Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Stoimy wpatrzeni w siebie, a czas jakby staje w miejscu.

Biorę głęboki wdech.

Victor jeszcze bardziej przywiera do mnie swoim ciałem. Wbija we mnie lodowaty wzrok, a jego ciepły oddech owiewa moją skórę.

- Nigdy więcej mi się nie sprzeciwiaj. - cedzi przez zęby.

Próbuję po raz kolejny wyswobodzić się z jego uścisku, jednak bezskutecznie.

- Idziemy. - łapie mnie za nadgarstek i ciągnie w stronę kilku, czarnych zaparkowanych samochodów.

Jeden z ochroniarzy otwiera drzwi pojazdu, a Victor wpycha mnie do środka. Po chwili ruszamy w nieznanym mi kierunku. Victor nadal jest wściekły, bacznie obserwuje każdy mój ruch, a ja nie do końca wiem jak się zachować. Zerkam przed siebie, widzę kierowcę o kamiennej twarzy, który nawet nie zwraca na mnie uwagi. Odwracam wzrok - zablokowany zamek, więc nawet jeśli do głowy wpadłby mi szalony pomysł wyskoczenia z samochodu to by się nie powiodło.

Przez przyciemniane szyby widzę jak krajobraz diametralnie się zmienia. Wyjeżdżamy z miasta, zamiast budynków wokół mnie wyrastają drzewa i latarnie. Po jakimś czasie docieram na miejsce.

Stajemy nie pod willą - jak na początku myślałam, ale pod jakimś blokiem.

Idiotka! - odzywa się głos w mojej głowie.

Przecież to nie film, żeby mafiozo zaprosi mnie do swojego domu na herbatkę.

- Anastazy wszystko ci pokaże. - odzywa się Victor, nawet na mnie nie patrząc i odjeżdża.

- Chodź. - zwraca się do mnie ochroniarz.

- Gdzie jesteśmy? - pytam, to pierwsze co przychodzi mi na myśl.

- No więc tak, w tym budynku przed nami będziesz spała. Za nim znajduje się poligon, zostaniesz... może nie agentką, ale przejdziesz szkolenie. - mówi jakby od niechcenia.

- Ale dlaczego? - z każdym krokiem, z którym zbliżamy się do budynku tym bardziej mam ochotę stąd uciec.

- Bo z jakiegoś nieznanego mi powodu Nikolai skontaktował się z tobą.

- Czekaj, ale co ma do tego Nikolai? Mówimy o tym facecie z parku? W ogóle skąd wy wiecie, że się z nim spotkałam. - nie mogę zrozumieć.

- Obserwujemy cię. Nikolai to... człowiek bardzo niebezpieczny. Chce zniszczyć mnie, Victora i rządzić całą tutejsza mafią. Jednym słowem chce przejąć firmę Victora. - mówi, co chwile robiąc przerwy, jakby pilnował, co może mi powiedzieć, a czego nie.

- Ale... - nie jest mi dane dokończyć, bo naszą rozmowę przerywa jakiś mężczyzna.

Jest średniego wzrostu i o wiele starszy ode mnie czy od Anastazego.

- To ona? - pyta bez emocji mojego towarzysza.

- Tak. - odpowiada. - Dasz sobie radę. - rzuca jakby to w jakiś sposób miało mi pomóc.

- A gdzie są moje rzeczy? Nie możecie mnie tu trzymać...

- Zamknij się. - rzuca facet z rudą brodą i ciągnie mnie w stronę budynku.

Szarpie się z nim, ale na darmo. Pomimo tego, że nie jest wysoki to o wiele silniejszy ode mnie.

Po jakimś czasie wchodzimy do jakiejś piwnicy. Siadamy na przeciwko siebie przy stole.

- No to sobie pogadamy...

Mówi z groźną miną, a ja przełykamy ślinę.

Jestem już bardzo zmęczona. Mam wrażenie, że siedzę na tym ,przesłuchaniu' już kilkanaście godzin, ale tak naprawdę nie mam pojęcia ile już tutaj jestem. Opowiadam po raz setny spotkanie z Nikolaim ze wszystkimi szczegółami. Mam już dość kolejnej serii pytań, na które nie znam odpowiedzi. Nawet nie zwracałam uwagi na takie detale, jednak mężczyzna jest nieugięty.

- Jeszcze raz, miał jakiś sygnet albo obrączkę na palcu? - pyta nadmiernie spokojnym głosem, powoli coraz bardziej zaczyna mnie to przerażać.

- Nie wiem, nie pamiętam, nie zwróciłam uwagi! - łkam.

Po raz kolejny zostaje na mnie wylane wiadro lodowatej wody, chociaż widząc narzędzia i noże na sąsiednim stoliku to chyba ta woda to najłagodniejsza kara. Tylko za co? Przecież ja naprawdę nie wiem czy on miał jakąś obrączkę czy cholerny tatuaż.

- Koniec tej farsy, idziemy. - odpina moje ręce od zatrzasków na stole i ciągnie nie w stronę drzwi.

Wychodzimy i kierujemy się wąskimi korytarzami, aż dociekamy pod duże metalowe drzwi. Nagle uderza mnie w głowę. Obraz mi się zamazuje i upadam na ziemię, co się dzieje później nie wiem. Pamiętam tylko ciemność i pustkę.

***

Budzę się w pozycji siedzącej. Moja głowa jest ciężka i z trudem ją podnoszę, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Wszystko jest bardzo jasne i drażni moje oczy. Pokój, jeśli można to tak nazwać, ma kształt koła. Podnoszę wzrok do góry, widzę ogromną lampę, która pokrywa cały sufit. Świeci mocnym białym światłem, od razu spuszczam wzrok, bo moje oczy zaczynają mnie piec. Ściany są pomalowane śnieżnobiałą farbą, a od białych jasnych płytek na podłodze odbija się światło. Mrużę oczy, w pomieszczeniu jest dość zimno. Nie ma tutaj nic oprócz jeszcze jednego białego krzesła, znajdującego się na przeciwko mnie.

Po chwili białe drzwi się otwierają, a do pokoju wchodzi mężczyzna, który mnie przesłuchiwał. Wygląda inaczej, jest ubrany w białą koszulę i kremowe spodnie.

- Dziwi cię ta biel wokół? - pyta. - Już śpieszę ci z wyjaśnieniem. - siada na krześle na przeciwko mnie. - Nazywa się to białą torturą albo deprywacją sensoryczną. Im dłużej tu jesteś tym większe będą tego konsekwencje... Odpowiadaj na moje pytania to w pomieszczeniu pojawi się kolor.

Milczę dłuższą chwilę.

-Nieważne, co powiem i tak nic wam nie pomogę...

Mężczyzna niecierpliwi się. Wyciąga czarny worek z kieszeni spodni i nakłada mi go na głowę. Materiał nie prześwituje, ale słyszę dźwięk przeładowywania pistoletu - zaczynam płakać. Z tyłu głowy czuję zimny dotyk spluwy - zaczynam się modlić. Strzał - z mojego gardła wyrywa się krzyk.

Nie umarłam. Ktoś ściąga ze mnie czarny worek. Przed oczami pojawiają mi się mroczki, mrugam kilka razy i odzyskuję ostrość widzenia.

- Moja cierpliwość ma swoje granice. Co cię łączy z Nikolaiem!

- Nic, naprawdę nic. - nawet nie próbuję być już twarda czy opanowana, zaczynam płakać.

Wiem, że torturują mnie psychicznie, ale naprawdę nic nie wiem.

Wraca po chwili z kilkoma zdjęciami, na których widzę pobite ciała Nikolaia i chłopaka, który dał mi czip, przez który zaczął się mój koszmar.

- To żaden wstyd się złamać. Ale gdzie kończy się twój egoizm, kiedy zrozumiesz, że oni już są martwi... - mówi spokojnym głosem.

- Ja-a naprawdę nic nie wiem. - szepczę zmęczona.

Przez oślepiającą mnie biel jestem wyjątkowo rozdrażniona i zmęczona. Mężczyzna znowu wychodzi, a ja boję się, co zgotuje mi kiedy wróci.

- Aaaa! - krzyczę resztkami sił.

Po chwili wraca, narzucił na siebie jeszcze tylko marynarkę siada przede mną i patrzy mi w oczy.

- Jestem Arturo. - mówi. - A ty?

- Olivia. - odpowiadam.

- Co robiłaś w parku? - to pytanie słyszę już setny raz tej nocy.

Chociaż tak naprawdę nie wiem ile już tu siedzę, jaka jest pora dnia, godzina...

Nagle drzwi się otwierają, a w pomieszczeniu pojawiają się dwie osoby. Jakiś mężczyzna i kobieta - dość mocno pobita. Arturo zerka raz na mnie raz na kobietę.

- O kur... - nie jest mu dane dokończyć, bo do pomieszczenia wpada wściekły Victor z ochroniarzami.

- Ty idioto! - krzyczy rozemocjonowany Victor i w jednym momencie rzuca się na Arturo.

Nie mijają ułamki sekund, a Victor obala mojego przesłuchującego i okłada go pięściami. Kiedy Arturo traci przytomność, mężczyzna chwyta go, tak jakby chciał go udusić. Nie robi jednak tego, dosłownie rzuca nim o ścianę i dyszy rozwścieczony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro