# 47
Pół roku później
Dni mijały bardzo szybko. Codziennie odwiedzałam Tsukki'ego, zazwyczaj z Yamaguchim. Nawet nie zauważyłam, kiedy okres wakacyjny minął i trzeba było wrócić na zajęcia. Wtedy nie miałam już tak wiele wolnego czasu, ale i tak znajdowałam go dla niego. Cieszyłam się widząc jak wraca do zdrowia i nawet częściej się uśmiecha. Robiło się wtedy ciepło na sercu, bo nawet w liceum nie widziałam go takiego.
Podczas moich wizyt opowiadałam mu, co takiego dzieje się na uniwersytecie i wyliczam wpadki, jakie zaliczał Tadashi. W momencie, kiedy o tym mówię on jest obok, zaczyna się czerwienić i tłumaczyć, że to wcale nie było tak, a większość z tego zmyśliłam. Śmieliśmy się wtedy z jego wyjaśnień.
Szybko też nadeszła zima.
***
Znajdowałam się w niedużej kawiarni. Nie żebym chciała tu być. Tsukki umówił się tu ze mną, bo pragnął mi coś powiedzieć. Nie mam bladego pojęcia co i nawet się tego nie domyślam. Oczywiście nie żałuję, że Kei mnie gdzieś zaprosił, tylko chodzi o to, że na zewnątrz jest tak przeraźliwie zimno, że wolałabym nie wychodzić z akademika. A przecież mieszkamy w tym samym budynku.
Siedziałam przy niedużym stoliku przyglądając się filiżance z herbatą. Okularnik wyszedł ze szpitala miesiąc temu. Zaraz po jego opuszczeniu strasznie się o niego martwiłam. Gdziekolwiek by nie poszedł dzwoniłam do niego i pytałam, gdzie jest. Na początku przyjmował moje nadopiekuńcze zachowanie ze stoickim spokojem, lecz po kilku dniach oznajmił mi, żebym nie zachowywała się jak jego matka i dała mu choć trochę więcej świętego spokoju. Zrozumiałam to i uszanowałam jego decyzję.
Tsukishima zaczyna drugi rok studiów dopiero od drugiego semestru, bo większość pierwszego przeleżał w szpitalu. Wykładowcy, kiedy dowiedzieli się, co mu się przytrafiło, bez najmniejszego problemu zgodzili się, aby rozpoczął z lekkim opóźnieniem. Wiedzą, że jest mądry i na pewno da radę zaliczyć pierwszy semestr.
Nagle usłyszałam jak drzwi kawiarni otworzyły się. Poza tym osoba ta wpuściła do środka mroźne powietrze, więc nie dało się tego nie zauważyć. Od razu spojrzałam w tamtym kierunku, bo siedziałam akurat na przeciw wejścia.
Tą osoba był Yamaguchi. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a kiedy mnie zobaczył od razu podszedł.
- Hej. Też czekasz na Tsukkiego? - zapytał zdejmując gruby, ciemny płaszcz i wieszając go na oparciu krzesła.
- Niestety też - odparłam zastanawiając się, po co zaprosił też Tadashi'ego. Myślałam, że chce to coś powiedzieć tylko mi. Po co mu do tego jeszcze nasz wspólny przyjaciel?
Piegus usiadł na przeciwko mnie, zaś ja rozejrzałam się po pomieszczeniu. Kawiarnia miała całkiem ładny wystrój, w takim romantycznym stylu. Białe meble, delikatnie różowe dodatki; ogólnie rzecz ujmując - myślałam, że blondyn zaprosił mnie na randkę. Poza tym oprócz nas nie było tu nikogo, nie licząc obsługi. Wprost idealna sceneria i nawet to zimno by mi nie przeszkadzało.
Nie zdałam sobie nawet sprawy z tego, że bębnię palcami o blat stołu.
- Nie denerwuj się. Na pewno zaraz przyjdzie - pocieszył mnie przyjaciel myśląc, że moje zdenerwowanie spowodowane jest tym, że okularnika jeszcze nie ma. Ma trochę racji, ale nie do końca.
Po chwili drzwi znowu się otworzyły. "Nareszcie" - pomyślałam mając nadzieję, że Tsukishima w końcu się zjawił.
Myliłam się boleśnie. W progu stali prawie wszyscy moi znajomi z Karasuno. Zauważyłam Daichi'ego, Suge, Asahi'ego, Noyę, Tanakę, Hinatę i Kageyamę. Z bezsilnością położyłam głowę na stoliku i nakryłam ją rękoma. Ja zaraz nie wytrzymam.
- Hej - odezwały się dwa głosy nad moją głową. Podniosłam się już trochę bardziej spokojniejsza. Obok mnie stał Daichi, a obok niego Suga. - Też czekacie na Tsukishimę?
Popatrzyłam na przyjaciela. Chyba dostałam deja vu, bo jakbym to pytanie już gdzieś słyszała.
- Witajcie. Tak, czekamy. Chciało wam się wszystkim przychodzić w taką pogodę? - Ciekawość zwyciężyła. Może oni wiedzieli, o co może chodzić okularnikowi.
- I tak nie mieliśmy nic ciekawszego do roboty. Poza tym odpoczynek zawsze się przyda - odpowiedział z uśmiechem brunet. - I oczywiście jesteśmy ciekawi, co powie Kei.
- My też - dodałam cicho. Reszta byłych zawodników już usiadła przy innych stolikach, a i ta dwójka dołączyła do nich.
Popatrzyłam na zegar znajdujący się na ścianie po lewej stronie. Spóźnia się już dwadzieścia minut. Co takiego go zatrzymało.
W tej chwili gdy o tym pomyślałam, co środka znowu ktoś wszedł. I tym razem to już był nasz długo wyczekiwany gość. Tylko, że nie przyszedł sam. Za nim kroczył Kuroo, Bokuto i Iwaizumi. Takie trochę niedopasowane towarzystwo, przede wszystkim atakujący Aoba johsai.
Trójka będąca za nim usiadła w pobliżu niego, zaś Tsukki stał nadal na środku rozglądając się wokół.
- Chyba wszyscy są - powiedział na głos, choć skierował to raczej tylko do siebie.
Znowu zaczęłam uderzać palcami o stolik. Teraz jest tu tłum ludzi, a on się jeszcze cieszy, że wszyscy przyszli. Jak nic pogadam z nim jak wrócimy do akademika.
- Cieszę się, że postanowiliście tu przyjść, choć nie musieliście - rozpoczął uroczystym tonem. Miałam wielką ochotę krzyknąć do niego, żeby przeszedł już do rzeczy, ale widząc skupienie na twarzach pozostałych postanowiłam się nie odzywać.
- Nie będę już przeciągał i powiem to, co mam do powiedzenia. Chciałbym wam bardzo podziękować. - Nagle w sali zapanowała taka cisza, że słychać było nawet samochody jeżdżące po ulicy. Pewnie nikt nie spodziewał się takich słów po nim, bo większość z nich znała tylko jego charakter z liceum. - Podziękować za to, że chciało wam się planować mecz siatkówki mając nadzieję, że odzyskam pamięć. To był przede wszystkim twój pomysł Kuroo, prawda? - zwrócił się do byłego kapitana Nekomy.
- Nie będę ukrywał, że od początku to była tylko moja inicjatywa. Wszystko zorganizowałem sam. - Mówiąc to wypiął pierś do przodu, dumy z siebie jak nigdy.
Lecz zaraz oberwał w tył głowy od Bokuto, który odrzekł, że sam to gówno by zrobił. Kłócili się jeszcze chwilę, aż musiał interweniować Iwaizumi, który zawsze uspokajał tylko Oikawę. Teraz musiał załagodzić konflikt między dwoma znajomymi z kompletnie innych drużyn. Po chwili znowu nastała cisza.
- Ten pomysł niestety nie wypalił, ale i tak to doceniam. Po drugie chciałbym was przeprosić za moje zachowanie. Wiem, że idealny nie jestem, ale postaram się od teraz być choć nieco milszy.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Popatrzyłam też po twarzach osób znajdujących się niedaleko mnie. Większość z nich była jeszcze bardziej zaszokowana niż po podziękowaniach. Jak nic mu się to nie uda, ale nie będę wyrażać swojego zdania na głos. Niech wierzy w siebie, a ja postaram się mu pomóc. Hmm... Milszy Tsukishima? Dokąd ten świat zmierza. Nie wyobrażam sobie tego.
- No i ostatnia sprawa. Mówiłam, że długo to nie zajmie. Ale do rzeczy. - Wziął głęboki wdech, po czym zaczął mówić: - Tylko, że to kieruję głównie do Sakury. - Wszystkie pary oczu od razu zaczęły patrzeć na mnie. Czułam jak mimowolnie zaczynam się czerwienić. Nie lubię być w centrum uwagi.
- Czy zechciałabyś polecieć ze mną do Los Angeles? - zwrócił się do mnie, patrząc mi prosto w oczy.
Przyznam się, że trochę długo do mnie docierało to pytanie, ale na szczęście szybko odzyskałam jasność umysłu.
- Ja... Ale po co chcesz tam lecieć?
Zobaczyłam po minie Kei'a drobne zmieszanie, jakby wstydził się mi to powiedzieć przy wszystkich. Dopiero po chwili zauważyłam jak dotyka swoich policzków, na których zostały widoczne blizny po tamtym okropnym dniu.
Zrozumiałam, co takiego ciągnęło go do Stanów. Operacja, dzięki której owe ślady nie byłyby widoczne. Wspominał mi o tym mimochodem, ale sądziłam, że tak tylko o tym mówi. Kiedy spostrzegłam, że nie chce o tym mówić reszcie, nie oczekiwałam już od niego odpowiedzi.
- Jak mogłabym w takiej sytuacji cię opuścić. Oczywiście, że lecę.
Spostrzegłam, że nikt nie wie, o co chodzi, ale i tak zobaczyłam uśmiechy na ich twarzach. Byli szczęśliwi, że jednak się zgodziłam. Usłyszałam nawet pojedyncze klaśnięcia w dłonie.
Popatrzyłam na Tsukki'ego. Tego uroczego śmiechu, którym mnie w tym momencie obdarzył nie zapomnę do końca życia.
To był ostatni rozdział, a przed nami tylko epilog :'-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro