Epilog
Króciutki dodatek, bonus na waszą prośbę. Od początku planowałam zostawić zakończenie otwarte i właściwie byłam zadowolona z pierwszego epilogu, ale widząc wasze komentarze, nie mam serca tak po prostu was zostawić. Przy okazji proszę przeczytajcie notkę pod tym rozdziałem.
***
Słyszałam krzyki, błagalny szept przy moim uchu, a potem już nic..
Głucha cisza, wszechobecna ciemność.
Czy tak wygląda śmierć? A może to już piekło? Ogarniający mnie chłód, samotność... Czy tak spędzę wieki. Nagle jasne światło zaczęło wkradać się w ciemność. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie umarłam.
Otwieram i zamykam oczy naprzemiennie, próbując przyzwyczaić się do białego drażniącego światła. Rozglądam się, nie wiem, co się stało, ale się domyślam.
Wzdycham ciężko.
Jestem w szpitalu. Leżę przypięta do maszyn, a w lewej ręce mam włożony wenflon. Pielęgniarka siedząca przy biurku obok mojego łóżka podnosi wzrok. Nasze spojrzenia się krzyżują, a ja nie mogę pojąć jej zdziwienia na twarzy.
- Dzień dobry. Jak się pani czuje? - blondynka w jasnoniebieskim fartuszku podchodzi do mnie.
- Dobrze. - wychrypiałam. Kobieta od razu podała mi wody i pomogła się napić. - Dziękuję. - powiedziałam.
- Pójdę po lekarza. - zaczęła jakby lekko zdezorientowana.
Po kilku minutach kobieta wróciła z mężczyzną w białym kitlu.
- Co się stało? - zapytałam bez ogródek. - Dlaczego tak mi się pani przygląda? Gdzie jest Victor? - dodałam nerwowo.
- Spokojnie pani Olivio. Proszę się nie denerwować. Pan Santoro został już poinformowany, że się pani obudziła. Jest w drodze. W międzyczasie proszę powiedzieć jak się pani czuje. - powiedział spokojnie doktor.
Zerknęłam w bok...
- Jak długo spałam? - zapytałam przerażona tym, co widzę obok mojego łóżka. Ozdoba bożonarodzeniowa.
- Trucizna spowodowała wiele szkód w pani organizmie. Wprowadziliśmy panią w stan śpiączki farmakologicznej, była pani nieprzytomna trzy miesiące...
Trzy miesiące nie było ze mną kontaktu...
- Ale... jak to możliwe? - wydukałam.
- Pan Santoro przywiózł tu panią w złym stanie. Nie wiem, co się stało. Jedyne czego się dowiedziałem to jaki środek pani zażyła. Proszę się nie martwić, szybko wróci pani do dawnej formy. Jest pani młoda a ciało szybko się regeneruje. Jeszcze przed świętami powinniśmy panią wypisać do domu. - lekarz zerknął na ekran telefonu. - Przepraszam na chwilę.
- Poinformowaliśmy już pani chłopaka, zaraz pewnie przyjedzie. - uśmiechnęła się pielęgniarka.
- Mojego... kogo?
- Pana Victora, przychodził tutaj codziennie. To skarb mieć takiego faceta. - zaśmiała się i poprawiła moją pościel.
Victor mi wybaczył, gdyby tak nie było nie przychodziłby tu codziennie. On mi wybaczył, ale czy ja potrafiłam wybaczyć sama sobie?
***
Mamy to! Tak jak pisałam na początku, ten rozdział to tylko króciutki bonus do poprzedniego. Zapraszam serdecznie na mojego instagrama autorskiego (nazwa: kreatywnacukiereczku). Zachęcam was też do przeczytania innych moich prac. Właśnie rozpoczęłam dwie nowe opowieści ,,Signore" oraz ,,Storm of secrets". Będzie i bardzo miło jeśli zajrzycie i dodacie do swoich biblioteczek!
Trzymajcie się ciepło!
Łucja
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro