Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

# 57

Przybyłam na omówiona miejsce dużo przed czasem. Pierwszy raz aż tak bardzo się denerwuję. W nocy ledwo spałam, zaś na lekcjach nie byłam skupiona w ogóle.  Co mam powiedzieć Tsukkiemu wiem doskonale. I to mnie przeraża. Moje zdenerwowanie potęguje fakt, że on również chce mi coś powiedzieć. Tylko co? W takim stresie nic nie wymyślę. Zaczęłam chodzić po klasie pomiędzy ławkami. Muszę go do siebie zniechęcić. Nie mogę pozwolić, aby ci bandyci napadli na Keia. Jeśli od Sougo dotarli do mnie, równie dobrze mogą zrobić coś jemu. A przecież on nie ma z tym nic wspólnego.

Miałam jakiś zalążek nadziei, że może nie przyjdzie. Po nim można spodziewać się wszystkiego. Wtedy może byłoby mi łatwiej stąd wyjechać. Bez żadnych szczególnych pożegnań. Niestety jak zwykle moje prośby nie zostały wysłuchane. Drzwi do klasy otworzyły się i w progu staną blondyn.

- Sakura, a co ty tu robisz? - zapytał, zdziwiony moim widokiem.

- Chodzę jak widzisz.

- To wiem. Ale dlaczego w tej klasie? Czekam na kogoś.

- Na dziewczynę? - Dopiero teraz się zatrzymałam i spojrzałam na niego z zaciekawieniem.

- Mam nadzieję - powiedział, jakby do siebie, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi.

- Może ci pomogę. Jak się nazywa? - Skoro to ma być nasz ostatnia rozmowa, nie powiem mu od razu, że to ja. Choć mam dziwne przeczucie, że on i tak to wie.

- Co ty taka ciekawska? - Uśmiechną się pod nosem, po czym oparł się o najbliższa ławkę.

- Taka po prostu jestem. Czekasz na Saki? - Ja również przystanęłam, nieustannie patrząc na niego.

Zauważyłam ciekawość na jego twarzy.

- Tak, a skąd wiesz?

- Znam ją.

- Żartujesz? I może z nią rozmawiałaś? - Wyczułam w jego głosie kpinę.

- Nie, nie rozmawiałam. - Znudziła mnie ta rozmowa.  Trzeba w końcu przejść do sedna sprawy. - Trudno jest rozmawiać sama ze sobą.

- Słucham? - Spojrzał z irytacją. Pewnie nie lubi, kiedy nie rozumie, co się wokół niego dzieje.

- To ja jestem Saki.

Otworzył szeroko oczy, ale nie wyglądał na szczególnie zdziwionego. Po chwili uśmiechnął się.

- Tak myślałem, ale pewny nie byłem. Ciesze się, że ta zagadka sie wyjaśniła. - Wyprostował się, po czym ruszył w moim kierunku. Zatrzymał się na przeciwko mnie. - Czyli jak naprawdę masz na imię?

- Sakura Okita. Reszta, o czym ci pisałam była prawdą.

- Okej - odpowiedział, jakby to było dla niego oczywiste od początku. - Chciałaś ze mną porozmawiać.

- No tak, więc...

- Wybacz, że przerwę, ale czy ja mógłbym powiedzieć pierwszy? Trochę się denerwuje. Oczywiście jak pozwolisz. - Ostatni raz, kiedy tak do mnie powiedział, to skończyło sie tym, że mnie pocałował.

- Pozwalam.

Patrzyłam na niego oczekująco.

- No więc, zacznę od tego, że chcę cię przeprosić.

- Przeprosić?

- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. Byłaś na mnie zła, bo trochę ciebie olewałem. - Czyli zauważył. Myślałam, że ma mnie gdzieś.

- Trochę? - prychnęłam lekceważąco.

- Dobra, przyznaję. Bardzo cię olewałem. Ale miałem powody.

- Na przykład jakie? - Założyłam ręce na piersi, żebym wyglądało to tak, jakbym mnie nie obchodziło, co ma mi do powiedzenia. W końcu muszę się z nim pokłócić. Jutro wyjeżdżam i nigdy więcej się nie spotkamy. Musi mnie znienawidzić. - Nowa dziewczyna, którą sobie omotałeś wokół palca?

- Co? Ty nic nie rozumiesz - próbował się tłumaczył.

- I jeszcze uważasz, że jestem głupia. Świetnie. - Udawałam zirytowaną. Prawie w ogóle nie patrzyłam na Keia. Gdybym na niego spojrzała od razu bym zmiękła i nici z planu.

- Nie jesteś głupia. Jesteś mądra, ładna i bardzo cię lubię.

Roześmiałam się na te słowa.

- Nauczyłeś się tego na pamięć i powtarzasz to każdej dziewczynie, co?

- Ja naprawdę tak myślę - odparł już z lekką desperacją.

- Tsukishima, którego poznałam, w życiu by tak nie powiedział. Jest on oschły, trudno go zmusić co powiedzenia cokolwiek, rzuca ironią na prawo i lewo. - Gestykulowałam przy tym całkiem dużo. Machałam rękami, aby zwiększyć dramaturgię. Muszę przyznać, że całkiem nieźle mi to wychodzi. - Zjedz snickersa, bo nie jesteś sobą. 

- A może to ty mnie zmieniłaś. Może to dzięki tobie, teraz taki jestem. - Jego oczy zaczerwieniły się. Patrzyliśmy na siebie, nie wiedząc, kto ma teraz zabrać głos. On tak na serio? On... naprawdę coś do mnie czuje? Po co on to mówił? Teraz będzie mi jeszcze trudniej zakończyć tą znajomość. - Wszystko ci wyjaśnię. Unikałem cię, bo sądziłem, że... ech... nie chciałem się narzucać. Myślałem, że jesteś zła na mnie za ten pocałunek. Wolałem poczekać, dać sobie trochę czasu.

- Kei, jakbym była zła, to chyba bym się do ciebie nie uśmiechała i nie nawiązywałabym kontaktu wzrokowego z tobą, nie sądzisz?

- Tak, masz rację. A druga sprawa. Nie byłem za bardzo rozmowny w szpitalu i w ogóle rzadko cię odwiedzałem. Mam na to wytłumaczenie. Czekałem na coś ważnego i...

- Dobra, nie tłumacz się ze wszystkiego. Bez przesady.

- Ale to ma związek z tobą. - Po tych słowach wyjął z kieszeni marynarki małe czerwone pudełeczko. Wyglądało jak opakowanie do pierścionka zaręczynowego, było tylko trochę szersze. Zaniemówiłam,  nie mogąc odwrócić wzroku. - Proszę to dla ciebie. - Wyciągnął swoją dłoń z pudełeczkiem w środku w moim kierunku. 

- Nie mogę tego wziąć. - Pokręciłam przy tym przecząco głową.

- Ty nie możesz, tyko musisz. To nic takiego, choć trochę się nachodziłem, aby to kupić.

Już miałam przyjąć, kiedy w porę przypomniałam sobie, że przecież nie po to się tu spotkaliśmy. To pożegnanie, choć on jeszcze o tym nie wie.

- Nie.

- Nawet nie nie denerwuj - powiedział z uśmiechem, po czym wziął moją dłoń i położył na niej pudełeczko. Było ono zadziwiająco lekki, jakby było puste. - Wiesz, jeszcze nigdy nie czułem się tak dziwnie w towarzystwie jakieś osoby. Muszę ci wyznać, że jesteś pierwszą dziewczyną w której... - zrobił dłuższą pauzę - się zakocham.

Spuściłam wzrok. Jak, pytam się, jak mam mu teraz powiedzieć, że z nami koniec, choć jeszcze wszystko dobrze sie nie zaczęło? Oczy zaczęły mnie piec. Zamrugałam kilka razy, aby opanować łzy. Pierwszy chłopak wyznał mi, że mnie kocha, a ja muszę go porzucić. Ale trzeba to zrobić. Za bardzo sie o niego martwię. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, bo ci ludzie z gangu zrobiliby Tsukkiemu, jakby dowiedzieli się, że jest dla mnie ważny. Od razu pojawił mi się przed oczami obraz zakrwawionego Keia w jakieś melinie, pobity, brudny. Muszę go uratować. Jest to jedyna rzecz jaką mogę dla niego zrobić. Kiedyś może to zrozumie i mi wybaczy.

- Nienawidzę cię, Tsukishima - fuknęłam pod nosem.

- Możesz powtórzyć, bo nie usłyszałem - odparł tym swoim słodkim głosem.

- NIE KOCHAM CIĘ, TSUKISHIMA! - krzyknęłam, patrząc na niego zapłakanymi oczami.

Na początku zauważyłam w jego oczach niedowierzanie, jakby myślał, że zaraz krzyknę: Żartowałam Tsukki. Ja też cię kocham. Lecz niestety, kiedy zobaczył, że mój wyraz twarzy się nie zmienia i nie mam zamiaru odwoływać tego, co przed chwilą powiedziałam, jego oczy posmutniały.

- Ale jak to?

- Tak to. Myślałeś, że mi się podobasz. Myślałam, że jesteś inteligentniejszy. - Roześmiałam mu sie prosto w twarz, choć tak naprawdę w sercu czułam ból, pewnie nie mniejszy jaki on odczuwa. - Zrobiłam to specjalnie. Zaczęłam najpierw do ciebie pisać, abyś do mnie przekonał. Potem, kiedy już wiedziałam, że mnie polubiłeś przeszłam do działania w szkole. Strasznie łatwo było cię poderwać.

- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał słabym głosem. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zaczerwienione oczy, blada twarz. Przepraszam Kei. To pierwszy i ostatni raz, kiedy robię ci coś takiego.

- Dużo dziewczyn się w tobie podkochuje, nie sądzisz? Ale ty masz je gdzieś. Mógłbyś chociaż kulturalnie odmówić, a nie robisz im nadzieję.

- Nigdy nie robiłem im nadziei! Jesteś pierwszą dziewczyną...

- To już słyszałam i niezbyt mnie to obchodzi - przerwałam mu, zakładając ręce na piersi. Próbowałam nie patrzeć mu w oczy. Sama miałam ochotę się rozpłakać. Trudno mi jest powstrzymać łzy, ale muszę dać radę. Dla Tsukkiego.

- Rozumiem - Wyprostował się, próbując się ogarnąć. Jego głos już bardziej przypomina jego dawny ton. Zdjął okulary, przetarł oczy rękawem marynarki, po czym z powrotem je założył. - W takim razie chyba nie mamy o czym rozmawiać. - Odwrócił się do mnie plecami, idąc w kierunku drzwi.

- Ej, a to pudełko!? - krzyknęłam za nim.

On nie odwracając się, prychną.

- Możesz sobie to zatrzymać. Jak ci się nie spodoba, możesz wyrzucić. Rób co chcesz - Otworzył drzwi, wyszedł na korytarz, po czym trzasnął drzwiami, że pewnie w całej szkole go słyszeli.

Nasłuchiwałam jego kroków. Kiedy tylko przestałam je słyszeć, osunęłam się na podłogę. Nawet nie wiedziałam, że będzie mi tak trudno to zrobić. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Teraz mogę sobie popłakać do woli. Nikt mnie nie widzi jestem sama. I zostanę sama. To wszystko przez Sougo. Gdyby nie został policjantem, nie łapałby bandytów, a oni nie napadaliby na mnie i nie musiałabym się przeprowadzać. Mój brat jest kretynem. Nie mógłby zostać lekarzem, śmieciarzem czy kimś innym. 

Nagle przypomniałam sobie o pudełeczku, które ściskałam tak mocno, że opakowanie odrobinę sie pogięło.  Usadowiłam się wygodniej na podłodze, uginając nogi przed sobą. Delikatnie ujęłam paczuszkę, zdejmując pokrywkę. Widok zaparł mi dech w piersiach. W środku znajdował się wisiorek w kształcie przepołowionego serca. Niby srebrny, taki zwyczajny, ale jest to najpiękniejsza rzecz jaka w życiu dostałam. Na połówce serca było wygrawerowane moje imię. Przetarłam kciukiem napis. Teraz jest mi jeszcze trudniej pogodzić się z moim wyborem. Może wcale nie trzeba było tego robić. Nie wyjechałabym do Tokio, po zakończeniu roku uciekłaby razem z Keiem gdzieś daleko. Ale niestety. Teraz jest za późno. Po raz kolejny przed oczami pojawiła mi sie jego twarz. Tym razem uśmiechnięta, bez cierpienia w oczach. Kiedy tak o nim myślę, był on dla mnie najcudowniejszą osobą.

Ścisnęłam wisiorek w dłoni, po czym nie przejmując się czy ktoś usłyszy, zaczęłam głośno i żałośnie płakać.

Przepraszam, Tsukki. Nie zasłużyłeś na taką egoistyczną osobę, jak ja.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro