ręce pod stół. Zacisnęłam trzęsące się palce na kolanach i uniosłam głowę, zderzając się z niebieskimi tęczówkami obserwującego mnie mężczyzny. – Dla mnie jest trochę za wcześnie jak na śniadanie.
Mój organizm dość szybko przyzwyczaił się do dwugodzinnej różnicy czasowej, ale mój żołądek wciąż jeszcze spał czasem z Los Angeles. W Nowym Yorku było dopiero po siódmej rano, czyli po czwartej w Kalifornii. Gabriel chyba uwierzył w moje tłumaczenie, bo skinął tylko głową. Zastanawiam się, jak to jest mieć brata i to w dodatku starszego.
- Ile masz lat?
- Trzydzieści jeden – odpowiedział spokojnie. – W listopadzie skończę trzydzieści dwa.
- Jesteś siedem lat starszy.
- Tak, miałem niespełna siedem lat, gdy się urodziłaś.
- A kiedy się urodziłam?
Gabriel spojrzał na mnie tym pustym spojrzeniem. Nie wiem, czy przyzwyczaję się do tego. Ludzkie oczy nie kłamią. Usta mówią co chcesz, ale oczy zawsze powiedzą prawdę. Jednak oczy Gabriela to kompletne pustka. Tylko ten jeden raz w samolocie zauważyłam jakieś emocje w ich głębi. Drgnęłam, gdy nagle wstał od stołu, zaciskając palce na oparciu krzesła. Dreszcz wstrząsnął moim ciałem, gdy zdałam sobie sprawę, że czeka, aż dołączę go niego. Odsunęłam swoje krzesło i na miękkich nogach przeszłam po zimnej podłodze podążając za mężczyzną.
Przeszliśmy przez hall, mijając po drodze szerokie schody wiodące na górne piętra i korytarzem znajdującym się za schodami, przeszliśmy do kolejnej części domu. Gabriel podszedł do jednych z podwójnych drzwi i otworzył jedno skrzydło, czekając aż wejdę do środka. Otwarte drzwi ukazały mi duże pomieszczenie, wypełnione od podłogi, aż po wysoki sufit półkami. Wszędzie, gdzie nie spojrzałam widziałam książki. Weszłam niepewnie, czując się dziwnie w tym męskim pomieszczeniu. To nie była tylko biblioteka, ale także jego miejsce pracy.
Na ścianach zawieszono zdjęcia wszystkich budynków, które jego firma stworzyła. Przedstawiały ujęcia z różnych etapów budowy, aż po finałowe zdjęcie, gdy wszystkie prace zostały zakończone. Po prawej stronie znajdował się duży stół, podobny do tego, który stał w biurze Rotha. Tutaj również znajdowała się makieta. Podeszłam bliżej przyglądając się poszczególnym budynkom i nie bardzo wiedziałam, na co patrzę.
- Co to? Twój kolejny projekt?
- Nie – odpowiedział twardym głosem, po którym aż zesztywniałam cofając się od makiety. – To nie projekt. To Piekło. Usiądź, proszę.
Usiadłam we wskazanym miejscu, starając się nie zerkać na makietę. Co takiego było w niej dziwnego, że po słowach Gabriela czułam przymus przyjrzenia się każdemu elementowi? Nie wyglądało to jak plan piętra mieszkalnego. Malutkie pomieszczenia, które zauważyłam były pozbawione okien i umieszczone wzdłuż długiego korytarza, jeden obok drugiego. Wyglądem przypominało to więzienny korytarz, ale...
- Nie myśl o tym – zwrócił mi uwagę, gdy zauważył jak zerkam za siebie. - To tylko makieta z przeszłości.
- Przepraszam, ale... To jest tak różne od tego, co widziałam w waszym biurze. Dziwnie wygląda, jak... Jak więzienie.
- Masz rację. To jest więzienie. Najgorsze, jakie może istnieć. Może kiedyś ci opowiem. Na razie nie jestem jeszcze gotowy zmierzyć się z przeszłością.
Zagryzłam usta, starając się powstrzymać kolejne słowa. W samolocie Gabriel uszanował moją prośbę i o nic nie wypytywał, więc jestem mu winna dokładnie to samo. Odwróciłam się, zdecydowanie ignorując ten głosik we mnie, każący mi przyjrzeć się każdemu elementowi i skupiłam się na Gabrielu. Odetchnął rozluźniając się, gdy zauważył, że nie mam zamiaru go o nic pytać. Każdy ma swoje trupy pochowane w szafach. Coś mi się wydaje, że Gabriel ma ich całkiem sporo.
- Chciałabym poświęcić ci cały dzień, albo i dłużej, i odpowiedzieć na każde twoje pytanie. Nie było mnie w Nowym Yorku dość długo, a niektórych spraw i ludzi niestety, nie można przesuwać w nieskończoność. Wiesz, kim jestem?
Chwila prawdy... Może się mylę, ale wszystko wskazuje na to, że jednak mam rację.
- Jesteś wnukiem pakhana. Jego następcą.
- Gdyby to było takie proste – mruknął przymykając powieki. Oddychał bardzo powoli, jakby starał się zwolnić bicie serca, albo opanować szalejące w nim, niewidoczne dla innych emocje. – Tak... Oficjalnie jestem następcą pakhana.
- Co to znaczy?
- Nie chciałem tego... Nie za cenę, którą muszę zapłacić i którą jak się okazuje, zapłaciłaś również ty. Gdybym był sam, gdyby ciebie nie było, temu starcowi nigdy by się nie udało. Jednak mam ciebie i teraz muszę myśleć o twoim bezpieczeństwie. Sięgnę po tron w Moskwie i Petersburgu, ale nie tak jak on chce.
- Nienawidzisz go.
- Najbardziej na świecie – odpowiedział z taką zajadłością, że aż cofnęłam się wciskając plecy w oparcie krzesła. Zauważył mój ruch i na jego twarzy pojawiło się poczucie winy. – Dobry Boże, nie bój się mnie... - wyszeptał ochrypłym głosem i okrążając biurko ukląkł przede mną dotykając moich zimnych palców. – Za żadne skarby świata nie pozwoliłbym mu ciebie skrzywdzić. Byłem za mały, żeby ją obronić, ale ciebie nie zawiodę.
- O czym ty mówisz, Gabrielu?
- Olenka, urodziłaś się trzydziestego czerwca, dwadzieścia pięć lat temu. Nie wiem, kim jest twój ojciec, ale miałaś cudowną, kochającą matkę. Nie masz pojęcia, co musiała zrobić, żeby cię chronić, ale kochała cię. Obiecałem jej, że będę się tobą opiekował, ale rozdzielono nas. Myślałem, że nie żyjesz. Myślałem, że zginęłaś razem z matką.
- Nie żyje? – wyszeptałam czując nagle, jakby ktoś zacisnął palce na moim gardle.
W mojej głowie eksplodowały słowa, które wypowiedział Danielo w trakcie kłótni. Byłem jej to winien za śmierć matki... Czy to możliwe, że miał coś wspólnego z jej śmiercią? Z jej, a nie z Fran, jak wcześniej pomyślałam. Jakim cudem? Czy mógł ją... Zabić? Przełknęłam z trudem, starając się ze wszystkich sił nie pokazać przed Gabrielem tych wszystkich strasznych podejrzeń. Jeżeli to prawda, to stoję pośrodku dwóch walczących ze sobą organizacji. Gabriel będzie chciał pomścić śmierć matki, nie przejmując się tym, że zabije mojego ojca.
Wojna pomiędzy Cosa Nostrą, a Bratvą wisi na włosku...
Matko jedyna, dlaczego to wszystko przydarzyło się właśnie mi? Co ja komu zrobiłam? Nie możecie powiedzieć, że to karma za ten pieprzony samochodzik, czy za przywalenie Sebastiano pięścią. Gdybym mogła cofnąć czas zrobiłabym to zdecydowanie lepiej, trafiając kulą w jego podłe serce. Zostałabym ogłoszona bohaterką rosyjskiej mafii i jako siostra pakhana, żyłabym sobie... Co ja pieprzę, na Boga?!
- Nie żyje. Zginęła w wypadku samochodowym. Dowiedziałem się, że żyjesz, gdy starzec przyleciał z Rosji. Nie wiem jak się o tobie dowiedział. Nie wiem jak cię odnalazł. Są pytania, na które nie mam odpowiedzi i takie, na które nie chcę odpowiadać. Zrozum jedno. Zrobię wszystko, abyś była bezpieczna, ale nigdy go nie zlekceważę. To chory człowiek. Nawet nie wiesz, do czego jest zdolny.
- Odpowiesz mi na pytanie? – zapytałam cichym głosem.
- Postaram się.
- Francesca D'Angelo...
- Zastrzeliła ukochanego syna starego. Równie wielką kanalię i choćby za to, powinno się ją błogosławić. Za każdą jedną kobietę, której oszczędziła gwałtu. Znasz nasz świat, Olenka. Wiesz czym się zajmujemy i choć wkurzam się, że poznałaś ciemną stronę życia, to musisz zdawać sobie sprawę z pewnych rzeczy. Nie kochamy się z Cosa Nostrą. Wiem, kim jest Sebastiano i nie podoba mi się, że z nim pracowałaś. Do tej pory nie miałem z nimi żadnych zatargów, bo nie interesowali mnie. Nie miałem aspiracji, aby zostać jakimś królem i rządzić całym światem. Wszystko się zmieniło, ale zapewnię ci bezpieczeństwo. Nawet dogadam się z Riiną, jeżeli będzie taka konieczność.
- Czy on chce mnie zabić?
Ten moment, gdy Gabriel zawahał się na ułamek sekundy wystarczył mi za odpowiedź. Zasłyszane wcześniej słowa zburzyły mój z trudem odzyskany spokój i równowagę.
- Nie, Olenka. Mironov nie chce cię zabić. Chce cię wykorzystać, żeby mieć nade mną kontrolę. Porozmawiamy o tym, gdy wrócę, dobrze? – musnął palcami mój policzek i odgarniając włosy, założył mi je za ucho. – Chodź, przedstawię ci ludzi, z którymi zostaniesz.
Pomógł mi wstać i z dłonią na moich plecach wyprowadził z biblioteki. W tej chwili, mimo tego, że miałam setki pytań, dziękowałam Bogu za to, że Gabriel musi wyjść. Ten natłok myśli w mojej głowie wciąż się nie uspokoił, a ja dorzuciłam do nich kolejne. Muszę na spokojnie zastanowić się nad kolejnym krokiem. Domyślam się, że Danielo zaczął już mnie szukać. Bałam się tego spotkania i byłam przerażona tym, że nie mam pojęcia jak zareaguje, gdy dowie się kim jestem i kim jest Gabriel.
To jest takie popieprzone...
Zanim wyszedł, Gabriel przedstawił mi wszystkich piętnastu mężczyzn, którzy mieli za zadanie pilnować domu, a co za tym idzie, mojej skromnej osoby. Dowodził nimi Mike, dobrze zbudowany facet po czterdziestce. W domu, poza mną były jeszcze trzy kobiety, w tym ta miła dziewczyna, która przyniosła mi rano kawę.
- Olenka... Możesz poruszać się po całym domu. Proszę cię tylko, żebyś na razie nie wychodziła na zewnątrz i nie korzystała z telefonu. Stary jest w mieście i dopóki nie wróci do Rosji, podwoiłem ochronę tego domu. Nie wie o nim, ale nie lekceważę go. Wrócimy przed lunchem. Mam wolne do końca tygodnia, więc spokojnie sobie porozmawiamy i wtedy odpowiem na wszystkie twoje pytania.
Zanim wsiadł do samochodu, zamienił jeszcze kilka słów z ochroną. Stałam w progu, zastanawiając się, czy moje życie od teraz właśnie tak będzie wyglądało. Uzbrojona po zęby ochrona, kuloodporne samochody, strzelaniny...
Nogi poniosły mnie do biblioteki. A raczej ta ciekawość. Stanęłam przed makietą Piekła, jak nazwał ją Gabriel, przyglądając się każdemu małemu elementowi. Faktycznie, to było więzienie, a raczej jakieś lochy. Trzy długie korytarze po obydwu stronach miały małe pokoiki. Na podłodze leżał jakiś prostokąt więc domyślam się, że to rodzaj łóżka. W żadnym nie było toalety, czy nawet zlewu. Obchodząc makietę zauważyłam, że pod spodem coś jest. Z jednej strony, na rogu makieta miała coś w rodzaju uchwytu, czy zawiasu. Popchnęłam ją i delikatnie przesunęłam w bok. Czułam się, jakbym odsuwała płytę na nagrobku. Pod spodem o dziwo nie było kolejnej makiety budynku, tylko jakiś park... A raczej las. Dbałość o szczegóły była zadziwiająca. Wzięłam do ręki mały krzaczek, odkrywając pod nim wejście do jakiejś jaskini. Cudowne...
Spędziłam w bibliotece prawie dwie godziny. Poza makietą, do której co chwila wracałam, za każdym razem odkrywając coś nowego i fascynującego, zachwyciły mnie książki. Nie tylko te o architekturze, ale literatura piękna. Domyśliłam się, że Gabriel dużo czyta, na jego biurku znalazłam rozpoczętą książkę.
Dobry Boże! Mam brata... Dwóch braci, żeby być bardziej dokładną. Nie myślę o Sebastiano. Wciąż nie jestem w stanie pogodzić się z tymi rewelacjami, które rzucił na mnie Danielo. Mam wrażenie, że od tamtego dnia minęły co najmniej tygodnie, a nie zaledwie jeden dzień. Jeden dzień, a moje życie pogrążyło się w chaosie i ciemności.
Wróciłam do sypialni. Na łóżku znalazłam kolejną obszerną bluzę i spodnie od dresu oraz bieliznę i grube skarpetki. Wygląda na to, że Gabriel zaplanował wszystko, poza jakąś garderobą dla mnie. Nie narzekałam, wziąwszy pod uwagę, że przyleciałam do Nowego Yorku w sukience i bieliźnie. Nawet nie wiem, gdzie podziały się moje buty. Pokręciłam głową i zabierając ze sobą ubrania, weszłam do łazienki. Rano nie miałam czasu na kąpiel, zbyt zdenerwowana tym nowym miejscem i niejasną sytuacją, w której się znalazłam.
Ostatecznie wzięłam tylko prysznic. Kosmetyki, to kolejna rzecz, o którą będę musiała poprosić Gabriela. Ubrałam bluzę, podwijając stanowczo za długie rękawy i usiadłam w fotelu. Patrząc przez okno próbowałam rozczesać włosy, co bez odżywki było torturą. Pogrążyłam się w myślach, z których nagle wyrwał mnie jakiś dźwięk dobiegający z zewnątrz.
Podniosłam się i wyszłam na balkon, biegnący dookoła całego piętra. Przechyliłam się przez barierkę, ciekawa tych hałasów i zobaczyłam leżącego na trawie mężczyznę. Zmarszczyłam brwi, rozglądając się... Do licha, co się dzieje? Zasłabł? Zza rogu wyszedł kolejny mężczyzna i już otwierałam usta, żeby poprosić go o pomoc, gdy zorientowałam się, że idący mężczyzna ma na twarzy kominiarkę.
Cofnęłam się gwałtownie od barierki i uderzając plecami w ścianę za mną, starałam się wślizgnąć z powrotem do pokoju. Zamknęłam oczy, słysząc charakterystyczny dźwięk strzałów oddawanych przez tłumik. Przypomniałam sobie słowa Ignacio, gdy w trakcie jednego z tych dni, gdy dotrzymywał mi towarzystwa udzielał mi rad, jak zachować się w czasie ataku. Opadłam na kolana i wpełzłam do pokoju. Strach mącił mi w głowie... Gdzie jest Gabriel? Powiedział, że wrócą na lunch? Dobry Boże, to co najmniej za dwie godziny! Wczołgałam się pod łóżko i powstrzymując łzy próbowałam ze wszystkich sił opanować przyspieszony oddech.
Zmarszczyłam nos, czując jak zaczyna kręcić mi się w głowie. Ten słodkawy zapach, który pojawił się w powietrzu też był bardzo dziwny. Zasłoniłam usta, starając się oddychać przez materiał bluzy. Nagle, gdzieś z wnętrza domu rozległ się kobiecy krzyk. Chryste, co się dzieje? Zagryzłam usta, powstrzymując płacz i leżałam w bezruchu, słysząc przerażające krzyki. Wiem, co robią. Nie mam pojęcia, ile kobiet poza mną jest w domu, ale ta młoda dziewczyna, która przyniosła mi dzisiaj kawę...
Nie wiem jak długo leżałam pod łóżkiem. Od jakiegoś czasu już nie słyszałam krzyków. Jeszcze od czasu do czasu docierał do mnie odgłos suchych wystrzałów, ale teraz najgorsze były narastające z każdą chwilą hałasy dobiegające z wnętrza domu. Coraz głośniejsze tupanie ciężkimi butami, trzaskanie drzwiami, pokrzykiwania i przekleństwa. Rosjanie...
Znalazł mnie... Stary pakhan znalazł mnie... Ale jak? Przecież dopiero przylecieliśmy. Spędziłam w tym domu zaledwie jedną noc, a Gabriel zapewniał, że o tym domu jego dziadek nie wie. Miałam być bezpieczna! A może to nie o mnie chodzi? Przecież wspominał, że nienawidzi dziadka, że ten chce go do czegoś zmusić...
Podskoczyłam, gdy drzwi do sypialni otworzyły się uderzając o ścianę. Zakryłam dłonią usta słysząc przerażający odgłos, jaki wydawała osoba stojąca w pokoju. Obrzydliwie chrapliwy oddech, jakby twarz znajdowała się częściowo pod wodą. Widziałam tylko buty. Ciężkie wojskowe buciory obryzgane świeżą krwią. Zapach, który wcześnie czułam zaczął coraz bardziej wypełniać powietrze. Zamrugałam powiekami, czując jak zaczyna kręcić mi się w głowie. To takie...
- Tutaj jesteś! – Dobry Boże, co to za głos?!
Nie miałam siły walczyć, gdy wielka dłoń złapała mnie za nogę wyciągając spod łóżka. Próbowałam odepchnąć się od napastnika, ale moje ręce i nogi nie chciały współpracować. Mężczyzna złapał mnie za bluzę na piersi i szarpnięciem uniósł w górę rzucając na łóżko. Jęknęłam próbując czołgać się w przeciwną stronę. Jak najdalej od tego mężczyzny...
Pofrunęłam w powietrzu, uderzając plecami o twardą ścianę. Krzyknęłam stłumionym głosem, gdy w chmurze potłuczonego szkła upadłam na podłogę. Łzy, teraz lecące strumieniami, zamgliły mój wzrok. Łkając przy każdym ruchu, próbowałam odczołgać się od napastnika.
- Bladź! Gdzie leziesz?
- Nie!
Zwinęłam się w kłębek, czując kopniecie. Mężczyzna złapał mnie za włosy i ciągnąc w górę, ponownie rzucił mnie na lóżko, wciskając moją twarz w pościel. Ten słodkawy zapach otaczał mnie z każdej strony. Czułam go w ustach, w płucach, na skórze. Mącił mi w głowie i odbierał siły. Nie mogłam oddychać, a siedzący na mnie mężczyzna przytrzymywał moją twarz, nie pozwalając odetchnąć. Tym razem zawroty głowy były gorsze... Traciłam przytomność...
- Powinnaś zginąć, suko – wydyszał w moje ucho. – Taka dziwka jak ty nie zasługuje na życie. Jak stary się tobą znudzi, odda nam ciebie. Wtedy przekonasz się, jak to jest mieć prawdziwego mężczyznę, a nie taka włoską pizdę jak Riina. Zerżniemy cię z chłopakami po naszemu. Do krwi, do nieprzytomności...
- Idź precz, sobaka!
Ciężar na moich plecach zniknął tak nagle, że nie zdążyłam zareagować. Słyszałam jakiś rumor, przekleństwa i jęki, ale nie byłam w stanie wykonać nawet najmniejszego ruchu. Wciąż leżąc na łóżku co chwila traciłam i odzyskiwałam przytomność. Czas i miejsce zupełnie się zatarły...
***
Mironov...
Głupi szczeniak! Czy on naprawdę myślał, że uda mu się mnie przechytrzyć? Że odbierze mi wszystko, władzę, organizację i tę małą dziwkę leżącą na łóżku? Przesunąłem spojrzeniem po jej ciele, marszcząc brwi na widok tego obrzydlistwa, które miała na sobie. Doskonale wiem, jak wygląda jej ciało. Widziałem zdjęcia, gdy miała na sobie obcisłą sukienkę. Nie podobało mi się, że tak się obnaża przed innymi mężczyznami. Powinna być skromną i bogobojną kobietą, a nie taką rozwydrzoną dziwką. Jej matka taka nie była. Może na początku, ale gdy pokazałem jej jak powinna zachowywać się kobieta należąca do Wora Moskwy, stała się uległa. Taka, jakie lubię. Mam czas, żeby nauczyć tę małą suczkę posłuszeństwa, a przy okazji pokazać temu gówniarzowi, że nie zadziera się z pieprzonym carem Bratvy.
Patrząc na leżącą dziewczynę, złapałem dłonią twardego fiuta. Od dawna nie czułem takiego pożądania. Te dziwki, które pieprzyłem z moimi ludźmi to tylko ciała, które pomagały mi ugasić pożądanie. Od tamtego dnia, gdy mój sekretarz, Jurij, przyniósł mi zdjęcie tego śmiecia, Danielo i zobaczyłem ją razem z nim, wiedziałem, że teraz to ona zajmie się mną. Jej niewiarygodne podobieństwo do matki jest cudowną niespodzianką. Jakbym miał cofnąć się w czasie i mieć znowu trzydzieści lat...
Jestem pierdolonym geniuszem! Gabriel jest chwiejny. Od początku popełniłem wielki błąd, pozwalając gówniarzowi wychowywać się w tym przeklętym kraju. W Rosji od małego nauczyłby się posłuszeństwa. Co z tego, że Ivan, mój ukochany syn, którego zastrzeliła ta włoska suka, osobiście dopilnował szkolenia chłopaka. Stworzył maszynę do zabijania. Nieczułego potwora. Gabriel mógł naprawdę zajść wysoko w organizacji. Straciłem nad nim kontrolę. Moja wina, bo po śmierci syna pogrążyłem się w zemście i budowaniu pieprzonej potęgi, którą będę mógł zgnieść tych włoskich skurwieli. Umknęło mi, że przegryzł obrożę, która przytrzymywała go w miejscu jak psa. Zrobił się nieposłuszny. Ignorował mnie i moje rozkazy. Nie chciał wykończyć Cosa Nostry, pozwalając im budować swoją potęgę. Przegapił idealny moment na zagarnięcie ich terenów. Ja już dogadałem się z don Vito, ale przez Gabriela wszystko poszło się jebać. Gdyby nie jego nieposłuszeństwo, może nawet to jemu zostawiłbym wszystko, ale teraz dzięki tej dziewczynie, miałem szansę naprawić stare błędy.
Spojrzałem na podłogę, gdzie we własnej krwi zwijał się z bólu mój brygadzista. Jeden z czterech, ale na Vasyla zawsze mogłem liczyć. Dzisiaj trochę się zagalopował. Uprzedzałem, że dziewczyna należy do mnie i nie ma prawa spaść jej włos z głowy. Za jakiś czas, gdy da mi to, czego od niej oczekuję, będzie ich. Już mi nie będzie potrzebna. To co z nią zrobi Vasyl i reszta moich żołnierzy, to nie będzie już moja sprawa. Zapewne to co robią z każda jedną dziwką. Zamkną w piwnicach pod moim zamkiem i będą na niej wyżywać swoje seksualne frustracje. Kurwa! Gwałcą częściej niż seryjni gwałciciele, ale tak właśnie nas wychowano. Bierzesz co chcesz, a jak trzeba to nawet siłą. Dokładnie to samo zrobiłem z matką Gabriela i tej małej dziwki. Olena... Tak ponoć ma na imię. Wszystko jedno...
Odwróciłem się, gdy w drzwiach stanęło pięciu ludzi. Skinąłem na jednego z nich, a ten podszedł do nieprzytomnej dziewczyny. Zacisnąłem szczękę, gdy jego plugawe ręce zaczęły jej dotykać. Wiedziałem, że jest lekarzem, ale ona nie była dla takich małych chujków i skurwieli jak on i moi ludzie. A przynajmniej nie teraz.
- Straciła tylko przytomność. Gaz podziałał swoje.
- Mike, chodź tutaj – warknąłem patrząc na zdrajcę.
To dzięki temu śmieciowi dowiedziałem się, że Gabriel przyjechał z dziewczyną. Każdy zdradzi. Wystarczy mieć coś, na czym mu zależy. Poznać słaby punkt. W jego przypadku, była to jego dziewięcioletnia córka i całkiem młoda żona. Vasyl wspominał, że niezła z niej dupa i poużywali sobie z chłopakami przez te prawie dwa tygodnie, zanim Mike się z nami skontaktował.
- Zrobiłem co kazaliście... Uwolnijcie moją żonę i córkę.
Gdybym nie był tak zadowolony, że w końcu mam dziewczynę w swoich rękach, osobiście pokazałbym tej mendzie, gdzie jego miejsce. Żaden z moich ludzi nigdy nie odezwałby się w taki sposób do bossa, a co dopiero do mnie. Wiedzą, czym jest polowanie i że nikt jeszcze nie wyszedł z niego żywy. Zagoniłbym go na śmierć, na koniec każąc chłopakom rzucić jego ścierwo wściekłym psom.
- Uwolnimy, spakoyno, mal'chik*. A teraz gadaj.
Nie miałem czasu bawić się w jakieś duperele. Gabriel miał wyjść znacznie wcześniej, ale z niezrozumiałych dla nas powodów, został w domu. Już się obawiałem, że nici z całej akcji, ale po ponad godzinie w końcu opuścił dom, zostawiając dziewczynę samą. W każdej chwili może wrócić, a każda minuta, gdy pozostaje nieświadomy tego, że mam w swoich rękach jego siostrę, działała na moją korzyść. Zdążę spierdolić z tego przeklętego kraju i wrócić do Rosji, a tam to on może mi nagwizdać.
- Boss jest wściekły na Włochów. Słyszałem, jak chłopaki opowiadali, że znaleźli dziewczynę rzygającą na poboczu drogi, po tym jak uciekła z domu tego całego Danielo. W samolocie miała atak paniki, ale doszła do siebie.
- Coś jeszcze?
- Tak. Ma nadajnik, biochipa w lewym ramieniu. Boss kazał go tam wszczepić.
Kiwnąłem głową na lekarza, żeby zrobił z tym porządek. Wiem, że Gabriel będzie jej szukał, ale Rosja to nie pudełko spichek*. Mam więcej domów, niż sądzi. Przez pewien czas, dopóki nie załatwię pewnych rzeczy, będę mógł w spokoju zaszyć się przed wściekłym Gabrielem w moim zamku. Gówniarzowi przyda mu się lekcja pokory. Mnie się nie lekceważy.
Albo wręcz przeciwnie. Zadzwonię do szczeniaka, gdy tylko znajdę się na rosyjskiej ziemi i osobiście posłucham, jak bardzo jest wściekły. Ja pierdolę! Mogę mieć wszystko! Nawet cholerny sojusz z Albańczykami, wystarczy trzymać Gabriela za pysk, mając w ręku jego siostrę.
Dziewczyna jęknęła, gdy Kirył, mój lekarz, nożem rozciął skórę na jej ramieniu i czubkiem wyłuskał mały nadajnik. Zadziwiasz mnie, Gabrielu... Musi mu naprawdę zależeć na siostrze, że posunął się do czegoś takiego. To nie tylko ten idiotyczny nadajnik, ale to co zrobił z moimi ludźmi, których wysłałem po dziewczynę. Ponoć dokładnie tak samo rozprawił się z tą włoską bandą, którą nasłała na nią ta szurnięta Paloma. Ciekawe, czy Vito już wie, co odpierdala jego kochanka?
Cofnąłem się i zachodząc Mike od tyłu płynnym ruchem wyjąłem z pochwy przy pasku mój ulubiony nóż. Jedno szybkie cięcie i zdradzieckie ścierwo zwaliło się na podłogę.
- Zabierz go i rzuć z pozostałymi do garażu – wydałem rozkaz Vasylowi, który zdążył się już pozbierać z podłogi. – Przyślij na górę Miszę. Macie dwadzieścia minut, żeby się zabawić.
Wiedziałem, że w kuchni są trzy kobiety. Pewnie po tym, jak chłopcy unieszkodliwili ochroną, zabrali się za gratisowe ruchanko. Wiadomo, adrenalina z udanej akcji. Jak nie dam im się zabawić przed lotem do domu, zaczną sie napierdalać w samolocie, pieprząc stewardesy. Sam bym się do nich przyłączył, ale nie... Od dzisiaj dziwki zostawiam moim ludziom.
Mam Olenę Alexandrow. Od teraz to ona będzie zajmowała się moim fiutem. Nie zmarnuję swojego cennego nasienia na jakąś podrzędną dziwkę, żeby dojść w prezerwatywie, albo w jej gardle. Chcę mieć dziecko. Chcę mojego dziedzica i spadkobiercę. Prawdziwego Mironova, a nie tę namiastkę mężczyzny, którą stał się Gabriel.
Chcę syna, a ta mała suczka, Olena Alexandrow, mi go urodzi. Czy tego będzie chciała, czy nie...
Spakoyno, mal'chik (z ros.) – Spokojnie, chłopcze.
Spichek ( z ros.) – zapałek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro