Podwójny wybór
Gdy zadzwonił dzwonek niemal poskoczyłem z radości i rzuciłem się do drzwi. Po czym zrobiłem trzy kroki w tył i okryłem się kocem by nie świecić bokserkami przed nieznajomym. Kto wie czy nie ubrałem przez przypadek którychś z zawstydzającymi tekstami... dostałem od przyjaciela całą kolekcję tekstów typu "Nie umie gotować, ale dobry w łóżku." Sprawdził czy ten tekst pokrywa się z rzeczywistością i już się nie przyjaźnimy. Nie byłem dobry ani w łóżku, ani w gotowaniu. Mógłbym spalić dom gdybym tylko trochę się postarał i zrobił coś nie "z gotowca".
Z ulgą otworzyłem pizzę i zjadłem kilka kawałków. Resztę odstawiłem do kuchni, z radością pomasowałem się po pełnym brzuchu i przeciągnąłem. Och... poczułem na plecach nadruk, szybko zdjąłem T-shirt i ubrałem go jak należy. Wziąłem jeszcze ostatni kęs pizzy, była tak dobra że byłem gotowy docisnąć ją butem żeby zmieściło się we mnie więcej.
Mój telefon firmowy znowu głośno zaczął dzwonić. Westchnąłem głośno.
-Tyle z przerwy... - mruknąłem i odwróciłem się by ruszyć do salonu. Czułem się jak... w kawiarni. Albo na mieście. To nietypowe wiercenie w brzuchu jakby ktoś na ciebie patrzył. Stałem przez chwilę nieruchomo. Dziwne, jeszcze się tak u siebie nie czułem.
Wiercenie w brzuchu, pff... pewnie to pizza która nie wie jakim cudem zdołałem tyle w siebie wrzucić. Z większą energią nim wcześniej ruszyłem do pracy. Jeszcze tylko trzy godzinki rozmów z tymi matołkami.
***
Opierałem się o blat kuchenny czekając aż chłopak skończy jeść. Byłem gotów zaryzykować, jeśli zauważy że zniknął mu kawałek to trudno. Mam to w dupie. Jak nie zjem choć kawałka to zadźgam go nożem i z rozkoszą zjem całość. Do tej pory jedynie krzątałem się po kuchni, upiłem nieco mleka i znowu zjadłem kilka winogron. Poza tym myślałem już nad prysznicem. Im dłużej z tym zwlekam tym większa szansa że gość po prostu mnie wyczuje, co było w chuj żenujące...
Nareszcie zadowolony wszedł do kuchni, nie mógł mnie widzieć z wkurwioną miną i założonymi na klatce rękami. Był taki zadowolony... tak, jeszcze się poklep po brzuszku kurwa... wydrapałbym mu oczy i tak nie szkoda by było, żadna różnica z nimi czy bez. Zbliżyłem się do pudełka i zerknąłem do środka. Szynka i salami to zobaczyłem najpierw. Pieczarki, papryka i kukurydza oraz duża ilość sera. Mógłby sobie darować tą kukurydzę i może nawet bym go polubił za gust kulinarny.
Niespodziewanie gdy tylko zbliżyłem się kawałek w jego stronę... zobaczyłem jak blondyn podnosi ręce i zrzuca z siebie T-shirt. Zobaczyłem jego nagi tors i ładnie zarysowany brzuch. Wyglądał bardzo dobrze choć widać było że formę zrobił jakiś czas temu i nie ćwiczył od jakiegoś czasu. No i takie wcięcie w talii u mężczyzny... moi znajomi z którymi trenuję bardzo często zdejmowali koszulkę by jej nie przepocić, ale nigdy nie czułem do nich nic w rodzaju... tego co teraz. Jakkolwiek to nazwać. Może to przez to że on nie ma pojęcia.
Dopiero gdy T-shirt znowu znalazł się na swoim miejscu tak jak powinien, zrozumiałem co robił i zawstydziłem się. Zaskoczył mnie... nadal wpatrywałem się w niego z zachwytem nawet gdy zadzwonił telefon. Ale on zamiast wrócić do pracy nadal stał i patrzył w przestrzeń, zmarszczył na chwilę brwi. Zastygłem w bezruchu i wstrzymałem oddech. Gdyby to była normalna sytuacja co bym powiedział? Dwa kolejne dzwonki bez brania oddechu, blondyn rozchmurzył się na twarzy i wrócił do pracy, a ja... dorwałem się do pizzy.
Zjadłem dwa kawałki. Jeden to już był za dużo, ale dwa... liczyłem w duchu że nic się złego nie stanie. W końcu co? Zadzwoni na policję i powie że ktoś mu zjadł pizzę? Jakoś nie mogłem przyjąć do siebie tej wiadomości. Pokrzepiony jedzeniem nabrałem nieco odwagi i ostrożnie otworzyłem jeszcze dwie szafki do których nie zaglądałem. Bingo! Nim się zastanowiłem co robię zjadłem jedno z trzech snickersów. Papierek schowałem w koszu, oczywiście po cichu. Korzystając z dobrej passy ruszyłem do łazienki.
Stanąłem przed lustrem. Moje czoło było całe umazane we krwi, splątało się z kasztanową burzą włosów które były w okropnym stanie. Przetłuszczone zlepiły się w strączki, nieco brudne nawet od błota. Mój prosty nos nieco opuchł ale cieszyłem się że nie jest złamany. Usta były jedynie popękane i przesuszone po wariackiej ucieczce. Miałem wrażenie że kości policzkowe które zwykle i tak były mocno wycięte teraz bardzo się uwydatniły, tak samo jak kości żuchwy. Podniosłem brudną koszulkę i spojrzałem na siebie w lustrze. Ktokolwiek by mnie zobaczył powiedziałby "ale dociąłeś". No tak, ostatnie dni jakoś ze stresu nie mogłem jeść, po białym często nawet nie miałem chęci. Potrzebowałem innej energii niż ze zwykłych kalorii. A potem to wszystko...
Plus był jeden malutki, bo zwykle nie myśli się o takich rzeczach... ale w chuj nie chcę u niego srać. Nie dam rady ze strachem że mnie usłyszy lub poczuje zapach. Będę czekał aż wyjdzie gdzieś na zakupy, na razie nie było hmm... ciśnienia. Ostrożnie nawilżyłem dłonie i po kropelce, po cichu, zmywałem krew z twarzy. Nawet nieco udało mi się doprowadzić włosy do ładu. Na czole miałem niewielkie rozcięcie.
Kran odkręcałem minimalnie, ale jednak, w momencie gdy nabierałem wody w dłonie drzwi łazienki się otworzyły. Chłopak zamknął je na klucz i wyszukując dłonią muszli zaczął zdejmować bokserki.
Sam nie wiedziałem czy pobladłem czy oblałem się rumieńcem. Bardzo ostrożnie wyłączyłem wodę, na bezdechu odsunąłem się o krok do tyłu. Chciałem nie patrzeć by dać mu prywatność, ale bardziej bałem się zostać nakryty i wyrzucony z chwilowego schronienia niż przejmowałem się że robię coś niestosownego. Może nawet dostałbym przepychaczem do kibla po głowie. Kto wie do czego jest zdolny.
Z ulgą zrozumiałem że jedynie robił siku. Podtarł się i gdy ubierał się na moment zamknąłem oczy. Nie chciałem aż tak... nie mogłem... czułem że się duszę. Brakowało mi tlenu, a może to on to powodował, może to fakt że patrzę jak... co ja do kurwy odwalam. Podszedł umyć ręce. Był krok ode mnie, poczułem jego różane mydło. On poczuł jednak coś innego. Kurwa, wiedziałem. Wyłączył wodę i nachylił się nad umywalką. Powąchał, potem podszedł znowu do toalety i ponownie spuścił wodę. Wymacał na ścianie odświeżacz powietrza i kliknął kilka razy. Nim wrócił do mycia rąk znowu powąchał umywalkę. Na tym się na szczęście skończyło. Jego zdziwiona twarz nawet nieco mnie rozbawiła gdy pomyślałem sobie o tym z perspektywy czasu kiedy już wyszedł z toalety. "No staram się... staram..." pomyślałem w duchu i wróciłem do powolnej czynności przywracania się do stanu używalności.
Umyłem sobie twarz, włosy, ramiona, pachy i klatkę. To chyba całkiem sporo biorąc pod uwagę moją sytuację, prawda? Nie mogłem ubrać starej koszulki. Wtargnąłem do szafy mojego nowego współlokatora i wybrałem najbardziej zwyczajny, czarny T-shirt jaki posiadał. Chyba na prawdę facet był ślepy. W tej szafie nic do siebie nie pasowało. Wszystko było kolorowe lub pokryte kolorowymi nadrukami. Pozostała kwestia co zrobić ze starym ubraniem. Mogłem je wyrzucić do kosza razem z papierkami po snickersach ryzykując że ją jakoś zauważy, lub wrzucić do pralni gdy będzie spał z nadzieją, że go nie obudzę. Wybrałem kosz na śmieci. Po drodze do kuchni usłyszałem rozmowę z tłumaczem Google. Wtf. Starałem się wcisnąć T-shirt jak najgłębiej do śmietnika... chciałem być już w salonie i posłuchać co odwala ten człowiek. Po drodze podkradłem jeszcze parę winogron. Znowu.
- Nie mam zamiaru, to dupek. - powiedział do telefonu i zagryzł chipsa. Wyjątkowo niezdrowo się odżywiał, mógł wziąć ze mnie przykład. Telefon cicho zawibrował i po jednym kliknięciu usłyszałem znowu dźwięk tłumacza Google. "Nie mówię o dupku. Masz pecha do randek z facetami po prostu. Ale za tydzień liczę że przyjdziesz z parą."
Rozdziawiłem usta i gdyby w tym momencie nie padła dokuczliwa odpowiedź chłopaka... może by usłyszał jak winogron wypada mi z rąk.
- Pieprz się. Nie będę tylko dla Ciebie znajdować pary. Urodziny masz co roku. - odrzucił telefon na kanapę, ale nie wyglądał na wkurzonego tylko raczej smutnego. " I co roku przychodzisz sam." Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Jestem romantykiem, dobrze wiesz, nie da się nikogo normalnego poznać na Tinderze. - jękną do telefonu. "Ale teraz masz podwójny wybór. Haha." Mechaniczny śmiech robota wydał mi się upiorny w tej chwili.
- Mam teraz podwójnego kosza. - mruknął i podniósł się nagle. W ostatniej chwili zrobiłem unik by mógł przejść koło mnie bez szwanku. Poszedł włączyć muzykę. Tym razem w salonie. Cieszyłem się bo robiło się ciemno i powoli przestawałem go widzieć. Więc facet był bi. Miałem jednego kumpla geja, ale był bardziej niż stereotypowy. Łaził w kolorowych włosach, malował paznokcie i do wszystkich naszych koleżanek mówił "giiiirl" wydymając usta. Lubiłem go za gust muzyczny i lekkie podejście do życia. No i zabawnie się mu dokuczało wiedząc że na mnie leci. Ale ten tutaj wygląda tak normalnie, że dałbym sobie rękę uciąć że jest hetero.
No i co? No i teraz nie miałbym ręki.
-Jutro idziemy na pływalnie wieczorem? - zapytał i wsypał sobie całą garść chipsów do ust. Cóż, jeśli chce się tak zajadać to trzeba też popływać. Rozumiałem już typ budowy jego ciała, dlatego taka lekka rzeźba a... poczułem znowu rumieniec więc wrzuciłem do ust winogrono. Wyjątkowo swobodnie zaczynałem się czuć w jego towarzystwie. Nawet nie mówiąc ani słowa. "Podjadę po ciebie po dziewiętnastej żabko." Odpowiedź mnie podburzyła. Do dorosłego mężczyzny nawet przyjaciel nie powinien mówić żabko, wiem doskonale kiedy używa się takich słów. Albo kiedy ty na kogoś lecisz, albo kiedy wiesz ze ktoś na Ciebie leci i się tym bawisz. Chłopak jednak kompletnie nie zmienił wyrazu twarzy tylko odparł do telefonu krótkie "ok" i znowu wsłuchał się w muzykę. Po chwili zaczął znowu nucić ulubione melodie, a ja siedziałem po turecku na przeciwko niego i oglądałem go jak najlepszy możliwy program telewizyjny.
Blondyn jest biseksualny. A ja? Miałem nawet długi moment w swoim życiu gdy myślałem że jestem aseksualny... ale chyba nie. Zdecydowanie nie...
Chłopak ułożył się wygodniej, a jego T-shirt podwinął nieco do góry odsłaniając kawałek skóry na brzuchu. Poczułem mrowienie... w podbrzuszu, gorąc uderzył mnie znów w policzki. Cholera... zdecydowanie nie jestem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro