Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Wzięłam chwilówkę, zresztą nie jedną. Żyłam marzeniami, nie myśląc racjonalnie. Chciałam otworzyć własny biznes - restaurację, ale nie miałam pojęcia o prowadzeniu działalności. Byłam młoda, lekkomyślna i wydawało mi się, że prowadzenie własnej działalności nie może być takie trudne. Niestety rzeczywistość spłynęła na mnie szybciej niż myślałam i zmyła ze mnie wszystkie złudzenia. Zanim się obejrzałam tonęłam w długach. Dodatkowo starałam się pomagać moim rodzicom, mimo chłodnych kontaktów wysyłałam im niewielkie sumy na leki, które z roku na rok coraz bardziej drożały.

- Co mam zrobić, konkretnie? - pytam.

Historia jak z jakiegoś filmu, spotykam jakiegoś bogacza, który oferuje mi pomoc. Jednak w prawdziwym życiu nie ma nic za darmo. On musi chcieć czegoś w zamian.

- To dość skomplikowane. Najpierw przejdziesz szkolenie, takie jak każdy mój ochroniarz.

- Mam zostać twoim ochroniarzem? - śmieję się.

Nie nadawałabym się do takiej pracy. Co prawda nie jestem niska, ale szczupła i drobna, dodatkowo mam posturę lekko zgarbioną, wyglądam jakbym chowała się we własnych ramionach. A Victor jest kilka razy większy ode mnie, ma mocno rozbudowane, szerokie barki i nie wątpię, że mnóstwo lepszych kandydatów na to stanowisko.

- Mężczyzna z parku, Nikolai kojarzysz? - jego głos sprowadza mnie na ziemię. Victor chyba nie lubi jak mu się przerywa, bo na jego twarzy zagościł grymas niezadowolenia, chyba, że ten cały Nikolai wywołuje u niego tak negatywne emocje.

- Yhm. - przytakuję, przypominając sobie przesłuchanie w białym pokoju.

- Możliwe, że myśli, że jesteś moją partnerką. - zapala papierosa i odchyla się, rozsiadając wygodnie na dużym fotelu.

- Co? Czemu? - nic nie rozumiem, coś czuję, że ta rozmowa do niczego nas nie zaprowadzi.

Victor wzdycha ciężko i ponownie zaciąga się papierosem. Wstaje z fotela i podchodzi do okna, wsadza jedną rękę do kieszeni, a w drugiej trzyma tytoniowy wyrób.

- Nikolai to mój wróg, zarówno biznesowy jak i w sprawach prywatnych. Obserwuje mnie i od niedawna również ciebie. A dokładnie od momentu, w którym dostałaś do ręki czip. Nikolai przyjechał tu ze stanów, nie po raz pierwszy próbował mi przeszkodzić w... interesach. Nigdy jednak nie udało mu się zebrać na tyle środków i ludzi i stwarzać dla mnie realne zagrożenie. Tym razem znów go zignorowałem i to był mój błąd. -tłumaczy powoli, a ja słucham jak zaczarowana. - Ukradł mi czip, na którym jest pewna ważna zawartość, twój były szef, jako jeden z moich podwładnych odzyskał go. Prawie. Chłopak, któremu pomogłaś to Borys - prawa ręka Nikolaia. Podrzucił ci czip, myśląc, że odnajdzie cię przede mną. Nikolai obserwował mnie, a właściwie jego ludzie mnie obserwowali, kiedy ktoś mu doniósł o naszym spotkaniu w restauracji nad rzeką, pewnie uznał, że jesteś moją partnerką, bo nie mam w zwyczaju zabierać kobiet na obiady... - mówi, robiąc krótkie przerwy pomiędzy zdaniami, jakby bał się, że powie za dużo. Jestem ciekawa, co ukrywa, bo to na pewno nie cała prawda. Nie otworzy się przede mną, skoro się nie znamy, ale spróbuję potem wypytać o coś Anastazego. - Dlatego jesteś mi potrzebna. Nie mam jeszcze w stu procentach, ale w skrócie pójdziesz do biurowca, w którym siedzibę ma Nikolai, będziesz udawała zdradzoną i spróbujesz przekonać go, że chcesz grać na dwa fronty, a później podłączysz pendreive'a do jednego z komputerów. Jak będę miał cały plan budynku i gotową symulację wezwę cię. Teraz pojedziesz na szkolenie, tak jak pierwotnie miało się to odbyć. Nie masz się czym martwić , ludzie, którzy nie dopełnili swoich obowiązków są już dawno martwi. - mówi jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, a mnie przechodzą ciarki.

- A ten biały pokój to...

- Pomyłka, ale teraz wszystko jest dopięty na ostatni guzik. Zaufaj mi.

- A mam jakieś inne wyjście? - uśmiecham się lekko, a Victor odwraca się, odkłada niedopałek papierosa, obchodzi biurko, staje przede mną i opiera się o nie, spoglądając na mnie.

Bliskość z nim mnie otumania. Nagle zapominam wszystkiego, co miałam powiedzieć i na chwilę zatapiam się w jego lodowatym spojrzeniu.

- W zamian za tę... pomoc spłacę twoje długi.

- Mogę się nie zgodzić? - pytam spod przymrużonych powiek.

- Nie. - odpowiada krótko i stanowczo. - Właściwie, możesz wszystko, ale za dużo wiesz, więc musiałbym cię zabić.

Przechodzą mnie dreszcze. Mówi o śmierci, morderstwie z taką lekkością... To jest przerażające, stawił mi ciche ultimatum. Zabierając mnie tu wiedział, co robi. Mówiąc mi - jak podejrzewam, część prawdy - miał zaplanowane jak rozegra tą rozmowę.

Victor jest człowiekiem trudnym i nieodgadnionym, ale z pewnością wie, co robi. Potraktuję okropną pomyłkę z przesłuchaniem jako serię niefortunnych zdarzeń i pójdę na ten układ.

- Okej. - przytakuję.

- Anastazy cię zawiezie w miejsce, w którym będziesz trenować. Masz treningi indywidualne, nie chcę, żebyś zbyt rozpraszała innych. Będziesz tam jedyną kobietą.

***

Dokładnie godzinę później stałam pod ogromnym budynkiem z czerwonej cegły, częściowo pokrytym bluszczem. W prawej ręce trzymam moją walizkę, do której przepakowałam bardziej sportowe ubrania i najpotrzebniejsze rzeczy do higieny. Reszta pewnie została w domu Victora, będę musiała później po nie iść. Jeśli przeżyję, rzecz jasna, bo z każdą sekundą uświadamiam sobie z jak niebezpiecznymi ludźmi mam do czynienia.

- Oprowadzę cię. Chodź. - pośpiesza mnie Anastazy, przerywając moje przemyślenia.

- Na parterze jest stołówka, szatnie, pralnia, łazienki i strzelnica. - mówi szybko wskazując rękoma na kolejne pary drzwi i szybkim krokiem wchodzi do windy. - Na pierwszym piętrze jest siłownia, sala informatyczna, sale konferencyjne i małe centrum medyczne. Na drugim poziomie masz basen, jeszcze jedną siłownię, mini laboratorium i archiwum. My jedziemy na piętro trzecie, na którym znajdują się pokoje, na czwartym , czyli na poddaszu też są pokoje, ale wszystko zajęte.

- Widzę, że się śpieszysz, ale zgubię się tutaj. - przerywam jego paplaninę.

- Nie masz się, co martwić na zapas. Victor zakazał, żebyś chodziła gdzieś sama, więc na trening ktoś cię będzie eskortował. To samo z innymi zajęciami, ale wszystkiego dowiesz się podczas szkolenia. Proszę. - przepuszcza mnie pierwszą.

Idziemy długim korytarzem, którego ściany są pomalowane na dziwny żółtawy kolor, a podłoga wyłożona drewnianymi panelami. To tu, twój pokój. - klepie brązowe drzwi i ciągnie za srebrną klamkę. - Odpocznij, tu masz klucz. - tymi słowami kończy i wychodzi, zostawiając mnie samą.

Pokój jest niewielki i dość minimalistyczny. Na jego środku znajduje się łóżko, które stoi przysunięte pod parapet okna. Po lewej stronie stoi mała szafka nocna z lampką,a po prawej komoda, nad którą wisi małe lustro. Odwracam się w stronę drzwi i upadam plecami na łóżko.

Zasypiam z natłokiem myśli i wrażeń minionych dni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro