Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

W wasze ręce, Gwiazdeczki 🤗🤩🥰

Sebastiano...

Marzenia się spełniają, nawet gdy marzą tacy skurwiele jak ja. Każdego dnia budziłem się na długo przed moją kobietą i kładąc głowę na jej brzuchu słuchałem jak moje dzieci wariują. Pamiętam ten ranek, gdy leżąc tak poczułem ruch, a zaraz potem delikatne trzepotanie pod policzkiem. Dopiero po chwili zrozumiałem, że to były pierwsze ruchy moich dzieci. Kurwa! Zerwałem się z miejsca i położyłem pomiędzy udami mojej kobiety, obejmując dłońmi jej brzuszek. Stało się to moim ulubionym zajęciem. Obserwowanie, jak rosną w jej brzuchu i jak się w nim ganiają. Nie ma piękniejszego widoku. No może poza tym, gdy ich mamusia dochodzi z moim imieniem na ustach.

Nie mówiłem jej tego przed badaniem USG, bo i bez tego cholernie się denerwowałem, ale zastanawiało mnie, dlaczego jej brzuszek jest już taki duży. Mam w domu i w biurze dziesiątki książek o ciąży i doskonale wiedziałem, że jest większy niż powinien. Nie było jebanej możliwości, żeby zaszła w ciążę wcześniej, bo jak doskonale pamiętacie, dała mi ponad trzymiesięcznego bana na jej cipkę. Na rzęsach, kurwa, chodziłem!

Wiem, że zapłodniłem ją na biurku. Kurwa, czułem to, jak moje szczęśliwe plemniki zapładniają jej jajeczko. Tak szczęśliwe, że od razu zafundowały nam trojaczki.

Zanim jednak do tego doszło, że zobaczyłem swoje dzieci, siedziałem w gabinecie lekarskim i ze łzami w oczach patrzyłem na monitor i te wszystkie szaro-białe plamki na ekranie. Sukinsyński lekarz trzymał mnie w niepewności, klikając co chwilę i przesuwając obraz. Z ledwością powstrzymałem się przed wyciągnięciem broni, po czym łagodnym głosem wytłumaczyłbym, że nie ma we mnie jebanej cierpliwości na jego klikanie. Chcę poznać moje dziecko.

Nie słuchajcie plotek... Jak znam moją małą petardę to w chwili, gdy będzie na mnie wściekła, zacznie wypominać mi to, że płakałem. Nie płakałem, zapewniam. Sebastiano Riina, pieprzony INVICTUS Cosa Nostry nie płacze. No... Może wzruszyłem się odrobinę, widząc po raz pierwszy zarys mojego dziecka. Mojego syna. Dziedzica nazwiska i tradycji, największej i najpotężniejszej mafijnej rodziny. Będzie tak jak ja, najlesz...

- To córka.

Sekundę trwało zanim zrozumiałem co ten pierdoła powiedział. Dobra... Nie syn, tylko córka. Mała, słodka tatusia dziewczynka... O kurwa! Kobieta!

- Córka... - powtórzyłem pochylając się w stronę monitora. Jakoś skurwielowi nie wierzę, rozumiecie? Jestem, kurwa, pewny, że to syn. Odchrząknąłem, bo coś dziwnego utknęło w moim gardle i wskazałem na małą białą fasolkę obok. Jak dla mnie wyglądała identycznie do pierwszej. – A to co jest?

- A to jest wasza druga córka.

- Druga... Ja pierdolę! Mam dwie córki?!

Opadłem na krzesło, jakby przyjebał mi tym monitorem w łeb. Jezu w Niebiosach! Dwie córki?! Dwie małe kobietki? Takie słodkie i kochane tatusia księżniczki? A potem, kurwa, co? Stado napalonych sukinsynów marzących tylko o tym, żeby zabrać moje księżniczki? O kurwa! Przecież oni będą chcieli dostać się pod ich majtki! No kurwa, nie sądzę!

- O Jezu! Bliźniaki? – jak widać Alexia również jest zaskoczona.

Ja w odróżnieniu od mojej kobiety już dostałem pierdolca. Rozumiecie? Dwie małe dziewczynki! Tatusia córeczki! Nie, kurwa! Skasuję każdego małego, niedorobionego fiutka, który tylko zbliży się do moich księżniczek.

- Tak naprawdę to trojaczki. Mamy też małego gentelmana, o tutaj – wskazał palcem na trzecią kuleczkę.

Zamrugałem powiekami patrząc na kolejną fasolkę. Jakie, kurwa, trojaczki?! Ten ryk utkwił w mojej piersi. Matko jedyna... Trojaczki? Troje małych dzieci? Syn? O ja pierdolę! Będę miał syna? Jezu i dwie małe księżniczki? I co teraz, na Boga?!

- Kurwa mać! – jęknąłem chowając głowę w dłoniach. Może się myli? Ta maszynka też ma swoje lata. A mówiłem, żeby iść do prywatnego gabinetu, to ta uparciucha, nie! – Jesteś pewien, że to dwie dziewczynki? – wymamrotałem nie podnosząc głowy. – Może to chłopcy? Nie wiem, zawinęły im się siuraki, czy co?

- Rzadko się mylę, a tutaj mamy czysty klarowny obraz. Dwie dziewczynki i chłopiec. Gratuluję, kochani.

Jakie, kurwa, gratuluję? Chyba jebane kondolencje dla wszystkich rodzin! Ale mnie Bóg załatwił, nie ma co! Moje plany poszły się właśnie walić i to konkretnie. Miałem już upatrzony dom, a teraz? Nie ma chuja! Muszę poszukać czegoś innego, albo jeszcze lepiej, wybudować. W końcu od czego mam pieprzonego szwagra architekta? Łaski żadnej nie zrobi, a jak będzie pyszczył to mu powiem, że będzie wujkiem dwóch małych księżniczek. Założę się, że jebaniec wybuduje nam pieprzony zamek z wysokimi wieżami i murem, otoczy go głęboką fosą, wpuści do niej aligatory i jadowite węże, a nawet doda na wszelki wypadek ogrodzenie pod wysokim napięciem. Do tego regularna armia mafijnych żołnierzy patrolująca teren, śmigłowce patrolujące przestrzeń powietrzną nad posiadłością i może dożyję w spokoju pierwszych urodzin własnych dzieci.

Na razie nie pytajcie o ich osiemnaste urodziny, bo za chuja nie wiem, jak dotrwam do tego czasu. Coś czuję, że jakaś dziwna zaraza zaatakuje męskie plemię i Los Angeles stanie się miastem kobiet. O kurwa! A co, jak księżniczki będą się chciały wyprowadzić na studia do innego miasta? Zostawią tatusia? Ja wiem... Ludobójstwo! A raczej, kutasobójstwo!

Jak zamroczony wróciłem z moją kobietą do samochodu. Przez cały czas intensywnie myślałem, jak mam teraz, kurwa, żyć, skoro nie mam domu dla moich dziewczynek i syna. Dodam, że domu bezpiecznego, a nie tej chawiry z basenem i krzaczorami, aż po pierwsze piętro. Kto to widział, żeby pod oknami sadzić takie chaszcze? A jak ktoś się po tych chaszczach będzie chciał wspiąć? Na przykład, jakiś jebany Romeo?

- Dobra – mam plan, to najwyższy czas zacząć działać. Wyjąłem z kieszeni telefon. – Sant, masz zadanie.

Zacznę od tego, do czego potem zatrudnię najlepszych ludzi. Będą zbierać informacje o każdym męskim potomku, który mógłby stanowić zagrożenie. Jak zobaczę, że zaczyna krążyć koło moich księżniczek, ujebię gnoja na miejscu. Księżniczki tatusia są, kurwa, Nietykalne. Najlepiej jak już nadam im odpowiedni status, niech matki opowiadając synkom bajki na dobranoc, przestrzegają ich przed wyciąganiem łap moje skarby.

- Jak tam? Mam gratulować syna? – zaśmiał się. – Czy raczej wysłać chłopców, żeby uprzątnęli zwłoki lekarza?

- Co? Przestań mnie teraz wkurwiać, tylko słuchaj. Chcę mieć listę wszystkich rodzin. Każdą, która ma już potomka płci męskiej. Powiedzmy, nie starszy niż dziesięć lat. Poza tym, chcę mieć listę kobiet, spodziewających się dziecka płci męskiej.

- Pojebało się? A po jaki chuj ci to potrzebne? Planujesz rekrutację?

- Co? – zaraz mu przyjebię, słowo! – Sant, kurwa, przestań błaznować. Mam zajebisty problem, a ty mnie wkurwiasz.

- Jaki znowu problem? – sapnął Sant.

- Jaki? No to ci, kurwa, powiem. Jesteśmy w ciąży mnogiej – wypaliłem z taką dumą, że mnie zatkało.

Kurwa! Teraz chyba to do mnie w pełni dotarło. To jest ciąża mnoga. Nie dość, że zapłodniłem moją kobietę za pierwszym podejściem, to od razu trafiła nam się potrójna kumulacja.

Spojrzałem na płaczącą Alexię. Kurwa! Chyba zachowałem się jak prawdziwy kutas. Zamiast wspierać moją kobietę i podziękować jej za nasze dzieci, to ja zamknąłem jadaczkę, planując budowę pieprzonej fortecy. Ale sami zrozumcie! Będę musiał upilnować nie jednej, a trzech kobietek. A jak trafią mi się takie jak ich mamusia? Takie wyszczekane i nieposłuszne dwie małe petardy? Jebnę na zawał, ot co!

Uśmiechnąłem się do Alexi. Ja pierdolę, jak ja kocham tę kobietę!

– Żaden kutas nie zbliży się do moich córek, dopóki nie nauczę moich księżniczek strzelania i samoobrony. Tak, Sant. Córek i syna. Będziemy mieli trojaczki...

Po raz pierwszy w życiu mój consigliore połknął własny język. Rozłączyłem się nie czekając, aż odzyska swoją zwyczajową zdolność komunikacji, czyli wkurwiającą swoim zjebanym poczuciem humoru. Jeszcze mam czas, żeby wysłuchiwać jego komentarzy.

- Wiesz, że cię kocham?

- Wiem, D'Angelo – stwierdziłem wciągając ją na swoje kolana. – Nie miałaś ze mną szans. Upatrzyłem sobie twój tyłeczek i teraz już jesteś moja na wieki.

Pocałowałem ją, tonąc w jej słodkich ustach i jękach. Miałem, kurwa, nosa, żeby jechać z ochroną, choć przez chwilę zastanawiałem się, czy nie powtórzyć po badaniach ostrego rżnięcia w samochodzie. Ale zrezygnowałem z tych ćwiczeń. Brzuszek mojej kobiety był już trochę bardziej niż widoczny i...

O ja pierdolę! Przecież muszę kupić teraz jakiś samochód rodzinny! Wszystkie moje wozy to pieprzone sportowe cacka. Takim to ja mogłem się wozić i wyrywać laski na... Yyy... Wykasować ostatnie zdanie! Jestem statecznym mężczyzną i nie w głowie mi te wszystkie bezeceństwa. Pewnie mój syn... Tak, zdecydowanie myślę, że mój syn przejmie po mnie pałeczkę. A potem spotka taka małą petardę jak jego mamusia i całkiem zgłupieje. Mam nadzieję, że nie spierdoli swojego życia tak jak ja, a jego kobieta w razie czego, będzie miała równie miękkie i kochające serce jak moja Alexia.

- To teraz powiedz mi, co to jest Rada i dlaczego mam być Gwiazdą...

- Kurwa mać, kobieto!

***

Życie z ciężarną kobietą to nie przelewki. Dobrze, że jestem w chuj cierpliwym gościem, bo słowo, zamknąłbym tę cholerną babę aż do porodu w jej sypialni, dając jej trzy posiłki dziennie i zakaz wychodzenia.

Toć nosi ją po całym pieprzonym mieście. Już pewnie posiwiałem, a mam zaledwie trzydzieści lat. Z drugiej strony, dobrze że jest zajęta, przynajmniej nie wisi mi nad głową, gdy jadę dopilnować budowy naszego domu. Tam to jest dopiero w chuj niebezpiecznie. Nie dość, że pełno dołów, to jeszcze pieprzeni budowlańcy, którzy na widok mojej kobiety, prawie spadają z rusztowań.

Zanim jednak doszło do wykopania pierwszego dołu, musiałem zagrać na nerwach pieprzonego Alexandrowa. To taka moja nowa rozrywka. Jestem w chuj pamiętliwy, a ten fiut kilka już razy odgrażał się, że zabierze mi moją Alexię i odda komuś innemu. Nie podaruję mu tego.

Takie porządne wkurwianie pakhana zacząłem już po ślubie. Nie chciałem psuć mojej kobiecie tych szczęśliwych chwil. Niemniej, umówiliśmy się z Alexią, że wiadomość o trojaczkach przekażemy najbliższym dopiero po weselu. Miała być skromna uroczystość, zaraz po świętach, ale zarówno Danielo, jak i Maddy stanowczo zaprotestowali. Dobra, do cholery! Ja rozumiem, że to ich córka, jedyna jaką mają i chcieliby dla niej wszystkiego co najlepsze. A ja to co? Mają zajebistego zięcia, oczywiście nie przesadzam i nie słodzę, ale fakt jest taki, że w chuj fantastyczny ze mnie facet. Kocham ich córkę do jebanego szaleństwa i już ten fakt powinien wystarczyć, żeby ich uszczęśliwić. Mogli trafić gorzej, prawda? Na przykład, gdyby pieprzony Roth, martwy w takich chwilach architekt, Jackson miał zostać ich zięciem. To oczywiście zagrywki Alexandrowa.

A tak... Zamiast do pogrzebu, szykują się do ślubu.

Nie będę wam teraz pieprzył, jak się wkurzyłem, że nie mogłem w noc przed ślubem spać z moją kobietą. Pieprzę tradycję i te wszystkie gówna. Na Boga! Jesteśmy w ciąży i nic mnie nie powstrzyma przed spaniem z moją kobietą i naszymi dziećmi. Znam dom Danielo jak własny, a że to moi ludzie pilnowali całej posiadłości, spokojnie wślizgnąłem się przez okno do sypialni mojej kobiety. Dostała swoją cudowną noc przedślubną i kilka cudownych sesji ostrego seksu. Resztę mam na noc poślubną.

Ślub... Balanga jak balanga. Głośno, gwarno i w chuj wkurwiająco. Nie rozumiałem, dlaczego Sant się upierał, że jako pan młody nie powinienem mieć giwery. Przez tego młotka z ledwością już patrzę na oczy, gdy kolejny stary pryk porywa moją żonę na parkiet. Skoro moja, to po chuj mi ją zabierają? Jak miałbym giwerę, młodsze pokolenie tylko by mi podziękowało za humanitarną eliminację starych egzemplarzy w stadzie. To już nie samce alfa, a dywaniki przed kominkiem. Wyleniałe i z molami. A wyjebać ich do pieca!

Noc poślubna... Piiiiip! To taki sygnał na ocenzurowanie tego co się działo. Ochrona przed plagiatem. Opatentowane przez nas i nie do podrobienia cudownie słodkie pieprzenie. Nic wam nie powiem, bo zazdrość to grzech.

Z samego rana, zanim moja ciężarna kobieta otworzyła swoje cudowne oczy, zszedłem na dół. Chciałem osobiście przynieść jej śniadanie do łóżka. Jak nakarmię ją i te trzy małe głodomory, to może znowu będę miał szasnę dostać się w moje ulubione miejsce, czyli między nogi mojej żony. Zaznaczam, mojej...

- Czyżby moja siostra doszła do wniosku, że popełniła błąd i wykopała cię ze swojego życia? – uśmiechnął się ten zafajdany pakhan widząc mnie rano w jadalni.

Czy wiecie, ile już razy powstrzymywałem się przed przyjebaniem mu w ten wykrzywiony w sarkastycznym uśmiechu dziób? Bez komentarza, nie mam czasu na wojny z nim. Posłałem gnojowi szeroki uśmiech i spokojnie zacząłem nakładać jedzenie na talerz. Hymm... Ostatnio miała ochotę na naleśniki, ale potem po nich rzygała jak kot, więc może tosty z dżemem? O proszę, są i ciasteczka imbirowe. Ci wszyscy eksperci od tych spraw twierdzą, że są najlepsze na poranne mdłości. Zgarnąłem kilka na talerz. Chwyciłem w zęby plaster boczku i obchodząc stół dokładałem na talerz, co tylko wpadło mi w oko. Może gofry?

- Wygląda na to, że moja siostra urwała ci język. Mądra dziewczyna.

- Spoko, pakhan... Moja żona – podkreśliłem obydwa wyrazy, - uwielbia mój język i to, co nim jej robię.

- Ale wiesz, że mówisz o mojej siostrze? – warknął wyraźnie wkurwiony.

Oparłem się biodrem o stół, patrząc na Alexandrowa. Wiem, że specjalnie stara się mnie zawsze wyprowadzić z równowagi. Lubi się ze mną drażnić, a to nie zawsze jest bezpieczna zabawa. Jestem w chuj spokojnym gościem, ale jeżeli chodzi o moja kobietę, całkowicie brak mi i cierpliwości, i poczucia humoru. Tylko tym jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Pieprzeniem, że na nią nie zasługuję.

Może i nie... A tam, kurwa! Zdecydowanie nie zasłużyłem na taką cudowną kobietę, ale ją mam. Kocha mnie, nosi pod sercem nasze dzieci i wara od nich! Jak będę musiał to kupię jebane Los Angeles na własność i zrobię z tego miasta najbezpieczniejsze miejsce na pieprzonym świecie. Bez małych fiutków, którzy będą mi chcieli zabrać moje małe kobietki. Wliczając w to upartego pakhana.

- Tak sobie myślę, pakhan... – lubiłem go wkurwiać tym słowem. - Jak bardzo mnie lubisz?

- Śnij dalej, Riina – parsknął ubawiony, krzyżując ramiona na piersi. – Nie spodziewaj się prezentu na urodziny.

- Jestem pewien, że dostanę naprawdę coś zajebistego, pakhan.

- Na przykład co?

- Czy ja wiem? – udałem, że się zastanawiam. – Może projekt i budowę domu?

- Nie stać cię, żeby kupić? Czyżby interesy słabo szły? Zawsze możesz zacząć pracować dla mnie.

Marzyciel z tego pakhana, słowo daję. Jedno co zauważyłem to to, że im częściej pojawia się w Los Angeles, tym bardziej jest ludzki. Wiecie co mam na myśli, prawda? Ta cholerna pustka wciąż jest w jego oczach i raczej to się nie zmieni, ale dostrzegłem w nim również ogień, którego wcześniej tam nie było. Był niespokojny, często zerkał na telefon i prowadził jakieś dziwne rozmowy. Całkiem znajome symptomy. Stawiam na to, że poznał jakąś babeczkę i nam się pakhan, zauroczył. Może kobieta będzie na tyle mądra i silna, żeby wyjąć mu z tyłka ten kijek i przypieprzyć mu nim w łeb.

- Kupiłbym nawet całe Los Angeles – stwierdziłem. – Ale pomyślałem sobie, że jako wujek, w dodatku całkiem niezły z tego co wiem architekt, będziesz chciał osobiście zadbać o bezpieczeństwo swoich siostrzenic.

- O to się nie musisz martwić, Riina. Jak moja siostra urodzi córkę...

- To się pospiesz, stary, bo masz niewiele czasu.

- Pieprzysz! A byłeś pewien, że machnąłeś syna. No popatrz, popatrz... Taki zadziorny z ciebie Włoski chłopak... - zacmokał, a ja z trudem powstrzymałem się przed cmoknięciem go moją pięścią w ryj.

Na męskość mi będzie wjeżdżał, gnojek jeden.

- Zobaczymy, czy mnie przebijesz, pakhan – zaśmiałem się i ruszyłem do wyjścia z jadalni.

Zamiast pieprzyć językiem po próżnicy, zdecydowanie wolę pieprzyć moją żonę. Jak śpi, to ją obudzę.

- Gwarantuję ci, boss – zakpił.

- Będzie ci trochę trudno, Gabe, skoro ja za jednym razem machnąłem nam i syna i dwie córki.

- Że, kurwa, co? – wyszeptał wbijając we mnie te cholerne ślepia.

- I ci teraz? Powiesz mi, że znalazłbyś stu, bardziej odpowiednich facetów dla siostry? Daj moim dziewczynkom dom, pakhan. Bezpieczny, żeby żaden skurwiel mi ich nie zabrał.

***

Kilkanaście miesięcy później...

Już od kilku dni zjeżdżali się goście. W wolnych chwilach, czyli bez mała cały Boży dzień, stałem w oknie patrząc, kogo znowu niesie. Za każdym razem widząc na dole defilady intruzów, miałem ochotę zamknąć całą posiadłość i odgrodzić moją rodzinę od nich wszystkich. No, kurwa! Chcą zabrać mi moje dzieci. Patrzenie, jak biorą je na ręce, a już nie daj Boże cmokają po policzkach, wprowadzało mnie w stan jebanej furii.

Alexia oczywiście starała się mnie namówić, żebym pracował z biura, ale nie ma bata. Muszę patrzeć im na ręce, tym bardziej, że co niektórzy przyjeżdżają ze swoimi męskimi potomkami. Bez znaczenia, że te małe siurki ledwo chodzą. Nigdy nie wiadomo, czy który się nie zakocha w moich dziewczynkach. Póki tatuś żyje, żaden gnojek ich nie dostanie.

- Znowu warczysz.

Spojrzałem w stronę drzwi do gabinetu i uśmiechnąłem się na widok najpiękniejszej dziewczyny na tym pieprzonym świecie. Co ja przeżyłem, gdy w środku nocy, na trzy tygodnie przed planowanym terminem porodu, obudziłem się, gdy Alexia dostała pierwszych skurczy. Kurwa! Zanim dojechaliśmy do szpitala odeszły jej wody, a ona z bólu ledwo oddychała. Jej lekarz powinien obchodzić swoje drugie urodziny w tym samym dniu, co nasze dzieci. Tyle razy ile razy miałem ochotę ujebać gnoja za każdy krzyk mojej kobiety, powinien być już pieprzonym nieśmiertelnym.

Alexia... Ja pieprzę! Co w sobie ma ta mała petarda, że patrząc na nią myślę tylko o tym, że chciałabym zakopać się w jej słodkiej cipeczce na wieki? Nie myślcie tylko, że we łbie mam tylko seks. Nic bardziej mylnego. Myślę też o moich małych dziewczynkach. Słodkich tatusia księżniczkach i o tym, jak się czułem, gdy tamtego dnia zostały poczęte na moim biurku. Myślę też o moim synu, on też tam wtedy był... Spojrzałem na biurko. Dokładnie to samo, które stało kiedyś w moim gabinecie. Tyle kurewsko wspaniałych wspomnień wiąże się z tym mebelkiem... Widzicie? Wcale nie myślę tylko o seksie.

- Gdzie moje dziewczynki? – zapytałem ochrypłym głosem i z rękami w kieszeniach spodni zacząłem się zbliżać do mojej żony.

- Śpią, tak jak i nasz syn.

- Hymm... – oblizałem usta, jakbym już czuł na języku smak jej słodkiej cipki.

Moje ramię oplotło szczupłą talię Alexi, przyciągając ją bliżej. Sięgnąłem za jej plecy, zamykając drzwi. Uwielbiałem te chwile...

***

Trzy lata później...

Nienawidzę jak się zjeżdżają... No za chuja nie mogę się do tego przyzwyczaić. Rozumiecie. Moja chata, moja rodzina, moje dzieci. I nagle, jednego dnia, muszę się nimi dzielić z tymi wszystkimi ludźmi. Wali mnie to, że to również rodzina, ale z niektórymi wolałbym się widywać na wspólnym zdjęciu. Po chuj oni ciągle tutaj są?

W ostateczności, rozumiem dziadków. Mieszkają niespełna dwadzieścia minut od naszej rezydencji i dość często u nas przesiadują. Z niechęcią myślałem o tych chwilach, gdy musiałem zostawić moje skarby pod ich czułą opieką. Wiem, że przy nich są bezpieczni, ale jakoś mimo wszystko...

- Znowu to samo?

Uniosłem wzrok uśmiechając się do Alexi. Związała swoje włosy w jakiś wymyślny węzeł na czubku głowy i już mnie kusi, żeby zaburzyć ten cudowny nieład. Najlepiej na moim biurku, gdy będę się z nią kochał. Albo pieprzył, w zależności od tego, ile będziemy mieć czasu.

- Dlaczego nie wchodzisz? – wymruczałem opadając plecami na oparcie fotela. Przesunąłem papiery, zgarniając wszystko na bok i delikatnie pogłaskałem blat biurka.

- Nie ma mowy, Riina – parsknęła śmiechem kręcąc głową. – Pamiętasz, czym się skończyło to trzy lata temu?

Na mojej twarzy pojawił się w chuj szeroki uśmiech. Spojrzałem na zdjęcie mojej rodziny wiszące na ścianie i zadziorny uśmiech mojego najmłodszego syna.

- Daj spokój, kochanie... - zacząłem kusić. – Przecież lubisz być w ciąży.

- Nie, Riina, to ty lubisz, gdy jestem w ciąży – uparciucha wciąż stała w progu, opierając się o futrynę.

No co mam odpowiedzieć? Szczera prawda. Trzy lata temu, w dniu pierwszych urodzin naszych dzieci, na tym samym biurku znowu zapłodniłem Alexię. Nasz syn urodził się dokładnie dziewięć miesięcy po tym zdarzeniu. Przy pierwszym USG kazałem lekarzowi dokładnie sprawdzić, czy nie ukrywają się w brzuszku Alexi jakieś dziewczynki. Rozumiecie... Mając dwie księżniczki i myśląc o zapewnieniu im bezpieczeństwa przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, raczej trzęsły mi się kolana, gdy myślałem o kolejnych. A tak, mam dwóch synów i zdążę ich nauczyć, że bezpieczeństwo ich sióstr jest najważniejsze.

- Papà!

Odwróciłem się w fotelu i spojrzałem przez otwarte na całą szerokość drzwi tarasowe. Przez trawnik pędziła w moją stronę mała czarnowłosa torpeda. Wstałem i klękając czekałem, aż wskoczy w moje ramiona. Tam, gdzie będzie najbezpieczniejsza.

- Mam cię, księżniczko – wyszeptałem, gdy wtuliła się w moją szyję.

Wyglądała jak ja. Poza tymi przeszywającymi oczami, które razem z młodszym synem odziedziczyli po swojej mamie. Obydwoje czarnowłosi i niebieskoocy. Moja druga córka, słodka tatusia księżniczka, która właśnie pędziła śladem starszej o trzy minuty siostry, miała zielone oczy i złotorude włoski. Tak jak i jej siostra, wpadła w moje ramiona, obejmując mnie swoimi małymi rączkami. Wdychałem zapach dziecięcego pudru i uśmiechałem się, czując wypełniający mnie spokój.

- Gdzie jest wasz brat?

- On jest głupi – westchnęła Emiliana patrząc na mnie zielonymi oczkami.

- A dlaczego uważasz, że twój starszy brat jest głupi? – zapytałem łagodnie, zastanawiając się, czym mój pierworodny naraził się tym słodkim istotkom.

- Bo powiedział, że jak będę duża, to wyjdę za mąż – oświadczyła rezolutnie, a mi ciśnienie pierdyknęło aż pod grzywkę. Zaraz, kurwa! Jakie za mąż? – I Rosa też.

O kurwa! To już nie przelewki, pomyślałem. Czułem wbite w swoje plecy spojrzenie mojej małej petardy, która z pewnością ma teraz ubaw po pachy. Bowiem tajemnicą Poliszynela jest, że pewnych tematów przy mnie się nie porusza. A właściwie, to tylko jednego...

- A może powiedział za kogo?

Emiliana pokiwała energicznie główką, aż jasne włoski zakołysały się zasłaniając jej oczy. Pochyliła się i zaciskając ramionka na mojej szyi zaczęła szeptać mi do ucha. Dosłownie widziałem już podwójnie... Dwie wielkie szubienice i tych dwóch gnojków, którzy...

- Pójdziecie pobawić się w swojej sypialni? – zapytałem.

- A przetrzepiesz Domenico tyłek? – zapytała Rosa.

Od drzwi usłyszałem parsknięcie, ale nie odwróciłem się. Temat był cholernie poważny, a moje dwie małe kobietki patrzyły na mnie z całym dziecięcym zainteresowaniem. Teraz byłem ich bohaterem. Miałem poskromić smoka, jak prawdziwy rycerz. To, że tym smokiem był ich bliźniak, było na chwilę obecną bez znaczenia. Ważne, że tatuś będzie ich bronił.

- Tak, tatusiu! Przetrzepiesz? Mamusi cały czas mówisz, że przetrzepiesz jej tyłek.

Ja pierdolę! Co teraz? Poczułem się jak zagubiony na pełnym morzu rozbitek. Dalej rycerz, ale w chuj rozbity. Przecież te słodkie tatusia dziewczynki mają cztery latka, na Boga! Gdzie one usłyszały... Hymm... Dobra, nieważne, gdzie.

- Nie wolno się bić – oznajmiłem stawiając dziewczynki na podłodze.

Odruchowo sprawdziłem, czy nic sobie nie zrobiły ganiając jak dzikie sarenki po ogrodzie. Szkoda, że w tym szale zawsze gubią swoje kokardki. Dobrze, że zarabiam w chuj kasy, bo zbankrutowałbym na te ich dziewczyńskie akcesoria.

- Ignacio – zwróciłem się do mojego kapitana, który właśnie wszedł przez drzwi tarasowe, ściskając w dłoni kolorowe kokardki, które zgubiły moje dziewczynki. Tak jak tylko jemu powierzyłbym bezpieczeństwo mojej kobiety, tak tylko jemu ufałem, że będzie miał na oku moje księżniczki. – Zaprowadzisz je do ich pokoju? Myślę, że zbliża się ich drzemka.

- Ale, tatusiu... – mała Rosario wydęła swoje różowe usteczka trzepocząc czarnymi rzęsami. Wypisz wymaluj jej słodka mamusia. – My już jesteśmy za duże.

- Tak, a ja chcę zobaczyć, jak przetrzepiesz tyłek Domenico.

- To ja też! Mogę, tatusiu?

Ja pierdolę, ludzie! Już szybciej poradziłbym sobie z bandą wściekłych Kolumbijczyków, niż z tymi dwiema małymi... Spojrzałem na moje skarby, czując jak na ich widok rośnie mi serce w piersi.

- Chodźcie dziewczynki – usłyszałem za plecami. - Chyba widziałam w kuchni wasze ulubione czekoladowe ciasteczka.

Odetchnąłem widząc obok moją Alexię. Ta kobieta zawsze wie, kiedy się pojawić. Pieprzę Radę i cały ten mafijny porządek. Ta kobieta jest moja i to moja Gwiazda, a nie ich. Pochyliłem się całując miękkie i uśmiechnięte usta żony.

- Bleee! Ja się nie będę całowała z chłopakami – oznajmiła moja śliczna córeczka Emiliana patrząc z obrzydzeniem, jak ich rodzice się całują.

- Ja też nie! Chłopaki to głupki!

Odetchnąłem z ulgą. To jest, kurwa, muzyka na moje skołatane nerwy, pomyślałem przyciskając usta do wilgotnych warg Alexi.

***

Dwa lata później...

Kolejny najazd... Ja pieprzę, ile jeszcze, ja się pytam. Urodziny trojaczków, urodziny Rafaela, święta, rocznice i chuj wie co jeszcze. Dochodzą do tego te pieprzone spędy, na których wpieprzamy szaszłyki, podczas gdy ja mam ochotę wsadzić taki gorący szpikulec co niektórym gnojkom.

Stojąc w cieniu wysokiego drzewa bacznie rozglądałem się w poszukiwaniu mojej rodziny. Zauważyłem pędzącego gdzieś Rafaela i na mojej twarzy pojawi się uśmiech. Jest taki jak jego siostry i mama. Wszędzie go pełno, a energii ma tyle, że wieczorem, gdy zjebany po całym dniu kładę się do łóżka, zastanawiam się, czy uda mi się przeżyć kolejny dzień z tym czortem. Jest chyba bardziej podobny do Alexi niż dziewczynki, a przy tym ma w sobie coś takiego, że wszystkie kobiety, bez względu na wiek uśmiechają się do małego nicponia. Każdą jedną owinął sobie dookoła palca.

Zdecydowanie rośnie godne pokolenie mężczyzn z rodu Riina.

Mój pierworodny, Domenico... Patrząc jak razem z innymi chłopcami idzie przez trawnik w stronę stołów z jedzeniem, rosło mi serce. Skóra zdjęta ze mnie. Czarne włosy i zielone oczy. Od małego był właśnie taki. Poważny jak na swój wiek, odpowiedzialny... Mimo, że nie jest w tej grupie najstarszy, doskonale dogaduje się ze wszystkimi.

Miał cztery latka, gdy postanowił wydać swoje siostry za mąż za swoich kolegów. Ja pierdolę, co ja się wtedy napociłem, żeby wyjaśnić mojemu synowi, że jego siostry są za dobre dla tych gnojków, tym bardziej, że zapłacili za nie plastikowymi samochodzikami. Oczywiście musiałem użyć odpowiednich słów, żeby przekonać go do tego, ale dzięki Bogu, udało mi się to zadanie. Nigdy więcej nie słyszałem już o żadnych pieprzonych ślubach i handlu wymiennym.

Gadka z dorosłymi jest zdecydowanie bardziej na moje nerwy. Powiem co myślę, bez pieprzonej dyplomacji i każdy zrozumie w czym rzecz. Niektórzy potrzebują nieco więcej czasu i fizycznej motywacji, ale idzie mi całkiem nieźle. Ostatnio jeszcze żadnego z nich nie ujebałem, choć chwilami naprawdę niewiele brakuje.

Obserwując teraz chłopców zwróciłem uwagę na ich dziwne zachowanie. Nie biegali jak dzicy po całym trawniku, nie wrzeszczeli jak współczesne klony Tarzana, wieszając się na każdej możliwej gałęzi. Ubrani wyjściowo, w końcu to szóste urodziny moich dzieci, stali w swojej grupce dyskutując o czymś zażarcie. Co chwila spoglądali to w moją stronę, to na jednego ze stających obok mnie mężczyzn. Zmarszczyłem brwi, widząc jak popychany łokciami przez kolegów, jeden z chłopców ruszył wprost w naszą stronę. Kolejny szedł zaraz za nim, ale zachowując dystans, a zaraz po nich mój syn, Domenico.

- Rozumiesz coś z tego? – zapytał stojący obok mnie Grayson Miller.

Niestety, ku mojemu nieprzemijającemu wkurwieniu, nie udało mi się trzymać tego gnoja z dala od Alexi. Ta kobieta kiedyś doprowadzi mnie do szaleństwa, mówię wam. Za moimi plecami spotkała się z tym zawszonym Emisariuszem i koniec końców, została cholerną Gwiazdą Rady. Ja pierdolę, co ja się naprosiłem, nabłagałem, nawet nagroziłem... Jak grochem o ścianę. Za każdym razem, gdyby musi jechać na spotkania, dostaję jakiejś wścieklizny. Rozumiecie? Muszę zostawić nasze dzieci z dziadkami, bo nie ma jebanej możliwości, żeby moja Alexia miała spotkać się z tymi mafijnymi typkami sama. A tak... Widząc mnie, od razu podkulają ogony i nie trzepią jęzorami po próżnicy. W sekrecie wam powiem, że jestem cholernie, ale to naprawdę cholernie dumny z tego, że mam za żonę Gwiazdę.

- Chyba narozrabiali, a teraz się boją, że dostaną burę.

- Może chcą pograć na konsoli? – włączył się kolejny.

Nie lubię niczego odmawiać moim dzieciom. Nie myślcie sobie, że rozpuściłem ich jak dziadowski bicz. Alexia urwałaby mi fiuta, gdybym zrobił coś takiego. Po prostu... Ech... Bycie ojcem jest gorsze niż bycie mafiosem, uwierzcie. Człowiek musi nauczyć się pieprzonej dyplomacji, przy czym każde jedno słowo musi być dziesięć razy przemyślane.

Jak jadę na spotkanie z kolumbijskim kartelem, mam ze sobą moją czterdziestkę czwórkę, tak na wszelki wypadek, gdyby komuś coś się nie podobało. A z dziećmi?

- Don Sebastiano?

Moje brwi wystrzeliły od razu do góry. No, kurwa, to nie przelewki. Jeszcze dziesięć minut temu byłem wujkiem, a teraz? Chłopaczyna zerknął za siebie, na kolegów stojących kilka metrów dalej. Kucnąłem, żeby nasze oczy znalazły się na jednym poziomie i spojrzałem na dziecko. No dobra, był starszy od mojego Domenico o trzy lata, ale to wciąż dziecko.

- Co się stało, Leonidas?

O dziwo, mały utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy, co samo w sobie było cholernie dziwne. Nie to, że swoim wzrokiem straszę dzieciaki, ale niejeden dorosły facet spieprza przede mną, gdy tylko na niego spojrzę. Dobre ćwiczenia przed tymi nadchodzącymi latami, gdy moje dwie małe kobietki...

- Chciałbym poprosić o rękę twojej córki, don Sebastiano.

Że co? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro