Rozdział 13
Sebastiano...
Jestem skurwielem. Każdy wam to powie. Oczywiście w oczy nikt jeszcze się nie odważył, ale wiem, co o mnie myślą i mówią. Szczerze? Dokładnie o to mi chodziło, gdy stawiałem pierwsze kroki w mafii. Jako syn i dziedzic rodziny Rivas-Riina, od kołyski miałem wyznaczone swoje miejsce w mafijnym szeregu. Na samej górze i gdyby to było jebane Niebo, powiedziałbym, że z samymi Aniołami.
Gdyby ktoś powiedział, że jestem zimnym zabójcą, uśmiechnąłbym się tylko. Kurwa! Nigdy się nie zawahałem. Nigdy nie okazałem litości, gdy patrząc w oczy płaczącym i żebrzącym o okruch życia, naciskałem na spust albo podrzynałem gardło.
Jeden jedyny raz... Tylko raz, wiedząc, że powinienem wydać wyrok śmierci, nie potrafiłem tego zrobić. Spojrzałem w pieprzone turkusowe tęczówki i zapomniałem języka w gębie. Zamiast rozkazu zastrzelenia pyskatej cholery, wydałem polecenie naćpania dziewczyny licząc, że zapomni o tym co usłyszała...
Jeżeli chodzi o nią, o Lexi D'Angelo, jestem kurewsko słaby i to się teraz na mnie mści!
Usiadłem w fotelu, patrząc na zamknięte drzwi. Co się tu, kurwa, odjebało?
Wiem jedno... Za chuja nie wytrzymam miesiąca! Ta dziewczyna ze swoimi kurewsko zmysłowymi kształtami i niewyparzonym językiem będzie leżała pode mną krzycząc moje imię i to szybciej niż myślę. Opieram się temu pieprzonemu pożądaniu, ale w pewnym momencie mogę nie wytrzymać.
W poniedziałek, po wizycie w klubie pojechałem do ojca. Przekraczając bramę jego posiadłości pomyślałem, że za często zaczynam tu bywać. Dwa dni z rzędu... Kurwa! Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć, ile razy byłem w tym domu, od kiedy się wyprowadziłem. A teraz?
Mogłem zadzwonić. Oszczędziłbym sobie widoku ojca i tego miejsca, ale z jakiś niezrozumiałych przyczyn chciałem patrzeć mu w oczy, gdy zapytam o D'Angelo.
Już po pierwszych kilku minutach wiedziałem, że tracę tylko czas i energię na rozmowę z tym człowiekiem. Dla niego zawsze priorytetem była organizacja i jego dziwki. Teraz, gdy praktycznie wszystko należy już do mnie, skupił się na swoich panienkach, a raczej jednej konkretnej. Zaciekłość, z jaką unikał odpowiedzi na moje pytania sprawiła, że dostawałem pierdolonej kurwicy.
- To wszystko? – warknąłem rzucając na burko kontrakt podpisany z D'Angelo. Jedno się wyjaśniła, a mianowicie jej imię. Nie Lexi, a Alexia. Ale cała reszta? – Chcesz mi powiedzieć, że zatrudniłeś na stanowisko mojej osobistej asystentki, zupełnie obcą i niesprawdzoną osobę? Chyba zapomniałeś, kim jesteśmy. Co prawda nie podejrzewam jej o zbytnią inteligencję, ale wystarczy, że zacznie zadawać pytania albo przez przypadek coś usłyszy. Przecież ma, kurwa, dostęp do archiwum i wszystkich bieżących dokumentów.
- Zapewniam, że jeżeli chodzi o lojalność i zaufanie...
- Dobra, skończ – syknąłem przez zęby. – Wyjeżdżam na spotkanie z Olivio Cesar. Nie będzie mnie przez kilka dni. Mam tylko nadzieję, że po powrocie nie zastanę w biurach agentów rządowych – nie powstrzymałem się przed sarkastycznym komentarzem.
Dopiero będąc w Nowym Yorku dowiedziałem się, że ojciec wyjechał z Los Angeles. Sukinsyn zna się na rzeczy i jest nie do namierzenia. Spotkanie z capo rodziny Cesar nie wniosło niczego. Chciałem wybadać, czy ewentualny związek z Melindą, ale bez ślubu jest w ogóle możliwy. Doskonale wiem, że postąpiłbym wbrew tradycji nie biorąc ślubu z matką mojego dziecka, tym bardziej, że to nie będzie jakaś pieprzona wpadka z pierwszą lepszą dziwką. Pieprzę się z nią od prawie ośmiu lat, a jej stary już zaciera ręce na ślub jego córki z capo di tutti capi.
Gdyby Melinda pieprzyła się z kimś innym, od razu zostałaby wydana za mąż za pierwszego lepszego kandydata, któremu nie przeszkadzałoby, że dostanie tak zużytą małżonkę. Ale wystarczy, że kutas przyszłego capo rżnie jego córeczkę, od razu przymyka oczy na tradycje. Ważne, żebym się nią nie znudził.
Muszę ponownie się zastanowić nad małżeństwem z Melindą, skoro życie na kocią łapę nie wchodzi w grę, o ile nie chcę wywołać jebanej wojny z Nowym Yorkiem.
Wróciłem wkurwiony, że moje plany są nie do zrealizowania. Jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji, ale po wyjeździe Sycylijczyków będę musiał się zadeklarować. Nie mogę pozwolić na to, żeby nazwisko Riina odeszło wraz z moją śmiercią, a co tu dużo ukrywać, w obliczu nadchodzącej wojny z Bratvą wszystko jest możliwe.
Tym bardziej po tym, czego dowiedziałem się w Nowym Yorku. MacKenna przylatuje dzisiaj i jeżeli jego informacje pokryją się z tymi, które udało się ustalić moim ludziom, naprawdę powinniśmy zacząć obserwować poczynania Bratvy.
Przyznam się do czegoś... Nie miałem zamiaru pojawiać się w biurze. Jednak pierdolona pokusa zobaczenia tej kobiety, była silniejsza ode mnie. Kazałem zawieźć się do biura. Przez cały czas, gdy mnie nie było doskonale wiedziałem co robi. Kazałem swoim ludziom sparować jej służbowy telefon z moim. Właśnie wymieniane z przyjaciółkami wiadomości zaniepokoiły mnie na tyle, że postanowiłem wrócić.
Moja mała Alexia wybiera się z koleżankami na piątkowy melanż...
No nie sądzę, kurwa! Nie spodziewałem się fali potwornego gniewu, który przetoczył się przeze mnie, gdy przeczytałem co napisała na zbiorowym czacie z przyjaciółkami. Kurwa! Nie ma mowy, żeby dała się przelecieć jakiemuś kutasowi!
Niech ten czas mija szybciej, bo chyba oszaleję!
Nie ten świat...
W moim świecie już od dawna byłaby moją własnością...
Kilka godzin później, obserwowałem przez szybę kłębiący się pod nami tłum piątkowych imprezowiczów i sącząc powoli drinka ignorowałem to. co działo się za moimi plecami. Jak na dobrego gospodarza przystało, zapewniłem Irlandczykom to, czego potrzebowali. Dobry alkohol, czystą kokainę i pierwszorzędne dziwki. MacKenna przyjechał z najlepszymi swoimi ludźmi. Czterech z nich zostało na dole, obserwując to, co się tam działo. Zaufanie zaufaniem, ale w tym, co odpierdala teraz stary pakhan nie ma za grosz jebanej logiki. Równie dobrze mógł wysłać do każdego z moich lokali swoich żołnierzy i próbować rozpierdolić mi biznes. Zajęty na swoim terenie nie będę miał czasu zajmować się innymi sprawami, a skurwysyn zacznie szaleć...
Oparty ramieniem o szybę, widziałem w odbiciu zarówno MacKennę, jak i Santa, który nie szczędził sobie dokładnie, jak nasz gość.
- Riina, może jednak się przyłączysz? – zagrzmiał Irlandczyk.
Zerknąłem przez ramię, na stolik ozdobiony białymi ścieżkami kokainy i nagimi dziwkami podskakującymi na siedzących w loży mężczyznach. Widząc moje spojrzenie, najodważniejsza z nich, oderwała się od obciągania Santino i idąc w moją stronę, oblizała usta zerkając na moje biodra. Może i byłem kurewsko podniecony, ale nie tym, co wyprawiali za mną, ani tym bardziej nagą dziwką, która zatrzymała się przede mną.
- Odejdź – mruknąłem.
- Może jednak, szefie? – zaproponowała z uśmiechem oblizując usta. – Mogę się zająć szefem, jak zawsze...
Tak... Była dobra. Gdy potrzebowałem się rozluźnić posyłałem najczęściej po nią. Kurwa! Nawet nie wiem, jak miała na imię. Wystarczyło powiedzieć, żeby przysłali mi tę cycatą blondynę i każdy od razu wiedział, kogo dokładnie mam na myśli. Wielkie jak balony cycki nawet nie drgnęły, gdy przesunęła czerwonymi paznokciami po sutkach. Zatrzymała dłoń, ściskając w palcach pierś. Kurwa! Jeszcze chwila, a sylikon wypełniający jej cycki pęknie rozbryzgując się na ścianach.
Gdyby nie okoliczności, mój kutas już dawno byłby w jej gardle. Widziałem w jej oczach, że właśnie tego chce... Jednak nie mogłem skupić się na tyle, żeby nie zerkać co chwilę na telefon. Kurewskie oczekiwanie... Nie nawykłem do tego, do chuja! Dlatego byłem tak cholernie zirytowany i jeżeli ta dziwka nie chce znaleźć się na linii, gdy w końcu wybuchnę, lepiej aby wróciła do obciągania Santino.
- Wypierdalaj – syknąłem.
Przerażenie, jakie pojawiło się w jej oczach przez chwilę złagodziło moją frustrację seksualną. Ja pierdolę! Jestem we własnym klubie, otoczony przez najlepsze dziwki i jeszcze nie zerżnąłem żadnej...
Poczułem wibrowanie telefonu w kieszeni. Wyciągnąłem aparat, spinając wszystkie mięśnie.
- Już są...
Dobra, kurwa... Czas zacząć zabawę...
Stojąc w oknie widziałem dokładnie jak moja mała Alexia wchodzi do mojego klubu... Nie zwracałem uwagi na towarzyszące jej koleżanki. Mój wzrok wbity był w złoto-rude włosy i zajebiście krótką sukienkę... Chyba sobie, kurwa, żartuje!
- Nikt nie ma prawa do niej się zbliżyć... - wysłałem wiadomość, przeczesując tłum napalonych kutasów, którzy już zauważyli świeżą dupkę.
- Rozkaz, szefie...
Wyznaczyłem do tego zadania najlepszego ze swoich ludzi. Nigdy jeszcze mnie nie zawiódł i wiedziałem, że tym bardziej teraz tego nie zrobi. Zaledwie dwa tygodnie temu, właśnie jemu kazałem przypilnować Alexi na imprezie u Santa. Czekał na nią przy barze. Była już naćpana, ale nie chciałem, żeby jakiś jebaniec wykorzystał sytuację i zaciągną nieświadomą niczego dziewczynę gdzieś na ubocze i przeleciał.
Nie potrafiłem jej zabić i nie potrafiłem zostawić jej zupełnie bez ochrony. Powinienem się, kurwa, leczyć!
- Co się z tobą dzieje, stary?
Spojrzałem na stojącego obok mnie Santa. Jeszcze z nim nie rozmawiałem, ale znał mnie i wiedział, że coś jest na rzeczy. Zauważył moje roztargnienie i niechęć do zabawy. Jak na mnie zupełnie niezrozumiałe zachowanie...
- Wszystko gra – zapewniłem powstrzymując się przed spojrzeniem ponownie na lożę, w której teraz siedziała dziewczyna. Zerknąłem w stronę skórzanych kanap i bawiącego się tam towarzystwa.– A jak MacKenna?
- Wydaje się w porządku gościem – przyznał Sant szeptem. – Już sam fakt, że rucha dziwki i pije jednocześnie, dobrze o nim świadczy.
- Trafił swój na swego?
Oderwałem się od okna, uderzając pięścią w ramię przyjaciela. Nie obrazi się, chyba, że powiem, iż nasz gość robi to lepiej niż on. Najwyższy czas zająć się interesami, a to co robi i będzie robiła Alexia jest pod całkowitą kontrolą mojego człowieka.
- Nawet nie dorasta mi do pięt – parsknął śmiechem. – Dobra, niech skończą i zabieramy się do interesów, póki są jeszcze na tyle trzeźwi, żeby zdawać sobie sprawę z tego co mówią.
- Nawet najebany w trzy dupy będę o tym pamiętał, Brassi – ryknął MacKenna.
Skurwiel, tak jak w Londynie, właśnie napierdalał po tyłku uwięzioną pod nim dziwkę, którą pieprzył ze swoim zastępcą. Spojrzałem na Santa, wymieniliśmy spojrzenia i parsknęliśmy śmiechem... Kurwa! Przydałoby się porządne ruchanie, skoro nie mam co liczyć na małą cholerę, a nie obciąganie przez dziwki. Lada dzień powinna wrócić Melinda. Skoro jeszcze nie podjąłem decyzji co do ślubu, wciąż obowiązuje mnie brak zasad, a to oznacza, że mogę ją zerżnąć z Santino.
- Masz to wypisane na twarzy – mruknął Sant podając mi drinka. – Melinda czy Natalia?
- Obojętne. Zobaczymy, która pierwsza się nawinie – odpowiedziałem upijając. – Nie chcę cię poganiać, MacKenna, ale mamy interesy do omówienia – zwróciłem się do Irlandczyka.
- Dwie minuty – wysapał wbijając biodra w tyłek dziwki. – Daj mi dwie minuty, Riina.
Rozsiadłem się naprzeciwko Irlandczyków, z których jedynie ich szef i jego zastępca jeszcze nie skończyli. Ruchem głowy odesłałem dziwki, które zbierając z podłogi swoje kiecki, zostały wyprowadzone przez ludzi Umberto.
- Załatwiłeś sprawę z Rogersem?
- Tak, nie musisz się martwić – odpowiedział Sant odprowadzając wzrokiem dziewczyny. Założę się, że już wie, którą potem przeleci. – Natrafiliśmy na małe problemy z tą twoją asystentką, ale za dwa, góra trzy dni powinniśmy wiedzieć wszystko.
- Jakiego rodzaju problemy? – zainteresowałem się.
- Na razie sprawdzam to, czego dowiedzieli się o niej chłopcy. Sprawa utknęła w martwym punkcie, ale poprosili o czas i są pewni, że przeskoczą problemy. Dam ci znać co i jak.
Trochę wolno to wszystko idzie, pomyślałem zerując drinka. Co takiego trudnego może być w zebraniu informacji o D'Angelo? W zasadzie... Wszystko, kurwa! Zależy, jak bardzo ojciec postarał się ukryć ją przede mną, czego dowodem może być cholernie dziwny kontrakt i absolutnie zero dostępnych informacji o jej poprzednim miejscu pracy. Jednak na jednego mądrego fachowca w zacieraniu śladów, przypada co najmniej jeden jeszcze lepszy. Jeżeli wciąż będą jakieś problemy, zlecę to organizacji. Na razie ma ją na oku moja osobista ochrona.
Głośny jęk i sapanie oznajmiło koniec pieprzenia. Na razie, bo po wszystkim Irlandczycy pewnie zechcą się jeszcze zabawić. Pochyliłem się i ignorując ścieżkę kokainy, dolałem sobie whisky. MacKenna, tak jak w Londynie, wylał na ręce alkohol, wcierając w palce. Odesłał swoich ludzi, zostawiając najbliższego współpracownika.
- Dzięki, Riina. Pierwszorzędny towar – rzucił ze śmiechem, mając na myśli zarówno alkohol, jak i kokainę, i dziwki. – Zdaje się, że byłeś w Nowym Yorku...
- Byłem – potwierdziłem nie dziwiąc się, że wiedział o tym.
- Dziwne, że nie spotkałeś starego Mironova.
- To pewna informacja, że przyleciał do Stanów?
- Dokładnie jak ta, że masz naprawdę dobry towar – odpowiedział. – Słuchaj, z tego co wiem, to pierwszy raz od bardzo dawna, gdy ten skurwiel wystawił nos poza Rosję. Mieszka w wyjebanym pałacu i ma tylu ochroniarzy, że nawet wasz prezydent by zapłakał.
- Co z tym jego wnukiem? Ja pierdolę, MacKenna. Stany to nie pierdolony zagajnik. Namierzenie faceta, o którym nie wiemy kompletnie nic, jest nie do zrobienia.
- Powiem wam, co udało się ustalić moim ludziom. Młody Mironov urodził się w Stanach. Może mieć jakieś trzydzieści lat, więc wiekowo zbliżony do was, Riina. Możemy tylko przypuszczać, że tutaj się kształcił i dalej tutaj mieszka, bo w Rosji nikt nigdy go nie widział, a przynajmniej nie ostatnio.
- Poczekaj... Co z jego starymi? Dlaczego to nie ojciec dziedziczy Bratvę po Mironovie, tylko jego wnuk?
- Chodzą słuchy, że stary pakhan zajebał własnego syna, ale ile w tym prawdy, nikt nie wie. Jeszcze jedno... Udało się nam ustalić, że stary naprawdę chce zawrzeć układ z Albańczykami. Szykuje się wielkie weselisko, na które stary sprosił poważnych graczy z Kremla, łącznie z prezydentem.
To, że Mironov ma układy aż na Kremlu, wiedzą wszyscy. Jebaniec obstawił się z każdej strony i jest nie do ruszenia w Rosji. Jeżeli sam nie zdechnie, co biorąc pod uwagę jego wiek, może zdarzyć się w każdej chwili, odstrzelenie go jest niemożliwe. Pałac, o którym wspomniał MacKenna, to jebany schron. Cały teren jest tak naszpikowany czujnikami ruchu i kamerami, że przejście przez pole minowe wydaje się grą w klasy.
- MacKenna... Będziecie mieli zadanie. Ty i twoi ludzie – odezwałem się po chwili. - Znikają dzieci, MacKenna. Moi ludzie w Europie wpadli na ślad kanału, którym przerzucane są do Rosji i kilku większych europejskich miast. Rozpracujecie, gdzie dokładnie.
- Mówiłem ci, Riina. Wyobraź sobie, co będzie się działo, gdy połączą się węzłami krwi. Jebany ma takie układy w Europie, że jest jak pierdolony car. Dam głowę, że jego szatański pomiot będzie jeszcze gorszy.
Zakołysałem szklanką trzymając ją pomiędzy nogami. Generalnie, gdyby nie to, że zarówno Bratva, jak i Albańczycy, zaczynają szaleć po obydwu stronach oceanu, obserwowałbym ich poczynania, czekając na dogodny ruch. Jednak informacje, jakie dostałem w Nowym Yorku sprawiły, że za chuja nie mogę dalej ignorować narastającego problemu. W tej chwili potrzebujemy większej współpracy ze wszystkimi grupami.
- Nie zrozumiałeś mnie. To nie tylko prostytucja. Te dzieciaki są przetrzymywane, jako żywi dawcy organów. Najpierw zarabiają w burdelach, a jak znajdzie się odpowiedni biorca, znikają. Mało tego... Jeżeli nie mają odpowiednich dawców, szukają wśród ciężarnych kobiet. Handel noworodkami, to już prawie globalny problem.
- Ja pierdolę!
MacKenna trzasnął szklanką o stół, krusząc zarówno trzymane w ręku szkło, jak i blat stołu. Zalała nas śnieżna powódź wymieszana z najdroższą whisky. Zdążyłem się odsunąć, zanim ten mokry burdel wylądował na moich spodniach. Irlandczycy to jednak krewki naród, pomyślałem słuchając jak ten przeklina. Całkiem jak Włosi...
- Czułem, że poszerzają swoją działalność – warknął strząsając z dłoni okruchy szkła. – Dobra, Riina. Nie pozwolę, żeby te skurwiele dalej się panoszyli.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie na wszystkich możemy liczyć? Na moim terenie prostytucja i handel nieletnimi to przestępstwo, za które mogą polecieć głowy całych rodzin, ale są jeszcze tacy, i to po obu stronach wielkiej wody, którzy dokładnie pamiętają, jak wielkie pieniądze z tego mieli i jak się czuli, gwałcąc małe dzieci – warknąłem przez zaciśnięte zęby. – Oni nie pójdą na żadne układy.
- Zawrzemy inne sojusze – zapewnił. – Na razie zaczniemy od ustalenia kanałów przerzutowych. Ważne, że wiemy, z kim nie wchodzimy w układy.
Nie wiem dlaczego MacKenna jest tak kurewsko cięty akurat na handel nieletnimi, skoro bez problemu sprzedaje dzieciakom dragi. Nie pytam, to w końcu jego sprawa.
Jest jeszcze jeden problem, z którym będę musiał sie zmierzyć. Jeżeli wierzyć informacjom przekazanym mi w Nowym Yorku, mam w swojej organizacji kreta... Kogoś, kto współpracuje z Ruskimi i dostaje od nich kasę. Za długo chyba był spokój, skoro niektóre rodziny postanowiły wystąpić przeciwko mnie. Jeszcze do nich nie dotarło, że nowe porządki i ich nowy capo to zupełnie inny świat, niż żyli dotychczas. Podczas przejmowania władzy każdy z nich będzie się musiał określić i złożyć przysięgę nowemu liderowi. Będę miał okazję przekonać się, która rodzina mnie zdradziła.
Reszta spotkania upłynęła na uzgadnianiu szczegółów dalszej współpracy. Sant ma zadanie na najbliższe kilka dni, a mianowicie musi sprawdzić i przydzielić do pracy dziewczyny, które trafiły do nas z polecenia MacKenny. Jak znam skurwiela, wypróbuje kilka na własny sposób, zanim wyśle je do roboty.
Zerknąłem na zegarek. Dochodziła północ... Zmieniliśmy lożę, bo w tej wszędzie walało się szkło. Najwyższy czas zabawić się, postanowiłem dając znać Umberto, żeby przyprowadził dziewczyny. Zacisnąłem palce na telefonie, zastanawiając się, dlaczego, do kurwy nędzy, wciąż milczy...
Jak na dany znak, do środka weszły nowe suczki... MacKenna ryknął śmiechem wskazując palcem na wybrane dziewczyny. Stanąłem, opierając się o ścianę. Pozostałe rozsiadły się dookoła nas. Sant uśmiechnął się, jak jebany zwycięzca loterii, patrząc, jak dwie dziwki klęczące przede mną zabierają się za mojego fiuta.
- Godere,* boss - parsknął.
***
Lexi...
Tak dawno nie byłam na żadnej imprezie z dziewczynami, że tym razem postanowiłam dać ponieść się szaleństwu. Poczynając od zdzirowatej sukienki, jednej z tych, na które namówił mnie Grant, a ja zaklinałam się nawet na nie nie spojrzeć. Nie musiałam patrzeć, ważne, że na mój widok dziewczyny otworzyły szeroko usta.
- Ja pieprzę... Lexi, ty suko! – jęknęła Holly oglądając mnie z każdej strony.
Umówiłyśmy się najpierw na szybkiego drinka w naszym ulubionym pubie. Jeszcze nie wiem, gdzie nas poniesie, bo Holly zrobiła z tego taką tajemnicę, jakby chciała nas zaprosić do Białego Domu. Tylko Serena jeszcze nie dotarła i Holly umówiła się z nią pod klubem.
- Odezwała się druga suka – parsknęłam, widząc krótką skórzaną spodniczkę i przeźroczysty top na wąskich ramiączkach, przez który widać było stanik.
- Nie... Chodzi mi o to, że faktycznie masz zamiar dzisiaj coś wyrwać. Wyglądasz hot, baby... – Wymruczała puszczając mi oczko.
Chyba jestem jeszcze za trzeźwa, żeby rozmawiać o moim libido i tym, co wyczynia, od kiedy spotkałam Szatana. Jednak, skoro ocknęło się z wielomiesięcznej hibernacji, mam zamiar wykorzystać okazję.
Razem z Eilidh, wypiłyśmy po kilka drinków, po czym Holly zamówiła taksówkę.
- A teraz zabieram was w krainę lodu – odezwała się, gdy po kilkunastu minutach samochód zatrzymał się na jednej z głównych ulic Los Angeles.
Stanęłam na chodniku, patrząc z niedowierzaniem na lśniące w srebrnej poświacie wejście do klubu 'Silver'. Nie wiem, jakim cudem udało się Holly dostać wejściówki, bo szanse, aby wejść tu w ulicy praktycznie nie istniały. To było miejsce, gdzie za drinka płacisz powyżej setki, a i tak nie można docisnąć się do baru.
- Serio? – zapytałam oglądając się na uśmiechnięte dziewczyny. – Jakim cudem ci się to udało?
- Jakoś tak... Wspomniałam, że szukam odjechanego klubu i koleś naprowadził mnie na tę miejscówkę i załatwił wstęp.
- Tam jest Serena – pisnęła Eilidh podbiegając do wysiadającej właśnie z taksówki dziewczyny.
- To co? Idziemy wyrwać coś? – parsknęła Holly trącając mnie łokciem.
- Już nie mogę się doczekać..
Jak się okazało, koleś, dzięki któremu dostałyśmy się do klubu, musiał być jakimś stałym bywalcem, ponieważ ledwo weszłyśmy, a już dostałyśmy lożę i darmowe drinki przez całą noc. Ja pieprzę! Nie mam co narzekać. Atmosfera jest zajebista, gdzie nie spojrzeć faceci jak marzenie... Chyba święta w tym roku przyszły już w lipcu.
Muzyka pulsowała w każdej drobince powietrza, w każdym centymetrze kwadratowym podłóg i ścian. Ścian, które wyglądały jak żywe. Mieniły się, jak oddychający, poruszający się organizm. Lśniły, a każdy dotyk, każde muśniecie ich blaskiem powodowało, że przenikała mnie dziwna mieszanka energii.
Po kolejnych kilku drinkach, zupełnie rozwiązał mi się język. Bez zastanowienia opowiedziałam dziewczynom o propozycji Danielo i tym, jak potraktował mnie dzisiaj Sebastiano Rivas.
- Chyba żartujesz?
- Chciałabym – przełknęłam lodowatego drinka w dziwnym srebrnym kolorze, dziwiąc się, że jeszcze nie zwalił mnie z nóg.
Spojrzałam na Holly pochylającą się nad stolikiem. Gdyby nie wyglądała tak komicznie, kazałabym jej zamknąć usta. Miałam nadzieję, że ja nie wyglądałam tak jak ona, gdy w końcu udało mi się oderwać wzrok od własnego odbicia w lustrzanych okularach.
Powiedzenie dziewczynom o tym, co się dzisiaj stało... Nie planowałam tego. A przynajmniej nie teraz, nie dzisiaj. Cholera! Pierwsze spotkanie po kilkumiesięcznej przerwie, a ja od razu zlewam je potokiem słów. Nie tak miało to wyglądać.
Ale nie potrafiłam się powstrzymać. Mówiąc szczerze, po tym co mi zaserwował Szatan, nawet nie wiem, jak dotrwałam do końca tego dnia. Czy ja zrobiłam cokolwiek zanim wyszłam? Byłam w takim stanie, że nawet nie zauważyłabym ataku terrorystów, nie mówiąc już o czymś tak trywialnym, jak odpisywanie na maile, czy odbieranie telefonowi. Szatan wyszedł w trakcie mojej przerwy na lunch i więcej się nie pokazał.
- Przepraszam – mruknęłam. – Miałam doskonały plan na dzisiejszy wieczór i wszystko popsułam.
Dzięki temu, że każda loża była zasłonięta szklaną ścianą, można było w miarę normalnie rozmawiać, mimo głośnej muzyki. Wiadomo, za pieniądze można mieć wszystko, a właściciel, czy też właściciele tego klubu, jak widać nie szczędzili pieniędzy na wyposażenie.
- Nie ty, tylko ten palant – podpowiedziała Eilidh.
- Przyznaję jej rację – poparła ją Holly. Jej głos brzmiał już nieco niewyraźnie, ale nic w tym dziwnego. Od dłuższego czasu siedziałyśmy przy stoliku, pijąc i omawiając moje rozterki. – I miałaś rację, Lexi. Trafiłaś na samego rogatego. Trochę słyszałam o młodym Rivas. Jeżeli to, co o nim mówią jest choć w połowie prawdą...
- To co? – ponagliłam, gdy zamilkła.
- To obawiam się, Lexi, że stracisz majtki szybciej, niż zdążysz podpisać własne wypowiedzenie.
Oszołomiona oparłam się o wysokie oparcie kanapy w kolorze zaśniedziałego srebra, czując, jak zimny pot spływa po mojej rozpalonej skórze. Chyba się przesłyszałam. Z całą pewnością nie powiedziała właśnie tego. Potrzasnęłam głową, czując, jak otaczająca mnie mgła gęstnieje coraz bardziej.
- Chyba sobie żartujesz – udało mi się wykrztusić. – Mówię wam, jak mnie potraktował, a wy...
- A my mówimy ci, jak jest – przerwała mi Serena, która do tej pory milczała. – Holly ma rację. Ja też słyszałam to i owo o twoim szefie. Uwierz mi, Lexi. Nie chcesz z nim zadzierać.
- Nie rozumiem... Facet, jak facet. No dobra – dodałam, słysząc mało taktowne prychnięcia. – Może jest odrobinę wyżej niż przeciętny facet, ale to nie czyni z niego Boga!
- Sama nazwałaś go Szatanem, prawda? A co robi Szatan?
Trzy spojrzenia skupiły się teraz na mnie, jakbym posiadła jakąś niezgłębioną przez innych wiedzę.
- Kusi – wyszeptała mi w twarz Serena.
Moje serce zerwało się do dzikiego galopu, gdy w mojej głowie ponownie rozbrzmiały wypowiedziane tym ochrypłym szeptem słowa.
Nikt nigdy cię tak nie pieprzył, jak ja cię zerżnę...
- Lexi, skarbie. Musisz zrozumieć, że ten facet nigdy nie żartuje. Gdyby zdecydował zająć się polityką, możesz mi wierzyć, zostałby pieprzonym prezydentem tego kraju już w pierwszych wyborach. Ludzie poszliby za nim bez oglądania się za siebie. A wiesz dlaczego? – gdy potrzasnęłam głową, Serena zaczęła wyliczać na palcach. – Po pierwsze, Rivas nigdy nie kłamie. To ogólnie znana cecha jego, podłego skądinąd, charakteru. Jeżeli powie, że wybuduje cholerną drabinę do nieba, to możesz mi wierzyć, zrobi to. Po drugie, poza górą pieniędzy, którą ma, jest również diabelnie inteligentny. Swoich przeciwników traktuje, jak pionki na szachownicy. Stoją tam, gdzie on chce i bez jego wiedzy nie mogą zrobić żadnego ruchu. On już jest na mecie, podczas gdy oni stoją dopiero w blokach startowych.
- Po trzecie – wtrąciła się tym razem Holly – Rivas jest kobieciarzem. To również ogólnie znany fakt. Śmiem twierdzić, że ma kochanki we wszystkich miastach. Nie poluje, nie umawia się na randki, nie kupuje kwiatów, czy biżuterii. Słyszałam pogłoski, że jest cholernie dobry w te klocki. Gwałtowny i perwersyjny. Lubi ostry seks bez zobowiązań, ale nigdy nie pieprzył się z mężatkami i ze swoimi pracownicami. To dla niego temat nie do ruszenia. Chcesz, żebym cię zerżnął? Rozwiedź się, zwolnij z pracy... - wymruczała niskim głosem. - W przeciwnym wypadku nawet nie spojrzy na taką kobietę. Jednak każda, na którą zwrócił uwagę, jest już jego. Na jego warunkach i tak długo, jak on tego chce. A teraz chce ciebie.
- Nie będę jedną z nich – wysyczałam przez zęby.
- Alexio D'Angelo, ty już jesteś jego zdobyczą...
To by było na tyle... Siedziałam przy stoliku, jakbym zamieniła się w głaz, a jedynymi ruchomymi częściami mojego ciała były ręce i usta. Piłam jak stary bosman po wypłynięciu w morze. Myśli kotłowały się w mojej głowie, a każda z nich była tak ulotna, że nie mogłam się na niczym skupić. Plany, jakie miałam na ten wieczór poszły się walić. Przez jedną nieopatrznie rzuconą uwagę na początku naszego spotkania.
Wystarczyło, żebym wspomniała, z kim pracuję i jak mnie potraktował i cała uwaga dziewczyn skupiła się na mnie. Dziewczyn, które teraz bawiły się w najlepsze, kręcąc tyłkami na parkiecie, a ja siedziałam jak kołek. Nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca. Nie byłam w stanie wyrzucić tych wszystkich ich słów z głowy.
Jestem celem... Nie takim zwykłym, gdy facet chce cię przelecieć i rozwija swoje sieci. Nie... Jest znacznie gorzej, bo czuję, jak ta sieć już mnie oplotła i to tak ciasno, że odbierała mi oddech za każdym razem, gdy otwierałam usta. Czy to ma być moja kara? Kara za to, że sypiam z jego ojcem. To znaczy nie sypiam z Danielo, ale najwyraźniej jego syn, a mój szef, jest o tym święcie przekonany. Złość, z jaką Sebastiano mówi o swoim ojcu jest bliska nienawiści.
Poczułam wibrowanie telefonu na biodrze. To pewnie Grant. Kazałam mu czekać na wiadomość, kiedy skończymy, żeby mógł nas odebrać. Nie był zachwycony tym, że w piątkową noc będzie robił za szofera, ale byłam nieugięta.
- Witaj aniołku... Znowu jesteś zamyślona. O czym myślisz tym razem?
Wiadomość pochodziła z nieznanego numeru telefonu. Zrobiło mi się zimno... Miałam nowy telefon, ze służbowym numerem. Przypomniało mi się, że dzisiaj po lunchu skonfigurowali mój poprzedni telefon, transferując wszystkie kontakty. Ale przez jakiś czas wszystkie połączenia i wiadomości przychodzące na stary numer, będą automatycznie przekazywane na nowe urządzenie.
Nowojorski numer... Pamiętam go! Dev... Facet, który wpisał mi swój numer na tym przeklętym przyjęciu, a którego twarzy w ogóle nie pamiętałam. Nawet więcej. Nie pamiętałam większości z tego, co się wydarzyło.
- Niegrzeczna dziewczynka... Wykasowałaś mój numer. Chyba powinienem cię ukarać...
Skąd o tym wie? Cholera! On tutaj jest! Poderwałam głowę, rozglądając się nerwowo dookoła siebie. Każdy mężczyzna znajdujący się w klubie mógł być nim. Na parkiecie mignęła mi Holly. To co robiła, nawet w przybliżeniu nie można by uznać za taniec. Już bliżej było określenie gra wstępna. Farciara, pomyślałam. Powinnam być na jej miejscu, a nie topić smutki w alkoholu i czytać głupie wiadomości.
- Na twoim miejscu nie robiłbym tego, aniołku.
Moje palce, jakby słuchając ostrzeżenia zawisły nad telefonem. Chciałam wyłączyć cholerne urządzenie. Ten facet był szurnięty!
- Wiem, o czym myślisz... Wiem, co chcesz zrobić...
- Doprawdy?
Jezu! Dlaczego odpisałam? Sama zachęcam go do dalszych działań, jakbym prosiła się o kłopoty. To może być jakiś zboczeniec, albo psychopatyczny morderca, a ja jak głupia zachęcam go do... No właśnie? Do czego? Poza numerem mojego telefonu i najwyraźniej tym, jak wyglądam, nie wie o mnie nic. Przynajmniej taką mam nadzieję. Co mi szkodzi? W poniedziałek powiem w IT, żeby zablokowali mi ten numer.
- Zdecydowanie. Kobieta tak piękna jak ty, przyszła do klubu w piątkową noc nie tylko po to, żeby się napić z przyjaciółkami.
- Widzisz mnie?
- Widzę tylko ciebie, aniołku. Nie potrafię oderwać od ciebie wzroku.
Rozejrzałam się ponownie, szukając mężczyzny trzymającego telefon, ale w panujących w klubie ciemnościach było to niemożliwe. Co dziwne... Od chwili, gdy dostałam pierwszą wiadomość od nieznajomego, ani razu nie pomyślałam o własnych kłopotach i szefie o diabolicznych ustach i sprośnych komentarzach. Cała moja uwaga skupiła się na słowach widzianych na ekranie telefonu.
- Dlaczego na mnie patrzysz?
- Dlaczego? Jesteś piękna i tak seksowna, że nie potrafię przestać.
- Nie pamiętam cię - przyznałam.
Co mi szkodzi? Przecież to tylko niewinna zabawa, prawda? Dziewczyny bawią się w najlepsze, a ten mężczyzna, kimkolwiek jest, skutecznie odrywa moje myśli od Szatana.
- Wiem. Ale założę się, że twoje ciało pamięta to, jak reagowało na mnie.
- Chyba coś ci się przyśniło, kolego.
- Śnisz mi się ty, co noc.
- Jako koszmar? – parsknęłam śmiechem wysyłając wiadomość.
- Koszmar, bo gdy się budzę nie ma cię przy mnie. Jestem obolały z pożądania i tak twardy, że zajeździłbym cię do nieprzytomności.
- To na co czekasz? A może jesteś mocny tylko w słowach? Chyba marnuję swój czas...
Cholera, muszę przyznać, że wciągnęła mnie ta rozgrywka. To coś jak sex telefon z nieznajomym. Co z tego, że mnie widzi. Jestem bezpieczna. W klubie jest chyba z tysiąc osób, jestem z przyjaciółkami, a do domu zabierze mnie Grant. Nie ma najmniejszej szansy, żebym choć przez chwilę była sama, nie biorę pod uwagę loży, ale byłam widoczna z zewnątrz. Jak mi się znudzi ta zabawa, ruszę na parkiet i tyle.
Przez następnych kilka minut próżno czekałam na odpowiedź. Trochę szkoda, pomyślałam, gdy mój telefon milczał jak zaklęty. Kimkolwiek był ten facet, sprawił, że przestałam przejmować się własnymi kłopotami i tym, co powiedziały dziewczyny. Wróciłam do równowagi i teraz byłam gotowa zmierzyć się z całym światem. Wrzuciłam telefon do torebki i wypijając duszkiem srebrne cudo ze znaczną ilością doskonałego alkoholu, dołączyłam do dziewczyn.
Holly na mój widok wydała pisk, rzucając mi się na szyję.
- Lexi, seksowna bestio... Zobacz, jaki tu jest towar!
Dobra... Byłam trochę wstawiona, ale ona to zdecydowanie powinna przystopować. Jędza puściła mi oczko i kładąc dłonie na moich biodrach rozkołysała moje ciało, ocierając się o mnie. Odrzuciłam głowę, czując jak moje włosy łaskoczą nagą skórę widoczną w dużym dekolcie na plecach i uginając nogi podjęłam wyzwanie.
Słysząc pierwsze dźwięki Yeah! Ashera roześmiałam się czując, jak pochłania mnie muzyka. Za mną stanął jakiś mężczyzna dotykając moich bioder. Zerknęłam na niego, posyłając mu uśmiech. Przystojniak odpowiedział przyciągając mnie do siebie. Może i jestem już wstawiona, ale założę się, że to, co wbija mi się powyżej pośladków, to nie ochraniacz na genitalia.
Dziewczyny wyszczerzyły się do mnie, widząc moje towarzystwo, a Holly uniosła kciuki. Jej facet też był niczego sobie, tak jak i Eilidh, kręcącej tyłkiem przed postawnym brunetem. Tylko Serena bawiła się sama, ale ona jako jedyna miała swojego faceta, choć żadna z nas go nie trawiła.
Przez ponad godzinę nie schodziłyśmy z parkietu. Dałam się ponieść muzyce i temu dziwnemu uczuciu.
- Napijesz się, skarbie? – gorący oddech osiadł na mojej spoconej skórze łaskocząc delikatnie.
- Może później – powiedziałam odwracając się do niego. Widzę faceta widzę pierwszy raz i z pewnością nie wypiję niczego, co mi zaproponuje. – Zaraz wracam...
Zaczęłam przeciskać się w stronę naszej loży. Spocone ciała napierały na mnie z każdej strony, dusząc zapachem perfum i alkoholu. Nie pamiętam, żebym tak cholernie dobrze bawiła się na naszych wypadach. Może to za sprawą nowego klubu, tej całej luksusowej otoczki albo tych gorących smsów od tajemniczego Deva.
- Przepraszam – rzuciłam do czterech mężczyzn blokujących mi drogę. Stali centralnie przy wejściu do loży, ale widząc mnie odsunęli się do tyłu, zerkając na siebie. Wyglądali na obcokrajowców, z czarnymi jak węgiel włosami i ciemnymi oczami. – Dziękuję... - rzuciłam za siebie wsuwając się do naszej loży.
Obsługa też niczego sobie, pomyślałam, gdy na stoliku zobaczyłam drinki. Chwyciłam srebrne cudo, którym tak się zachwycam przez cały czas i siadając wyciągnęłam telefon.
- Niegrzeczna dziewczynka... Co twoim zdaniem powinienem zrobić?
Odwaga w płynie zdecydowanie pomaga, pomyślałam z dzikim uśmiechem. Na trzeźwo nigdy nie zdecydowałabym się na taki krok, jak wymiana smsów z obcym mężczyzną. Tym bardziej w klubie.
- Mogę być bardziej niegrzeczna. Dostanę za karę klapsa?
- Klapsy to nagroda, aniołku. Pozwoliłaś dotykać swojego ciała. Byłaś podniecona? Czy ten blondyn, który ocierał się o twoją seksowną pupcię sprawił, że zrobiłaś się mokra między nogami?
- Może sam sprawdzisz?
- Prosisz się, aniołku, o porządne rżnięcie.
Jezu! Wpatrywałam się w ekran czując, jak zaczyna brakować mi tchu.
- Lexi, na Boga! Zostaw telefon i zacznij się bawić – wysapała Holly opadając naprzeciwko mnie. Była zgrzana i potargana, czego w zasadzie mogłam się spodziewać po tym, co robiła przed chwilą na parkiecie. – Pracę skończyłaś...
Powiedzieć? Zagryzłam usta, zastanawiając się nad tym. Ale cholera! Ten cały Dev, czy jak on tam ma rzeczywiście na imię, potrafił mnie tak podniecić swoimi wiadomościami, że prawie doszłam czytając je. Miałam nadzieję, że ochłonę od tego żaru, który wywołał we mnie...
- Holly?
- Co jest?
- Ja... - spojrzałam na ekran w chwili, gdy pojawiła się kolejna wiadomość.
- Chciałbym poczuć, jak zaciskasz się na moim fiucie, maleńka...
O kurwa! To już zaczyna być... Zajebiście podniecające, pomyślałam zaciskając uda. Nie wiem, jak zareagowałyby dziewczyny na coś takiego, ale ja... Wypiłam duszkiem swojego drinka, nie czując lodowatego płynu. Dlaczego nie? W końcu po to tutaj przyszłam, prawda? Miałam nadzieję, że uda mi się poderwać jakiegoś faceta na parkiecie, ale ten blondyn i jego dłonie na moim ciele wzbudziły we mnie tylko nieprzyjemne uczucie. Przez cały czas musiałam powtarzać sobie, że gdzieś w tym klubie jest mężczyzna, który rozpala mnie jak nikt inny i tak... Byłam cholernie mokra.
Dla niego i przez niego...
- Cholera! Przestań zagryzać usta!
- Dlaczego?
- Podniecasz mnie, aniołku. Nawet nie wiesz, co chciałbym z tobą zrobić...
- Czy ten przydługi wstęp ma mnie uśpić, czy raczej podniecić?
Prawie parsknęłam śmiechem wysyłając wiadomość. Już nawet nie rozglądałam się po klubie w poszukiwaniu tego mężczyzny. Wystarczyło, że czuję jego obecność.
- Weź telefon i wyjdź z loży. Po lewej stronie, za barem są drzwi, dalej schody. Wejdź do pierwszej loży na piętrze i stań przed szybą. Zaczekaj na mnie...
Godere* (wł) - ciesz się...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro